Quantcast
Channel: Stereo i Kolorowo - Underground
Viewing all 1477 articles
Browse latest View live

Kolumny podstawkowe Klipsch RP-150M - zapowiedź testu

$
0
0
W zeszłym tygodniu, od polskiego dystrybutora marki firmy DSV z Gdyni, odebrałem najnowszy "kombajn" (czyli wzmacniacz, odtwarzacz sieciowy i CD, DAC, tuner analogowy i DAB+) Pioneer NC-50DAB (czytaj TUTAJ). Kiedy z dziecięcą radością rozpakowywałem urządzenie, uruchomiłem je i dostroiłem, uzmysłowiłem sobie, że tak na dobrą sprawę nie dysponuję optymalnymi doń kolumnami. Przecież nie będę przyłączać do, bądź co bądź, budżetowego urządzenia wypasionych głośników podłogowych kosztujących powyżej 10 000 PLN albo 20 000 PLN, bo nie w tym sprawa. Ponadto uznałem, że optymalne w przypadku nowego Pioneera będą jakieś ciekawe monitory, a ja w tej chwili mam tylko własne Guru Junior (które jednak zajęte są ciągłym graniem w sypialni), albo aktywne Pioneer RM-05, których nijak nie da się przyłączyć do systemu Pioneera. Pomyślałem więc, że należy sprowadzić jakieś ciekawe i to najlepiej wysokoskuteczne monitory w cenie około 2 000 PLN. Ostateczny wybór padł na tytułowe Klipsch RP-150M (zobacz TUTAJ). Dopiero co przyjechały do mnie od polskiego dystrybutora E.I.C. Sp. z o.o.

Klipsch RP-150M to kolumny podstawkowe przynależące do serii Reference Premiere. Rodzina ta została wprowadzona na rynek w zeszłym roku. To całkowicie przeprojektowana linia kolumn głośnikowych, zaopatrzona w nowe przetworniki. Składa się z kolumn podłogowych RP-280F, RP-260F i RP-250F, głośników centralnych RP-450C, RP-440C i RP-250C, monitorów RP-160M i RP-150M oraz głośników surround RP-250S i RP-240S.

Uwagę zwraca hybrydowa tuba wysokotonowa TRACTRIX łącząca okrągły wlot ze specjalnie uformowanym kwadratowym wylotem. Jak pisze producent, pozwoliło to na uzyskanie poprawy brzmienia w zakresie najwyższych częstotliwości, rozszerzenie kąta promieniowania oraz wzmocnienie obrazowania źródeł pozornych i dynamiki. Całość wykonana ze skompresowanej gumy pozwoliło zwiększyć tłumienie wysokich częstotliwości, co wpływa pozytywnie na ograniczenie twardości przekazu i poprawia szczegółowość. Tytanowa kopułka wysokotonowa wsparta hybrydową tubą TRACTRIX zapewnia bardzo czysty i naturalny dźwięk. Z kolei zastosowane membrany z tworzywa Cerametallic są bardzo lekkie i sztywne, a przy tym wykazują minimalne "dzielenie" się membrany, co wpływa bardzo korzystnie na wytwarzane zniekształcenia. Membrany niskośredniotonowe z Cerametallic w połączeniu z tytanowym głośnikiem wysokotonowym LTS i nowatorską hybrydową tubą TRACTRIX mają zapewniać najwyższą wydajność kolumn w tej klasie.

Dane techniczne
 - Pasmo przenoszenia: 48 - 24 000 Hz +/- 3 dB
- Czułość: 92 dB @ 2.83 V/1 m
- Moc ciągła: 75 W
- Moc szczytowa: 400 W
- Przetwornik/ przetworniki wysokotonowe: 1" (2.54 cm) tytan, LTS, hybrydowa tuba Tractrix
- Przetwornik / przetworniki niskotonowe: 5.5” (14 cm), membrana Cerametallic
- Częstotliwość podziału: 1 500 Hz
- Rodzaj obudowy: Bass-reflex, port Tractrix, tył
- Gniazdo głośnikowe: pojedyncze.


Dwa zdjęcia Klipsch RP-150M z firmowej strony





Kilka poglądowych zdjęć; przepraszam za jakość, ale ciemno dziś w Gdyni okropnie...

Wzmacniacz słuchawkowy HiFiMan EF-6 i słuchawki magnetoplanarne HiFiMan HE-1000 - zapowiedź testu

$
0
0
We wrześniu br. od białostockiego dystrybutora Rafko miałem otrzymać do testów najnowsze HiFiMan Edition X, ale cała nowa partia sprzętu HiFiMan gdzieś zaginęła po drodze do Polski. Trzeba było czekać na odnalezienie przesyłki. W zamian Edition X dojechały do mnie inna para, a mianowicie HiFiMan HE-560. Co prawda nie są to premierowe słuchawki, bo do sprzedaży trafiły jakieś półtora roku temu, ale moim zdaniem, jak najbardziej warte uwagi i przypomnienia. Pisząc wprost, HE-560 całkowicie mnie oczarowały i zahipnotyzowały (czytaj test TUTAJ). W rezultacie przedłużyłem ich obecność u mnie aż do dwóch miesięcy. Oddałem je dystrybutorowi dopiero przed warszawskim Audio Video Show.

Po Audio Video Show Rafko miał od razu wysyłać do mnie wspomniane na początku HiFiMan Edition X, ale efektem warszawskiej wystawy, było to że, wszystkie Edition X szybko rozeszły się po Polsce. Tak więc znowu zostałem bez tych słuchawek. Jednak Rafko jako swoistą "rekompensatę" zaproponował wysyłkę na testy komplet wzmacniacz słuchawkowy HiFiMan EF-6 (zobacz TUTAJ) oraz słuchawki HiFiMan HE-1000 (zobacz TUTAJ). To zestaw referencyjny, jego cena zahacza o 24 000 PLN.

Tak opisuje producent HiFiMen EF-6: „Jeden z najmocniejszych i najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych na świecie. Zamiast klasycznego potencjometra - drabinka rezysotorowa - 24 krokowy ręcznie produkowany tłumik oparty na rezystorach DIP na wejściu i wyjściu obwodu. Wydzielona sekcja przedwzmacniacza wyposażona w op-ampy Texas instruments OPA627 (wejście) i typu FET OPA2604 (wyjście). Topologia wzmacniacza: 3-stopniowy obwód wyposażony w op-ampy Burr-Brown OPA627AP z mosfetami wyjściowymi Toshiba 2SK214 i 2SJ77. Sekcja zasilania oparta na filtrze CLC. Rozmiar, jakość i sztywność obudowy lepsza niż w wielu wzmacniaczach stereo.

Z kolei HiFiMan HE-1000 to: „Pierwsze w historii słuchawki wykonane z wykorzystaniem nanotechnologii! Ultraprecyzyjnie wykonana membrana HE-1000 ma grubość jednego nanometra, tj. 0.000001 mm – jednej milionowej milimetra! Oznacza to, że jest praktycznie niewidoczna gołym okiem. Masa takiego przetwornika jest praktycznie zerowa. Precyzyjna technologia gwarantuje niespotykane w innych słuchawkach szerokie pasmo przenoszenia oraz niezwykłą energię brzmienia i siłę membran, które potrafią wprowadzić w drganie nie tylko przepływające powietrze, ale poruszyć nawet całą obudowę słuchawek”. 

Zapraszam do lektury testu tego intrygującego zestawu za kilkanaście dni.









[Audio vintage]: tuner radiowy Kenwood KT-7500

$
0
0


Kilka słów o Kenwood Corporation
Kenwood Corporation (jap. 株式会社ケンウッド) to japońska firma założona w 1946 roku w Tokio jako Kasuga Radio Co. Ltd. W 1960 roku zmieniono nazwę na TRIO Electronics Inc., aby w roku 1986 przyjąć ostatecznie Kenwood Corporation. (Do tego czasu oficjalna nazwa to TRIO Electronics, Inc., a Kenwood to marka). Na początku firma zajmowała się głównie importem elektroniki, a potem wytwarzaniem tanich radioodbiorników. Nazwa „Kenwood” pochodzi od amerykańskiej marki Kenmore (którą Kenwood handlował w Japonii) oraz od końcówki słowa „Hollywood”. Taka ciekawostka. W 2008 roku Kenwood stał się częścią innej japońskiej korporacji, a mianowicie JVC. Dziś wspólnie tworzą JVC Kenwood Holding.

Na lata 70-te i 80-te dwudziestego wieku przypada gwałtowny rozwój firmy Kennwood, jak wielu innych podobnych japońskich, by wymienić tylko kilka z brzegu Sansui, Nakamichi, JVC, czy Akai. Dziś te firmy są jedynie wspomnieniem dawnych lat, wegetują gdzieś na peryferiach świata elektroniki i audio hi-fi. Ale pozostawiły po sobie mnóstwo doskonałych produktów. Nie inaczej jest w przypadku Kenwood. Z okresu lat 1970 – 1990 pochodzi wiele interesujących wzmacniaczy stereo, amplitunerów, magnetofonów kasetowych, czy tunerów radiowych i gramofonów. 

Do najciekawszych modeli należą między innymi amplitunery KR-10000 i KR-9600, wzmacniacze zintegrowane KA-9100 i KA-9150 oraz gramofon KD-990. Kenwood wypuścił także linię luksusową Supreme, do której należą modele 700M, 700C i 700T. Istniały też serie wypuszczane pod nazwą TRIO. Sprzęty Kenwooda wyróżniały się pięknym designem, czystą linią oraz wybornym dźwiękiem, często przewyższającym jakością większość europejskich, czy amerykańskich w porównywalnej cenie. Dziś urządzenia marki Kenwood/TRIO to często perełki audio vintage.

Warto wiedzieć, że do 1972 roku głównym inżynierem Kenwood był pan Jiro Kasuga, który w tym czasie odszedł aby założyć w 1973 roku własną firmę Kensonic (razem z bratem Nakaichi). W następnych latach nazwa Kensonic została zamieniona na …Accuphase. Do niej zaś dołączyli inni japońscy inżynierowie Shigemasa Saito i Yasumasa Ishizuki pochodzący z Marantza i Luxmana. Co istotne, Kensonic/Accuphase do późnych lat 80-tych był współwłasnością Kenwood Corporation. Istniała pełna kooperacja i wymiana technologiczna pomiędzy firmami. Niektóre modele Accuphase i Kenwood z lat 70-tych i 80-tych mają wspólny design, a nawet takie same gałki, czy identyczne wyświetlacze (patrz Accuphase E-405 versus Kenwood L-A1). Dopiero w latach 90-tych XX wieku Accuphase stało się niezależne. Ale to już zupełnie inna historia. Trzeba jednak podkreślić, że wiele know-how Accuphase było wykorzystywane w urządzeniach hi-fi marki Kenwood/TRIO i to szczególnie elektroniki budowanej w latach 70-tych i 80-tych.

Kenwood KT-7500
Kenwood KT-7500 produkowany był w latach 1977 – 1979. Kosztował 310 USD, co było dość sporą kwotą jak za tuner analogowy. Kenwood wytwarzał kilka serii tunerów nazywanych cyframi od 30XX do 90XX. Osobne tunery to topowa linia L, z ultra-referencyjnym L-01T. 

Ale wracając do KT-7500. Posiada 5-cio gangową głowicę i 5 filtrów. Jeden filtr jest stosowany do szerokiego pasma IF i 4 ustawienia dla trybu wąskiego pasma. KT-7500 ma regulator poziomu wyjściowego na przednim panelu, a także filtr FM MPX. Posiada oddzielną funkcję wyciszana i przełączników auto/mono. Na tylnym panelu są gniazda do oscyloskopu i kilku rodzajów anten. Jest też przełącznik deemfazy. Tuner ma dwie pary wyjść audio: „variable” i „fixed”.

KT-7500 występuje w wersji metalowej obudowy, jak i w drewnianej „szafce”. Ta druga (oryginalna) jest znacznie droższa. Co ciekawe, KT-7500 istnieje też w odmianie z brązowym frontem. To model KT-7550, który pojawił się na rynku w 1978 roku jako edycja specjalna.

Tytułowy radiooodbiornik, co tu dużo pisać, ma bardzo efektowny design, dodatkowo wspierany oryginalną drewnianą skrzynką obudowy w kolorze brązowym (ramka dookoła panelu frontowego) oraz czarnym (pozostała część). Na froncie dominuje szeroko rozciągnięta skala częstotliwości podświetlana żółto-bursztynowym światłem. Fenomenalnie to wygląda. Co istotnie, wszystkie napisy na panelu są najpierw wygrawerowane, a dopiero potem w zagłębieniach pomalowane czarnym lakierem. Dzięki temu chyba nigdy nie zetrą się.

KT-7500 jest poszukiwany przez znawców radia ze względu na jego bardzo niski poziom zniekształceń w szerokim paśmie, przy równoległej doskonałej selektywności. Dźwięk tunera jest bardzo szeroki i głęboki, plastyczny i żywy. Pięknie selektywny i detaliczny.

Kenwood KT-7500 został wypożyczony z warszawskiego Nomos Audio Vintage















Pioneer NC-50DAB: wzmacniacz, DAC, odtwarzacz sieciowy i CD oraz tuner DAB+

$
0
0


Trzy zdjęcia NC-50DAB ze strony Pioneer

Wstęp
Tak to się ostatnio porobiło w audio hi-fi, że czasem trudno precyzyjnie nazwać jedno urządzenie. Dziś recenzuję Pioneer NC-50DAB (zobacz TUTAJ), który właśnie nie jest łatwo w skrócie opisać. To typowy sprzęt "All-in-One", a więc w jednej obudowie zawartych jest niejako kilka układów spełniających różne funkcje. To przede wszystkim zaawansowany streamer sieciowy z obsługą serwisów Tidal, Spotify, czy Deezer. Ma wbudowany tuner internetowy TuneIn, jak i tuner cyfrowy DAB+ oraz analogowy FM. Poza tym zaopatrzony jest we wzmacniacz cyfrowy (klasy D) o mocy 2 x 50 Wat przy obciążeniu 4 Ohm. Urządzenie wyposażone jest w wysokogatunkowy SABRE32 DAC ES9016 z obsługą plików PMC i DSD do 11,2 MHz. Ponadto producent zaopatrzył też to urządzenie w klasyczny napęd płyt kompaktowych, a także w obsługę łączności Wi-Fi (Dual Band 5 GHz/2.4 GHz) jak i Bluetooth (Version: 4.1, Profile: A2DP/AVRCP, Codec: SBC/AAC), jak i AirPlay, co umożliwia strumieniowanie sygnału ze smartfonu lub innego sprzętu przenośnego.

Co więcej, można też tu przyłączyć via gniazdo USB dowolną zewnętrzną pamięć, etc. Na pokładzie są liczne wejścia cyfrowe i analogowe, co pozwala podłączyć praktycznie każde urządzenie - naturalnie, gniazdo słuchawkowe też jest. Warto podkreślić, iż z pozycji smartfonu można w pełni sterować NC-50DAB, choć pilot zdalnego sterowania jest w zestawie. Aby całkowicie pogrążyć Czytelnika nadmienię, że powyższy kombajn Pioneera ma również wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM! Co za gigantyczna wielofunkcyjność.

Wrażenia ogólne i budowa
Czytelnik już wie, że Pioneer NC-50DAB to niejako zamknięte w jednej obudowie kilka osobnych urządzeń: wzmacniacz zintegrowany, odtwarzacz CD i sieciowy, DAC PMC i DSD (SABRE32 Ultra DAC ES 9016), przedwzmacniacz gramofonowy, tuner analogowy i DAB+. Należy więc napisać, że sprzęt dostarczany jest w dość sporawym pudle. Pośród powycinanych styropianów można znaleźć NC-50DAB oraz kilka akcesoriów. To przede wszystkim pełnowymiarowy pilot zdalnego sterowania, antena radiowa, kilka przewodów (RCA, sieciowy, USB), a także instrukcja obsługi oraz gwarancja.

NC-50DAB reprezentuje wzornictwo typowe dla Pioneera ostatnich lat. To zgrabna skrzynka z grubym aluminiowym frontem anodowanym na czarno (istnieje także wersja srebrno-aluminiowa). Pomimo że tytułowe urządzenie jest multi-funkcyjne, płyta czołowa nie jest jakoś specjalnie przeładowana. Dominują nań duże aluminiowe pokrętło głośności (zamontowane na skrajnej prawej stronie) oraz 3,5-calowy kolorowy wyświetlacz ciekłokrystaliczny (LCD), który jest głównym źródłem informacji. Po lewej stronie umieszczono szufladę napędu CD, a obok niej przyciski sterujące mechanizmem CD. Na skrajnej lewej stronie zamontowano metalowy przycisk sieciowy z niebieską diodą pośrodku. Poniżej umieszczono „oko” podczerwieni, gniazdo słuchawkowe 6,3 mm i gniazdo USB dla zewnętrznych pamięci. I tyle. Większą część funkcji uruchamiać należy z poziomu pilota zdalnego sterowania lub aplikacji zainstalowanej na smartfonie.

Z tyłu uwagę zwracają dwie pary metalowych (mosiężnych?) terminali głośnikowych. Są wysokiej jakości i wydają się być znacznie solidniejsze niż takie z tworzywa sztucznego. Obok nich, po lewej stronie znajduje się gniazdo sieciowe IEC. Prawą stronę tylnego panelu zajmuje gęstwina wejść i wyjść. Można tu znaleźć dwa wejściowe gniazda cyfrowe (optyczne i cyfrowe), które prowadzą do DAC PMC i DSD. Brak gniazda USB DAC. Tuż obok znajdują się gniazda analogowe RCA: para wejściowych dla źródła, para do wewnętrznego przedwzmacniacza gramofonowego MM (!) oraz pojedyncze wyjściowe dla subwoofera. Nad gniazdami phono zamontowano zacisk uziemienia, zaś obok gniazdo antenowe tunera FM/DAB. Z tyłu umieszczono również gniazdo sieciowe LAN oraz USB 5 V/1A. Obraz uzupełniają dwie antenki Wi-Fi i Bluetooth.

Tak pisze producent o Pioneer NC-50DAB: "W czasach, gdy świat HiFi opanowały gramofony, radia FM i odtwarzacze kasetowe, dobre sprzęty muzyczne były duże, drogie i skomplikowane. Z odtwarzaczem NC-50 DAB zbierasz owoce cyfrowej rewolucji i odzyskujesz sporo miejsca w salonie. W eleganckiej obudowie, w klasycznej formie, znajdziesz tutaj wszystko w jednym miejscu, czego dziś potrzebuje wymagający sprzęt: odtwarzacz CD, odtwarzacz sieciowy, radio cyfrowe i internetowe, serwisy muzyczne oraz wszystkie standardy streamingowe na smartfony i tablety. Wszystkie cyfrowe źródła – czy to zintegrowane, czy podłączone za pomocą wejść cyfrowych – wykorzystują audiofilski silnik DAC odtwarzacza N-50 DAB, technologię SABRE32 firmy ESS. Również wbudowany wzmacniacz jest bardzo nowoczesny: Własny wzmacniacz Direct-Energy-HD firmy Pioneer zapewnia przejrzyste, naturalne brzmienie oraz rezerwy mocy, które w przypadku konwencjonalnych urządzeń wypełniłyby całą obudowę. Wzmacniacz o dużej mocy ułatwia podjęcie jedynej decyzji, jaką trzeba podjąć samodzielnie w przypadku odtwarzacza NC-50 DAB: wystarczy po prostu połączyć go z głośnikami, które optymalnie pasują do Twojego gustu, muzycznego i estetycznego. Otrzymujesz urządzenie, które łączy doskonałą jakość i różnorodność funkcji systemu HiFi. A gdy nagle ogarnie Cię nostalgia, nic nie stoi na przeszkodzie, aby podłączyć do wieży gramofon. Przy całej różnorodności rozwiązań cyfrowych, pomyśleliśmy o wejściach analogowych, a nawet o wejściu phono".

Kilka spraw użytkowych
Do Pioneer NC-50DAB wystarczy podłączyć parę dobrych kolumn głośnikowych i to wszystko. Cała muzyka świata jest dostępna na wyciągnięcie ręki lub za jednym naciśnięciem guzika na pilocie zdalnego sterowania. Programowanie, stremowanie, ustawianie programów internetowych, etc. są bardzo  latwe i intuicyjne. Na przykład aby rozpocząć strumieniowanie z Tidal najpierw należy przyłączyć NC-50DAB do domowej sieci Wi-Fi (wpisać hasło z poziomu pilota), wybrać Tidal w opcjach internetowych (spośród TuneIn Radio, Spotify i Deezer) zalogować się do swojego konta. Zapamiętana muzyka na innych urządzeniach (np. Moja Muzyka, Playlisty, itd) jest widoczna na wyświetlaczu. Można grać. Fascynująca sprawa.

Jako że wewnętrzny wzmacniacz nie jest jakoś specjalnie mocny, ani wydajny (2 x 50 Wat przy obciążeniu 4 Ohm) warto zastanowić się nad doborem optymalnych kolumn do Pioneera. Myślę że właściwe będzie tu towarzystwo przede wszystkim monitorów, a nie kolumn podłogowych. W przypadku gdyby komuś brakowało basu przewidziano możliwość przyłączenia subwoofera. Z kolumn podstawkowych dobrałem ostatecznie Klipsch RP-150M ze względu: 1) na ich wysoką skuteczność 92 dB, 2) rozsądną cenę około 1 700 PLN (droższych nie ma co przyłączać), 3) dobrego firmowego brzmienia Klipsch oraz ciekawego designu. Oczywiście, mogą też być takie kolumny jak polskie Pylon Topaz Monitor i Pylon Pearl Monitor, czy Taga Harmony Platinium B-40 v.2, Tannoy Mercury 7.2 oraz Cabasse Surf.

 



Czarny aluminiowy panel frontowy; czarna obudowa 




Design typowy dla Pioneer; schludny i estetyczny, ale oszczędny

W tle kolumny Living Voice i Triangle

Wybór funkcji sieciowych: radio TuneIn, Spotify, Deezer i Tidal

Logowanie do konta Tidal; należy wpisać login i hasło - to wszystko

Polskie Radio Trójka via streaming TuneIn


Gram z Tidal Hi-Fi (FLAC 16 bit/44,1 kHz)

Wyświetlacz jest bardzo kontastowy



Pioneer jako system nabiurkowy; kolumny to Klipsch RP-150M


Wrażenia dźwiękowe
Do Pioneer NC-50DAB przyłączałem dwie pary kolumn: wspomniane powyżej Klipsch RP150M (cena to 1 700 PLN) oraz eksperymentalnie, droższe monitory Guru Junior (4 500 PLN). Przewody głośnikowe to Perkune Audiophile Cables.

Myliłby się ten, który pomyślał, że "sprzęt do wszystkiego jest do niczego". Japoński system udowadnia, że jest wręcz odwrotnie. Pomijając jego oczywistą multi-funkcjonalność, łatwość dostępu do muzyki, etc., Pioneer po prostu dobrze gra. Zapewnia pełny i masywny dźwięk, który równolegle jest plastyczny, gładki i czysty. To brzmienie kaloryczne, doprawione niezłą analitycznością i dużą dozą miękkiej analogowości. To wszystko osadzone jest na mocnych i sprężystych basach, pięknie rozłożystych i całkiem nisko schodzących. Całość brzmienia jest harmonijna i proporcjonalna. Nie odchudzona, ale też nie przeładowana. Czuć, że japońscy inżynierowie Pioneera zaaplikowali w NC-50DAB rozwiązania amplifikacji z droższych i bogatszych urządzeń. Nie słychać zbytnich oszczędności. Dźwięk jest dobrze skrojony i zaadoptowany. Owszem, można czepić się mniejszej (niż w droższych urządzeniach) detaliczności i selektywności, czy niezbyt szerokiej sceny, ale i tak jest bardzo dobrze.

Odtwarzacz płyt kompaktowych odpowiada jakością wzmacniaczowi, nie jest mistrzem analityczności, ale gra zupełnie poprawnie, dobrze oddaje klimat i zawartość nagrań. Wyższą jakość dźwięku zapewniają odtwarzane pliki FLAC (chociażby z serwisu Tidal) 16 bit/44,1kHz. Więcej w nich życia, namacalności, subtelności i gęstości brzmienia. Tuner FM, DAB+ i internetowy TuneIn działają bez zarzutu, trudno zdecydować się, który brzmi lepiej, choć osobiście preferuję tradycyjny FM. Zamontowany przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM może okazać się całkiem dobry dla wkładek cenowo nie przekraczających jakichś 200 - 300 PLN, potem będą widoczne ograniczenia i uproszczenia. Nie testowałem wbudowanego DACa.

Na koniec jedna z niewielu uwag. Szkoda, że producent nie przewidział wejścia USB do DACa, bo wówczas funkcjonalność Pioneera byłaby wprost szokująco fantastyczna, a tak jest tylko rewelacyjna.

Podsumowanie
Pioneer NC-50DAB to wielofunkcyjne urządzenie godne XXI wieku; to spełnienie marzeń wielu melomanów. Jest wyposażone we wszystkie nowoczesne rozwiązania typu łączność Wi-Fi, Bluetooth i AirPlay, swobodnie łączy się z Internetem skąd pobiera nie tylko całą nieomal światową muzykę (via Tidal, Spotify i Deezer), ale także nieograniczoną ilość audycji radiowych (tuner FM, DAB+ oraz radio internetowe TuneIn). Ma zamontowany dobrej jakości wzmacniacz cyfrowy (2 x 50 Wat), DAC DSD (!), a także, jakby komuś było mało, tradycyjny odtwarzacz płyt kompaktowych. Ponadto posiada wyjście słuchawkowe 6,3 mm, co umożliwia dyskretne odsłuchy, wejścia USB dla zewnętrznych pamięci, liczne gniazda wejściowe (cyfrowe i analogowe), a także wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek typu MM. Wystarczy do NC-50DAB podłączyć parę kolumn (oraz Internet, oczywiście) i cała muzyka świata jest dostępna na wyciągnięcie ręki. Pioneer NC-50DAB to fenomenalne urządzenie, a do tego rozsądnie wycenione. Pełna rekomendacja!

Cena w Polsce - 3 299 PLN. 

Cayin DAC11

$
0
0
Srebrna wersja DAC11 (zdjęcie ze strony Cayin)

Wstęp
Wielokrotnie na Stereo i Kolorowo opisywałem sprzęty marki Cayin. Przede wszystkim były to pełnowymiarowe wzmacniacze lampowe (MT-35S czytaj TUTAJ, CS-55A czytaj TUTAJ i A-55TP czytaj TUTAJ), ale także mini-system audio, jak i rozmaite wzmacniacze przenośne. Wspomnę też, że na stałym wyposażeniu mam wzmacniacz lampowy Cayin CS-55A (czytaj TUTAJ). Jednak nigdy do tej pory nie recenzowałem przetwornika cyfrowo-analogowego tej marki. Czas to zmienić.

Niedawno dotarł do mnie przetwornik cyfrowo-analogowy Cayin DAC11 oparty o dwie lampy elektronowe 6922EH. Jako kość DACa zastosowano ceniony scalak Burr-Brown PCM1792 wspierający sygnał o rozdzielczości do 24 bit/192 kHz. Układ konstrukcyjny przetwornika jest całkowicie symetryczny, zasilany z transformatora toroidalnego. Cayin DAC11 wyposażony jest również w wysokiej jakości wzmacniacz słuchawkowy z gniazdem 6,3 mm. Owszem, nie jest to najnowsza konstrukcja (na rynku obecna już ze trzy lata), ale niewątpliwie interesująca, warta bliższej uwagi (najnowszy przetwornik to Cayin iDAC-6)

Zanim przejdę do clou, przypomnę, że właścicielem marki Cayin jest chińskie przedsiębiorstwo Zhuhai Spark Electronic Equipment Co. LTD zlokalizowane w mieście Zhuhai w prowincji Guangdong (pol. Kanton) w południowych Chinach. Przedsiębiorstwo zostało założone w 1993 roku jako inwestycja gigantycznej chińskiej firmy AVIC International Co., LTD z myślą o projektowaniu i wytwarzaniu profesjonalnych urządzeń audio klasy hi-fi. Z czasem utworzono własną markę Cayin, która często funkcjonuje na rynku pod nazwą Cayin Spark. Warto wiedzieć, że przedsiębiorstwo wytwarza rozmaite urządzenia audio-stereo dla tak renomowanych producentów jak japońskiego TRI, czy holenderskiego Prima Luna, ale to opowieść zasługująca na osobny artykuł…

Wrażenia ogólne i budowa
DAC11 (zobacz TUTAJ) dostarczany jest w podwójnym kartonie, typowym dla marki Cayin. Wewnątrz, w gąbkowych ochraniaczach, znajduje się DAC11. W komplecie producent dostarcza przewody USB i sieciowy. W komplecie znajduje się instrukcja obsługi, gwarancja, bawełniane rękawiczki oraz płyta instalacyjna do komputera, która jest niezbędna dla pobrania sterowników, bo te nie występują na stronie Cayin.

Dodatkowe lampy 2 x NOS ECC88 polski dystrybutor Studio 16 Hertz sprzedaje osobno – to wydatek około 500 PLN. Do mnie dotarła wersja standardowa na lampach Electro-Harmonix 6922EH, z dodatkowymi lampami NOS, które zamontowałem po zapoznaniu się z brzmieniem wersji stockowej.

Estetyczna stylistyka DACa nawiązuje do wzmacniaczy lampowych Cayin, z kolei szerokość obudowy (35 cm) jest identyczna jak lampowców. Można więc na DAC11 ustawić dowolny wzmacniacz lampowy (np. Cayin MC-55A).  Front jest analogiczny jak w większości wzmacniaczy lampowych – to gruba aluminiowa płyta (tu anodowana na czarno). Po prawej stronie zamontowano dość spora gałkę (charakterystyczną dla Cayin) wzmocnienia głośności wzmacniacza słuchawkowego, a zaraz obok gniazdo słuchawkowe 6,3 mm. Pośrodku umieszczono niewielki wyświetlacz informujący o aktywnym wejściu, częstotliwości próbkowania oraz zastosowanym filtrze. Po jego lewej stronie umieszczono dwa małe przyciski i jeden większy. Ten większy to włącznik sieciowy, a małe selektor źródeł i aktywator filtra ASPC.

Z tyłu znajdują się dwie pary wyjść analogowych – niesymetryczne RCA oraz symetryczne XLR, a także wejścia cyfrowe: dwa koaksjalne i po jednym optycznym i USB. Po prawej stronie zamontowano wejście sieciowe IEC wraz z zintegrowanym zeń pomieszczeniem bezpiecznika. Trochę szkoda, że producent nie przewidział wyjść omijających lampy elektronowe. Sygnał wychodzący z DAC11 zawsze „przepuszczany” jest przez ECC88.

Dane techniczne
* wejście coaxialne i optyczne 75 Ohm
* częstotliwość przetwarzania 16 - 24 bit
* częstotliwość próbkowania 44.1, 48, 88.2, 96, 176.4 i 192 kHz
* wejście USB 2.0 High Speed kompatybilne z audio class 1.0 i audio class 2.0
* Obsługuje asynchroniczne zegary długości słowa 16 - 24 bitów
* System operacyjny Windows ® XP, Windows Vista ®, Windows 7 ® i Mac OS (10.6.3 i nowsze)
* wyjścia analogowe RCA i XLR
* Napięcie wyjściowe: 2.2 V RMS RCA, XLR 4.4 V RMS
* Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 35 kHz (± 0,5 dB, 24 bit/192 kHz)
* Stosunek sygnału do szumu 93 dB
* Pobór mocy: 30 W
* Całkowite zniekształcenia harmoniczne (THD): 0.5 % (wyjście lampowe)
* Wyjście słuchawkowe
* Wymiary: 350 × 256 × 74 mm (S x G x W)
* Masa: 4 kg

Akcesoria: płyta instalacyjna, gwarancja, instrukcja obsługi oraz bawełniane rękawiczki


Estetyka typowa dla Cayin; schludnie, czysto i logicznie


Do DACa używałem polskie interkonekty RCA Haiku-Audio

Bardzo czytelny wyświetlacz

Cztery wejścia cyfrowe, dwie pary wyjść analogowych - RCA i XLR

Przyłączone przewody


Aby dostać się do środka wystarczy odkręcić cztery śruby; wnętrze cieszy oczy porządkiem i wysokiej klasy komponentami

Dwie lampy Electro-Harmonix 6922EH; zaraz je wymienię na NOS ECC88

Transformator toroidalny - brawo!


Serce układu, czyli scalak Burr-Brown PCM1792

Szyk i ład jakiego nie powstydziłaby się jakaś japońska konstrukcja

Odsłuch na słuchawkach HiFiMan HE-1000

Pierwsze spojrzenie na system odsłuchowy...

...i drugie spojrzenie


Wrażenia dźwiękowe
Tytułowy DAC używałem głównie jako przetwornik USB w tzw. computer audio, choć testowałem też jego wejścia cyfrowe koaksjalne i optyczne. Kolumny to przede wszystkim Living Voice Auditorium R3, zaś wzmacniacz to Pathos Classic One MKIII. DACi porównawcze to Pathos Converto Evo i Hegel H160. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Zastosowana kość przetwornika, czyli Burr-Brown PCM1792 jest dość popularna. Można ją znaleźć ją w takich DACach jak Pro-Ject DAC BOX DS, Asus Xonar Essence STU, Atoll DAC200, Arcam D33, czy Devialet 200/400, czyli w bardzo szerokim przedziale cenowym. Kość ta jest ceniona za wysoką dynamikę i niskie zniekształcenia, jak i również za dużą muzykalność.

Muzyka grana za pośrednictwem DAC11 jest plastyczna i angażująca - gęsta i zwarta. Dominuje poczucie ciepła i organiczności, choć nie można tego zjawiska nazwać ani ociepleniem, ani podgrzaniem. Bardziej to kierunek wskazujący na odkrycie fizjologicznych barw, ujawnianie potencjału chromatyczności, dalszej głębi i szerokiego kolorytu. Przynosi to brzmienie głębokie, pełne i empatyczne. Obfite, ale nieprzesadzone. Owszem, to dźwięk bez podkreślonej selektywności, ale na pewno spójny i harmonijny. Namacalny i autentyczny. Każde nagranie (nawet to nie najlepsze technicznie) „przepuszczone” przez DAC11 staje się znośne i akceptowalne. Zaś te perfekcyjne nie są ograniczane, czy przycinane przez Cayina. DAC11 zapewnia dźwięczny przekaz, a równolegle jedwabisty i przyjemnie miękki. Napowietrzony.

A teraz pora na wymianę fabrycznych lamp elektronowych Electro-Harmonix 6922EH na NOS ECC88. Jedna lampa to koszt 250 PLN, czyli dwóch – 500 PLN. Nie jest to mało w stosunku do ceny samego DACa (3 490 PLN), ale nie jest też jakoś specjalnie dużo. Normalnie, można rzec. Czy aby taki upgrade rzeczywiście ma sens, czy jest odczuwalny dźwiękowo? Naturalnie, że tak! Oczywiście, zmiany są dyskretne i subtelne, lecz są wyraźne i jednoznaczne. Poprawa szczególnie dotyczy odbioru przestrzeni. Ta z zainstalowanymi NOS ma większy oddech i głębszą scenę. Z kolei wokale stają się bardziej ujmujące, a soprany lepiej rozpoznawalne. Pojawia się delikatna otoczka wokół instrumentów. Bas jest ciut szybszy i bardziej wybarwiony bas. Ogólnie pisząc, lampy NOS dostarczają większą precyzję dźwięku i głębsze nasycenie. Wydaje się więc, że inwestycja w nie jest jak najbardziej rozsądna i opłacalna.

Podsumowanie
Cayin DAC11 to rzetelnie skonstruowany i tak samo zbudowany przetwornik cyfrowo-analogowy. Do budowy wewnętrznej zastosowano wysokogatunkowe komponenty, nie oszczędzano na wejściach i wyjściach (są nawet XLR), całość zaopatrzono w solidną stalową obudowę i gruby aluminiowy front. Jako bonus zaaplikowano wyjście słuchawkowe 6,3 mm. Brak dekodowania sygnału DSD.

DAC charakteryzuje się płynnym, bardzo plastycznym i organicznym dźwiękiem. Jedwabistym i gęstym. Napowietrzonym i autentycznym. Wymiana lamp elektronowych na lepszej jakości odwdzięcza się większą żarliwością brzmienia, nieco szerszą i głębszą przestrzenią, jak i wyższym poziomem subtelności przekazu.

Cayin DAC11 to rewelacyjny DAC za rozsądne pieniądze. Kiedy podłączyć via wejście USB komputer jako transport, konwerter pierwszorzędnie porządkuje i umuzykalnia dźwięk. Świetne są także wejścia S/PDIF. Polecam posłuchać.

Cena w Polsce - 3 490 PLN (z lampami Electro-Harmonix 6922EH), wersja z lampami NOS ECC88 - 3 990 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55A (test TU), dzielony Pathos Converto Evo i Pathos Ampli D (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), PMC DB1 Gold (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Pioneer RM-05 (test TU), Klipsch RP-150M, Living Voice Auditorium R3 i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon z wkładką Ortofon 2M Black (test TU), Pioneer PLX-1000 z Goldring Legacy.
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU), ADL Stratos by Furutech (test TU) i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: HiFiMan HE-1000, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), Musical Fidelity MX-HPA (test TU) i Trilogy 931 (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper. 


Słuchawki Somic V2 - zapowiedź testu

$
0
0
Dziś czas na zapowiedź czegoś lżejszego, choć poniekąd także audiofilskiego. Kilka dni temu otrzymałem do testów słuchawki Somic V2. Kosztują w Polsce niecałe 300 PLN, ale jak można przeczytać w zasobach Internetu, reprezentują bardzo zaawansowane brzmienie. Fora audiofilskie aż kipią od wpisów o tych słuchawkach, chwalone są wręcz pod niebiosa. Warto to sprawdzić osobiście, stąd też niniejsza zapowiedź.

V2 to konstrukcja otwarta, ma zaimplementowane 42 mm przetworniki. Są pierwszorzędnie wykonane z wysokiej jakości materiałów, dodatkowo wyposażone w liczne akcesoria. W zestawie ze słuchawkami znajdują się dwie pary nausznic: welurowa oraz skórzana. Każda z nich ma inny wpływ na akustykę słuchawek i redystrybucję ciśnienia powietrza. Te różnice zmieniają barwę dźwięku i umożliwiają personalizację brzmienia. Tak pisze producent, zaś na rezultat testów zapraszam za jakieś dwa tygodnie.



Dwa powyższe zdjęcia ze strony Audiomagic.pl



Plan recenzji - grudzień 2016 r.

$
0
0
Nastał już ostatni miesiąc roku. W 2016 udało mi się przetestować wiele interesujących urządzeń audio hi-fi, często premierowych i niszowych. Cieszę się, że wystarczyło czasu, aby powrócić do sprzętu audio-vintage. Mam nadzieję, że przyszły rok 2017 będzie pod tym względem równie bogaty jak obecny. 

Plan testów na grudzień przedstawia się następująco:

1. Powoli kończę recenzję angielskich kolumn Living Voice Auditorium R3 (zobacz zapowiedź TUTAJ). Testując je mam poczucie jakby były skonstruowane specjalnie pod mój gust: pełny, wręcz eufoniczny dźwięk, podparty grubą poduszką basową i wspaniałym wybarwieniem, a to wszystko uzupełnione ponadnormatywną harmonią oraz wyborną selektywnością.



2. Równolegle z kolumnami Living Voice Auditorium R3 odsłuchuję monitory Klipsch RP-150M (czytaj TUTAJ). Głównie używam je z urządzeniem "All-in-One" Pioneer NC-50DAB (zobacz TUTAJ), ale ich potencjał jest o wiele szerszy i wyższy.



3. Od dwóch tygodni cieszę się jak dziecko z referencyjnego zestawu słuchawkowego: wzmacniacz HiFiMan EF-6 oraz słuchawki magnetoplanarne HiFiMan HE-1000 (zapowiedź TUTAJ). Co za dźwięk! Myślę że ukończę ich recenzję za jakieś 7 -10 dni.



4. Na przeciwległym biegunie referencyjnego kompletu HiFiMan plasują się słuchawki Somic V2 (zobacz TUTAJ). To słuchawki audiofilskie w cenie low-end, jak poniekąd określa je producent. Tak, czy inaczej, są bardzo ciekawe i warte pióra. Po prostu dobrze grające.



5. Z listopada na grudzień musiałem przerzucić test przedwzmacniacza gramofonowego Pathos In The Groove (zobacz TUTAJ), co spowodowane zostałe permanentnym deficytem czasu piszącego te słowa. Musiałem też zrezygnować ze szczególowego opisu tegorocznej edycji warszawszkiego Audio Video Show. Gdybym miał to zrobić (czyli opisywać całe AVS), nie wystarczyłoby mi czasu na bieżące recenzje... 



6. Niejako pokłosiem warszawskiego Audio Video Show jest nawiązanie współpracy z Polskim Klastrem Audio (czytaj TUTAJ). Będzie to skutkować cyklicznym pojawianiem się sprzętów audio hi-fi produkowanych przez członków klastra. Jako pierwszy (pewnie już w przyszłym tygodniu) ma do mnie dojechać gramofon Shape of Sound Skalar (zobacz TUTAJ). Stuprocentowa polska myśl techniczna.



7. W przyszłym tygodniu mam otrzymać komplet trzech przewodów zasilających polskiej produkcji. Opiszę je dokładnej zaraz po ich przybyciu. Na razie umieszczam tylko zdjęcie.



Pozostałe sprzęty będę anonsować zaraz po ich otrzymaniu do testów. Mam umówionych kilka do recenzji, ale nie wiem, czy przyjadą jeszcze w grudniu, czy już w styczniu. 

Zapraszam do lektury Stereo i Kolorowo.  

Przewody zasilające Hiend-Audio Ziggy - zapowiedź testu

$
0
0
Kilka tygodni temu zwrócił się do mnie z zapytaniem pewien hobbysta-konstruktor z Warszawy, czy nie chciałbym posłuchać jego przewodów zasilających. Początkowo pomyślałem, że to najpewniej jakieś kolejne domorosłe DIY, jakich dookoła wiele. Ale po obejrzeniu przesłanych zdjęć, zapoznaniu się z ogólną specyfikacją oraz opisem konstrukcji przewodów IEC uznałem, że są jak najbardziej warte uwagi. Dlaczego? Ponieważ mają bardzo nietypową budowę (jak na przewody zasilające), super solidną konstrukcję oraz, co też istotne, niezwykle intrygującą prezencję.

Póki co, pan Ziggy (na razie konstruktor pragnie zachować anonimowość, stąd pseudonim Ziggy), sprzedaje i dystrybuuje swoje kable wśród znajomych i ich znajomych, ale w planach jest założenie własnej firmy. Przewody to autorska, oryginalna produkcja i procesy opracowane przez pana Ziggy'iego (który nie chce ujawniać dokładnej technologii). W liście do mnie napisał, że jego przewody, gdyby je wprowadzić na rynek, powinny kosztować około 8 000 - 10 000 PLN za sztukę.

Do testów otrzymałem trzy różne konstrukcje kabli IEC:

Hiend-Audio Ziggy EagleEye (nazwa sugerująca rozdzielczość)
Hiend-Audio Ziggy PumaPace (sugerująca szybkość)
Hiend-Audio Ziggy PeaceMaker (sugerująca wieczorną lampkę wina).

Na razie wygrzewam je nieco podłączywszy do wzmacniacza, gramofonu oraz DACa. Do testów właściwych zabiorę się w ten weekend, a na ich rezultat zapraszam za jakieś dwa tygodnie.











Kolumny Living Voice Auditorium R3

$
0
0




Wstęp
W ubiegłym miesiącu dotarły do mnie na testy od krakowskeigo dystrybutora Mediam brytyjskie kolumny Living Voice Auditorium R3 (czytaj TUTAJ). Byłem bardzo ciekawy tych słynnych głośników, tym bardziej że w zeszłym roku miałem przyjemność osobiście poznać konstruktora Living Voice - pana Kevina Scotta na Audio Video Show w Warszawie. Miało to miejsce podczas prezentacji jego ekstraordynaryjnych kolumn Vox Olympian (zobacz TUTAJ), za jakieś - bagatela - dwa miliony PLN (2 000 000 PLN!). Z kolei model Audiotorium R3 to „najniższy” firmowy model. Specjalnie piszę „najniższy” w cudzysłowie, bo i tak jego koszt przewyższa 20 000 PLN, tak więc to nadal wysoka głośnikowa liga.

Living Voice
Living Voice to stosunkowo nieduża manufaktura prowadzona przez pana Kevina Scotta. Została założona w roku 1991 w Derbyshire (Anglia). Wchodzi skład większego angielskiego przedsiębiorstwa Definitive Audio Ltd. (zobacz TUTAJ), określanego jako „siostrzane”. To duży dystrybutor topowego sprzętu hi-fi (Kondo KSL, CEC, SME, Sudgen Audio i kilka innych). Obie firmy łączy osoba właściciela, czyli …Kevina Scotta.

Seria Auditorium jest rozbudowana, składa się z czterech głównych modeli: tytułowych R3, Avatar 2, IBX-R2*/OBX-R2 oraz IBX-RW*/OBX-RW, które występują w różnych podwersjach. Zewnętrznie kolumny prawie niczym się nie różnią, układ głośników D’Appolito z przesuniętym w bok wysokotonowcem jest identyczny. Różnice dotyczą zastosowanych głośników oraz konstrukcji wewnętrznych. Na przykład w tytułowych Auditorium R3 zamontowane głośniki to wysokotonowy 1-calowy Scan-Speak powlekany jedwabiem oraz dwa 6,5-calowe Scan-Speak C17WG76-08 z membranami z domieszką papieru. Uwagę zwraca bardzo wysoka skuteczność kolumn – to aż 94 dB, więc są to idealni towarzysze dla niskoskutecznych wzmacniaczy lampowych. Całość skrzynek wykończona jest naturalnym fornirem klasy luksusowej.

O topowej serii Vox Olympian, gdzie koszt w PLN pary kolumn przekracza cyfrę 2 000 000, myślę że należałoby napisać osobny elaborat. Obecnie to chyba najdroższe głośniki na świecie. Najdroższe i najbardziej luksusowe. Ich wykończenie jest pedantyczne, wysmakowane i wycyzelowane do nieskończoności. Kto je widział na żywo, ten wie. Ja widziałem, a do tego słyszałem jak grają…

Wrażenia ogólne i budowa
Auditorium R3 to klasyczne skrzynki – prostopadłościany z kątami prostymi. Żadnych nacięć, wyobleń, ścięć, etc. Klasyka pełną gębą. Uwagę zwraca układ głośników na frontach, czyli quasi D’Apolito. Dwa niskośredniotonowe głośniki, a pomiędzy nimi wysokotonowy, ale przesunięty do boku (producent zaleca stawiać kolumny wysokotonówkami do środka). Zamontowane głośniki to wysokotonowy 1-calowy Scan-Speak powlekany jedwabiem oraz dwa 6,5-calowe Scan-Speak C17WG76-08 z membranami z domieszką papieru. To wysoka liga głośnikowa. Mogą być przykryte maskownicą (jest w komplecie), ale lepiej kolumny prezentują się bez nich. Niestety, maskownice montowane są na bolce (trzy), tak więc ich gniazda nieco szpecą fronty. Całość pokryta jest wysokogatunkowym drewnianym fornirem (wiśnia) klasy premium. R3 prezentują się wspaniale. To tradycjonalistyczne wykończenie typu gabinetowego.

Podłączenie Auditorium R3 do systemu, jak okazuje się, wcale nie jest łatwe, albowiem najpierw trzeba samodzielnie „złożyć” kolumny. Podstawy (czarne części kolumn) są odłączone od skrzynek. Najpierw należy wyjąć podstawy z kartonów, wkręcić doń kolce, ustawić na odpowiednim miejscu na podłodze, wypoziomować. Następnie rozgnieść w dłoniach specjalne tworzywo (podobne do plasteliny, ale znacznie bardziej spójne), podzielić je na osiem płaskich kuleczek, które potem trzeba umieścić w czterech, górnych rogach podstaw. Dopiero nań nałożyć skrzynki kolumn. Jest z tym trochę zabawy.

Drugi problem dotyczy faktu, że terminale głośnikowe są umieszczone w nieporęcznych zagłębieniach. Przez to są trudno dostępne i niewygodnie w nich się manipuluje. Poza tym w jednej kolumnie zamontowano po dwie pary terminali, ale nie połączono ich ani blaszkami, ani jumperami. W zasadzie narzuca to konieczność zastosowania bi-wire’ingu. Jednak nie miałem takich kabli pod ręką. Jumpery Triangle nie zmieściły się, na szczęście zmieściły się polskie jumpery Sevenrods. Do nich zaś przyłączyłem kable Cardas 101 Speaker. Dopiero później wypożyczyłem przewody, które pozwoliły ujawnić całość potencjału Auditorium R3 (Ortofon SPK-400).

Dane techniczne
Efektywność: 94 dB
Impedancja nominalna: 6 Ohm
Typ obudowy: bas refleks z otworem z tyłu obudowy
Moc ciągła: 100 Wat
Pasmo przenoszenia: 35 Hz – 25 000 Hz
Wymiary (W x S x G): 103 x 21,5 x 27 cm
Masa jednej kolumny: 18 kg
Kolor wykończenia: wiśnia (do wyboru jest około 10 wybarwień forniru)




Dwa 6,5-calowe Scan-Speak C17WG76-08 z membranami z domieszką papieru

1-calowy Scan-Speak powlekany jedwabiem



Klasyczny design Auditorium R3


Czarna podstawa ze skrzynkami nie jest połączona na sztywno; góra spoczywa na czterech miękkich kulkach ze specjalnego tworzywa



Układ głośników to quasi D'Apolito



Stolarka i fornir klasy referencyjnej

Otwór bass-reflexu umieszczony jest stosunkowo wysoko


Jumpery Sevenrods; do terminali wpięte przewody Cardas 101 Speaker. Zaraz je wymienię na Ortofon SPK-400 bi-wire

Po prawej gramofon Nottingham Analogue Horizon


Rzut okiem na cały system odsłuchowy

Wrażenia dźwiękowe
Do testów używałem przede wszystkim dwa wzmacniacze: tranzystorowy Hegel H160 oraz hybrydowy (lampowo-tranzystorowy) Pathos Classic One MKIII. Źródło to gramofon Nottingham Analogue Horizon z wkładką Ortofon 2M Black. Przedwzmacniacz gramofonowy Musical Fidelity MX-VYNL. Przewody głośnikowe Ortofon SPK-400 (czytaj test TUTAJ), a interkonekty i zasilające Perkune Audiophile Cables. Pozostała część sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Kolumny Auditorium R3 lubią być odsunięte zarówno od tylnych, jak i bocznych ścian oraz lekko skręcone do wewnątrz. W czasie testów od tylnej ściany odsunięte były jakieś 1,5 m, a od bocznych około 1 m. Skręt do wewnątrz wynosił około 10 stopni. 

Nie jest mi łatwo napisać jak grają Auditorium R3. To najtańsza oferta produktowa firmy Living Voice (cena około 21 000 PLN), w porównaniu do najdroższych Vox Olympian (powyżej 2 000 000 PLN) wręcz skromniutka. Ale jak mówi konstruktor Living Voice pan Kevin Scott, modele Auditorium grają tak pięknie, że nawet on sam dziwi się, że mają aż tak wspaniały dźwięk. Nie inaczej jest w przypadku Auditorium R3. Choć najtańsze, to dysponują tak fenomenalnym brzmieniem, jakiego nie powstydziłyby się najlepsze światowe konstrukcje głośnikowe. I nie ma w tym sformułowaniu ani krzty przesady. To przede wszystkim realistyczny obraz dźwiękowy, rozciągnięty od samego basowego dołu aż po sam szczyt sopranów. Rewelacyjnie dynamiczny i równolegle wycyzelowany do sześcianu. Energiczny i wysmakowany.

Słuchając Auditorium R3 miałem silne poczucie jakby były skonstruowane specjalnie pod mój gust: pełny, wręcz eufoniczny dźwięk, podparty grubą poduszką basową i wspaniałym wybarwieniem, a to wszystko uzupełnione ponadnormatywną harmonią oraz wyborną selektywnością. Brzmienie jest bardzo (ale to bardzo) wysycone tonalnie, soczyste i dźwięczne. Super bezpośrednie i pięknie dotykalne. Angażujące i wciągające. Dające analityczny wgląd w nagrania, zaglądające bardzo głęboko, ujawniające mnóstwo detali. R3 zapewniają poczucie prawdziwości dźwięku oraz jednocześnie jego ponadnormatywnej plastyczności.

Dużą zaletą Living Voice jest to, że dostarczają żywy dźwięk, czyli taki jakby generowałyby prawdziwe instrumenty muzyczne, a nie membrany głośników. Można poczuć się na realnym koncercie, ale to spektakl nie tylko zaangażowany, ale również wysublimowany i galanteryjny. Ciśnienie dźwięku, jego wymiar, gęstość i ciężar są fenomenalne. Na płycie analogowej Bélanger & Bisson "Conversations" (XLO 25th Anniversary Edition, Universal Music Canada – 2016 r.) wiolonczela solisty zabrzmiała śpiewnie, malowniczo i przekonująco. Zaś wokal Bisson miał zapewnioną pełność i wysycenie godne opery. Całość materiału muzycznego otrzymała precyzyjny i spójny obraz. To stuprocentowa naturalność przyprawioną masywnością i muzykalnością. W skrócie pisząc, to dopracowany, finezyjny, rasowy i pełnokrwisty dźwięk klasy bliskiej poziomu high-end. Aż trudno uwierzyć, że Auditorium R to podstawowy model Living Voice, bo słuchając go można pomyśleć, że lepiej już być nie może. A jednak…

Nie muszę pisać, że R3 to wyśmienita stereofonia, holograficzna (głęboka i szeroka) przestrzeń, całkowite „odrywanie się” dźwięku od skrzynek, czyli tzw. „znikanie” skrzynek. Dźwięk od głośników odrywa się lekko i swobodnie, szybko penetruje całe pomieszczenie odsłuchowe gęstym i żywym brzmieniem o wysokim stopniu wysycenia tonalnego. Instrumenty poustawiane są bardzo dokładnie, a do tego mają spory ciężar gatunkowy. Brzmią naturalnie, angażująco i cieleśnie. Czuć gradację planów, a tło jest perfekcyjnie czarne. Dzięki temu odciska się na nim cała masa szczegółów, a stereofonia ma szansę być wręcz doskonała.

Konkluzja
Co zrobić. Powyżej wyszedł mi pean na cześć Auditorium R3, ale proszę mi wierzyć, że nie znalazłem w nich specjalnych cech ujemnych. To są piękne kolumny z proporcjonalnym i symetrycznym dźwiękiem kierującym się w samo serce high-endu, choć jeszcze stuprocentowo nie penetrujące tego poziomu. High-fidelity grające w stylu stricte high-endowym. 

Auditorium R3 przekonują do siebie pełnym i rasowym dźwiękiem, który bez wątpienia można nazwać fantastycznym. To spełnienie marzeń audiofila o brzmieniu autentycznym – po prostu „living voice”. Pełna rekomendacja, dawno nie słyszałem tak przekonujących kolumn głośnikowych!

Living Voice Auditorium R3 cena w Polsce – 21 090 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Pioneer RM-05 (test TU), Klipsch RP-150M i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.

DAC: Cayin DAC11 (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon z wkładką Ortofon 2M Black (test TU), Pioneer PLX-1000 z Goldring Legacy.
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU) i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: HiFiMan HE-1000, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU) i Trilogy 931 (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.  


Słuchawki Fostex TH-610 i wzmacniacz słuchawkowy Fostex HP-A4BL - zapowiedź testu

$
0
0
Kilka tygodni temu zakończyłem test wielofunkcyjnego sprzętu ADL Stratos by Furutech (czytaj TUTAJ), który jednocześnie jest przedwzmacniaczem liniowym, przedwzmacniaczem gramofonowym (dla wkładek MM i MC), wzmacniaczem słuchawkowym, konwerterem USB, a także rozbudowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym PCM i DSD akceptującym sygnały PCM do rozdzielczości 32 bit/384 kHz oraz pliki DSD 1 bit/2,8, 5,6 i 11,2 M. Powyższy test był pokłosiem nawiązania współpracy z warszawskim dystrybutorem MIP. Zaraz po zakończeniu recenzji ADL Stratos by Furutech umówiliśmy się na wypożyczenie do testów sprzętu marki Fostex (której to MIP dopiero co został polskim dystrybutorem).

W wyniku powyższego, niedawno otrzymałem następujące sprzęty japońskiego Fostexa:

1. zbalansowany wzmacniacz słuchawkowy z DAC DSD Fostex HP-A4BL (zobacz TUTAJ),
2. stosunkowo premierowe słuchawki Fostex TH-610 (zobacz TUTAJ) - to następcy modelu Fostex TH-600,
3. a także symetryczny przewód słuchawkowy Fostex ET-H3.ON7.BL (zobacz TUTAJ) wykonany z wysokogatunkowej miedzi OFC 7N.

Odsłuchy trwają!






Kolumny podstawkowe Klipsch RP-150M

$
0
0

Wstęp
Geneza testu tytułowych kolumn jest nieco pokrętna. W zeszłym miesiącu, od polskiego dystrybutora marki firmy DSV z Gdyni, odebrałem najnowszy "kombajn" (czyli wzmacniacz, odtwarzacz sieciowy i CD, DAC, tuner analogowy i DAB+) Pioneer NC-50DAB (czytaj TUTAJ). Kiedy z dziecięcą radością rozpakowywałem urządzenie, uruchomiłem i dostroiłem je, uzmysłowiłem sobie, że tak na dobrą sprawę nie dysponuję optymalnymi doń kolumnami. Przecież nie będę przyłączać do, bądź co bądź, budżetowego urządzenia wypasionych głośników podłogowych kosztujących powyżej 10 000 PLN albo 20 000 PLN, bo nie w tym sprawa. Ponadto uznałem, że optymalne w przypadku nowego Pioneera będą jakieś ciekawe monitory, a ja w tej chwili mam tylko własne Guru Junior (które jednak zajęte są codziennym graniem w sypialni), albo aktywne Pioneer RM-05, których nijak nie da się przyłączyć do systemu Pioneera. Pomyślałem więc, że należy sprowadzić jakieś ciekawe i to najlepiej wysokoskuteczne monitory w cenie około 2 000 PLN. Ostateczny wybór padł na tytułowe Klipsch RP-150M (zobacz TUTAJ) - przyjechały od polskiego dystrybutora E.I.C. Sp. z o.o.

Klipsch
Jako że nigdy do tej pory nie opisywałem głośników firmy Klipch (zobacz TUTAJ), warto napisać o niej kilka słów. Została założona w Indianapolis w USA przez legendarnego inżyniera dźwięku Paula Wilbura Klipscha w 1946 roku, czyli równo 70 lat temu. Trzeba wiedzieć, że firmowy głośnik Klipschorn, opatentowany w 1945 roku, wciąż jest uznawany za najlepszy kiedykolwiek wyprodukowany na świecie głośnik. Jego produkcja trwa nieprzerwanie od ponad 60 lat. Podstawa działalności Klipscha, czyli technologia głośnika tubowego na przestrzeni lat pozostała niezmienna. To znak rozpoznawczy głośników Klipscha - tuby oferują wysoką sprawność, niskie zniekształcenie, kontrolowaną kierunkowość, dzięki czemu mogą one dokładniej odtwarzać jakość i charakterystykę tonalną dźwięku. Przez te 70 lat Klipsch stał się synonimem bardzo rzetelnych konstrukcji głośnikowych, wiele z nich cieszy się do dziś powodzeniem i uznaniem. By wymienić tylko część modeli: La Scala, Belle Klipsch, Cornwall, Chorus, ProMedia, Heresy, Forte, Quartet, Legend i Reference. Założyciel, Paul W. Klipsch zmarł 5 maja 2002. Miał wówczas 98 lat. Wcześniej zdążył przekazać stery swemu kuzynowi Fredowi Klipschowi. Obecnie Klipsch wchodzi w skład grupy A VOXX International Company.

Wrażenia ogólne i budowa
Klipsch RP-150M to kolumny podstawkowe przynależące do serii Reference Premiere. Rodzina ta została wprowadzona na rynek w zeszłym roku. To całkowicie przeprojektowana linia kolumn głośnikowych, zaopatrzona w nowe przetworniki. Składa się z kolumn podłogowych RP-280F, RP-260F i RP-250F, głośników centralnych RP-450C, RP-440C i RP-250C, monitorów RP-160M i RP-150M oraz głośników surround RP-250S i RP-240S.

W głośnikach serii Reference Premiere uwagę zwraca hybrydowa tuba wysokotonowa TRACTRIX łącząca okrągły wlot ze specjalnie uformowanym kwadratowym wylotem. Jak pisze producent, pozwoliło to na uzyskanie poprawy brzmienia w zakresie najwyższych częstotliwości, rozszerzenie kąta promieniowania oraz wzmocnienie obrazowania źródeł pozornych i dynamiki. Całość wykonana ze skompresowanej gumy pozwoliło zwiększyć tłumienie wysokich częstotliwości, co wpływa pozytywnie na ograniczenie twardości przekazu i poprawia szczegółowość. Tytanowa kopułka wysokotonowa wsparta hybrydową tubą TRACTRIX zapewnia bardzo czysty i naturalny dźwięk. Z kolei zastosowane membrany z tworzywa Cerametallic są bardzo lekkie i sztywne, a przy tym wykazują minimalne "dzielenie" się membrany, co wpływa bardzo korzystnie na wytwarzane zniekształcenia. Membrany niskośredniotonowe z Cerametallic w połączeniu z tytanowym głośnikiem wysokotonowym LTS (Linear Travel Suspension) i nowatorską hybrydową tubą TRACTRIX mają zapewniać najwyższą wydajność kolumn w tej klasie.

Klipsch RP-150M dostępne są w dwóch wybarwieniach obudowy: czarnym i wiśniowym. Monitory prezentują się bardzo korzystnie, choć design przywodzi na myśl raczej segment PRO, niż home hi-fi. Kolumny wyglądają nieco „technicznie”. Jako okleinę skrzynek użyto folii winylowej naśladującej naturalny fornir. Z drugiej strony taka oszczędność pozwala producentowi zaproponować konkurencyjną cenę. Fronty są czarne, na ich górze zamontowano w tubach (tuby z tworzywa przypominającego gumę) głośniki wysokotonowe. Poniżej znajdują się niskośredniotonowe wykonane z tworzywa Cerametallic. Mają miedziany kolor, co prezentuje się niezwykle atrakcyjnie. Głośniki można przykryć maskownicami (są w zestawie). Skrzynki spoczywają na niewysokich podstawkach, od spodu których przyklejone są po 4. gumowe stopki. Tak więc, zaraz po wypakowaniu kolumn, gotowe są do postawienia na komodzie, biurku, itp.

Z tyłu zamontowano pojedyncze terminale głośnikowe, lekko skręcone wobec siebie. Nad nimi znajduje się stosunkowo duży wylot bass-reflexu w kształcie tuby. Na górnej krawędzi przymocowano wieszak (służący do powieszenia monitora na ścianie), a także tabliczkę znamionową.

Dane techniczne
 - Pasmo przenoszenia: 48 - 24 000 Hz +/- 3 dB
- Czułość: 93 dB @ 2.83 V/1 m
- Moc ciągła: 75 W
- Moc szczytowa: 400 W
- Przetwornik/ przetworniki wysokotonowe: 1" (2.54 cm) tytan, LTS (Linear Travel Suspension), hybrydowa tuba Tractrix
- Przetwornik / przetworniki niskotonowe: 5.5” (14 cm), membrana Cerametallic
- Częstotliwość podziału: 1 500 Hz
- Rodzaj obudowy: Bass-reflex, port Tractrix, tył
- Gniazdo głośnikowe: pojedyncze.
Całość specyfikacji TUTAJ.


RP-150M zapakowane w jedno duże pudło




Klipsch RP-150M prezentują się znakomicie; tu monitor postawiony na standzie Solid Tech

1'' przetwornik wysokotonowy z tytanu, LTS (Linear Travel Suspension) umieszczony w tubie

Przetwornik niskotonowy 5.5” (14 cm), membrana Cerametallic



Czarny front, wiśniowa okleina winylowa dobrze naśladująca drewno

Tył: prostokątny wylot bass-reflexu, terminale głośnikowe odsunięte na skos od siebie



Klipsch RP-150M jako monitory nabiurkowe z Pioneer NS-50DAB



Klipsch RP-150M zaprzęgnięte do dużego systemu

Wrażenia dźwiękowe
Jak napisałem we wstępie, Klipsch RP-150M głównie posłużyły jako monitory przypięte do urządzenia wielofunkcyjnego Pioneer NC-50DAB. Poza tym, dla celów niniejszej recenzji, przyłączyłem je również (po kolei) do następujących wzmacniaczy: tranzystorowego Hegel H160, hybrydowego Pathos Classic One MKIII oraz lampowego Cayin CS-55A. Przewody głośnikowe, zasilające oraz interkonekty to Perkune Audiophile Cables. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Klipsch RP-150M są bardzo czułe (93 dB skuteczności) i to od razu słychać. Bardzo płynnie i elastycznie reagują na nawet niewielkie regulacje potencjometrem. Nie trzeba więc super mocnego wzmacniacza, aby je optymalnie napędzić. Co więcej, zaskakują dużą energią oraz niepospolitą dynamiką (jak na monitory). Czy to uderzenia perkusji, czy partie fortissimo fortepianu, RP-150M grają na full-drive. Tak, jakby nie było dla nich brzmieniowych ograniczeń, a prawa fizyki nie obowiązywały. Całość dźwięku ma duży walor naturalności, nie czuć kompresj lub przesterowań (w rozsądnych poziomach głośności). Klipsche, można napisać, są stworzone do grania pełną piersią, ale także całym sercem. Oferują dźwięk witalny i żywiołowy, a równolegle zdrowy i proporcjonalny. Harmonijny i muzykalny. A jednocześnie pozbawiony śladów agresji, czy zbytniej ostrości. Relaksacyjny.

Miłą cechą amerykańskich głośników jest ich nie tylko bezpośredni i energetyczny styl gry, ale również łatwość kreowania dźwięku namacalnego i obecnego. Instrumenty otrzymują tę wyborną gęstość i ciężar, które powodują autentyczność i koncertowość brzmienia. Może nie jest to dźwięk bardzo rozdzielczy i jakoś specjalnie selektywny, lecz na pewno przekonujący masą, strukturą oraz wyśmienitą dotykalnością. Na płycie nieodżałowanego Leonarda Cohena „You Want It Darker” (Sony Music Entertainment – 2016 r), wokal mistrza zabrzmiał niezwykle prawdziwie, sensualnie i żywotnie, przestrzennie oraz wręcz uwodzicielsko. Został pokazany jednoznacznie i barwnie na tle instrumentarium oraz chóru montrealskich kantorów. Co istotne, charyzma wokalu Mistrza została dobrze nakreślona i wyodrębniona na fundamentach instrumentów i chórów. Zabrzmiała optymalnie, z właściwą ornamentyką oraz kolorystyką. Z kolei same instrumenty były dobrze rozlokowane na scenie, miały odpowiednie proporcje, wymiar i tonalność. Owszem, kolumny z wyższych pułapów cenowych ukazałyby jeszcze więcej subtelności, niuansów, czy wyrafinowania, ale Klipsch dostarczyły nagraniom tyle precyzji i analizy, że nie będzie zbytnim mezaliansem przyłączać je do dużo droższych wzmacniaczy (niż same kosztują), o czym w następnym akapicie.

RP-150M podłączone do niezbyt wydajnego wzmacniacza klasy D (2 x 50 Wat), jakim rozporządza Pioneer NS-50DAB, pokazały, że stać je na wiele. Dźwięk był pełny, energetyczny i płynny. Pozwoliły zagrać wzmacniaczowi całą piersią, dużą swobodą oraz przestrzenie. Z kolei przyłączone do znacznie droższych amplifikacji, nie obnażały własnych słabości i ograniczeń, a starały się pokazać ogół muzyki i całość jej charakteru, bez wchodzenia w niepotrzebne detale i subtelności. Po prostu Klipsche są tak skonstruowane, że każdy rodzaj muzyki zabrzmi na nich dobrze i atrakcyjnie. A czy zawsze bardzo wiernie? To już inna sprawa.

Podsumowanie
Konkluzja powyższego tekstu jest krótka. Klipsch RP-150M to niedrogie, „dobrze wyglądające” i wielofunkcyjne monitory o wybornym brzmieniu. Tak, to brzmienie o indywidualnym sznycie, ale stuprocentowo atrakcyjne i plastyczne. Bardzo energetyczne i dynamiczne, ale nie przekraczające granic dobrego smaku.

Dużą zaletą Klipsch RP150M jest ich wysoka skuteczność (93 dB), dzięki optymalnie grają już z niezbyt wydajnymi wzmacniaczami. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że zagrają już „z byle czym”, ale i ze znacznie droższymi od siebie wzmacniaczami pierwszorzędnie dają sobie radę.

Dla mnie Klipsch RP-150M to duże odkrycie. Mogę zaręczyć, że warto je wziąć pod uwagę podczas poszukiwań monitorów < 2 000 PLN do pomieszczenia nie przekraczającego 20 m2. W takim zagrają najlepiej i najpełniej. Rekomendacja!

Cena w Polsce - 1 700 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU), a także Pioneer NS-50DAB (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Pioneer RM-05 (test TU), Living Voice Auditorium R3 (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.

DAC: Cayin DAC11 (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon z wkładką Ortofon 2M Black (test TU), Pioneer PLX-1000 z Goldring Legacy.
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU) i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: HiFiMan HE-1000, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU) i Trilogy 931 (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.  


Słuchawki Moshi Avanti - zapowiedź testu

$
0
0
W zeszłym tygodniu zwrócił się do mnie dystrybutor Forcetop Sp. z o.o. z pytaniem, czy nie byłbym zainteresowany posłuchaniem nowych słuchawek Moshi Avanti. Mówiąc szczerze, do tej pory nie słyszałem ani o firmie Forcetop, ani tym bardziej o słuchawkach Moshi Avanti. Okazało się, że Forcetop to jeden z największych polskich dystrybutorów rozmaitych akcesoriów przeznaczonych do urządzeń mobilnych, w tym do sprzętów Apple. Akcesoria równa się różne etui, pokrowce, przewody, kamery, klawiatury, mysze, głośniki, etc., ale także duża ilość słuchawek (zobacz TUTAJ). A że jedna z dystrybuowanych marek - Moshi, niedawno wypuściła nowe słuchawki z wyższymi aspiracjami, czyli tytułowy model Avanti, znalazł się i punkt styczny z zainteresowaniami redakcji Stereo i Kolorowo. Stąd też niniejsza zapowiedź.

Warto wiedzieć, że właścicielem marki Moshi jest amerykańskie przedsiębiorstwo z San Francisco (Kalifornia) Aevoe Inc. Zostało założone w 2003 roku, główne zajmuje się produkcją akcesoriów do urządzeń Apple. Moshi to wysoka półka designu, zastosowanych materiałów oraz ogólnej jakości. W odróżnieniu od innych przedsiębiorstw, posiada fabrykę nie w Chinach Ludowych, a w na Tajwanie w Taipei. Tamże są także wytwarzane słuchawki Moshi Avanti.

Moshi Avanti zadebiutowały na rynku jakieś trzy - cztery miesiące temu. Wykonane są w całości ze stali nierdzewnej i ekologicznej skóry. Mają konstrukcję zwartą i lekką. W muszlach zainstalowano 40 mm przetworniki neodymowe. Słuchawki są budowy zamkniętej, płaskie muszle ściśle przylegają małżowin usznych. Pasmo przenoszenia rozciąga się od 15 Hz do 22 000 Hz  (-10 dB @ 1 kHz). Impedancja wynosi 32 Ohm, a czułość 109 dB. Masa to 166 gram. Słuchawki dostarczane są w efektownym etui transportowym, przewód (1,3 m) z mikrofonem jest odpinany. Moshi Avanti prezentują się znakomicie - wręcz luksusowo. A jak grają? Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni. Póki co, wygrzewam je przy użyciu aplikacji Burn in Tool rekomendowanej przez producenta Aevoe Inc.


Zdjęcie ze strony Moshi







Gramofon Shape of Sound Skalar - zapowiedź testu

$
0
0
W grudniowych zapowiedziach anonsowałem rychłe przybycie nowego polskiego gramofonu o nazwie Skalar produkowanego przez firmę Shape of Sound (zobacz TUTAJ). W tym tygodniu gramofon ostatecznie do mnie dotarł. Jego premiera miała miejsce na tegorocznym warszawskim Audio Video Show. Shape of Sound jest członkiem Polskiego Klastra Audio (czytaj TUTAJ).

Gramofon wyposażony w 12-calowe ramię z wymiennym headshellem, które jest w całości własną konstrukcją. Wykonane jest z aluminium, swoim kształtem nawiązuje do ramion z klasycznego okresu odtwarzaczy płyt winylowych. Jak podaje producent, zastosowano łożyskowanie hybrydowe, czyli połączenie miniaturowych japońskich łożysk tocznych z łożyskowaniem kiełkowym na panewkach z szafiru syntetycznego. Posiada wygodny i znany od lat, choć rzadko dzisiaj stosowany, wymienny koszyk z wkładką. Talerz Skalara wykonany jest z litego aluminium o masie 3 kg. Podtrzymywany jest na klasycznym łożysku ślizgowym poprzez podtalerzyk który jest napędzany krótkim płaskim gumowym paskiem, a silniczek napędowy zawieszony jest na trzech tłumikach drgań. Napęd nisko-wibracyjnym silnikiem synchronicznym oraz płaskim paskiem zapewnia stabilne obroty. Dodatkowe cechy Skalara to wygodna obsługa, łatwe ustawianie, rasowe brzmienie, a także niebanalny, bardzo ciekawy design. Plinta wycięta jest na kształt skalara, popularnej akwarystycznej ryby, a następnie pomalowana białym lakierem high-gloss. 

Gramofon Skalar został zaopatrzony we wkładkę MM Goldring 1042 (czytaj test TUTAJ). Trwają wstępne odsłuchy. Przedwzmacniacz gramofonowy to Pathos In The Groove. Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni. 










Przedwzmacniacz gramofonowy Pathos In The Groove - zapowiedź testu

$
0
0
Wczoraj podczas zapowiedzi testu gramofonu Shape of Sound Skalar (czytaj TUTAJ) wspomniałem, że będę go odsłuchiwać w towarzystwie włoskiego przedwzmacniacza Pathos In The Groove (zobacz TUTAJ). Przedwzmacniacz dotarł do mnie w tym samym czasie co gramofon Skalar, dlatego postanowiłem przeprowadzać ich równoległe testy. 

Pathos In The Groove to nowa firmowa konstrukcja. Uzupełnia linię produktów składającej się z przedwzmacniacza liniowego i DACa Pathos Converto Evo i cyfrowej końcówki mocy Pathos Ampli D, które zresztą niedawno recenzowałem (czytaj test TUTAJ). Przedwzmacniacz In The Groove to w pełni analogowy produkt z charakterystyką RIAA realizowaną na podwójnych obwodach wyposażonych w wielostopniowe liniowe zasilacze oraz trzy regulowane ustawienia – impedancja i pojemność ustawiane na przednim panelu, natomiast wzmocnienie jest regulowane na tylnym panelu (62 dB, 56 dB, 50 dB i 43 dB). Do przedwzmacniacza w komplecie dołączany jest zewnętrzny zasilacz.

Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni.









Wzmacniacz słuchawkowy HiFiMan EF-6 i słuchawki HiFiMan HE-1000

$
0
0


Wstęp
We wrześniu br. od białostockiego dystrybutora Rafko miałem otrzymać do testów najnowsze HiFiMan Edition X, ale cała nowa partia sprzętu HiFiMan gdzieś zaginęła po drodze do Polski. Trzeba było czekać na odnalezienie przesyłki. W zamian Edition X dojechały do mnie inna para, a mianowicie HiFiMan HE-560. Co prawda nie są to premierowe słuchawki, bo do sprzedaży trafiły jakieś półtora roku temu, ale moim zdaniem, jak najbardziej warte uwagi i przypomnienia. Pisząc wprost, HE-560 całkowicie mnie oczarowały i zahipnotyzowały (czytaj test TUTAJ). W rezultacie przedłużyłem ich obecność u mnie aż do dwóch miesięcy. Oddałem je dystrybutorowi dopiero przed samym warszawskim Audio Video Show.

Po Audio Video Show Rafko miał od razu wysyłać do mnie wspomniane na początku HiFiMan Edition X, ale efektem warszawskiej wystawy, było to że, wszystkie Edition X szybko rozeszły się po Polsce. Tak więc znowu zostałem bez tych słuchawek. Jednak Rafko jako swoistą "rekompensatę" zaproponował wysyłkę na testy komplet wzmacniacz słuchawkowy HiFiMan EF-6 (zobacz TUTAJ) oraz słuchawki HiFiMan HE-1000 (zobacz TUTAJ). To zestaw referencyjny, jego cena zahacza o 23 000 PLN. Taka to była geneza niniejszego testu – ale do rzeczy.

Wrażenia ogólne i budowa - HiFiMan EF-6
Wzmacniacz prezentuje się jak rasowy wzmacniacz zintegrowany, a nie jak słuchawkowy. Jest bardzo duży i ciężki. Jego masa sięga prawie 11 kg, a rozmiarami nie ustępuje klasycznym wzmacniaczom (10.5 x 33 x 31 cm). Czarna stalowa obudowa po bokach obwiedziona jest masywnymi aluminiowymi radiatorami. Wzmacniacz klasy A dość mocno grzeje się, tak więc mają co odprowadzać.

EF-6 ze strony funkcjonalnej jest wyłącznie wzmacniaczem słuchawkowym (i dodatkowo przedwzmacniaczem). Brak tu zainstalowanego DACa, łączności bezprzewodowej, itp. Na aluminiowo-akrylowym froncie centralne miejsce zajmuje duże pokrętło głośności (24-krokowe). Po jego prawej stronie zainstalowano trzy przyciski wyboru źródeł oznaczone jako CD, AUX i Line In. Dwa pierwsze aktywują jedną z dwóch par wejść RCA umieszczonych z tyłu urządzenia, a trzecie – wejście na mini-jack 3,5 mm zamontowane nieopodal na froncie. Wciśnięty przycisk powoduje zapalenie się jednej z niebieskich diod zlokalizowanych w sąsiedztwie. Na skrajnej prawej stronie przedniego panelu znajdują się dwa solidne wyjścia słuchawkowe: na jack 6,3 mm i 4-pinowy XLR. Na przeciwległej lewej stronie zamontowano włącznik sieciowy, a tuż nad nim niebieską diodę.

Z tyłu znajdują się trzy pary gniazd RCA: dwie pary to wejścia źródłowe, a trzecia to wyjście z przedwzmacniacza. Tamże zainstalowano wejście siecowe IEC wraz z zintegrowanym bezpiecznikiem. Z tyłu, oprócz gniazd, znajduje się też hebelkowy przełącznik zmieniający skokowo wzmocnienie o 10 dB.

Tak opisuje producent HiFiMan EF-6: „Jeden z najmocniejszych i najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych na świecie. Zamiast klasycznego potencjometru - drabinka rezysotorowa - 24 krokowy ręcznie produkowany tłumik oparty na rezystorach DIP na wejściu i wyjściu obwodu. Wydzielona sekcja przedwzmacniacza wyposażona w op-ampy Texas instruments OPA627 (wejście) i typu FET OPA2604 (wyjście). Topologia wzmacniacza: 3-stopniowy obwód wyposażony w op-ampy Burr-Brown OPA627AP z mosfetami wyjściowymi Toshiba 2SK214 i 2SJ77. Sekcja zasilania oparta na filtrze CLC. Rozmiar, jakość i sztywność obudowy lepsza niż w wielu wzmacniaczach stereo.

Wrażenia ogólne i budowa - HiFiMan HE-1000
Słuchawki dostarczane są w potrójnym (sic!) opakowaniu. Na zewnątrz to drewniana szkatuła zamykana na zasuwę i dwa zamki. Wewnątrz, znajduje się karton, a dopiero w nim finezyjna szkatuła obita skórą. W środku, pośród finezyjnie wycinanych czarnych gąbek i zamszu, bezpiecznie spoczywają HE-1000. W zestawie znajdują się aż trzy przewody słuchawkowe: 3 metrowy symetryczny zakończony wtykiem XLR, także 3 metrowy niesymetryczny z wtykiem typu duży jack 6,3 mm oraz 1,5 metrowy niesymetryczny, krótki z małym jackiem 3,5 mm do urządzeń przenośnych. Dodatkowo producent dostarcza instrukcję obsługi oraz różne certyfikaty. Brak etui transportowego, jak i stojaka (a w cenie 14 000 PLN za słuchawki było by to miłym uzupełnieniem).
HE-1000 to nowa linia wzornicza HiFiMan przełamująca niejaką toporność designu, z czego zresztą bardzo się cieszę. W podobnej manierze zostały też zaprojektowane HE-560, które ostatnio testowałem (czytaj TUTAJ). Producent podaje, że badania i testy HE-1000 trwały aż 7 lat, a zastosowana w nich technologia jest wielce nowatorska (m.in. membrana o grubości zaledwie 1 nanometra - 0.000001 mm!).

Same słuchawki to połączenie głównie trzech materiałów: naturalnej skóry, drewna oraz metalu. Dzięki temu HE-1000 prezentują się fantastycznie – wytwornie, nowocześnie, ale i stricte audiofilsko w najlepszym tego słowa znaczeniu. To ręcznie wykonana w pełni otwarta konstrukcja z maksymalnie rozszerzonymi prześwitami w maskownicach wykonanych z polerowanego metalu. Ergonomiczne, wygodne wzornictwo zostało zaczerpnięte z rozwiązań znanych z modelu HE-560, lecz tu zostało rozwinięte. Jak podaje HiFiMan, giętki w pełni regulowany pałąk i perforowany pasek z cielęcej skóry w kształcie łuku gwarantują najwyższy poziom komfortu i wytrzymałości. Korzystając z asymetrycznych, perforowanych nausznic wykonanych z najwyższej jakości hybrydowego materiału łączącego welur z naturalną skórą, w HE-1000 można spędzać długie godziny bez śladu zmęczenia ciesząc się jeszcze lepszą jakością basu.

Co tu dużo pisać? HiFiMan HE-1000 reprezentują najwyższy z możliwych poziom wzornictwa i wykonania. To pedantycznie wycyzelowane drewniane muszle z perfekcyjnie weń wmontowanymi metalowymi metalowymi elementami maskownic (grillów) i mocowań wtyków słuchawkowych. Całość uzupełniają skórzane pady muszli i opaski zamocowanej pod stalowym pałąkiem. Tip-top!

I jeszcze ważna informacja od producenta uzupełniająca powyższe: „HE-1000 to pierwsze w historii słuchawki wykonane z wykorzystaniem nanotechnologii! Ultra-precyzyjnie wykonana membrana HE-1000 ma grubość jednego nanometra, tj. 0.000001 mm – jednej milionowej milimetra! Oznacza to, że jest praktycznie niewidoczna gołym okiem. Masa takiego przetwornika jest praktycznie zerowa. Precyzyjna technologia gwarantuje niespotykane w innych słuchawkach szerokie pasmo przenoszenia oraz niezwykłą energię brzmienia i siłę membran, które potrafią wprowadzić w drganie nie tylko przepływające powietrze, ale poruszyć nawet całą obudowę słuchawek”.

Ergonomia
O ergonomii będzie bardzo krótko. HE-1000 to są jedne z najwygodniejszych słuchawek z jakimi miałem do czynienia. Są tak zaprojektowane, że pady całkowicie obejmują dookoła małżowiny uszne, osiadając na kościach skroniowo-potylicznych czaszki i na sklepieniu czaszki via skórzana opaska pod pałąkiem. Przez to praktycznie nie czuć ich ani na uszach, ani na głowie (i to pomimo całkiem sporej masy 480 gram!). Na HE-1000 można słuchać godzinami bez zmęczenia.


Czysta forma wzmacniacza EF-6 i piękny design HE-1000




Na tym zdjęciu doskonale widać akryl frontu i aluminium dookoła pokrętła głośności


Centralne miejsce na froncie EF-6 zajmuje duże pokrętło głośności

W zestawie znajdują się trzy komplety przewodów; powyżej widoczne są dwa z trzech


Tył EF-6


HE-1000 to koronkowa robota


HE-1000 - stal, drewno i naturalna skóra



Kilka próbek słuchanej muzyki z Tidal Hi-Fi (FLAC 16 bit/44,1 kHz) z iPhone 6S

Wrażenia dźwiękowe
Wzmacniacze słuchawkowe porównawcze to Hegel H160 i Fostex HP-A4BL. Używałem też smartfon iPhone 6S. Słuchawki to FInal Audio Design Pandora Hope VI oraz Fostex TH-610. Muzyka różna, w tym pochodząca z Tidal Hi-Fi (FLAC 16 bit/44,1 kHz).

Słuchawki HE-1000 w Polsce kosztują około 14 400 PLN, zaś wzmacniacz EF-6 nieomal 8 500 PLN, więc razem to prawie 23 000 PLN. Nie jest to mało. Za taką kwotę można kupić niezły samochód (ale raczej używany). Za takie pieniądze można by spodziewać się audiofilskiej nirwany, nieskończenie dobrego dźwięku, magicznego brzmienia. I rzeczywiście, zestaw HE-1000 i EF-6 to diabelsko dobry tandem! Gra tak, jak powinien brzmieć optymalny sprzęt słuchawkowy. To dźwięk głęboko nasycony, bardzo przestrzenny, masywny, ale i równolegle lekki i napowietrzony. Nacechowany nieprawdopodobną czystością i transparentnością, a także super rozdzielczością – wydaje się, że można usłyszeć nieomal wszystko. Daleko i głęboko. Zdaje się że słyszeć nawet jak muzycy stoją lub siedzą, czuć drgające pudła rezonansowe instrumentów, świszczące powietrze, etc. Ułuda dźwięku „live” jest doskonała. Słuchawki HE-1000 zapewniają żywy spektakl, a wzmacniacz EF-6 amplifikuje wybornie zróżnicowane i transparentne dźwięki.

W HE-1000 bardzo zwraca uwagę bardzo rozległa scena, wręcz hektarowa. Otwarta i natlenowana. Dźwięki są rozłożone na boki niczym przy odsłuchach na dobrych monitorach, a do tego głębokie jak stumetrowa studnia. Słychać nie tylko bliskie dźwięki (co oczywiste), ale także te dalekie – czy to z głębi nagrań, czy zapisane gdzieś mimochodem na boku. Dzięki temu albumy koncertowe brzmią niesamowicie realistycznie, zaś wzmacniacz EF-6 dodaje im ciała i fizyczności. Nadaje ciężar, kształt i ostateczny szlif. To brzmienia energetyczne, doświetlone i całościowo świetnie zdefiniowane – wyraźne, precyzyjne i analityczne. Przekaz jest dynamiczny (a czasem wręcz żywiołowy), ale zawsze galanteryjny i delikatesowy. Energia i subtelność w jednym. Taką cechą mogą poszczycić się wyłącznie najlepsze konstrukcje audio hi-fi, zaś opisywany komplet bezsprzecznie przynależy do świata high-endu. To najwyższa liga dźwiękowa.

EF-6 oraz HE-1000, można napisać, komunikują się wzajemnie. Tak, jakby uzgadniały, co i jak mają zagrać, jaki sznyt nadać dźwiękom, co zrobić aby wszystko zabrzmiało optymalnie. W rezultacie słychać wspaniałą harmonię, koherentność oraz synergię brzmienia. To dźwięk w stu procentach organiczny i fizjologiczny – bardzo przyjemny w odbiorze (co wcale nie jest takie oczywiste). Barwa i  ciężar odtwarzanych dźwięków jest nie tylko czysta, ale i harmonijna. Zespolona z ogółem, utrwalona na tle, wyodrębniona z masy. Odnosi się wrażenie, że coś całość jest wybitnie dotykalna i policzalna; że wszystko gra razem, a jednocześnie indywidualnie. Bez problemu można zanurzyć się w muzyce, ale można również śledzić pojedyncze partie instrumentów – nawet jeżeli by to miały być trzecie skrzypce w ostatnim rzędzie orkiestry, albo jakiś dzwonek oddalony w tle.

Na koniec jeszcze jedna, istotna rzecz. Słuchawki HiFiMan HE-1000 podłączałem także do smartfonu iPhone 6S. Niby to mezalians, bo do sprzętu za jakieś 3 000 PLN – 4 000 PLN podłączałem słuchawki warte kilka razy więcej. Ale jako, że producent do słuchawek HE-1000 dołącza również przewód o długości 1,5 m zakończony małym jackiem 3,5 mm, a więc adresowany wprost do smartfonów, nie mogłem sobie odmówić takich odsłuchów. Zachęcająca jest także niska impedancja 35 Ohm. Nawiasem mówiąc, uważam iPhone 6S za wyjątkowo dobre źródło dźwięku i nie mam problemów z tym, aby słuchać na nim muzykę za pośrednictwem drogich słuchawek (na co dzień robię to na słuchawkach Final Audio Pandora Hope VI słuchają muzyki z Tidal Hi-Fi).

Odsłuchy na iPhone 6S przyniosły dźwięk mocarny i ekspresyjny, bardzo rozbudowany przestrzennie, a równolegle gładki i głęboki. HE-1000 zapewniły lekkość i świetną barwę, dostarczyły życie i energię, dopełniły masą dźwięk. Przyznam szczerze, że to były moje najprzyjemniejsze odsłuchy z pośrednictwem iPhone’a. Radość psuł tylko fakt, że czas oddania słuchawek dystrybutorowi niechybnie zbliżał się…  

Konkluzja
Jeżeli ktoś poszukuje audio-nirwany, oczekuje dźwięku totalnego i komplementarnego, nasyconego po brzegi muzyką, a to tego barwnego, tonalnego i doskonale rozdzielczego, to powinien zainteresować się tytułowym zestawem HiFiMan HE-1000 i HiFiMan EF-6. To high-end w każdym calu – zarówno w skali makro, jak i mikro!

Dla mnie kontakt z powyższym zestawem zapewnił sporo audiofilskiej radości. Wstyd się przyznać, ale cieszyłem się jak dziecko z każdego dnia spędzonego w jego towarzystwie. Dużą niespodzianką był fakt, że słuchawki HE-1000 podłączone do „zwykłego” iPhone’a 6S przyniosły zaskakująco rasowy i pełny dźwięk o wysokim stopniu muzykalności.

Ceny w Polsce: słuchawki HiFiMan HE-1000 – 14 390 PLN; wzmacniacz HiFiMan EF-6 – 8 490 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU), a także Pioneer NS-50DAB (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Pioneer RM-05 (test TU), Living Voice Auditorium R3 (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.

DAC: Cayin DAC11 (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon z wkładką Ortofon 2M Black (test TU), Pioneer PLX-1000 z Goldring Legacy.
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU), Pathos In The Groove i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU), Moshi Avanti i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), Fostex HP-A4BL i Trilogy 931 (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.  



Słuchawki Somic V2

$
0
0
 

Trzy zdjęcia V2 ze strony Somic Audio

Wstęp
W zeszłym tygodniu opublikowałem test referencyjnych słuchawek HiFiMan HE-1000 za bagatela … 14 390 PLN. Na przeciwległym biegunie plasują się dzisiejsi bohaterowie, czyli słuchawki Somic V2 (zobacz TUTAJ). To słuchawki audiofilskie w kwocie low-end (299 PLN), jak poniekąd określa je producent. Zdecydowałem się na ich recenzję, ponieważ uważam, że wato promować ciekawe sprzęty w rozsądnej cenie. A Somic V2 wydają właśnie takie być, recenzje w Sieci są zachęcające.  Ale do rzeczy.

Somic Audio
O chińskiej firmie Somic Audio (czytaj TUTAJ) za wiele nie wiadomo. Wiadomo, że polski dystrybutor – firma Audiomagic z Warszawy, sprowadza jej produkty od jakiegoś miesiąca. Tak pisze na swojej stronie: „Somic Industrial Co., Ltd to prężnie rozwijająca się marka, której początki sięgają 1999 roku. Firma ta zajmuje się projetktowaniem, produkcją oraz sprzedażą słuchawek i jest pionierem w tej kategorii w Chinach. Obecnie w zakładach Somic zatrudnionych jest ponad 3 000 pracowników i wykorzystuje się nowoczesne urządzenia do produkcji. W 2008 roku firma otrzymała certyfikaty ISO9001, CE (European Certification System), GS (Germany Certification system) oraz międzynarodowy certyfikat bezpieczeństwa FCC”. Somic jest jedną z bardziej znanych firm słuchawkowych w Chinach, eksportuje swoje produkty już do ponad 200 krajów, choć często noszą one inne nazwy.

Somic produkuje kilkadziesiąt (!) modeli słuchawek, choć w większości są to modele stricte budżetowe. W katalogu można znaleźć dwie marki: tytułową Somic oraz Sennic (zobacz TUTAJ) pozycjonowaną na tzw. gaming. Spośród modeli Somic wyróżnić można zaś słuchawki hi-fi music, bezprzewodowe, gamingowe 7.1 oraz inne adresowane do gier komputerowych.

Wrażenia ogólne i budowa
V2 dostarczane są w zaskakująco estetycznym kartonowym opakowaniu obciągniętym błyszczącym brązowo-złotawą tkaniną. Prezentuje się to wręcz luksusowo. Tak, jakby wewnątrz znajdowały się co najmniej słuchawki za 1 000 PLN, a nie za 300 PLN. Pudło ma otwieraną na bok klapkę. Po jej uchyleniu ukazują się Somic V2 ułożone na płasko w plastikowej wytłoczce-stelażu, gdzie słuchawki są wciśnięte, a przez to bezpiecznie unieruchomione. W wytłoczce tej są też umocowane adapter na jack 6,3 mm oraz wtyk przewodu słuchawkowego 3,5 mm z końcówką dodatkowo osłoniętą plastikową tuleją. Pod wytłoczką znajdują się różne certyfikaty, instrukcje, etc.

Na uchylonej klapie, w osobnej przegródce, umieszczone są pady ze sztucznej skóry. Są to pady dodatkowe, bo na słuchawkach zamontowane są już pady z weluru. Jak widać, wyposażenie jest ponadstandardowe. Brawo. Brak jedynie etui transportowego.

Co by nie napisać, Somic V2 prezentują się bardzo dobrze, wręcz fantastycznie. To nie są żadne toporne nauszniki typu niektóre modele Takstar (czytaj test TUTAJ), czy Krüger&Matz Prestige Home (czytaj test TUTAJ), a produkt wycyzelowany - skonstruowany i wykonany z dużą dbałością o detale i wykończenie. Jeżeli by przymocować doń metkę Sennheiser lub Audio-Technica, to nie byłoby w tym żadnej ujmy. Powtórzę więc, V2 wykonane są znakomicie!

Muszle są zbudowane są z twardego tworzywa sztucznego; są całe czarne, za wyjątkiem pomalowanych na srebrno pierścieni dookoła miejsc mocowania padów. Grille wykonane są z metalowych siateczek, pod nimi przezierają przetworniki z czerwonymi membranami. Świetnie to wygląda. Muszle do pałąka mocowane są widełkami, które obracają się w poziomie o 180 stopni i w pionie o jakieś 30 – 40 stopni. Umożliwia to nie tylko optymalne ułożenie na małżowinach usznych, ale także złożenie na płasko słuchawek. Pałąk to sztywna stalowa rama, na którą od góry nałożony jest ochraniacz obciągnięty sztuczną skórą, a od spodu przymocowana miękka poduszeczka. Rozmiar pałąka reguluje się za pośrednictwem wysuwanej stalowej zeń szyny.

Przewód słuchawkowy doprowadzany jest do obu muszli; nie jest odłączany. Zakończony jest złoconym mini-jackiem 3,5 mm z solidnym wtykiem dodatkowo od strony przewodu chroniony stalową sprężyną. Wtyk na końcu zaopatrzony jest w gwint, na który można nakręcić adapter 6,3 mm (jest w zestawie). Przewód jest dość wysokiej jakości; jest gruby i masywny, powleczony gumowatym tworzywem. Nie mikrofonuje, nie plącze się, nie zwija się samoistnie. Jedynym mankamentem jest jego długość wynosi aż …3 metrów. Do słuchania przenośnego to stanowczo za dużo.

Jak wspominałem wcześniej, V2 wyposażone są w dodatkowe pady ze sztucznej skóry. Fabrycznie montowane są pady z weluru/aksamitu. Użytkownik indywidualnie decyduje, które pady są dla niego bardziej odpowiednie. To duży atut.

Ergonomia
V2 nie są niewygodne, ale super komfortowe też nie są. Z uwagi na raczej małe muszle, uszy nie mieszczą się w nich całkowicie. Pady częściowo osiadają więc na małżowinach usznych. Na szczęście pałąk od spodu ma bardzo miękką poduszkę, nie uwiera. Z kolei precyzyjna regulacja objętości pałąka sprzyja wygodzie – słuchawki nie cisną, nie uwierają, a trzymają się czaszki dość mocno. Ogólnie ergonomię można ocenić na mocne 4 (w 5-cio punktowej skali). Ocenę może obniżać nieodłączany i długi, bo aż 3 metrowy przewód, który do odsłuchów mobilnych jest mało użyteczny.

Parametry techniczne
Konstrukcja: wokółuszna, otwarta
Pasmo przenoszenia słuchawek: 15 – 30 000 Hz
Impedancja: 54 Ω
Dynamika (SPL): 95 dB
Przetwornik: dynamiczny, 42 mm
Wtyk: 3,5 mm/adapter 6,3 mm.
Przewód słuchawkowy: 3 m
Masa: 388 g


Wyjątkowo estetyczne opakowanie V2


Słuchawki spoczywają na tacce; na dole wciśnięta weń końcówka przewodu z wtykiem 3,5 mm, a obok adapter 6,3 mm

Po lewej: dodatkowe pady

Pady obszyte sztuczną skórą

Wysoka jakość V2

Budowa przetwornika (ilustracja ze strony Somic Audio)



Kilka próbek słuchanej muzyki z iPhone'a 6S


Wrażenia dźwiękowe
Tytułowe słuchawki podłączałem głównie do iPhone 6S oraz do wzmacniacza słuchawkowego i DACa Fostex HP-4ABL (gdzie źródłem był MacBook Pro). Sporadycznie do wzmacniacza słuchawkowego HiFiMan EF-6. Słuchawki porównawcze o AKG K545, Fostex TH-610, Moshi Avanti, Final Audio Design Pandora Hope VI oraz HiFiMan HE-1000. Muzyka pochodziła przede wszystkim z serwisu steamingowego Tidal HiFi (FLAC 16 bit/44,1 kHz). 

Trudno mi było przed odsłuchami wyobrazić sobie jak mogą grać Somic, bo to mój pierwszy kontakt z tym egzotycznym producentem. Nie wiedząc do jakiego brzmienia można by odnosić V2, do czego je porównywać, po prostu nastawiłem muzykę i założyłem je na uszy. Od razu też napiszę, aby nie przedłużać sprawy, że Somic grają doskonale jak na swoją cenę 300 PLN. To dźwięk całopasmowy, pełny i nasycony, z dobrą energią, mocnym i głębokim basem (ale nie przesadzonym), soczystą średnicą i wyraźnymi sopranami. Ciśnienie akustyczne jest wysokie, muzyka brzmi autentycznie i żywo. Co istotne, w brzmieniu nic nie uwiera, nie przeszkadza w odbiorze. To przekaz dobrze zestrojony, świetnie skonstruowany – harmonijny i proporcjonalny. Zszyty i symetryczny. Czysty i wiarygodny.

Instrumenty i wokale są precyzyjnie wyrażane, mają odpowiednią głębię i masę, są optymalnie dźwięczne, nie giną za szybko. Dysponują optymalną strukturą, dobrą namacalnością, a także niezłą barwą. Z kolei selektywność stoi na co najmniej przyzwoitym poziomie. Może nie słychać wszystkich poszczególnych skrzypiec w dużej orkiestrze, czy pełnej obfitości nut rozbudowanej symfoniki, ale i tak V2 nie mają się czego wstydzić. Zapewniają analityczność i selektywność na poziomie słuchawek z przedziału około 800 – 1 000 PLN, a to naprawdę nieźle. Takie porównawcze AKG K545 stoją tu na identycznym pułapie. Podobnie rzecz ma się z przestrzenią. V2 nie są mistrzami budowania rozbudowanej i głębokiej sceny, lecz jest ona co najmniej niezła. Pierwsze plany są wyraźnie uprzywilejowane, drugie są raczej odchudzone, a pozostałe tworzą dalekie tło, na którym rysowane są tylko większe szczegóły. Somic mają też tendencję do zmiękczania dźwięku, czuć lekki plusz („misiowatość”) i wygładzenie, czasem przechodzące w ocieplenie (szczególnie średnicy). Nie jest to żaden zarzut, a stwierdzenie faktu. Wiele konstrukcji poniżej 1 000 PLN ma takie cechy – wystarczy przywołać modele jak Sennheiser HD598, czy Beyerdynamic Custom One Pro.

Gdybym miał porównać Somic V2 do jakichś słuchawek, to najbliżej by im było do wspomnianych Sennheiser HD598. To podobna „kremowatość” dźwięku, miłe uszom harmonia i czystość, utylitarna ogłada, a także elegancka strukturalność przyprawiona dużą głębią dźwięku, ale pomniejszona o daleką analizę i z lekka ujemną selektywnością.  

Podsumowując. Dalekowschodnie Somic V2 to są bardzo przyjemne brzmiące słuchawki o solidnej i estetycznej budowie, a do tego kosztujące wręcz śmieszne pieniądze. Polecam!

Cena w Polsce - 299 PLN.


Przewody zasilające Hiend-Audio Ziggy: Cheetah i PeaceMaker

$
0
0

Zdjęcia przewodu PeaceMaker otrzymane od konstruktora

Wstęp
Kilka tygodni temu zwrócił się do mnie z zapytaniem pewien konstruktor-hobbysta z Warszawy, czy nie chciałbym posłuchać jego przewodów zasilających. Początkowo pomyślałem, że to najpewniej jakieś kolejne domorosłe DIY, jakich dookoła wiele. Ale po obejrzeniu przesłanych zdjęć, zapoznaniu się z ogólną specyfikacją oraz opisem konstrukcji przewodów IEC uznałem, że są jak najbardziej warte uwagi. Dlaczego? Ponieważ mają bardzo nietypową budowę (jak na przewody zasilające), super solidną konstrukcję oraz, co też istotne, niezwykle intrygującą prezencję.

Póki co, pan Ziggy (na razie konstruktor pragnie zachować anonimowość, stąd pseudonim Ziggy), sprzedaje i dystrybuuje swoje kable wśród znajomych i ich znajomych, ale w planach jest założenie własnej firmy. Przewody to autorska, oryginalna produkcja i procesy samodzielnie opracowane przez pana Ziggy'iego W liście do mnie napisał, że jego przewody, gdyby je wprowadzić na rynek, powinny kosztować około 8 000 - 10 000 PLN za sztukę.

Kilka wrażeń ogólnych
Do testów otrzymałem trzy różne konstrukcje kabli IEC: dwa pojedyncze zintegrowane kable wielożyłowe
- Hiend-Audio Ziggy Cheetah (nazwa sugerująca szybkość)
- Hiend-Audio Ziggy PeaceMaker (nazwa sugerująca spokój) oraz 
- konstrukcję na bazie pojedynczego kabla wielożyłowego (bez nazwy).

Hiend-Audio Ziggy "Cheetah" to skrętka dwóch niezależnych przewodów, każdy wewnątrz swojego niezależnego czarnego poliestrowego oplotu. Na te dwa grube, skręcone przewody nałożone są na wierzchu (na oba przewody razem) i rozłożone równomiernie względem długości, trzy duże rdzenie ferrytowe. Po jednym tuż przy każdej z wtyczek, a trzeci w pośrodku długości kabla. Wtyki wyglądają na kopie Oyaide.

Hiend-Audio Ziggy "PeaceMaker" prezentuje się jak gruba skrętka dwóch niezależnych przewodów, każdy wewnątrz swojego niezależnego czarnego poliestrowego oplotu. W  tym kablu pod poliestrowym oplotem, przy każdej z wtyczek, znajdują się cztery rdzenie. Te rdzenie są nawleczone na indywidualne przewody. Czyli w sumie są tu aż cztery rdzenie: na każdym z dwóch przewodów, przy każdej z wtyczek. Te cztery rdzenie są schowane pod oplotem, ale są łatwo widoczne z racji na lokalne zgrubienia, jakie pod oplotem się tworzą w tych miejscach. Wygląda to trochę jak wąż trawiący swoje cztery ofiary połknięte w równych odcinkach czasowych. Wtyki to kopie Oyaide.

I na koniec konstrukcja na bazie pojedynczego kabla wielożyłowego. To pojedynczy zintegrowany kabel wielożyłowy, w pojedynczym oplocie. Jest to starsza produkcja pana Ziggiego, przysłana do mnie jako porównanie/punkt odniesienia dla dwóch pozostałych przewodów. Nie opisuję jego brzmienia, a traktuję jako tło.





Hiend-Audio Ziggy Cheetah





Hiend-Audio Ziggy PeaceMaker


Hiend-Audio Ziggy - przewód IEC "jednożyłowy"

Spojrzenie na system odsłuchowy

Wrażenia dźwiękowe
Ze wstydem i pokorą muszę przyznać, że jeszcze jakieś pięć lat temu negowałem wpływ przewodów audio na brzmienie systemu hi-fi, a przynajmniej poddawałem to w wątpliwość. Wraz z upływem czasu związanym z bezustannym prowadzeniem niniejszego bloga, ciągłych odsłuchów i porównań sprzętowych, a także nieustannych zmian przewodów, powoli zacząłem zauważać, że kable mają dość istotne znaczenie na ostateczny dźwięk. Dziś nie mam względem tego żadnych wątpliwości. Owszem, nie wszystkie zmiany są istotnie słyszalne, nie zawsze są możliwe do jednoznacznego scharakteryzowania, czy opisania, ale na ogół „coś” w dźwięku (po wymianie jednych przewodów na drugie) dzieje się, dochodzi do skutku, następuje. Kilka razy zdarzyło mi się usłyszeć naprawdę tak duże różnice w brzmieniu, że aby uwierzyć własnym uszom, musiałem kilka razy dokonywać porównań. Podsumowując. Wpływ przewodów na brzmienie muzyki w systemie hi-fi jest niewątpliwy – i to niezależnie od rodzaju kabla. Czy jest to przewód głośnikowy, interkonekt, czy sieciowy.
   
Nauczony powyższym doświadczeniem, najpierw przewody Hiend Audio Ziggy poddałem procesowi wygrzewania podłączywszy je do wzmacniacza, gramofonu oraz DACa. Do testów właściwych zabrałem się dopiero po kilkunastu dniach, kiedy dźwięk kabli już "dojrzał". Oto ich rezultat.

Hiend-Audio Ziggy Cheetah to, najprościej pisząc, brzmienie otwarte, doświetlone, bogate i żyzne. Cechą charakterystyczną jest krystaliczna wręcz przezroczystość! To przezierność, która nie ujmuje z dźwięku niczego autentycznego, niczego nie przeinacza. To równocześnie lupa powiększająca i filtr cząsteczkowy. Akcelerator i odkrywca brzmienia. Ujawniacz detali i rozjaśniacz barw. Wprowadza do przekazu równowagę tonalną i wysoką dynamikę, ale czyni to w sposób naturalny - bezwysiłkowy. Bez napięć i bez stresu. Lekko i transparentnie. Płynnie, równo, bez zawirowań i spowolnień.

Dodatkowo, nie daje się zaobserwować zjawisko powiększania, czy pomniejszania instrumentów. Panuje pełna proporcja i harmonia. Instrumenty mają mocno i gęsto wypełniony środek. Są dobrze odseparowane od siebie oraz rozproszone po całej przestrzeni. Plany są widoczne, gradacja zachowana, pasma mają wyraźne krawędzie. Barwa nasycona, a dźwięczność doskonała.

Wydaje się, iż przewód Hiend-Audio Ziggy Cheetah najlepiej sprawdzi się do źródeł oraz do wzmacniaczy lampowych i hybrydowych. U mnie świetnie wkomponował się do wzmacniacza hybrydowego Pathos Classics One MKIII i mam silne wrażenie, że pozostanie z nim już na stałe.

Teraz czas na opis drugiego przewodu, czyli Hiend-Audio Ziggy PeaceMaker, który, zgodnie z nazwą, ma być takim „wprowadzającym pokój”. W zamierzeniu konstruktora przeznaczony do zbyt jaskrawych, wyostrzonych systemów. Kabel do spokojnego słuchania na sofie przy wieczornej lampce wina. I rzeczywiście, powyższy przewód ma nieco odmienną charakterystykę niż „Cheetah”. 

To niejako „zmiękczacz” brzmienia wprowadzający łagodność, aksamit i lekkie ocieplenie. Brzmienie zbyt natarczywe może zostać uspokojone, zbyt ostre krawędzie przystrzyżone, a wybujałe natężenie – wyważone i wypoziomowane. Nie chcę przez to napisać, że PeaceMaker zaciera, czy zamazuje dźwięk, bo tego oczywiście nie robi. Jego dobroczynny wpływ na brzmienie gdzie indziej ma środek. To niejako pogłębienie, miękkie uderzenie i naturalna płynność podparte urozmaiconą plastycznością oraz organiczną emocjonalnością. Dzięki temu brzmienie otrzymuje bardzo fizjologiczny wymiar, wspaniale analogowy charakter, wysubtelniały klimat i nastrój. Owszem, jest nieco „wolniejszy” niż Cheetah, ma mniejsze pogłębienie basu oraz krótsze wydłużanie pogłosów, ale za to ogólnie jest przyjemniejszy w odbiorze. Nie siecze detalami, a pozwala im istnieć na ciemnym tle; lekko ubarwia dźwięk, ale czyni to nienachalnie. Naturalnie i melodyjnie.

PeaceMaker najlepiej sprawdził się jako przewód zasilający wzmacniacze tranzystorowe (w tym i przedwzmacniacze gramofonowe). Na przykład mój Hegel H160, zabrzmiał bardziej bezpośrednio i naturalnie, ale równolegle bardziej życiowo; bardziej poetycko i muzykalnie. W taki sposób, że nagrania uzyskały więcej nasączenia, wypełnienia i lepsze dookreślenie, przy jednoczesnym braku niechcianego dosłodzenia i utwardzenia.

Ważna uwaga. Oba przewody wytwarzane przez Hiend-Audio Ziggy są przewodami z przedziału referencyjnego high-fidelity. Jestem pod wrażeniem ich pełnokrwistości brzmienia!

Ceny w Polsce nieustalone. Kontakt do konstruktora: zjj_wwa@hiend-audio.com

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Cayin CS-55A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU), a także Pioneer NS-50DAB (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Klipsch RP-150M (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Pioneer RM-05 (test TU), Living Voice Auditorium R3 (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.

DAC: Cayin DAC11 (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon z wkładką Ortofon 2M Black (test TU) i Shape of Sound Skalar z wkładką Goldring 1042.
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU), Pathos In The Groove i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU), Moshi Avanti i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), Fostex HP-A4BL i Trilogy 931 (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.

Przewody sieciowe odniesienia: KBL Sound Fluid, Audiomica Laboratory Jasper Reference, Audiomica Laboratory Volcano Transparent, Perkune Audiophile Cables, AirTech Evo i DC-Components.

Słuchawki bezprzewodowe Pioneer SE-MS7BT - zapowiedź testu

$
0
0

Dwa zdjęcia ze strony Pioneer

Wczoraj od polskiego dystrybutora odebrałem premierowe słuchawki Pioneer SE-MS7BT (zobacz TUTAJ). To, jak określa je producent, słuchawki nauszne Hi-Res z serii Style z technologią Bluetooth i mikrofonem In-line. Prezentują się bardzo ciekawie, nieco w stylu vintage. Muszle wykonane są z czystego aluminium. Podłączyłem do słuchawek Pioneer smartfon iPhone 6S oraz iPad Air 2 via Bluetooth. Parowanie urządzeń nastąpiło błyskawicznie. Popłynęła muzyka z Tidal HiFi.

Jak można przeczytać w materiałach informacyjnych, SE-MS7BT obsługują Qualcomm® aptXTM i AAC zapewniając odtwarzanie audio w wysokiej jakości przez Bluetooth. Dzięki NFC można je parować z innymi urządzeniami, wystarczy je umieścić obok siebie. Posiadają duże 40 mm przetworniki wysokiej rozdzielczości oraz szerokie, miękkie nauszniki, otaczające całe ucho, zapewniając niezwykły komfort słuchania. Regulacja dla smartfonów jest zintegrowana w słuchawkach. W zestawie jest przewód do złącza 3,5 mm typu jack, zapewniające odtwarzanie Hi-Res. Dostępne w trzech kolorach: czarnym, srebrnym i brązowym.
  
Cechy
Odtwarzanie Hi-Res dzięki dużym przetwornikom 40mm
Obsługiwane są wysokiej jakości kodek aptX i AAC
Stylowe wzornictwo w stylu retro
Wygodny, szeroki amortyzowany pałąk i konstrukcja nausznika w celu zapewnienia wygody
Do 12 godzin pracy na baterii (czas rozmów i muzyki)
W zestawie kabel audio (może być dołączony do odtwarzania muzyki)
Możliwość sparowania z maksymalnie 8 urządzeniami
Redukcja echa i tłumienie zakłóceń w celu poprawy jakości połączeń telefonicznych

Specyfikacja techniczna
Bluetooth® Ver.3.0 Power Class 2
Zasięg do około 10 m
Pasmo 2.4 GHz (2.4000 GHz - 2.4835 GHz)
Modulacja FHSS
Profile Bluetooth: A2DP, AVRCP, HFP, HSP
Wspierane kodeki: SBC, AAC, aptX
Zabezpieczenie: SCMS-T
Zasilanie:DC3.7 V bateria z możliwością ładowania
Parowanie do 8 urządzeń
Bateria do 12 godzin (rozmowa/muzyka)
Czas ładowania baterii około 4 godzin
Typ przetwornika: zamknięty dynamiczny
Średnica przetwornika: 40 mm
Skuteczność: 96 dB
Pasmo przenoszenia: 9 Hz – 22 000 Hz (Bluetooth)
9 Hz – 40 000 Hz (via kabel)
Maks. moc wejściowa: 1 000 mW
Impedancja: 32 Ohm
Masa: 290 g
Akcesoria: kabel Micro USB, kabel słuchawkowy








Plan recenzji - styczeń 2017 r.

$
0
0


Jak Czytelnik najpewniej zauważył, postanowiłem od czasu do czasu uciec od standardowego czarno-białego obrazka przedstawiającego pana-audiofila w towarzystwie dwóch pań oraz systemu Sony HP-188 Stereo (w rzeczywistości to reklama Sony HP-188 Stereo umieszczana w Playboyu - opis TUTAJ). Czarno-biały obrazek pozostanie głównym przekazem graficznym, ale będę starać się umieszczać jakieś ciekawe (i dowcipne) ilustracje ze świata vintage audio.

Niebawem planuję nieco odświeżyć szatę graficzną oraz logo Stereo i Kolorowo. Myślę, że uczynię to jeszcze w styczniu. Póki co, plan recenzji na pierwszy miesiąc roku 2017 przedstawia się następująco:

1. Na ukończeniu mam już recenzję japońskiego zestawu Fostex: słuchawki Fostex TH-610 oraz wzmacniacz słuchawkowy i DAC Fostex HP-A4BL (czytaj zapowiedź TUTAJ). Nie ukrywam, że od prawie miesiąca zestaw ten stał się moim podstawowym podczas odsłuchów "desktopowych", czyli pisząc po polsku - kiedy słucham muzyki siedząc przy biurku podczas pracy przy komputerze i równolegle korzystając z komputera jako źródła dźwięku.




2. Równolegle ze słuchawkami Fostex TH-610 odsłuchuję nowe Moshi Avanti (zobacz TUTAJ). Oczywiście nie czynię tego ze wzmacniacza słuchawkowego a bezpośrednio ze smartfona iPhone 6S, bo Avanti to słuchawki adresowane do odsłuchów mobilnych.




3. Na początku stycznia planuję ostatecznie zakończyć testy i opisy nowego polskiego gramofonu Shape of Sound Skalar (zapowiedź testu TUTAJ). Czekam jeszcze na nową wkładkę gramofonową Denon, tak aby móc ją zainstalować w gramofonie Skalar (równolegle z wkładką porównawczą Goldring 1042).




4. Wraz z gramofonem Shape of Sound Skalar testuję nowy włoski przedwzmacniacz gramofonowy Pathos In The Groove (zapowiedź TUTAJ). Piękne wykonanie, wspaniały dźwięk!




5. W styczniu pragnę przybliżyć Czytelnikowi najnowszy gramofon firmy Lenco, czyli Lenco L-91 (czytaj TUTAJ). Owszem, to propozycja stricte budżetowa (cena to 1 499 PLN), ale w moim przekonaniu, zasługująca na bliższą znajomość. Plinta L-91 została wykonana z naturalnego drewna, zaś gramofon został wyposażony w oryginalną wkładkę Audio-Technica AT-95E.



6. Miesiąc planuję zamknąć recenzją premierowych słuchawek bezprzewodowych Pioneer SE-MS7BT (zapowiedź TUTAJ). Słuchawki wykorzystują bezprzewodową technologię przesyłu sygnału Bluetooth, parują się błyskawicznie i zapewniają stabilny oraz żywy dźwięk.




Tak wygląda plan minimum na styczeń. Mam wstępnie umówionych kilka innych testów, ale zapowiem je jak już sprzęty do mnie dotrą. Poza tym, jak co roku, załoga Stereo i Kolorowo będzie przebywać na dwutygodniowych zimowych wakacjach, o czym zawiadomię Czytelnika w stosownym momencie.

Gramofon Lenco L-91 - zapowiedź testu

$
0
0
Nadszedł Nowy Rok 2017, pora więc rychło zabrać się za kolejne recenzje. Dziś zapowiadam, pachnący jeszcze nowością, gramofon Lenco L-91 (czytaj TUTAJ). Owszem, to propozycja stricte budżetowa (cena wynosi 1 499 PLN), ale, w moim przekonaniu, zasługująca na bliższą znajomość. Plinta L-91 została wykonana z naturalnego drewna, talerz z aluminium, zaś gramofon został wyposażony w oryginalną wkładkę Audio-Technica AT-95E. Ma wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM oraz wyjście USB pozwalające zapisać dźwięk płyty analogowej w formacie cyfrowym na komputerze. Ogólnie rzecz biorąc, Lenco L-91 może być ciekawą alternatywą dla melomanów rozpoczynających przygodę z czarną płytą.

W uzupełnieniu zapowiedzi, przypomnę że, niedawno opisywałem inny model gramofonu Lenco, a mianowicie Lenco L-90 (czytaj test TUTAJ).  L-91 jest ulepszoną wersją L-90.


Zdjęcie ze strony Lenco NV




Viewing all 1477 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>