Quantcast
Channel: Stereo i Kolorowo - Underground
Viewing all 1477 articles
Browse latest View live

Exposure 3010S2 D PRE i Exposure 3010S2 PWR AMP - przedwzmacniacz i końcówka mocy

$
0
0
Zdjęcie ze strony Exposure

Wstęp
Kilkanaście dni temu dystrybutor RAFKO z Białegostoku przesłał do recenzji na Stereo i Kolorowo bardzo ciekawy dzielony zestaw typu przedwzmacniacz/stereofoniczna końcówka mocy - to brytyjski komplet firmy Exposure Electronics. Składa się on z przedwzmacniacza Exposure 3010S2 D PRE (zobacz TUTAJ) oraz stereofonicznej końcówki mocy Exposure 3010S2 PWR AMP (zobacz TUTAJ). Całość wizualnie może nie prezentuje się jakoś specjalnie designersko, ale nie to jest najważniejsze w audio-stereo. Recenzje tytułowego zestawu Exposure stawiają go baaardzo wysoko na audiofilskiej drabinie rozmaitych ocen. To, można powiedzieć, realny przedsionek high-endu. Dodam dla zainteresowanych, iż polska cena owego kompletu wynosi 11 980 PLN. Nie jest to mało, ale z drugiej strony jak za tej klasy sprzęt to wręcz okazja.

Exposure Electronics
Ponieważ sprzęt Exposure po raz pierwszy pojawia się na Stereo i Kolorowo, najpierw wypada napisać kilka słów o samej marce. Dużo mówi na ten temat motto umieszczone na firmowej stronie: "Exposure - with music in mind since 1974". Bo założone w 1974 roku i stworzone po to, aby "grały prawdziwą muzykę". Przedsiębiorstwo założył pan John Farlowe z ideą budowy urządzeń high-fidelity, które będą wiernie i naturalnie reprodukować nagrania muzyczne. Co ciekawe, we wczesnych, początkowych latach projektowych Exposure Electronics w "strojeniu" systemów w studio uczestniczyli m.in. David Bowie i zespół Pink Floyd.

Od samego początku przedsiębiorstwo wiernie trzymało się zasady (i nadal trzyma się), że "sprzęt hi-fi przede wszystkim ma grać a nie wyglądać", stąd wszystkie urządzenia Exposure mają dość skromny wygląd, co i tak jest sporym eufemizmem. Są mało urodziwe na zewnątrz, ale za to rozbudowane wewnątrz. Jak można przeczytać: "Na zewnątrz nasze produkty są proste, czyste i eleganckie. Solidnie zbudowane, oferują przyjazne funkcje i przejrzystą kontrolę. Uważamy, że najlepszym miejscem dla całej złożonej inżynierii jest wnętrze, w którym nasze całe dekady badań i rozwoju wpływają na doskonałą reprodukcję wykonań muzycznych". Firma także podkreśla, iż wszystkie jej urządzenia są w całości projektowane i wytwarzane w zakładzie zlokalizowanym na terenie południowej Wielkiej Brytanii (Lancing, West Sussex).

Przez te 45 lat istnienia Exposure Electronics jej sprzęty wewnętrznie ewoluowały, zaś oferta wciąż poszerzała się. Jedno tylko pozostało niezmienne - oszczędny zewnętrzny design. Obecnie w katalogu można znaleźć pięć głównych serii. Są one oznaczane liczbami. 1010 to seria podstawowa, 2010S2 - średnia, 3010S2 - średnio-wyższa i 5010 - najwyższa. Jest jeszcze kompaktowa oznaczona literami XM. Większość modeli w seriach to wzmacniacze (zintegrowane lub dzielone) oraz odtwarzacze płyt kompaktowych. Ewentualnie dostępne są jeszcze dwa przedwzmacniacze gramofonowe oraz jeden wzmacniacz słuchawkowy. Dodatkowo Exposure oferuje moduły (płytki) montowane wewnątrz urządzeń. Są to moduły DAC lub przedwzmacniacza gramofonowego - osobno dla wkładek MM i MC. Jak widać, portfolio jest dość tradycjonalne. Żadnych streamerów, osobnych przetworników-cyfrowych, etc.

Tytułowe Exposure 3010S2 D PRE i Exposure 3010S2 PWR AMP przynależą oczywiście do serii średnio-wyższej 3010S2, gdzie można znaleźć także odtwarzacz kompaktowy 3010S2 CD, zintegrowany wzmacniacz stereo 3010S2D AMP, monofoniczne końcówki mocy 3010S2 PWR MONO AMP, a także przedwzmacniacz gramofonowy 3010S2 PHONO. Są również dwie karty rozszerzeń dla wewnętrznego przedwzmacniacza gramofonowego (MM lub MC) i jedna dla DAC (głębia bitowa do 24 bit przy częstotliwości próbkowania sygnałów dla PCM w zakresie od 44,1 kHz do 192 kHz. Sygnały DSD do DSD x64 - 2,8224 MHz).

Wrażenia ogólne i budowa
Przedwzmacniacz i końcówka mocy dostarczane są w dwóch osobnych pudłach o zwykłych gabarytach. Kartony są białe, ciekawie przyozdobione czerwonymi kropkami wraz z dużymi napisami "Exposure". Wewnątrz pudeł, pośród gąbek i tektury, bezpiecznie spoczywają sprzęty. W komplecie nabywca otrzymuje pilot zdalnego sterowania (po jednym identycznym dla każdego urządzenia), przewód sieciowy, instrukcje obsługi oraz gwarancje producenta. To wszystko. Konserwatyzm aż do bólu zębów.

O wzornictwie typowym dla Exposure pisałem już we wstępie i w rozdziale o firmie, ale powtórzę. To design skromny, można napisać - "nie nachalny". Ale równocześnie przystępny, schludny i czysty. Rozsądny. Proste obudowy (ale z aluminium!), niczym nie przyozdobione fronty (za wyjątkiem niezbędnych regulatorów) - brak jakichkolwiek wyświetlaczy, etc. Pełna audiofilska ortodoksja.

Na froncie przedwzmacniacza (gruba aluminiowa płyta anodowana na czarno) dominują dwa duże pokrętła zlokalizowane po prawej stronie. Lewe odpowiada za regulację wzmocnienia - w gałce umieszczona jest czerwona dioda informująca o jej aktualnym położeniu. Jedyny widomy znak odkręcania potencjometru. Z kolei prawe pokrętło to selektor źródeł - ma aż 6. pozycji nastawień. Cztery z nich to wejścia liniowe, jedno dla podłączenia magnetofonu i jedno dla opcjonalnego przedwzmacniacza gramofonowego. Wybór danego źródła jest sygnalizowany zapaleniem się odpowiedniej czerwonej diody wokół gałki. Po prawej stronie frontu znajduje się przycisk sieciowy (wraz z czerwoną diodą umieszczoną powyżej, tuż przy napisie "Exposure"). Po wciśnięciu owego włącznika przedwzmacniacz "nagrzewa się" kilkanaście sekund. Dopiero po tym czasie zapalają się diody na gałce wzmocnienia i wokół selektora źródeł. Można grać.

Tył przedwzmacniacza jest dość zatłoczony. Po jego lewej stronie umieszczono długi rząd aż dziewięciu par gniazd RCA. Pierwsza po lewej to gniazda opcjonalnego przedwzmacniacza gramofonowego, potem cztery pary wejściowych gniazd liniowych, para wyjściowych AV (uwaga! tu sygnał wychodzi wzmocniony na 100 %!), dwie pary gniazd pętli magnetofonowej i dwie pary wyjść bezpośrednich z przedwzmacniacza. Tuż obok znajduje się zacisk uziemienia. Po skrajnej lewej stronie można znaleźć zaślepkę dla instalacji modułu DAC (do kupienia jako opcja). Po prawej stronie tylnego panelu zamontowano gniazdo sieciowe IEC. Brak gniazd XLR.

Front końcówki mocy jest jeszcze skromniejszy niż przedwzmacniacza, co zupełnie zrozumiałe. Jest nieco wyższy, bo aluminiowa (!) obudowa końcówki mocy jest ciut wyższa niż pre. Jedyną jego ozdobą jest poziome przetłoczenie wzdłuż dolnego rantu. No chyba że za ozdobę uznać okrągły przycisk sieciowy, napis "Exposure" z czerwoną diodą tuż nad literą "E". Generalnie design obu urządzeń jest OK. Nie ma się czego czepiać.

Na tylnym panelu końcówki mocy uwagę zwracają nietypowe "terminale" głośnikowe. To w zasadzie otwory, a nie klasyczne terminale. Jest ich osiem, czyli są podwójne. Akceptują wyłącznie wtyki typu "banan". Podobne rozwiązania stosuje inna brytyjska marka, a mianowicie Naim. Po lewej stronie zamontowano gniazdo zasilające IEC, a nieco dalej na prawo - parę wejściowych gniazd RCA (z przedwzmacniacza). I tyle.

Exposure 3010S2 D PRE (przedwzmacniacz) główne cechy
- Potężny transformator toroidalny dedykowany do zastosowań audio.
- Bardzo duża pojemność kondensatorów w części zasilania.
- Możliwość instalacji karty wzmacniacza gramofonowego dla wkładek MC lub MM.
- Możliwość instalacji karty przetwornika cyfrowo analogowego z wejściem
w standardzie BNC (75 Ohm) dla sygnałów PCM do 24 Bit/192 kHz oraz USB typu B dla sygnałów PCM do 24 Bit/192 kHz i DSD64 (2,8224 MHz).
- 6 wejść liniowych lub 5 z kartą PHONO lub DAC.
- Dwa wyjścia liniowe do podłączenia zewnętrznych końcówek mocy.
- Wysokiej jakości przekaźniki do wyboru źródła wejściowego.
- Pełne zdalne sterowanie selektorem wejść oraz wyciszania.
- W pełni dyskretny, tranzystorowy stopień wyjściowy w czystej klasie A.
- Wysokiej jakości aluminiowa obudowa.
- Pilot zdalnego sterowania.
- Urządzenie dostępne w kolorze tytanowym lub czarnym.

Exposure 3010S2 PWR AMP (końcówka mocy) główne cechy
- 200 VA transformator toroidalny do zastosowań audio.
- Anodowana, szczotkowana aluminiowa płyta czołowa oraz aluminiowa obudowa.
- Doskonała współpraca ze wzmacniaczem zintegrowanym 3010S2.
- Bardzo duża pojemność kondensatorów filtrujących.
- Idealnie czysta i ekstremalnie rozdzielcza prezentacja.
- Podwójne wyjścia głośnikowe.
- Wysokiej klasy kondensatory elektrolityczne i foliowe w części sygnałowej oraz zasilania.
- Gniazdo sieciowe w standardzie IEC.


Przesyłka prosto z Białegostoku - z Rafko

Estetyczne kartony




Piankowe i tekturowe ochraniacze




Stylowy design by Exposure

Po prawej gałka selektora źródeł

Gałka potencjometru

Pilot zdalnego sterowania

Czerwona dioda w miejscu czerwonego punku w logo Exposure

Obudowy w 100 % wykonane są z aluminium!

Tył urządzeń

Przedwzmacniacz ma mnóstwo wejść i wyjść analogowych

Gniazda głośnikowe zupełnie jak w Naim

Made in England

Na wzmacniaczu stoją RME ADI-2 DAC i Topping DX3 Pro

Zestaw pięciu różnych DAC-ów

Po prawej kolumna Paradigm Premier 700F


Dwa spojrzenia na cały system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Do zestawu Exposure przyłączałem przede wszystkim trzy pary kolumn głośnikowych: Living Voice Auditorium R3, Unison Research Max Mini oraz Paradigm Premier 700F. Przewody głośnikowe to za każdym razem Luna Cables Gris 2 x 2,5 m (czytaj test TUTAJ). Wzmacniacze porównawcze to Hegel H160, Yaqin MS-90B, Pathos Classic One MKIII i Haiku-Audio Origami 6550 SE. Pełna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Od razu napiszę najważniejszą informację o brzmieniu zestawu Exposure. To fantastycznie energetyczny i dynamiczny dźwięk deklasujący swoim wysokim natężeniem i rasowa klasą sporą dużą liczbę konkurencyjnych urządzeń innych marek! Po przyłączeniu kolumn i nastawieniu muzyki, aż przysiadłem z wrażenia. Dawno nie słyszałem aż tak bezpośrednio spektakularnego a jednocześnie wyrafinowanego dźwięku ze wzmacniacza, którego cena oscyluje wokół kwoty 12 000 PLN. Potężnie zbudowana "ściana dźwięku" - z daleką głębią, szeroką sceną, wybitną barwą oraz pięknym wysyceniem tonalnym przyprawiającym wręcz o dreszcze rozkoszy. Soczyste, bardzo kolorowe brzmienie z gęstym dźwiękiem, ze wspaniale narastającym ciśnieniem akustycznym, masywnym, wręcz pulsującym, przekazem. Coś wspaniałego!

Cechą charakterystyczną brytyjskiej "dzielonki" jest nie tylko jej swoboda w odwzorowywaniu potęgi dźwięku i jego różnorodności, ale również w budowanie w pełni realistycznej przestrzeni. Takiej, na której źródła pozorne są bardzo wiarygodnie rekonstruowane, są precyzyjne i mają proporcjonalne rozmiary. Są także odpowiednio wypełnione i dociążone zrównoważoną masą tonalną. Cała scena jest przejrzysta i świetnie czytelna. Wszystko na niej słychać i czuć. Widać porządek jak w bombonierce. Instrumenty są obrysowane grubą kreską, acz jest to super dokładna kreska. Z kolei rysunek wokali pełen jest tekstury, barw i nasycenia. Głosy ludzkie brzmią przekonująco, zmysłowo i głęboko. Wyrazistość dźwięku i jego optymalne wyrażenie 3D są referencyjne. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

Duże uznanie należy się ogólnej tzw. czytelności dźwięku, jak i jego rozdzielczości. Zestaw Exposure świetnie wykrawa z ogólnej masy przekazu pojedyncze linie melodyczne, trzyma je pod ścisłą kontrolą i utrzymuje w symbiozie ze szczegółowością (ale też nie pcha ich do przodu). Wzmacniacz potrafi ujawnić wiele detali i niuansów zapisanych w nagraniach, sięga po nie głęboko i bezkompromisowo odciska je na siatce holografii. Podobna dokładna kontrola dotyczy niskich tonów. Jest bezdyskusyjnie totalna. Zestaw 3010 pozwala basom na bardzo wiele - istnieją rzeczywiście i mają duży rozmiar, acz są ściśle nadzorowane pod względem stabilności, natężenia i rozciągnięcia. Są wybitnie sprężyste i jędrne, nie ciągną się, nie smużą, nie rozłażą się. Są mocarne, lecz całkowicie zdyscyplinowane. Poddane służbie wiernych odsłuchów. Ale jednocześnie potrafią potrafią uderzyć z siłą wodospadu i z szybkością błyskawicy.   

Oczywistością będzie jeżeli napiszę, że tytułowy komplet nie miał żadnego problemu ze stuprocentowym wysterowaniem wszystkich kolumn głośnikowych, które używałem do testów (przypomnę, były to Living Voice Auditorium R3, Unison Research Max Mini oraz Paradigm Premier 700F). Raz, że wzmacniacz ma dużą moc 2 x 110 Wat przy impedancji 8 Ohm, a dwa - dysponuje wspaniałą wydajnością prądową. Stąd też wyjątkowo dobrze operuje ofensywą oraz energią przekazu. Narzuca głośnikom swą zdecydowaną moc oraz pełną skalę dynamiczną, a robi to z wielką korzyścią dla dźwięku. Jest ekspansywny w masie, ale równolegle pierwszorzędnie plastyczny w odbiorze.

Konkluzja
Brytyjski zestaw Exposure 3010S2 D PRE i Exposure 3010S2 PWR AMP to dla mnie spore odkrycie i niespodzianka, ale i ukojenie serca, że prawdziwy high-fidelity wciąż żyje i ma się dobrze. Opisywany przedwzmacniacz i końcówka mocy to ortodoksyjna brytyjska szkoła brzmienia. Brzmienia mocarnego, energetycznego, wysyconego a równolegle barwnego, głębokiego i wysublimowanego. O spektakularnej przestrzeni, przyjemnym cieple, a także rasowej muzykalności. Rekomendacja roku!

Ceny w Polce: przedwzmacniacz Exposure 3010S2 D - 5 790 PLN; końcówka mocy Exposure 3010S2 - 6 190 PLN.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Yaqin MS-90B (test TU), Haiku-Audio Origami 6550 SE (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU),  Unison Research Max Mini (test TU), Paradigm Premier F700, Martin Logan Motion 35XT (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Studio 16 Hertz Canto One New SE (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacze sieciowe: Auralic Aries Mini (test TU), Auralic Vega G1 i Lumin D2.
DACi: NuPrime DAC-10H (test TU), Chord Hugo TT 2 (test TU), RME ADI-2 DAC, Questyle CMA Twelve Standard (test TU), Topping DX3 Pro oraz Encore mDSD (test TU).
Komputer: MacBook Apple Pro.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Audiokultura Iskra 1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), Fostex TH909 (test TU), Pioneer DHJ-X10 C (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Listwy sieciowe: Solid Core Audio Power Supply (test TU) i ZiKE Labs Powerbox (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech Radius Stand, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper oraz adaptery głośnikowe bi-wire Perkune Audiophile Cables (test TU).



Letnia przerwa wakacyjna

$
0
0


Załoga Stereo i Kolorowo wyjechała na letnie wakacje. Wracamy 15 sierpnia. W podróż zostały zabrane słuchawki Meze 99 Neo oraz głośnik bezprzewodowy Bluetooth Divoom Mocha. Do miłego!

Przetwornik cyfrowo-analogowy RME ADI-2 DAC

$
0
0

Dwa zdjęcia ADI-2 DAC z firmowej strony RME


Wstęp
Nieczęsto sprzęt przeznaczenia stricte studyjnego zadomawia się w audiofilskich systemach high-fidelity. Lecz niekiedy owe urządzenia są na tyle ciekawe i wszechstronne, że naprawdę warto po nie sięgnąć. Pewnie mało który audiofil słyszał o niemieckiej firmie RME (zobacz TUTAJ), albowiem jest ona nakierowana przede wszystkim właśnie na rynek profesjonalny audio. Aczkolwiek w ofercie ma wiele ciekawych pozycji, które z powodzeniem można wykorzystywać w domowym hi-fi.

W tym połowie lipca br., od polskiego dystrybutora Audiostacja (z Łomianek spod Warszawy), przyjechał do mnie bardzo interesujący przetwornik cyfrowo-analogowy RME ADI-2 DAC (zobacz TUTAJ). To najnowszy produkt niemieckiej RME. To, jak go określa producent - referencyjny DAC, charakteryzujący się obsługą 32-bit/768 kHz, zaopatrzony w interfejs audio USB 2.0/ 3.0, obsługujący formaty PCM/DSD, wyposażony w wejście S/PDIF oraz ADAT, dwa wyjścia analogowe RCA oraz XLR, dwa wyjścia słuchawkowe jack 1/4” oraz 1/8” IEM, 5-pasmowy EQ, wyświetlacz LCD oraz pilot zdalnego sterowania. Nieźle.

W skrócie można napisać, że najnowszy RME ADI-2 DAC to profesjonalny przetwornik cyfrowo-analogowy i analogowo-cyfrowy bazujący na referencyjnym RME ADI-2 Pro z 2016 roku (wyprodukowanym z okazji 20-lecia firmy). Przy czym koszt topowego ADI-2 Pro to około 6 000 PLN (zobacz TUTAJ). ADI-2 DAC jest względem niego nieco uproszczony - głównie pod względem funkcjonalności i zainstalowanych gniazd. Stało się to po licznych rozmowach i ustaleniach ze "światem hi-fi".

RME
Pierwszy raz o firmie RME usłyszałem stosunkowo niedawno, bo jakiś miesiąc temu (wstyd się przyznać, ale taka jest prawda). Oczywiście, jak już wspomniałem we wstępie, jest przede wszystkim nastawiona na wytwarzanie sprzętu na potrzeby rynku profesjonalnego, czyli innymi słowy - studyjnego, scenicznego lub dla muzyków zawodowych.

Jak można przeczytać na stronie RME: "Przedsiębiorstwo zostało założone w 1996 roku w mieście Haimhausen. Jest częścią korporacji Audio AG oprócz RME skupiającej także marki Alva Cableware (zobacz TUTAJ) i myMix (zobacz TUTAJ). RME to młody niemiecki zespół programistów z solidną wizją tworzenia innowacyjnych, przyjaznych dla użytkownika, wysokiej jakości cyfrowych rozwiązań audio za mniejsze pieniądze.

Każdy programista w zespole RME jest muzykiem lub inżynierem dźwięku - oprócz tego, że jest specjalistą w dziedzinie rozwoju sprzętu i oprogramowania. Dodatkowo, aby nadać swoim projektom trwałą przewagę konkurencyjną na dzisiejszym rynku, programiści RME regularnie nawiązują kontakty z innymi specjalistami z branży, aby wymieniać się wiedzą i informacjami - projektując linię produktów o najwyższej jakości i atrakcyjnych cenach na rynku masowym.

RME wprowadziło spójną serię udanych wydań produktów, zdobywając nagrody i wyróżnienia od prasy i opinii publicznej. Entuzjastyczna reakcja i ogólnoświatowe wsparcie, jakie wygenerowała linia produktów RME, plasuje je w czołówce firm produkujących urządzenia audio w branży". Koniec cytatu.

W ofercie RME znajduje się stosunkowo dużo różnych urządzeń. Jest ich około 50 (zobacz TUTAJ oraz TUTAJ). To przede wszystkim rozmaite miksery, przedwzmacniacze mikrofonowe i inne interfejsy. Są też liczne przetworniki analogowo-cyfrowe, cyfrowo-analogowe i wzmacniacze słuchawkowe. Można też tu znaleźć sporo kabli, racków i innych akcesoriów niezbędnych w studio i na scenie. Warto też wspomnieć, iż RME za wiele swoich sprzętów otrzymało całą masę rozmaitych międzynarodowych branżowych nagród i wyróżnień (zobacz TUTAJ), a to mówi samo za siebie.

Wrażenia ogólne, obsługa i budowa
ADI-2 DAC przychodzi zapakowany w stosunkowo niewielki kartonik z nasuwaną nań ochronną obwolutą. W pudełku oprócz DACa znajduje się zasilacz impulsowy wraz z kablem sieciowym, przewód USB typu A, niewielki pilot zdalnego sterowania (ponoć pierwszy w historii RME), gwarancja producenta oraz instrukcja obsługi. Czyli jest to wyposażenie zupełnie standardowe.

W tym miejscu należy dodać się jeden istotny komentarz. Sprzęt jest sticte profesjonalny więc i jego obsługa wcale nie jest ani łatwa, ani do końca intuicyjna. Owszem, samo włączenie i uruchomienie urządzenia nie jest skomplikowane, ale schody zaczynają się w przypadku chęci poustawiania różnych filtrów, korekcji (m.in. pięciopasmowy korektor dźwięku!), upsamplingu, wzmocnienia poszczególnych wyjść, wejść, etc. Bez instrukcji obsługi będzie to dość trudne, albowiem DAC wyposażony jest w całą masę rozmaitych regulacji i funkcji. Wystarczy wspomnieć, iż instrukcja (w języku angielskim lub niemieckim - brak języku polskim) liczy równo 70 stron. Jest co czytać. Ale od razu uspokoję Czytelnika, że mi zabrało mi jakieś nie więcej 5 minut aby mniej więcej "zrozumieć" jak działa ADI-2 DAC. A to jest typowe dla niemieckiej inżynierii - systematyczne i logiczne. Nie ma się więc czego zbytnio bać. Ale jeśli chcesz Czytelniku w pełni wykorzystać swój przetwornik ADI-2, musisz poświęcić mu trochę czasu i uwagi. Bez tego trudno będzie poznać dokładnie urządzenie. Cała instrukcja dostępna jest TUTAJ.

RME to firma profesjonalna, na próżno więc szukać w jej urządzeniach designu innego niż takiego typowego dla PRO. Dlatego ADI-2 DAC wygląda jak wygląda. Nie ma tu galanteryjnego wzornictwa  hi-fi (patrz ostatnio przeze mnie opisywany np. Chord Hugo TT 2), a użytkowe, co nie oznacza że jest ono brzydkie czy nie estetyczne. Stonowane acz ergonomiczne. Skromna, czarna, aluminiowa obudowa, a na jej froncie kilka prostych regulatorów jak większa gałka wzmocnienia (i przycisk funkcyjny), dwa mniejsze pokrętła (i jednocześnie przyciski) oraz cztery zwykłe przyciski. Jednak za ich pośrednictwem otrzymuje się dostęp do wszelkich regulacji i ustawień urządzenia. Całość wieńczą dwa gniazda słuchawkowe - jedno klasyczne na jack 6,3 mm i drugie mniej typowe, czyli wyjście dla monitorów dousznych (IEM).

Ale absolutnym królem panelu frontowego jest 2-calowy wyświetlacz LED. Niby niewielki, ale za to bardzo czytelny. Kolorowy i bardzo kontrastowy. Display może być wyświetlany w trzech podstawowych układach: 1) "Dark Volume", czyli z takimi informacjami jak poziom wzmocnienia, aktywne wejście i wyjście, typ korekcji, częstotliwość próbkowania i inne - wyświetlane białymi literami na czarnym tle (co jest pochodną studyjnej proweniencji), 2) "Analyzer", czyli 30-pasmowy pionowy, słupkowy analizator pasma/spektrum dźwięku wraz z słupkowym miernikiem poziomu głośności (osobny dla kanału lewego i prawego) wraz innymi informacjami. Słupki wyświetlane są na jasnozielone, pozostałe informacja na biało, 3) "State Overview" - na czarnym tle wyświetlane są statyczne, acz bardzo rozbudowane informacje o wszelkich ustawieniach ADI-2 DAC.

Ponadto podczas pracy urządzenia można przyciemniać w 10-ciu krokach (lub całkowicie wyłączać) wszelkie podświetlenia przycisków, jak i sam ekran wyświetlacza. Zaś podświetlana jest (obręczą na biało) duża gałka wzmocnienia (i równolegle regulator funkcyjny) oraz przycisk sieciowy (na biało przy włączonym urządzeniu i na czerwono przy wyłączonym). To znowu do głosu dochodzi profesjonalne przeznaczenie sprzętu, bo w studio albo podczas realizacji koncertu dobrze jest pogasić wszelkie "lampki" na urządzeniu, by nie przeszkadzały w pracy. Oczywiście, podczas regulacji zapalają się ponownie, ale zaraz po tej czynności automatycznie gasną. Jednak to użytkownik decyduje jaki tryb pracy ustawić. "Zwykłemu audofilowi" pewnie najbardziej przyda się ustawienie podświetlania w trybie stałym. Nie gasnącym. 

Na tylnym panelu zamontowano stosunkowo sporo gniazd, ale przesady tu nie ma. Uwagę zwracają dwie pary gniazd wyjściowych - jedna niesymetryczna RCA i jedna symetryczna XLR. Poza tym zainstalowano tu trzy wejściowe gniazda cyfrowe - elektryczne koaksjalne, optyczne Toslink i USB 3.0. Jest jeszcze gniazdo sieciowe dla zewnętrznego zasilacza. Co ciekawe, zupełnie brak tu gniazd o standardzie studyjnym jak BNC, AES/EBU, HDMI, jack i podobnych.

Jak można przeczytać w materiałach informacyjnych: "Jako najbardziej uniwersalny DAC na rynku, ADI-2 DAC zapewnia symetryczne/niesymetryczne wyjścia analogowe, wyjście słuchawkowe Extreme Power, wyjście IEM o wyjątkowo niskim poziomie szumów, sprzętową, 4-stopniową regulację poziomu wyjściowego SteadyClock FS, przetwarzanie sygnału oparte na DSP, zasilacz zewnętrzny, zgodność z USB Class Compliant oraz maksymalne częstotliwości próbkowania do 768 kHz, jak również odtwarzanie DSD i Direct DSD. Sygnał wejść SPDIF można nagrywać nawet przez USB – jak można się spodziewać po RME – ten DAC to prawdziwy 2-kanałowy interfejs audio z Full Dupleksem.

Więcej przekaźników, inny, podwójny obwód tłumika symetrycznego i jeden dodatkowy buforowy wzmacniacz operacyjny poskutkowały mniejszymi szumami i mniejszym współczynnikiem zniekształceń harmonicznych (THD).

Pilot do DAC ma przyciski do: włączania/wyłączania trybu czuwania (Standby), regulacji głośności, wyboru wejścia (optyczne, koaksjalne, USB) i wyciszania. Dodano cztery programowalne przyciski, które można przypisać do 20 różnych funkcji i poleceń, co zapewnia pełną wszechstronność. Nie ma żadnego innego przetwornika cyfrowo-analogowego z tak skomplikowanym, łatwym w obsłudze i uniwersalnym pilotem.

ADI-2 DAC zawiera ulepszony SteadyClock, dostrojony do perfekcji obwód analogowy, pilot, wyjście słuchawkowe Extreme Power oraz specjalne wyjście dla monitorów dousznych. Ma wszystkie cechy, które rozsławiły ADI-2 Pro, w tym m.in. idealnie transparentną charakterystykę dźwięku i pełne przetwarzanie DSP z regulacją Bass, Treble, Loudness i 5-pasmowym korektorem parametrycznym i crossfeed. Dzięki uproszczonej obsłudze i oszałamiającemu wzornictwu jest idealnym centralnym elementem każdego środowiska: od słuchania muzyki w domu po referencyjne odtwarzanie dźwięku w studiu". Koniec cytatu.

Dane techniczne
Zasilacz w komplecie: zewnętrzny, 100 - 240 V AC, 2 A, 24 W,
Pobór mocy w stanie gotowości: 120 mW (10 mA),
Pobór mocy w stanie bezczynności: 7 W, Maksymalny pobór energii: 18 W,
Prąd jałowy przy 12 V: 570 mA (6,8 W),
Wymiary (Szer. x Wys. x Gł.): 215 x 52 x 150 mm,
Masa: 1,0 kg,
Kość DAC: AK4490EQ
Temperatura użytkowania: Od +5 do +50°C,
Wilgotność względna: < 75% bez kondensacji.Wejścia cyfrowe
Zakres blokady: 28 kHz – 200 kHz,
Redukcja jittera: > 50 dB (2,4 kHz),
Jitter przy synchronizacji z sygnałem wejściowym: < 1 ns,
Przyjmuje format konsumencki i profesjonalny,
Koaksjalne SPDIF – 1 x RCA, zgodne z IEC 60958:
– Wejście o wysokiej czułości (< 0,3 Vpp),
– Zgodny z AES/EBU (AES3-1992)
Optyczne SPDIF – 1 x optyczne, zgodne z IEC 60958,
– Zgodne z ADATWyjścia analogowe
XLR
– Regulacja poziomu wyjściowego +19 dBu, +13 dBu, +7 dBu, +1 dBu przy 0 dBFS,
– Stosunek sygnału do szumu (SNR) przy +7/+13/+19 dBu: 117 dB RMS nieważony, 120 dBA,
– Stosunek sygnału do szumu (SNR) przy +1 dBu: 115,4 dB RMS nieważony, 118,9 dBA,
– Pasmo przenoszenia przy 44,1 kHz, -0,1 dB: 0 Hz – 20,2 kHz,
– Pasmo przenoszenia przy 96 kHz, -0,5 dB: 0 Hz – 44,9 kHz,
– Pasmo przenoszenia przy 192 kHz, -1 dB: 0 Hz – 88 kHz,
– Pasmo przenoszenia przy 384 kHz, -1 dB: 0 Hz – 115 kHz,
– Pasmo przenoszenia przy 768 kHz, -3 dB: 0 Hz – 109 kHz,
-THD przy -1 dBFS: -112 dB, 0,00025%,
-THD+N przy -1 dBFS: -110 dB, 0,00032 %,
-THD przy -3 dBFS: -116 dB, 0,00016%,
– Separacja kanałów: > 120 dB,
– Impedancja wyjściowa: 200 Ω dla wyjścia symetrycznego, 100 Ω dla niesymetrycznego.
Chinch
Tak, jak wyjście XLR, z wyjątkiem:
– Wyjście: TS 6,3 mm, niesymetryczne,
– Poziom wyjściowy niższy o 6 dB w stosunku do XLR (od -5 dBu do +13 dBu przy 0 dBFS),
– Stosunek sygnału do szumu (SNR) przy +13 dBu: 117 dB RMS nieważony, 120 dBA,
– Stosunek sygnału do szumu (SNR) przy +1/+7 dBu: 114/116 dB RMS nieważony, 117/119 dBA,
– Stosunek sygnału do szumu (SNR) przy -5 dBu: 109 dB RMS nieważony, 113 dBA.

Wyjście słuchawkowe (Phones)
Takie, jak Cinch, z wyjątkiem:
– Wyjście: TRS 6,3 mm, niesymetryczne, stereo,
– Impedancja wyjściowa: 0,1 Ω,
– Stosunek sygnału do szumu (SNR) przy +22 dBu: 117 dB RMS nieważony, 120 dBA,
– Stosunek sygnału do szumu (SNR) przy +7 dBu: 116 dB RMS nieważony, 119 dBA,
– Poziom wyjściowy przy 0 dBFS, High Power, obciążenie 100 Ω lub większe: +22 dBu (10 V),
– Poziom wyjściowy przy 0 dBFS, Low Power, obciążenie 8 Ω lub większe: +7 dBu (1,73 V),
– THD przy +18 dBu, obciążenie 32 Ω, 1,2 watów: -110 dB, 0,0003 %,
– THD+N przy +18 dBu, obciążenie 32 Ω: -107 dB, 0,00045 %,
– THD przy +14 dBu, obciążenie 16 Ω, 0,94W: -110 dB, 0,0003 %,
– Moc maksymalna przy THD 0,001 %: 1,5 W na kanał.

Wyjście dla monitorów dousznych (IEM)
Tak, jak słuchawkowe, z wyjątkiem:
– Poziom wyjściowy przy 0 dBFS: -3 dBu, 0,55 V,
– Stosunek sygnału do szumu (SNR) przy -3 dBu: 115 dB RMS nieważony, 118 dBA,
– Moc maksymalna przy 8 Ω, THD 0,001 %: 40 mW / kanał.

Cyfrowe (Digital)
– Zegary: Wewnętrzny, wejście SPDIF,
– Konstrukcja o niskim jitterze: < 1 ns w trybie PLL, dla wszystkich wyjść,
– Zegar wewnętrzny: jitter < 800 ps, Random Spread Spectrum,
– Redukcja jittera zegarów zewnętrznych: > 50 dB (2,4 kHz), – Efektywny wpływ jittera zegara na konwersję DA: prawie zerowy,
– PLL zapewnia zero strat, nawet przy jitterze powyżej 100 ns,
– Dodatkowy Digital Bitclock PLL dla bezproblemowej synchronizacji ADAT,
– Obsługiwane częstotliwości próbkowania dla zegarów zewnętrznych: od 28 kHz do 200 kHz,
– Częstotliwości próbkowania obsługiwane wewnętrznie: Od 44,1 kHz do 768 kHz.


Przesyłka prosto z podwarszawskiej Audiostacji


Estetyczne opakowanie

Wielostronicowa instrukcja obsługi


Akcesoria - w tym pilot zdalnego sterowania

Klasyczne wzornictwo rodem ze studia nagrań


Aluminiowa obudowa

Ta biała obręcz wokół gałki jest podświetlana

Dwa gniazda słuchawkowe




Wyświetlacz LED to bardzo mocny atut RME

Gałki wykonane są z aluminium

Klasyczny panel tylny: gniazda analogowe XLR i RCA

Odtwarzam z Auralic Vega G1 na zmianę z Lumin D2

Na samej górze DAC Topping DX3 Pro




"Falowanie i spadanie" na wyświetlaczu, czyli 30-sto pasmowy analizator widma oraz słupkowa ilustracja siły głosu dla lewego i prawego kanału

Po prawej "piramidka" ułożona z Chord Hugo TT 2, Lumin D2 i Questyle CMA Twelve Standard

Na pierwszym planie Auralic Vega G1 i stojący na nim Topping DX3 Pro

Po prawej kolumny Paradigm Premier 700F i Living Voice Auditorium R3

Widok na cały system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Jako DACi porównawcze używałem: Chord Hugo TT 2, Questyle CMA Twelve Standard, NuPrime DAC-10H, Hegel H160 i Topping DX3 Pro. Słuchawki to Fostex TH909, Fostex TH610, Meze 99 Neo i Final Audio Design Pandora Hope VI. Odtwarzacze sieciowe to Auralic Vega G1, Auralic Aries Mini i Lumin D2. Pełna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Jak napisałem we wstępie, RME ADI-2 DAC jest wyposażony w całą masę ustawień i regulacji dźwięku. (W tym jest także 5-pasmowy korektor parametryczny). Można się bawić na całego w jego rozmaite ustawienia, nastawy kilku filtrów cyfrowych, crossfeedu, loudnessu i innych dodatków. Mogą oczywiście być one przydatne do wielu odsłuchów, bo po prostu polepszają dźwięk (lub zmieniają go zgodnie z własnymi preferencjami odbiorcy). Jednakże ja na potrzeby testu używałem wszystkie ustawienia w pozycjach fabrycznych. Można powiedzieć, że odsłuchów dokonywałem zawsze w wersji sauté, bez żadnych przypraw. Z włączonym analizatorem pasmowym (polecam, świetna, choć uzależniająca zabawa!).

Nie będę trzymać Czytelnika w niepewności i od razu napiszę że tytułowy DAC jest po prostu rewelacyjny! Przerzuciłem już kilkadziesiąt DACów w trakcie swojej przygody pisania niniejszego blogu. Niektóre przetworniki cyfrowo-analogowe wyjątkowo dobrze zaprezentowały się pod względem brzmieniowym (ostatnio był to np. Chord Hugo TT 2, a wcześniej Questyle CMA Twelve Standard), lecz żaden z nich nie był aż tak dobry w relacji cena/jakość jak właśnie RME ADI-2 DAC. Śmiało mogę oznajmić iż ten niemiecki konwerter gra jak podobne urządzania z pułapu sięgającego nawet kwoty 10 000 PLN. Beż żadnego technicznego wysiłku, bez audiofilskiej "magii", bez udziwnionych programowalnych układów i innych bajerów ADI-2 DAC osiąga znakomite rezultaty dźwiękowe. To mocny i wyraźny przekaz poparty zaawansowaną analityką - z kapitalną rozdzielczością i referencyjną przestrzennością. A do tego z przyjemną krągłością dźwięków, ich wzorowym dopełnieniem i cyzelunkiem. Czy mam pisać dalej?

Niemiecki przetwornik nie tylko pokazuje realne brzmienie, doskonale określa dźwięczność, obrabia poszczególne tony, ale sięga nawet dalej - hen, hen, po głębsze i bardzo głębokie warstwy tonalne. Dzięki temu czuć i słychać wielopłaszczyznowość brzmienia nagrań, ich złożoną wielopostaciowość - ten cudowny cały polimorfizm tonalny. Poszczególne tony mają swoją osobniczą bazę dźwiękową, ale podczas istnienia zmieniają się wraz z całym potokiem przekazu. Są dźwięczne, wiją się w przestrzeni, zaświadczają o swoim życiu, a potem nikną. Najpierw powoli, delikatnie a potem coraz to szybciej i gwałtowniej. Zaś ADI-2 DAC świetnie to obrazuje. Coś fantastycznego!

Kolejnym dużym atutem konwertera jest jego umiejętność doświetlania nagrań, ich dopracowywania i niejakiej polaryzacji. Przy czym odbywa się to przy absolutnie zadziwiającej jasności kolorów bez jednoczesnego odkrawania końców pasm. Każdy element odsłuchiwanych nagrań był precyzyjny, doskonale wykonany i obrobiony niczym świeżo wycięty brylant - z rewelacyjną przejrzystością, ultra-czystością i niewiarygodnym realizmem. Przy czym nie było tu żadnych oznak surowej brutalności realizmu, a jedynie wyszlifowanie dźwiękowe, wypolerowanie brudów. Dźwięk stricte naturalny i autentyczny, acz pozbawiony niechcianych artefaktów. Ale nie bezpłciowy, bo zaangażowany po stokroć. Podkreślający detale ponad rytm, bardzo bezpośredni, świetnie rozdzielczy, nie rozrzedzony sokiem pospolitego naturalizmu.

Wbudowany wzmacniacz słuchawkowy może nie w pełni dorównuje zaawansowaniem brzmienia samemu DACowi, ale to także jest bardzo wysoka liga dźwiękowa. Wzmacniacz pokazuje prawdziwy dźwięk - soczysty, nasycony i wyrazisty. O niewiarygodnej głębi, czystości i pełnym realizmie. Wzmacniacz z łatwością współpracuje z każdą parą słuchawek. Bez zmęczenia, bez przesterów i bez oporów opanowuje całość ich przetworników oferując spektakl totalny. Barwny, plastyczny i emocjonalny. Bez studyjnego naturalizmu, tarcia o szkło, wyostrzania sopranów, etc. Wyłącznie żywy i eufoniczny dźwięk o rasowej strukturze high-endu. Smaczny i pełen aromatów jak dojrzały owoc.

Jakie ma wady opisywany ADI-2 DAC? Trudno mi na siłę doszukiwać się takowych, bo przy umiarkowanej cenie urządzenia 4 300 PLN po prostu nie wypada. Dźwiękowych nie ma żadnych. Dla mnie pewnego rodzaju niedogodnością była skomplikowana nawigacja po wielu funkcjach sprzętu. Jak napisałem kilka rozdziałów wyżej, bez wglądu do instrukcji obsługi ani rusz. Jeżeli ktoś pragnie uruchamiać liczne możliwości DACa i potem z nich łatwo korzystać, musi najpierw przebrnąć przez rozbudowane szczegóły opisu instrukcji. Intuicyjne kręcenie i naciskanie regulatorów na pulpicie DACa nic nie da. Za dużo tego w menu. Co oczywiście nie jest żadną wadą, a zaletą, choć może być do pewnego stopnia pewnego rodzaju kłopotliwą łamigłówką. Na szczęście ten dyskomfort jest do pokonania.

W porównaniu do wielu nowoczesnych urządzeń ADI-2 DAC nie jest wyposażony w łączność bezprzewodową Bluetooth, a takie porównywalne przetworniki cyfrowo-analogowe jak Questyle CMA Twelve Standard, Chord Hugo TT 2 czy nawet taniuśki Topping DX3 Pro takie udogodnienia mają. Może RME niebawem wypuści wersję "ADI-2 DAC BT"? Warto by było o tym pomyśleć.

Konkluzja
Niemiecki RME ADI-2 DAC to jeden z najlepszych DACów (ze wzmacniaczem słuchawkowym), jakie miałem u siebie na testach (i w ogóle jakie słyszałem). Wielofunkcyjny, z mnóstwem rozmaitych korektorów, z analizatorem spektrum i co najważniejsze - rewelacyjnie grający. A do tego w całości zaprojektowany i wytworzony w Niemczech. W relacji cena/jakość jest absolutnie nie do pobicia. Koniec. Kropka.

Cena w Polsce - 4 390 PLN.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Exposure 3010S2 D PRE/3010S2 PWR AMP (test TU), Yaqin MS-90B (test TU), Haiku-Audio Origami 6550 SE (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU),  Unison Research Max Mini (test TU), Paradigm Premier F700, Martin Logan Motion 35XT (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Studio 16 Hertz Canto One New SE (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacze sieciowe: Auralic Aries Mini (test TU), Auralic Vega G1 i Lumin D2.
DACi: NuPrime DAC-10H (test TU), Chord Hugo TT 2 (test TU), Questyle CMA Twelve Standard (test TU), Topping DX3 Pro oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: Dell Latitude 7390 i MacBook Apple Pro.
Smartfon/tablet: iPhone XR i iPad Air 2.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Audiokultura Iskra 1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), Fostex TH909 (test TU), Pioneer DHJ-X10 C (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Listwy sieciowe: Solid Core Audio Power Supply (test TU) i ZiKE Labs Powerbox (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech Radius Stand, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper oraz adaptery głośnikowe bi-wire Perkune Audiophile Cables (test TU).


Głośnik bezprzewodowy Bluetooth Divoom Mocha

$
0
0




Wstęp
Niedawno opublikowałem mini-test głośnika-zabawki Divoom Timebox-Evo (czytaj TUTAJ), który w rzeczywistości wcale nie jest zabawką (choć tak wygląda), a pełnoprawnym głośnikiem oraz "asystentem personalnym" z wbudowaną matrycą LED 16x16 na panelu frontowym. Trudno nie polubić tego urządzenia. Dobry dźwięk i fascynujące rozmaite funkcje - w tym wiele graficznych.

Jak pisałem w przytoczonej recenzji, ów test "strzeliłem" niejako przy okazji wypożyczenia innego głośnika Bluetooth od dystrybutora MIP Sp. z o.o. Tym głośnikiem jest ultra-premierowy Divoom Mocha. Jest na tyle premierowy, że na próżno szukać go na stronach producenta (zobacz TUTAJ) a tym bardziej na stronach dystrybutora (zobacz TUTAJ). To rozbudowana, większa wersja mniejszego głośnika Macchiato (zobacz TUTAJ), choć już bez wbudowanego radia FM. Mocha to "głośnik 360 st." - jak można przeczytać o nim w materiałach promocyjnych. Obudowa w 100 % wykonana jest z lekkich metali. Design bardzo efektowny, nieco stylizowany na vintage.

Głośnik Mocha zabrałem na dziesięciodniowe wakacje - tam go odsłuchiwałem, tam opisywałem. Zapraszam do lektury testu.

Wrażenia ogólne i budowa
Divoom Lab.  (zobacz TUTAJ) to innowacyjna firma z chińskiego Hong-Kongu. Zajmuje się produkcją rozmaitych bezprzewodowych głośników wykorzystujących technologię Bluetooth. W ofercie znajduje się ich kilkanaście, ciągle pojawiają się ich nowe, ulepszone wersje jak i zupełnie premierowe. Tytułowy Mocha właśnie wchodzi na rynek.

Głośnik Mocha dostarczany jest w kartonie. Tamże, zapakowany w folię bąbelkową, znajduje się metalowa walizeczka, która to jest właściwym opakowaniem dla głośnika. Owa walizeczka zamykana jest na zatrzask. Wewnątrz, w miękkich pankowych formach, unieruchomiony jest głośnik. Pod gumką jednego ze skrzydeł walizki umieszczono komplet naklejek, które można ponaklejać na walizkę. Z drugiej strony walizki (pod pianką) znajduje się wnęka, gdzie umieszczono przewód USB (służący do ładowania akumulatora), przewód mini jack-mini jack (do przyłączenia zewnętrznego źródła) oraz instrukcję obsługi. Jest też skórzany pasek przeznaczony do przymocowania do głośnika na specjalnych mocowaniach. Tym samym otrzymuje się specyficzną "rączkę" do wygodnego przenoszenia urządzenia.

Czego by nie napisać, to w pełni należy przyznać, iż nowy głośnik Mocha jest niezwykle estetyczny i bardzo solidnie wykonany z wysokogatunkowych materiałów. Obudowa całkowicie wykonana jest z lekkich metali, malowana na czarny mat. Kapitalnie to wygląda! Design bardzo efektowny, nieco stylizowany na vintage. Rogi są zaokrąglone, cały front i tył to metalowa siateczka o delikatnej strukturze, ale bardzo twarda. Siateczka ta przykrywa przetworniki - identyczne z tyłu i z przodu. Całość głośników jest wyposażona w system DSP (Digital Sound Processor) polepszający zjawiska przestrzenne generowane przez Divoom Mocha.

Na górnym panelu zamontowano rząd czterech przycisków sterujących (Volume+, Volume-, Bluetooth i Play) oraz suwak włącznika zasilania. Owe przyciski i suwak są w kolorze mosiądzu. Efektownie to wygląda na matowej czerni korpusu głośnika. Na prawym boku znajduje się duża gumowa zaślepka, pod którą można znaleźć dwa gniazda - USB typu C (do ładowania akumulatora) oraz mini-jack 3.5 mm (dla przyłączenia zewnętrznego źródła). Tuż nad zaślepką umieszczono rząd czterech białych diod sygnalizujących stan naładowania wewnętrznej baterii. I tak zapalone cztery wskazują na 100 % pojemności, trzy na 75 %, itd. Deklarowany czas pracy głośnika to do 25 godzin. Sprawdziłem, rzeczywiście tak jest.

Głośnik spoczywa na czterech solidnych gumowych stopach antywibracyjnych. Umożliwiają one stabilne posadowienie urządzenia na podłożu oraz jednocześnie uniemożliwiają tworzenie się interferencji. 

Mocha warto stawiać nie bezpośrednio przy tylnej ścianie, a pozostawić mu dużo wolnej przestrzeni. Albowiem ten głośnik jest głośnikiem grającym dookolnie 360 stopni, z zaimplementowaną technologią DSP Surround.

Dane techniczne
Całkowita moc wyjściowa 40 W.
Technologia DSP Surround
Rozmiar głośnika 55 mm
Pasmo przenoszenia 20 - 20 000 Hz
Poziom signal-to-noise >= 80 dB
Bezprzewodowy Bluetooth
Wymiary 216,5 x 82 x 98,5 mm
Masa 1293,5 g
Zasięg 10 metrów
Czas pracy na baterii - do 25 godzin
Futerał ochronny

Wrażenia dźwiękowe
Jako źródło dla głośnika używałem iPhone XR oraz iPad Air 2 z zainstalowanym serwisem streamingowym Tidal HiFi/MQA. Korzystałem wyłącznie z przesyłu bezprzewodowego Bluetooth.

Głośnik Mocha nie jest zbyt duży (21,65 x 8,2 x 9,85 cm), ale jego dźwięk jest wyjątkowo "duży", znacznie większy niż jego gabaryty. Dźwięk można scharakteryzować jako obfity, mocny i rześki. Prężny, wręcz potężny. Szybki i konturowy, z dużą mocą i świetną wewnętrzną miąższością.

Przekaz zaskakuje nie tylko swoją masą i sprężystością, ale także niezłą przestrzennością oraz dobrze zdefiniowanymi lokalizacjami źródeł pozornych. Są one znacznie lepsze niż w konkurencyjnych "zwykłych" głośnikach bezprzewodowych Bluetooth. Owe zaawansowanie przestrzenności brzmienia mógłbym przyrównać co najmniej do takiego głośnika jak Olasonic IA-BT7 (czytaj moją recenzję TUTAJ). Choć ogólna dojrzałość dźwięku ustępuje nieco przytoczonemu Olasonic.

Urządzenie zapewnia doskonałe rozciągnięcie dźwięku z wyjątkowo silną podbudową basową. Niskie tony są potężne, lecz trzymane w ryzach punktualności. Nie występują w nadmiarze, acz dają o sobie znać w sposób wyraźny i jednoznaczny. Na pewno wydajnie w tym pomaga zainstalowana technologia DSP Surround. W rezultacie efekt brzmieniowy jest znakomity - niskie tony są plastyczne i żywe, bardzo równe i zdyscyplinowane. Bardzo obszerne i rozbudowane. Pewne i rześkie.

Słowo należy się także ogólnej harmonii brzmienia, albowiem ta jest (jak na głośnik Bluetooth) wręcz wzorowa. Dźwięk jest obierany jako zrównoważony, w pełni proporcjonalny i regularny. O świetnej aktywności, ale oczywiście także i kompromisowy, bo przecież praw fizyki nie da się do końca obejść. Nie mniej jednak inżynierowie Divoom Lab. dostarczyli taki produkt, który dysponuje głębokim i nasyconym dźwiękiem o sporej kulturze i doskonałym zaangażowaniu tonalnym. To brzmienie wyraźne i autentyczne a jednocześnie nie męczące nadmiarowością żadnego z pasm (włączając w to basy). Brawo!

Podsumowując. Podczas mojego 10-cio dniowego wakacyjnego pobytu w hotelu głośnik sprawdził się doskonale. Postawiony na komodzie w pomieszczeniu około 30 m2 napełnił je pełnym i żywym dźwiękiem wysokiej klasy. Mogłem zapomnieć o swoim dużym systemie hi-fi pozostawionym w domu i autentycznie cieszyć się muzyką na wakacjach. 

Konkluzja
Głośnik bezprzewodowy Bluetooth Divoom Mocha to bardzo udany produkt. Dysponuje bardzo zaangażowanym i pełnym dźwiękiem o wysokim ciśnieniu akustycznym, świetnej plastyczności oraz żywiołowym wręcz basem. Raz naładowana bateria wystarcza na 25 godzin odtwarzania muzyki. Divoom Mocha to nowa generacja głośników Bluetooth z dźwiękiem dookolnym 360 stopni, co zapewnia zaawansowana technologia DSP Surround.

Cena w Polsce - nieustalona.



Głośnik zapakowany w katron

Efektowna walizka transportowa


W zestawie są dwa przewody i naklejki


Na górnym pulpicie zamontowane są przyciski sterujące

Obudowa z metali lekkich malowana na czarno

Zaślepka a pod nią gniazda USB-C i mini-jack 3,5 mm; powyżej zaślepki cztery białe diody wskazujące aktualny poziom naładowania baterii

Głośnik stoi na systemie Exposure


W pokoju hotelowym

Na śniadaniu


I na basenie!




Kilka przykładów słuchanej muzyki

Wzmacniacz lampowy Tsakiridis Aeolos - zapowiedź testu

$
0
0



Przebywając dziś w Toruniu, złożyłem wizytę polskiemu dystrybutorowi greckiej firmy Tsadiridis Devices - Artisan Audio Devices. Pojechałem tam odebrać wzmacniacz lampowy Tsakiridis Aeolos (zobacz TUTAJ) na testy, ale przy okazji nie odmówiłem sobie przyjemności posłuchać innych modeli Tsakiridis. Właściciel Artisan Audio Devices oprowadził mnie po salonie, posłuchaliśmy nieco sprzętu, porozmawialiśmy o high-fidelity i o muzyce.

Tsakiridis Devices, to jak już napisałem, firma z Grecji, a konkretnie - z Aten. Została założona w 1987 roku, czyli ponad 30 lat temu. Specjalizuje się w konstruowaniu i produkcji urządzeń lampowych high-fidelity. Jej produkty są dostępne na całym świecie; cieszą się dużym powodzeniem i takim samym uznaniem audiofilów.

Tsakiridis Aeolos - dane techniczne
Zintegrowany wzmacniacz lampowy push – pull
Klasa AB1
Lampy sygnałowe 4 x ECC81
Lampy Mocy: 4 x EL34.
Dwa tryby pracy, triodowy (20 Wat) oraz pentodowy (35 Wat)
Dwa poziomy sprzężenia zwrotnego
Sterowanie pilotem, selektor wejść, funkcja wyciszania
Potencjometr Alps Blue
4 wejścia liniowe
Wyjście Tape Out
Szerokopasmowe transformatory wyjściowe z dożywotnią gwarancja
5 lat gwarancji producenta
Pasmo przenoszenia: 7 Hz – 75 000 Hz
Zniekształcenia: 1,7%
Stosunek sygnał/szum: 85 dB
Czułość wejściowa: 350 mV
Impedancja kolumn: 4-8 Ω
Wymiary (W/S/G): 20/28,5/48 cm



Dwa zdjęcia głównego pomieszczenia odsłuchowego Artisan Audio Devices w Toruniu



















Odtwarzacz sieciowy Lumin D2

$
0
0

Dwa zdjęcia odtwarzacza D2 ze strony Lumin


Wstęp
Z marką Lumin Music należącą do firmy Pixel Magic Systems Ltd. znamy się na Stereo i Kolorowo już od dobrych paru lat. Dokonywałem kilku testów wykorzystując urządzenia Lumin Music, ale zawsze odbywało się to w innych miejscach niż moje mieszkanie (najczęściej był to sopocki salon audio Premium Sound). W połowie lipca br. polski dystrybutor Moje Audio przesłał mi na testy odtwarzacz sieciowy Lumin D2 (zobacz TUTAJ), czyli najnowszą pozycję katalogową (i przy okazji najtańszą). D2 to ulepszona wersja wcześniejszego odtwarzacza D1.

Lumin/Pixel Magic Systems Ltd.
Nazwa Lumin to oczywista pochodna słowa lumen, czyli oznaczającego po łacinie światło, ale także jednostki miary strumienia świetlnego w układzie SI. Choć kiedy wpisać do wyszukiwarki frazę "Lumin" można dowiedzieć się, że to słowo oznacza również i ...atrakcyjną dziewczynę. Bardzo przyjemne konotacje.

Marka Lumin, a w zasadzie LUMÏN (bo w taki sposób jest stylizowana nazwa), powstała w Hong-Kongu na przełomie lat 2012 i 2013. Przedsiębiorstwem "matczynym" jest Pixel Magic Systems Ltd. specjalizujący się w odtwarzaniu i obróbce sygnału wizyjnego High Definition. Za istnienie marki odpowiadają panowie Li On i Nelson Choi; pierwszym odtwarzaczem sieciowym był po prostu LUMÏN wprowadzony na rynek w 2013 roku. Dopiero później nazwany został jako model A1. Nie trzeba być detektywem, aby w jego linii rozpoznać kultowy Linn Klimax. Zresztą do takiej inspiracji sami przyznają się "ojcowie założyciele" Lumina.

Przez te około sześć lat istnienia marki Lumin przedsiębiorstwo bardzo rozrosło się, powstało mnóstwo nowych modeli, produkowane są już nie tylko same odtwarzacze sieciowe, choć te nadal dominują. Są to takie odtwarzacze jak (producent nazywa je "Network Players"): topowe X1 i S1, średnie A1 i T1, aż do podstawowego D2. Poza tym są transporty sieciowe U1 i U1 Mini, odtwarzacz sieciowy zintegrowany ze wzmacniaczem M1 oraz stereofoniczna końcówka mocy Lumin AMP. Ofertę zamyka serwer plików Lumin L2.

Wszystkie modele odtwarzaczy Lumin (Lumin D2, Lumin T2, Lumin A1, Lumin S1, Lumin X1 i transport plików U1 oraz Lumin U1 mini) to konstrukcje odtwarzające praktycznie każde, dostępne na rynku typy plików audio. Od stratnych mp3 po FLAC do 385 kHz i 32 bit oraz DSD i MQA. Dostępne jest odtwarzanie bez przerw, czyli gapless. Odtwarzacze Lumin oferują też radia internetowego dzięki TuneIn oraz streaming plików bezpośrednio z serwisów Spotify, Tidal i Qobuz. Współpracują też z oprogramowaniem Roon i wyposażone są w AirPlay dla urządzeń Apple. Po USB można podłączyć dysk twardy lub pendrive, czyli zewnętrzne nośniki pamięci.

Wrażenia ogólne i budowa
Model D2 to aktualnie "najniższy" Lumina - przy czym celowo umieszczam słowo "najniższy" w cudzysłowie. Albowiem najniższy w przypadku Lumina nie oznacza "tani", bo jego koszt oscyluje wokół kwoty 10 000 PLN. Owszem, zastosowano tu pewnego rodzaju uproszczenia techniczne jak i mniejszą obudowę (niż w modelach wyższych), ale to nadal odtwarzacz w pełni audiofilski. Pod auspicjami high-endowymi i bezkompromisowy.

Jak podaje firmowa strona: "Lumin D2 - audiofilski odtwarzacz plików audio. Lumin D1 to niewątpliwie bardzo udany oraz wciąż aktualny i nowoczesny odtwarzacz plików audio. Jednak Lumin Music to coś więcej niż tylko udane produkty do odtwarzania plików audio. Chcemy być liderem i gwarantować naszym klientom najwyższej jakości dźwięk i najlepsze rozwiązania.

Już czas na Lumin D2. Dodaliśmy najnowszy (i znacznie szybszy) procesor, aby umożliwić odtwarzanie DSD128 5,6 MHz i wykonaliśmy kilka innych poprawek. Zasilanie jest teraz wewnętrzne. Wraz z przeróbką układu płyty zapewnia to lepszą jakość dźwięku w porównaniu z oryginałem. Aby pomieścić to wszystko, poszerzyliśmy obudowę i wprowadziliśmy pewne udoskonalenia w procesie produkcji. Podobnie jak poprzednik, D2 to układ całkowicie zbalansowany. Układy elektroniczne zmontowano na pojedynczej, acz przeprojektowanej pod kątem optymalizacji prowadzenia masy i zasilania płytce drukowanej. Sercem układu nadal są kości DAC Wolfson WM8741 - po jednym na kanał. Całością zarządza programowalne DSP. Jako bonus, Lumin D2 jest teraz dostępny również w czarnym anodowanym wykończeniu, jak również w zwykłym surowym srebrze". Koniec cytatu.

Czyli innymi słowy, D2 to nieco przeprojektowany D1 - w większej obudowie, pozbawiony zewnętrznego zasilania impulsowego, ale z rozszerzonym odtwarzaniem DSD do DSD126 5,6 MHz. Lumin D2 może być samodzielnym odtwarzaczem sieciowym z DAC (odtwarza wszelkie możliwe pliki), ale w każdej chwili można go apgrejdować wykorzystując go jedynie jako odtwarzacz (transport sieciowy) wyprowadzając zeń sygnał cyfrowy na zewnątrz do DACa wyjściem BNC (o czym napiszę więcej w rozdziale "Wrażenia dźwiękowe"). W taki sposób można osiągnąć dźwięk nawet porównywalny z topowym odtwarzaczem Lumin T1.

Urządzenie dostarczane jest w stosunkowo niewielkim kartoniku wewnątrz jednakże sowicie zaopatrzonym w grube warstwy ochronnych pianek. D2 dodatkowo opakowany jest w biały fizelinowy woreczek. W komplecie znajduje się para bawełnianych rękawiczek, przewód zasilający, gwarancja producenta oraz instrukcja obsługi. To wszystko. Ale nic więcej nie potrzeba, albowiem sterowanie urządzeniem odbywa się za pośrednictwem tabletu lub smartfonu - najlepiej marki Apple, o czym później.

Obudowa zbudowana jest z wysokogatunkowego aluminium i jest to niewątpliwy atut Lumina. Jakość aluminium, precyzja cięcia, wyprofilowanie obudowy są absolutnie genialne. Wspaniała robota. Lumin z pewnością designem i wykonaniem stanowi klasę luksusową. Nie jest to co prawda cięcie z jednego fragmentu aluminium (jak to ma miejsce w modelach wyższych), a skręcenie z kilku płyt, ale i tak jest nieźle.

Tak jak inne odtwarzacze Lumina, tak i D2 pozbawiony jest jakichkolwiek regulatorów na płycie czołowej - na froncie znajduje się jedynie stosunkowo niewielki wyświetlacz LCD. Nie kolorowy i nie dotykowy. To typowy dla marki wyświetlacz jasno-zielono-niebieski, kilku wersowy. Na nim ukazują się (przesuwają się) tytuły utworów, ich czasy, wykonawcy, częstotliwość próbkowana, typ sygnału, etc. Jest też wyświetlany zielony okrąg - jego stopniowe "dopełnianie się" sygnalizuje upływ czasu trwania utworu. Pomysłowe. Nie zmienia to faktu, że wyświetlacz jest mało widoczny z dalszej odległości. Z dwóch metrów jest to już praktycznie niemożliwe. Ale nie ma co rozpaczać, bo i tak najważniejsze informacje są równolegle widoczne na ekranie tabletu lub smartfonu, którymi to dokonuje się wszelkich regulacji i ustawień.

Tylny panel jest skryty za wystającą poza obrys obudową. Tworzy ona nad nim niejako "daszek" nieco utrudniając doń dostęp, ale nic strasznego. Można sobie poradzić. Na tylnym panelu umieszczono kilka gniazd - wszystkie one są bardzo wysokiej jakości. Po lewej stronie znajdują się dwie pary analogowych wyjść - para RCA i para XLR. Zaś po prawej stronie zamontowano tylko jedno wyście cyfrowe. To gniazdo w standardzie BNC (Bayonet Neill-Concelman); to bardzo rozsądne posunięcie, albowiem standard BNC wyjątkowo dobrze sprawdza się w przypadku optymalnego wyprowadzenia sygnału cyfrowego na zewnętrzny przetwornik cyfrowo-analogowy.

Nad gniazdem BNC znajduje się zacisk uziemienia (złocony). Zaraz obok można znaleźć gniazdo sieciowe LAN i dwa gniazda cyfrowe USB-A - dla odtwarzania plików z zewnętrznych nośników danych. Po skrajnej prawej stronie umieszczono włącznik zasilania oraz gniazdo zasilania IEC. Niestety, wystająca poza obrys obudowa uniemożliwia podłączenie siecówki z jakimś dużym (szerokim) wtykiem, trzeba tu dobrać taką ze szczupłym wtykiem.

Obsługa i funkcjonalność
Aby rozpocząć jakiekolwiek streamowanie, najpierw należy pobrać z sieci aplikację Lumin. Dokonać tego trzeba na sprzęt marki Apple - ten jest zoptymalizowany pod Lumin; inny może nie działać poprawnie, co nie oznacza, że w ogóle nie będzie działać (nie sprawdzałem). Na szczęście dla mnie to nie był problem, albowiem na co dzień używam dwa tablety iPad oraz dwa iPhone'y. Pobrałem aplikację Lumin najpierw na iPad Air 2, a potem także na iPhone XR. Włączyłem streamer D2 i uruchomiłem appkę. Proszę mi wierzyć - instalacja, zintegrowanie systemów i ich przygotowanie trwały nie dłużej niż kilkanaście sekund. Po tym czasie urządzenie było całkowicie gotowe do pracy. Całość odbywa się bezproblemowo i całkowicie intuicyjnie. Nawet trzyletnie dziecko by sobie z tym poradziło. A nawet młodsze.

Aplikacja Lumin na iPad jest bardzo czytelna, ergonomiczna i rozbudowana. Za jej pośrednictwem dokonuje się wszelkich regulacji, ustawień systemowych, nastawień upsamplingu, korekcji, trybu MQA, wyboru filtru Ultra-Sonic dla DSD, de-emfazę sygnału i czego tam jeszcze. A nawet regulację jasności ekranu i czas uśpienia urządzania (po zakończeniu ostatniego odtwarzania). Na przykład chcąc uruchomić gniazdo cyfrowe BNC, trzeba to zrobić via tablet lub smartfon. Po prostu w ustawieniach wybiera się opcję "Digital Audio Output" i ustawia się ją na pozycję "ON". Gniazda analogowe przestają "puszczać" sygnał - pojawia się za to sygnał cyfrowy w gnieździe BNC.

Lumin D2 bez problemu odtwarza z serwisów streamingowych takich jak Spotify, Qobuz czy Tidal. Nowością (w porównaniu do D1) jest funkcja RoonReady, dzięki której Roon zainstalowany na jednym z urządzeń w domowej sieci odczytuje Lumina jako urządzenie końcowe. Ja jednak wybrałem oczywiście mój ulubiony Tidal MQA. Wystarczyło tylko w ustawieniach wpisać login i hasło do Tidal, a Lumin automatycznie przeniósł całą bazę moich ulubionych albumów i innych ustawień. Kiedy podłączać zewnętrzny DAC, w regulacjach (na iPadzie) warto wybrać MQA Passthrough. I można grać! Lumin streamuje bez żadnych zakłóceń, przerw i innych interferencji. Ani razu nic mi się nie zawiesiło (mam super-szybki Internet 300 Mb/s).

Porównując aplikację Lumin z aplikacją Auralic (nazywa się ona Lightning DS), ta pierwsza jest ciut mniej intuicyjna i z mniejszą ochotą ergonomicznie współpracująca jako nakładka na np. Tidal. Trudno w niej o takie ułatwienia jak podpowiadane kolejne albumy streamingowanego właśnie wykonawcy czy sugestie podobnych albumów, co w przypadku Auralica jest normą. Ponadto w Lumin najpierw należy "przenieść" dany album do "Playlisty" - nie jest możliwe odtwarzanie automatyczne po kliknięciu po prostu okładki albumu (a tak jest w Auralic). Oba urządzenia najlepiej współpracują z urządzeniami Apple.

Główne cechy
- zbalansowana konstrukcja z wyjściami XLR, RCA
- wyjście cyfrowe
- upsampling DSD,
- obsługę DoP (DSD over PCM),
- chipy DAC Wolfson WM8741
- ciągły program aktualizacji oprogramowania, w którym dodano w zeszłym roku obsługę MQA i Roon
- konstrukcja z pojedynczym obwodem drukowanym
- wewnętrzny zasilacz automatyczny z zakresu 100-240 V AC
- odtwarza wszystko od DSD128 poprzez PCM wysokiej rozdzielczości do popularnych formatów FLAC, Apple Lossless, MP3 i radia internetowego
- gapless playback - odtwarzanie bez przerw, listy odtwarzania na urządzeniach i solidne buforowanie muzyki zapewniają doskonałą jakość odtwarzania bez zakłóceń.
- jedna z najlepszych na rynku aplikacji do wygodnej, bezprzewodowej obsługi
- wymiary 300 x 60 x 244 mm
- masa 2,5 kg





Solidny sposób pakowania

Rękawiczki są na wyposażeniu

Porównanie gabarytów D2 z rozmiarem płyty CD




Piękna linia designu; czyste aluminium obudowy

Wyświetlacz

"Daszek" zakrywający tył urządzenia


Tył urządzenia


RME ADI-2 DAC

Piramida z DACów

Chord Hugo TT 2 i Questyle CMA Twelve Standard


Połączenie przewodem cyfrowym BNC z Chord Hugo TT 2

Przewód BNC Melodika Purple Rain MDBN10

Znajdź na powyższej fotografii pięć konwerterów cyfrowo-analogowych

Po lewej, na górze - odtwarzacz sieciowy z DAC Auralic Vega G1

Na pierwszym planie skrzynka Paradigm Premier 700F


Widok ogólny na system odsłuchowy

Główna strona Lumin widziana na ekranie iPad Air 2

Ekran sterownia Lumin na iPhone XR



Wszelkich ustawień w Lumin D2 dokonuje się via urządzenie peryferyjne; tu iPad Air 2


Dwa rodzaje ustawienia strony tytułowej "Moja muzyka"






Kilka przykładów strumieniowanych albumów



Wrażenia dźwiękowe
Lumin D2 używałem w dwóch opcjach: 1) jako pełnoprawny odtwarzacz sieciowy (czyli odtwarzacz wraz z DAC) i 2) jako wyłącznie transport sieciowy z wyprowadzonym zeń sygnałem cyfrowym na zewnętrzny DAC. Jako DAC używałem przede wszystkim Chord Hugo TT 2, RWE ADI-2 DAC. Wzmacniacz testowy to głównie dzielony Exposure 3010, zaś kolumny głośnikowe to Living Voice Auditorium R3 na zmianę z Paradigm Premier 700F. Przewody głośnikowe to za każdym razem Moon Audio Gris. Pełna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Jak już pisałem we wstępie, aktualnie opisywany Lumin D2 nie jest moim pierwszym odsłuchem firmowych odtwarzaczy Lumin, albowiem miałem przyjemność testować już kilka różnych egzemplarzy, ale nigdy do tej pory nie odbywało się to bezpośrednio u mnie w domu. Dlatego mogę napisać, że dość dobrze znam firmowy dźwięk Luminów. Zaś ten jest tak konstruowany, aby był maksymalnie "analogowy", czyli wysoce plastyczny, z aksamitną wyściółką tonalną, wybitnie nasycony i nawet lekko zaokrąglony. A jednocześnie by był super-precyzyjny i możliwie najbardziej przestrzenny. Takie cechy zazwyczaj wysuwają się na pierwszy plan dźwiękowy (oczywiście w wyższych modelach owe zaawanasowanie jest lepsze i głębsze). I nie inaczej jest w modelu D2.

Najlepiej napisać, iż Lumin D2 to dźwięk prezentowany zupełnie bez wysiłku - jako neutralne czysty, analogowo pełny i doskonale gładki (w sensie płynny i równy, a nie spłaszczony!). Pokazywany jest niezwykle realistycznie - z wyraźną ciepłą nutą i naturalną muzykalnością. Jednakże owa ciepława muzykalność w ogólne nie przykrywa detaliczności i precyzyjności przekazu. Lumin świetnie obrazuje teksturę i głębię nagrań - dużo tu widać szczegółów, czuć nie tylko pierwsze warstwy, ale i te dalsze, słychać rozmaite niuanse i subtelności. Całość brzmienia odbierana jest jako wyjątkowo żyzna i bogata - żywa i substancjalna. A czasem nawet jako "miękka" (ale nie zmiękczona!). Bardzo przyjemna i efektowna w odbiorze. To dźwięk galanteryjny, zniuansowany, wyrafinowany. Pełnokrwisty.

Co ciekawe, Lumin ma taką wyjątkową cechę, że pomimo iż jest odtwarzaczem sieciowo-plikowym, to jego dźwięk bezwzględnie można przyrównać do pełnoprawnego odtwarzacza płyt kompaktowych z wyższego poziomu cenowo-jakościowego. To pewnego rodzaju "klejenie się" dźwięku do uszu, wysoko-kaloryczność brzmienia objawiająca się wysokim stanem energii, zaawansowana plastyczność umożliwiająca optymalne odwzorowanie kształtów dźwięków, a także referencyjny poziom melodyki i rytmiki. Przy czym na te zjawiska nałożona jest high-endowa wręcz harmonia i spójność brzmienia. To prezentacja typu otwartego, nasyconego alikwotami, z gęstą średnicą i z doskonale słyszalnymi skrajami pasm - wycyzelowanymi i dobrze akcentowanymi. Dzięki temu przekaz odbierany jest jako dopełniony, substancjalny i jednocześnie dokładny.

Na pochwałę także zasługuje realna trójwymiarowość, z jaką dokumentowana jest scena muzyczna. To rasowa holografia: głęboka, szeroka i co nietypowe - również wysoka. Dźwięk rozchodzi się równo po wszystkich wektorach 3D, na trzech współrzędnych. Ułuda pełnej przestrzeni jest znakomita. Do tego dochodzi świetne różnicowanie poszczególnych planów, nie tylko instrumenty są na nich jednoznacznie osadzane, lecz również są precyzyjnie obrysowywane, mają doskonale widoczne kontury. Ale nie jest to gruba kreska, a raczej doświetlenie snopem mocnego reflektora. Daje to pewnego rodzaju jasność przestrzeni, jej transparentność, jak i oczywisty porządek rzeczy. Kiedy pojawia się np. sensualizm w nagraniach, to wyraźnie słychać to również w przestrzeni (a nie tylko w barwie instrumentów). To kolejna cecha "analogowa" Lumina D2.

Kilka słów na temat odtwarzania sieciowego z Tidal HiFi FLAC i MQA. Lumin D2 to streamer sieciowy, więc streaming jest jego immanentną naturą. O tym, że odtwarza z sieci bardzo sprawnie, bez zakłóceń i innym problemów - już napisałem wcześniej. Wypada teraz skreślić kilka słów na temat samego brzmienia a, że strumieniowałem wyłącznie z Tidal siłą rzeczy opiszę ten serwis, a nie inny. Na początek napiszę, że Tidal wbrew wszelkim niezbyt pochlebnym opiniom (jakie można czasem znaleźć w Internecie) jest doskonałym medium dla transportowania wysokogatunkowej muzyki. Jednakże warunkiem sine qua non jest odtwarzanie Tidal na dobrym sprzęcie. A takim jest właśnie Lumin D2. Dźwięk jest bardzo kaloryczny, żyzny i nasączony. Z głębią, z emocjami, z wyraźnym zaznaczeniem skrajów pasma. To brzmienie wyjątkowo plastyczne oraz ekspresyjne.

Lumin D2 zaopatrzony jest również w dekoder plików MQA, stąd ich streaming z Tidal MQA jest dlań "łatwizną", zabawą, fraszką.. Brzmienie przekazu MQA (względem zwykłych FLAC) mogę określić jako bardziej energetyczne, silniej dopełnione, lepiej zróżnicowane - a także ciut bezwzględnie głośniejsze, jakby bardziej obecne. Na pewniej brzmiące lepiej niż nie jeden odtwarzacz płyt kompaktowych do pułapu cenowego 10 000 PLN. Jestem o tym przekonany.

Na koniec parę zdań na temat połączenia Lumin D2 z zewnętrznym DAC. Używałem przede wszystkim dwa konwertery cyfrowo-analogowe: Chord Hugo TT 2 i RWE ADI-2 DAC. Tu ważna uwaga! Lumin D2 jest zaopatrzony jedynie w jedno wyjściowe gniazdo cyfrowe, ale za to bardzo wysokiej jakości. To gniazdo BNC. Dlatego dla dobrostanu dźwiękowego koniecznie należy zaopatrzyć się w porządny przewód cyfrowy z wtykami BNC. Na potrzeby niniejszego testu pozyskałem przewód Melodika Purple Rain MDBN10 (czytaj test TUTAJ) o długości 1 metr. Różnica dźwiękowa pomiędzy tym kablem a jakimkolwiek innym zaopatrzonym w tzw. adapter BNC-RCA jest nie tyle słyszalna, co dla tego drugiego degradowalna. Nie róbcie tego!

Przyłączenie do Lumin D2 zewnętrznego DACa przynosi progres dźwiękowy uzależniony wyłącznie klasą samego DACa. Tu obowiązuje prosta zasada proporcjonalności. Im wyższej klasy przetwornik, tym ostatecznie lepszy dźwięk. Lumin D2 jako transport pod tym względem jest bardzo tolerancyjny. Nie będzie więc zbytnim zaskoczeniem, jeśli napiszę, że to Chord Hugo TT 2 zajął pierwsze miejsce w tej konfrontacji. To przede wszystkim wyborna plastyczność, płynność i koherencja. Pełna wyrazistość muzyczna. Można ten dźwięk scharakteryzować jako subtelny, ale dogłębny - z nutą gładkości i fizjologicznego ciepła (tzn. nieco wyższej temperatury). Lumin D2 zestawiony z Chord Hugo TT 2 dźwiga dźwięk na wyżyny high-fidelity, podnosząc go wręcz do rangi high-endu.

Z kolei połączenie Lumin D2 z RWE ADI-2 DAC to także bardzo dobry dźwięk, choć oczywiście już nie aż tak wysokiej klasy jak z Chord. Ten zestaw zaprezentował pełną synergię dźwiękową, świetną harmonię i płynność brzmienia, wraz z precyzją i wiernością przekazu. To także pewnego rodzaju ulepszenie i rozwinięcie indywidualnego brzmienia Lumin D2; ADI-2 DAC przynosi jednak nie tylko poprawę dźwięku, ale także możliwość jego modulacji względem własnych preferencji słuchacza. To duży atut.

Konkluzja
Odtwarzacz sieciowy Lumin D2 to doskonałe urządzenie do strumieniowania muzyki. Zapewnia bardzo wysoką jakość dźwięku. Aczkolwiek to zupełnie nowa jakość brzmienia - bardzo analogowego, tonalnie wysyconego aż po same brzegi, świeżego i ultra-przestrzennego. Jednakże Lumin D2 to dopiero początek zabawy z Luminami, wyższe firmowe modele zapewniają jeszcze bardziej zorganizowany i dopieszczony dźwięk. Z drugiej strony Lumin D2 to również wymarzony "transport sieciowy" - jest bardzo podatny i czuły na zewnętrze przetworniki cyfrowo-analogowe. Zaś optymalnie dobrany DAC przenosi jego dźwięk na poziomy realnego high-endu. Rekomendacja na pięć gwiazdek! 

Cena w Polsce - 9 990 PLN.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Exposure 3010S2 D PRE/3010S2 PWR AMP (test TU), Yaqin MS-90B (test TU), Tsakiridis Aeolos, Haiku-Audio Origami 6550 SE (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU),  Unison Research Max Mini (test TU), Paradigm Premier F700, Martin Logan Motion 35XT (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Studio 16 Hertz Canto One New SE (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacze sieciowe: Auralic Aries Mini (test TU) i Auralic Vega G1.
DACi: NuPrime DAC-10H (test TU), Chord Hugo TT 2 (test TU), RWE ADI-2 DAC (test TU), Questyle CMA Twelve Standard (test TU), Topping DX3 Pro oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: Dell Latitude 7390 i MacBook Apple Pro.
Smartfon/tablet: iPhone XR i iPad Air 2.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Audiokultura Iskra 1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), Fostex TH909 (test TU), Pioneer DHJ-X10 C (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Listwy sieciowe: Solid Core Audio Power Supply (test TU) i ZiKE Labs Powerbox (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech Radius Stand, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper oraz adaptery głośnikowe bi-wire Perkune Audiophile Cables (test TU).


Kolumny podłogowe Pylon Ruby 25 mkII - zapowiedź testu

$
0
0



Jeszcze na początku sierpnia br. uzgodniliśmy z szefem jarocińskiego Pylon Audio, panem Mateuszem Jujką, wypożyczenie nowych firmowych kolumn głośnikowych do testów. Te kolumny to oczywiście Pylon Ruby 25 mkII (zobacz TUTAJ). To kolejna generacja dobrze przyjętych przez rynek i melomanów Ruby 25. Tę wersję opisywałem prawie dokładnie rok temu, bo w czerwcu 2018 roku (czytaj recenzję TUTAJ). Napisałem wówczas o nich w podsumowaniu recenzji: "Pylon Ruby 25 to jedne z najlepszych kolumn głośnikowych w relacji brzmienie/jakość wykończenia/cena z jakimi miałem do czynienia (o ile nie najlepsze!). Doskonała budowa (w tym innowacyjne przetworniki z membraną Endumax), piękne wykończenie z naturalnego forniru dębowego pokrywanego olejowoskiem. Oraz last, but not least - wspaniałe brzmienie: nasycone, przestrzenne, żywe i energetyczne, a równolegle kulturalne, subtelne i naturalne. Sądzę, że Ruby 25 w ofercie Pylon Audio to prawdziwe perły zasługujące na szereg nagród i szerokie uznanie melomanów". Ciekawe więc jak na ich tle zaprezentują się ulepszone Ruby mkII?

Jak można przeczytać w materiałach promocyjnych, Ruby 25 mkII mają zainstalowane nową  generację głośników średnio-niskotonowych, które zostały wyprodukowane przez Pylon Audio z przeznaczeniem dla kolumn Ruby 30, czyli modeli wyższych. Głośniki te mają membrany wykonane z japońskiego tworzywa Endumax cechującego się super-wytrzymałością przy jednoczesnej bardzo małej masie własnej. Tworzywo to posiada optymalny balans pomiędzy tłumieniem wewnętrznym a sztywnością, przy czym ciężar właściwy membrany jest niższy od analogicznej membrany opartej o włókno szklane lub celulozę.

Cytuję za Pylon Audio: "Wraz z pojawieniem się nowej generacji głośników nisko-średniotonowych zaprojektowanych pod kątem użycia w zestawie Ruby 30, zdecydowaliśmy się na upgrade 25-ki. W zestawie Ruby 25 mkII role głośnika nisko-średniotonowego powierzono nowej jednostce wyposażonej w przeprojektowany układ magnetyczny, dodatkowo wyposażonej w pierścień Faraday'a, oraz cewkę o większej średnicy. Dzięki tym zabiegom środek pasma uzyskał jeszcze lepszą przejrzystość i neutralność, pozwoliło to również na niewielką modyfikacje objętości obudowy, co z kolei przełożyło się na rozszerzenia możliwości w zakresie niskich częstotliwości. Finalnie Ruby 25 mkII brzmią pełniej i klarowniej od swojego poprzednika.

Konstrukcja została oparta o głośniki niskotonowe PSW 17.8 EXA, których membrana wykonana jest z Endumaxu. Jest to tworzywo posiadające bardzo dobry balans między tłumieniem wewnętrznym a sztywnością, przy czym ciężar właściwy membrany jest niższy od analogicznej membrany opartej o włókno szklane czy celulozę. Górę pasma odtwarza jedwabna kopułka, ładnie podkreślając charakter brzmienia głośników niskośredniotonowych". Koniec cytatu.

Dane techniczne
Impedancja 4 Ohm
Pasmo przenoszenia 38 Hz - 20 000 Hz
Moc nominalna 100 W
Moc maksymalna 150 W
Efektywność 89 dB
Wymiary [W x H x D] 192 x 1020 x 325 mm
Masa 20 kg / sztuka
Głośnik niskotonowy 2 x Pylon Audio PSW 17.8 EXA
Głośnik wysokotonowy Pylon Audio PST-120.6
Kolce + podstawki Tak
Maskownica Tak, profilowana siatka
Nóżki filcowe Tak
Gwarancja 3 lata + 1 rok (rejestracja produktu)
Dostępne kolory: - Okleina naturalna DĄB, uszlachetniona olejowoskiem - 11 dekorów.















DAC/wzmacniacz słuchawkowy Topping DX3 Pro - zapowiedź testu

$
0
0



Wstęp
Od mniej więcej 10 lat bardzo interesują mnie sprzęty audio dalekowschodniej firmy Topping (pełna i oficjalna nazwa to Guangzhou TOPPING Electronics & Technology Co., LTD). Kiedyś odkryłem niewielkie wzmacniacze "klasy T", oparte na układach Tripath. Był to m.in. wzmacniacz Topping TP60 (na Tripath TA2022, zobacz TUTAJ) oferowany za niewielkie pieniądze jakichś 700 PLN a grający wręcz fenomenalnie (w relacji cena/jakosć). To było kiedyś, obecnie Topping to już zupełnie inne przedsiębiorstwo - bardziej zaawansowane, oferujące cały wachlarz nowoczesnych urządzeń audio-stereo. Przede wszystkim w segmencie mobilnym oraz desktopowym, bo przecież ten segment rozwija się najszybciej i jest skierowany na młodszego melomana. Całe portfolio Topping TUTAJ.

Niedawno warszawski Audiomagic.pl został krajowym dystrybutorem marki Topping. Ustaliliśmy wypożyczenie jakiegoś ciekawego sprzętu na potrzeby recenzji. W rezultacie tego, wczoraj przyjechał do mnie premierowy przetwornik cyfrowo-analogowy i wzmacniacz słuchawkowy Topping DX3 Pro (zobacz TUTAJ oraz TUTAJ). Prezentuje się fenomenalnie, wyposażony jest w rozmaite funkcje (w tym łączność bezprzewodową Bluetooth o standardzie 5.0), odtwarza i czyta nieomal "wszystko". Zadziwia jedynie cena niecałych ...900 PLN. Toż to cena para lepszych butów, ale nie zaawansowanego sprzętu audiostereo. Oj, ci Chińczycy.

Wrażenia ogólne i budowa



Jak podaje dystrybutor Audiomagic.pl: "DX3 Pro od Topping to bardzo zaawansowany desktopowy kombajn. W eleganckiej, aluminiowej obudowie mieści się DAC USB, moduł Bluetooth, wzmacniacz oraz przedwzmacniacz słuchawkowy. Posiada wejścia USB, optyczne i koncentryczne, oraz wyjścia jack 3,5 mm i RCA. W środku znajdują się między innymi dwa DAC AK4493, interfejs USB XMOS XU208, odbiornik AKM4118 i op-ampy OPA1612 i OPA2140. Intuicyjny design sprawia, że DX3 Pro jest bardzo prosty w obsłudze, do tego posiada szereg ułatwień takich jak możliwość zdalnej obsługi za pomocą pilota, to w połączeniu z wysokiej jakości komponentami audio gwarantuje radość ze słuchania muzyki". Koniec cytatu.
















Gramofon Pro-Ject T1 Phono SB - zapowiedź testu

$
0
0



Dawno na Stereo i Kolorowo nie testowałem gramofonu firmy Pro-Ject Systems. Ostatnio było to kilka lat temu, recenzowałem wówczas model Pro-Ject RPM 5.1 (czytaj TUTAJ test tego gramofonu wraz z przedwzmacniaczem Pro-Ject Phono Box S). Niedawno pojawiła się możliwość przetestowania nowego gramofonu Pro-Ject. Z cieszyńskiej firmy Voice Sp. z o.o. przyjechał do mnie premierowy Pro-Ject T1 Phono SB (zobacz TUTAJ) reprezentujący tzw. entry-level. T1 Phono SB to gramofon oparty na konstrukcji T1 jednak poszerzony o funkcjonalność przedwzmacniacza gramofonowego oraz elektronicznej regulacji obrotów 33/45/78.

Cytuję za materiałami reklamowymi Pro-Ject Systems: "Zaawansowane materiały, stylowa estetyka i bogate, żywe brzmienie, w połączeniu ze sprawdzonym procesem rozwoju, zapewniają, że otrzymujemy produkt bez kompromisu w zakresie jakości dźwięku przy osiągnięciu tak przystępnej ceny. Stylowa, obrabiana za pomocą CNC, plinta gramofonu dostępna jest w wykończeniu: czarne piano, biały mat oraz orzech. Nie zawiera plastikowych elementów, starannie wykonana, bez pustych wnęk po to by zapobiec niepożądanym wibracjom podstawy gramofonu.

Użycie ciężkiego, szklanego talerza o zerowym rezonansie nawiązuje do filozofii konstrukcji obudowy unikając wad alternatywnych tworzyw sztucznych lub lekkiej stali. Specjalnie dobrane nóżki świetnie izolują T1 Phono SB od drgań podstawy na której stoi wokół twojego systemu hi-fi.

W T1 Phono SB silnik napędza poprzez pasek nowo zaprojektowany sub-talerz, który umieszczony jest w ultra -precyzyjnym łożysku o tolerancji 0,001 mm. Jest to podobny system jak w modelu Essential III – oś ze stali osadzona w mosiężnej tulei. Wysoka stabilność pracy układu napędowego w połączeniu z precyzyjnym łożyskiem talerza oraz ciężkim talerzem ze szkła dają wyjątkowe warunki do idealnego śledzenia rowka płyty bez zakłóceń. Ramię T1 Phono SB to nowy model oparty na poprzednich projektach ramion Pro-Ject. Proste ramię, o efektywnej długości 8.6” jest sztywną konstrukcja z aluminium, z łożyskami o niskim tarciu co zapewnia absolutna dokładność śledzenia rowka. Dodatkowo zintegrowana główka jest dużym ulepszeniem w stosunku do konstrukcji z przykręcaną lub przyklejaną głowicą.

Gramofon dostarczany jest z wkładką MM Ortofon OM5E z eliptyczną igłą - rozwiązanie typowo Hi-Fi, bez cięcia kosztów. Gramofon posiada wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy oraz elektroniczną regulacje obrotów. Dodatkowo w zestawie jest pokrywa zabezpieczająca ramię i talerz przed kurzem oraz mata z filcu. T1 Phono SB to rozsądnie wyceniony gramofon Hi-Fi produkowany w Europie, w fabryce z wieloletnią historią w produkcji gramofonów analogowych". Koniec cytatu.

Główne cechy
- Napęd paskowy
- Anty-rezonansowy projekt sub-talerza
- Ciężki, 8 mm grubości - zero rezonansów - talerz ze szkła
- Precyzyjnie wykonane chassis (CNC): Brak pustych przestrzeni, brak plastiku
- Wkładka typu MM Ortofon OM5e
- Precyzyjnie wykonane ramię 8,6“ z aluminium
- Precyzyjne ułożyskowanie ramienia
- Ramię z zintegrowaną głowicą (jeden element)
- Wbudowany przedwzmacniacz gramofony
- Elektroniczna regulacja obrotów 33/45/78
- Nóżki absorbujące drgania
- Elegancka pokrywa z regulacją zawiasów
- Wyprodukowano w Europie

Specyfikacja techniczna:
- Wkładka OM5e
- Przedwzmacniacz gramofonowy
- Speed box
- Prędkość 33,45 (ręczna zmiana prędkości)
- Napęd paskowy
- Wariancja prędkości 33: 0,7% 45: 0,6%
- Wow & Flutter 33: 0,25% 45: 0,23%
- Talerz 8 mm, piaskowany talerz szklany z matą filcową
- Łożysko główne Stal nierdzewna / mosiądz
- Odstęp sygnał do szumu 65dB
- Ramię 8,6 ”aluminium
- Długość efektywnego ramienia 218,5 mm
- Zwis 18,0 mm
- Efektywna masa ramienia 8,0 g
- Przeciwwaga 5 - 10 g (wstępnie zamontowana)
- Zakres siły śledzenia 0 - 50 mN (17,5 mN wstępnie ustawione)
- Dołączone akcesoria osłona, feltmat
- Wbudowany zasilacz 230 V 50 Hz (US: 110 V 60 Hz)
- Pobór mocy 3 Wat max
- Wymiary 415x100x335 mm (SxWxG)
- Masa 3,8 kg
















DAC/wzmacniacz słuchawkowy Topping DX3 Pro

$
0
0

Dwa zdjęcia ze strony Guangzhou Topping Electronics & Technology Co., LTD


Wstęp
Gdzieś od mniej więcej 10 lat bardzo interesują mnie sprzęty audio dalekowschodniej firmy Topping (pełna i oficjalna nazwa to Guangzhou Topping Electronics & Technology Co., LTD). Kiedyś odkryłem niewielkie wzmacniacze "klasy T", oparte na układach Tripath. Był to m.in. wzmacniacz Topping TP60 (na Tripath TA2022, zobacz TUTAJ) oferowany za niewielkie pieniądze jakichś 700 PLN a grający wręcz fenomenalnie (w relacji cena/jakość). To było kiedyś, obecnie Topping to już zupełnie inne przedsiębiorstwo - bardziej zaawansowane, oferujące cały wachlarz nowoczesnych urządzeń audio-stereo. Przede wszystkim w segmencie mobilnym oraz desktopowym, bo przecież ten segment rozwija się najszybciej i jest skierowany na młodszego melomana. Całe portfolio Topping TUTAJ.

Niedawno warszawski Audiomagic.pl został krajowym dystrybutorem marki Topping. Ustaliliśmy wypożyczenie jakiegoś ciekawego sprzętu na potrzeby recenzji. W rezultacie tego, wczoraj przyjechał do mnie premierowy przetwornik cyfrowo-analogowy i wzmacniacz słuchawkowy Topping DX3 Pro (zobacz TUTAJ oraz TUTAJ). Prezentuje się fenomenalnie, wyposażony jest w rozmaite funkcje (w tym łączność bezprzewodową Bluetooth o standardzie 5.0), odtwarza i czyta nieomal "wszystko" - dowolne sygnały PCM i DSD. Zadziwia jedynie cena niecałych ...900 PLN. Toż to cena para lepszych butów, ale nie zaawansowanego sprzętu audiostereo. Ach, ci niemożliwi Chińczycy...

Guangzhou Topping Electronics & Technology Co., LTD
Przedsiębiorstwo zostało założone w 2008 roku w chińskim przemysłowym mieście Guangzhou (pol. Kanton). Pierwszymi urządzeniami wytwarzanymi przez Topping były wzmacniacze na układach Tripath TA2022, czyli tzw. wzmacniacze klasy T. Obecnie firma produkuje całe spektrum rozmaitych urządzeń hi-fi, przy czym wszystkie one są przeznaczenia przenośnego bądź desktopowego. Można tu znaleźć rozmaite mobilne wzmacniacze słuchawkowe (NX1s, NX2s, NX3s, NX4DSD, NX5), wzmacniacze nabiurkowe z DAC lub bez (PA3, A30, MX3, DX3 Pro, DX7s), DACi (D10, D30, D50, D50s, D70), zasilacz liniowy P50, jak i kultowy wzmacniacz TP60 na Tripath TA2022 (zobacz TUTAJ), produkowany bez przerwy od ponad 10 lat. 

Wrażenia ogólne i budowa
Jak podaje dystrybutor Audiomagic.pl: "DX3 Pro od Topping to bardzo zaawansowany desktopowy kombajn. W eleganckiej, aluminiowej obudowie mieści się DAC USB, moduł Bluetooth, wzmacniacz oraz przedwzmacniacz słuchawkowy. Posiada wejścia USB, optyczne i koncentryczne, oraz wyjścia jack 3,5 mm i RCA. W środku znajdują się między innymi dwa DAC AK4493, interfejs USB XMOS XU208, odbiornik AKM4118 i op-ampy OPA1612 i OPA2140. Intuicyjny design sprawia, że DX3 Pro jest bardzo prosty w obsłudze, do tego posiada szereg ułatwień takich jak możliwość zdalnej obsługi za pomocą pilota, to w połączeniu z wysokiej jakości komponentami audio gwarantuje radość ze słuchania muzyki". Koniec cytatu.

Urządzenie dostarczane jest w niewielkim kartoniku. Tamże, w osobnej przegródce z czarnej pianki znajduje się DX3 Pro. W osobnej przegródce umieszczono zasilacz impulsowy 15V wraz z przewodem, przewód USB, antenę Bluetooth i pilot zdalnego sterowania. Jest także instrukcja obsługi oraz gwarancja producenta. Należy przyznać, że jak na sprzęt kosztujący poniżej 1 000 PLN wyposażenie jest doskonałe.

Topping DX3 Pro wykonany jest znakomicie - to bardzo wysoka liga. Obudowa w całości wycięta jest z wysokogatunkowego aluminium. To widać i czuć. Co prawda do mnie na testy dotarła wersja czarna (aluminium anodowane na czarno), ale ta także prezentuje się pierwszorzędnie, choć nie ma już uroku surowego aluminium. Obudowa po obu bokach jest lekko wpuklona do środka, co daje ciekawy efekt wizualny.

Front prawie w całości jest zajęty przez duży pomarańczowy wyświetlacz LCD o znakomitej rozdzielczości i widzialności. Wyświetlane są nań duże cyfry obrazujące skalę wzmocnienia wzmacniacza oraz mniejsze już litery i symbole informujące o aktywnym wejściu, częstotliwości próbkowania, rodzaju sygnału (PCM lub DSD) oraz trybie pracy urządzenia. Zaraz obok wyświetlacza, po prawej jego stronie zamontowano sporą aluminiową gałkę (którą także można używać jako przycisk). To jedyny (oprócz pilota zdalnego sterowania) regulator, którym można ustawić lub wybrać dowolną funkcję DX3 Pro. Gałka ta to także włącznik zasilania. Po lewej stronie wyświetlacza znajduje się gniazdo słuchawkowe 6,3 mm, nad nim wytłoczono nazwę urządzenia.

Na tylnym panelu znajdują się (od lewej do prawej): para wyjściowych gniazd analogowych, dwa gniazda cyfrowe koaksjalne (te cztery przykryte są plastikowymi zaślepkami), gniazdo cyfrowe optyczne Toslink, gniazdo cyfrowe USB-B, gniazdo sieciowe 15 V oraz gniazdo anteny Bluetooth (która jest w zestawie). Czyli wszystko, co najważniejsze w DX3 Pro zostało zainstalowane.

Przy okazji wspomnę, iż w Internecie można było znaleźć opinie o DX3 Pro, że coś tam w środku "klikało" czy nie poprawnie synchronizowało się. Ale Topping owe uwagi na poważnie wziął sobie do serca i szybko wypuścił zapgrejdowaną wersję DX3 Pro pozbawioną owych niedogodności (no bo przecież nie usterek). Oby wszystkie firmy w taki sposób błyskawicznie reagowały na uwagi użytkowników.

Dane techniczne
Wymiary: 120 x 165 x 40 mm
Masa: 400 g (bez zasilacza)
Zasilanie: DC15 V / 1 A
Kolor: Czarny lub Srebrny
Wejścia: USB / Optyczne / Koncentryczne / Bluetooth
Wyjście liniowe: RCA
Wyjście wzmacniacza słuchawkowego: 3,5 mm

Parametry DAC
THD + N @ A: < 0,0004 % przy 1 kHz; < 0,0005 % @ 20 - 20 000 Hz
SNR @ A: >120 dB przy 1 kHz
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 000 Hz (+/- 0,35 dB)
Poziom wyjściowy: 2 Vrms @ 0dBFS
Szum: < 2 uVrms
Przesłuch międzykanałowy: -135 dB przy 1 kHz
Równowaga kanałów: < 0,1 dB
Wyjście słuchawkowe (prze wejściu USB 96K)
Moc wyjściowa: 1 000 mW X 2 przy 32 Ω THD + N <1%; 125 mW x 2 @ 300 Ω THD + N <1%
Impedancja wyjściowa: < 0,08 Ω
IMD SMPTE: 83dB @ RL = 300 Q, G = 9 dB
MPTE4: 1 (60 Hz / 7 kHz): 79 dB @ RL = 32 Ω, G = 0 dB
IMD SMPTE: 92 dB @ RL = 300 Q, G = 9 dB
CCIF (12,5 kHz / 80 Hz): 88 dB @ RL = 32 Ω, G = 0 dB
IMD CCIF: 93 dB @ RL = 300 Ω, G = 9 dB
Równowaga kanałów: 0,5 dB
Przesłuch międzykanałowy: -75 dB przy 1 kHz
Szum: <3 uVrms @ G = 0 dB; <7 uVrms @ G = 9 dB
Poziom wyjściowy: 5.8 Vpp @ G = 0 dB; 17,3 Vpp @ G = 9 dB
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,5 dB)
SNR @ A: >120 dB przy 1 kHz
THD + N @ A: <0,0005 % przy 1 kHz, Wyjście = 128 mW (32 Ω); <0,001 % przy 20-20 kHz, Wyjście = 128 mW (32 Ω); <0,002% przy 1 kHz, Wyjście = 100 mW (300 Ω); <0,003% przy 20-20 kHz Wyjście = 100 mW (300 Ω)
USB IN: 44,1 kHz - 768 kHz / 16 bitów - 32 bity, DSD64 - DSD512 (Native), DSD64 - DSD256 (DOP)
OPT / COAX IN: 44,1 kHz - 192 kHz / 16bit - 24bit
BT IN: AAC / SBC / APTX / APTX-LL / APTX-HD


Przesyłka z warszawskiego Audiomagic


Solidny sposób pakowania

Dwie przedziałki

Akcesoria



Duży ekran pomarańczowego wyświetlacza

Pilot zdalnego strowania



Tył urządzenia; uwagę zwraca antena Bluetooth

Słuchawki Fostex TH909

Gram z iPad Air 2

Auralic Vega G1 i Topping DX3 Pro

DX30 Pro stoi na RWE ADI-2 DAC; pod spodem - Auralic Vega G1 i Lumin D2


W głównej roli "dzielonka" Exposure


Dwa spojrzenia na cały system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Jako przetworniki-cyfrowo analogowe i wzmacniacze słuchawkowe używałem: NuPrime DAC-10H, Chord Hugo TT 2, Questyle CMA Twelve Standard, RME ADI-2 DAC oraz Hegel H160. Źródła to komputer Dell Latitude 7390 oraz trzy odtwarzacze sieciowe: Auralic Aries Mini, Auralic Vega G1 i Lumin D2. Słuchawki to Fostex TH909, Meze 99 Neo i Fostex TH610. Pełna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Topping DX3 Pro kosztuje w Polsce niecałe 900 PLN, więc pozornie trudno uznać go za pełnoprawne audiofilskie urządzenie, a raczej jako jakiś gadżet. Tymczasem tak nie jest - to niekwestionowanie rasowy sprzęt. W środku zamontowano 2 x Asahi Kasei DAC AKM4493, interfejs USB XMOS XU208, odbiornik Asahi Kasei AKM4118 i op-ampy OPA1612 i OPA2140. I oczywiście Bluetooth 5.0 z aptX HD. Trudno z tym polemizować. 

Jako przetwornik-cyfrowo analogowy tytułowy Topping sprawdza się znakomicie. To pierwszorzędnie czyste i transparentne granie o przykładnej rozdzielczości oraz więcej niż dobrym wysyceniu tonalnym. Wyraźnie słychać głębię muzyczną, scena rozkłada się harmonijnie, pasma są równo odseparowane od siebie, średnica wystarczająco gęsta, zaś basy ładnie rozciągnięte. Trudno się tutaj do czegoś przyczepić w cenie DX3 Pro, naprawdę fajne i przyjazne brzmienie o akustycznym charakterze. Zdrowe i żyzne.

Ale należy sobie uczciwie napisać, że droższe DACi zagrają lepiej - np. porównywalny (choć ponad 4 x droższy) RME ADI-2 DAC zapewnił muzyce znacznie więcej dynamiki i wigoru, zaś plastyczność i zaangażowanie tonalne były po prostu znacznie lepsze. Innymi słowy, Topping DX3 Pro jako przetwornik cyfrowo-analogowy gra bez zarzutu przy uwzględnieniu jego ceny, jednakże należy mieć świadomość, że nie jest to poziom wyższej ligi dźwiękowej. Wyrobionym audiofilom może brakować pewnego rodzaju galanterii brzmieniowej, domknięcia i dopełnienia tonalnego, delikatności słyszanej na skrajach pasma, wyrafinowania w obrabianiu detali, etc.   

Z kolei Topping DX3 Pro jako wzmacniacz słuchawkowy zaprezentował się na nieco wyższym poziomie niż jako jedynie indywidualny DAC. Zaproponował świetne wypełnienie, dobrą rozdzielczość, przykładną przestrzeń, kapitalną dźwięczność instrumentów, jak i przyjemną barwę. To naturalny, otwarty i doświetlony dźwięk z dużą ilością słyszalnych detali oraz świetnym muzycznym pulsem. Moc wzmacniacza 1 000 mW na kanał okazała się więcej niż wystarczająca do pełnego (optymalnego) wysterowania moich trzech par testowych słuchawek (Fostex TH909, Meze 99 Neo i Fostex TH610). Nic nie buczało na basie, nic nie przeciągało się, nie wypychało i nie wyginało w przestrzeni. Świetna moc grania, pierwszorzędna klarowność, satysfakcja gwarantowana! Owszem, testowe Fostex TH909 z droższym wzmacniaczem zagrałyby lepiej (i rzeczywiście grają), ale ich połączenie z DX3 Pro okazało się owocować kształtnym i dostrojonym brzmieniem klasy high-fidelity.  

Na koniec kilka słów o łączności Bluetooth. To Qualcomm Bluetooth 5.0 o standardzie aptX HD, czyli obsługujący parametry 48 kHz, 24 bity i szybkość transmisji 576 kbit/s. (Ten standard wprowadzony został dopiero w 2016 roku). Niestety, nie obsługują go (póki co) urządzenia Apple na iOS. Te mają swój AAC, który owszem daje lepszy stosunek kompresji 5:1, lecz i niestety gorszy transfer przesyłu danych  wynoszący do 256 kbit/s. Mi, jako użytkownikowi sprzętów typu iPhone i iPad, nie było więc sprawdzić standardu aptX w Topping. Nie mniej jednak mogę napisać, że samo parowanie oraz stabilność łącza bezprzewodowego były po prostu szybkie i znakomite! Dźwięk wyraźny, głęboki  - bez żadnych sprzężeń i zakłóceń. Zaś dodatek łączności bezprzewodowej w Topping zasługuje na bardzo duże uznanie i pochwałę. Świetna funkcjonalność, doskonałe ułatwienie.

Konkluzja
DAC/wzmacniacz słuchawkowy Topping DX3 Pro to dla mnie całkowite zaskoczenie, że sprzęt kosztujący znacznie poniżej 1 000 PLN może być aż tak bogato wewnętrznie i zewnętrznie wyposażony, super-funkcjonalny oraz równolegle naprawdę dobrze grający. Nie jest to co prawda poziom brzmienia stricte audiofilskiego, ale całkowicie rzetelnego. To dźwięk nasycony, przestrzenny i plastyczny. O dobrej dynamice i niezłej rozdzielczości. W wartościach bezwzględnych Topping DX3 Pro to absolutna rekomendacja. 

Cena w Polsce - 899 PLN.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Exposure 3010S2 D PRE/3010S2 PWR AMP (test TU), Yaqin MS-90B (test TU), Tsakiridis Aeolos, Haiku-Audio Origami 6550 SE (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU),  Unison Research Max Mini (test TU), Paradigm Premier F700, Martin Logan Motion 35XT (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Studio 16 Hertz Canto One New SE (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacze sieciowe: Auralic Aries Mini (test TU), Lumin D2 (test TU) i Auralic Vega G1.
DACi: NuPrime DAC-10H (test TU), Chord Hugo TT 2 (test TU), RWE ADI-2 DAC (test TU), Questyle CMA Twelve Standard (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: Dell Latitude 7390 i MacBook Apple Pro.
Smartfon/tablet: iPhone XR i iPad Air 2.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Audiokultura Iskra 1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), Fostex TH909 (test TU), Pioneer DHJ-X10 C (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Listwy sieciowe: Solid Core Audio Power Supply (test TU) i ZiKE Labs Powerbox (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech Radius Stand, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper oraz adaptery głośnikowe bi-wire Perkune Audiophile Cables (test TU).


Aktywny głośnik bezprzewodowy Bluetooth Mooer Silvereye 10 (combo gitarowe) - zapowiedź testu

$
0
0



Ostatnio zostałem mocno pozytywnie zaskoczony sprzętem studyjnym, który kosztował jak to sprzęt profesjonalny (a nie "audiofilski") rozsądne pieniądze, a grał jakby był wykonany ze złota. Albo i z platyny. Tym urządzeniem był przetwornik cyfrowo-analogowy i wzmacniacz słuchawkowy RWE ADI-2 DAC (czytaj recenzję TUTAJ). Po raz kolejny okazało się, że niepozorny sprzęt audio z typowo "nie urokliwym" studyjnym designem może brzmieć nie gorzej niż porównywalne cenowo (a nawet znacznie droższe!) urządzenia stricte audiofilskie, ale za to o pięknej powierzchowności. Nie żebym się z tych drugich wyśmiewał i kpił, ale czasem warto mieć nieco dystansu. I zdrowego rozsądku.

Idąc za ciosem, zacząłem się zastanawiać nad kolejnym eksperymentem porównawczym: urządzenie audiostereo versus profesjonalne. Tym razem chciałem spenetrować świat głośników aktywnych z odbiorem sygnału bezprzewodowego via standard Bluetooth. Tzw. głośników Bluetooth jest cała masa, są większe i mniejsze, oferowane przez bardziej i mniej znane firmy. Przy czym te bardziej znane firmy winszują sobie za takowe głośniki często dość absurdalne ceny przy jednoczesnym niezbyt dużym wkładem technologicznym w owe sprzęty. Nie chcę pokazywać palcem, ale np. taki Harman Kardon Onyx może kosztować i 2 000 PLN, albo niewielki Polk Audio Assist za prawie 1 000 PLN. Tymczasem zauważyłem, że firmy profesjonalne oferują nie gorsze (a może i lepsze?) rozwiązania. Przy czym nazywają je nie jako "głośnik Bluetooth" a najczęściej jako wzmacniacz z odbiorem sygnału Bluetooth. I właśnie w tę stronę podążyła moja dalsza eksploracja.

Niniejszym przedstawiam Czytelnikowi sprzęt profesjonalny Mooer Silvereye 10 (zobacz TUTAJ), który oficjalnie nosi nazwę "combo gitarowe" albo "wzmacniacz z technologią Bluetooth oraz wbudowanym wzmacniaczem instrumentalnym". Jednakże po prawdzie to typowy głośnik bezprzewodowy w technologii Bluetooth, o mocy 2 x 16 Wat, dodatkowo wyposażony w gniazdo 6,3 mm umożliwiające przyłączenie gitary elektrycznej. Co ciekawe, Mooer Silvereye 10 oprócz regulacji typowo gitarowych, ma także korekcje dźwięku jak podbicie basów czy brzmienie "live". Można tu również przewodowo podłączyć źródło zewnętrzne poprzez gniazdo 3,5 mm. A do tego Silvereye 10 jest wyjątkowo estetyczny (m.in. obicie z kremowego tolexu). Nie byłoby w powyższym żadnej sensacji, gdyby owo urządzenie nie kosztowało 500 PLN, a kosztowałoby jakieś 1 500 PLN.

Mooer Silvereye 10 zamówiłem u polskiego dilera europejskiego dystrybutora Mooer Audio. Niestety, przyszło do mnie z lekką usterką polegającą na odwrotnym przyklejeniu tabliczki "Mooer Silvereye 10" na froncie wzmacniacza, na maskownicy głośników. Niby nic, a wygląda dość fikuśnie. Pewnie jakaś przepracowana młoda Chinka przez nieuwagę odwrotnie przykleiła tabliczkę. Napisałem już list do dilera z prośbą o podmianę wzmacniacza na model z właściwie przyklejoną tabliczką. Mam nadzieję, że niebawem dojedzie do mnie (mam obiecaną wymianę na przyszły wtorek). Wówczas wykonam jeszcze raz zdjęcia i oczywiście opiszę wrażenia dźwiękowe "combo gitarowego z technologią Bluetooth".







"Do góry nogami"








Kolumny podłogowe Paradigm Premier 700F

$
0
0


Zdjęcia ze strony Paradigm Electronic Inc.


Wstęp
Dawno na stronach Stereo i Kolorowo nie opisywałem kolumn kanadyjskiej firmy Paradigm Electronic Inc. Ich testy ostatnio ukazały się jakieś sześć, siedem lat temu - testowałem wówczas modele Paradigm Mini Monitor v.7 oraz Paradigm Reference Studio 10 v.5. Ale bezpośrednim impulsem do poproszenia dystrybutora Polpak z Warszawy o wypożyczenie kolumn Paradigm do recenzji była inna przyczyna niż owa długa przerwa w testach. Kilka miesięcy temu zamówiłem dla siebie nowe monitory aktywne Paradigm Shift A2 (czytaj TUTAJ). Jestem nimi zachwycony, Paradigm buduje znakomite głośniki pod względem brzmieniowym! (Test Shift A2 czeka jeszcze na publikację).

Kanadyjczycy mają fenomenalne doświadczenie w produkcji kolumn głośnikowych, umieją je stroić na najwyższym światowym poziomie. Zresztą nie jest tajemnicą, iż wiele amerykańskich firm głośnikowych przed ostatecznym wypuszczeniem nowych modeli kolumn stroi je nie gdzie indziej jak właśnie w zakładach Paradigm Electronics Inc. położonych w Mississauga pod Toronto (stan Ontario). To są bardzo duże i świetnie wyposażone zakłady produkcyjne (z referencyjną komorą bezechową). Sam Paradigm pisze o nich, że "są najbardziej zaawansowane w całej Ameryce Północnej".

Tuż pod koniec lipca br. dystrybutor Polpak przysłał mi na testy premierową parkę kolumn Paradigm Premier 700F (zobacz TUTAJ). To nie są ani zbyt tanie, ani zbyt drogie głośniki. Ich polska cena nie przekracza 7 500 PLN, czyli na tle bardzo szerokiej oferty Paradigm są bardzo przystępne.

Wrażenia ogólne i budowa
Skrzynki dostarczane są w dwóch osobnych kartonach o raczej kompaktowych wymiarach, bo i Premier 700F nie są jakieś specjalnie duże (101,2 x 21,2 x 32,1 cm). Kolumny w pudłach są opatulone fizeliną oraz unieruchomione piankowymi formami. Głośniki po wyjęciu z kartonów są gotowe do użytku - nic nie trzeba skręcać ani wkręcać. Od spodu od razu są przymocowane "ślizgacze", czyli stopy na filcu. Wystarczy skrzynki ustawić w docelowym miejscu i od razu można grać. Bardzo to wygodne.

Paradigm od samego początku działalności (1982 rok) bardzo mocno stawia na design swoich kolumn głośnikowych. A te są dość charakterystyczne, często wręcz zaskakujące awangardowym wzornictwem. Firma nie ma oporów przez stosowaniem nowoczesnych materiałów do budowy głośników. Jak w serii wyższej Persona budulcem membran głośnikowych jest aluminium, tak w serii średniej Premier jest to polipropylen z domieszką karbonu.

Nowe 700F są wzorniczo dość stonowane, choć niewątpliwie są wizualnie nowoczesne. Eleganckie. Skrzynki mają zaokrąglone boki zwężające się do tyłu. Boki są pokryte imitacją drewna, pozostałe fragmenty są malowane na czarny mat. Na frontach (pokrytych specjalną gumowatą substancją anty-rezonansową) uwagę zwraca m.in. perforowana soczewka akustyczna z czarnego tworzywa przysłaniająca głośnik średniotonowy - to bezpośrednie nawiązanie do referencyjnej linii Persona (tam jednak soczewka jest wykonana z aluminium). Z kolei na tweeterach zainstalowano specjalną aluminiową nakładkę (tzw. soczewka antyfazowa PPA™) - identyczną jak w wyższych modelach Prestige. Dwie dolne membrany to przetworniki niskotonowe 140 mm (5.5") z technologią ART™; ich membrana została wykonana z propylenu wzbogaconego karbonem.

Z tyłu, w połowie wysokości skrzynek, zamontowano szeroki wylot rury bass-reflexu (warto więc 700F nie przesuwać bezpośrednio do tylnej ściany - dla zapewnienia optymalnej wentylacji akustycznej). Na samym dole tylnego panelu umieszczono wnękę z podwójnymi terminalami głośnikowymi. Są one połączone zwykłymi blaszkami - lepiej je wymienić na profesjonalne tzw. jumpery lub chociażby na solidne fragmenty przewodów (dla dźwięku zawsze będzie to korzystniejsze rozwiązanie).

Kolumny spoczywają na czterech stopkach lekko wysuniętych poza obrys skrzynek. Fabrycznie są owe stopy zaopatrywane w filcowe ślizgacze. Kolce to opcja (ale są w fabrycznym komplecie). W zestawie z 700F znajdują się także maskownice frontów. (Założona maskownice pokrywają cały front). Można je zmontować lub nie. Ważne, że są.

Jak można przeczytać w materiałach informacyjnych: "Premier 700F to brzmienie, które robi krok w jedynym słusznym kierunku - do przodu. Poszukuj czegoś powyżej dźwięku z urządzenia z marketu. Zainwestuj w brzmienie stworzone od A do Z w Kanadzie! Zrób krok na przód do ekskluzywnych technologii audio, wspieranych przez podstawowe badania i elementy konstrukcyjne zwykle nieobecne w tym przedziale cenowym. Seria Premier marki Paradigm to doświadczenie dźwiękowe niepodobne do niczego innego w swojej klasie. "Crafted in Canada" oznacza pełną kontrolę w całym procesie tworzenia: projektu, produkcji i udoskonalania, czego rezultatem jest głośnik, który sprzeciwia się rutynie". Koniec cytatu.

Główne cechy
• Zaprojektowany i wykonany w najnowocześniejszej kanadyjskiej fabryce Paradigm o powierzchni niemal 21 000 m2!
• Zawieszenie jest wyposażone w technologię Active Ridge Technology (ART™) - większy skok w celu zwiększenia mocy wyjściowej 3dB i zmniejszenie zniekształceń odpowiedzi o 50%
• Ekskluzywne perforowane soczewki antyfazowe (PPA™) dla przetworników wysokotonowych i średniotonowych - poszerzają tony z niesamowitymi detalami, a jednocześnie chronią przetworniki przed uszkodzeniem.
• Design obudowy eliminuje wewnętrzne rezonanse, poprawia intensywność basów, dodaje elegancji i wyrafinowania.

Dane techniczne
Typ / Konstrukcja Kolumna podłogowa
3-drożna, 3 przetworniki
Zwrotnica 2,5 kHz, 800 Hz: 2 stopnia, elektroakustyczna
Moc 130 W
Zalecana moc wzmacniacza 15 - 180 W
Zasięg pasma niskich częstotliwości 33 Hz
Pasmo przenoszenia 53 Hz - 22 000 Hz (±2 dB) w osi
53 Hz - 18 000 Hz (±2 dB) 30° poza osią
Impedancja kompatybilne z 8 Ohm
Efektywność 91 dB (w pomieszczeniu), 88 dB (w komorze bezechowej)
Przetwornik wysokotonowy 1 x 25 mm (1"), kopułka X-PAL,
tłumiona/chłodzona ferrofluidem, soczewki PPA™
Przetwornik średniotonowy 1 x 140 mm (5.5"), z technologią ART™,
membrana propylenowa wzbogacona karbonem, soczewki PPA™
Przetwornik niskotonowy 2 x 140 mm (5.5") z technologią ART™,
membrana propylenowa wzbogacona karbonem
Wymiary (W x S x G) 101,2 x 21,2 x 32,1 cm
Masa 21,88 kg / szt.

Dostawa z warszawskiego Polpak Sp. z o.o.

Kolce są w zestawie

Zaraz po wyjęciu z kartonu


Typowe wzornictwo Paradigm, czyli klasyka z odrobiną "szaleństwa"

Fronty pokryte są matową czarną farbą o gumowatej strukturze

Drewnopodobna okleina



Boki zwężają się do tyłu


Głośnik średniotonowy przykryty jest perforowaną soczewką antyfazową PPA

Głośnik wysokotonowy z aluminiową nakładką

Dwa głośniki niskotonowe z polipropylenowymi membranami z domieszką karbonu

Podstawki ze "ślizgaczami"

Zastosowałem zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper

W tle szafka ze sprzętem

Porównanie z dużymi monitorami Unison Research Max Mini

Gram z dzielonego wzmacniacza Exposure 30102S - przedwzmacniacz/stereofoniczna końcówka mocy

Gram ze wzmacniacza lampowego Tsakiridis Aeolos


Wrażenie dźwiękowe
Głośniki Paradigm Premier 700F przyłączałem przede wszystkim do trzech wzmacniaczy: przedwzmacniacza/końcówki mocy Exposure 3010S2, Hegel H160 oraz Tsakiridis Aeolos. Przewody głośnikowe to za każdym razem Luna Cables Gris. Kolumny porównawcze to Living Voice Auditorium R3, Unison Research Max Mini oraz Pylon Ruby 25 mkII. Kompletna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Na początek napiszę, że przez nieomal 40 lat działalności firma Paradigm wypracowała sobie coś takiego, co można nazwać własną sygnaturą brzmienia. Każda para kolumn Paradigm gra w pewien z góry określony sposób mieszczący się w następujących wektorach: 1) wysoka ofensywa brzmieniowa, 2) duża skuteczność (efektywność) dźwięku, 3) mocna i gęsta średnica, jak i dynamiczny bas oraz 4) intensywna i soczysta barwa. To jest wspólny mianownik, na którym są osadzane kolejne warianty brzmieniowe Paradigm; można napisać - kolejne subpopulacje brzmieniowe. To takie cechy jak większe lub mniejsze wyrafinowanie przekazu (ale nigdy nie schodzące poniżej granic tonalnej przyzwoitości), stopień wyrażania detaliczności, głębia przekazu czy określenie przestrzeni. 

Nowe Premier 700F całkowicie zawierają się w wymienionych powyżej stałych wartościach, a w zmiennych - gdzieś mniej więcej w połowie (no może ciut niżej). Jest tu więc duża moc przekazu, wysoka jego efektywność, giętkość basów oraz zaawansowana plastyczność średnicy. Tzw. performance stoi na bardzo wysokim poziomie. Z kolej mniej tu można znaleźć miękkości, milusiej delikatności, jakiegoś zawoalowania, czy okrągłości przekazu. Nie ten adres.

Dźwięk charakteryzuje się dużym, mocnym i obfitym przekazem ze sporą nutą finezji oraz polotu akustycznego. Przy czym owe zjawiska zachodzą i istnieją w pełnej harmonii i pięknym współistnieniu. Nic tu w dźwięku nie uwiera, nie haczy, nie przeszkadza. Średnica jest optymalnie wyrażana skondensowanymi markerami, źródła pozorne są na niej odciskane wyraźnie i jednoznacznie (bez żadnego przeskalowania), poszczególne warstwy są bezwarunkowo słyszalne i brzmieniowo dookreślone. Instrumenty mają pełne kształty, solidne wypełnienie oraz dobry wyraz. Basy są krągłe i sowite, lecz nie buczące. Bez wzdęć i przegięć. Nie mają wymiaru subwooferowego, acz są wystarczająco duże aby pokazać zarówno kotły jak i saksofony basowe. To przekaz pełny w odbiorze, zdrowy w rdzeniu, żyzny w substancji. Całkowicie zrównoważony.

Owszem, w Premier 700F występuje taka, a nie inna charakterystyka brzmieniowa, ale w stu procentach jest ona symetryczna i wyważona (z czego zresztą Paradigm słynie). Mniej tu zaawansowanej finezji obrabiania wszelkich detali i  smaczków, a więcej uwagi położonej na całościowe odwzorowanie nagrań. Paradigmy doskonale radzą sobie z delikatną symfoniką i z ciężkim graniem typu heavy-metal. Zawsze brzmią z gracją i równolegle z niesamowitą dynamiką, co przynosi pełnie przekonanie o dźwięku koncertowym, granym na żywo. Do tego dochodzi pierwszorzędna scena dźwiękowa idealnie rozciągnięta pomiędzy dwoma skrzynkami (a nawet wychodząca dalej poza ich obrys). Plus świetne stereo. 

Myślę że właściwym przeznaczeniem Premier 700F będą silne i wydajne wzmacniacze tranzystorowe. Z lampowymi może nieco brakować krągłości i "ciepełka" ukochanego przez posiadaczy lamp. Paradigm nie czaruje mgiełką ani skierką, bo to dźwięk angażujący, bezpośredni i żywy (choć także rasowy). U mnie najlepiej zagrały z dzielonym tranzystorowym wzmacniaczem Exposure 3010S2 przynosząc fantastycznie energetyczny i dynamiczny dźwięk z wysokim natężeniem muzycznym i piękną barwa. A do tego o idealnym poziomie "performance". Nic tylko nastawić muzykę - i słuchać, i słuchać...

Konkluzja
Najnowsze Paradigm Premier 700F to uniwersalne głośniki nowej generacji kanadyjskiego Paradigm Electronic Inc. Mają zaimplementowane rozwiązania stosowne w wyższych seriach Prestige i Persona. Zapewniają mocne i ofensywne brzmienie o wysokiej efektywności i doskonałej plastyczności. O znakomitym poziomie tzw. "performance". Kolumny przeznaczone przede wszystkim dla wydajnych wzmacniaczy tranzystorowych - wówczas stopień przedstawianych muzycznych zjawisk i wydarzeń będzie najwyższy, zaś satysfakcja słuchacza - gwarantowana!

Cena w Polsce - 7 499 PLN (za parę).

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Exposure 3010S2 D PRE/3010S2 PWR AMP (test TU), Yaqin MS-90B (test TU), Tsakiridis Aeolos, Haiku-Audio Origami 6550 SE (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU),  Unison Research Max Mini (test TU), Pylon Ruby 25 mkII, Martin Logan Motion 35XT (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Studio 16 Hertz Canto One New SE (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacze sieciowe: Auralic Aries Mini (test TU), Lumin D2 (test TU) i Auralic Vega G1.
DACi: NuPrime DAC-10H (test TU), Chord Hugo TT 2 (test TU), Topping DX3 Pro (test TU), RWE ADI-2 DAC (test TU), Questyle CMA Twelve Standard (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: Dell Latitude 7390 i MacBook Apple Pro.
Smartfon/tablet: iPhone XR i iPad Air 2.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Audiokultura Iskra 1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), Fostex TH909 (test TU), Pioneer DHJ-X10 C (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Listwy sieciowe: Solid Core Audio Power Supply (test TU) i ZiKE Labs Powerbox (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech Radius Stand, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper oraz adaptery głośnikowe bi-wire Perkune Audiophile Cables (test TU).  


Plan recenzji - wrzesień 2019 r.

$
0
0


Lato i wakacje szybko minęły, czas wziąć się do bardziej wydajnej pracy recenzenta Stereo i Kolorowo!

Wrześniowy plan recenzji przedstawia się następująco:

1. Jako pierwszy ukaże się test nietypowego urządzenia, czyli odtwarzacza sieciowego i DACa w jednym. To Auralic Vega G1 Streaming DAC (czytaj zapowiedź testu TUTAJ). Można go używać jako "zwykły" przetwornik cyfrowo-analogowy dla rozmaitych źródeł, ale może być też normalnym odtwarzaczem sieciowym. Taka to hybryda.




2. Zaraz potem planuję opisać najnowszą wersję polskich kolumn podłogowych Pylon Ruby 25 mkII (zobacz TUTAJ). Grają u mnie już od ponad dwóch tygodni. Świetna proporcja jakość dźwięku/wykonanie/ cena!




3. Niedawno bawiąc w Toruniu odebrałem ciekawy wzmacniacz lampowy z Grecji. To Tsakiridis Aeolos (czytaj TUTAJ) na lampach elektronowych EL34. Jestem nim zachwycony! Recenzja "sama się pisze" - myślę że uwinę się z nią do połowy września. Może ciut szybciej.




4. W kolejce czeka gramofon klasy "entry-level". To najnowszy Pro-Ject T1 Phono SB (zobacz TUTAJ). Wyposażony jest w wewnętrzny przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek typu MM. Ma fabrycznie montowaną wkładkę Ortofon OM 5E.




5. We wrześniu na pewno będę chciał więcej napisać o "combo gitarowym" Mooer Silvereye 10 (czytaj zapowiedź TUTAJ), które producent określa jako "wzmacniacz z technologią Bluetooth oraz wbudowanym wzmacniaczem instrumentalnym". Choć na dobrą sprawę jest to typowy głośnik bezprzewodowy w technologii Bluetooth, dodatkowo wyposażony w gniazdo 6,3 mm umożliwiające przyłączenie gitary elektrycznej. Fajna rzecz.



5. W przyszłym tygodniu ma do mnie przyjechać wzmacniacz lampowy na lampach 845. To Cayin CS-845A (zobacz TUTAJ) przynależny do wysokiej klasy hi-fi. Zapowiem go osobnym wpisem jak tylko go otrzymam.



Tak przedstawia się wrześniowy plan minimum recenzji na Stereo i Kolorowo. Kilka różnych sprzętów mam już obiecanych na ten miesiąc, ale zaanonsuję je dopiero jak do mnie dotrą. Zapraszam do lektury! 

Wzmacniacz lampowy Cayin CS-845A - zapowiedź testu

$
0
0


Dziś rano przyjechał do mnie (na palecie) lampowy wzmacniacz zintegrowany Cayin CS-845A (zobacz TUTAJ). Szczerze mówiąc, jego transport do mieszkania, odpakowanie z kartonu, a następnie ustawienie na szafce audio nie było lekkim przedsięwzięciem, a dość ciężkim. Zważywszy, iż paleta ze wzmacniaczem to grubo powyżej 50 kg, zaś sam Cayin to 37 kg, potrzeba było gimnastyki połączonej z podnoszeniem ciężarów. Ale jakoś daliśmy radę. Wzmacniacz już stoi i gra. A w zasadzie - wygrzewa się.

Co ciekawe, Cayin CS-845A to wzmacniacz triodowy zbudowany w oparciu o lampę mocy 845 bezpośrednio żarzoną w układzie Single -Ended, ale sterowany przez 300B. Dodatkowo zainstalowana jest para 6SN7. Poszczególne lampy elektronowe to: Shuguang 845, Shuguang 300B i Shuguang Western Electric 6SN7.

Dane techniczne
*Moc wyjściowa: 2 x 24 Wat
*Pasmo przenoszenia: 10 Hz~26 000 Hz (-3 dB)
*Zniekształcenia THD: 0.3 % (1 kHz)
*Stosunek Sygnał/Szum: 90 dB
*Czułość wejściowa: 300 mV (Integrated), 1 300mV (Pre-In)
*Pobór mocy: 380 W
*Impedancja wejściowa: 100 kΩ
*Impedancja wyjściowa: 4 Ω, 8 Ω
*Wejścia: Line 1, Line 2, Phono, Pre-In
*Wyjście: Tape Out
*Lampy elektronowe: WE6SN7×2, 300B×2, 845×2
*Wymiary: 420 ×389 × 240 mm (szerokość, wysokość, głębokość)
*Masa netto /brutto : 37/42 kg















Odtwarzacz sieciowy Auralic Vega G1 Streaming DAC

$
0
0

Wstęp
Dokładnie dwa lata temu, bo we wrześniu '17, na swojej recenzenckiej drodze natknąłem się na "audiofilski skarb" w postaci niewielkiego urządzenia Auralic Aries Mini (czytaj test TUTAJ). To odtwarzacz sieciowy, który w sposób łatwy i przyjemny odkrywa przed użytkownikiem nieprzebrane zasoby wirtualnych bibliotek muzycznych rozmaitych serwisów streamingowych całego świata. Do dziś używam małego Ariesa, lecz traktuję go jako "transport sieciowy", czyli zestawiam go z zewnętrznym przetwornikiem cyfrowo-analogowym. Aktulanie jest to NuPrime DAC-10H. Jak się okazuje, Auralic przez ostatnie lata bardzo poszerzył swoją ofertę streamerów - dziś odtwarzanie z sieci może być nie tylko łatwe, ale i wysokogatunkowe.

W połowie lipca br. z warszawskiego MIP Sp. z o.o. odebrałem do testów premierowy Auralic Vega G1 Streaming DAC (zobacz TUTAJ). To, jak nazwa wskazuje, przetwornik cyfrowo-analogowy z funkcją strumieniowania muzyki. Tak, to DAC z "funkcją strumieniowania", a nie typowy streamer. Takim streamerem z serii G1 jest Auralic Aries G1 Streaming Transporter (zobacz TUTAJ). Vega G1 jak najbardziej umie i potrafi streamować, ale nie na tak wysokim poziomie jakościowym jak Auralic G1. Co nie oznacza że Vega G1 nie strumieniuje na przyzwoitym poziomie jakościowym, albowiem nie jest to urządzenie budżetowe. To jest wysokogatunkowe urządzenie stumieniujące muzykę zintegrowane z wbudowanym referencyjnym DACiem.

Dodatkowo Vega G1 wyposażony jest w cyfrową regulację głośności, co oznacza, że ​​można wyprowadzić sygnał do wzmacniacza mocy lub wzmacniacza zintegrowanego monitorów aktywnych. Czyli pisząc inaczej, Vega G1 to także normalny przedwzmacniacz liniowy.

Wrażenia ogólne i budowa
Już wcześniej napisałem, że nowy Auralic Vega G1 to połączenie przetwornika cyfrowo-analogowego ze skromniej wyposażonym odtwarzaczem strumieniowym. Innymi słowy, posiada podwójną funkcjonalność - może działać jako: 1) DAC lub 2) streamer muzyki w formatach wysokiej rozdzielczości (lub w połączeniu obu tych funkcji). Co istotne, urządzenie wykorzystuje platformę Tesla, tak samo, jak w przypadku droższej serii G2. Platforma daje urządzeniu możliwość łączenia się z zasobami sieciowymi, źródłami bezstratnego strumieniowania internetowego ze źródeł takich jak Spottify, Tidal, Qubuz, czy stacje radia internetowego. Materiał o wysokiej rozdzielczości jest strumieniowany bezpośrednio do układów konwersji CA w G1. Platforma Tesla składa się z procesora Quad-Core Cortex A9 z 1GB pamięci DDR3 oraz 4GB pamięci masowej, co zapewnia duży zapas mocy obliczeniowej.

Jak podają materiały promocyjne: "W zeszłym roku AURALiC wprowadził innowacyjną funkcjonalność przetwornika cyfrowo-analogowego, gdzie zasoby platformy Tesla umożliwiają operowanie przychodzącym strumieniem danych w taki sposób, że konwerter CA nie musiał synchronizować się do częstotliwości zegara sygnału przychodzącego. Mógł w zasadzie pracować niezależnie od zegara sygnału wejściowego, dzięki czemu błędy synchronizacji i wynikowy jitter stał się nieznaczący. Ten sposób przetwarzania sygnału znalazł się także w G1.

Do konwersji sygnału Vega G1 wykorzystuje ten sam indywidualnie dostosowany układ DAC, jaki użyto w wersji G2. Znajdziemy w G1 także ten sam, znany z G2, superszybki zegar 72s Femto, który zapewnia taktowanie z najwyższą precyzją. Po stronie analogowej Aries G1 pozostaje wierny pracującym w Klasie A modułom ORFEO. Dostępna jest też możliwość wyboru filtrów cyfrowych.

Wpływ wyższej linii G2 jest też widoczny w innych aspektach. Obudowa Vegi jest wykonana z anodyzowanego na czarno aluminium. G1 posiada ten sam ekran o przekątnej 4 cale i rozdzielczości retina, jaki znajduje się w serii G2.

Na tylnej ściance urządzenia znajdują się wejścia AES/EBU, koncentryczne (S/PDIF), TosLink, high-speed USB oraz dodatkowo port Ethernet do strumieniowania sieciowego. Wyjścia są zarówno w postaci symetrycznej XLR jak i niesymetrycznej RCA.

Auralic Vega G1 wspiera zarówno strumieniowanie jak i konwersję wszystkich dzisiejszych formatów cyfrowego audio, aż do DSD512 oraz PCM w rozdzielczości 32 bit/384 kHz. Strumieniowanie poprzez platformę Lightning jest bazą dla funkcjonalności urządzenia, co oznacza, że zaimplementowane są playlisty na urządzeniu, buforowanie w pamięci, odtwarzanie w trybie gapless oraz funkcjonalność multi-room w trybie bit-perfect. Aplikacja sterująca Lightning DS na dla systemu iOS dostarcza wszystkich funkcji zarządzających odtwarzaniem oraz przeglądaniem dostępnej muzyki. Ponadto jest także rozbudowany interfejs administracyjny poprzez przeglądarkę www. Vega G1 wspiera także funkcjonalność Spotify Connect oraz RoonReady. Posiada też funkcję aktualizacji oprogramowania w trybie OTA". Koniec cytatu.

Obsługa i funkcjonalność
Aby w ogóle móc uruchomić Vega G1, najpierw należy z Sieci pobrać firmową aplikację sterującą Lightning DS. Od razu też napiszę, że najlepiej działa ona na systemach iOS, czyli na sprzętach Apple. Może to być iPad, może iPhone. Mam zainstalowaną Lightning DS na dwóch iPhone'ach XR i na dwóch iPadach Air 2. Działa bez zarzutu, nigdy nic mi się nie zacięło, nie zatrzymało, nie przeszkadzało w strumieniowaniu muzyki. Aplikacja sama się aktualizuje (jakieś trzy-cztery razy w roku). Użytkowanie appki Lightning DS i jej logiczność są fantastyczne! Wszystko jest przejrzyste, jedno wynika z drugiego, jest łatwe w obsłudze i praktyce. Albumy same się podpowiadają, wybór muzyki jest  w pełni ergonomiczny, zbiory muzyczne są pogrupowane w osobne rozdziały typu "jazz", "elektronika", "alternatywa", "nowe brzmienia", "latin", etc. (Albumy Masters MQA mają własną zakładkę). Moim zdaniem, użytkowanie Tidal za pomocą firmowej nakładki Auralic jest znacznie prostsze i bardziej intuicyjne niż oryginalna aplikacja Tidal. Niemożliwe? A jednak!

Po pobraniu z internetu Lightning DS Auralic Vega G1 jest już "widziany" na ekranie urządzenia sterującego (np. iPad) obok innych aktywnych urządzeń Auralic. Jedne, co trzeba zrobić, to nieco poklikać nieco w ustawieniach systemowych, tak, aby zaktywować Vega G1 i przyłączyć go do żądanej platformy streamującej. U mnie jest to Tidal HiFi/MQA. Nieodzowne jest oczywiście wpisanie hasła do swojego konta Tidal. Lightning DS automatycznie przenosi wszystkie informacje i ustawienia na własną nakładkę Tidal. I już. Można grać!

Sam Auralic Vega G1 ma oprócz funkcji strumieniowania muzyki również możliwość pracy jako "zwykły" DAC. W tym celu należy wybrać (za pomocą dużej gałki na froncie) opcję pracy DAC i nastawić dane źródło poprzez wybranie odpowiedniego gniazda. Są dostępne AES/EBU, Coaxial, Toslink lub USB (Host USB). Jako źródło może więc posłużyć np. mały Auralic Aries Mini, który jako transport ma więcej funkcji niż Vega G1. Ten drugi nie obsługuje łączności bezprzewodowej, musi być przyłączony na sztywno kablem sieciowym do Internetu. Zaś Aries Mini "hula" wszystkimi możliwymi opcjami bezprzewodowymi. Możliwości jest wiele. Co istotne, również dostępna jest droga montażu dysku 2,5" wewnątrz urządzenia bez ograniczenia pojemności.

Auralic Vega G1 ma mnóstwo rozmaitych dodatkowych ustawień, korekcji i czego tam jeszcze. Może być pełnoprawnym wzmacniaczem słuchawkowym. Na froncie obudowy zamontowane są dwa gniazda słuchawkowe 6,3 mm, można więc przypiąć do Auralica równolegle dwie pary słuchawek. Regulacji głośności dokonuje się za pomocą gałki umieszczonej po prawej stronie wyświetlacza. (Uwaga! Najpierw jednak trzeba uaktywnić w menu funkcję regulacji głośności, bo fabrycznie wyjścia są poustawiane na 100 % mocy). Wartym podkreślenia jest fakt, że Vega G1 ma aż cztery rożne filtry cyfrowe (np. shape, smooth, itd). Aktywowane, zmieniają nieco sygnaturę brzmienia. Mi najbardziej podobał się filtr "Smooth", przynosił dodatkową miękkość i "analogowość" brzmienia.

Wyświetlacz (wielokolorowy, wysoko-rozdzielczy typu retina, ale nie dotykowy) znajdujący się na froncie ma kilka różnych opcji ustawień. W trakcie strumieniowania wyświetlana może być okładka aktualnie odtwarzanego albumu (wraz z czasami), ale mogą to też być same nazwy utworów, ścieżek dźwiękowych, ale także pokazywać się aktywne gniazda i inne. W trakcie odtwarzania na ekranie wyświetlane są różne informacje na temat albumu, czasów, tzw. pasek postępu. Bardzo to pomocne. Choć oczywiście identyczne informacje są dostępne na ekranie sterującego urządzenia peryferyjnego np. iPada.

Podsumowując rozdział muszę napisać, że Auralic implementując takie, a nie inne rozwiązania obsługi i funkcjonalności osiągnął absolutne mistrzostwo świata. Nie znam bardziej przyjaznej użytkownikowi i logicznej obsługi streamu muzyki niż za pośrednictwem urządzeń firmy Auralic wraz z fantastyczną aplikacją na iOS o nazwie Lightning DS. To jest genialna rzecz! I całkowicie niezawodna!

Dane techniczne
Wejścia cyfrowe: AES/EBU, USB, LAN, koaksjalne, optyczne
Wyjścia analogowe: RCA, XLR
Wyjścia słuchawkowe: 2 x 6,3 mm
Odtwarzane formaty: AAC, AIFF, ALAC, APE, DFF, DSF, FLAC, MP3, OGG, WAV, WV, WMA
Maksymalna jakość sygnału: PCM 32 bit/384 kHz, DSD512
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 000 Hz (+/- 0,1 dB)
Zniekształcenia: < 0,00015 %
Zegar: Podwójny zegar Femto 72 fs
Wymiary (W/S/G): 8/34/32 cm
Masa: 7,2 kg



Solidny sposób pakowania


Aluminiowa obudowa anodowana na czarno - piękna robota!


Po prawej: gałka i jednocześnie przycisk; to jedyny regulator dostępny w Vega G1, ale za jego pośrednictwem moża ustawić wszystkie funkcje urządznia


Duży ekran

Dwa wyjścia słuchawkowe 6,3 mm

Wzmacniacz dzielony Exposure 3010S2

Porównanie z Lumin D2


Na samej górze DAC Topping DX3 Pro

Na górze RWE ADI-2 DAC


Jednen z trybów ekranowych wyświetlacza

Wybór wejścia cyfowego

Wybór trybu pracy

Ustawienia systemowe


Każda funkcja jest doskonale opisana na ekranie


Na ekranie Vega G1 wyświetlane są tu duże okładki albumów


Tył urządzenia


Auralic Vega G1 z Auralic Aries Mini



"Moje ulubione" w Lightning DS

Pliki MQA w Tidal widziane w Lightning DS


Dwie wersje graficzne Lightning DS widziane na iPadzie




Kilka przykładów słuchanej muzyki - w taki m.in. sposób wyświetlane są okładki albumów na iPadzie


Dwa spojrzenia na cały system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Jako porównawcze odtwarzacze sieciowe używałem Lumin D2 oraz Auralic Aries Mini. Przetworniki cyfrowo-analogowe to: Chord Hugo TT 2, NuPrime DAC-10H, Topping DX3 Pro, RWE ADI-2 DAC oraz Hegel H160. Komputer to Dell Latitude 7390. Serwis streamingowy Tidal HiFi/MQA. Używane wzmacniacze to przede wszystkim dzielony Exposure 3010S2 oraz lampowy Tsakiridis Aeolos na EL34. Pełna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Jak pisałem we wstępie, nowy Auralic Vega G1 to przede wszystkim odtwarzacz sieciowy z wbudowanym bardzo zaawansowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym. Jego angielska nazwa Steraming DAC (pol. strumieniujący przetwornik c/a) jest bardzo precyzyjna i właściwa. Jako odtwarzacz sieciowy (a w zasadzie - transport sieciowy) jest nieco ograniczony koniecznością przyłączenia sztywnym łączem do Sieci, bo nie ma tu łączności bezprzewodowej. Lecz "surowy" sygnał cyfrowy pobrany z Internetu jest następnie "obrabiany" przez referencyjny wewnętrzny DAC. W rezultacie dźwięk, nie inaczej, także jest referencyjny. Vega G1 to doskonałe urządzenie do strumieniowania muzyki ze wszelkich serwisów streamingowych nadających w wysokiej rozdzielczości sygnału. To, w moim przekonaniu, jest nadrzędna funkcja Vega G1. Zaś jakość brzmienia strumieniowania z np. z Tidal MQA jest wprost fantastyczna!

Auralic Vega G1 zapewnia bardzo żywy, otwarty i bezpośredni dźwięk o bogatym kontencie oraz referencyjnej rozdzielczości. Brzmienie charakteryzuje się sporą dynamiką oraz dużą mocą muzyczną z silnym podkreślaniem basu i rytmu. Różnicowanie tonalne, szczegółowość i dopełnienie dźwiękowe są więcej niż przykładne. Na pierwszy plan wysuwa się wyraźnie słyszalna dźwięczność instrumentów - te są opisywane holistycznie, wielowymiarowo i bardzo przestrzennie. Mają precyzyjny obrys, żyzną substancję i kapitalne obrazowanie na scenie. Do tego są wybitnie selektywne, nie zachodzą na siebie wzajemnie, nie sklejają się, nie zbrylają się. Wewnętrznie są bardzo zdyscyplinowane, dokładnie odwzorowywane, opisywane z głębią i namacalnością. O wybitnie polichromatycznej barwie, spektakularnej kolorystyce.

W porównaniu z Lumin D2 brzmienie Vega G1 jest nieco mniej ocieplone i "zaokrąglone", ale za to bardziej obecne i fizyczne. Wyraźniej je czuć i słychać. Jest też ciut lepiej rozdzielcze i bardziej "wypchnięte" do przodu. Dźwięki zdają się być bliżej słuchacza, mają szybszy atak, jak i są soczystsze. Nie jest to żaden zarzut względem Lumin D2, bo prywatnie uważam ten odtwarzacz za wybitny, a próba różnicowania obu tych urządzeń. Lumin oferuje przekaz bardziej wypolerowany i wygładzony - bardziej analogowy w charakterze. Acz Auralic także w ogóle nie ma odczuwalnego "nalotu cyfrowego" w brzmieniu. Jednakże jego analogowy przekaz inaczej jest definiowany. Auralic bardziej stawia na dookreślenie dźwięku, jego słyszalny miąższ oraz na trójwymiarowe zjawiska przestrzenne, zaś Lumin D2 to mistrz głębokiego nasycenia, gęstego klimatu i uniwersalnej barwy. Niejako zaawansowana analiza kontra pełnokrwista synteza, choć jest to znaczące uproszczenie.   

Z Auralic Vega G1 nie da się wyprowadzić sygnału cyfrowego, jego konstruktorzy nie przewidzieli żadnych wyjściowych gniazd cyfrowych (sic!). Nie mogłem więc sprawdzić jak Vega G1 sprawdzi się wyłącznie w roli transportu sieciowego, porównując jego DAC z innym zewnętrznym przetwornikiem. Musiałem więc zastosować odmienny wybieg. Użyłem mój Auralic Aries Mini jako transport sieciowy i to do niego najpierw przyłączyłem Vega G1 jako DAC, a potem - porównawczo - inne testowe DACi. Chord Hugo TT 2, NuPrime DAC-10H i RWE ADI-2 DAC. 

Na pewno wewnętrzny DAC w Vega G1 ma spore walory brzmieniowe. To głębokie, bardzo nasycone brzmienie o kapitalnej rozdzielczości i wypełnieniu tonalnym. To sygnał rozdzielczy, selektywny i precyzyjny. Jednocześnie to przekaz bardzo harmonijny i wyrównany, wzorowo neutralny. Przyłączenie doń małego Auralic Aries Mini poprawia jedynie funkcjonalność Vega G1 o możliwość zastosowania łączności bezprzewodowej. Trochę to mało jak na konieczność dopłaty kolejnych 2 500 PLN. 

Lepiej niż sam Vega G1 zagrał dopiero zestaw Auralic Aries Mini plus DAC Chord Hugo TT 2 (RWE i NuPrime nie wykazały poprawy a raczej zmianę sygnatury brzmienia). Nie była to duża różnica, ale więcej niż subtelna. Więcej było tu ogólnej plastyczności brzmienia, rzeczywistego odczuwania kolejnych warstw muzycznych, głębi basu, czy wysycenia średnicy. Dźwięk był także bardziej organiczny. Ale takie są przecież immanentne cechy przetwornika Chord Hugo TT 2. Wnioski: 1) Aries Mini to bardzo dobry transport sieciowy dla różnych DACów, 2) zaimplementowany DAC wewnątrz Vega G1 okazał się być bardzo wysokiej jakości - trudny do pobicia, 3) Chord Hugo TT 2 to referencyjny DAC (co nie wiąże się bezpośrednio z Vega G1, ale taki jest wniosek eksperymentu).

Konkluzja
Auralic Vega G1 to streamer, przetwornik cyfrowo-analogowy i przedwzmacniacz, który bezpośrednio może napędzać wzmacniacze mocy lub głośniki aktywne. To także przedwzmacniacz słuchawkowy z dwoma gniazdami 6,3 mm. (Uwaga! Jako streamer działa wyłącznie przez gniazdo Ethernet). Urządzenie korzysta z platformy sprzętowej Tesla z czterordzeniowym procesorem Cortex-A9 działającym z częstotliwością 800 MHz, 1 GB pamięci RAM i 4 GB miejsca na dane (czyli identycznie jak o 8 000 PLN droższy Auralic Vega G2). 

Brzmienie Vega G1 charakteryzuje się przede wszystkim świetną otwartością połączoną z bogatą wewnętrzną substancjalnością. O pierwszorzędnym różnicowaniu tonalnym i niezłą głębią tonalną. Odtwarzacz pozwala ujawnić sto procent potencjału drzemiącego w serwisach strumieniujących muzykę wysokiej częstotliwości. Dźwięk odtwarzany za pośrednictwem Tidal HiFi/MQA to wręcz referencja streamingu. Ogólnie Auralic Vega G1 oceniam na sześć gwiazdek. Doskonale funkcjonalny sprzęt o ponadstandardowym brzmieniu klasy high-fidelity.

Cena w Polsce - 16 990 PLN.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Exposure 3010S2 D PRE/3010S2 PWR AMP (test TU), Yaqin MS-90B (test TU), Tsakiridis Aeolos, Haiku-Audio Origami 6550 SE (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Paradigm Premier 700F (test TU), Unison Research Max Mini (test TU), Pylon Ruby 25 mkII, Martin Logan Motion 35XT (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Studio 16 Hertz Canto One New SE (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacze sieciowe: Auralic Aries Mini (test TU), Lumin D2 (test TU) i Auralic Vega G1.
DACi: NuPrime DAC-10H (test TU), Chord Hugo TT 2 (test TU), Topping DX3 Pro (test TU), RWE ADI-2 DAC (test TU), Questyle CMA Twelve Standard (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: Dell Latitude 7390 i MacBook Apple Pro.
Smartfon/tablet: iPhone XR i iPad Air 2.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Audiokultura Iskra 1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), Fostex TH909 (test TU), Pioneer DHJ-X10 C (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Listwy sieciowe: Solid Core Audio Power Supply (test TU) i ZiKE Labs Powerbox (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech Radius Stand, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper oraz adaptery głośnikowe bi-wire Perkune Audiophile Cables (test TU).  



Wzmacniacz lampowy Tsakiridis Aeolos (wersja 2019)

$
0
0

Aeolos z klatką ochronną i bez; zdjęcia ze strony Tsakiridis Devices Polska


Wstęp
Kilkanaście dni temu przebywając w Toruniu, złożyłem wizytę polskiemu dystrybutorowi greckiej firmy Tsadiridis Devices - Artisan Audio Devices. Pojechałem tam odebrać wzmacniacz lampowy Tsakiridis Aeolos (zobacz TUTAJ) na testy, ale przy okazji nie odmówiłem sobie przyjemności posłuchać innych modeli Tsakiridis. Właściciel Artisan Audio Devices oprowadził mnie po salonie, posłuchaliśmy nieco sprzętu, porozmawialiśmy o high-fidelity i o muzyce. Bardzo przyjemnie spędzony czas z prawdziwym pasjonatem muzyki i zaawansowanych systemów high-fidelity.

Tsakiridus Devices oficjalnie zadebiutował w Polsce stosunkowo niedawno, bo dopiero w 2019 roku. Polski dystrybutor jest niejako "odnogą" niemieckiego, co jest bardzo dobrą gwarancją wszelkich dóbr i usprawnień dla polskiego nabywcy.

Tsakiridis Devices
Grecja w Polsce głównie kojarzy się z fascynującą antyczną kulturą, pięknymi plażami, gorącym latem i oryginalną kuchnią. Mniej skojarzeń dotyczy muzyki, choć pewnie każdy zapytany o jakiś grecki motyw muzyczny od razu wymieni ..."Zorbę". Ten bardziej zorientowany pewnie wskaże jeszcze Vangelisa i jego np. "Rydwany ognia". Ale tak naprawdę Grecja to prawdziwa kopalnia dobrej muzyki, jak i cała rzesza oddanych audiofilów. Po Internecie krąży filmik nt. "Klubu ateńskich audiofilów". Kto nie oglądał, powinien to natychmiast uczynić. Ale wracając do tematu.

Tsakiridis Devices (zobacz TUTAJ), to jak już napisałem, firma z Grecji, a konkretnie - z Aten. Została założona w 1987 roku, czyli ponad 30 lat temu. Za jej powstanie odpowiadają ojciec i jego dwaj synowie, oczywiście o nazwisku Tsakiridis: Panagiotis (tata), Kostas i Odeseusz. Wszystkich łączy nie tylko wykształcenie około-inżynieryjne, ale także umiłowanie muzyki. Pierwsze lampowe urządzenia grające zostały skonstruowane w późnych latach 80-tych XX wieku, głównie znajdywały odbiorców wśród rodziny, ich znajomych i znajomych znajomych. Przez kolejne lata krąg nabywców stopniowo poszerzał się, zaś know-how technologiczny ciągle krystalizował i doskonalił się. Rodzina Tsakiridisów najpierw szturmem podbiła wymagający rynek niemiecki, a potem już samo poszło...

Obecnie Tsakiridis Devices specjalizuje się w konstruowaniu i produkcji urządzeń lampowych high-fidelity, ale wciąż nie zatracił pierwotnej świeżości intelektualnej jak i wczesnych metod produkcji sprzętów hi-fi. Te wciąż są wytwarzane są ręcznie w niewielkim zakładzie produkcyjnym (manufakturze) w centrum historycznych Aten. Zaś ich design też można nazwać "antycznym", a przynajmniej ortodoksyjnym.  Produkty Thaskiridis są dostępne na całym świecie; cieszą się dużym powodzeniem i takim samym uznaniem audiofilów. Wszystkie sprzęty otrzymują nazwy zaczerpnięte wprost z greckiej mitologii. Bardzo miłe rozwiązanie.

W ofercie można znaleźć wzmacniacze zintegrowane, przedwzmacniacze i końcówki mocy - wszystkie oparte o lampy elektronowe. Są także kondycjonery prądowe. Wśród wzmacniaczy zintegrowanych można znaleźć tytułowy Aeolos, Aeolos Ultra, Hermes oraz Theseus. Przypomnę, że Aeolos (pol. Eol) to w mitologii greckiej władca wiatrów oraz wyspy Eolii, zaś Theseus (pol. Tezeusz) to mityczny król i założyciel-bohater Aten. (Hermesa nie trzeba chyba przedstawiać).

Wartym podkreślenia jest iż, firmowym powodem do dumy są monobloki Achilles na lampach 300B (zobacz TUTAJ).

Wrażenia ogólne i budowa
Zanim zacznę jakikolwiek opis zaznaczę, że do mnie dotarła zmodernizowana wersja wzmacniacza Tsakiridis Aeolos. Różnice dotyczą wykończenia obudowy, ale także pokrywy transformatorów i klatki ochronnej. Obecne są bardziej dopracowane, efektowniejsze, o wyższej jakości wykonania. Obudowa zbudowana jest z chropowatej blachy z drobinkami metalizującej farby. Świetnie to wygląda. Klatka ochronna zyskała akrylową szybę na froncie. Wymieniono również punkty pomiaru biasu na estetyczniejsze z kołnierzami z tworzywa sztucznego. Z kolei panel frontowy pozostał nieomal bez zmian, wymieniono jedynie włącznik zasilania. Ze zwykłego, przemysłowego na okrągły, metalowy "guzik". Pojawiła się nowa metalowa tabliczka "Tsakiridis Devices" przykręcona na pokrywie transformatorów. Natomiast z tyłu urządzenia zainstalowano nowe, lepsze terminale głośnikowe. Ogólnie należy stwierdzić, że zmodernizowana wersja jest bardziej dopracowana - i co tu dużo pisać - po prostu ładniejsza. (Poprzednia wersja miała design rodem nieomal z DIY).

Wzmacniacz zapakowany jest w stosunkowo duże kartonowe pudło sowicie zaopatrzone w wewnętrzne piankowe formy stabilnie i pewnie unieruchamiające sprzęt. Aeolos dodatkowo zawinięty jest w czarny materiałowy worek ze złotym haftem "Tsakiridis Devices", ściągnięty z jednej strony zielonym sznurkiem. W zestawie znajduje się także pilot zdalnego sterowania oraz przewód sieciowy. Wzmacniacz ma zamontowaną klatkę ochronną na lampy, ale same lampy nie są osadzone w cokołach. Znajdują się w przestrzeni pod klatką ochronną - wszystkie zapakowane w osobne pudełeczka. Cztery lampy EL34 Electro-Harmonix i cztery ECC81 JJ Electronics. To dwie dobierane kwadry, które należy osadzić cokołami w podstawkach według fabrycznych oznaczeń.

Panel frontowy to 1,5 centymetrowa blacha aluminiowa. W centralnym miejscu zamontowano dość dużą gałkę potencjometru (z tego samego materiału co front i w identycznym odcieniu). Po lewej stronie zamontowano dwa metalowe "guziki". Pierwszy od lewej (z zielonym podświetleniem) to główny włącznik zasilania, zaś drugi to selektor źródeł. Wybranie konkretnego źródła skutkuje zapaleniem się jednej z czterech zielonych diod umieszczonych w pionowym rzędzie na prawym skraju panelu frontowego.

Znacznie więcej niż na froncie dzieje się na górze obudowy. To tu znajdują się oczywiście podstawki przeznaczone dla montażu cokołów lamp elektronowych (osiem sztuk), ale także miejsca pomiaru bias dla każdej lampy EL34, cztery otwory regulacyjne bias (osobne dla każdej lampy mocy EL34), cztery przełączniki hebelkowe oraz dwa okienka pomiarowe podświetlanych wskaźników wychyłowych dla pomiaru prądu spoczynkowego bias (to analogowe mierniki panelowe). Pomiędzy podstawkami cokołów lamp EL34 zainstalowano dwa przełączniki do zmiany trybu pracy z triody na pentodę (lub oczywiście odwrotnie). Tamże znajdują się kolejne dwa przełączniki - tym razem służące do wyboru wzmocnienia (poziomu sprzężenia zwrotnego) – niskiego i wysokiego. Regulację biasu dokonuje się poprzez dostrojenie każdego kanału, a odpowiednią wartość można odczytać na wskaźnikach wychyłowych zamontowanych u przedniego skraju obudowy. Nic prostszego.

Na tylnym panelu, w centralnym jego miejscu, zamontowano pięć par solidnych gniazd RCA. Cztery to wejściowe liniowe, zaś piąta to wyjście pętli magnetofonowej, ale można tu podłączyć dowolne urządzenie wyjściowe (np. przedwzmacniacz słuchawkowy czy subwoofer). Po obu przeciwległych stronach rzędu gniazd RCA znajdują się terminale głośnikowe. Wspólne dla wszystkich impedancji - wzmacniacz samoczynne wykrywa impedancję głośników i automatycznie dostosowuje do niej odpowiedni tryb pracy. Na skrajnej prawej stronie można znaleźć gniazdo sieciowe IEC zintegrowane z komorą bezpiecznika.

Dane techniczne
Zintegrowany wzmacniacz lampowy typu push-pull
Klasa AB1
Lampy sygnałowe 4 x ECC81
Lampy Mocy: 4 x EL34.
Dwa tryby pracy, triodowy (20 Wat) oraz pentodowy (35 Wat)
Dwa poziomy sprzężenia zwrotnego
Sterowanie pilotem, selektor wejść, funkcja wyciszania
Potencjometr Alps Blue
4 wejścia liniowe
Wyjście Tape Out
Szerokopasmowe transformatory wyjściowe z dożywotnią gwarancja
Pasmo przenoszenia: 7 Hz – 75 000 Hz
Zniekształcenia: 1,7%
Stosunek sygnał/szum: 85 dB
Czułość wejściowa: 350 mV
Impedancja kolumn: 4-8 Ω
Wymiary (W/S/G): 20/28,5/48 cm
Masa: 18 kg
5 lat gwarancji producenta


Dwa zdjęcia głównego pomieszczenia odsłuchowego Artisan Audio Devices w Toruniu


Karton z Aeolosem


Wzmacniacz zabezpieczony jest grubą warstwą gąbek

Worek z materiału z haftem "Tsakiridis"

Zielony sznurek

Lampy elektronowe na czas transportu umieszczone są pod klatką


Klatka ochronna na czas transportu dodatkowo przypasana jest do korpusu solidnym paskiem

Estetyczna metalowa płytka z logo i napisem "Tsakiridis Devices"

Szyba akrylowa klatki ochronnej

Zawiniątko z lampami

Akcesoria i lampy

Fabryczne lampy elektonowe

Montaż lamp elektronowych

Aluminiowy panel frontowy a na nim centralnie zamontowana gałka głośności

Włącznik sieciowy i selektor źródeł

Rząd diod sygnalizujących wybrane źródło

Te czerwone kołnierze to punkty pomiaru bias; obok małe otwory to miejsca jego regulacji


Ustawienie poziomu sprzężenia zwrotnego i trybu pracy (triodowy lub pentodowy)

Miernik analogowy


Komplet lamp zamontowany już na podstawkach

Z założoną klatką ochronną na lampy elektronowe

Podświetlane mierniki analogowe prezentują się znakomicie!


Dwa spojrzenia na cały system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Jako wzmacniacze porównawcze używałem wzmacniacze lampowe - były to: Yaqin MS-90B, Haiku-Audio Origami 6550 SE oraz Cayin CS-845A. Kolumny to Paradigm Premier 700B (o skuteczności 91 dB), Living Voice Auditorium R3 (94 dB) oraz Pylon Ruby mkII (89 dB). Przewody głośnikowe to za każdym razem Luna Cables Gris (zobacz TUTAJ). Źródła to przede wszystkim odtwarzacze sieciowe Auralic Vega G1 oraz Lumin D2. Pełna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu. 

Odsłuchów dokonywałem w trybie triodowym pracy wzmacniacza. Taki tryb pracy ma mniejszą moc, ale generuje mniej zniekształceń. Można napisać, że jest bardziej fizjologiczny dla lamp elektronowych. Jest czystszy, bardziej szczegółowy. Dodatkowo Aeolos ma regulowane wartości sprzężenia zwrotnego, co w trybie triodowym daje możliwości indywidualnego dobrania "soundu". To spory atut.

Nieco wzmacniaczy lampowych w czasie swojej przygody recenzenckiej Stereo i Kolorowo już przesłuchałem i przetestowałem (z jakieś pięćdziesiąt-sześćdziesiąt). Myślałby człowiek, że już nic nie jest w stanie go zaskoczyć, ale jak się okazuje - wcale tak nie jest. Tsakiridis Aeolos to dla mnie całkowita niespodzianka. Wygląda, jak wygląda, czyli raczej ortodoksyjnie, nie wyróżnia się specjalną urodą (choć to rzecz względna). Kosztuje też całkiem rozsądnie, bo niecałe 7 000 PLN. Wydawałoby się, że ten Aeolos to kolejny jakiś "przeciętniak", który jak ta żaba podsuwa nogę tam, gdzie konie kują. Nie chcę pisać, że w czasie odsłuchów Tsakiridisa "szczęka mi opadła", bo tak oczywiście nie było, ale na pewno jest to wzmacniacz z bardzo dużym potencjałem - więcej niż przyzwoicie grający, bo wyróżniający się wspaniałą barwą brzmienia, wysoką temperaturą przekazu, pierwszorzędnym nasyceniem tonalnym oraz zjawiskową przestrzenią. Charakteryzujący się zdrowym i sprężystym basem, śpiewną średnicą i jasnymi sopranami.

Aeolos zaskakuje dojrzałością brzmienia, czyli czymś dość nieuchwytnym i trudnym do opisania. Po prostu słuchając go, ma się wrażenie obcowania z niezwykle zaawansowanym dźwiękiem, choć oczywiście gdyby chcieć rozłożyć ten dźwięk na czynniki pierwsze, to mogły one nie być tak perfekcyjne jak te poskładane do całości. Ogół to pełne, eufoniczne i puszyste brzmienie z rewelacyjnym dopełnieniu tonalnym. Z głęboką i szeroką sceną wykraczającą poza zwykłe standardy. Z instrumentami bardzo precyzyjnie i jednoznacznie na niej osadzonymi. Przy czym owe instrumenty są wyrażane bardzo plastycznie i bogato, mają gęsty stan skupienia, ale nie są przeciążone tłuszczem ani olejem. I to pomimo faktu, iż Aeolos ma tendencję do lekkiego dociążania tonalnego, jak i właśnie tuczenia przekazu dodatkowymi kaloriami. Są to jednak kalorie pożyteczne i łatwostrawne. 

Ponadto cały obraz dźwiękowy pomimo, że świetnie czytelny i barwny, to jest wyraźnie podkolorowany i docieplony (co jest oczywiście immanentną cechą lamp elektronowych). Po stronie zalet należy położyć, że owo docieplenie nie niesie ze sobą żadnej waty ani tym bardziej  - cukrowej waty. Więcej tu istotnej naturalności i prawdziwości, lecz nie zawsze równa się to neutralności tonalnej. W rezultacie ekspresja muzyczna ma nie tylko barwny i fizyczny wyraz, ale i przyjemnie zaokrąglony, skompletowany o żyzny kontent, wypełniony spoiwem, nalany substancją. Przynosi to dźwięk stuprocentowy, skoncentrowany i wszechstronny. Wręcz absolutny, czyli taki zawłaszczający zmysły odbiorcy, hipnotyzujący i angażujący. Odsłuchy muzyki akustycznej to wyższa poezja. Taka odczytywana w towarzystwie harfy eolskiej (że się posłużę antyczną przenośnią).

Jakie kolumny głośnikowe będą optymalne dla tytułowego Tsakiridisa? Przypomnę, że Aeolos ma dwa tryby pracy: triodowy (o mocy 2 x 20 Wat) oraz pentodowy (2 x 35 Wat). Oba tryby nie mają zbyt dużej mocy, tak więc należy dobierać wysoko-skuteczne kolumny (czyli takie o przynajmniej 90 dB efektywności). W czasie testów do wzmacniacza podłączałem trzy pary głośników: Paradigm Premier 700B (o skuteczności 91 dB), Living Voice Auditorium R3 (94 dB) oraz Pylon Ruby mkII (89 dB). Nie będzie zaskoczeniem jeżeli napiszę, iż najlepiej zagrały Living Voice Auditorium R3. Najwięcej było tu synergii, plastyczności i życia. Tsakiridis nie tyle grał, co śpiewał. Piszę te słowa z pełną odpowiedzialnością. (Na pewno byłyby świetne dla Aeolosa włoskie monitory Unison Research Max Mini, które są wręcz "stworzone dla lampy", ale niestety tuż przed otrzymaniem Tsakiridisa oddałem je dystrybutorowi). 

Konkluzja
Tsakiridis Aeolos to doskonały wzmacniacz lampowy o oryginalnym, własnym "soundzie". Jest niepodrabialny, choć to sto procent brzmienia lampowego w lampie. To ultra-nasycona barwa, głęboki dźwięk, fascynująco zmysłowy przekaz o bajecznym dopełnieniu tonalnym. W wartościach bezwzględnych Aeolos to magiczny wzmacniacz, przeznaczony dla melomana poszukującego przede wszystkim czystej muzyki, a dopiero późnej audiofilii. Polecam!

Cena w Polsce - 6 999 PLN.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Exposure 3010S2 D PRE/3010S2 PWR AMP (test TU), Yaqin MS-90B (test TU), Cayin CS-845A, Haiku-Audio Origami 6550 SE (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Paradigm Premier 700F (test TU), Pylon Ruby 25 mkII, Martin Logan Motion 35XT (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Studio 16 Hertz Canto One New SE (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacze sieciowe: Auralic Aries Mini (test TU), Lumin D2 (test TU) i Auralic Vega G1 (test TU).
DACi: NuPrime DAC-10H (test TU), Topping DX3 Pro (test TU), RWE ADI-2 DAC (test TU), Questyle CMA Twelve Standard (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: Dell Latitude 7390 i MacBook Apple Pro.
Smartfon/tablet: iPhone XR i iPad Air 2.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Audiokultura Iskra 1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU) i MEE Audio Matrix 2 (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Listwy sieciowe: Solid Core Audio Power Supply (test TU) i ZiKE Labs Powerbox (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech Radius Stand, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper oraz adaptery głośnikowe bi-wire Perkune Audiophile Cables (test TU). 


Kolumny podłogowe Pylon Ruby 25 mkII

$
0
0

Pylon Ruby 25 mkII w dębowej okleinie pokrytej olejowoskiem (zdjęcie ze strony Pylon Audio)


Wstęp
Jeszcze na początku sierpnia br. uzgodniliśmy z szefem jarocińskiego Pylon Audio, panem Mateuszem Jujką, wypożyczenie nowych firmowych kolumn głośnikowych do testów. Te kolumny to oczywiście Pylon Ruby 25 mkII (zobacz TUTAJ). To kolejna generacja dobrze przyjętych przez rynek i melomanów Ruby 25. Tę wersję opisywałem prawie dokładnie rok temu, bo w czerwcu 2018 roku (czytaj recenzję TUTAJ). Napisałem wówczas o nich w podsumowaniu recenzji: "Pylon Ruby 25 to jedne z najlepszych kolumn głośnikowych w relacji brzmienie/jakość wykończenia/cena z jakimi miałem do czynienia (o ile nie najlepsze!). Doskonała budowa (w tym innowacyjne przetworniki z membraną Endumax), piękne wykończenie z naturalnego forniru dębowego pokrywanego olejowoskiem. Oraz last, but not least - wspaniałe brzmienie: nasycone, przestrzenne, żywe i energetyczne, a równolegle kulturalne, subtelne i naturalne. Sądzę, że Ruby 25 w ofercie Pylon Audio to prawdziwe perły zasługujące na szereg nagród i szerokie uznanie melomanów". Ciekawe więc jak na ich tle zaprezentują się ulepszone Ruby mkII? Zapraszam do lektury.

Wrażenia ogólne i budowa
Wizualnie skrzynki Ruby 25 versus Ruby 25 mkII niczym się nie różnią (a przynajmniej nic takiego nie stwierdziłem). Różnice dotyczą wyłącznie innych zastosowanych przetworników średnio-niskotonowych. To kolejna, ulepszona generacja głośników z membranami na bazie Endumaxu, z pierwotnym przeznaczeniem konstrukcyjnym dla modeli wyższych Ruby 30. Japońskie tworzywo Endumax (polietylen o ultra wysokiej masie cząsteczkowej) cechuje się super-wytrzymałością przy jednoczesnej bardzo małej masie własnej. Tworzywo to posiada optymalny balans pomiędzy tłumieniem wewnętrznym a sztywnością, przy czym ciężar właściwy membrany jest niższy od analogicznej membrany opartej o włókno szklane lub celulozę. Endumax pozwala uzyskać gładkie i rozdzielcze brzmienie bez wyraźnie zaznaczanych rezonansów. Myślę że dobrze się stało, iż Pylon Audio zdecydował się na montaż ulepszonych głośników w Ruby 25 i nazwał je symbolem mkII. Przecież taka modernizacja może wpływać (i na pewno wpływa) na brzmienie, więc warto te dwie wersje od siebie odróżnić innymi oznaczeniami.

Cytuję za Pylon Audio: "Wraz z pojawieniem się nowej generacji głośników nisko-średniotonowych zaprojektowanych pod kątem użycia w zestawie Ruby 30, zdecydowaliśmy się na upgrade 25-ki. W zestawie Ruby 25 mkII role głośnika nisko-średniotonowego powierzono nowej jednostce wyposażonej w przeprojektowany układ magnetyczny, dodatkowo wyposażonej w pierścień Faraday'a, oraz cewkę o większej średnicy. Dzięki tym zabiegom środek pasma uzyskał jeszcze lepszą przejrzystość i neutralność, pozwoliło to również na niewielką modyfikacje objętości obudowy, co z kolei przełożyło się na rozszerzenia możliwości w zakresie niskich częstotliwości. Finalnie Ruby 25 mkII brzmią pełniej i klarowniej od swojego poprzednika.

Konstrukcja została oparta o głośniki niskotonowe PSW 17.8 EXA, których membrana wykonana jest z Endumaxu. Jest to tworzywo posiadające bardzo dobry balans między tłumieniem wewnętrznym a sztywnością, przy czym ciężar właściwy membrany jest niższy od analogicznej membrany opartej o włókno szklane czy celulozę. Górę pasma odtwarza jedwabna kopułka, ładnie podkreślając charakter brzmienia głośników nisko-średniotonowych". Koniec cytatu.

Nie będę opisywać wyglądu zewnętrznego nowych Ruby 25, bo dość szczegółowo uczyniłem to podczas testu poprzedniej wersji - proszę poczytać TUTAJ. Przypomnę jedynie, że Ruby 25 to są wyjątkowo urodziwe kolumny. Solidnie wykonane, z piękną stolarką i efektownym drewnianym fornirem pokrytym uszlachetnionym olejowoskiem. Urody także dodają ażurowe maskownice z profilowane metalowej siatki, przykrywające jedynie same głośniki na frontach, jak i dolny, prostokątny wylot tunelu wentylacyjnego. Pisząc krótko, Ruby 25 mkII są bardzo ładne i efektowne. Na pewno wyglądają na droższe niż te 5 000 PLN, jakie należy za nie zapłacić.

Na koniec tego rozdziału podkreślę, że Pylon Audio wreszcie zdecydował się na zakończenie pakowania skrzynek głośników w styropianowych formach i zastąpienie ich piankowymi. Do tej pory męczarnią było dla mnie rozpakowywanie pudeł z kolumnami Pylon Audio wyłożonych styropianem. Ten kruszył się okrutnie - styropianowe drobiny później fruwały po całym mieszkaniu, zaś raz użyte styropianowe formy nie nadawały się do ponownego użytku. Obecne piankowe formy są solidne i trwałe. Brawo.

Dane techniczne
Impedancja 4 Ohm
Pasmo przenoszenia 38 Hz - 20 000 Hz
Moc nominalna 100 W
Moc maksymalna 150 W
Efektywność 89 dB
Wymiary [W x H x D] 192 x 1020 x 325 mm
Masa 20 kg / sztuka
Głośnik niskotonowy 2 x Pylon Audio PSW 17.8 EXA
Głośnik wysokotonowy Pylon Audio PST-120.6
Kolce + podstawki Tak
Maskownica Tak, profilowana siatka
Nóżki filcowe Tak
Gwarancja 3 lata + 1 rok (rejestracja produktu)
Dostępne kolory: Okleina naturalna "DĄB", uszlachetniona olejowoskiem - 11 dekorów.


Duże pudła z Ruby 25 mkII


Pylon Audio w modelach Ruby 25 mkII wreszcie zaczął stosować pianki do ochrony skrzynek (w miejsce styropianu)

Koperta z nóżkami

Wkręcane nóżki z filcem


Skrzynki Ruby mają klasyczne proporcje



Przykładna stolarka; drewniany fornir pokrywany jest olejowoskiem




Głośniki nisko-średniotonowe i tweetery przykryte są metalową siateczką

Płaski wylot tunelu akustycznego przykryty metalową siateczką

Gram na wzmacniaczu Tsakiridis Aeolos

A tu gram na wzmacniaczu Cayin CS-845A

Jedno spojrzenie z dalszej perspektywy


Wrażenia dźwiękowe
Pylon Ruby 25 mkII przyłączałem przede wszystkim do trzech par wzmacniaczy: dwóch lampowych - Tsakiridis Aeolos i Cayin CS-845A oraz tranzystorowego Hegel H160. Przewody głośnikowe to za każdym razem Luna Cables Gris (czytaj TUTAJ recenzję). Kolumny porównawcze to Paradigm Premier 700F oraz Living Voice Auditorium R3. Pełna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Jako że otrzymałem nowe Ruby mkII wprost z linii produkcyjnej jarocińskiego Pylon Audio, po ich wyjęciu z pudeł i docelowym ustawieniu, najpierw musiałem je porządnie "wygrzać". Pograły sobie z tydzień na średnim poziomie głośności napędzane tranzystorem Hegel H160 w czasie, kiedy nie było mnie w domu. Dopiero po takich zabiegach zabrałem się za ich odsłuchy właściwe. Jednak zawieszenia membran muszą się nieco rozhuśtać, dotrzeć i nastawić. Nie ma co się śpieszyć.

W zasadzie mógłbym tu w całości, "toczka w toczkę", przepisać swoją recenzję sprzed roku modelu Ruby 25 (czytaj TUTAJ), albowiem jest to bardzo podobne granie, choć lekko zmodernizowane o lepszą rozdzielczość oraz wyższy poziom klarowności brzmienia. A także mocniejszy bas oraz szybszy jego wymiar. Generalnie rzecz biorąc, największą siłą nowych Ruby 25 jest ich wzorowa harmonia przekazu. To niejako świetne "ustawienie" dźwięku powodujące, że muzyka zawsze jest odbierana jako pełna, nasycona i wyraźna. Atrakcyjna i energetyczna. Uniwersalna i kulturalna. Odsłuchy na jarocińskich głośnikach są niemęczące - relaksacyjne i wypoczynkowe, co nie oznacza, że głośniki nie umieją pokazać pazura, bo oczywiście umieją (kiedy trzeba).

Nowe Ruby 25 mkII, podobnie jak wcześniejsze Ruby 25, lekko podkreślają i uatrakcyjniają średnicę, acz nie dzieje się to względem innych zakresów i podzakresów. Średnie tony są dość skondensowane, płynne i plastyczne. Dobrze nasączone zarówno powietrzem, jak i substancją tonalną. Zapewniają doskonały wgląd w barwę i wnętrze nagrań. Średnica odbierana jest jako naturalna i czysta - nie przeskalowana, nie ma poczucia ani jej poszerzenia, czy tym bardziej "rozdęcia". Subtelności i mikroelementy są słyszalne i rozróżnialne, żyją własnym życiem zarówno na powierzchni, jak i w głębi sceny. Są wyraźnie trójwymiarowo zlokalizowane, odciskają się na współrzędnych 3D sceny, nie ma problemów z ich obecnością. Swym istnieniem dookreślają scenę i ubarwiają cały przekaz.

Testowałem większą część głośników firmy Pylon Audio, jedne bardziej mi przypadły do gustu, inne mniej. Przez dłuższy czas byłem właścicielem monumentalnych modeli Diamond 28 (czytaj TUTAJ). To były doskonale zaprojektowane i wykonane kolumny z Jarocina. To są znakomicie brzmiące skrzynki z dźwiękiem zahaczającym już o poziomy brzegów high-endu. Warto podkreślić, iż jest to brzmienie całkowicie spójne i wyważone, nasycone żywym tonem i otwarte na przestrzeń. I właśnie takie cechy można również odnaleźć w Ruby 25 mkII. Referencyjne wypoziomowanie brzmienia, pięknie nasycona i wyraźna średnica, dobrze wyprofilowany bas. Ruby to dojrzała kwintesencja stylu dźwiękowego Pylon Audio. Jej finezja i esencja - wysublimowanie. Nic dodać, nic ująć.

Tytułowe głośniki nie są zbyt wybredne jeśli chodzi o dobór wzmacniacza. Raz, że mają wysoką efektywność 89 dB, a dwa, że są brzmieniowo uniwersalne. Ani ciepłe, ani zimne; ani miękkie, ani twarde; wreszcie - ani zbyt puszyste, ani zbyt zbite. Są nieomal stuprocentowo neutralne, więc można je bezproblemowo łączyć ze wszelką amplifikacją. Czy to lampowa, czy tranzystorowa, czy hybrydowa najpewniej zawsze będzie optymalnie i zdrowo. Można napisać, że Pylony dostrajają się do wewnętrznego charakteru wzmacniacza i umożliwiają mu na ujawnienie indywidualnego potencjału. (No może nie zalecałbym Ruby 25 do jakiejś niezbyt wydajnej lampy, ale już spokojnie do takiej z mocą rozpoczynającej się gdzieś od 2 x 10 Wat).     

Konkluzja
Najnowsze Pylon Ruby 25 mkII to bardzo udane kolumny podłogowe, konstrukcyjnie oparte na głośnikach średnio-niskotonowych z membranami wykonanymi z japońskiego Endumaxu. Jakość budowy skrzynek, stolarki i drewnianej okleiny to wysoka światowa liga. Brzmieniowo Ruby 25 mkII reprezentują angażujący i pełny dźwięk o zaawansowanym sznycie harmonii i wyważenia tonalnego, które to pozwalają je nazwać neutralnymi, acz barwnymi. Z wyraźną sceną, znakomitym obrazowaniem zjawisk przestrzennych i niezłą głębią. To głośniki uniwersalne, bo zgrywające się z dowolnym wzmacniaczem z podobnego im lub nieco wyższego pułapu cenowego. Czego tu chcieć więcej? Rekomendacja.

Cena w Polsce - 4 999 PLN (za parę).   

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Yaqin MS-90B (test TU), Tsakiridis Aeolos (test TU), Cayin CS-845A, Haiku-Audio Origami 6550 SE (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Paradigm Premier 700F (test TU), Martin Logan Motion 35XT (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Studio 16 Hertz Canto One New SE (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacze sieciowe: Auralic Aries Mini (test TU), Lumin D2 (test TU) i Auralic Vega G1 (test TU).
DACi: NuPrime DAC-10H (test TU), Topping DX3 Pro (test TU), RWE ADI-2 DAC (test TU), Questyle CMA Twelve Standard (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: Dell Latitude 7390 i MacBook Apple Pro.
Smartfon/tablet: iPhone XR i iPad Air 2.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Audiokultura Iskra 1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU) i MEE Audio Matrix 2 (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Listwy sieciowe: Solid Core Audio Power Supply (test TU) i ZiKE Labs Powerbox (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech Radius Stand, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper oraz adaptery głośnikowe bi-wire Perkune Audiophile Cables (test TU). 


Kolumny podstawkowe Koda K-2000B mkII - zapowiedź testu

$
0
0


Swojego czasu sporo zamieszania wśród audiofilów wywołały niedrogie kolumny Koda K-2000B z Chin. Było to jakieś 10 lat temu. Głośniki kosztowały bardzo niewiele (nie pamiętam dokładnie, ale było to około 1 000 PLN za parę), lecz w wartościach bezwzględnych bardzo dobrze grały. Ba! Nawet nie tyle dobrze grały, co rewelacyjnie. Kody K-2000B zrobiły dużą furorę dojrzałym i pełnym brzmieniem, jak i świetną konstrukcją (którą można było dodatkowo na różne sposoby łatwo apgrejdować).

Tak się złożyło, że te 10 lat temu zakupiłem parę Koda K-2000B z przeznaczeniem dla mojego ulubionego wówczas wintadżowego amplitunera SABA 9240 S Electronic. Ale przetestowałem je także zestawiając ze wzmacniaczem Accuphase E-213 i z zestawem Rotel RC-03/Rotel RB-03/Rotel RB-03 (przedwzmacniacz i dwie monofoniczne końcówki mocy), a potem także z mini-wieżą Yamaha PianoCraft E-810. Dużą część owych eksperymentów opisałem na nieistniejącym już portalu Stereo Underground, a potem przeniosłem na mój blog Stereo i Kolorowo; recenzję Koda K-2000B można przeczytać TUTAJ.

Kilka dni temu polski dystrybutor Polpak Sp. z o.o. poinformował mnie, że Koda wypuściła zmodernizowaną wersję dawnych Koda K-2000B, którą nazwano Koda K-2000B mkII (zobacz TUTAJ). A to niespodzianka, tym bardziej że poprzednia wersja K-2000B od dawna była już niedostępna. W rezultacie powyższego, dziś rano kurier przywiózł do mnie do Gdyni nowiusieńką parkę Koda K-2000B. Muszę przyznać, że są to ładne i fajnie grające głośniki za ...899 PLN (za dwie sztuki).

Cytuję za Polpak Sp. z o.o.: Konstrukcja kolumny oparta jest na pierwowzorze K-2000B, czyli zespole głośnikowym sprzed około 10 lat, który był niezwykle popularny wśród audiofilów i był znany z możliwości łatwych upgrade’ów. Obecna wersja podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej i czyni K-2000B mkII jedną z najlepszych kolumn na rynku w tym przedziale cenowym!

Szczegóły konstrukcyjne i funkcje:
• Sztywna i odporna na rezonanse obudowa wykonana z płyt MDF o dużej grubości: 15 mm wszystkie ściany (czarny mat) oraz 12 mm płyta MDF (pokryta winylem) po obu stronach obudowy.
• Elegancka i solidna, wysokiej jakości powłoka winylowa o fakturze imitującą drewno.
• Mocny przetwornik wysokotonowy z jedwabną kopułą dla zwiększenia szczegółów i neutralności.
• Panel przetwornika wysokotonowego ma kształt zapewniający wyjątkowe rozproszenie dźwięku w osi, jak i poza nią.
• Wysokiej jakości przetwornik średnio-niskotonowy ze sztywną, lekką i szybko poruszającą się membraną z Kevlaru® zapewniającą wyjątkowy zakres brzmienia, naturalne tony średnie oraz znakomicie zdefiniowany, głęboki bas.
• Wysokiej jakości zwrotnica z komponentami wysokiej jakości. Punkt odcięcia: 2 000 Hz. Oktawa: głośnik wysokotonowy 12 dB, głośnik niskotonowy 6 dB.
• Opcja bi-wiringu i bi-ampingu: pozłacane, wysokiej jakości miedziane zworki bi-wire o grubości 2 mm.
• Podwójnie rozszerzana tuba bassreflex 90° zapewnia doskonałą wentylacji

Dane techniczne
Typ / Konstrukcja 2-drożna, kolumna podstawkowa, tylny port basowy
Bi-wiring, bi-amping
Moc 40 - 150 W (zalecana moc wzmacniacza)
100 W RMS
Pasmo przenoszenia 48 Hz - 20 000 Hz
Impedancja 6 Ohm
Efektywność 88 dB
Przetwornik wysokotonowy 25 mm (1”), jedwabna kopułka
Przetwornik średnio-niskotonowy 133 mm (5.25”), Kevlar®
Wymiary (W x S x G) 33.6 x 16.7 x 26.6 cm (bez nóżek i maskownicy)
Masa 6.75 kg / szt.














Firmowe blaszki wymieniłem na zworki Sevenrods

Na podstawce Solid Tech

Aktywny głośnik bezprzewodowy Bluetooth Mooer Silvereye 10 (combo gitarowe)

$
0
0
Zdjęcie ze strony Shenzhen Mooer Audio Co., Ltd.


Wstęp
Niedawno zostałem mocno pozytywnie zaskoczony sprzętem studyjnym, który kosztował rozsądne pieniądze jak to sprzęt profesjonalny (a nie "audiofilski"), a grał jakby był wykonany ze złota. Albo i z platyny. Tym urządzeniem był przetwornik cyfrowo-analogowy i wzmacniacz słuchawkowy RWE ADI-2 DAC (czytaj recenzję TUTAJ). Po raz kolejny okazało się, że niepozorny sprzęt audio z typowo "nie urokliwym" studyjnym designem może brzmieć nie gorzej niż porównywalne cenowo (a nawet znacznie droższe!) urządzenia stricte audiofilskie, ale za to o pięknej powierzchowności. Nie żebym się z tych drugich wyśmiewał i kpił, ale czasem warto mieć nieco dystansu. I zdrowego rozsądku.

Idąc za ciosem zacząłem się zastanawiać nad kolejnym eksperymentem porównawczym: urządzenie audiostereo versus profesjonalne. Tym razem chciałem spenetrować świat głośników aktywnych z odbiorem sygnału bezprzewodowego via standard Bluetooth. Tak zwanych głośników Bluetooth jest cała masa, są większe i mniejsze, oferowane przez bardziej i mniej znane firmy. Przy czym te bardziej znane firmy winszują sobie za takowe głośniki często dość absurdalne ceny przy jednoczesnym niezbyt dużym wkładem technologicznym w owe sprzęty. Nie chcę pokazywać palcem, ale np. taki Harman Kardon Onyx może kosztować i 2 000 PLN albo jakiś niewielki JBL prawie 1 000 PLN. Tymczasem zauważyłem, że firmy profesjonalne oferują nie gorsze (a może i lepsze?) rozwiązania. Przy czym nazywają je nie jako "głośnik Bluetooth", a najczęściej jako wzmacniacz z odbiorem sygnału Bluetooth. I właśnie tym tropem podążyła moja dalsza eksploracja.

Wrażenia ogólne i budowa
Niniejszym przedstawiam Czytelnikowi sprzęt profesjonalny Mooer Silvereye 10 (zobacz TUTAJ), który oficjalnie nosi nazwę "combo gitarowe" albo "wzmacniacz z technologią Bluetooth oraz wbudowanym wzmacniaczem instrumentalnym". Jednakże to typowy aktywny głośnik bezprzewodowy w technologii Bluetooth, o mocy 2 x 16 Wat, dodatkowo wyposażony w gniazdo 6,3 mm umożliwiające przyłączenie gitary elektrycznej. Co ciekawe, Mooer Silvereye 10 oprócz regulacji typowo gitarowych, ma także korekcje dźwięku jak podbicie basów czy brzmienie "live". Można tu również przewodowo podłączyć źródło zewnętrzne poprzez gniazdo 3,5 mm. A do tego Silvereye 10 jest wyjątkowo estetyczny (m.in. obicie z kremowego tolexu). Nie byłoby w powyższym żadnej sensacji, gdyby owo urządzenie nie kosztowało 500 PLN, a kosztowałoby jakieś 1 500 PLN.

Innymi słowy, po prawdzie Mooer Silvereye 10 jest typowym głośnikiem bezprzewodowym z technologią przesyłu Bluetooth, z wbudowanymi dwoma głośnikami (tryb stereo), z równoległą możliwością przyłączenia gitary elektrycznej. Można np. ze smartfonu odtwarzać muzykę, ale można także w czasie tego odtwarzania przyłączyć gitarę i przygrywać do owej odtwarzanej muzyki. Bardzo przyjemna funkcja, tym bardziej, że Mooer umożliwia regulację i korekcję dźwięku gitary, jak i dodatkowo daje trzy tryby odtwarzania muzyki - Live/Bypass/Double-Bass.

Wrażenia dźwiękowe
Jako że na gitarze ostatnio grywałem w liceum, postanowiłem się nie kompromitować i nie używać Silvereye 10 jako combo gitarowego a jedynie jako normalny wzmacniacz Bluetooth. W tym celu sparowałem urządzenie z moim smartfonem iPhone XR. Muzykę zaś odtwarzałem z serwisu streamingowego Tidal HiFi.

Najpierw uwaga użytkowa. Silvereye 10 bardzo szybko paruje się ze źródłem Bluetooth. Połączenie jest stabilne i odbywa się bez żadnych zakłóceń, bez sprzężeń. Każde naciśnięcie klawisza głośności na smartfonie skutkuje cichym "piśnięciem" w głośniku Mooer. Pomaga to orientować się w wybieranym poziomie głośności, ale może także irytować. Nie da się tego wyłączyć z poziomu Mooer - trzeba po prostu wyciszyć klawiaturę w smartfonie.

Mooer ma obudowę wykonaną z grubej sklejki (a nie z tworzywa sztucznego), na froncie zainstalowane są dwa pełnozakresowe głośniki stereo, każdy o średnicy trzech cali. Z tyłu skrzynki dodatkowo znajduje się tunel wyjścia bas-refleksu. Obudowa obita jest tworzywem tolex, które zabezpiecza przed rezonansami (tolex stosuje się do pokrywania m.in. profesjonalnych wzmacniaczy i kolumn). Jak widać, nie ma tu żadnej magii, fantastycznych parametrów, quasi-naukowego bełkotu o niesamowitych technologiach zaimplementowanych w Silvereye 10. Są za to zastosowane solidne tworzywa i jest klasyczna budowa głośnika. Czy coś takiego może dobrze zagrać? Odpowiedź jest bardzo krótka i konkretna - tak!

Wzmacniacz gra bardzo porządnie - obficie, soczyście i wyraźnie. Z wyczuwalną stereofonią, dość mocnym basem, jak i niezłą ogólną harmonią. Dźwięk jest czysty, nie podkręcony, żywy i w miarę naturalny. Ma dobry drive, cielesność grania oraz wysokie natężenie akustyczne. Jak za cenę 500 PLN jest to brzmienie przykładne - o ile jeszcze nawet nie lepsze. Przyjemne w odbiorze, kształtne w wymiarze oraz "nie nadmuchane".

Oczywiście ogólne brzmienie można lekko modyfikować trzema ustawieniami equalizera: Live/Bypass/Double-Bass. Chyba nie trzeba tu nawet wyjaśniać, że tryb "Live" dodaje więcej rozdzielczości i jasności przekazu, "Double-Bass" - miąższości basu. Zaś "Bypass" jest trybem naturalnym. Funkcje equalizera są przydatne - dobrze że są.

Konkludując, mogę autorytatywnie napisać, że owe 500 PLN wydane na "wzmacniacz gitarowy" Mooer Silvereye 10 to świetnie zainwestowane pieniądze na wolnostojący głośnik aktywny z łącznością bezprzewodową Bluetooth. A do tego estetyczny - czarujący lekko old-schoolowym wzornictwem. Polecam!

Shenzhen Mooer Audio Co., Ltd.
Nietypowo, bo na sam koniec napiszę kilka słów o Mooer Audio. Firma została założona w 2010 roku w chińskim Shenzen. Pierwszymi produktami były pedałowe efekty gitarowe o małych rozmiarach. Portfolio bardzo szybko się rozrosło i obecnie Moeer Audio jest prawdziwym potentatem na rynku profesjonalnym audio. W rozbudowanej ofercie (zobacz TUTAJ) można znaleźć takie pozycje jak: efekty gitarowe, basowe, multigitarowe, wzmacniacze gitarowe (w tym lampowe) i głowy gitarowe, automaty perkusyjne, kontrolery, zasilacze i mnóstwo innych akcesoriów.

Dane techniczne
- Wzmacniacz z technologią Bluetooth oraz wbudowanym wzmacniaczem instrumentalnym
- Moc wyjściowa: 2 x 16 W
- 2 kastomowe głośniki 3", pełnozakresowe, przystosowane do odwzorowania brzmienia z każdym detalem
- 3 tryby odtwarzania, presety EQ (Live/Bypass/DBB)
- Bezprzewodowe przesyłanie audio poprzez Bluetooth dla AUX in
- Kontrola na panelu przednim Volume, Gain, Treble, Bass oraz Master
- Przełącznik Bluetooth ON / OFF
- 3-pozycyjny przełącznik wyboru trybu EQ
- Dioda LED
- Wejście na przednim panelu (6,3 mm mono), Aux (3,5 mm stereo)
- Przełącznik zasilania na tylnej ścianie urządzenia
- Zasilanie załączonym zasilaczem 24 V DC o wtyku baryłkowym 2,1 x 5,5 mm, polaryzacja (-) środek
- Zawiera 3,5 mm kabel stereo AUX
- Wymiary: 292 x 167 x 168 mm
- Masa: 2,45 kg
- Obicie z kremowego tolexu
- 4- letnia gwarancja W-Music Distribution (wymagana rejestracja produktu)

Mooer Silvereye 10 zamówiłem u polskiego dilera europejskiego dystrybutora Mooer Audio - firmie Dobre Brzmienie z Mysłowic.

Cena w Polsce - 499 PLN.
























Gramofon Pro-Ject T1 Phono SB z wkładką Ortofon OM 5E

$
0
0

Materiały producenta


Wstęp
Dawno na Stereo i Kolorowo nie testowałem gramofonu firmy Pro-Ject Systems. Ostatnio było to kilka lat temu, recenzowałem wówczas model Pro-Ject RPM 5.1 (czytaj TUTAJ test tego gramofonu wraz z przedwzmacniaczem Pro-Ject Phono Box S). Niedawno pojawiła się możliwość przetestowania nowego gramofonu Pro-Ject. Z cieszyńskiej firmy Voice Sp. z o.o. przyjechał do mnie premierowy Pro-Ject T1 Phono SB (zobacz TUTAJ) reprezentujący tzw. entry-level. T1 Phono SB to gramofon oparty na konstrukcji T1 jednak poszerzony o funkcjonalność przedwzmacniacza gramofonowego oraz elektronicznej regulacji obrotów 33/45/78. Ma fabrycznie montowaną wkładkę Ortofon OM 5E (zobacz TUTAJ) z igłą o eliptycznym szlifie (!).

Pro-Ject Audio Systems
Pro-Ject Audio Systems (zobacz TUTAJ) to, jak powszechnie wiadomo, firma austriacka, lecz produkująca większość asortymentu w Czechach (oraz częściowo na Słowacji). W sierpniu 2017 roku Project Audio System 35 kilometrów na północ od Wiednia (i 30 kilometrów od czeskiej granicy), w miejscowości Mistelbach, otworzył nowe olbrzymie centrum dystrybucyjne oraz przeniósł tam swoją główną kwaterę. Tamże znajduje się referencyjne studio odsłuchowe i demonstracyjne. Co ciekawe, zewnętrzna fasada budynku biurowego odzwierciedla rowki płyty winylowej.

Przedsiębiorstwo zostało założone w 1991 roku przez pana Heinza Lichteneggera. Wkrótce Pro-Ject przejął słynną czeską firmę EAT (dawniej Tesla Litovel) z miasta Litovel k/Pragi wraz całym parkiem maszynowym, kadrą inżynieryjną, zapleczem technologicznym i naturalnie - z 50-letnim doświadczeniem w produkcji gramofonów, a także powiązaniem długoletnią współpracą z szwajcarsko-niemieckim Thorensem. Niedługo po przejęciu EAT powstał, legendarny już, pierwszy model gramofonu Pro-Ject 1 - reprezentował nowy standard brzmienia w pułapie entry-level; można zaryzykować nawet twierdzenie, że spowodował rewolucję w dotychczasowych konstrukcjach analogowych, które aby świetnie brzmieć, najczęściej musiały też sporo kosztować. W Pro-Ject 1 miało być inaczej. Miał być zaoferowany doskonały dźwięk w niskiej cenie. Taka idea do dziś przyświeca firmie – można ją streścić słowami motta: „najważniejszą zasadą projektowania w Pro-Ject jest, aby zapewnić maksymalnie najlepszą jakość dźwięku w możliwie najniższej cenie - stąd przedsiębiorstwo stosuje klasyczne technologie i materiały wysokiej jakości, bez zbędnych luksusowych elementów, łącząc je w sposób prosty, ale atrakcyjny wizualny i mechanicznie poprawny gwarantując tym samym długoterminowe niezawodne działanie

Pro-Ject produkuje szeroką gamę urządzeń audio, w tym liczne linie gramofonów, które są często są określane jako modele odniesienia entry-level. Pro-Ject Audio System produkuje również szereg mikro-komponentów hi-fi takich jak wzmacniacze, transporty CD, przedwzmacniacze gramofonowe, urządzenia do przesyłania strumieniowego i inne. Obecnie systemy Pro-Ject Audio są dostarczane do ponad 80 krajów na całym świecie. Można nawet napisać, że dzięki Pro-Ject gramofony trafiły pod strzechy...

Aby uzupełnić powyższe informacje, warto napisać że przedsiębiorstwem naczelnym jest Audio Tuning Vertriebs GmbH (jej właścicielem jest Heintz Lichtenegger) grupujące wiele marek, w tym oczywiście i Pro-Ject Audio Systems. Przypomnę, że w 2018 roku gruchnęła informacja o tym, iż Audio Tuning Vertriebs GmbH przejmuje brytyjskiego Musucal Fidelity. Ale Audio Tuning Vertriebs GmbH ma także prawa własnościowe (częściowe lub całkowite) do wielu innych marek hi-fi audio. Pan Heintz Lichtenegger poprzez osobę swojej żony Józefiny Lichtenegger kontroluje inną gramofonową firmę, a mianowicie wspomnianą wcześniej EAT, czyli European Audio Team. EAT to już bardzo luksusowa produkcja analogowa, ale bystry obserwator dostrzeże tam ramiona Pro-Ject i takowe chassis. Ślady aktywności pana Lechtenggera prowadzą też do słowackiego miasta Presov, gdzie mieści się zacna fabryka audio Canor.

Wrażenia ogólne i budowa
Tytułowy gramofon przynależy do najnowszej budżetowej serii T1. Obejmuje ona trzy modele: standardowy T1 (ma zmodernizowane ramię, cokół, talerz i układ silnika), T1 Phono SB (z modułem przedwzmacniacza gramofonowego MM) oraz T1 BT (z przedwzmacniaczem MM i dodatkowo z łącznością Bluetooth). Wszystkie dostępne są w trzech kolorach: czarnym, białym lub orzechowym.

T1 Phono SB przychodzi w kartonie o niezbyt dużych rozmiarach i niewielkiej masie. Po otwarciu kartonu okazuje się, że gramofon jest rozłożony na kilka części. Pudło wyłożone jest paroma warstwami giętych form kartonowych i styropianowych. Na samym wierzchu leży instrukcja montażu, obsługi i gwarancja. We wspólnym woreczku można także znaleźć solidne interkonekty z uziemieniem, wagę do igły, poziomicę, klucz imbusowy do regulacji przeciwwagi i adapter 45 RPM. Miłe dodatki. Szczególnie dobrze prezentują się przewody gramofonowe - są lepsze niż nieczęsto w droższych gramofonach.

Jak napisałem. Gramofon w kartonie jest dostarczany w kilku osobnych częściach. 1) Plinta z zamontowanym nań ramieniem (wkładka jest już osadzona na ramieniu), 2) szklany talerz, 3) pokrywa z przezroczystego akrylu i 4) pasek, mata oraz zasilacz impulsowy. Nabywca musi przede wszystkim nałożyć pasek na wałek silnika i koło zamachowe napędu gramofonu, potem na szpindel nałożyć talerz. Następnie należy wykonać poziomowanie plinty (tu przyda się poziomica). Kolejną czynnością jest zmierzenie i ustawienie siły nacisku igły. Powinna mieścić się w przedziale 1,5-2,0 g (15-20 mN), przy czym rekomendowana siła nacisku to 1,75 g (17,5 mN). Tu przyda się waga do wkładki (jest w komplecie) oraz precyzyjna regulacja przeciwwagi. Wkładka jest już fabrycznie wyregulowana, więc nie trzeba już nic więcej robić z ramieniem i wkładką. Wystarczy jeszcze nałożyć matę na talerz, pokrywę ochronną na plintę, no i oczywiście przyłączyć gramofon do zasilania i wzmacniacza. To wszystko, można nakładać winyl na talerz i zacząć grać.

W tym miejscu oddaję głos Pro-Ject Systems: "Zaawansowane materiały, stylowa estetyka i bogate, żywe brzmienie, w połączeniu ze sprawdzonym procesem rozwoju, zapewniają, że otrzymujemy produkt bez kompromisu w zakresie jakości dźwięku przy osiągnięciu tak przystępnej ceny. Stylowa, obrabiana za pomocą CNC, plinta gramofonu dostępna jest w wykończeniu: czarne piano, biały mat oraz orzech. Nie zawiera plastikowych elementów, starannie wykonana, bez pustych wnęk po to, by zapobiec niepożądanym wibracjom podstawy gramofonu.

Użycie ciężkiego, szklanego talerza o zerowym rezonansie nawiązuje do filozofii konstrukcji obudowy unikając wad alternatywnych tworzyw sztucznych lub lekkiej stali. Specjalnie dobrane nóżki świetnie izolują T1 Phono SB od drgań podstawy na której stoi wokół twojego systemu hi-fi.

W T1 Phono SB silnik napędza poprzez pasek nowo zaprojektowany sub-talerz, który umieszczony jest w ultra -precyzyjnym łożysku o tolerancji 0,001 mm. Jest to podobny system jak w modelu Essential III – oś ze stali osadzona w mosiężnej tulei. Wysoka stabilność pracy układu napędowego w połączeniu z precyzyjnym łożyskiem talerza oraz ciężkim talerzem ze szkła dają wyjątkowe warunki do idealnego śledzenia rowka płyty bez zakłóceń. Ramię T1 Phono SB to nowy model oparty na poprzednich projektach ramion Pro-Ject. Proste ramię, o efektywnej długości 8.6” jest sztywną konstrukcja z aluminium, z łożyskami o niskim tarciu co zapewnia absolutna dokładność śledzenia rowka. Dodatkowo zintegrowana główka jest dużym ulepszeniem w stosunku do konstrukcji z przykręcaną lub przyklejaną głowicą.

Gramofon dostarczany jest z wkładką MM Ortofon OM 5E z eliptyczną igłą - rozwiązanie typowo Hi-Fi, bez cięcia kosztów. Gramofon posiada wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy oraz elektroniczną regulacje obrotów. Dodatkowo w zestawie jest pokrywa zabezpieczająca ramię i talerz przed kurzem oraz mata z filcu. T1 Phono SB to rozsądnie wyceniony gramofon Hi-Fi produkowany w Europie, w fabryce z wieloletnią historią w produkcji gramofonów analogowych". Koniec cytatu.

Od siebie dodam, iż gramofon pomimo że reprezentujący poziom entry-level, to wykonany jest znakomicie. Świetnie skonstruowany z solidnych materiałów - żadnych plastików (oprócz pokrywy). Sztywne aluminiowe (!) ramię 8,6“, znakomita wkładka gramofonowa, trzy regulowane nóżki antywibracyjne o sprężystym podłożu, plinta z grubej sklejki. A do tego T1 jest bardzo urodziwy. Świetny design, przykładne wykonanie. 

Główne cechy
- Napęd paskowy
- Anty-rezonansowy projekt sub-talerza
- Ciężki, 8 mm grubości - zero rezonansów - talerz ze szkła
- Precyzyjnie wykonane chassis (CNC): Brak pustych przestrzeni, brak plastiku
- Wkładka typu MM Ortofon OM5e
- Precyzyjnie wykonane ramię 8,6“ z aluminium
- Precyzyjne ułożyskowanie ramienia
- Ramię z zintegrowaną głowicą (jeden element)
- Wbudowany przedwzmacniacz gramofony
- Elektroniczna regulacja obrotów 33/45/78
- Nóżki absorbujące drgania
- Elegancka pokrywa z regulacją zawiasów
- Wyprodukowano w Europie

Specyfikacja techniczna
- Wkładka Ortofon OM 5E
- Przedwzmacniacz gramofonowy
- Speed box
- Prędkość 33,45 (ręczna zmiana prędkości)
- Napęd paskowy
- Wariancja prędkości 33: 0,7% 45: 0,6%
- Wow & Flutter 33: 0,25% 45: 0,23%
- Talerz 8 mm, piaskowany talerz szklany z matą filcową
- Łożysko główne Stal nierdzewna / mosiądz
- Odstęp sygnał do szumu 65 dB
- Ramię 8,6 ”aluminium
- Długość efektywnego ramienia 218,5 mm
- Zwis 18,0 mm
- Efektywna masa ramienia 8,0 g
- Przeciwwaga 5 - 10 g (wstępnie zamontowana)
- Zakres siły śledzenia 0 - 50 mN (17,5 mN wstępnie ustawione)
- Dołączone akcesoria osłona, feltmat
- Wbudowany zasilacz 230 V 50 Hz (US: 110 V 60 Hz)
- Pobór mocy 3 Wat max
- Wymiary 415x100x335 mm (SxWxG)
- Masa 3,8 kg

Wkładka Ortofon OM 5E
Seria OM to podstawowa seria wkładek z bardzo lekkim systemem magnetycznym. Głównym celem konstrukcyjnym było stworzenie wkładki "Optimum Match" (OM) - maksymalnie dopasowanej do odczytu płyty. W procesie projektowania użyto zaawansowanych technologi informatycznych w celu wyliczenia optymalnego położenia systemu wraz z igłą. Niska masa elementów magnetycznych oraz optymalne położenie igły wpływają na doskonałe parametry serii OM.

Dane techniczne
Napięcie wyjściowe przy 1 000 Hz, 5 cm/sec. 4 mV
Balans kanałów przy 1 kHz 2 dB
Separacja kanałów przy 1 kHz 22 dB
Separacja kanałów przy 15 kHz 15 dB
Zakres pasma 20 - 20 000 Hz
Pasmo przenoszenia 20 - 20 000 + 2 / - 2 dB
Zniekształcenie FIM przy zalecanej tracking force, DIN 45, 542 < 1%
Zdolność trackingu przy 315 Hz przy zalecanej sile nacisku igły 65 µm
Zgodność dynamiczna, boczna 20 µm/mN
Typ igły Elliptical
Rozmiar promienia końcówki igły r/R 8/18 µm
Masa końcówki igły równowartej 0,5 mg
Zakres siły nacisku igły 1,5-2,0 g (15-20 mN)
Zalecana siła nacisku igły 1,75 g (17,5 mN)
Kąt nachylenia igły 20°
Impedancja wew., rezystancja DC 750 Ohm
Indukcyjność wewnętrzna 450 mH
Zalecana rezystancja cyklu ładunkowego 47 kOhm
Zalecana pojemność cyklu ładunkowego 200-600 pF
Kolor wkładki, obudowa/igła Black/Black
Masa 5 g
Igła zamienna Stylus 5 E

Paczka z Voice Sp. z o.o.

Zmyślny sposób pakowania gramofonu

Akcesoria

W komplecie znajduje się łączówka z uziemieniem - naprawdę niezłej jakości!

Pokrywa w fizelinowym worku, w kartonowych formach

Plinta wraz unieruchomionym ramieniem

Plinta

Po wyjęciu wszystkich elementów gramofonu

Zasilacz impulsowy do gramofonu

Talerz ze szlifowanego szkła

Aluminiowe ramię!


Wkładka Ortofon OM 5E z igłą o eliptycznym szlifie

Bardzo estetyczna plinta

Nowy Pro-Ject T1 jest bardzo ładny

Przedwzmacniacz gramofonowy

Akrylowa pokrywa przeciwkurzowa

Przewody zamontowane do przedwzmacniacza

Kalibracja wkładki

Siłę nacisku igły ustawiłem blisko rekomendowanej wartości 1,75 g

Gramofon przygotowany do grania




Optymalnie odtwarzać płyty przy opuszczonej pokrywie


Wzmacniacz to Cayin CS-845A

Gramy!

Spojrzenie na cały system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Gramofon porównawczy to Nottingham Analogue Horizon z wkładką typu MM Ortofon 2M Black. Przedwzmacniacze gramofonowe to Audiokultura Iskra 1 i Musical Fidelity MX-VYNL. Pełna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Muszę napisać, że Pro-Ject T2 Phono SB nie miał łatwego zadania w bezpośrednim starciu z moim gramofonem Nottingham Analogue Horizon (wraz z wkładką Ortofon 2M Black). Ten Gramofon znalazł się na moim wyposażeniu nieprzypadkowo, a po licznych odsłuchach i doborach metodą prób i błędów. Owszem, nie jest ani najdroższy, ani najlepszy na świecie, ale zapewnia bardzo wysoki poziom jakościowy brzmienia odtwarzanych płyt winylowych. Zaś wkładka Ortofon 2M Black pozwala uwalniać energię nagrań przy jednoczesnym ujarzmianiu natarczywości. Jest brzmieniowo plastyczna i eufoniczna. OK - ale miało być o Pro-Ject, a nie o Nottingham Analogue! Dlatego właśnie należy przyznać, że przyjemność odsłuchów, ich relaksacja, harmonia i foremność dźwięku przy obu gramofonach są identyczne. To płynna prezentacja pozbawiona kantów, z wielką odwagą penetrująca bliższe i głębsze średnie tony. Reprezentująca pełną równowagę.

A teraz parę słów o indywidualnym brzmieniu nowego T1. Jego konstruktorzy ewidentnie postawili na dociążenie i zdynamizowanie dźwięku gramofonu. Tak, aby jego przekaz był odbierany jako pełny, obfity i nasycony. Dźwięczny i energetyczny. By zapełniał swym przekazem dużą część percepcji słuchacza. Dlatego średnica jest dogęszczona i skondensowana, z kolei basy dodatkowo obciążone masą i wzmocnione siłą uderzenia. Jak i podlane przyjemnym ciepełkiem. Muszę przyznać, że brzmi to bardzo efektownie i w zasadzie całkiem prawdziwie. Odsłuchy płyt wszelkich gatunków muzycznych (no może poza klasyką) są wiarygodne i wciągające, bez poczucia niedostatku precyzji czy sceniczności. Naprawdę fajne granie! 

To brzmienie lekko zaokrąglone i wybrzuszone, polerujące ostrości i inne niedoskonałości realizacyjne, przybliżające scenę do słuchacza, ale także i pozwalające na dość dobry wgląd w nagrania. Scena jest wyraźnie zaznaczona w swojej szerokości i na pierwszych planach. Potem jest już mniej widoczna, szybko się zwęża za śródpolem. Tło jest dość oddalone i niezbyt czarne. Niewyraźne. Ustawienie i obecność instrumentów bardzo zadowalające. Stereofonia więcej niż poprawna. Dokładna, acz nie dogłębna. Jest za to czysta i transparentna. Selektywność wystarczająca dla usłyszenia nawet bliskich ustawień instrumentów, choć bez przesady. Dużą siłą T1 jest jego homologia ze stuprocentowo analogowym dźwiękiem. Barwa brzmienia i jej różnorodność są wprost fantastyczne!   

Dużo osobniczego charakteru brzmieniowego nadaje tu wkładka Ortofon OM 5E. Znam ją dość dobrze, odsłuchiwałem ją w kilku innych konfiguracjach. Nie jest to najnowsza wkładka duńskiego Ortofona, ale bardzo udana konstrukcyjnie (i wcale nie taka tania - kosztuje około 250 PLN). Podkreślić należy, że igła w OM 5E ma już szlif eliptyczny, a nie sferyczny (jak to mają często wkładki o porównywalnej cenie). Tak więc w Ortofonie igła ma szansę na lepszą penetrację rowka płyty winylowej. I to oczywiście słychać. To brzmienie otwarte i żywe, transjenty odtwarzane są ze swobodą i energią. Niskie składowe mają dość obszerny wolumen i są twardawe, acz i jednocześnie sprężyste.

OM 5E charakteryzuje się przyjazną detalicznością, niezłą szczegółowością oraz całościowo dobrym wglądem w muzykę. Ogólny balans tonalny jest więcej niż zadowalający, choć stoi trochę po ciepłej stronie temperatury grania. Ogromnym atutem owej wkładki jest fakt małej podatności na trzaski oraz prawie niewyczuwalny hałas przesuwu po płycie. Podsumowując, akapit mogę napisać, że Pro-Ject montując OM 5E wiedział co czyni. Wkładka ta w sposób istotny podkreśla zalety gramofonu działając z nim w pełnej synergii. Jest dlań optymalna.

Kilka słów o wbudowanym przedwzmacniaczu gramofonowym dla wkładek typu MM. Pro-Ject ma prawie dwudziestopięcioletnie doświadczenie w konstruowaniu przedwzmacniaczy gramofonowych. Buduje phono-stage tańsze i droższe. Urządzenia te zawsze w swojej cenie reprezentują wysoką jakość dźwięku. W gramofonie T1 Phono SB producent zainstalował przyzwoity stopień gramofonowy - taki na miarę klasy Pro-Ject Phono Box MM, przy czym tu jest nieco zubożona obudowa. Myślę że do wkładki Ortofon OM 5E jest to całkowicie wystarczający przedwzmacniacz, nawet z dużym zapasem wystarczający. 

Eksperymenty polegające na przyłączaniu gramofonu do wyższej klasy przedwzmacniaczy (Audiokultura Iskra 1 i Musical Fidelity MX-VYNL) nie tyle polepszały ogólny dźwięk, a nieco go modyfikowały. Nie ma więc większego sensu do T1 przyłączać innych phono-stage niż ten wewnętrzny. No chyba że ktoś bardzo chce. Ale wówczas należy też pomyśleć o lepszej wkładce, no i o wyższej klasie gramofonu. Co oczywiście staje się zapętlonym absurdem.

Konkluzja
Gramofon Pro-Ject T1 Phono SB to, w krótkich słowach, "Best Buy". Znakomicie wykonany z porządnych materiałów (m.in. aluminiowe ramię, sztywna plinta wycinana na obrabiarkach CNC, trzy regulowane nóżki, talerz ze szlifowanego szkła, przedwzmacniacz gramofonowy MM) oraz bardzo estetyczny wizualnie. Wyposażony jest w wkładkę Ortofon OM 5E z igłą o eliptycznym szlifie. Dźwiękowo T1 reprezentuje typową "szkołę Pro-Ject" dla entry-level, czyli brzmienie dociążone, obfite i potoczyste. Żywe i barwne. Dobrze maskujące niedostatki detaliczności i mniejszej przestrzeni. W ogólnym rozrachunku, patrząc na bogate wyposażenie, atrakcyjną cenę, jak i niezły dźwięk, Pro-Ject T1 Phono SB z wkładką Ortofon OM 5E to znakomita propozycja dla adeptów gramofonowych. Na pewno się nie rozczarujecie!

Cena w Polsce - 1 450 PLN.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Tsakiridis Aeolos (test TU), Cayin CS-845A, Haiku-Audio Origami 6550 SE (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Pylon Ruby 25 mkII (test TU), Martin Logan Motion 35XT (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Studio 16 Hertz Canto One New SE (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacze sieciowe: Auralic Aries Mini (test TU), Lumin D2 (test TU) i Auralic Vega G1 (test TU).
DACi: NuPrime DAC-10H (test TU), Topping DX3 Pro (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: Dell Latitude 7390 i MacBook Apple Pro.
Smartfon/tablet: iPhone XR i iPad Air 2.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Audiokultura Iskra 1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU) i MEE Audio Matrix 2 (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Listwy sieciowe: Solid Core Audio Power Supply (test TU) i ZiKE Labs Powerbox (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech Radius Stand, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper oraz adaptery głośnikowe bi-wire Perkune Audiophile Cables (test TU). 


Viewing all 1477 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>