Quantcast
Channel: Stereo i Kolorowo - Underground
Viewing all 1477 articles
Browse latest View live

Kolumny Quadral Aurum Rodan 9

$
0
0
Quadral Aurum Rodan 9 w białym wykończeniu (zdjęcie z firmowej strony)

Wstęp
Nie planowałem wcześniej niniejszego testu. A stało się to tak, że po prostu w jakiś piękny poniedziałek marca przedstawiciel dystrybutora EIC Sp. z o.o. zatelefonował do mnie i poinformował, że "ma dla mnie coś specjalnego". Wkrótce pojawił się u mnie w domu z nowymi kolumnami Quadral Aurum Rodan 9 (zobacz TUTAJ), które zresztą niespodziewanie okazały się być polakierowane na czerwony kolor. I to nie jakiś czerwony pastelowy, a wściekle krwisty niczym najnowsze auto marki Ferrari. Co za piękna rzecz! Stolarka Aurum Rodan 9 to prawdziwy majstersztyk sztuki użytkowej. Zresztą niedawno opisywałem równie wspaniale wykonane Quadral Platinium+ Nine (czytaj test TUTAJ) w biało-matowym wykończeniu skrzynek. Wówczas zachwyciło mnie nie tylko perfekcyjne wykonanie Quadrali, ale również ich doskonale skonstruowany dźwięk będący pochodną bardzo zaawansowanej budowy i wysokiej jakości zastosowanych elementów.

Wrażenia ogólne i budowa
Quadral Aurum Rodan 9 to przedstawiciele najwyższej firmowej serii "Aurum", przy czym jest ona bardzo rozległa i zawiera takie referencyjne kolumny jak topowe Titan, wyższe Vulkan i Montan, średnie Rodan, aż do średnio-niższych Wotan. A są tu jeszcze głośniki podstawkowe i subwoofery... Wszystko zaś dostępne w rozmaitych wykończeniach drewnianych fornirów lub w przebogatej palecie RAL! O samej marce Quadral napisałem więcej przy okazji testu kolumn Quadral Platinium+ Nine (czytaj TUTAJ - zapraszam do lektury).

W tym miejscu warto dodać, iż najnowsze głośniki Aurum Rodan 9 to bezpośredni następcy dobrze znanych (i przebojowych) kolumn Rodan wprowadzonych na rynek pod koniec XX wieku. Zmieniono nieco wymiary skrzynek, jak i oczywiście zainstalowano ulepszone, przeprojektowane głośniki z ultra-lekkimi głośnikami, które przynoszą bardziej miękkie i plastyczne brzmienie. I bardziej precyzyjne. Krótko pisząc, zastosowane głośniki to szczytowa technologia firmy Quadral.


Stary i nowy Rodan

Stare versus nowe, czyli Aurum Titan z roku 2018 i Aurum Titan VI z roku 2001 (w tle)

Kolumny dostarczane są w stosunkowo dużych, dwóch kartonach. Paczki są bardo ciężkie, albowiem jedna skrzynka ma masę powyżej 30 kg, czyli niemało. Aurum Rodan 9 w pudłach są opatulone grubymi płatami piankowych form. Uszkodzenie podczas transportu w zasadzie wykluczone. W komplecie znajdują się specjalne filcowe podstawki (brak kolców!), gwarancja i instrukcja obsługi. Są też dwie maskownice, gdyby ktoś ich potrzebował (np. dla ochrony przed dzieciakami i kotami). Ale kolumny znacznie korzystniej prezentują się bez nich - nawet przez chwilę przez myśl mi nie przeszło, aby je montować do frontów.   

Jak już napisałem we wstępie. To testów otrzymałem Aurum Rodan 9 w czerwonym wykończeniu. To piękna, głęboka czerwień, którą nazwałem krwisto-czerwoną. Ale w istocie rzeczy barwa ta nosi nawę "makowej czerwieni" w palecie RAL. Albo bardzo doń zbliżoną. To nasycona czerwień z lekką nutą pomarańczy i delikatnym pastelem rozświetlonym intensywną purpurą. Efekt, szczególnie na żywo, jest zniewalający. Tym bardziej, że lakier na skrzynkach położony jest ultra-precyzyjnie - gładko, równo i kunsztownie. Nie jest to lakier typu wysoki połysk (high-gloss), a lekki połysk złamany matem. Taka kompozycja czerwieni i "mato-połysku" musi się podobać - i podoba się. Moja żona była zachwycona.

Skrzynki to foremne, kompaktowe (czyli niezbyt wysokie - tylko 99 cm) prostopadłościany, zaś fronty mają lekko ścięte krawędzie. Jedynymi uatrakcyjnieniami są wycięte na frontach wydłużone, owalne otwory, w których zamontowano dwa głośniki niskotonowe oraz umieszczono wylot bass-refleksu. Całość schowana jest za "żaluzją" z cienkich gumowych strun przymocowanych pionowo (równolegle do siebie). Intrygująco to wygląda. Z kolei na krawędzi frontu i górnej pokrywy skrzynek zamontowano stalowe płytki z logo "Quadral" i nazwą modelu. Więcej ekstrawagancji tu nie ma, ale te dwie w zupełności wystarczają i nadają bardzo dużej oryginalności. Pozostałe dwa głośniki na frontach to firmowa wstęga quSENCE (o której więcej poniżej) oraz średniotonowy ALTIMA wykonany ze stopu aluminium, tytanu i magnezu (więcej poniżej). Fronty nie mają żadnych widocznych mocowań dla maskownic. Montuje się je magnetycznie, co sprzyja ogólnej estetyce i harmonii.

Z tyłu, na stalowych płytkach, zamontowano podwójne terminale głośnikowe WBT. Połączone są wysokojakościowymi jumperami. Na owej płytce znajduje się też trójpozycyjny przełącznik hebelkowy (migowy) służący do regulacji najwyższych tonów. Powyżej umieszczono tabliczkę znamionową. A jeszcze wyżej znajduje się przykręcona płytka umożliwiająca dostęp do komory głośników. Skrzynki spoczywają na czterech niewysokich ale szerokich nóżkach. W komplecie znajdują się filcowe podkładki, które należy przykleić. Kolce można opcjonalnie dokupić we własnych zakresie. Gniazda do ich mocowań są już wykonane.

Kilka zdań od producenta na temat przetworników Rodan 9:

Wstęgowy głośnik wysokotonowy: quSENSE
W porównaniu z konwencjonalnym głośnikiem wstęgowym, quSENCE firmy Quadral wykorzystuje krótszą, ale znacznie szerszą wstęgę co powoduje, że powierzchnia pracującej membrany jest większa i ma większą sprężystość. Rezultat jest imponujący: bardzo niskie zniekształcenia, zachowane bardzo dobre promieniowanie pionowe, które jest jak najbardziej pożądane, ale trudne do osiągnięcia w przypadku głośników wstęgowych. Dodatkowo uzyskujemy dźwięk bezkonkurencyjnie szczegółowy i pełen mikroelementów o ogromnej wyrazistości. Front głośnika Quadral quSENCE (aluminium 5 mm) został tak skonstruowany, by był on jak najbliżej głośników średniotonowych, czego rezultatem jest uzyskanie wyraźnego centrum akustycznego i zapewnienie niezapomnianych wrażeń ze słuchania. Grubość wstęgi to zaledwie 8 - 10 µm.

Niskotonowe i średniotonowe: ALTIMA – stop aluminium, tytanu i magnezu.

Quadral przeprojektował wszystkie głośniki niskotonowe i średniotonowe wykorzystujące opatentowane membrany ALTIMA. W najnowszych produktach zmieniono, po symulacjach komputerowych kształt membran. Są one jednorodne i nie mają już doklejanych zaślepek przeciwpyłowych. Poprawiono znacznie tłumienie rezonansów pojawiających się wewnątrz membran i poszerzono zakres pracy głośników niskotonowych jako sztywnych tłoków. Udało się zminimalizować zniekształcenia przy zachowaniu charakterystycznych cech jak: ekstremalna dynamika, prędkość i szczegółowość.

Kosz nowych przetworników wykonany jest z odlewu aluminiowego i zaprojektowany tak, by zminimalizować wszelkie zakłócenia wywoływane przepływającym powietrzem. Za dobrą efektywność całości odpowiedzialne są: silne zawieszenia membrany, długa cewka i potężny układ magnetyczny.

I parę słów o samych Aurum Rodan 9. "Mają niewiele więcej niż metr wysokości - ale to może być mylące.... Mimo, że w porównaniu do innych przedstawicieli serii, ich wymiary są zdecydowanie bardziej kompaktowe, to wykorzystując wszelkie nowe rozwiązania charakterystyczne dla serii Aurum 9 (quSENSE; komora ciśnieniowa), potrafią wytworzyć realistyczny wręcz potężny, jeśli jest taka potrzeba, dźwięk wypełniający każdy skrawek pokoju. Potrafią zaskoczyć głębokością i mocą odtwarzania najniższych częstotliwości. Skomplikowana i rozbudowana zwrotnica bierna umożliwia trójstopniową regulację barwy tonu przy wysokich częstotliwościach".


Dane techniczne
Moc maksymalna: 300 W
Głośniki: 2 x 155 mm, 1 x 155 mm, 1 x wstęga
Pasmo przenoszenia: 28 - 65 000 Hz
Skuteczność: 86 dB
Impedancja: 4 Ω
Wymiary: 99 x 22 x 35 cm, W x S x G
Masa netto: 31,50 kg

Piękny czerwony lakier typu "półmat"


Quadral Aurum Rodan 9 to bardzo efektowne głośniki



Wysokotonowy przetwornik to wstęga

Przetworniki niskotonowe i wylot bass-reflexu ukryte są za firanką z gumowych strun

Stalowa płytka z nazwą


Podwójne terminale głośnikowe a w nich Kimber Kable BiFocal X typu bi-wire; powyżej - przełącznik migowy do regulacji sopranów



Aurum Rodan 9 w porównaniu z moimi Living Voice Auditorium R3


Na standach betonowe monitory Industrial Acoustic Concrete 01

Wrażenia dźwiękowe
Najpierw podłączyłem tytułowe kolumny do wzmacniacza hybrydowego Synthesis Roma 37DC, a potem do nowego tranzystorowego Monrio MC207 MKII. Następnie przyłączyłem je do hybrydy Haiku-Audio Bright MK4 i na końcu do Hegel H160. Przewody głośnikowe to przede wszystkim bi-wire Kimber Kable BiFocal X (zobacz TUTAJ). Pomieszczenie 30 m2. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Hasło, którym producent określa nowe Aurum Rodan 9 brzmi: "So Small, so Big" - i nie ma w nim specjalnej przesady. Pomimo niewielkich gabarytów (99 x 22 x 35 cm) skrzynki dostarczają bardzo duży, bo głęboki i silnie nasycony, dźwięk o rewelacyjnej przestrzenności i pięknej barwie. Nie wiem czy to sprawiła autosugestia związana z bardzo efektowną powłoką cielesną skrzynek, czy immanentna cecha Quadral, lecz dźwięk pod względem jakościowym w odsłuchach jawi się jako super-atrakcyjny - masywny, żywy i sugestywny. Dotyczy to również ogólnego wypełnienia i nasycenia tonalnego. Czuć bardzo dużo obszernego dźwięku, słychać spory rozmach, widać całą masę szczegółów zawieszonych w realnym 3D. Jest przestrzeń, energia i powietrze. Jednocześnie brak tu jakiejkolwiek przesady, dystonii, czy agresywności lub nachalności brzmienia. Całość jest idealnie spójna, wyważona i proporcjonalna. Doskonale harmonijna, ale i wielowarstwowa.

W brzmieniu Aurum Rodal 9 fascynująca jest nie tylko intensywna (chromatyczna) barwa i efektowne nasycenie dźwięku. Dużym atutem w przekazie jest galanteryjne wykańczanie każdego pojedynczego tonu, kunsztowna jego obróbka i delikatne, aczkolwiek ekspresywne, podkreślenie. Indywidualny dźwięk, nawet ten najmniejszy, ma szansę na pełne wybrzmienie, dokładne rozwinięcie się i dokładne istnienie. Dzięki temu realizm brzmienia stoi na bardzo wysokim poziomie jakościowym. Również pogłosy jawią się jako autentyczne i dokładne. Odczucie sal nagraniowej i koncertowej daje namacalność i realność instrumentów i wokali, są plastyczne, obfite i substancjalne. Zaś przestrzeń, w której są zawieszona, dookolna i otwarta. Skonkretyzowana. 

Dźwięk generowany przez Quadral Aurum Rodan 9 całościowo można scharakteryzować jako stricte zaangażowany, dookreślony i wierny. Poszczególne parametry brzmienia są ze sobą harmonijnie powiązane i skomunikowane. Tony wybrzmiewają jednoznacznie, silnie i pełnie; realizm i autentyzm przekazu jest referencyjny. Konsystencja, energia i dynamika są fascynujące, szczególnie pod względem rytmu i natężenia. Wysycenie i soczystość są zaś dobrze zbalansowane z subtelnością i sensualnością dźwięków. A rysunek instrumentów i wokali masywny oraz pełnokrwisty. Rasowy i dojrzały. Jednakże obraz instrumentów jest trochę ograniczony w poziomie (porównywalne głośniki Living Voice Auditorium R3 ów rysunek mają dalszy i szerszy). Równolegle klimat i nastój nagrań jest wiarygodnie oddawany, podawany z wdziękiem, z głębią i z afektem. Każda płyta brzmi na sto procent przekonująco i przejrzyście. Bezkompromisowo, ale i w pełni przyjemnie dla uszu.

Pewnego rodzaju ułomnością (najpewniej wynikającą z niskiej wysokości skrzynek, przypomnę - jedynie 99 cm) jest nieco zmniejszona (ograniczona) siła namacalności basów. Nie żeby były one jakieś niepełne, czy niewiarygodne, bo tak nie jest. Czasem jednak można mieć poczucie mniejszej ich ofensywności, czy niższej głębi rozciągnięcia. Tak jak góra i średnica są doskonale obfite, tak niskie mogą wydawać się spłaszczone (szczególnie te najniższe). Ale ta cecha jest równolegle pewną zaletą - bo konstruktorzy postawili na naturalność niskich tonów. Taką naturalność fizyczną, czyli w granicach normy, bez sztucznej weń ingerencji, niepotrzebnego, czy niefizjologicznego podkręcania. Przynosi to przyjemnie zrównoważoną prezentację, ale jednocześnie z lekkim ograniczeniem basu, który nie jest snujący się, lecz też nie subsoniczny. Taka, a nie inna charakterystyka wydaje się być idealna. Mi to bardzo pasuje, niemniej jednak u osób przyzwyczajonych do basowych ataków może być odwrotnie.

Na koniec jedna uwaga. Warto dobrać dobry przewód głośnikowy do tytułowych głośników. Mi najlepiej "zagrał" Kimber Kable BiFocal X typu bi-wire. Wyrzuciłem firmowe jumpery Quadral i zamontowałem do terminali przewód Kimber. W rezultacie tego pojawiła się większa, bardziej czytelna przestrzeń. Wyższy poziom nasycenia muzycznego, lepsze dookreślenie i tonalność, jak i wyższy poziom precyzji. Nie były to zmiany kolosalne i mocne, ale zauważalne i słyszalne. Istotne dla ogółu brzmienia. Przewód Kimber Kable BiFocal X, można napisać, zsynchronizował i zoptymalizował dźwięk. Nadał synergię i harmonię. (Niebawem o kablach BiFocal X napiszę więcej w osobnej recenzji - zapraszam).

Konkluzja
Quadral Aurum Rodan 9 to piękne skrzynki o wyjątkowej urodzie, dodatkowo podkreślonej efektownym czerwonym wykończeniem. Jakość zastosowanych materiałów, stolarka, wykonanie i wykończenia na najwyższym, perfekcyjnym poziomie. Dźwięk charakteryzujący się wspaniałą obfitością, wysoką konsystencją, doskonałą spójnością oraz zaawansowaną precyzyjnością i przejrzystością. Wspaniały rozmach, kontent i przestrzenność brzmienia. Pełnokrwista barwa bardzo przyjemna w odbiorze. Nowe Aurum Rodan 9 to głośniki, które najlepiej sprawdzą się w niedużych pomieszczeniach (do 30 m2) w połączeniu z wysokowydajnym wzmacniaczem. Taki zestaw może okazać się stuprocentowo referencyjnym i stricte docelowym. Pełna rekomendacja dla Quadral Aurum Rodan 9!

Quadral Aurum Rodan 9 para kolumn, cena w Europie - 5 687 Euro (wersja czerwona - 6 540 Euro). 
Sugerowana cena w Polsce - sztuka 10 000 PLN (za wersję podstawową).

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Monrio MK207 MKII (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Taga Harmony HTA-800, Synthesis Roma 37DC i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Industrial Acoustic Concrete 01 (test TU), Martin Logan 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO i Synthesis Roma 14DC.
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TU), Audio-gd NFB-7.77 (test TUoraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl (test TU), Taga Harmony TTP-300 (test TU), Audio Analogue AAphono i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900, Sansui TU-70 (test TU) i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Fostex T60RP (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.

Przewody audio rozmaite, ale głównie marki Black Rhodium, a potem Perkune Audiophile Cables. Głośnikowe to przede wszystkim Kimber Kable BiFocal X, następnie Black Rhodium Quickstep i XLO UltraPLUS U6-10.



Wzmacniacz hybrydowy Taga Harmony HTA-800

$
0
0
Wzmacniacz HTA-800 - zdjęcie ze strony Taga Harmony

Wstęp
Na samym początku marca br. warszawski dystrybutor i producent Polpak dostarczył do mnie swój najnowszy wzmacniacz hybrydowy (czyli lampowo-tranzystorowy) Taga Harmony HTA-800 (zobacz TUTAJ). To kolejny wzmacniacz hybrydowy serii HTA, poprzednio były to topowy HTA-2000B i średni HTA-1200 (oba zresztą opisywane na łamach Stereo i Kolorowo). Zaś obecny HTA-800 to reprezentant klasy stricte budżetowej, albowiem jego cena wynosi 2 199 PLN. Niemniej jedank do tego modelu przeniesiono sporo rozwiązań technologicznych z modeli wyższych. HTA-800 zaopatrzony jest w, na przykład, dwie lampy elektronowe 6N2 w sekcji przedwzmacniacza i cztery tranzystory Toshiba w sekcji wyjściowej. Ponadto ma zainstalowany wewnętrzny przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek typu MM, przetwornik cyfrowo-analogowy o rozdzielczości do 24 bit/192 kHz (Cirrus Logic CS4344) oraz przedwzmacniacz słuchawkowy z klasycznym wyjściem 6,3 mm. Zupełnie nieźle jak na klasę budżetową... 

Wrażenia ogólne i budowa
Wzmacniacz jest dostarczany w typowym dla Taga Harmony pudle z surowego katronu i z nadrukowanymi nań dużymi firmowymi logo oraz dużymi literami nazwy gatunkowej sprzętu. Wewnątrz opakowania znajduje się HTA-800 (dodatkowo umieszczony w foliowej torbie) unieruchomiony piankowymi formami z kartonowymi obramowaniami. W jednej z dwóch wnęk na formach umieszczono mały kartonik z pilotem zdalnego sterowania. W komplecie jest jest też przewód sieciowy, instrukcja obsługi i gwarancja.

Wizualnie HTA-800 nawiązuje wprost do modeli wyższych Taga Harmony - średniego HTA-1200 oraz topowego HTA-2000B v.2. W zasadzie HTA-800 i HTA-1200 zewnętrznie są identyczne - różnią się jedynie kilkoma szczegółami. W HTA-1200 szersze jest "okienko" z lampami na panelu frontowym, a na górnej pokrywie obudowy znajdują się dwa przetłoczenia. Innych różnic nie zauważyłem (no może jeszcze to, że HTA-1200 jest nieco głębszy - o 5 cm). Z kolei HTA-2000 v.2 ma podobny design płyty frontowej i identyczne rozmieszczenie regulatorów, ale jednocześnie ma bardziej zaawansowaną i wyrafinowaną budowę - zaokrąglone przednie rogi, przetłoczenia, radiatory po bokach, etc.

Wszystkie regulatory na froncie są analogiczne jak w HTA-1200. Po obu stronach "okienka z lampami" 2 x 6N3 zamontowano duże metelowe pokrętła. Prawa odpowiada za wzmocnienie, a lewe za selekcję źródeł (trzy analogowe liniowe, dwa cyfrowe i jedno stopnia gramofonowego). Gałka wzmocnienia wyposażona jest w czerwoną diodę, która kręci się wraz z nią sygnalizując ustawiany poziomu głośności. Dolny rząd, od lewej, zajmują kolejno: 1) przycisk włącznika sieciowego, 2) gniazdo słuchawkowe 6,3 mm, 3) trzy diody sygnalizujące wybór źródła analogowego (CD, LINE i AUX), 4) przycisk podbicia dźwięku (Loud), 5) detektor podczerwieni, 6) przycisk Direct (sygnał omijający regulację barwy), 7) trzy diody sygnalizujące wybór wejścia phono lub cyfrowego (optyczne lub elektryczne), 8) pokrętło regulacji sopranów i 9) pokrętło regulacji basów. Większość tych regulacji można dokonać za pośrednictwem pilota zdalnego sterowania (poza regulacją barwy dźwięku oraz trybami Loud i Direct).

Z tyłu wzmacniacza umieszczono stosunkowo sporo gniazd i są one logiczniej rozmieszczone niż w HTA-1200 (gdzie narzekałem na niezbyt ergonomiczne umieszczenie gniazd głośnikowych - na skrajnej lewej części panelu). Gniazda głośnikowe zamontowano nieomal centralnie, co znakomicie poprawia i ułatwia montaż przewodów głośnikowych. Natomiast lewą część zajmują głównie gniazda RCA - cztery pary wejściowych (CD, Line, AUX i Phono MM), para wyjściowa z poziomu przedwzmacniacza i jedno gniazdo koaksjalne. Jest jeszcze gniazdo optyczne Toslink i zacisk uziemienia. Po prawej stronie umieszczono gniazdo sieciowe IEC. To wszystko. Podobnie jak w HTA-1200 brak wejścia cyfrowego USB i anteny Bluetooth łączności bezprzewodowej, które występują dopiero w HTA-2000B v.2.

Jak podaje producent, Taga Harmony HTA-800 to wysokiej jakości zintegrowany hybrydowy wzmacniacz o mocy 50 W / 8 Ohm, oparty na dwóch lampach 6N3 w sekcji przedwzmacniacza oraz czterech tranzystorów firmy Toshiba na wyjściu. Urządzenie zapewnia bardzo ciepły, liniowy i wciągający dźwięk cechujący się również dynamiczną prezentacją. Wysokiej jakości lampy i mocny toroidalny 200 Wat transformator dostarczają stabilną, ciągłą i natychmiastową moc w każdym poziomie głośności. Potencjometr głośności marki ALPS o audiofilskiej jakości zapewnia zminimalizowane zakłócenia i przesłuchy oraz doskonale ogranicza błędy między kanałami. Wysokiej klasy kondensatory WIMA zapewniają stabilne odtwarzanie dźwięku poprawiając barwę i głębokość sceny muzycznej. Pozłacane terminale głośnikowe klasy high-end oferują praktycznie bezstratną transmisję sygnału audio do kolumn głośnikowych. Wejścia analogowe RCA z obrabianego maszynowo mosiądzu obsługują do 4 urządzeń stereofonicznych, w tym gramofon (z wkładką MM), dzięki czemu jest możliwe słuchanie muzyki z ulubionych płyt winylowych. Możesz podłączyć szereg urządzeń cyfrowych, a wbudowany przetwornik DAC wysokiej rozdzielczości 24 bit / 192 kHz zapewni zawsze najlepszą jakość dźwięku. Dla dyskretnego słuchania muzyki wyposażyliśmy HTA-800 w high-endowy przedwzmacniacz słuchawkowy. Wyjście przedwzmacniacza jest adresowana dla opcjonalnego zewnętrznego wzmacniacza lub subwoofera i aktywnych kolumn głośnikowych. Odłączany kabel zasilania IEC pozwala na ulepszenie systemu poprzez użycie kabla audiofilskiej jakości w dowolnym momencie. Tyle rzecze producent, czas na odsłuchy.

Dane techniczne
Typ / Konstrukcja Wzmacniacz hybrydowy 
Lampy  2 x 6N3 
Moc wyjściowa na kanał / impedancja  2 x 60 W, 4 Ohm
2 x 55 W, 6 Ohm
2 x 50 W, 8 Ohm
Klasa A/B 
Przetwornik Cyfrowo-Analogowy  24 bit / 192 kHz Cirrus Logic CS4344 
Złącza wejściowe cyfrowe  1 x Optyczne
1 x Koaksjalne 
Złącza wejściowe analogowe  1 x RCA Stereo (CD, Line, AUX, Phono (MM))
1 x Phono
• Impedancja wejściowa 47 kOhm/120 pF
• Wzmocnienie 40 dB
• Czułość wejściowa: 5 mV @ 1 kHz
• THD < 0,5 %
• Stosunek sygnał-szum 72 dB 
Złącza wyjściowe analogowe 1 x RCA Pre-Out
1 x słuchawkowe:
• Impedancja 16 Ω
• Moc wyjściowa 150 mW 
Pasmo przenoszenia 20 Hz - 20 000 Hz (± 0,5 dB) 
Stosunek sygnał-szum 90 dB 
Funkcje / wyposażenie  Pilot zdalnej kontroli
Wymienny kabel zasilający IEC 
Zużycie energii  220 - 230 V 50/60 Hz, 200 W 
Wymiary (W x S x G) 14,2 x 43 x 38 cm 
Masa 8,1 kg


Solidne opakowanie

Osobne pudełeczko, a w nim zdalny sterownik

Estetyczny, metalowy pilot zdalnego sterowania

Ciekawy design

Za półksiężycowatym okienkiem ukryte są lampy

Spora ilość różnych ustawień z poziomu panelu frontowego

Aluminiowa gałka wyboru źródła


Metalowa obudowa, zero tworzyw sztucznych




Cztery zdjęcia wnętrza (fot. Taga Harmony)

Duża ilość gniazd, w tym cyfrowe

Niezłe terminale głośnikowe

Wszystkie gniazda zaopatrzone są w zatyczki ochronne

Wrażenia dźwiękowe
Wzmacniacze porównawcze to: Moinro MC207 MKII, Hegel H160, Cayin CS-120A, Pathos Classic One MKIII, Haiku-Audio Bright MK4 oraz Synthesis Roma 37DC. Kolumny głośnikowe to przede wszystkim podłogowe Living Voice Auditorium R3 i Quadral Aurum Rodan 9 oraz podstawkowe Industrial Acoustics Concrete 01. Przewody głośnikowe to za każdym razem Black Rhodium Quickstep 3m. Pozostała lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Jak już napisałem we wstępie. Przed odsłuchami tytułowego wzmacniacza Taga Harmony HTA-800 wcześniej na testach miałem modele HTA-1200 (czytaj test TUTAJ) oraz HTA-2000B (test TUTAJ). Myślę więc, że mam dobry wgląd i pogląd na firmowy styl i szkołę gry. Dodam też, że oba wzmacniacze wywarły na mnie wyjątkowo dobre wrażenia - zarówno pod względem budowy, funkcjonalności i oczywiście dźwięku. No, dobrze, ale to były urządzenia z pułapu średniego lub średnio-wyższego audio hi-fi, zaś dzisiejszy HTA-800 reprezentuje samo serce klasy budżetowej. Czy taki sprzęt, za 2 199 PLN, również może pochwalić się dźwiękiem co najmniej akceptowalnym na wymagającej przecież skali audio-stereo? Odpowiedź brzmi - tak! Tytułowy wzmacniacz charakteryzuje się bardzo dobrze skonstruowanym dźwiękiem o bardzo atrakcyjnej aparycji. Jawi się jako pełny, prężny, soczysty i plastyczny. Całopasmowy, z muskularnym basem. Można napisać, że to dźwięk bardzo zbliżony do wyższego modelu HTA-1200, lecz ciut uproszczony i z delikatnie odchudzoną głębią, mniej przestrzenny.

Na przód linii głośników dość mocno wysuwa się średnica, ale czyni to w tak fizjologiczny sposób, że nie razi natarczywością. A wręcz odwrotnie - wszystkim dźwiękom nadaje autentyczności, instrumentom wyraźności i wyrazistości, zaś wokalom mocy i równolegle sensualności. To wszystko podkreślone jest jeszcze niejaką "lampowością" brzmienia, czyli lekkim pacnięciem ciepłem i słodyczą lamp elektronowych przedwzmacniacza 2 x 6N3. To dodatek subtelności, aksamitu i namiętności połączone z wyższym nasyceniem basu i jego lepszą strukturą. Oczywiście, to nie tylko zasługa lamp, a optymalnej konstrukcji wzmacniacza, lecz to właśnie bańki 6N3 nadają ostateczny sznyt i jakiś stopień dopełnienia i zamknięcia ogółu brzmienia. Przynoszą nasycenie i plastyczność. A to musi się podobać. Brzmienie HTA-800 całościowo jest prezentowane atrakcyjnie i żywo, organicznie i harmonijnie. Tak, nie jest ono stuprocentowo ani naturalne, ani mocno selektywne, ani tym bardziej rozdzielcze, ale na pewno jest eufoniczne, bogate, muzykalne i przestrzenne, zaś to bardzo duży atut. Trudny do pobicia w swojej cenie, a nawet wyższej.

Owszem, brzmienie tytułowego urządzenia jest typowo kompromisowe (bo inne w swojej cenie nie może być), lecz tak pokazane, że odbierane wiarygodnie, kompletnie i dość naturalnie. Bez odczuwalnych niedociągnięć, ubytków i nieskładności, a lekkim ciepełkiem i dużą masą oraz przyzwoitą potęgą brzmienia. Nie ma tu niepotrzebnego efekciarstwa lub nieprzyjemnego rozdęcia basów. Trzeba też napisać, iż moc i siła brzmienia nie urywa głowy (moc wzmacniacza to 2 x 50 Wat/8 Ohm), aczkolwiek jest wystarczająca do napędzenia większości zestawów głośnikowych (z podobnego pułapu cenowego). Nie będzie tu żadnego niedopełnienia albo niedopowiedzenia. Bliskość i bezpośredniość przekazu będą (i są) urzekające.

Kilka słów o wewnętrznym DACu i przedwzmacniaczu gramofonowym. DAC to kość Cirrus Logic CS4344  (24 bit/192 kHz) z wejściem elektrycznym i optycznym, brak wejścia USB. Granie z komputera odpada. Trochę szkoda, że producent nie zdecydował odwrotnie - wejście cyfrowe USB zamiast dwóch koaksjalnych, dziś większość melomanów obecnie podpiera się komputerem jako źródłem, a nie odtwarzaczem płyt CD. Może w kolejnej wersji? Ale wracając do samego konwertera. Cirrus Logic CS4344 cieszy się dobrą opinią (używany m.in. przez Microlaba), ale to poziom budżetowy. Gra dość dobrze, szeroko i głęboko, z miłą substancją i wypełnieniem, ale bez dalszych pogłosów i bez galanterii tonalnej. Do podstawowych zastosowań (np. kiedy doprowadzić doń sygnał cyfrowy z TV cyfrowej czy kablowej) będzie dobrze, ale do celów stricte audiofilskich może być niewystarczająco. W takim przypadku na pewno lepiej będzie się zaopatrzyć chociażby w firmowy przetwornik c/a Taga Harmony DA-300 v.3 (zobacz TUTAJ).

Z wewnętrznym przedwzmacniaczem gramofonowym sprawa ma się identycznie jak z DAC - jest. Ale to dźwiękowy poziom podstawowy. A więc głównie adresowany do podstawowego gramofonu ze startową wkładką MM. I będzie tu w zupełności wystarczający (np. Rega RP1 czy Pro-Ject Debut). Do wyższej klasy gramofonów najlepiej będzie od razu pomyśleć o firmowym (skądinąd fantastycznym w relacji cena/jakość) przedwzmacniaczu Taga Harmony TTP-300. Zdecydowanie polecam.

Konkluzja
Taga Harmony HTA-800 to wielofunkcyjny budżetowy wzmacniacz hybrydowy (lampowo-tranzystorowy), który dysponuje w swojej klasie rewelacyjnym, bo substancjalnym, organicznym i muzykalnym, brzmieniem o niezłej przestrzenności i przykładnym nasyceniu. Dodatkowo wyposażony w wewnętrzny DAC, stopień gramofonowy i przedwzmacniacz słuchawkowy. Wieszczę mu spore powodzenie, przede wszystkim wśród początkujących adeptów świata high-fidelity, ale nie tylko. Taga Harmony HTA-800 to kolejny bardzo udany firmowy produkt. W swojej cenie petarda - brawo!

Cena w Polsce - 2 199 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Monrio MK207 MKII (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Synthesis Roma 37DC i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Quadral Aurum Rodan 9 (test TU), Industrial Acoustic Concrete 01 (test TU), Martin Logan 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO i Synthesis Roma 14DC.
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TUoraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl (test TU), Taga Harmony TTP-300 (test TU), Audio Analogue AAphono i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900, Sansui TU-70 (test TU) i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Fostex T60RP (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.
Przewody audio rozmaite, ale głównie marki Black Rhodium, a potem Perkune Audiophile Cables. Głośnikowe to przede wszystkim Kimber Kable BiFocal X, następnie Black Rhodium Quickstep i XLO UltraPLUS U6-10.



[Audio Vintage]: wzmacniacz lampowy Klein+Hummel - Telewatt VS56

$
0
0


Niemiecka firma Klein+Humnel bez wątpliwości jest kultowa. Została założona wkrótce po II Wojnie Światowej, w 1945 roku w Wedemark (d. Ostfildern/Kemnat) przez panów Waltera Hummela, Horsta Kleina i Heinricha Brumma. Na początku wytwarzano głównie urządzenia pomiarowe dla radia i początkującej wówczas telewizji. Ale już w 1955 roku rozpoczęto produkcję sprzętów hi-fi (pierwszy wzmacniacz VS55 pojawił się w 1958 roku), a latach 60-tych urządzenia profesjonalne dla studiów nagraniowych. W 1961 roku zaprezentowano własne aktywne monitory studyjne UE100. Klein+Hummel szybko nabierał wiatru w żagle, stał się marką rozpoznawalną i uznaną. W międzyczasie ustanowiono brand Klein+Hummel Telewatt dla sprzętów segmentu high-fidelity. Przeniesiono produkcję do pobliskiego miasta Stuttgart (ale siedzibą pozostał nadal Ostfildern).

Pod koniec lat 60-tych nawiązano bliską współpracę z inną prężną niemiecką firmą SABA (Schwarzwälder Apparate-Bau-Anstalt GmbH). Owocem tegoż mariażu były sprzęty wspólnie nazywane jako "SABA Klein+Hummel". Związek ten zakończył się w połowie lat 70-tych, ale z inżynierowie K+H zdążyli jeszcze zaprojektować kultowe dziś radioodbiorniki SABA MT201 i jego znacznie ulepszoną wersję SABA MD292. Potem Klein+Hummel skupił się już na własnej marce. Ale wcześniej, bo w roku 1972, ustanowiono brand ELA-Grupenstrahler dla firmowych głośników. Rozwijano ją aktywnie przez następnych kilkanaście lat. W 1979 roku przedsiębiorstwo przebranżowiło się przede wszystkim na rynek profesjonalny.

W 1981 roku katalog (zobacz TUTAJ) liczył już ponad 50 pozycji, a w nim takie urządzenia jak wzmacniacze, końcówki mocy, korektory dźwięku, magnetofony, kontrolery dźwięku oraz rozmaite głośniki. Już większa część portfolio przeznaczona była stricte na rynek profesjonalny. Wytwarzano całe systemy reżyserskie, studyjne i nagłośnieniowe. Produkowano też systemy transmisyjne (w koprodukcji z Siemens) montowane w ciężarówkach firmy Steyer. To były bardzo intensywne i inspirujące lata. Złote lata Klein+Hummel.

W 2005 roku Klein+Hummel został przejęty przez niemieckiego giganta branży audio - firmę Sennheiser, zaś już w 2009 roku zaprzestano używania nazwy i logo Kleinn+Hummel. Włączono ją w struktury marki Neumann (inny nabytek firmy Sennheiser z 1991 roku). Obecnie monitory aktywne produkowane przez Neumann nosi symbole KH (zobacz TUTAJ) - i jest to jedyna literalna spuścizna firmy Klein+Hummel. Być może kiedyś ten kultowy brand zostanie przywrócony. Kto wie?

Tytułowy wzmacniacz "Klein+Hummel - Telewatt VS56" po raz pierwszy pojawił się w katalogu (cały prospekt TUTAJ) w 1964 roku, by pozostać w nim przez nieomal 10 lat, ale pod różnymi nazwami i odmianami (Nova, SABA, etc.). Modelem wyższym był VS71 H/M. W tym samym czasie sprzedawany był także tranzystorowy (!) radioodbiornik o symbolu FM20, jak i kilka odmian monitorów. Warto też nadmienić, iż VS56 był bezpośrednim następcą pierwszego modelu firmowego wzmacniacza VS55, a wprowadzonego na rynek już w 1958 roku!

"Klein+Hummel - Telewatt VS56" to typowy (klasyczny) wzmacniacz lampowy oparty o ponad 10 różnych lamp: 4 x ECL82 i 5 x ECC808 oraz po jednej EZ81 i OA81. Nominalnie moc wynosi 2 x 12 Wat, zaś muzyczna to 2 x 19 Wat. W porównaniu do poprzednika VS55, w VS56 wprowadzono wiele zmian, w tym wzornicze. Do przedwzmacniacza zaaplikowano lampy ECC808, zamontowano większe, bardziej wydajne tranzystory w układzie wyjściowym, na nowo zaprojektowano stopień wejściowy, z kolei pętla zwrotna otrzymała 16 Ohm.

Obudowa to lita metalowa płyta, zaś front to drapane aluminium. Urządzenie ma wbudowany stopień gramofonowy RIAA oraz wyjście mikrofonowe. Masa wzmacniacza to aż 10 kg. Największym uznaniem i powodzeniem cieszą się wersje początkowe VS56, bez dodatkowych filtrów i modyfikacji. VS56 dziś jest łakomym kąskiem dla kolekcjonerów i audiofilów, albowiem wzmacniacz odznacza się czystym i naturalnym brzmieniem o bardzo przyjemnej barwie oraz soczystym wysyceniem tonalnym.

Dla mnie wzmacniacz VS56 stanowi spore odkrycie i wiele satysfakcji odsłuchowych, jak i możliwość bezpośredniego kontaktu z żywą legendą świata high-fidelity. Prawdę mówiąc, to jeden z lepszych wzmacniaczy audio-vintage jakie miałem u siebie na testach. Świetny wzmacniacz lampowy.

Opisywany egzemplarz pochodzi z warszawskiego salonu i serwisu Nomos Audio-Vintage.














Kolumny podstawkowe Martin Logan Motion 35XT w stałym wyposażeniu Stereo i Kolorowo

$
0
0
Śpieszę zawiadomić Czytelnika, że Stereo i Kolorowo ostatnio poszerzyło swój podstawowy sprzęt odsłuchowy o amerykańskie kolumny podstawkowe Martin Logan Motion 35XT (czytaj wcześniejszy test TUTAJ). Kilkanaście dni temu przyjechały one do mnie prosto od polskiego dystrybutora marki - frmy Polpak z Warszawy (zobacz TUTAJ). Piękne wykonanie, wyrafinowane brzmienie oparte o wysokotonowe wstęgi.










Plan recenzji - maj 2018 r.

$
0
0
Koncert Tito Parisa podczas Siesta Festival - Gdańsk, Filharmonia Bałtycka 21 kwietnia br.

Koncert Ginno Vanelliego - 9 kwietnia br. Filharmonia Szczecińska, Szczecin


Na maj 2018 r. plan recenzji przedstawia się następująco:

1. Jako pierwszy chciałbym opisać włoski zestaw Synthesis Roma - wzmacniacz hybrydowy Synthesis Roma 14DC i Synthesis Roma 37DC (zobacz zapowiedź TUTAJ). Piękny design i fascynujące brzmienie.




2. Zaraz potem przyjdzie kolej na amerykańskie przewody głośnikowe Kimber Kable BiFocal X (anons TUTAJ) wykonane w układzie bi-wiring. Bardzo inspirujące kable zarówno pod względem dźwiękowym, jak i perfekcyjnego wykonania.




3. W kolejce cierpliwie oczekuje nowy włoski przedwzmacniacz gramofonowy Audio Analogue AAphono (czytaj zapowiedź TUTAJ). Ciekawy phono-stage dla wkładek MM i MC z masą rozmaitych funkcji i ustawień.




4. Pan Zygmunt Jerzyński z Hiend-Audio Ziggy z Warszawy jeszcze w marcu wysłał mi do testów swoje trzy ciekawe przewody zasilające na wtykach Furutech i Wattgate - Inception X.5 i Picasso (zobacz TUTAJ). Męczę je już od prawie dwóch miesięcy, ale mam pewność, że mam do czynienia z wyjątkowo udanymi konstrukcjami. Ich wpływ na dźwięk systemu audio-stereo jest oczywisty i wyraźny. Dobroczynny.




5. Polski dystrybutor włoskiej marki Moinro, Manufaktura Smaku, zapowiada rychłą wysyłkę kolejnego wzmacniacza zintegrowanego na testy. Tym razem (po MC207 MKII) ma to być model MC201 (zobacz TUTAJ), Jestem go niezmiernie ciekaw, albowiem MC207 MKII okazał się być rewelacyjny.



6. Owocem nowego kontaktu Stereo i Kolorowo z wrocławską Galerią Audio będzie recenzja arcy-ciekawego brytyjskiego wzmacniacza zintegrowanego Sonneteer Orton mkIV (zobacz TUTAJ). Bardzo lubię takie nietypowe sprzęty audio-stereo.



7. W maju będę chciał też jak najszybciej opisać włoskie kolumny podłogowe Opera, które dopiero co do mnie dojechały. Szczegóły wkrótce...

8. Gliwicki 4HiFi (zobacz TUTAJ) zapowiada rychłą wysyłkę polskiego wzmacniacza lampowego firmy Feliks Audio. Nie wiem jaki konkretnie to będzie model. Dam znać na blogu niebawem.

Zapraszam do majowej lektury Stereo i Kolorowo!

Zestaw Synthesis Roma 14DC i Synthesis Roma 37DC: odtwarzacz CD i wzmacniacz hybrydowy

$
0
0

Zestaw Roma 14DC i 37DC w wiśniowym wykończeniu (fot. Synthesis)

Wstęp
Już kilka razy na łamach Stereo i Kolorowo pojawiały się urządzenia włoskiej firmy Synthesis Art in Music (zobacz TUTAJ). Opisywałem gigantyczny wzmacniacz lampowy Synthesis A100 Titan (czytaj test TUTAJ) na ośmiu lampach mocy KT66, opisywałem też przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC Synthesis Roma 79DC (czytaj test TUTAJ). To wspaniałe sprzęty - z muzykalną duszą, o pięknym designie. Przemyślane, dopieszczone, świetnie grające. Można napisać, że jestem dużym zwolennikiem marki Synthesis Art in Music (bo tak brzmi pełna nazwa firmy). Dlatego, kiedy, w połowie kwietnia, przedstawiciel dystrybutora EIC Sp. z o.o. zaproponował kolejne jej urządzenia, nie zastanawiałem się ani chwili, a poprosiłem o natychmiastową dostawę.

Wrażenia ogólne i budowa
Tym razem przedstawiam Czytelnikowi zestaw odtwarzacz CD i wzmacniacz, czyli Synthesis Roma 14DC (zobacz ) TUTAJ i Synthesis Roma 37DC (zobacz TUTAJ). To oczywiście przedstawiciele bardzo rozbudowanej serii o wdzięcznej nazwie Roma. Roma 37DC to zintegrowany wzmacniacz hybrydowy wyposażony w moduły klasy D w stopniach mocy oraz w dwie lampy 6DJ8 w stopniach wejściowych. (Jest też wersja 37DC+ dodatkowo zaopatrzona w wewnętrzny DAC). Co istotne, wzmacniacz dysponuje olbrzymią mocą 450 Wat na kanał przy 4 Ohmowym obciążeniu i 250 Wat przy 8 Ohm. Nieczęsto można spotkać się z aż tak dużą mocą w przedziale średnim audio hi-fi.

Z kolei Synthesis Roma 14DC to odtwarzacz płyt kompaktowych oparty o dwie lampy elektronowe ECC88, zawierający zaawansowaną kość DAC Asahi Kasei AK4497 192 kHz/32-bit, czyli naprawdę nieźle. Taka kość znana jest chociażby z tak renomowanego (i drogiego) odtwarzacza jak Esoteric Grandioso K1, a to mówi samo za siebie... Natomiast sam mechanizm napędu CD pochodzi od japońskiego specjalisty TEAC.

Oczywiście nie muszę dodawać, że oba urządzenia stanowią kwintesencję włoskiego stylu wzorniczego - są po prostu bardzo ładne i estetyczne. Wykonane i wykończone ze smakiem, ale bez niepotrzebnego przepychu. Dużo urody dodają fronty z brązowego drewna lakierowanego na wysoki połysk. Po obu bokach panele te mają wyrzeźbione płytkie rowki. Zarówno odtwarzacz, jak i wzmacniacz na panelach frontowych mają wnęki, w których ukryte są wszystkie przyciski regulujące. CD: do obsługi płyt kompaktowych (play, pauza, do tyłu, do przodu i eject), zaś wzmacniacz: trzy przyciski służące do wyboru źródeł. Oba po lewej stronie mają zamontowane nieco większe przyciski zasilania. Zaś wzmacniacz na środku frontu ma umieszczony dość sporą, ale płaską gałkę wzmocnienia. Szuflada odtwarzacza chowa się w górną część drewnianego panelu stanowiąc tym samym jedną z nim powierzchnię.

Z tyłu wzmacniacza, na efektownej stalowej płycie wypolerowanej na lustro, po prawej stronie umieszczono pojedyncze terminale głośnikowe wysokiej jakości. Zaraz obok, po prawej, gniazdo sieciowe IEC. Z kolei po lewej stronie zamontowano trzy pary gniazd wejściowych RCA (dwa liniowe i jedno phono). Trochę to mało, a za opcję rozszerzoną o dodatkowe gniazda cyfrowe należy zapłacić więcej - mam na myśli wersją wzmacniacza Roma 37DC+, która takowe posiada. Droższa jest jednak od podstawowej o 2 200 PLN, a to niemało.

Odtwarzacz CD z tyłu także ma zamontowaną stalową blachę, a dopiero na niej zamontowane gniazda. Są one dość skromnej ilości - para wyjściowych RCA, jedno wyjściowe Toslink i obowiązkowe sieciowe IEC. Trochę dziwi, że producent nie zdecydował się na montaż gniazd symetrycznych XLR - uwaga ta dotyczy obu urządzeń, tym bardziej, że przecież koszt każdego z nich przekracza lub zbliża się do kwoty 10 000 PLN (wzmacniacz - 11 000 PLN, a odtwarzacz - 9 000 PLN).

Dane techniczne wzmacniacza Synthesis Roma 37DC
• Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 000 Hz (± 1 dB)
• Moc wyjściowa: 2 x 250 W/8 Ω; 2 x 450 W/4 Ω
• Stosunek sygnał/szum: >90 dB (A-ważony)
• Pobór mocy: 1 000 W (maksymalnie)
• Czułość: 200 mV przy mocy maksymalnej
• Lampy w stopniu przedwzmacniacza: 2 x ECC88
• Stopnie końcowe pracujące w klasie D
• Wejścia analogowe: 2 pary niezbalansowane RCA
• Wyjścia z przedwzmacniacza: sterowane
• Wejście gramofonowe dla wkładek typu MM/MC
• Wymiary (S x W x G) 410 x 95 x 390 mm
• Masa 8 kg

Dane techniczne odtwarzacza Synthesis Roma 14DC
• Pobór mocy: 30 W
• Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 000 Hz (-1 dB)
• Impedancja wyjściowa: < 200 Ω
• Stosunek sygnał/szum: > 95 dB (ważony filtrem A)
• Zniekształcenia: < 0,3 %
• Poziom wyjściowy: 1,5 V (stały poziom)
• Lampy na wyjściu: 2 x ECC88
• Napęd CD: TEAC CD 5020
• Przetwornik cyfrowo-analogowy: Asahi Kasei AK4497 192 kHz/32-bit
• Pilot zdalnego sterowania
• Wyjścia cyfrowe: optyczne
• Wyjścia analogowe: jedna para RCA
• Wysokiej jakości metalizowane kondensatory polipropylenowe w obwodzie sygnałowym
• Transformator toroidalny w układzie zasilającym
• Front wykonany z prawdziwego drewna
• Wymiary (S x W x G) 410 x 95 x 390 mm
• Masa 8 kg

Dwa niewielkie i dość lekkie pudła z Synthesis Roma

Piankowe formy





Kwintesencja włoskiego designu: efektowność, ale bez barokowej przesady

Drewniane fronty


Płaski regulator natężenia mocy

Napęd rodem z japońskiego TEAC

Po prawej - solidne terminale głośnikowe WBT

Przewody połączeniowe to polskie Haiku-Audio

Tył urządzeń

Spojrzenie na cały zestaw odsłuchowy

Wrażenia dźwiękowe
Oba urządzenia testowałem równolegle. Odtwarzacz ze wzmacniaczem połączyłem interkonektami Black Rhodium Symphony 18 (czytaj test TUTAJ) na zmianę z polskimi Haiku-Audio (zobacz TUTAJ). Używałem przede wszystkim dwie pary kolumn - podłogowe Quadral Aurum Rodan 9 i Living Voice Auditorium R3. Przewody głośnikowe to Kimber Kable BiFocal X, zaś zasilajace to Hiend-Audio Ziggy Inception X.5 oraz Picasso. Szczegółowa lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Tym razem nie mam zamiaru zbyt rozwlekle opisywać dźwięku tytułowego zestawu - skupię się na jego najistotniejszych i najważniejszych elementach. Nie było dla mnie zaskoczeniem, że po przyłączeniu głośników do wzmacniacza Roma 37D uzyskany dźwięk okazał się być wyjątkowo mocarny, muskularny i obfity - olbrzymia moc 2 x 250 W/8 Ω zrobiła swoje. Natężenie przekazu pozwala wypełnić pokój odsłuchowy wysoce autentycznym, koncertowym dźwiękiem o sporej gęstości substancji i realnej żywości. Jednocześnie całe brzmienie charakteryzuje się dużą kulturą, zaawansowaną galanterią oraz subtelnością tonalną. Nie ma tu żadnego przesytu, czy rozdęcia, a nawet przesadnego huraganu dźwięku. Panuje całkowita harmonia i naturalne proporcje.

Pomimo zastosowania  w końcówkach mocy wzmacniacza cyfrowych modułów (klasy D) nie ma śladów klinicznej suchości, czy odhumanizowania brzmienia, z jakimi czasem kojarzy się cyfrowe moduły. Ale to już nie te czasy - od kliku lat postęp jaki dokonał się w audio hi-fi pozwala na uzyskiwanie w klasie D fantastycznie czystego, energetycznego i dynamicznego dźwięku nacechowanego soczystą bujnością muzyczną typową dla zaawansowanych zespołów tranzystorowych a nawet lampowych. Nie inaczej jest w Roma 37DC - dźwięk jest przestrzenny, masywny i substancjalny aczkolwiek równolegle lekki, pełny i organiczny. Fizjologicznie odwzorowany. Łączą się tu głęboka selektywność, przejrzystość i szczegółowość brzmienia z gładkością i barwnością brzmienia. 

Moduły klasy D dodatkowo zostają "rozgrzane" dwiema lampami ECC88/6DJ8 zainstalowanymi w stopniach wejściowych. Nadają wyższy stopień ciepła i namacalności - zarówno instrumentom i głosom ludzkim, które stają się  nie tylko wyraźniejsze i lepiej widoczne, ale także bardziej plastyczne. Lepiej wykrojone z tła, mocniej usadowione na siatce 3D. Niby lampy ECC88 są tylko dwie w układzie wzmacniacza, ale swoje zadanie spełniają koncertowo - ocieplają dźwięk głęboką barwą, nadają okrągłości ostrym krawędziom tonalnym, całkowicie eliminują twardość oraz wypełniają kontent i miąższ dźwięków. (Powyższe sprawdziłem porównując dwie wersje wzmacniaczy Roma: hybrydowy Roma 37DC oraz stricte cyfrowy Roma 81DC+ (zobacz TUTAJ). Ten pierwszy wydał mi się barwniejszy i bardziej zmysłowy. Lepiej dookreślający wokale. Mocniej akcentujący średni bas. Ogólnie efektowniejszy).

Jak już napisałem wcześniej. Odtwarzacz płyt kompaktowych Roma 14DC ma w stopniu wejściowym zainstalowane dwie lampy elektronowe ECC88 (6DJ8), a także zawiera zaawansowaną kość DAC Asahi Kasei AK4497 (192 kHz/32-bit), często montowaną w znacznie droższych konstrukcjach (np. japońskich Esoteric). A to musi przynieść korzystne i dobroczynne efekty dla dźwięku. Lampy bez wątpliwości zapewniają przede wszystkim ciepłą i nasyconą charakterystykę dźwięku. Wyższy poziom esencjonalności i więcej nastrojowości brzmienia. Lecz o samej istocie dźwięku dopiero decyduje przykładnie zaaplikowana kość Asahi Kasei AK4497. To szeroka i głęboka scena, kapitalna rozdzielczość i selektywność umożliwiające precyzyjne ukazanie nawet mocno zagęszczonych i substancjalnych nagrań (np. duże składy orkiestrowe czy zapętlona, zmultiplikowana elektronika). Ponadto włoski odtwarzacz ładnie podkreśla cielesność i autentyczność nagrań - wydobywa z nich istotę i sens muzyki (uwiarygadnia wokale i instrumenty) jednocześnie tworząc mocne tło w postaci głębi tonalnej, zarysu horyzontu, wypełnienia struktury i obrysu pojedynczych dźwięków. Czyni to zupełnie naturalnie i bezproblemowo dzięki czemu odsłuchy płyt kompaktowych przeistaczają się w seansy nie tyle wiarygodne, co niezwykle przyjemne dla uszu.

Pytanie. Czy korzystniej nabyć zestaw wzmacniacz Roma 37DC i odtwarzacz 14DC, czy też lepiej użytkować tylko jedno z tych urządzeń? Moim zdaniem równoległe posiadanie obu urządzeń jest stanem wartościowym i dodatnim, ale nie w sensie wyższego stopnia spektakularności brzmienia, a głównie szerszej synergii i symbiozy dźwięku. Inżynierowie firmy Synthesis najpewniej w taki sposób dostrajali wzmacniacze i odtwarzacze serii Roma aby najpełniej, optymalnie i najowocniej zagrały zestawiane ze sobą. By ukazały najwyższy poziom barw i różnorodności muzyki. Nie wyklucza to oczywiście innych konfiguracji (z innymi markami), ale na pewno będzie tu potrzebne więcej uwagi i precyzji przy dopieraniu wzajemnych zestawień.

Konkluzja
Włoski zestaw Synthesis Roma 14DC i Synthesis Roma 37DC (odtwarzacz CD i wzmacniacz hybrydowy) oparty jest na lampach elektronowych ECC88 (każdy ma ich po dwie), ma piękny design (drewniane, rzeźbione fronty), a także zaawansowaną budowę wewnętrzną. To ultra-piękny dźwięk o masywnym natężeniu i spektakularnej dynamice. Brzmienie zaopatrzone jest w rasową barwę - lekko podgrzaną i mocno nasyconą, dodatkowo przyprawioną zaawansowaną selektywnością. Krótko pisząc, Roma 14DC i Roma 37DC pokazują prawdziwą muzykę, wiarygodny dźwięk oraz ich efektowny klimat i nastrój. A to przecież jest najważniejsze!

Ceny w Polsce: hybrydowy wzmacniacz zintegrowany Synthesis Roma 37DC - 11 000 PLN (wersja z DAC - 13 200 PLN); lampowy odtwarzacz płyt kompaktowych Synthesis Roma 14DC - 9 000 PLN (wersja w wejściem USB - 9 900 PLN). 

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Monrio MK207 MKII (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Taga Harmony HTA-800 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Quadral Aurum Rodan 9 (test TU), Industrial Acoustic Concrete 01 (test TU), Martin Logan 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TUoraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl (test TU), Taga Harmony TTP-300 (test TU), Audio Analogue AAphono i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.
Przewody audio rozmaite, ale głównie marki Black Rhodium, a potem Perkune Audiophile Cables. Głośnikowe to przede wszystkim Kimber Kable BiFocal X, następnie Black Rhodium Quickstep i XLO UltraPLUS U6-10.



Przewód zasilający Hiend-Audio Ziggy Picasso

$
0
0
Premierowy Hiend-Audio Ziggy Picasso

Wstęp
Jeszcze pod koniec lutego br. dotarły do mnie najnowsze przewody zasilające skonstruowane przez pana Zygmunta Jerzyńskiego z Warszawy (Hiend-Audio - TUTAJ). Otrzymałem następujące przewody do odsłuchów, porównań i testów:

1) Inception X.5 na bazie wtyku schuko Furutech Fi-38(G) oraz IEC Wattgate EVO 350 Rh,
2) Inception X.5 na bazie shuko Wattgate EVO 390 Au oraz IEC Wattgate EVO 350 Au oraz
3) Picasso na bazie schuko Furutech Fi-38(G) oraz IEC Furutech Fi-28(R).

Ostatecznie do testów wybrałem jedynie najnowszy Picasso, zaś pozostałe używałem jako tło i odniesienie. Zresztą tak też umawiałem się z panem Jerzyńskim. Warto podkreślić, iż przewód Picasso to zupełnie nowa konstrukcja pana Zygmunta, stanowi niejako rozwinięcie wcześniejszej Inception X.5. Zewnętrznie przewód Picasso nieco różni się od Inception X.5 albowiem pięć żył zaplecionych jest nieregularnie (nietypowo) względem wersji Ineption X.5, gdzie tych pięć żył zaplecionych jest w regularny warkocz.

Kończąc niniejszy wstęp, nadmienię jeszcze, iż pierwszy raz do czynienia z przewodami Hiend-Audio Ziggy miałem ponad rok temu. Opisywałem wówczas przewody o nazwach PeaceMaker i Cheetah (czytaj test TUTAJ). W rezultacie tego testu jeden z przewodów (Cheetah) na stałe pozostał w moim systemie służąc jako referencyjne kabel przeznaczony do zasilania wzmacniaczy.

Wrażenia ogólne i budowa
Szczerze mówiąc to od początku przygód z przewodami Hiend-Audio Ziggy mam z nimi kłopot. Dlaczego? A dlatego, że są mało "medialne" - są zupełnie inne niż większość pozostałych. Pierwszy problem to ich nazwa i nomenklatura. "Hiend-Audio" brzmi jakoś bombastycznie i barokowo przesadnie, zahacza o samochwalstwo, no bo producent już na wstępie oświadcza wszem dookoła, że jest "hi-endowy". Drugi zonk to nazwa Ziggy doczepiona do owego "hi-endu" buduje dziwny i ekscentryczny kontrast, by nie napisać groteskowy. A dalej są jeszcze nazwy jednostkowe poszczególnych przewodów: Cheetah, PeaceMaker, Inception X.5 i Picasso, czyli rozstrzał od Sasa do Lasa. Nie chcę się czepiać, ale w moim przekonaniu należy kiedyś będzie z tym wszystkim zrobić porządek, jeżeli chcieć myśleć na poważnie o zdobywaniu i poszerzaniu rynku poza okolice DIY i znajomych z Internetu.

Druga, dość sporą "nietypowością" przewodów Ziggy jest ich wielce oryginalna budowa, a w zasadzie splatanie poszczególnych żył, Pan Jerzyński ewidentnie ma na to swoją tajemną receptę, bo przewody są zaplatane zarówno we wzory regularne, jaki i zupełnie nieregularne. Takim też jest tytułowy Picasso. Wije się jakimiś dziwnymi asymetrycznymi splotami niczym małe żmijowisko. Ale widać w tym szaleństwie jest ukryta jakaś metoda wpływająca na brzmienie. I to jest OK, Ale wygląda jak wygląda, czyli na pierwszy rzut oka poniekąd cudacznie. Nie mniej jednak szybko można się do takiej ekstrawagancji przyzwyczaić, a same kable są przecież i tak niewidoczne, bo wpinane od tyłu urządzeń hi-fi. OK, wystarczy tej krytyki.

Picasso skonstruowany został na bazie wtyków schuko Furutech Fi-38(G) oraz IEC Furutech Fi-28(R), ale tu procent może zaaplikować dowolne wtyki. (Koszt samych wtyków jest niemały - Furutech Fi-38(G) to około 100 USD, podobnie jak Furutech Fi-28(R)). Pięć żył kabla, jak już napisałem wcześniej, zostało zaplecionych w nietypowy i nieregularny pięcio-żyłowy warkocz. Same żyły nie wiadomo z jakiego konkretnie materiału wewnętrznego zostały zbudowane (konstruktor tego nie ujawnia), wiadomo natomiast, że każda z nich została przyobleczona w czarną nylonową koszulkę ochronną. Tuż przy wtyku żeńskim (czyli przy tym, który wtyka się do urządzenia hi-fi) zamontowano zielony pierścień ferrytowy. Picasso jest bardzo solidnym i ciężkim kablem, na pewno nie posłuży do zasilania jakiś miniaturowych urządzeń, bo je siłą rzeczy, czyli swoją dużą masą, ściągnie z półki. Generalnie wykonanie Picasso oceniam na stopień bardzo dobry, zaś ogólną estetykę na dostateczny z dużym plusem.



Karton z przesyłką trzech przewodów


Inception X.5 na bazie schuko Furutech Fi-38(G) oraz IEC Wattgate EVO 350 Rh


Inception X.5 na bazie shuko Wattgate EVO 390 Au oraz IEC Wattgate EVO 350 Au





Picasso na bazie wtyków schuko Furutech Fi-38(G) oraz IEC Furutech Fi-28(R)

Picasso zainstalowany w odtwarzaczu Synthesis Roma 14DC


Picasso wpięty do Audio Analogue AAphono

Wzmacniacz Cayin, na nim wzmacniacz Moinro, a na na samej górze phono-stage Audio Analogue


System odsłuchowy

Wrażenia dźwiękowe
Powyższy przewód testowy miałem u siebie przez dobrych kilkanaście tygodni. Zdążyłem go osłuchać i porównać na wielu różnych urządzeniach hi-fi - począwszy od wzmacniaczy, poprzez przedwzmacniacze gramofonowe, a kończąc na odtwarzaczach CD. Przewody sieciowe odniesienia to: KBL Sound Fluid, Hiend-Audio Ziggy Cheetach i Ziggy Inception X.5, Audiomica Laboratory Jasper Reference, Audiomica Laboratory Volcano Transparent, Perkune Audiophile Cables, AirTech Evo i DC-Components.

Przy całym swoim sceptycyzmie na temat błogosławionego wpływu sieciówek na ogólne brzmienie systemu hi-fi i kłopotach w jednoznacznej jego interpretacji od razu mogę napisać, że kabel Piacasso rzeczywiście wprowadza doń jakąś zmianę i ferment. Czy jest to zmiana ewidentnie korzystna? Tak, bo ma dobroczynny wpływ na brzmienie systemu audio implikując dodatkową holografię, zabudowując tzw. wypełnienie, czy zapewniając lepszą selektywność. Nie dziwi mnie to w ogóle, że te tytułowy kabel tak, a nie inaczej wpływa na dźwięk, ponieważ niedawno z przyjemnością recenzowałem inne kable Ziggy, a mianowicie Cheetah i PeaceMaker (czytaj test TUTAJ). Zaś (przypomnę) kabel Hiend-Audio Ziggy Cheetah po recenzji pozostał u mnie na stałe - stanowi solidną podporę mojego głównego zestawu hi-fi napełniając go równowagą tonalną i wysoką dynamiką, co czyni w sposób naturalny - koncyliacyjny. Bez napięć i bez stresu. Lekko i przezroczyście. Podobnie dzieje się z Picasso, choć jest to innego typu charakterystyka. Hard-core dźwięku przesunięte jest w odmiennym kierunku.

Nie tyle chodzi o to, że Picasso w jakiś sposób tonizuje i koi brzmienie, ale o to, iż ogólnie je harmonizuje i upłynnia. To jak, jakby w lekko chaotycznym układzie wreszcie zapanował ostateczny porządek, prawidłowość rzeczy i regularność dodatkowo podparte lepszym poczuciem fizyczności i namacalności zjawisk. Dodatkowo pojawia się jakaś trudno definiowalna miękkość i bliskość substancji dźwięku wpływająca pozytywnie na postrzeganie instrumentów i wokali. Jawi się jako pełniejsze oraz wiarygodniejsze, a przez to jako bardziej atrakcyjne w odbiorze. Bardziej fizjologiczne w odczuciu. Na przykład fortepian zyskuje na czytelności i plastyczności, a równolegle jego brzmienie jest mocniej dookreślone, czytelniejsze. Z kolei struny gitar stają się bardziej różnorodne, wyraźniej wibrujące, z większą ilością powietrza dookoła. Natomiast głosy ludzkie uwalniają wyższy pozom swobody dynamicznej, brzmią mocniej - na mocniejszym stopniu zróżnicowania energii i kontrastów. Owszem, nie są to zmiany całkiem ewidentne i w pełni jednoznaczne, a dość subtelne, aczkolwiek istotnie wpływające na percepcję muzyki. Przynoszące pożądany konsonans.

W moim przekonaniu, przewód Picasso (wbrew nazwie sugerującej chaotyczny kubizm spowodowany nieregularnym splotem żył) to rozsądne remedium na uporządkowanie, regularność i kształtność brzmienia zestawu hi-fi (lub jedynie tylko np. wzmacniacza), jego ostateczny symetryczny szlif i proporcjonalne ułożenie. Ów wpływ może być większy lub mniejszy (w zależności od zastosowanych pozostałych komponentów toru hi-fi i ich jakości), ale zawsze powinien być odczuwalny. A przez to jak najbardziej istotny dla praktycznej i teoretycznej istoty audiofilizmu. Polecam każdemu melomanowi uwadze walory przewodu zasilającego Hiend-Audio Ziggy Picasso.

Przewód zasilający Hiend-Audio Ziggy Picasso 1,8 m. cena w Polsce - od 3 600 do około 4 000 PLN (w zależności od zastosowanych wtyków). 

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Synthesis Roma 37DC (test TU), Monrio MK207 MKII (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Taga Harmony HTA-800 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Quadral Aurum Rodan 9 (test TU), Industrial Acoustic Concrete 01 (test TU), Martin Logan 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO i Synthesis Roma 14DC (test TU).
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TUoraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl (test TU), Taga Harmony TTP-300 (test TU), Audio Analogue AAphono i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.
Przewody audio rozmaite, ale głównie marki Black Rhodium, a potem Perkune Audiophile Cables. Głośnikowe to przede wszystkim Kimber Kable BiFocal X, następnie Black Rhodium Quickstep i XLO UltraPLUS U6-10.

Wzmacniacz zintegrowany Sonneteer Orton mkIV - zapowiedź testu

$
0
0

Dziś kurier dostrarczył mi przesyłkę z arcyciekawą zawartością, prosto z wrocławskiej "Galerii Audio". To wzmacniacz zintegrowany Sonneteer Orton mkIV (zobacz TUTAJ). Sonneteer nie jest marką szeroko znaną wśród melomanów i audiofilów, lecz w moim odczuciu, zdecydowanie warta jest grzechu. Stąd zainicjowany mój kontakt do "Galerii Audio" i prośba przesłanie wzmacniacza na odsłuchy. Nie było z tym najmniejszego problemu, po kilku dniach wzmacniacz do mnie dotarł. Nie chcę zbytnio uprzedzać faktów, ale to jest rewelacyjnie grający wzmacniacz!

Kilka słów od dystybutora. "Nazwa "Sonneteer" pochodzi od artysty piszącego sonety. Sonneteer powstał w 1994, ale wszystko zaczęło się trochę wcześniej. Na przełomie lat 80 i 90, na uniwersytecie kiedy to panowie Haider Bahrani i Remo Casadei założyli firmę organizującą koncerty i nagrania dla małych zespołów. Haider miał swój zespół, który był głównym powodem założenia firmy, choć współpracowała ona z wieloma studenckimi zespołami. Jako studenci elektroniki Haider i Remo, którzy nie mieli całego potrzebnego im sprzętu i urządzeń często konstruowali je sami lub przerabiali inne. Pod koniec studiów Haider zaprojektował wzmacniacz, oprócz wymagań oceniających chciał spełnić jeszcze jeden warunek - stworzyć dobry wzmacniacz do swoich nagrań. Po ukończeniu studiów Remo pożyczył od niego wzmacniacz i pokazał go kilku entuzjastom dobrego dźwięku. Dzieło Haidera przypadło im do gustu, więc obaj panowie zaczęli się przygotowywać do produkcji tegoż wzmacniacza. Dlaczego Sonneteer? Haider był zafascynowany poezją i chciał aby ich przyszłe produkty nosiły nazwy nawiązujące do pisarzy. Na przykład pierwszy wzmacniacz Sonneteera nosił nazwę "Sonneteer Campion" po angielskim poecie Thomasie Campionie".

Dane techniczne
• Klasa A/B
• Dual mono
• 33 Wat/8 Ohm
• 60 Wat/4 Ohm
• 6 wejść liniowych progromawalnych
• Czułość 650 mv/295 mv
• Wyjścia 1 line, 1 pre-out
• H x W x D 70 x 430 x 280 mm
• Masa netto 16 kg
















Tomasz Pauszek "LO-FI LO-VE", 2 x LP

$
0
0
(fot. materiały prasowe)



W Polsce mamy bardzo długą i bogatą tradycję muzyki elektronicznej. Za jej sformatowane początki chyba można uznać stworzenie Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia w 1957 roku i pionierską w nim działalność Włodzimierza Kotońskiego, Eugeniusza Rudnika oraz Krzysztofa Pendereckiego (tak, tak!). Tak wczesne eksperymenty z muzyką elektroniczną były ewenementem na skalę światową, choć oczywiście sama jej idea i instrumenty powstały znacznie wcześniej. Ale polska muzyka elektroniczna to także tacy mistrzowie jak Czesław Niemen, Józef Skrzek, Andrzej Korzyński, czy Władysław Komendarek - ci zaczynali przygodę z el-muzyką w latach 70-tych XX wieku. A potem nastała duża fala lat 80-tych: Marek Biliński, Krzysztof Duda, Mikołaj Hertel i wielu innych. Dużo dobrego dla muzyki elektronicznej uczynił (i nadal czyni!) redaktor Jerzy Kordowicz ze swoją audycją w radiowej Trójce "Studio el-muzyki", która swój początek miała już w 1977 roku. Redaktor Kordowicz niestrudzenie i często pod prąd popularyzował w Polsce całą armię wykonawców muzyki elektronicznej z całego świata, ale także z Polski.

Dla mnie po intensywnych kontaktach z muzyką elektroniczną w latach 80-tych XX wieku (Tangerine Dream, Jean-Michel Jarre, Kraftwerk, Vangelis, Mike Oldfield, Klaus Schulze, Marek Biliński, Kitaro, etc.), później na dobrych kilkanaście lat przyszedł okres innych zainteresowań muzycznych. Ponownie wróciłem do el-muzyki na początku XXI wieku znowu odkrywając w tym świecie wiele interesujących i inspirujących wartości. Zainteresowałem się także polską muzyką elektroniczną - zacząłem słuchać takich artystów jak Krzysztofa Dudę, Roberta Kanaana, Władysława Komendarka, Przemysława Rudzia, Konrada Kucza, czy duetu Skalpel - by przytoczyć tylko tych najbardziej znanych. Ostatnio na pewno sporym odkryciem było poznanie nowego albumu Tomasza Pauszka "LO-FI LO-VE", o którym to artyście, szczerze mówiąc, wcześniej nie za bardzo słyszałem.

Firma Audio Anatomy 15 grudnia 2017 roku wydała najnowszy album Tomasza Pauszka zatytułowany "LO-FI LO-VE". Album ukazał się w dwóch wersjach - płyty kompaktowej oraz winylowej. Mnie, z oczywistych powodów, zainteresowała ta winylowa. Niedawno, bo dopiero w kwietniu, otrzymałem ją dzięki uprzejmości sopockiego salonu Premium Sound (zobacz TUTAJ). Album jest dwupłytowy, zawiera około 90 minut muzyki. Tomasz Pauszek do wspólnych nagrań zaprosił całą rzeszę polskich muzyków: Władysława Komendarka, Konrada Kucza, Marcina Cichego, Arkadiusza Reikowskiego, Grzegorza Bojanka i innych. Muzycznie album obraca się wokół rozmaitych trendów i stylów elektroniki. Dużo tu nawiązań i inspiracji innymi twórcami, a nawet niejakich zapożyczeń. Słychać oczywiste wpływy np. Jeana-Michela Jarre'a, czy Mike Oldfielda. Jednakże taki kolaż muzyki i różnych gościnnych artystów przynosi paradoksalnie bardzo spójny i bogaty album. Płyty od początku do końca słucha się z autentyczną przyjemnością, podróżując przez kolejne nastroje i klimaty - od wczesnych lat 60-tych, poprzez rozelektryzowane lata 80-te, aż do ambientu i synth-popu. Dużo tu świadomych nieczystości nagrań, pogiętych taśm, uwypuklonych brudów. Ale, zapewniam, płyta została nagrana mistrzowsko - na poziomie strcte audiofilskim. Czysto, szeroko, głęboko - ze sporym rozmachem i energią. Rewelacyjny bas! Dużo dobrego przyniósł staranny mastering autorstwa innego elektronicznego tuzy, a mianowicie Przemysława Rudzia. Jakość nagrania i dźwięku oceniam na stopień referencyjny.

Okładkę zdobi praca Damiana Bydlińskiego, która graficznie w bezpośredni sposób nawiązuje do rysunków Daniela Mroza znanego z ilustrowania m.in. opowiadań pt. "Cyberiada" Stanisława Lema. Piękna rzecz. Album został wydany z dużym pietyzmem i z artystycznym zmysłem estetycznym. Jakość edytorska, poligraficzna i wykonawcza to prawdziwe dzieło sztuki. Na dwóch wewnętrznych kopertach nadrukowano mnóstwo informacji o poszczególnych utworach, artystach i ich dokonaniach. Jedyne czego mi zabrakło to kopert antystatycznych. Przy całym pietyzmie wydawniczym i kapitalnym wytłoczeniu winyli takie przeoczenie lub niedopatrzenie jest lekko nieprzyzwoite. Na szczęście w takie koperty można zaopatrzyć się we własnym zakresie - i tak też szybko uczyniłem chcąc uchronić płyty przez niepotrzebnymi zarysowaniami kopertowymi.

Audio Anatomy - 15 grudnia 2017 r.









Wzmacniacz zintegrowany Monrio MC201 - zapowiedź testu

$
0
0




W ten piątek doszła do mnie paczka zawierająca wzmacniacz zintegrowany Monrio MC201 (zobacz TUTAJ). To najniższy model wzmacniacza włoskiej manufaktury pana Giovanniego Gazzoli. "Najniższy" nie oznacza, że budżetowy, albowiem MC201 kosztuje w Polsce około 8 000 PLN, więc można go nazywać klasą średnią i to przyzwoitą. Monrio MC201 został wprowadzony na rynek w 2016 roku i w tymże pierwszy raz został zaprezentowany polskim melomanom na wystawie Audio Video Show w Warszawie.

Jak już pisałem podczas testu modelu najwyższego MC207 MKII (czytaj test TUTAJ), Monrio ma swój indywidualny sposób zarówno na design urządzeń, jak i na ich brzmienie. Firma przez 30 lat istnienia wypracowała własny "sound" i styl, który może się podobać lub nie, ale na pewno nikogo nie pozostawi obojętnym. Piszącego te słowa model MC207 MKII całkowicie zauroczył i rozkochał. Stąd niedawny kolejny mail do polskiego dystrybutora Monrio Manufaktury Smaku spod Poznania i prośba o wysyłkę następnego wzmacniacza. Wzmacniacz MC201 już jest i gra. A za około dwa tygodnie zapraszam do lektury testu.

Tradycyjnie kilka słów bezpośrednio od dystrybutora: "Monrio MC201 to przykład na to, że doskonale brzmiący wzmacniacz nie musi kosztować 5-cyfrowej kwoty. Obudowa wykonana z kawałków aluminium i stali kryje w sobie solidny wzmacniacz średniej półki. Idealny wybór dla tych, którzy cenią emocje w muzyce.

Model MC201 mimo najniższej pozycji w ofercie posiada wszystko to, co w niezbędne w rasowej integrze. Cztery wejścia liniowe i jedno USB zapewniają szeroki wachlarz połączeń. Mocny zasilacz razem z wydajną prądowo końcówką mocy pomimo średniej mocy na papierze zaskakująco dobrze radzi sobie z kolumnami różnej maści. Całością zarządza sterownik zoptymalizowany, żeby jak najmniej ingerować w sekcję audio. Dla jednego początek przygody, dla innego jej koniec. Maksimum przyjemności dla każdego".

Dane techniczne
Masa: 10 kg
Wymiary (wys. x szer. x gł.): 80 x 430 x 320 mm
Moc wyjściowa: 60 W przy 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 50 000 Hz
Stosunek sygnału do szumu: 90 dB
Wejścia analogowe: 4 x gniazdo RCA
USB - na tylnym panelu
Zdalne sterowanie: tak
Przetwornik: AKM DAC, 24-bit/192 kHz











Kolumny podłogowe Opera Quinta SE - zapowiedź testu

$
0
0

Kilka dni temu od warszawskiego dystrybutora EIC Sp. z o.o. (zobacz TUTAJ) otrzymałem do testów włoskie kolumny podłogowe Opera Quinta (zobacz TUTAJ). Opera Loudspeakers (zobacz TUTAJ) to bardzo zacna włoska firma od wielu lat konstruująca kolumny głośnikowe. Jej początki sięgają roku 1980, choć przedsiębiorstwo oficjalnie zostało zarejestrowane dopiero w 1989 roku. W ofercie ma aktualnie dwie linie: niższą Classica i wyższą Callas. Tytułowe Quinta kolumny przynależą do serii Classica, przy czym nie są to budżetowe kolumny, a z przedziału średnio-wyższego, bo ich cena kształtuje się na poziomie około 19 000 PLN za parę. Są to głośniki trójdrożne, z przetwornikami marki Scanspeak, mają wysoką skuteczność 91 dB i pasmo przenoszenia rozciągające się między 30 a 30 000 Hz, co jest więcej niż przyzwoitą wartością. Zalecana amplifikacja mieści się w poziomach 10 Wat - do 200 Wat, myślę że przyłączę Quinta SE do brytyjskiego wzmacniacza Sonneteer Orton. Zapraszam do lektury testu pod koniec maja.

* * *

Opera Quinta SE (zaprezentowana po raz pierwszy na targach CES w Las Vega - 2014) to nowa wersja Opery Quinta 2011. Jest to system trójdrożny, podłogowy. Absolutną nowością jest możliwość zamiennego używania systemu zamkniętego lub bas-reflex.

Kilka słów od producenta. Nowy siedmiocalowy woofer został wykonany „na zamówienie”, przez firmę Scanspeak dla całej nowej serii Classica. Jest on wyposażony w membranę aluminiową z cewką 38 mm (dwuwarstwowa, drut CCWA) z aluminiowym karkasem. Posiada metalowy pierścień wokół nabiegunnika dla kontroli zmian strumienia magnetycznego. Kosz - to odlew, pozwalający uzyskać maksymalną sztywność. Sztywna aluminiowa membrana doskonale odtwarza niskie częstotliwości. Dwa głośniki niskotonowe, połączone równolegle, pracują w 40 litrowej zamkniętej komorze. Głośnik średniotonowy jest to nowy siedmiocalowy przetwornik wykonany również na zamówienie. Membrana wykonana z wyżarzonego polipropylenu z korektorem fazy ABS, tłumiącym rezonanse osłonki antypyłowej. Tył głośnika średniotonowego pracuje w komorze wytłumionej poliuretanem o grubości 10 cm, który stanowi niezwykle skuteczną pułapkę akustyczną. W konsekwencji spójność i jasność to cechy brzmienia tego głośnika. Tweeter to Scanspeak 9700. Taki sam, jaki używany w najwyższych modelach. Jest on wyposażony w miękką kopułkę, komorę dekompresyjną i aluminiowy duży kołnierz. Pracuje z dużą amplitudą peak-to-peak (od dwóch do pięciu razy większa niż w konwencjonalnych głośnikach wysokotonowych). Pasmo przenoszenia sięga 30 kHz. Częstotliwość rezonansowa wynosi około 500 Hz, co sprawia, że ​​ten głośnik wysokotonowy jest niewrażliwy na do wibracje przekazywane z głośnika niskotonowego do panelu przedniego (pomimo MDF o grubości 40 mm). Ten głośnik wysokotonowy jest ciągle uważany za jedną z najlepszych dostępnych konstrukcji.

Obudowa Quinta SE wyposażona jest w dwa tylne bas refleksy. W razie potrzeby mogą być zamykane, co upodobni ten nowy model do modelu poprzedniego - Quinta. Krzywizna góry obudowy Quinty SE nawiązuje do naszego flagowego modelu Malibran. Przedni, zaokrąglony panel wykonany z płyty MDF o grubości 40 mm (pogrubiony w stosunku do modelu Quita) jest wystarczająco szeroki, aby pomieścić przetworniki. Wykończenie panela skórą działa jako uszczelnienie głośników i poprawia parametry akustyczne obudowy. Boki kolumny fornirowane naturalnym, szlachetnym drewnem są precyzyjnie szlifowane. Struktura jest dodatkowo usztywniona przez wewnętrzne wsporniki. Wewnątrz obudowy unikalne, dwuwarstwowe wytłumienie o grubości 10 cm wykonane z poliuretanu, który pochłania tylne promieniowanie głośników niskotonowych. W konsekwencji spójność i jasności to cechy brzmienia tego głośnika. Opera Quita SE jest wyposażona w mocne szyny podstawy, umożliwiające zamontowanie kół lub kolców. Cztery terminale głośnikowe (Quinta SE jest przeznaczona do bi-wiring) to tradycyjnie używane złącza mosiężne, pozłacane. Jest to cechą wszystkich głośników Opera. Dzięki niekonwencjonalnym rozwiązaniom ​​Quinta SE doskonale nadaje się do odtwarzania płyt analogowych (LPS). Opera Quinta SE może być też stosowania jako przednie i/lub tylne kolumny w systemach kina domowego. Z dwóch par Quinta SE można stworzyć system kina domowego, który nie wymaga stosowania głośnika centralnego oraz subwoofera. Szczególną uwagę zwrócono na krzywą impedancji. Quinta SE jest prawdziwą 4 Ohmową konstrukcją. Nominalna impedancja, spełniająca normy DIN 45500 (impedancja większa niż 3,2 ohm) powoduje, że Quinty SE mogą być napędzane dowolnym wzmacniaczem, który toleruje 4 ohm obciążenia nominalnego. Opera Quinta SE dzięki pełnemu rozszerzeniu zakresu niskich częstotliwości jest w stanie zagrać potężnym dźwiękiem. Może zaistnieć w każdym pomieszczeniu z jej jasną i określoną średnicą oraz reprodukcją wysokich częstotliwości, typową dla naszych najlepszych głośników.

Dane techniczne
• System: trójdrożna kolumna podłogowa - bas-reflex/zamknięta
• Przetworniki:  ◦2 x 7"  głośnik niskotonowy, aluminiowa membrana
• 1 x 7"  średniotonowy - wyżarzona wtyczka fazy polipropylenu i ABS
• 1 x 1" wysokotonowy Scanspeak 9700
• Pasmo przenoszenia: 30-30000Hz
• Cross-over: ◦ Głośnik niskotonowy: 18 dB dolnoprzepustowy
• Średniotonowy: 12 dB dolnoprzepustowy i górnoprzepustowy
• Głośnik wysokotonowy: 18 dB górnoprzepustowy
• Częstotliwość podziału: 300 - 2 000 Hz
• Moc: 140 Watt RMS
• Zalecany wzmacniacz: Od 10 do 200 Watt RMS lub więcej (bez Soft-Clipping)
• Skuteczność: 91 dB/2.83 Vrms/1 metr
• Impedancja nominalna: 4 Ohm
• Ustawienie w pokoju: z dala od narożników
• Rozmiar: 110 x 24,5 x 43 cm (W x S x G)
• Masa netto: 45 kg









Przedwzmacniacz gramofonowy Audio Analogue AAphono

$
0
0
(Zdjęcie ze strony Audio Analogue)

Wstęp
Na początku kwietnia br. od warszawskiego dystrybutora Sound Source otrzymałem najnowszy przedwzmacniacz gramofonowy rodem z Włoch, a konkretnie - z Toskanii. To Audio Analogue AAphono (zobacz TUTAJ) przeznaczony do wkładek gramofonowych typu MM (Moving Magnet) i MC (Moving Coil). Nie muszę dodawać, że ów przedwzmacniacz reprezentuje wysoką ligę wykonawczą oraz piękny, typowo włoski, design. Urządzenie to przynależy do serii PureAA; jest tu też wzmacniacz zintegrowany AAcento. Być może w przyszłości pojawi się kolejny reprezentant tej serii.

Przypomnę, że wcześniej na łamach Stereo i Kolorowo opisywałem wzmacniacz zintegrowany  Audio Analogue Puccini Anniversary (czytaj test TUTAJ) oraz zestaw wzmacniacz/odtwarzacz CD Audio Analogue Fortissimo (czytaj TUTAJ). Był też DAC/wzmacniacz słuchawkowy Audio Analogue Vivace (czytaj TUTAJ). Opisywałem również zestaw Vela Audio (czytaj TUTAJ) budżetowego segmentu Audio Analogue. Jak widać, trochę tego było - teraz zaś przyszedł czas na przedwzmacniacz gramofonowy. Będę go odsłuchiwać z moim gramofonem Nottingham Analogue Horizon z wkładką typu MM Ortofon 2M.

Wrażenia ogólne i budowa
Przedwzmacniacz dostarczany jest niewielkim pudle z burego kartonu. Wewnątrz sprzęt opatulony jest formami z ciemno-szarej gąbki i dodatkowo grubą folią. W komplecie znajduje się przewód zasilający, gwarancja producenta i instrukcja obsługi. To wszystko.

Jak już napisałem we wstępie, AAphono reprezentuje typowo włoską szkołę designu. Piękna aluminiowa obudowa i taka sama płyta czołowa z drapanego jasno-srebrzystego aluminium. Całości dopełnia duże aluminiowe pokrętło-przycisk zamontowany na froncie. Doskonałe wykonanie i wspaniała stylistyka. Po prostu cacko! Nawiasem mówiąc, to wzornictwo przetransferowane z topowego wzmacniacza zintegrowanego Audio Analogue Puccini.

Na froncie znajduje się centralnie umieszczone płaskie pokrętło, które jednocześnie jest przyciskiem. Jako przycisk należy je używać kiedy chcieć włączyć lub wyłączyć urządzenie (główny włącznik sieciowy umieszczono z tyłu przedwzmacniacza). Natomiast kiedy obracać pokrętłem rozjaśniają się lub ściemniają białe diody sygnalizacyjne. Tych diod na froncie zamontowano dość sporo, bo w dwóch rzędach aż szesnaście. Te po lewej stronie sygnalizują ustawiony tryb pracy wkładki MM lub MC oraz wybraną oporność wejścia MC (tylko skrajnie prawa jest czerwona - to dioda sieciowa). Z kolei te po prawej stronie sygnalizują ustawioną oporność i pojemność dla wkładek MM. Kiedy włączyć urządzenie (centralnym przyciskiem) dioda sieciowa zapala się, a zaraz potem wszystkie białe diody zaczynają świecić i falować płynnymi rozbłyskami. Trwa to dobrych kilka sekund, po czym urządzenie gotowe jest do pracy.

Co ciekawe, na froncie nie umieszczono żadnych regulatorów (poza centralnym pokrętłem), a przecież jest co ustawiać (wejście MM i MC, poszczególne oporności i pojemności, etc.). Jak więc tych regulacji dokonywać? Otóż niewielkie przyciski adresowane tym regulacjom schowano tuż pod trzy spodniej krawędzi frontu. Należy wsunąć palce od spodu urządzenia i wymacać odpowiednie przyciski, które sąsiadują z funkcyjnymi diodami dlań przeznaczonymi. Łatwo można się do tego przyzwyczaić, zaś ukrycie przycisków pod spodem przedwzmacniacza na pewno przyczyniło się do zwiększenia estetyki frontu, który nie jest upstrzony żadnymi przyciskami. Warto też dodać, że AAphono posadowiony został na czterech smukłych i dość wysokich stopkach (też z aluminium), które również w istotny sposób wpływają na ogólną harmonię wzorniczą.

Z tyłu zamontowano jedynie najpotrzebniejsze gniazda oraz centralny włącznik sieciowy. Znajdują się tu dwie pary wejść i wyjść RCA (bardzo wysokiej jakości), a zaraz obok zacisk uziemienia. Brak gniazd symetrycznych XLR. Całości dopełnia gniazdo zasilania IEC zintegrowane z pomieszczeniem dla bezpiecznika sieciowego.

Kilka słów od producenta: "Nowy przedwzmacniacz gramofonowy Audio Analogue AAphono to kolejne urządzenie linii PureAA. Podobnie jak wzmacniacz AAcento, jest to produkt, który idealnie pasuje do filozofii Audio Analogue: prosta konstrukcja, najwyższa jakość dźwięku i wyjątkowa dbałość o wykończenie. Powyższe cechy sprawiają, że jest to idealny partner dla gramofonów i wkładek każdego rodzaju, dając w ten sposób możliwość słuchania swoich ukochanych winyli w najlepszy sposób. Podstawowym założeniem podczas projektowania układu było zastosowanie dwóch wzmacniaczy operacyjnych odpowiadających za wzmocnienie dzięki czemu uzyskujemy niezwykle dokładne odtworzenie krzywej RIAA. Dołożono wielu starań aby precyzja korekcji była jak największa, wykorzystując wysokiej jakości komponenty o niskiej tolerancji oraz konfiguracji równoległej dla wyeliminowania błędów. Efektem tych starań jest bardzo precyzyjne odtworzenie krzywej korekcji RIAA, które pokazuje poniższy wykres częstotliwości, dla wkładek MM oraz MC.

Sekcja zasilania składa się z trzech transformatorów toroidalnych, osobno dla sekcji cyfrowej oraz lewej i prawej sekcji analogowej. Wszystkie elementy pasywne zostały starannie dobrane. W sekcji korekcji krzywej RIAA wykorzystano wyłącznie kondensatory foliowe o niskiej tolerancji. AAphono jest bardzo wszechstronny i prosty w użyciu. Dla wkładek MM możliwe jest ustawienie pojemności wejściowej oraz oporności, a dla wkładek MC oporności wejściowej. Zmiany ustawień mogą być dokonane w łatwy sposób, po prostu poprzez naciśnięcie odpowiedniego przycisku tuż pod przednim panelem, bez otwierania obudowy czy użycia wielu różnych przełączników. Wybrana konfiguracja zostanie zapamiętana także wtedy, gdy urządzenie zostanie wyłączone lub odłączone od zasilania".

Dane techniczne
Kanały: 2
Wzmocnienie: 40 dB (MM)/60 dB (MC)
Zakres częstotliwości: 10 Hz - 20 000 Hz (+/-0,25 dB)
Maksymalne napięcie wyjściowe: 7 V (RMS)
Stosunek sygnał/szum: 85 dB (MM)/65 dB (MC)
Wymiary (W/S/G): 8,7/22/37,2 cm
Masa: 5,8 kg




Bezpieczny sposób pakowania


Pierwszorzędne włoskie wzornictwo - wysoka estetyka z zaawansowanym smakiem, ale bez barokowego przepychu


Pokrętło/przycisk przeniesione wprost z topowego modelu Puccini


Aż szesnaście diod sygnalizacyjnych!


Multum regulacji i ustawień

Wytłoczony napis Audio Analogue na froncie


Obudowa prezentuje się rewelacyjnie

Klasyczny włoski design

Wysoka nóżka


Tył urządzenia

W systemie odsłuchowym


Przedwzmacniacz stoi na włoskim wzmacniaczu Moinro MC207 MKII

System odsłuchowy nr 1


System odsłuchowy nr 2

System odsłuchowy nr 3

Wrażenia dźwiękowe
Podczas odsłuchów AAphono jako przedwzmacniacze odniesienia używałem: Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl, 1ARC Arrow SE, Musical Fidelity MX-VYNL oraz phono-stage zamontowany we wzmacniaczu Synthesis Roma 37DC. Jako przewód sieciowy stosowałem Hiend-Audio Ziggy Picasso, a połączeniowy RCA to Black Rhodium Symphony 18. Wzmacniacze to przede wszystkim Sonneteer Orton mkIV i Synthesis Roma 37DC. Gramofon wraz z wkładką to Nottingham Analogue Horizon i Ortofon 2M Black. Pozostała lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

AAphono miałem u siebie ponad miesiąc, więc miałem sposobność dość głęboko przeanalizować jego brzmienie, tym bardziej że równolegle testowałem high-endowy stopień gramofonowy Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl. Owszem, tytułowy przedwzmacniacz nie ma aż tak zaawansowanej selektywności, przestrzenności, czy efektywności dynamicznej jak Nu-Vista Vinyl (bo nie może mieć), ale też nie zasypia gruszek w popiele. AAphono cechuje się przede wszystkim wysoką harmonią i plastycznością dźwięku. Układa go w bardzo szykowny i galanteryjny sposób, dba o ogólną precyzję i stylowość przekazu, zabiega o ład i porządek, a te są wprost fantastyczne. Dźwięki są równiuśko poukładane niczym czekoladki w bombonierce. Daje to w pełni zrównoważony, regularny i systematyczny przekaz o kapitalnej proporcji, jednokładności i rytmice; wręcz wzorowej. Czytelność tonalna i lokalizacja przestrzenna są pierwszorzędne. Równolegle energia grania i jej dynamika w porównaniu z Nu-Vista Vinyl są trochę obniżone.

Brzmienie przedwzmacniacza charakteryzuje się atrakcyjnością i kształtnością. Łączy się tu zaangażowanie tonalne, wysoka przejrzystość i niezła szczegółowość z niejaką gładkością i barwnością brzmienia. Ta barwność jest leciutko pogrzana i nasycona słodyczą, czym bardzo przypomina urządzenia lampowe, a przecież Audio Analogue nie zamontował żadnych lamp w swoim urządzeniu. To konstrukcyjnie typowy tranzystor, a jednak ma lekki posmak organicznej żyzności typowej dla lamp! AAphono ma lekko zmiękczony i "udelikacony"styl gry, co przynosi wrażenie wysokiej płynności i wyszlifowania kantów ostrości, a to właśnie nadaje owego ciepła i słodkości typowego dla lamp. To zjawisko jest bardzo korzystne dla ogólnego brzmienia - dostarcza przyjemny smak i zapewnia głęboką analogowość, co przy odsłuchach winyli jest więcej niż pożądane - konieczne. Zaś Audio Analouge z tego zadania wywiązuje się kapitalnie. Barwy, soczystość i emocje zawarte w w nagraniach przedstawiane są może nie tak żywiołowo i energicznie przedstawiane jak czyni to wspominany już wcześniej Nu-Vista Vinyl, ale za to bardzo fizjologicznie, czytelnie i homogenicznie z rasową nutą głębi i tonalności.    

Podsumowując. AAphono ma w taki sposób skonstruowany dźwięk, że muzyka słuchana z winyli zawsze przynosi pełnię satysfakcji i przyjemności. To muzykalność do sześcianu. Z kolei trzaski płyt winylowych nie są eksponowane, a wręcz filtrowane, bo nie dają za często o sobie znać. A równolegle ani wysokie, ani basy nie są zanadto poobcinane, zaś średnica nie jest fizycznie uprzywilejowana. Jest proporcjonalna. Włoscy inżynierowie z Audio Analogue przygotowali bardzo dobry produkt, który przeznaczony jest przede wszystkim dla świadomych i dojrzałych melomanów, ale niekoniecznie dla purystycznych audiofilów. Bo ci będą żądać więcej prawdy dźwięku o dźwięku. Natomiast AAphono tę prawdę owszem ukazuje, lecz w smakowitej przyprawie składającej się z barwności i plastyczności, polaną lekko słodkim sosem, a na koniec podgrzaną do temperatury niskiej gorączki 37 stopni w skali Celcjusza. Mnie to całkowicie przekonuje. Polecam - pycha!

Cena w Polsce - 6 690 PLN.   

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Synthesis Roma 37DC (test TU), Monrio MK207 MKII (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Taga Harmony HTA-800 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Opera Quinta SE, Quadral Aurum Rodan 9 (test TU), Industrial Acoustic Concrete 01 (test TU), Martin Logan 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO i Synthesis Roma 14DC (test TU).
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TUoraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl (test TU), Taga Harmony TTP-300 (test TU) i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.
Przewody audio rozmaite, ale głównie marki Black Rhodium, a potem Perkune Audiophile Cables. Głośnikowe to przede wszystkim Kimber Kable BiFocal X, następnie Black Rhodium Quickstep i XLO UltraPLUS U6-10.



Wzmacniacz zintegrowany Sonneteer Orton mkIV

$
0
0
Orton mkIV w czerwonej wersji (zdjęcie ze strony Sonneteer)

Prolog

Blog Stereo i Kolorowo prowadzę już od prawie siedmiu lat, napisałem ponad 1 000 postów, przetestowałem dobrych kilkaset urządzeń i akcesoriów audio. Czasem więc mam wrażenie, że nic ze świata hi-fi już specjalnie mnie nie zaskoczy. Ale jednak wciąż, co jakiś czas, zaskakuje. Kolejnym takim wielkim zaskoczeniem, a w zasadzie - odkryciem, jest brytyjski wzmacniacz zintegrowany Sonneteer Orton mkIV. Po jego włączeniu - dosłownie zbaraniałem. Nie chcę zbytnio uprzedzać faktów, ale to jest rewelacyjnie grający wzmacniacz!

Wstęp
Na początku maja kurier dostarczył mi przesyłkę z wzmacniacze zintegrowanym Sonneteer Orton mkIV (zobacz TUTAJ), prosto z wrocławskiej "Galerii Audio". Sonneteer nie jest marką szeroko znaną wśród melomanów i audiofilów, lecz w moim odczuciu, zdecydowanie wartą każdego grzechu. Stąd zainicjowany przeze mnie kontakt do wrocławskiej "Galerii Audio" i prośba przesłanie wzmacniacza na odsłuchy. Nie było z tym najmniejszego problemu, po kilku dniach wzmacniacz do mnie dotarł. 

Sonneteer
Warto napisać kilka słów o firmie Sonneter, bo po raz pierwszy pojawia się na łamach Stereo i Kolorowo. Jak nie trudno się domyślić, nazwa "Sonneteer" pochodzi od artysty piszącego sonety. Przedsiębiorstwo powstało w 1994, ale historia założycielska sięga jeszcze wcześniejszych czasów. Na przełomie lat 80 i 90, podczas wspólnych studiów na uniwersytecie, panowie Haider Bahrani i Remo Casadei założyli firmę organizującą koncerty i nagrania dla małych zespołów. Pan Haider miał  już swój zespół, który był głównym powodem założenia firmy, choć współpracowała ona z wieloma studenckimi zespołami. Jako studenci elektroniki Haider i Remo, którzy nie mieli całego potrzebnego im sprzętu i urządzeń często konstruowali je sami lub przerabiali inne. Pod koniec studiów Haider zaprojektował wzmacniacz, oprócz wymagań oceniających chciał spełnić jeszcze jeden warunek - stworzyć wzmacniacz optymalny do swoich nagrań. Po ukończeniu studiów pan Remo pożyczył od niego wzmacniacz i pokazał go kilku entuzjastom dobrego dźwięku hi-fi. Dzieło Haidera przypadło im do gustu, więc obaj panowie zaczęli się przygotowywać do produkcji tegoż wzmacniacza. 

Ale dlaczego wybrano dla firmy nazwę Sonneteer? Jak podaje firmowa strona, pan Haider był zafascynowany poezją i chciał aby ich przyszłe produkty nosiły nazwy nawiązujące do pisarzy. Stąd też pierwszy wzmacniacz Sonneteera nosił nazwę "Sonneteer Campion" po angielskim poecie Thomasie Campionie". Wzmacniacz ten wprowadzono na rynek w 1995 roku. Cała historia dostępna jest pod TYM linkiem. Produkcja sprzętów odbywa się w angielskim mieście Guildford, 43 km na południowy zachód od Londynu. Warto też dodać, iż firmowe motto brzmi: "Wake UP the music!".

Obecnie Sonneteer nie osiągnął tak monstrualnych rozmiarów jak wiele innych brytyjskich firm (np. Naim, Rega, Linn, etc.) a wciąż jest niewielką manufakturą wytwarzającą sprzęt dla znawców, dla tych którzy cenią sobie jednostkowe produkcje, poszukują czegoś innego. Urządzenia marki Sonneteer nieczęsto można spotkać w salonach audio, ale przedsiębiorstwo prowadzi także sprzedaż wysyłkową. Polskim jej dystrybutorem jest wrocławska "Galeria Audio".

Sonneteer w ofercie ma niewiele sprzętów audio hi-fi, albowiem katalog liczy jedynie trzy (!) pozycje. Dwa wzmacniacze zintegrowane i przedwzmacniacz gramofonowy. Wzmacniacz o nazwie Alabaster to podstawowy model, zaś Orton mkIV - średni. Przy czym protoplasta obecnego Ortona pojawił się już w 2014 roku, aktualny model to jego czwarta odmiana i wersja.

Budowa i wrażenia ogólne
Orton mkIV został wprowadzony na rynek w 2014 roku, czyli dokładnie na 20-lecie firmy. To czwarta edycja tego wzmacniacza. Dostępna jest w trzech wersjach kolorystycznych: standardowych czarnej i srebrnej oraz specjalnej czerwonej na zamówienie (i za dodatkową opłatą).

Wzmacniacz dostarczany jest w zwykłym pudle, typowym dla produkcji brytyjskich. Na nim umieszczono jedynie niewielką metkę z kilkoma okienkami opcji danego urządzenia i jego wyposażenia. Minimalizm posunięty do granic. W kartonie znajduje się wzmacniacz unieruchomiony dwoma gąbkowymi formami, dodatkowo owinięty jest w przezroczystą folię. W komplecie nabywca otrzymuje kabel sieciowy, instrukcję obsługi oraz gwarancję producenta. Jest też pilot zdalnego sterowania, który z racji swojej nietypowości zasługuje na osobny poemat. Wrócę do niego później.

Pomimo że Orton mkIV to produkcja manufakturowa, czyli niskonakładowa, wzmacniacz prezentuje się naprawdę dobrze, choć jest pewnego rodzaju odmianą minimalizmu, ale dobrze pojętego. Obudowa została wykonana z aluminiowych profili, zaś sam front jest naprawdę przyzwoity, a nawet ładny. To gruba aluminiowa płyta (anodowana na czarno), w której środkową część wkomponowano stalowe lustro. Pierwszorzędnie to wygląda. W części centralnej owego lustra zamontowano dużą gałkę wzmocnienia wytoczoną z aluminium. Zaś dookoła niej rozmieszczono sześć niebieskich diod sygnalizujących wybrane źródło. Owo źródło wybierane jest za pomocą dwóch metalowych przycisków znajdujących się po prawej stronie gałki potencjometru. Dalej, po prawej stronie jest jeszcze jeden identyczny przycisk - to włącznik sieciowy. Kiedy urządzenie znajduje się w trybie czuwania (stand-by), zapalona jest czerwona dioda. Uruchomienie trybu wyciszenia (mute) skutkuje zapaleniem się kolejnej czerwonej diody, tym razem takiej umieszczonej w gałce wzmocnienia, w podłużnym jej nacięciu sygnalizującym poziom wzmocnienia. Ale to nie wszystko. Kiedy regulować poziom wzmocnienia za pośrednictwem pilota zdalnego sterowania w tym nacięciu gałki zapala się żółta dioda a sama gałka płynnie obraca się w lewo lub w prawo (przy ściszaniu lub pogłaśnianiu). Sprytne!

Po lewej stronie gałki wzmocnienia znajduje się tajemnicza pomarańczowa dioda oznaczona trójkątem osadzonym na linii. To dioda wzmocnienia (gain). Każde z sześciu źródeł może mieć osobno zaprogramowane wzmocnienie sygnału. Producent rekomenduje stosować je jedynie w przypadku tunerów i magnetofonów, ale to użytkownik o tym ostatecznie decyduje. Aby aktywować funkcję dodatkowego wzmocnienia sygnału wejściowego należy wybrać odpowiednie źródło (od 1 do 6), na pilocie nacisnąć przycisk "Vol-" i przytrzymać przez około 15 sekund. Zapala się pomarańczowa dioda. Dobrze w czasie tej operacji odłączyć przewody źródła z tyłu urządzenia. Czynność tę można powtórzyć dla kolejnych następnych pięciu źródeł. Rzecz jest bardzo przydatna dla wyrównania poziomów wzmocnienia sygnału wejściowego. Ale należy też pamiętać, że takie podbicie wzmocnienia zmienia nieco liniowość dźwięku.

Z tyłu, po środku, zamontowano dwa rzędy ośmiu par gniazd RCA. Sześć z nich to klasyczne gniazda wejściowe, a kolejne dwa - regulowane wyjście z poziomu przedwzmacniacza i nieregulowane wyjście na końcówkę mocy. Wszystkie gniazda są opisane klasycznie i "go góry nogami", tak aby po włożeniu głowy z tyłu urządzenia od razu móc zorientować się w opisie gniazd. Po obu bokach umieszczono po parze terminali głośnikowych. Bardzo oryginalnych terminali, należy dodać. Nigdy z takimi się nie spotkałem. Jednak ze swoich funkcji wywiązują się znakomicie. Po lewej stronie tylnego panelu znajduje się gniazdo sieciowe IEC a zaraz obok bolcowe wejście zasilania dla opcjonalnego zewnętrznego firmowego zasilacza 12 V.

A teraz wracam do pilota zdalnego sterowania. Wyrzeźbiony jest z bloku aluminium i anodowany na czarno. Estetyka na najwyższym poziomie. Ale to bardzo nietypowy pilot. Po spodem umieszczono cztery gumowe stopki, aby nie rysować nim powierzchni blatów (np. szklanych). Sterownik nie ma zwykłych baterii, ładuje się go jak telefon komórkowy via przewód sieciowy i ładowarkę sieciową. Jeden cykl ładowania, wg. zapewnień producenta, powinien, wystarczyć na rok zwykłego użytkowania. No chyba, że wykorzystywać pilot jako latarkę, a i w taką funkcję jest wyposażony (sic!). Na górnej krawędzi urządzenia zamontowano białą diodę, która działa jako zwykła latarka. W tym celu należy nacisnąć przycisk oznaczony jako "light". Pilotem zdalnego sterowania można obsługiwać wszelkie funkcje wzmacniacza, łącznie z ustawianiem poziomu wzmocnienia dla poszczególnych wejść źródłowych. Bardzo oryginalna sprawa.

Orton mkIV to konstrukcja dual-mono, stąd wewnątrz dwa osobne transformatory toroidalne przeznaczone osobno dla każdego z kanałów. Urządzenie wyposażone jest w system zabezpieczeń, które w przypadku przesterowania odłączają kolumny głośniowe. Ale także w przypadku zwarcia zacisków głośnikowych. Budowa wewnętrzna przedstawia bardzo ładny, choć do bólu klasyczny, układ amplifikacji. I w tym, zdaje się, tkwić cała siła Sonneteera. Układ jest maksymalnie uproszczony, bez żadnych udziwnień i modyfikacji. Jak kiedyś powiedział Albert Einstein: "Wszystko trzeba robić tak prosto, jak to tylko jest możliwe, ale nie prościej". Zaś konstruktorzy Ortona mkIV ów balans zachowali idealnie. Wręcz genialnie.

Dane techniczne
• Klasa A/B
• Dual mono
• 33 Wat/8 Ohm
• 60 Wat/4 Ohm
• 6 wejść liniowych programawalnych
• Czułość 650 mv/295 mv
• Wyjścia 1 line, 1 pre-out
• H x W x D 70 x 430 x 280 mm
• Masa netto 16 kg


Skromne opakowanie

Orton - Black

Orton unieruchomiony piankowymi formami

Eleganckie opakowanie pilota

Multifunkcyjny sterownik




Niebrzydki design


Po prawej trzy przyciski - dwa służące do wyboru źródła i jeden sieciowy

Gałka wzmocnienia a wokół niej sześć niebieskich diod sygnalizujących wybrane źródło

W nacięciu gałki wzmocnienia umieszczono diodę; świeci na czerwono w trybie wyciszenia (mute), a na żółto podczas regulacji wzmocnienia

Pod literą "E" znajduje się pomarańczowa dioda; świeci w przypadku aktywacji funkcji "Gain" (dla poszczególnego wejścia źródłowego)

Aluminiowa obudowa


Osiem par gniazd RCA; opisane są także "do góry nogami"

Bardzo oryginalne terminale głośnikowe

Przewód zasilający to Hiend-Audio Ziggy Picasso

Orton mkIV stoi na wzmacniaczu Hegel H160

Na samym dole, po lewej wzmacniacz Cayin CS-120A

Spojrzenie na cały system odsłuchowy

Wrażenia dźwiękowe
Do wzmacniacza podłączałem dwie pary kolumn: Living Voice Auditorium R3 oraz Opera Quinta SE. Przewody głośnikowe to XLO UltraPLUS U6-10. Przewód sieciowy to Hiend-Audio Ziggy Picasso. Wzmacniacze porównawcze to: Hegel H160, Moinro MC201, Cayin CS-120A, Haiku-Audio Bright MK4 i Pathos Classic One MKIII. Pozostała część sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Na początek napiszę, że wzmacniacz pomimo swojej małej nominalnej mocy (2 x 33 Wat przy 8 Ohm) nie miał najmniejszego problemu aby całkowicie wysterować moje kolumny (Living Voice i Opera).Taki stan rzeczy może wydawać się dziwny, ale producent ma na to specjalny patent. Orton mkIV ma rezerwową podaż mocy 160 VA na kanał z kaskadowym ustawieniem kondensatorów, co oznacza że sygnał jest podawany bez żadnych opóźnień i w całym spektrum. To konfiguracja klasy A/B z wysokim odchyleniem do A. Jego moc również podwaja się przy 4 Ohm. Dzięki temu dynamika i energia grania są wręcz niesamowite. Moc i żar dźwięku mogą kruszyć ściany, a jednocześnie brzmienie jest na wskroś harmonijne, spójne i ułożone. Ponadto nasycenie i wypełnienie dźwięku jest bardzo realistyczne - słychać wiele warstw tonalnych, czuć głębię i szerokość przekazu, wszystko jest podane blisko i dotykalnie. Muzyka płynie z dużą łatwością, bezpretensjonalnie i szybko, choć jest leciutko ocieplona i zaokrąglona.

Na pewno Ortona mkIV nie można nazwać wzorcem neutralności, bo ewidentnie uprzywilejowuje średnicę. Ale to zjawisko w odbiorze jest niesamowicie przyjemne, bo zrobiono to ze smakiem i wyczuciem. Nic na "twarz" nie jest rzucane, a lekkie wypuklenie średnicy jest bardzo fizjologiczne i naturalne. Wręcz po lampowemu analogowe w przekazie i treści. Oczywiście, dźwięk nie koncentruje się jedynie na średnicy, bo i inne zakresy są czytelne i wyraźnie istniejące. Nic niczego nie przykrywa i nie dominuje - panuje porządek i współistnienie. Całość brzmienia można nazwać bardzo zróżnicowanym, bogatym w kontent i, co najważniejsze - nieprawdopodobnie barwnym i ekspresyjnym. Z jedwabistą strukturą i teksturą dźwiękową. Przynosi to przekaz autentyczny i żywy, bardzo organiczny i soczysty. Fenomenalnie plastyczny i kształtny. Pozbawiony nieczystości i artefaktów.

No dobrze, napisałem, że Orton mkIV gra barwnie i soczyście, ciepławo i słodkawo, z dużą dynamiką i treściwie. Ale czy to przesądza o jego wyjątkowości? Nie, o jego wyjątkowości zaświadcza jeszcze jeden parametr, ale niesamowicie istotny dla muzyki. To jego nieprawdopodobnie przekonujący styl gry. Muzyka generowana przez wzmacniacz brzmi tak, jakby niejako była w stanie tworzenia się, a nie była reprodukowana. To dźwięk bliski stylowi "live", muzyce "in statu nascendi". Dzięki temu wszystkie tony brzmią autentycznie, emfatycznie, wyraźnie i obszernie. Muzyka wchodzi w uszy jak nóż w masło. Totalnie i namacalnie. Takie cechy tonalne Ortona mkIV prowadzą go wprost w sens i znaczenie pojęcia high-end. To największy atut tytułowego wzmacniacza. I nie ma ma tu znaczenia ani obniżony stopień analityczności, ani niepełna przejrzystość brzmienia, albowiem ułuda prawdziwości dźwięku jest fenomenalna. Magiczna.

Konkluzja
Sonneteer Orton mkIV to wybitny wzmacniacz. Pierwszorzędnie skonstruowany i fenomenalnie grający. Przeznaczony dla świadomych melomanów, poszukujących w muzyce autentyczności, kontentu, emocji i esencji. Nie polecany dla miłośników czystej neutralności, zaawansowanej analityczności i stuprocentowej transparentności. Orton mkIV pokazuje muzykę w pełni analogowo i organicznie, realistycznie i żywo. Bezwarunkowa rekomendacja!

Cena w UK - 2 500 - 2 700 Funtów (w zależności od wykończenia).

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Monrio MC201, Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Taga Harmony HTA-800 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Opera Quinta SE, Martin Logan 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO i Synthesis Roma 14DC (test TU).
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TUoraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl (test TU), Taga Harmony TTP-300 (test TU), Audio Analogue AAphono i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


Arctic Monkeys "Tranquility Base Hotel + Casino", Clear Vinyl 180 g.

$
0
0
(fot. materiały prasowe)
 
Wysmakowana i galanteryjna muzyka Arctic Monkeys A.D. 2018

I dla porównania punkowy Arctic Monkeys z 2005 roku...

Pierwszy raz na żywo widziałem zespół Alexa Turnera 9 lat temu na koncercie podczas gdyńskiego Open'era (wówczas jeszcze był to Heineken Open'er) 2 lipca 2009 roku. Arctic Monkeys wówczas mnie nie zachwycił. Muzycznie byli po prostu słabi, a w trakcie koncertu dodatkowo zabrakło prądu. Po tej kilkuminutowej przerwie koncert już całkowicie się posypał - muzycy pogubili się, zabrakło energii i magii. Nie podobało mi się. Choć sama muzyka Arctic Monkeys z połowy lat 2000 wydawała się być interesująca i żywa. Drugi raz Alexa Turnera z zespołem widziałem dwa lata temu, na tym samym festiwalu w Gdyni - Open'erze. Było to 29 czerwca 2016 roku, a zespół ten to The Last Shadow Puppets. I ta stylistyka muzyczna bardziej do mnie przemawiała. The Last Shadow Puppets to fascynujący projekt, o ostatniej płycie napisałem więcej TUTAJ.

Arcitc Monkeys A.D. 2018 to już zupełnie inna stylistyka muzyczna niż ta z początków istnienia zespołu. Punk-rock wyparował, garażowe granie ustąpiło elegancji i wysmakowaniu znanemu z projektu The Last Shadow Puppets. Najnowszy album "Tranquility Base Hotel + Casino" zaskoczy na pewno wielu fanów Arctic Monkeys, a część z nich w ogóle go nie zaakceptuje. Nie jest to już tzw. indie-rock. Muzyka oparta głównie na fortepianie, zaś gitary są skrzętnie poukrywane. Melodie ciągną się leniwie, wiją wokół refrenu, rytm jest wyraźny, z pulsującą perkusją i podkręconą gitarą basową. Nagrania nie są oczywiste, a melodie nieproste - rozbudowane. Nie od razu przyswajalne, ale z czasem głęboko wbijające się mózg. Hipnotyzujące. To jakby muzyka filmowa, ilustracyjna, bardzo niepokojąca. Luksusowa i psychodeliczna jednocześnie. Dużo dobrego wnosi wokal Turnera, który śpiewa niczym wczesny David Bowie zabarwiony Sergem Gainsbourgiem.

"Tranquility Base Hotel + Casino" to album  koncepcyjny. Obraca się wokół spraw dorosłości, realizacji i nie realizacji młodzieńczych zamiarów, spełnionych i niespełnionych marzeń, ale także mówi o rozczarowaniu i nudności świata, niejaką jego gentryfikacją. Szaleńcze młodzieńcze plany i ambicje konfrontowane są z dorosłą twardą rzeczywistością. To wszystko przyobleczone jest stylistyką rodem z science-fiction. Turner z zespołem uciekają w kosmos, na Księżyc. Tranquility Base to miejsce pierwszego lądowania człowieka na Księżycu (program Apollo w 1969 roku). W tytułowym utworze "Tranquility Base Hotel + Casino" miejsce to zamienia się w luksusowy resort turystyczny dla bogatych i znudzonych emerytów. Warto podkreślić, iż na okładce albumu znajduje się projekt owego hotelu (zresztą makieta hotelu osadzona jest na magnetofonie szpulowym Revox A77).

Do mnie dotarła winylowa wersja albumu, ale nie klasyczna czarna, a wytłoczona na tzw. przezroczystym winylu 180 gram. To rozkładówka - w jednej jej części ukryta jest 16-stronicowa elegancka książeczka z teksami i fotografiami. W drugiej znajduje się przezroczysty winyl zaopatrzony w czarną kopertę z folią antystatyczną (brawo!). Okładkę (zaprojektowaną przez samego Turnera) zdobi kartonowa makieta Tranquility Base Hotel + Casino osadzona na kultowym magnetofonie szpulowym marki Revox A77. Na rozkładówce widnieje zdjęcie Turnera dotykającego owej makiety. Poligrafia, projekt, smak artystyczny na najwyższym poziomie.

Płyta nagrana jest doskonale. Bardzo głęboko i wyraźnie, soczyście. Basy są nasycone i wielowarstwowe, wokale wyodrębnione z tła, przestrzeń szeroka i daleka. Winyl brzmi o wiele lepiej niż FLAC 16 bit/44,1 kHz strumieniowany z serwisu Tidal HiFi.

11 maja 2018 r. - Domino Recording Company.

Winyl kupiony w Media Markt Gdańsk za 106,99 PLN.
















Wzmacniacz lampowy Fezz Audio Alfa Lupi - zapowiedź testu

$
0
0


Kilka dni temu, przebywając służbowo w Białymstoku, przy okazji odwiedziłem siedzibę Fezz Audio w Księżynie (miejscowość tuż pod Białymstokiem). Zaprosił mnie do siebie pan Maciej Lachowski główny konstruktor i właściciel firmy. Pan Lachowski oprowadził mnie po przedsiębiorstwie, pokazał linie montażowe, stanowiska kontroli, magazyny i pomieszczenia lakierni, jak i osobne stanowiska montażu transformatorów toroidalnych. Naprawdę sporo tego. Jak się dowiedziałem, Fezz Audio obecnie realizuje gigantyczne zamówienie 400 sztuk wzmacniaczy dla Korei Południowej. Partie po 100 sztuk cyklicznie będą wyjeżdżać kontenerem z Księżyna do portu w Gdyni, a stamtąd drogą morską do Korei. Pierwsza seria już pojechała. Fezz Audio przez ostatni rok większość produkcji przeznacza głównie na eksport. I taki trend zdaje się utrzymać w przyszłości. Jednakże takowe działania wymagają dodatkowych inwestycji. Stary zakład w Księżynie pracuje całą parą, a już powoli nie nadąża z realizacją zamówień. Postanowiono więc o budowie nowego zakładu. Właśnie trwa budowa hal produkcyjnych w nowym miejscu.

Pan Lachowski przekazał mi do recenzji nowy wzmacniacz lampowy Fezz Audio Alfa Lupi (zobacz TUTAJ). To najmniejszy firmowy wzmacniacz lampowy. (Ma też wersję słuchawkową Omega Lupi). Alfa Lupi oparty jest o cztery lampy elektronowe PLC86. To lampy NOS (New Old Stock) polskiego Polamu. Mają ciekawą konstrukcję, bo to dwusystemowe lampy trioda-pentoda z cokołem nowalowym. Wzmacniacz ma moc 2 x 10 Wat, typ układu to push-pull klasy AB1. Jednak masa urządzenia wynosi prawie 10 kg, czyli całkiem niemało.

Do wzmacniacza podłączę dwie pary kolumn: najpierw Opera Quinta SE o skuteczności 89 dB, a następnie Living Voice Auditorium R3 o skueczności 94 db. Niewielka moc wzmacniacza 2 x 10 Wat z pewnością wystarczy dla ich prawidłowego i pełnego wysterowania. Zapraszam do lektury recenzji Alfa Lupi za kilkanaście dni.











Kolumny podłogowe Opera Quinta SE

$
0
0
Trzy wersje kolorystyczne Quinta SE (zdjęcie ze strony Opera)

Banner Opera

Wstęp
W pierwszej dekadzie maja br. od warszawskiego dystrybutora EIC Sp. z o.o. (zobacz TUTAJ) otrzymałem do testów włoskie kolumny podłogowe Opera Quinta SE (zobacz TUTAJ). Nie obyło się bez kłopotów, albowiem akurat w tym czasie trwała monachijska super-impreza High-End, a ja przebywałem na drugim końcu Polski, więc przedstawiciel EIC Sp. z o.o. po prostu wcześniej pozostawił dla mnie te głośniki w zaprzyjaźnionym sopockim salonie audio Premium Sound. Jak się okazało, Quinta SE zapakowane były w dwa gigantyczne pudła, a masa jednego znacznie przewyższała 40 kg. Z dużą trudnością kolumny z pudłami zmieściły się w moim aucie na tylnej kanapie. Musiałem ją przesunąć maksymalnie do przodu, a trasę Sopot-Gdynia pokonać na wdechu i z brzuchem wciśniętym w kierownicę. Ostatecznie to karkołomne zadanie powiodło się. Ale pozostało jeszcze wypakować głośniki z auta, przenieść je do mieszkania, powyjmować z kartonów, powkręcać stelaże, ustawić w pokoju odsłuchowym. Ech, recenzenckie życie nie jest wcale łatwe...

Kilka słów o firmie Opera
Opera Loudspeakers (zobacz TUTAJ) to bardzo zacna włoska firma od wielu lat konstruująca kolumny głośnikowe. Jej początki sięgają roku 1980, choć przedsiębiorstwo oficjalnie zostało zarejestrowane dopiero w 1989 roku. W ofercie ma aktualnie dwie linie: niższą Classica i wyższą Callas. Tytułowe Quinta kolumny przynależą do serii Classica, przy czym nie są to budżetowe kolumny, a z przedziału średnio-wyższego, bo ich cena kształtuje się na poziomie około 19 000 PLN za parę. Są to głośniki trójdrożne, z przetwornikami marki Scan-Speak, mają wysoką skuteczność 91 dB i pasmo przenoszenia rozciągające się między 30 Hz a 30 000 Hz, co jest więcej niż przyzwoitą wartością. Zalecana amplifikacja mieści się w przedziale od 10 Wat do 200 Wat.

Opera Quinta SE (zaprezentowana po raz pierwszy na targach CES w Las Vega - 2014) to nowa wersja Opery Quinta 2011. Jest to system trójdrożny, podłogowy. Absolutną nowością jest możliwość zamiennego używania systemu zamkniętego lub bas-reflex.

Wrażenia ogólne i budowa
Jak już napisałem we wstępie, Opery dostarczane są w gigantycznych pudłach, bo i gabaryty głośników są dość spore (110 x 24,5 x 43 cm ) przy masie około 40 kg/sztuka. Trzeba się z nimi nieco nagimnastykować. Po wyjęciu kolumn z kartonów należy do spodów powkręcać kolce (po dwa bezpośrednio do skrzynek) i stelaże stabilizujące w postaci metalowych listew (a do nich kolejne dwa kolce). Nie jest to czynność trudna, ale potem trzeba odwrócić ciężkie skrzynki i ustawić je w pomieszczeniu odsłuchowym. Najlepiej na podkładkach (talerzykach), bo kolce mają bardzo ostre zakończenia i mogą porysować podłogę. W zestawie z Quinta SE są maskownice, ale ich nie zakładałem. W moim przekonaniu kolumny znacznie lepiej prezentują się bez nich.

Opera SE reprezentują klasyczny przykład doskonałego włoskiego wzornictwa hi-fi. Boki skrzynek pokryte są naturalnym drewnem mahoniowym lakierowanym na czarno, zaś fronty, góra i tył obciągnięta jest skórą (naturalną?). Fronty są lekko wyoblone, zaś górne krawędzie łagodnie zaokrąglone. Dodatkowo fronty są ukształtowane pod maskownice w dość nieregularny wzór włóczni lub oszczepu. Na samym dole frontów przymocowano niewielkie złocone tabliczki z logo "Opera". Nie muszę dodawać, że kolumny prezentują się znakomicie - piękna włoska robota. Precyzyjna, solidna i wyjątkowo estetyczna i elegancka. Do mnie dotarła czarna wersja kolorystyczna, ale wersje z innym kolorem oklein najpewniej prezentują się jeszcze korzystniej.

Z dołu tylnych ścian zamontowano po dwie pary złoconych terminali głośnikowych połączone metalowymi płytkami. Terminale reprezentują bardzo wysoki poziom jakościowy i wykonawczy. Jubilerski. Powyżej terminali znajdują się dwa głębokie ujścia bass-reflexów. Można je zatkać gąbkowymi "korkami". Jeden, dwa lub żaden. To użytkownik o tym decyduje i w ten sposób reguluje zakres niskich tonów. (Podobne rozwiązanie stosuje m.in. austriacki producent Vienna Acoustics i fiński Amphion). Jednak nie używałem owych zatyczek, kolumny stały u mnie ponad metr od tylnych ścian.

Kilka słów od producenta. Nowy siedmiocalowy woofer został wykonany „na zamówienie”, przez firmę Scan-Speak dla całej nowej serii Classica. Jest on wyposażony w membranę aluminiową z cewką 38 mm (dwuwarstwowa, drut CCWA) z aluminiowym karkasem. Posiada metalowy pierścień wokół nabiegunnika dla kontroli zmian strumienia magnetycznego. Kosz - to odlew, pozwalający uzyskać maksymalną sztywność. Sztywna aluminiowa membrana doskonale odtwarza niskie częstotliwości. Dwa głośniki niskotonowe, połączone równolegle, pracują w 40 litrowej zamkniętej komorze. Głośnik średniotonowy jest to nowy siedmiocalowy przetwornik wykonany również na zamówienie. Membrana wykonana z wyżarzonego polipropylenu z korektorem fazy ABS, tłumiącym rezonanse osłonki antypyłowej. Tył głośnika średniotonowego pracuje w komorze wytłumionej poliuretanem o grubości 10 cm, który stanowi niezwykle skuteczną pułapkę akustyczną. W konsekwencji spójność i jasność to cechy brzmienia tego głośnika. Tweeter to Scan-Speak 9700. Taki sam, jaki używany w najwyższych modelach Opery. Jest on wyposażony w miękką kopułkę, komorę dekompresyjną i aluminiowy duży kołnierz. Pracuje z dużą amplitudą peak-to-peak (od dwóch do pięciu razy większa niż w konwencjonalnych głośnikach wysokotonowych). Pasmo przenoszenia sięga 30 kHz. Częstotliwość rezonansowa wynosi około 500 Hz, co sprawia, że ​​ten głośnik wysokotonowy jest niewrażliwy na do wibracje przekazywane z głośnika niskotonowego do panelu przedniego (pomimo MDF o grubości 40 mm). Ten głośnik wysokotonowy jest ciągle uważany za jedną z najlepszych dostępnych konstrukcji.

Obudowa Quinta SE wyposażona jest w dwa tylne bas refleksy. W razie potrzeby mogą być zamykane, co upodobni ten nowy model do modelu poprzedniego - Quinta. Krzywizna góry obudowy Quinty SE nawiązuje do naszego flagowego modelu Malibran. Przedni, zaokrąglony panel wykonany z płyty MDF o grubości 40 mm (pogrubiony w stosunku do modelu Quinta) jest wystarczająco szeroki, aby pomieścić przetworniki. Wykończenie panela skórą działa jako uszczelnienie głośników i poprawia parametry akustyczne obudowy. Boki kolumny fornirowane naturalnym, szlachetnym drewnem są precyzyjnie szlifowane. Struktura jest dodatkowo usztywniona przez wewnętrzne wsporniki. Wewnątrz obudowy dwuwarstwowe wytłumienie o grubości 10 cm wykonane z poliuretanu, który pochłania tylne promieniowanie głośników niskotonowych. W konsekwencji spójność i jasności to cechy brzmienia tego głośnika. Opera Quinta SE jest wyposażona w mocne szyny podstawy, umożliwiające zamontowanie kół lub kolców. Cztery terminale głośnikowe (Quinta SE jest przeznaczona do bi-wiring) to tradycyjnie używane złącza mosiężne, pozłacane. Jest to cechą wszystkich głośników Opera. Dzięki niekonwencjonalnym rozwiązaniom ​​Quinta SE doskonale nadaje się do odtwarzania płyt analogowych (LPS). Opera Quinta SE może być też stosowania jako przednie i/lub tylne kolumny w systemach kina domowego. Z dwóch par Quinta SE można stworzyć system kina domowego, który nie wymaga stosowania głośnika centralnego oraz subwoofera. Szczególną uwagę zwrócono na krzywą impedancji. Quinta SE jest prawdziwą 4 Ohmową konstrukcją. Nominalna impedancja, spełniająca normy DIN 45500 (impedancja większa niż 3,2 Ohm) powoduje, że Quinty SE mogą być napędzane dowolnym wzmacniaczem, który toleruje 4 Ohm obciążenia nominalnego. Opera Quinta SE dzięki pełnemu rozszerzeniu zakresu niskich częstotliwości jest w stanie zagrać potężnym dźwiękiem. 

Dane techniczne
• System: trójdrożna kolumna podłogowa - bas-reflex/zamknięta
• Przetworniki:  
• 2 x 7"  głośnik niskotonowy, aluminiowa membrana
• 1 x 7"  średniotonowy - wyżarzona wtyczka fazy polipropylenu i ABS
• 1 x 1" wysokotonowy Scan-Speak 9700
• Pasmo przenoszenia: 30 - 30 000 Hz
• Cross-over: 
• Głośnik niskotonowy: 18 dB dolnoprzepustowy
• Średniotonowy: 12 dB dolnoprzepustowy i górnoprzepustowy
• Głośnik wysokotonowy: 18 dB górnoprzepustowy
• Częstotliwość podziału: 300 - 2 000 Hz
• Moc: 140 Watt RMS
• Zalecany wzmacniacz: Od 10 do 200 Watt RMS lub więcej (bez Soft-Clipping)
• Skuteczność: 89 dB/2.83 Vrms/1 metr
• Impedancja nominalna: 4 Ohm
• Ustawienie w pokoju: z dala od narożników
• Rozmiar: 110 x 24,5 x 43 cm (W x S x G)
• Masa netto: 45 kg



Piękny włoski design



Przetworniki

Kolumny opierają się na jednej listwie stabilizacyjnej

Metalowa tabliczka z logo


Kolumny w większości oklejone są skórą

Po obu bokach drewniane okleiny


Terminale głośnikowe to audiofilska biżuteria

W porównaniu z Living Voice Auditorium R3

Trzy testowe wzmacniacze: Hegel H160, Haiku-Audio Bright MK4 i Fezz Audio Alfa Lupi

Spojrzenie na system odsłuchowy

Wrażenia dźwiękowe
Opera Quinta SE podłączałem po kolei do pięciu wzmacniaczy zintegrowanych: Sonneteer Orton mkIV, Hegel H160, Haiku-Audio Bright MK4, Monrio MC201 i lampowego Fezz Audio Alfa Lupi (o mocy 2 x 10 Wat). Przewody głośnikowe to za każdym razem XLO UltraPLUS U6-10. Pomieszczenie nieregularne o powierzchni około 30 m2. Sprzęt towarzyszący wymieniony jest na końcu niniejszego tekstu.

Niekiedy po przyłączeniu kolejnych testowych par kolumn głośnikowych od razu do głosu dochodzi ich indywidualny charakter, specyficzny styl gry, nietypowa barwa, czy jakieś konstruktorskie sztuczki akustyczne. Zaś po podłączeniu Quinta SE do wzmacniacza (i nastawieniu muzyki) nie odczułem żadnego ich indywidualnego stylu gry. Zagrały zupełnie normalnie i spokojnie, by nie napisać - zwyczajnie. I w tym tkwi największa siła Oper - idealnie, bo w stu procentach neutralnie, przekazują jakość amplifikacji (i wcześniej charakter źródła). Innymi słowy, grają tak, jak im to narzuca i określa wzmacniacz. To wzmacniacz w tym połączeniu ma najwięcej do powiedzenia, a Quinta SE jedynie ten głos transformują na falę akustyczną - i czynią to doskonale! Hegel H160 dostarcza kapitalną rozdzielczość, Sonneteer Orton mkIV - masę i obfitość tonalną, Haiku-Audio Bright MK4 - piękną barwę i wysycenie, Monrio MC201 - przestrzeń i głębię, a Fezz Audio Alfa Lupi - gorącą, bo stricte lampową, średnicę. Kolumny za każdym razem zagrały nieco inaczej, skupiając się na ukazaniu indywidualnego wewnętrznego sznytu amplifikacji. Mówiąc szczerze, rzadko aż tak poddańczą wierność można spotkać u zespołów głośnikowych. Pod tym względem Opery są wprost genialne.

Quinta SE nie mają żadnych problemów z rozdzielczością i selektywnością dźwięku, włączając w to wszystkie zakresy i podzakresy tonalne. Rasowa wysokotonówka duńskiego Scan-Speaka (to model D2905/970000 stosowany także w referencyjnej linii Callas) robi swoje. Soprany są wyszukane i skrupulatne - czyste i transparentne niczym górski potok. Tylko od wzmacniacza i źródła zależy, czy owa precyzja idealnie zaistnieje i wybrzmi. Jednocześnie wysokie w ogóle nie mają tendencji do jazgotu i syczenia. Z kolei średnica może być obfita, jędrna, bezpośrednia, gorąca lub napompowana - tu także decyduje zaawansowanie amplifikacji i jej jakość. Quinta SE potrafią ją oddać na wiele sposobów. Jak pisałem wcześniej, może być tu gęsto i szybko (Sonneteer Orton mkIV), ultra-przezroczyście i z lekka organicznie (Hegel H160), ciepławo i barwnie (Haiku-Audio Bright MK4), super-przestrzennie (Monrio MC201) lub okrągło i po lampowemu słodko (Fezz-Audio Alfa Lupi). Nie inaczej będzie także z niskimi tonami. Mogą być wielkie i żywe, z lekka przytemperowane albo rozciągnięte jak wata cukrowa na patyku. Omnipotencja i polimorfizm brzmieniowy Oper jest po prostu fascynujący.

No dobrze, ale Czytelnik najpewniej zechce wiedzieć, jaka amplifikacja dla Quinta SE okazała się być optymalna? Gdybym miał wybierać i wskazywać to ostatecznie pośród różnych testowych wzmacniaczy (a przypomnę były to głownie: Sonneteer Orton mkIV, Hegel H160, Haiku-Audio Bright MK4, Monrio MC201 i Fezz Audio Alfa Lupi, ale sporadycznie także Pathos Classic One MKIII, Taga Harmony HTA800 i Cayin CS-120A) wybrałbym dwa, trzy. Na pierwszym miejscu postawiłbym angielski piec Sonneteer Orton mkIV, potem włoski Pathos Classic One MKIII i ewentualnie polski Haiku-Audio Bright MK4. Co o tym zdecydowało? Orton mkIV wygrał świetnym nasyceniem i wypełnieniem dźwięku z muskularnymi basami oraz galanteryjnym stylem gry opartym na precyzji i głębi brzmienia. Bezapelacyjnie idealnie zgrał się z Oparami zapewniając rewelacyjną synergię i symbiozę przekazu. Nr 2, czyli Pathos Classic One MKIII, zapewnił bardzo bogatą i esencjalną średnicę, w której można się było wręcz zanurzyć i pływać. To bezpośredniość brzmienia połączona z fizjologicznym i eufonicznym brzmieniem. Żywym i muzykalnym. And last, but not least - polski Haiku-Audio Bright MK4. Zawodnik wcale nie najdroższy w tej konkurencji (rynkowa cena to 6 900 PLN) i z pozoru nie optymalny. A jednak potrafił oczarować Opery swą piękną duszą - treściwą, żyzną, natlenowaną i nacechowaną emocjami oraz afektywnością. Piękne i dokonane brzmienie z dużą dozą magii i galanterii. Dla uczciwości napiszę i wyjaśnię, że pozostałe wzmacniacze też się dobrze sprawiały i wcale nie są gorsze, czy niedoskonałe. Wybrałem trzy podług własnych upodobań i preferencji, bo coś trzeba było wybrać. (Proszę zauważyć, że na podium wale nie załapał się mój ukochany Hegel H160 - w casusie Oper Quinta SE jego neutralność połączona z neutralnością głośników przyniosła neutralność do kwadratu, co w przypadku odbioru muzyki nie zawsze jest cechą pożądaną).

Konkluzja
Opera Quinta SE to galanteryjnie wykonane kolumny podłogowe, charakteryzujące si ę pięknym włoskim designem i jubilerską starannością. Pierwszorzędne komponenty użyte do budowy. Kolumny z własnym charakterem, ale równolegle idealnie neutralne i naturalne. Potrafią "zagrać wszystko" i symetrycznie zgrać się z każdą amplifikacją: precyzyjnie, selektywnie i realistycznie. Przeznaczone dla wzmacniaczy z drivem, barwną średnicą i głębokim nasyceniem tonalnym. Wówczas zagrają nie na na sto procent, a nawet na dwieście procent normy!

Cena w Polsce - 19 000 PLN (za dwie sztuki).

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Sonneteer Orton mkIV (test TU), Monrio MC201, Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Fezz Audio Alfa Lupi, Taga Harmony HTA-800 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Martin Logan 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TUoraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl (test TU), Taga Harmony TTP-300 (test TU), Audio Analogue AAphono i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


Plan recenzji - czerwiec 2018 r.

$
0
0
Wygląda na to, że w czerwcu w Stereo i Kolorowo zagości sporo nowości, a w dużej ilości będą to polskie konstrukcje. Polskie audio powoli, acz konsekwentnie zdobywa świat. I bardzo dobrze, bo mamy olbrzymią ilość krajowych marek, które warte są bliższej uwagi.

1. Jednak na początek opiszę nie produkt polski, a włoski. Będzie to wzmacniacz zintegrowany Monrio MC201 (czytaj zapowiedź TUTAJ), który śmiało można nazwać bezkonkurencyjnym pod wieloma względami. Świetna konstrukcja!




2. Zaraz potem będę chciał przybliżyć Czytelnikowi nowy polski wzmacniacz lampowy Fezz Audio Alfa Lupi (zobacz TUTAJ), który osobiście niedawno przywiozłem od producenta z Księżyna pod Białostokiem.




3. Mam już u siebie najnowsze polskie kolumny podłogowe Pylon Audio Ruby 25 (zobacz TUTAJ). Stereo i Kolorowo jako pierwsze otrzymało do odsłuchów te premierowe głośniki. Niebawem opublikuję ich osobną zapowiedź.



4. Wciąż czekam na polski wzmacniacz lampowy Feliks-Audio z gliwickiego 4HiFi (zobacz TUTAJ). Wzmacniacz w 4HiFi fizycznie jest, ale nie ma do niego opakowania. Trzeba czekać na dostawę z Feliks-Audio, a ta opóźnia się. Mam nadzieję że w czerwcu w końcu to nastąpi.



5. W międzyczasie chciałbym opisać amerykańskie kable głośnikowe Kimber Kabel BiFocal X (anons TUTAJ). Kable są rewelacyjne! Tak, wiem. Miałem je opisać w kwietniu lub najdalej w maju, ale zabrakło mi czasu. Proszę o wybaczenie.




6. Wszystko wskazuje na to, że w czerwcu wreszcie otrzymam dawno zapowiadany nowy japoński odtwarzacz CD/SACD Pioneer PD-70AE (zobacz TUTAJ). Miałem go otrzymać do testów jeszcze w styczniu, ale jak wyjaśnił mi polski dystrybutor DSV Sp. z o.o. z Gdyni, fuzja Onkyo z Pioneer i związana z tym przeprowadzka europejskiej centrali z Holandii do Niemiec, spowodowała nieoczekiwane problemy logistyczne. Inna sprawa, że Pioneer PD-70AE odniósł spory sukces i lokalni dystrybutorzy pozamawiali takie ilości odtwarzaczy, że fabryki Pioneera nie nadążają z bieżącą produkcją.



7.  W czerwcu nie zabraknie sprzętu audio-vintage. Tym razem chciałbym przybliżyć Czytelnikowi tzw. giganta Sansui. Będzie to japoński amplituner Sansui 3000A pochodzący z 1968 roku, czyli równo sprzed 50 lat (!). Proszę wypatrywać jego rychłego opisu. Amplituner już odebrałem z warszawskiego Nomos Audio-Vintage i cieszy moje recenzenckie uszy.



8. W międzyczasie coś jeszcze pewnie dojedzie, ale zapowiem to, jak już u mnie będzie. Zapraszam do czerwcowej lektury Stereo i Kolorowo.

Kolumny podłogowe Pylon Ruby 25 - zapowiedź testu

$
0
0



W ubiegłą niedzielę otrzymałem mail od pana Mateusza Jujki, szefa jarocińskiego Pylon Audio, z pytaniem: "czy nie chciałbym zapoznać się z nowymi firmowymi głośnikami Pylon Ruby 25?" Moja odpowiedź była krótka: "tak, bardzo proszę natychmiast przysyłać kolumny!" W rezultacie owej konwersacji w środę, tuż przed Bożym Ciałem, Ruby 25 już stały u mnie w dużym pokoju i grały.

Pylon Ruby 25 (zobacz TUTAJ) to najnowsza firmowa konstrukcja. Pierwszy raz została zaprezentowana na monachijskiej wystawie High End kilkanaście dni temu. Kolumny zostały wyposażone w głośniki niskotonowe autorstwa Pylon Audio. Głośniki te noszą firmową nazwę Pylon Audio PSW17.8 EXA. Kosz jest aluminiowy, a membranę zawieszono na gumowym resorze. 17-centymetrowa membrana wytworzona jest z innowacyjnego japońskiego materiału Endumax (czytaj TUTAJ i TUTAJ) cechującego się super-wytrzymałością przy jednoczesnej bardzo małej masie własnej. Tworzywo to posiada optymalny balans pomiędzy tłumieniem wewnętrznym a sztywnością, przy czym ciężar właściwy membrany jest niższy od analogicznej membrany opartej o włókno szklane lub celulozę. Jak informuje producent, membrana wykonana z Endumaxu charakteryzuje się gładkim, rozdzielczym i klarownym brzmieniem, bez wyraźnie zaznaczonych rezonansów w bardzo szerokim paśmie przetwarzana. Pylon Audio jest jednym z pierwszych producentów na świecie, który wykorzystuje technologicznie Endumax w konstrukcjach głośnikowych. Z kolei górę pasma odtwarza jedwabna kopułka dodatkowo podkreślając analogowy charakter brzmienia głośników niskotonowych.

Co istotne, Ruby 25 dostępne są w bardzo szerokiej kolorystyce wykończeń. Okleina to naturalny dąb uszlachetniony metodą ręcznego wcierania olejowosku. Nabywca do dyspozycji ma aż 11 dekorów. Nieźle. Warto też dodać, że polska cena Ruby 25 będzie wynosić 4 999 PLN, czyli bardzo rozsądnie.

Jako że otrzymałem Pylon Ruby 25 prosto z linii produkcyjnej, muszę je przed zasadniczymi odsłuchami nieco powygrzewać. Producent rekomenduje około 100 godzin rozgrzewki. Na razie podłączyłem je do mojego hybrydowego wzmacniacza Haiku-Audio Bright MK4. Ruby 25 grają sobie non-stop odtwarzając sygnał pochodzący z tunera analogowego Sansui TU5900, który nastawiony jest na Trójkę. Na pewno będę przyłączać Ruby 25 do wzmacniacza lampowego Fezz Audio Alfa Lupi, a potem do tranzystorowego Monrio MC201. Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni.

Dane techniczne
Impedancja: 4 Ohm
Pasmo przenoszenia: 38 Hz - 20 000 Hz
Moc nominalna: 100 W
Moc maksymalna: 150 W
Efektywność: 89 dB
Wymiary [W x H x D]: 192 x 1000 x 275 mm
Masa 18,5 kg / sztuka
Głośnik niskotonowy: 2 x Pylon Audio PSW 17.8 EXS
Głośnik wysokotonowy: Pylon Audio PST-120.6
Kolce + podstawki: Tak
Maskownica: Tak, profilowana siatka
Gwarancja: 3 lata + 1 rok (rejestracja produktu)
Dostępne kolory: Okleina naturalna dąb, uszlachetniona olejowoskiem - 11 dekorów.
















Wzmacniacz Haiku-Audio Bright MK4 w stałym wyposażeniu Stereo i Kolorowo

$
0
0

Stało się już niejako tradycją, że podaję do publicznej informacji nowości sprzętowe, o jakie wzbogacił się podstawowy system odsłuchowy Stereo i Kolorowo. Tym razem nowym nabytkiem jest polski wzmacniacz hybrydowy Haiku-Audio Bright MK4 (czytaj recenzję TUTAJ). To wzmacniacz hybrydowy oparty w układzie przedwzmacniacza o dwie lampy elektronowe ECC832. Bright MK4 na tyle mnie zachwycił i oczarował, że postanowiłem pozostawić go u siebie na stałe jako podstawę kolejnych odsłuchów i porównań testowych. Stanie się wzorcem, który posłuży jako wymiar i tło wszystkich recenzji. Ponadto Bright MK4 charakteryzuje się nadzwyczajną proporcją jakość wykonania/brzmienie/cena. Ta zaś jest wprost rewelacyjna.






Wzmacniacz zintegrowany Monrio MC201

$
0
0


Wzmacniacz MC201 (zdjęcia ze strony Monrio) 

Wstęp
Na samym początku maja br. doszła do mnie paczka zawierająca wzmacniacz zintegrowany Monrio MC201 (zobacz TUTAJ). To najniższy model wzmacniacza włoskiej manufaktury pana Giovanniego Gazzoli. "Najniższy" nie oznacza, że budżetowy, albowiem MC201 kosztuje w Polsce około 8 000 PLN, więc można go nazywać klasą średnią i to przyzwoitą. Monrio MC201 został wprowadzony na rynek w 2016 roku i w tymże pierwszy raz został zaprezentowany polskim melomanom na wystawie Audio Video Show w Warszawie. Produkowany jest przez niewielką manufakturę prowadzoną przez pana Giovanniego Gazolę. Trudno spotkać produkty Monrio w wielu salonach audio, to są sprzęty o niewielkich seriach, a przez to dość ekskluzywne. Można napisać, że tylko dla wtajemniczonych.

Jak już pisałem podczas testu modelu najwyższego MC207 MKII (czytaj test TUTAJ), Monrio ma swój indywidualny sposób zarówno na design urządzeń, jak i na ich brzmienie. Firma przez 30 lat istnienia wypracowała własny "sound" i styl, który może się podobać lub nie, ale na pewno nikogo nie pozostawi obojętnym. Piszącego te słowa model MC207 MKII całkowicie zauroczył i rozkochał. Stąd niedawny kolejny mail do polskiego dystrybutora Monrio Manufaktury Smaku spod Poznania i prośba o wysyłkę następnego wzmacniacza. MC201 bardzo szybko dojechał, grał u mnie przez prawie miesiąc, a dziś publikuję ostateczną recenzję.

Wrażenia ogólne i budowa
Wzmacniacz zapakowany jest w zwykłe niewielkie, płaskie pudło. W komplecie nabywca otrzymuje jeszcze kabel sieciowy, pilot zdalnego sterowania i instrukcję obsługi. To wszystko.

Pod względem wizualnym MC201 nie jest ani ekstrawagancki, ani designerski, ani tym bardziej jakoś specjalnie elegancki. To prosta obudowa z zbudowana w całości (!) z nieomal surowego aluminium i niezbyt wyszukana (też aluminiowa) płytą czołową. MC201 to połączenie ascezy stylistycznej ze stylem zahaczającym o surowość sprzętu profesjonalnego, na nawet nieomal o segment DIY. Trudno w tym designie doszukać się głębszej galanterii. Ale wbrew pozorom, na żywo, Moinro prezentuje się całkiem, całkiem. Dla estetów taki styl będzie nie do przyjęcia, zaś dla wielbicieli prostoty - jak najbardziej. Na pewno ładnie wygląda lekko szczotkowane aluminium obudowy i frontu. Prostota też ma swoje atuty, a w Moinro nic nie razi. Dla mnie takie ascetyczne rozwiązanie, a nie barokowe, jest bardzo OK.

Płyta czołowa to gruby plaster aluminium z zainstalowanym dużym pokrętłem głośności po lewej stronie, rzędem aluminiowych guzików (to selektory źródeł) i drugim rzędem niebieskich diod sygnalizacyjnych. (Tych wejść jest cztery oraz dodatkowe wejście USB). Na froncie jest jeszcze "oko" podczerwieni i wygrawerowane czarne logo Monrio. Z poziomu pilota zdalnego sterowania (to mały, niepozorny i niezbyt ergonomiczny "pilocik") można dokonać jedynie regulacji głośności. Wybór danego źródła musi odbywać się poprzez naciśnięcie odpowiedniego przycisku funkcyjnego na froncie. Niezbyt to funkcjonalne.

Tył jest równie ubogi jak front. Na skrajnej prawej stronie umieszczono dwa rzędy gniazd RCA (pięć par). Cztery z nich to wejścia liniowe, a piąte to wyjście pętli magnetofonowej. Zaraz obok umieszczono wejście cyfrowe USB do wewnętrznego DACa (AKM DAC, 24-bit/192 kHz). Pośrodku zamontowano dwie pary terminali głośnikowych WBT, a po lewej - gniazdo sieciowe IEC wraz z włącznikiem zasilania. Nic więcej tam nie ma. No chyba, że wspomnieć jeszcze o tabliczce znamionowej i znajdującym się tam napisie "Made in Italy".
  
Tradycyjnie kilka słów bezpośrednio od dystrybutora: "Monrio MC201 to przykład na to, że doskonale brzmiący wzmacniacz nie musi kosztować pięciocyfrowej kwoty. Obudowa wykonana z kawałków aluminium i stali kryje w sobie solidny wzmacniacz średniej półki. Idealny wybór dla tych, którzy cenią emocje w muzyce.

Model MC201 mimo najniższej pozycji w ofercie posiada wszystko to, co w niezbędne w rasowej integrze. Cztery wejścia liniowe i jedno USB zapewniają szeroki wachlarz połączeń. Mocny zasilacz razem z wydajną prądowo końcówką mocy pomimo średniej mocy na papierze zaskakująco dobrze radzi sobie z kolumnami różnej maści. Całością zarządza sterownik zoptymalizowany, żeby jak najmniej ingerować w sekcję audio. Dla jednego początek przygody, dla innego jej koniec. Maksimum przyjemności dla każdego".

Dane techniczne
Masa: 10 kg
Wymiary (wys. x szer. x gł.): 80 x 430 x 320 mm
Moc wyjściowa: 60 W przy 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 50 000 Hz
Stosunek sygnału do szumu: 90 dB
Wejścia analogowe: 4 x gniazdo RCA
USB - na tylnym panelu
Zdalne sterowanie: tak
Przetwornik: AKM DAC, 24-bit/192 kHz


Pospolity karton

Solidny sposób pakownia


Ascetyczny design - jak nie rodem z Włoch

Przyciski selekcjonujące źródła

Diody sygnalizujące wybrane źródło


Gałka głośności


Tył urządzenia; przewód zasilający to Hiend-Audio Ziggy Picasso

Porównanie z Sonneteer Orton mkIV


Porównanie z Hegel H160

Spojrzenie na cały system odsłuchowy

Wrażenia dźwiękowe
Do wzmacniacza przyłączałem kolejno trzy pary kolumn: Living Voice Auditorium R3, Opera Quinta SE i Pylon Ruby 25. Wzmacniacze porównawcze to: Hegel H160, Fezz Audio Alfa Lupi, Sonneteer Orton mkIV, Pathos Classic One MKIII i Cayin CS-120A. Przewody głośnikowe to za każdym razem XLO UltraPLUS U6-10. Pomieszczenie około 30 m2. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Jak już wspominałem we wstępie, przed testem tytułowego modelu Monrio MC201 odsłuchiwałem i opisywałem najnowszy wzmacniacz Monrio MC207 MKII (to najwyższa firmowa integra). Zaś MC201 to obecnie najniższy, podstawowy model wzmacniacza zintegrowanego Monrio. Różni je nieco design (głównie za sprawą gałki głośności tzw. Pinokio w MC207 MKII), różni cena (8 000 PLN versus 14 500 PLN) i oczywiście - różni brzmienie. I na tym ostatnim chciałbym się skupić. Oczywiście, tańsze urządzenie danej linii nigdy nie zagra identycznie jak droższe. Nie ma co się łudzić. W tym tańszym zastosować trzeba przecież jakieś tańsze komponenty wewnętrzne, zaaplikować prostsze rozwiązania techniczne, czyli, krótko pisząc - na czymś trzeba zaoszczędzić. Cała sztuka jednak na tym polega, aby uczynić to w umiejętny sposób; tak, by jakość dźwięku zbytnio nie ucierpiała, była ogólnie akceptowalna i harmonijna. Nie wiem jakich czarów używa pan Giovanni Gazola (konstruktor Monrio), ale jego podstawowy model MC201 gra po prostu ...znakomicie!

To, co wyróżnia się w brzmieniu MC201 to przede wszystkim wysoki poziom nasycenia tonalnego, znakomita gęstość i zawiesistość średnicy, kapitalna (a wręcz rewelacyjna!) panorama stereo i powiększona przestrzeń (i to zarówno wgłąb, jak i wszerz) oraz znakomita tonalność i muzykalność. Ponadto, dawno nie słyszałem aż tak realistycznego grania - oczywiście poza Monrio MC207 MKII. W MC201 królują takie czynniki dźwięku jak wypełnienie, nasączenie i plastyczne wybrzmienia. Czuć i słychać realną miąższość brzmienia, soczystość struktury tonalnej, pełne obrazowanie poszczególnych nut - ich środek, obrys i krawędzie. Przy czym Monrio nie obrazuje tego zjawiska jakoś klinicznie czy sucho, a płynnie, barwnie i lekko krągło. Dźwięk jest wyraźny i rześki a równolegle cudownie plastyczny i elastyczny. Mocno sugestywny, ilustracyjny i ekspresywny. Swą dojrzałością organicznym oraz mocnym akcentem na średnicę przypomina najlepsze produkty takich firm jak Naim, Dayens, Cyrus, Sudgen, czy Pathos. To identyczne wyborne napełnienie i dotykalność brzmienia połączone z dużą przejrzystością oraz perfekcyjną głębią tonalną, jak i kapitalnie zorganizowaną sceną muzyczną - szeroko, precyzyjnie i wiarygodnie. Pod tymi względami Monrio MC201 jest doskonały, wręcz bezkonkurencyjny w swojej cenie.

Przeczytawszy powyższe peany na cześć MC201, Czytelnik na pewno zapyta czy opisywany model ma jakieś słabsze strony. Oczywiście, że ma. Przede wszystkim Monrio nie jest mistrzem dynamiki i ekspresji. Owszem, do poziomów średnich i średnio-wyższych natężenia głośności wszystko w dźwięku trzyma się w kupie - jest harmonijne i proporcjonalne, jednakże przy wyższych zaczyna się rozłazić na szwach. Trzeba mieć świadomość ograniczeń mocowych wzmacniacza (2 x 60 Wat/8 Ohm) i jego osobniczych preferencji grania. Świetnie (a wręcz genialnie) sprawdza się podczas napędzania rozmaitych kolumn do efektywności od 87-88 dB, poniżej tej wartości może być różnie. Ale nawet powyżej skuteczności 88 dB Monrio nigdy nie posłuży do nagłośnienia dyskoteki czy klubu nocnego. On najlepiej sprawdzi się w średnio-umiarkowanym poziomie głośności. Wówczas dynamika w skali makro i mikro będą doskonałe. A nawet genialne.

Do wad MC201 może być zaliczona (ale wcale nie musi) jego tendencja do lekkiego koloryzowania dźwięku. Monrio lubi podbarwić średnicę, pokolorować dźwięki fortepianu, podkręcić struny gitar, wypchnąć wokale do przodu, zaokrąglić kanty nut, porozciągać scenę na boki (i poukładać po swojemu muzyków ma niej), wypchać watą wątły bas, podlać go cięższym sosem, domalować brakujące wypełnienie tonalne, zwielokrotnić uderzenie pałeczki o werbel, zadbać o głębszy wymiar muzyki, ubogacić strukturę średnicy, nasączyć blachy metalem, etc. Innymi słowy Monrio MC201 nie zalicza się ani do neutralnych, ani tym bardziej do naturalnych wzmacniaczy. Owszem jest precyzyjny i dokładny w pokazywaniu obrazu muzycznego, ale czyni to na swoich warunkach, w indywidualnej odmianie dźwięku. Jednocześnie robi to z wdziękiem, pomysłem i pełnym zaangażowaniem. Muzyka "obrobiona" przez włoski wzmacniacz zawsze brzmi atrakcyjnie, powabnie i smacznie. To danie trochę pieprzne, nieco słodkie, bardzo kaloryczne i dodatkowo podane na ciepło. Ale nie ociekające tłuszczem, nie kapiące masłem, choć wysokoenergetyczne. Łatwostrawne.

Na koniec kilka słów o wewnętrznym przetworniku cyfrowo-analogowym. To kość AKM DAC o maksymalnym próbkowaniu 24-bit/192 kHz. Można do niego doprowadzić sygnał z dowolnego komputera, jednak ja dla potrzeb testu wykorzystywałem serwer muzyczny Auralic Aries Mini wyprowadzając zeń via przewód USB sygnał cyfrowy do Monrio. Sygnał pochodził z serwisu Tidal HiFi/MQA o jakości do 24-bit/192 kHz. I w takiej aplikacji wewnętrzny DAC sprawdził się idealnie. A ten nie ma pretensji audiofilskich. Dźwięk jest, można napisać, standardowy. Ani nie jakoś specjalnie bogaty, ale też nie odchudzony. Wszystko brzmi poprawnie, wiarygodnie i przejrzyście. Słychać wielobarwność dźwięku, jego warstowowość, dobre nasączenie. W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Ale za coś szczególnego też nie można pochwalić. (No może jedynie za dobrą uniwersalność). Jeżeli chcieć myśleć o dźwięku wyższej próby niezbędny będzie nabytek dodatkowego zewnętrznego DACa. I to takiego powyżej pułapu cenowego 1 000 - 1 500 PLN. Zaś poniżej tej kwoty można sobie dać spokój, albowiem wewnętrzny DAC Monrio gra właśnie na takim poziomie. Czyli całkiem nieźle.

Konkluzja
Monrio MC201 to nietypowy wzmacniacz zintegrowany. Ma bardzo skromną powłokę cielesną, zaś kontent dźwięku ma wyjątkowo urodzajny. Ten kontrast jest niesamowity - po włączeniu wzmacniacza do uszy dociera kapitalnie bogaty dźwięk - pełny, zawiesisty i eufoniczny - po stokroć muzykalny. Z pięknym wypełnieniem, gęstą średnicą i wyjątkowo szeroką oraz głęboką sceną (oraz rozciągniętą panoramą stereo). Wzmacniacz rekomendowany dla rasowych melomanów, dla wielbicieli barwy i kolorów w dźwięku, zwolenników ciepłego i kształtnego brzmienia, poszukiwaczy emocji i ekspresji. Nie rekomendowany dla czcicieli stuprocentowej wierności, doskonałej precyzji i wyważonej neutralności przekazu. Krótko pisząc, Monrio MC201 to wzmacniacz, który po prostu kocha muzykę, bo gra ją przepięknie! Produktywnie, efektownie i wysokogatunkowo.

Cena w Polsce - 8 000 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Sonneteer Orton mkIV (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Fezz Audio Alfa Lupi, Taga Harmony HTA-800 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Pylon Ruby 25, Opera Quinta SE (test TU), Martin Logan 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TUoraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl (test TU), Taga Harmony TTP-300 (test TU), Audio Analogue AAphono i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.

   
Viewing all 1477 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>