Quantcast
Channel: Stereo i Kolorowo - Underground
Viewing all 1500 articles
Browse latest View live

Słuchawki Final Sonorous II

$
0
0



Wstęp
Około dwa lata temu opisywałem kilka modeli słuchawek Final Audio Design (FAD): nauszne - Pandora Hope IV (czytaj TUTAJ) i Panodra Hope VI (czytaj TUTAJ) oraz douszne - Adagio II, III i V (czytaj TUTAJ). Dwa z nich, FAD Pandora Hope VI oraz FAD Adagio V, na tyle przypadły mi do gustu, iż zagościły u mnie jako stałe wyposażenie sprzętowe.

W zeszłym miesiącu Fonnex, czyli polski dystrybutor marek Olasonic i Final Audio, przesłał mi paczkę z premierowymi słuchawkami Final Sonorous II do testów. To podstawowy model linii Sonorous. Japońska firma Final Audio do niedawna znana była pod nazwą Final Audio Design. W zeszłym roku doszło w firmie S'NEXT (właściciel brandu Final Audio) do zmian własnościowych, przywrócono wcześniejszą nazwę Final Audio. A zamiast dotychczasowych modeli Pandora Hope IV i Pandora Hope VI pojawiły się rebrandowane Sonorous IV i Sonorous VI. W ubiegłym roku zaprezentowano dwa referencyjne - Sonorous VIII i Sonorous X, zaś w marcu br. zadebiutowały podstawowe Sonorous II i Sonorous III.

Final Audio koncentruje się na wytwarzaniu słuchawek, ma w ofercie około 30 modeli. Dominują douszne, bo takie są najbardziej popularne w Japonii, ale są również nauszne – takimi są wszystkie ze wspomnianej już serii Sonorous. Uzupełnieniem portfolio są rozmaite przewody słuchawkowe, gąbki, pady, etui i inne akcesoria. Poza słuchawkami Final Audio wytwarza także zaawansowane podstawy antywibracyjne. W planach są wkładki gramofonowe.

Wrażenia ogólne i budowa
Final Audio podkreśla, iż w Sonorous II zastosowano tak samo skonstruowane 50 mm przetworniki jak w flagowych Sonorous X (ich cena to 20 000 PLN). Producent określa brzmienie modelu II jako bogate w szczegóły, z wyraźną górą. Model flagowy Sonorous X wyposażony jest w przetwornik połączony z przednią płytą czego efektem jest wyciszenie rezonansów oraz klarowne brzmienie. Taką samą budową odznaczają się również słuchawki Sonorous II, zaś ich tytanowa (!) membrana  wyzwala zharmonizowane dźwięki o wysokiej rozdzielczości. Zastosowany ustrój akustyczny to firmowy Balancing Air Movement (BAM), który ma za zadanie wyrównywanie ciśnień po obu stronach membrany, co skutkować ma poprawą przestrzenności i mocy basu. Tyle rzecze producent.

Słuchawki dostarczane są w zwykłym pudełku, choć estetycznym, bo wykonanym z błyszczącego papieru. Wewnątrz, na kartonowym stelażu, osadzone są słuchawki. W komplecie znajduje się przewód słuchawkowy 1,5 m, przejściówka na duży jack, instrukcja obsługi i karta produktu. Nieco razi brak jakiegokolwiek etui transportowego, czy nawet materiałowego woreczka (zakup dodatkowego etui to 300 PLN, zobacz TUTAJ).

Sonorous II prezentują się nieomal identycznie jak wszystkie modele serii. Pałąk, kształt muszli, ich mocowanie, przewody słuchawkowe są jednakowe. Od topowych i średnich Sonorous II odróżnia jedynie odmienne tworzywo części muszli oraz kilka innych detali. Jak modele Sonorous VI, VIII i X mają muszle wykonane w większości z metali lekkich, tak w II, III i IV w całości zbudowane są tworzywa sztucznego ABS, któremu należy poświęcić kilka osobnych słów.

Chropowate tworzywo sztuczne, z których wykonano muszle, nosi nazwę ABS, dodatkowo przez Final Audio wzmacniane jest 30 % wkładem z włókna szklanego. ABS to kopolimer akrylonitrylo-butadinenowo-styrenowy. Jest uzyskiwany na drodze polimeryzacji emulsyjnej syntetycznym terpolimerem będącym mieszanką składającą się z merów trzech związków chemicznych występujących najczęściej proporcjach: 15 – 35 % akrylonitrylu, 5 – 30 % butadienu i 40 – 60 % styrenu. ABS charakteryzuje się wieloma zaletami takimi jak: dużą twardością i wysoką udarnością, czyli odpornością na zarysowania i uszkodzenia. Odporny jest na mięknięcie w wysokiej temperaturze. Jest jednym z niewielu tworzyw sztucznych, które można pokrywać warstwami metalicznymi podczas obróbki galwanicznej. Ponadto cechuje się wysoką jakością powierzchni, jest po prostu wizualnie estetyczny. A jeżeli do tego dodać fakt, iż tworzywo to jest lekkie, tak więc do budowy muszli słuchawek nadaje się idealnie. Ciekawostką jest to, iż ABS jest rutynowo używany do wytwarzania ...klocków Lego, bowiem jest to materiał wyjątkowo oporny na uszkodzenia i pęknięcia. Zresztą ten kopolimer został opracowany przez Duńczyków znanych z innowacyjnych opracowań inteligentnych plastików. Kończąc dygresję o ABS, wspomnę, że swojego czasu Citroën używał to tworzywo do konstrukcji karoserii swojego samochodu Méhari.

Myślę, że nie ma potrzeby szczegółowego opisywania budowy Sonorous II, albowiem jak napisałem wcześniej, modele całej serii odróżniają się jedynie kilkoma szczegółami. Formy i bryły słuchawek, padów i pałąka są identyczne. W Sonorous II pady wykonane są z ekologicznej skóry, zaś z modelach wyższych z naturalnej. Przewód słuchawkowy ma długość 1,5 metra – zakończony z jednej strony jest wtykiem typu mały jack (złoconym) umieszczonym w stalowej tulei, a z drugiej – dwoma wtykami 3,5 mm z specjalnymi mocowaniami. Mocowania te zamykane są (kotwiczone) w muszlach poprzez przekręcenie wtyków o 90 stopni. Wtyki zakończone są stalowymi elementami. Przewód w miejscu rozgałęzienia na dwa biegnące do muszli zabezpieczony jest stalowym splitem z wygrawerowanym logo „Final”. Sam przewód jest giętki, pokryty gumowatym tworzywem, nie powoduje mikrofonowania w czasie ocieranie o ubranie, czy jakieś inne przedmioty, etc. Przewód wykonany jest doskonale. To taki sam kabel jak w wyższych modelach Sonorous.

Ergonomia
Jako że Final Audio mają duże i głębokie muszle, a pady szerokie, więc uszy bezproblemowo się w nich mieszczą. Pady łagodnie osiadają na kościach czaszki wokół uszu, zaś pałąk na sklepieniu głowy. Słuchawki nie należą do wyjątkowo lekkich (410 gram), ale nie ciążą, nie cisną. Układają się na głowie równomiernie i szczelnie dzięki kulowym sworzniom łączących muszle z pałąkiem. Posiadają proporcjonalnie rozmieszczony ciężar w trzech punktach podparcia: na sklepieniu czaszki oraz parze uszu. Użytkownik nie ma poczucia, że słuchawki mogą spaść z głowy, leżą stabilnie i pewnie. Tłumienie zewnętrznych dźwięków stoi na przyzwoitym poziomie. Przewód słuchawkowy nie mikrofonuje. Ogólnie wygodę użytkowania oraz ergonomię oceniam na wzorową z minusem. Ten minus to za brak etui transportowego w komplecie.

Dane techniczne
Budowa: stal nierdzewna, tworzywo ABS
Typ: nauszne, zamknięte
Przetwornik: 50 mm, dynamiczny
Czułość: 105 dB/mW
Impedancja: 16 Ω
Długość przewodu: 1,5 m
Masa: 410 g


Opakowanie to po prostu katronik




Bryła i forma typowa dla całej serii Sonorous, czyli czysta i wyrafinowana 


Muszle wykonane są z kopolimeru ABS


Porównanie Sonorous II z historycznymi już Pandora Hope VI (obecnie to Sonorous VI) 


Gram ze wzmacniacza SPL Phonitor 2; DAC to S.M.S.L. M8

Wrażenia dźwiękowe
Sonorous II podłączałem do paru smartfonów, przenośnego wzmacniacza słuchawkowego Cayin C5 DAC, odtwarzacza mobilnego Pioneer XDP-100R, a także do kilku wzmacniaczy stacjonarnych: Divaldi AMP-01, S.M.S.L. VMV V2, S.M.S.L. sAp-8 oraz SPL Phonitor 2. Słuchawki porównawcze to Pioneer SE-Master1, Final Audio Design Pandora Hope VI, Pioneer SE-MHR5, AKG K545, Oppo PM-3 oraz Audeze LCD-3. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Na początek napiszę, że słuchawki Final Audio mają nieco odmienną charakterystykę dźwiękową niż większość znanych na rynku. Mają własny, rozpoznawalny styl, indywidualną manierę. Przede wszystkim stawiają na rozdzielczość i naturalność brzmienia, wykończenie i wyrafinowanie tonalne, oferują dużą przestrzenność podpartą wzorową stereofonią, zaś nigdy nie zapewniają sztucznie rozdętego basu, czy zanadto pokolorowanej średnicy. Bliżej im do rasowego studyjnego stylu, niż bezpretensjonalnego funu. Nie inaczej jest w Sonorous II. Choć stworzone są z myślą o urządzeniach przenośnych (patrz niska impedancja 16 Ohm i krótki przewód 1,5 m), to nie oferują napompowanego i przerysowanego dźwięku z nienaturalnie podkręconymi niskimi tonami, jak to proponuje wielu ich konkurentów z podobnego pułapu cenowego. Final Audio preferuje transparentność, czystość, napowietrzenie i prawdziwość brzmienia, przyprawione soczystością barw, wysoką dźwięcznością oraz wybitną selektywnością, aczkolwiek sformatowane na bogatą plastyczność, a nie na kliniczną sterylność. To zaawansowany dźwięk dla koneserów i znawców, stricte fizjologiczny, aczkolwiek jeszcze nie monitorowy. Korzystnie zbilansowany i rozpięty pomiędzy wysoką rozdzielczością, nierażącą jasnością, a spójnością tonalną decydującej o całościowo zdrowej harmonii.

Kilka słów à propos współpracy z różnymi wzmacniaczami. Na początek smartfony, bo jak wiadomo, do takich Sonorous II zostały stworzone. Piszę to bez żadnego przekąsu, albowiem współczesne smartfony zapewniać mogą zdecydowanie zadowalający dźwięk. I wcale nie muszą to być urządzenia z najwyższej półki. Taki Samsung J7 gra całkiem, całkiem, kiedy odtwarzać na nim sygnał z Tidal HiFi (16 bit/44,1 kHz). Zestawiony z Sonorous II zapewnia przede wszystkim kapitalną świeżość brzmienia, niejakie przewietrzenie i klarowność, brak ciężkiego i zagęszczonego basu, naturalizm i swobodę. Rozmach i tonalność przyprawione szeroką średnicą, dużą głębią i precyzją w oddawaniu klimatu nagrań. Nie chcę nadmiernie rozpływać się w zachwytach, ale paradoksalnie Sonorous II połączone ze smarfonem wypadły ponadprzeciętnie dobrze. I to sauté, jeszcze bez dodatkowego DACa. Dołączenie zewnętrznego przetwornika cyfrowo-analogowego ze wzmacniaczem słuchawkowym (tu Cayin C5 DAC) przyniosło wyższą plastyczność brzmienia, wygładzenie i nasączenie dźwięku, pojawiły się drobniejsze niuanse i szczegóły nagrań, zaś pojedyncze nuty dłużej istniały, wolniej gasły. Analogicznie było z odtwarzaczem Pioneer DXP-100R. To aksamit i ekspresja, a także dbałość o precyzję.

Z kolei zestawienie Sonorous II z takimi nabiurkowymi wzmacniaczami słuchawkowymi jak Divaldi AMP-01, czy S.M.S.L. VMV V2 oraz S.M.S.L. sAp-8 pokazało, że są one słuchawkami uniwersalnymi, łatwo adaptującymi się do wielu typów amplifikacji. Ogólny wolumen dźwięku wzrósł, energia i dynamika wyraźnie zyskały na wymiarze i jakości, aczkolwiek immanentne cechy Final Audio pozostały niezmienne. Myślę tu o ich wspaniałej przejrzystości, czystości i naturalności brzmienia zaprawione wyważonymi proporcjami całego pasma.

Dopiero przesiadka na jeszcze wyższej klasy wzmacniacze słuchawkowe (SPL Phonitor 2 i Hegel H160) ujawniły ograniczenia Sonorous II (niedostatek wyższych sopranów, braki w oddawaniu głębi nagrań, ograniczona przestrzeń), z czego można wysnuć wniosek, że są one wybitnymi słuchawkami, ale adresowanymi przede wszystkim do urządzeń przenośnych, ewentualnie segmentu tzw. desktop, ale nie koniecznie do typowego high-endu. Tu należy posiłkować się wyższymi modelami Sonorous. Od Sonorous VI w górę.

Konkluzja
Final Sonorous II to solidne wykonanie - stricte„made in Japan”, przy użyciu wysokogatunkowych materiałów i zaawansowanych przetworników (50 mm napylane tytanem). Wysokiej klasy przewód słuchawkowy. Brak etui transportowego. Wzorowa ergonomia.

Słuchawki oferują przede wszystkim transparentność i czystość brzmienia, dopełnione napowietrzeniem i jasnością przekazu. Wpływa to na autentyczność brzmienia, wysoką soczystość barw oraz ponad zwyczajną dźwięczność dodatkowo przyprawione selektywnością. To zaawansowany dźwięk dla koneserów i znawców, stricte fizjologiczny, aczkolwiek jeszcze nie monitorowy.

Idealne słuchawki do urządzeń przenośnych włączając w to współczesne smartfony, z którymi to Sonorous II wręcz się kochają.

Cena w Polsce – 1 349 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Musical Fidelity M6si, Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55 A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Audiovector Ki 3 Super (test TU), Pylon Opal 23 (test TU), AudioSolutions Overture O203F (test TU), Q-Acoustics 3020, Guru Audio Junior (test TU) i Cabasse Surf (test TU).
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, Musical Fidelity MX-DAC (test TU), S.M.S.L. M8 (ES9018 24 Bit/384 KHz DSD DAC) i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Asus Pro P43E i Toshiba Satellite S75.
Gramofony: Clearaudio Emotion z wkładką Goldring Legacy (test TU) i Nottingham Analogue Horizon z Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi Phono (test TU), Primare R32 (test TU), Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Trilogy 906 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Yamaha T-550 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Pioneer SE-Master1 (test TU), Pioneer SE-MHR5, RHA MA750 (test TU), Audeze LCD-3 (test TU), Final Sonorous II, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Pioneer XDP-100R (test TU), Cayin C5 DAC (test TU), S.M.S.L. sAp-8, Taga Harmony THDA-500T (test TU), Divaldi AMP-01 (test TU) i Olasonic Nano-UA1 (test TU).
Okablowanie: Audiomica Laboratory serie Red i Gray, DC-Components (test TU) oraz Harmonix CI-230 Mark II (test TU). Przewód zasilający KBL Sound Fluid (test TU). Kabel zasilający, przewody głośnikowe i interkonekty RCA Perkune Audiophile Cables. Przewody głośnikowe Cardas 101 Speaker (test TU), Melodika Brown Sugar BSC 2450 (test TU) i Taga Harmony Platinium-18 (test TU). Seria XLO UltraPLUS.
Akcesoria: filtr sieciowy Xindak XF-2000E, podstawa pod gramofonem to Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki Sevenrods Speaker Jumper.




[Audio vintage]: magnetofon kasetowy Akai GXC-325D oraz tuner analogowy Sansui TU-666 - zapowiedź

$
0
0
W majowym planie testów zapowiedziałem powrót do opisów sprzętów audio vintage. Mam nadzieje na comiesięczne, cykliczne spotkania z tego typu urządzeniami. Celowo nie używam słowa "testy", lecz "opisy" bowiem uważam, że nieuczciwie byłoby sprzęty sprzed 40 - 50 lat recenzować. Ale opisywać - jak najbardziej tak.

Powyższe stało się możliwe dzięki nawiązaniu bliższego kontaktu z warszawską firmą Nomos Audio Vinatge. Pierwszy raz z jej załogą spotkałem się na ubiegłorocznej wystawie Audio Video Show w Warszawie, gdzie ich pokój cieszył się nadspodziewanie dużą popularnością zwiedzających. Popularność ową zawdzięczali nie tylko obszerną ekspozycją pięknie odrestaurowanych sprzętów audio vintage, ale także pokazaniem na żywo jak tej renowacji dokonują. Ważnym elementem był również fakt, że cała ekipa Nomos ubrana była w białe fartuchy, zupełnie niczym w laboratorium lub w szpitalu.

Od tego czasu minęło już prawie pół roku. W kwietniu, będąc w Warszawie, odwiedziłem firmę Nomos na ul. Tytoniowej. Właściciel oprowadził mnie po całej, bardzo rozbudowanej, ekspozycji sprzętu; pokazał część magazynową, a potem "fabrykę" serwisu, gdzie naliczyłem chyba z dziesięć osobnych stanowisk serwisowych. Adresowanych dla gramofonów, magnetofonów kasetowych, wzmacniaczy, etc. Naprawdę ta skala i rozmach robią wrażenie. Potem przeszliśmy do pomieszczenia odsłuchowego - tak, takie też tam jest. Co istotne, Nomos ostatnio wprowadził kontrolę certyfikującą jakość serwisu, obecnie każde urządzenie (dostarczane do serwisu albo wystawiane na ekspozycji do sprzedaży) posiada własną sygnaturę oraz zaświadczenie gwarancji. Godne to i chwalebne.

Pokłosiem kwietniowej wizyty było także umówienie się z Nomos na cykliczne wypożyczanie sprzętów do opisów na Stereo i Kolorowo. W tym tygodniu ponownie bawiłem w Warszawie, zahaczyłem więc i o siedzibę Nomos Audio Vintage. Po rozmowach z właścicielem, ostatecznie uzgodniliśmy wypożyczenie dwóch tytułowych sprzętów: magnetofonu kasetowego Akai GXC-325D oraz tunera analogowego Sansui TU-666, czym pragnę spełnić swoją wielką pasję to tego typu urządzeń. Po prostu zawsze lubiłem magnetofony kasetowe oraz tunery analogowe - i to im najwięcej czasu chciałbym poświęcać na Stereo i Kolorowo.

Akai GXC-325D (zobacz TUTAJ) to wybitny magnetofon kasetowy. Produkowany w Japonii w latach 1975 - 1978. To jeden z najlepiej sprzedających się magnetofonów firmy Akai, co zawdzięcza doskonałej konstrukcji, ale także nietypowemu, oryginalnemu designowi stylizowanemu na studyjny. Z kolei tuner Sansui TU-666 (zobacz TUTAJ) produkowany był w latach 1970 - 1973, oczywiście też w Japonii. To piękny przykład jak perfekcyjnie mógł być zbudowany i wyposażony radioodbiornik ponad 40 lat temu, czyli w złotych czasach radia, kiedy stereofonia dopiero raczkowała.

Zapraszam do lektury opisów za kilkanaście dni.












The Last Shadow Puppets: "Everything You’ve Come To Expect" (Limited Deluxe Edition) - płyta winylowa

$
0
0


Trzon brytyjskiej grupy The Last Shadow Puppets (TLSP) na co dzień tworzy dwóch artystów: Alex Turner z zespołu Arctic Monkeys oraz Miles Kane z The Rascals, a także James Ford jako producent i Zach Dawes jako muzyk sesyjny. Kim jest Alex Turner nie trzeba chyba pisać. Ten lider Arctic Monkeys przez 12 lat istnienia zespołu 2002 – 2014 (obecnie zawieszonego) wydał z nim pięć płyt wielokrotnie obsypanych platyną. Muzykę grupy można określić jako stricte brytyjski indie-rock. Jako artystyczną działalność uboczną, Alex Turner wraz z Milesem Kanem w 2008 roku wydali debiutancką płytę The Last Shadow Puppets zatytułowaną „The Age of the Understatement”. Okazał się on sporym światowym sukcesem. Na drugi album wydany 1 kwietnia br. „Everything You've Come to Expect” fanom TLSP przyszło czekać aż 8 lat. Ale warto było! Albowiem płyta jest świetna. To bezpretensjonalna mieszanka popu i indie-rocka zaprawiona smyczkami i eksperymentalnymi aranżacjami. Wielu krytyków określa muzykę TLSP jako „barokowy pop” - i w tym coś jest. To przebojowe rytmy utrzymane w konwencji gitarowego rocka, ale podparte skomplikowanymi i rozbudowanymi orkiestracjami oraz chwytliwymi melodiami. Oczywiście, oryginalny wokal Turnera całości nadaje niepospolity ton.

Do mnie zaś dotarła specjalna winylowa wersja (Limited Deluxe Edition) albumu „Everything You've Come to Expect” zawierająca oprócz 180 gramowej płyty długogrającej także 7’’ 45 RPM singiel wydany na pomarańczowym winylu, jak i kilkudziesięciostronicową książeczkę z pierwszorzędną poligrafią. Winyl jest bardzo czysto wytłoczony, zapakowany w kopertę z wewnętrzną folią antystatyczną. Cieszy tak dbałe i estetyczne wydawnictwo. Z kolei sama płyta brzmi głęboko i przestrzennie. Bardzo analogowo. Piękna muzyka. Polecam.

Na koniec dodam że w 2009 roku uczestniczyłem w koncercie Arctic Monkeys w Gdyni podczas Open’er Festival, a w bieżącym wybieram się na występ TLSP na tym samym festiwalu. Koncert ten będzie miał miejsce 29 lipca. Miejsce: lotnisko Gdynia-Babie Doły. Administracyjnie - gmina Kosakowo k/Gdyni.

8/10

Data wydania - 1 kwietnia 2016 r. przez Domino Recording Company.













Wzmacniacz zintegrowany Musical Fidelity M6si

$
0
0


Wstęp
W połowie kwietnia br. białostocki dystrybutor Rafko przysłał mi na testy wzmacniacz zintegrowany Musical Fidelity M6si (zobacz TUTAJ). Jest to kolejny, po Musical Fidelity MX-DAC (czytaj test TUTAJ) i Musical Fidelity MX-VYNL (czytaj test TUTAJ), opis na Stereo i Kolorowo sprzętu owej renomowanej brytyjskiej manufaktury. Przypomnę też, że jestem od dobrych kilku lat szczęśliwym posiadaczem top-loadera Musical Fidelity A1 CD-PRO opartym na kultowym, bo doskonałym, lecz już nieprodukowanym, napędzie Philips CD-pro2LF. Nie ukrywam, że od wielu lat jestem wielkim fanem Musical Fidelity. To, co ta firma proponuje najczęściej w stu procentach pokrywa się z moim gustem i oczekiwaniami wobec sprzętu hi-fi. Albowiem filozofię dźwięku Musical Fidelity można streścić w trzech słowach: muzykalność, organiczność i barwa. Nie inaczej jest w przypadku wzmacniacza M6si, przy czym należy tu dodać jeszcze jedno określenie: MOC!

Wrażenia ogólne i budowa
M6si przynależy do serii M6, czyli do linii średniej. Oprócz niego są tu odtwarzacz płyt kompaktowych/DAC M6scd, potężny wzmacniacz M6-500i oraz urządzenie „all-in-one” M6s Encore 225. Powyżej serii M6 jest jeszcze M8 oraz referencyjna Nu-Vista. Z kolei poniżej plasują się podstawowa V90, wspomniana we wstępie MX, a następnie wyższe M3 i M5. Obok nich znajduje się osobna seria Merlin oraz słuchawki. Musical Fidelity ostatnio uprościł swoją nomenklaturę, dzięki czemu stała się logiczniejsza i bardziej przejrzysta.

Jak można przeczytać na firmowej stronie: "Musical Fidelity M6si to wzmacniacz o olbrzymiej mocy pół kilowata, którą to dostarcza bez wysiłku i jakiegokolwiek wyczuwalnego w dźwięku napięcia. Potężny zapas mocy oraz stabilność elektryczna pozwala mu wysterować praktycznie każde kolumny. W stosunku do poprzednika M6si stanowi zupełnie nową jakość. Bezkompromisowe starania działu projektowego sprawiły, że nowy model jest mocniejszy (o 10 %), a przy tym aż o 7 decybeli lepiej separuje sygnał od szumu, co jest wynikiem absolutnie rekordowym, kilkukrotnie lepszym od poprzedniego modelu. Oznacza to zupełnie nowy poziom dynamiki dźwięku i absolutnie rozdzielcze brzmienie. Kolejne zalety M6si to lepszy poziom tłumienia oraz blisko stukrotnie niższy poziom  zniekształceń THD (z 0.01 na 0.007 %), kluczowy dla reprodukcji wysokich tonów. M6si to wzmacniacz, który jest w 100 % konstrukcją dual mono blok zamkniętą w jednej obudowie. Jego przewagą nad dzielonymi systemami jest perfekcyjne dopasowanie A-klasowego przedwzmacniacza z w pełni niezależnymi zasilaniem wraz z potężnymi końcówkami mocy napędzanymi w pełni niezależnymi sekcjami zasilania.

Kolejna nowość to przedwzmacniacz gramofonowy gwarantujący świetny odsłuch winylów. Także tutaj producent zaskoczył jakością parametrów oferując stosunek sygnału do szumu na poziomie 84 dB, co jest wynikiem znanym dotychczas z hi-endowych urządzeń, które sprzedawane były oddzielnie. Kompletnym zaskoczeniem jest fakt, że w przeciwieństwie do praktycznie każdego wzmacniacza na rynku M6si nie ma tendencji do obniżania separacji kanałów wraz ze wzrostem częstotliwości dźwięku - dźwięk stereo w wykonaniu M6si jest prawdopodobnie najdoskonalszą i najbliższą ideałowi reprodukcją faktycznie zarejestrowanej w studio sceny dźwiękowej". Tyle, dość nieskromnie, mówi producent, czas na własne obserwacje.

M6si dostarczany jest w gigantycznym pudle, albowiem wzmacniacz ma naprawdę spore gabaryty: 12,5 x 44 x 40 cm (W x S x G) i masę 16,6 kg, czyli nie jest to ułomek. Jest nawet nieco większy od topowej integry Hegel H360. Wzmacniacz w kartonie spoczywa w powycinanych gąbkach, chroniących go w stu procentach przed uszkodzeniem. W komplecie użytkownik otrzymuje pilot zdanego sterowania (wyjątkowo brzydki), przewód sieciowy, gwarancję i instrukcję obsługi. Innymi słowy, wyposażenie jest standardowe, ale w zupełności wystarczające.

Wzmacniacz reprezentuje stylistykę typową dla Musical Fidelity ostatnich lat. Można rzec, że to już klasyczne wzornictwo MF. Płyta czołowa designersko skromna, ale estetyczna, nieprzeładowana. Brak na niej jakichkolwiek wyświetlaczy, diody też są dawkowane oszczędnie. Na bokach obudowy znajdują się duże żebra radiatorów, charakterystyczne dla prawie wszystkich urządzeń MF (nie mają ich w zasadzie tylko sprzęty z linii V90 oraz oczywiście słuchawki i głośniki).

Wracając do panelu frontowego. To czarna, gruba płyta z lekko chropowatą powierzchnią; odlana jest ze stopu metali lekkich - super to wygląda. Centralne miejsce okupuje duża gała potencjometru wykonana z czystego, jasnego-białego aluminium. Po jej lewej i prawej stronie rozciąga się rząd ośmiu niewielkich identycznych przycisków (siedem to przyciski wyboru źródła, a ósmy, lekko oddalony od pozostałych – to włącznik sieciowy), także z jasnego aluminium. Nieomal białe aluminiowe gałka i przyciski tworzą duży kontrast na czarnej jak smoła przedniej płycie. Aktywowany przycisk źródła sygnalizuje zapalenie się niebieskiej diody tuż nad nim. Kiedy zaś wcisnąć guzik zasilania, najpierw zapala się czerwona dioda oznaczona jako „mute”, a po kilku sekundach niebieska „power”. Po wyłączeniu wzmacniacza świeci się pomarańczowa „stand-by”. Kończąc opis płyty czołowej, na jej lewej stronie, powyżej przycisku sieciowego umieszczono metalową wstawkę z nazwą wzmacniacza oraz napisem „Dual Mono Integrated Amplifier”. Z kolei po prawej, skrajnej stronie zamontowano „oko” podczerwieni.

Tył podzielono na kilka sekcji. Górę zajmują dwie pary terminali głośnikowych umieszczonych na przeciwległych skrajach. Dzięki temu łatwo ułożyć za wzmacniaczem przewody głośnikowe, które nie plączą się i nie krzyżują. Pomiędzy terminalami znalazło się miejsce dla gniazd „Trigger” (służących dla integracji firmowych urządzeń), a także dla zacisku uziemienia gramofonu. Lewą, dolną stronę okupują dwa wejścia symetryczne XLR oraz zaraz obok nich cyfrowe wejście USB do wewnętrznego DACa (asynchroniczny przetwornik 24 bit/96 kHz). W centralnym miejscu zamontowano aż siedem par gniazd RCA. Lewa skrajna to wejście do wewnętrznego przedwzmacniacza gramofonowego MM i MC, wyboru rodzaju wkładki dokonuje się suwakiem MM/MC. Kolejna para RCA to gniazda liniowe AUX1 lub dla kina domowego. Właściwy tryb wybiera się kolejnym suwaniem AUX1/HT. Zmyśle rozwiązanie. Następne gniazda oznaczone są jako wejściowe: AUX2, CD i Tuner oraz wyjściowe: Line-Out (z przedwzmacniacza) i Pre-Out (do zewnętrznej końcówki lub końcówek mocy). Na prawej skrajnej stronie zamontowano wejście zasilania, czyli gniazdo IEC. Nad nim widnieje napis: „Power Consumtion 680 Wat”. Nieźle. Jednakowoż ekolodzy nie będą zadowoleni.

Jak widać, wyposażenie i funkcjonalność M6si są ponadstandardowe, bo jest i przedwzmacniacz gramofonowy (MF chwali się, że jest to wysokiej klasy urządzenie), jest i DAC USB, są także wejścia symetryczne XLR. Brak jest jedynie wyjścia słuchawkowego, co nieco dziwi, bo przecież Musical Fidelity jest specjalistą w tego typach konstrukcjach.

Pilot zdalnego sterowania jest. I jak jest funkcjonalny, bo ma wszystkie wymagane przyciski i możność sterowania kilkoma sprzętami MF naraz, tak jest wyjątkowo nieurodziwy. Z czego zresztą MF „słynie”. Nie widziałem żadnego ładnego pilota Musical Fidelity. Mój dyżurny do odtwarzacza Musical Fideliy A1 CD-PRO leży więc ukryty głęboko w szufladzie. Obsługi odtwarzacza dokonuję innym (od wzmacniacza Hegel H160).

Dane techniczne
Moc ciągła (RMS) 220 W
Typ tranzystorowy
Klasa wzmacniacza AB
Wbudowany DAC Tak
Przedwzmacniacz gramofonowy Tak
Stosunek sygnał/szum 107 dB
Zniekształcenia THD 0.007 %
Pasmo przenoszenia 10 – 20 000 Hz
Napięcie wejściowe MM 3 mV
Napięcie wejściowe MC 0,4 mV
Impedancja wejściowa MM 47 000 Ohm
Impedancja wejściowa MC 47 000 Ohm
Stosunek sygnał/szum MM 84 dB
Stosunek sygnał/szum MC 84 dB
Impedancja wejściowa 40 000 Ohm
Wejście USB DAC Tak
Wyjścia 2 x RCA liniowe 1
Wejścia 2 x RCA liniowe 4
Wejścia 2 x XLR 1
Wyjście słuchawkowe Brak
Trigger Tak
Wyjścia głośnikowe 1 komplet
Wyjście pre-out 1 (2 x RCA)
Asynchroniczne wejście USB-B 24 bit/96 kHz
Zużycie prądu maks. 680 W
Wysokość 12,5 cm
Szerokość 44 cm
Głębokość 40 cm
Masa 16,6 kg
Kolor Ciemny/Jasny
Gwarancja 24 miesiące



Wzornictwo typowe dla Musical Fidelity; klasyczne i efektowne

Musical Fidelity M6si to naprawdę duży wzmacniacz

Duże żebra bocznych radiatorów


Płyta czołowa odlana jest ze stopu metali lekkich; ma nieco chropowatą strukturę

Tył urządzenia

M6si stoi na stoliku Solid-Tech z drewnianymi blatami

Po lewej - gramofon Nottingham Analogue Horizon; po prawej - wzmacniacz lampowy Cayin CS-55 A

Na zewnątrz moje ulubione kolumny - białe Triangle Esptit Antal EZ; wewnątrz - polskie Pylon Opal 23 

W środku stoją kolumny Audiovector Ki 3 Super

Do wzmacniacza przyłączone są monitory Q-Acoustics 3020 kosztujące niecałe ...1 200 PLN za parę. Co za dźwięk!


Wrażenia dźwiękowe
Do brytyjskiego wzmacniacza przyłączyłem kablami XLO UltraPLUS przede wszystkim kolumny Triangle Esprit Antal EZ, a potem Pylon Opal 23 oraz Audiovector Ki 3 Super. Wzmacniacze porównawcze to Hegel H160 oraz Audia Flight FL Three S. Źródło to głównie gramofon Nottingham Analogue Horizon z wkładką MM Ortofon 2M Black i przedwzmacniaczem Trilogy 906. Interkonekty to XLO UltraPLUS. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Już powyżej, we wstępie, scharakteryzowałem brzmienie typowe dla Musical Fidelity. Świetnie opisują je trzy słowa: muzykalność, organiczność i barwa, przy czym należy tu, w przypadku M6si, dodać jeszcze jedno określenie: moc! Jak wzmacniacz oferuje bardzo zaawansowaną muzykalność sprawiającą, że odsłuchy brzmią niczym na żywo i równolegle dostarcza fizjologiczną organiczność, a także piękną, bo polichromatyczną barwę, tak to wszystko podparte jest dużym kwantem energii dźwięku, silnym podskórnym potencjałem zapewniającym poczucie, iż w każdym momencie, wraz z podkręceniem potencjometru lub głośniejszym fragmentem nagrania, wybuchnie armatnią potęgą. Taki mocarny charakter wzmacniacza powoduje, że odsłuchy każdego rodzaju muzyki stają się dla niego błahą igraszką, niewielkim wysiłkiem, czy lekką rozgrzewką. Wydaje się, że dysponuje wręcz nieograniczoną mocą mogącą bez problemu nagłośnić i Stadion Narodowy. Trochę przerysowuję, ale zapewniam, że duże dynamika i energia Musical Fidelity umożliwiają brzmienie lekkie i swobodne, typowe dla koncertowego. Pojawia się sowity ciężar muzyki, obfitość i nasycenie brzmienia instrumentów, wyrazistość wokali, a jednocześnie bliskość i autentyzm dźwięku. Jednocześnie cały przekaz ma cechy wyrafinowania i subtelności typowej dla high-endu. To dbałość nie tylko o temperament brzmienia, ale i o jego dopełnienie, o wszelkie szczegóły tonalne, o porządek i szyk. Troska o zapewnianie dźwięku kompletnego i skończonego. Bezkompromisowego i wycyzelowanego.

Napisałem, że silną stroną wzmacniacza M6si jest jego barwa, warto więc rozwinąć to zdanie. Pisząc o barwie jako atucie, nie mam na myśli, że Musical Fidelity jakoś ją rasuje, podkręca. M6si ma miłą cechę ukazywania naturalnej barwy muzyki, jej soczystości i kwiecistości, ujawniania wielokolorowości, czy różnokolorowości. Dzięki temu słuchacz bez problemu różnicuje niuanse pomiędzy dźwiękami instrumentów, nawet tych bardzo brzmieniowo do siebie podobnych (np. wiele par skrzypiec w orkiestrze, kilka gitar, etc). Analogicznie dzieje się z wokalami; z łatwością można dostrzec ich rozmaite subtelności, zawiłości koloraturowe, dokładną fakturę, głoski syczące, itp. Musical Fidelity niejako doświetla i dobarwia dźwięk, a równolegle czyni to zupełnie neutralnie - obojętnie względem temperatury i słodkości brzmienia, bo te pozostają niezmienne. Nie następuje ani podgrzanie, ani osłodzenie tonalne. Tu występuje constans. Umożliwia to ukazanie prawdy zgodnej z rzeczywistością zapisu źródłowego nieprzekłamywanego przez amplifikację. Musical Fidelity dąży tym samym w stronę ideału zakładającego, że wzmacniacz doskonały powinien po przede wszystkim wzmacniać sygnał, a nie modulować go.

Brytyjski wzmacniacz nie tylko gwarantuje wyborną barwę dźwięku, dba o jego plastyczność, czy dostarcza dużą moc sprawiającą, że każde nagranie brzmi jakby było wykonywane na żywo. Otóż Musical Fidelity zapewnia również pierwszorzędnie uporządkowaną scenę – zarówno wszerz, jak i w głąb. Jest to scena wybornie precyzyjna, poukładana z wielką dbałością o każdy instrument, każdy detal, każdy ton. Przyporządkowanie i lokalizacja źródeł pozornych są wyśmienite. Wysoką klasą wykraczają daleko poza poziom cenowy M6si. Do tego dochodzi też łatwość operowania basem, który jest mocny i elastyczny, lecz nieprzeładowany. Nie przykrywa swoim wymiarem i rozmachem innych pasm, bo te koegzystują z nim na równych prawach i zasadach. Warto także podkreślić wysoką rozdzielczość dźwięku, umożliwiającą zagłębienie się w materię muzyczną, jej głęboką oraz daleką eksplorację, odkrywanie dużej ilości szczegółów nagrań, itd. Podsumowując akapit, Musical Fidelity buduje trójwymiarową scenę, żywe na niej instrumenty oraz wysoką tonalność dźwięku, a także wręcz referencyjną rozdzielczość. Dominują porządek, kunszt i detal.

Na koniec kilka słów o wbudowanym przedwzmacniaczu gramofonowym. Jak wiadomo, obsługuje oba typy wkładek gramofonowych (MM i MC), co już jest sporym atutem. Musical Fidelity od zawsze słynął (i do dziś słynie) z konstruowania solidnych przedwzmacniaczy gramofonowych. Buduje je ze dużym znawstwem i zasadami analogowej sztuki. Cieszy więc fakt, że do M6si został takowy zaimplementowany. Nie jest to jedynie czczy dodatek, tanie uzupełnienie, a pełnoprawne urządzenie. Wewnętrzny phono-stage może nie dorównuje klasą modelowi Musical Fidelity MX-VYNL, ale i tak jest co najmniej dobrze. Dźwięk proponowany przez przedwzmacniacz jest pełny, korpulentny, szybki i plastyczny. Winyle brzmią żywo i energicznie. Ich dźwięk ma duży wymiar, żar i emocje. Szczegółowość na zadowalającym poziomie. Do gramofonów okolic 5 000 – 6 000 PLN firmowy przedwzmacniacz w zupełności wystarczy, potem należałoby rozejrzeć się za wyższej klasy urządzeniem. Idealny będzie Musical Fidelity MX-VYNL.

Podsumowanie
Konkluzja nie może być inna: Musical Fidelity M6si to pierwszorzędny wzmacniacz zintegrowany. Ma wszystko to, co powinno mieć współczesne urządzenie hi-fi: dużą moc pozwalającą wysterować większość głośników, dużo gniazd (w tym XLR), wewnętrzny DAC USB, a także doskonałej jakości przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM i MC. Do ideału brakuje jedynie wyjścia słuchawkowego.

Dźwięk M6si można scharakteryzować jako pełny, żywy i mocarny. Bardzo przestrzenny i detaliczny. Dodatkowo brzmienie cechuje się piękną barwą – polichromatyczną i naturalną, organiczną i plastyczną. M6si zapewnia unikalną muzykalność oraz klarowność przekazu, które stawiają brytyjski wzmacniacz w panteonie urządzeń high-fidelity.

Ode mnie Musical Fidelity M6si otrzymuje bezwarunkową rekomendację! Jestem pod wrażeniem jego zaawansowanego dźwięku. Wielki wzmacniacz - dosłownie i w przenośni.

Cena w Polsce – 14 995 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Musical Fidelity M6si, Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55 A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Audiovector Ki 3 Super (test TU), Pylon Opal 23 (test TU), AudioSolutions Overture O203F (test TU), Q-Acoustics 3020, Guru Audio Junior (test TU) i Cabasse Surf (test TU).
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, Musical Fidelity MX-DAC (test TU), S.M.S.L. M8 (ES9018 24 Bit/384 KHz DSD DAC) i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Asus Pro P43E i Toshiba Satellite S75.
Gramofony: Clearaudio Emotion z wkładką Goldring Legacy (test TU) i Nottingham Analogue Horizon z Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi Phono (test TU), Primare R32 (test TU), Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Trilogy 906 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Yamaha T-550 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Pioneer SE-Master1 (test TU), RHA MA750 (test TU), Audeze LCD-3 (test TU), Final Sonorous II, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Pioneer XDP-100R (test TU), Cayin C5 DAC (test TU), S.M.S.L. sAp-8, Taga Harmony THDA-500T (test TU), Divaldi AMP-01 (test TU) i Olasonic Nano-UA1 (test TU).
Okablowanie: Audiomica Laboratory serie Red i Gray, DC-Components (test TU) oraz Harmonix CI-230 Mark II (test TU). Przewód zasilający KBL Sound Fluid (test TU). Kabel zasilający, przewody głośnikowe i interkonekty RCA Perkune Audiophile Cables. Przewody głośnikowe Cardas 101 Speaker (test TU), Melodika Brown Sugar BSC 2450 (test TU) i Taga Harmony Platinium-18 (test TU). Seria XLO UltraPLUS.
Akcesoria: filtr sieciowy Xindak XF-2000E, podstawa pod gramofonem to Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki Sevenrods Speaker Jumper.


DAC DSD S.M.S.L. M8 i wzmacniacz słuchawkowy S.M.S.L. SAP-8

$
0
0


Wstęp
W kwietniu br. podpoznański Sunnyline, czyli dystrybutor takich marek jak Audinst, Audiotrak i Microlab, przesłał mi do testów kilka sprzętów dalekowschodniego przedsiębiorstwa S.M.S.L. Ta firma to nowość w ofercie Sunnyline, a ja nigdy dotąd nie miałem do czynienia z urządzeniami S.M.S.L. Dystrybutor poinformował, że reprezentują one wyjątkowo korzystną relację jakość wykonania i dźwięku do ceny. Wszystkie wycenione są wielce rozsądnie.

W rezultacie miałem sposobność zapoznawać się z następującymi urządzeniami:
- DAC DSD S.M.S.L. M8 (zobacz TUTAJ),
- wzmacniacz słuchawkowy (z DAC USB) S.M.S.L. VMV V2 (zobacz TUTAJ) oraz
- wzmacniacz słuchawkowy S.M.S.L. SAP-8 (zobacz TUTAJ).
Razem z powyższymi urządzaniami przyjechały również słuchawki iSK HP580 (zobacz TUTAJ) będące rebrandem słuchawek Superlux HD681, a wzorowane na AKG.

Ostatecznie zdecydowałem się na krótkie opisy przetwornika DSD S.M.S.L. M8 oraz wzmacniacza słuchawkowego S.M.S.L. SAP-8. Wspomnę też o słuchawkach iSK HP580. Wzmacniacza słuchawkowego (z DAC USB) S.M.S.L. VMV V2 nie recenzuję ponieważ mój komputer Asus PRO odmówił z nim współpracy. Być może występuje jakaś niezgodność oprogramowania, warto ją rozwiązać przy kolejnym upgrade driverów.

S.M.S.L.
S.M.S.L. to chińska firma - i nikt tu nie udaje, nie tuszuje, że jest inaczej. S.M.S.L. to skrót od ShenZen ShuangMuSanLin Electronics Co.Ltd. Przedsiębiorstwo położone jest w dystrykcie Baoan, Shenzhen (Kanton). Specjalizuje się w wytwarzaniu niewielkich, lecz zaawansowanych przetworników cyfrowo-analogowych, wzmacniaczy słuchawkowych, wzmacniaczy audio, czy dekoderów audio. W katalogu można znaleźć kilkadziesiąt pozycji, wszystkie połączone wspólnym mianownikiem miniaturowych gabarytów obudów a także niewygórowanych cen.

S.M.S.L. M8 – wrażenia ogólne i budowa
M8 to omnipotentny DAC; obsługuje sygnał PCM do rozdzielczości 32 bit/ 384 kHz i DSD do x128. Nie ma zamontowanego wzmacniacza słuchawkowego, nie jest przedwzmacniaczem liniowym. Musi więc pracować równolegle z innymi urządzeniami - wzmacniaczem słuchawkowym, wzmacniaczem zintegrowanym, itp.

DAC dostarczany jest w niewielkim kartoniku. Wewnątrz, oprócz samego urządzania, znajduje się miniaturowy zasilacz impulsowy, przewód USB, instrukcja obsługi oraz płyta z driverami. Aby uruchomić urządzenie, najpierw należy zainstalować właściwy sterownik.

M8 to mini-pudełeczko gabarytami odpowiadające dwóm paczkom papierosów. Prezentuje się wielce estetycznie. Obudowa wykonana jest z czystego aluminium, została ultra-precyzyjnie wycięta na obrabiarce numerycznej CNC. Front, jak wszystko w M8, jest miniaturowy. Jego góra jest lekko łukowato przycięta. Na centralnym miejscu panelu umieszczono wyświetlacz OLED. Białymi znakami informuje o częstotliwości próbkowania, aktywowanym cyfrowym filtrze oraz o wybranym cyfrowym źródle (USB, optyczne lub elektryczne). Z lewej strony znajduje się aluminiowy przycisk sieciowy, z prawej identyczny przycisk, czyli selektor źródła i jednocześnie aktywator cyfrowego filtra (jest dostępnych aż siedem, w celu wyboru należy dłużej przytrzymać przycisk).

Z tyłu zamontowano trzy wejścia cyfrowe (optyczne, elektryczne i USB), sieciowe 9 V oraz parę wyjść analogowych RCA. Optyczne i koaksjalne wejście akceptuje sygnały 16 Bit-24 Bit / 32 kHz-192 kHz, a USB wspiera sygnały do 32 Bit / 384 kHZ oraz DSD x64 (2.8224 MHz) iDSD x128 (5.6448 MHz). Zainstalowany czip odbiornika USB to XMOS a dekoder to Sabre ESSES9018K2M. Nieźle jak na tak miniaturowe urządzenie.

Wadą jest brak możliwości ściągnięcia sterowników ze strony S.M.S.L., bo ich tam po prostu nie ma. Dziwne,  że producent nie zadbał o tak istotny fakt. Zresztą firmowa strona wydaje się być jakaś niedorobiona, niedokończona, a nawet trochę bałaganiarska. Drażni obecność pustych linków, niepełnych informacji. Mało profesjonalnie to wygląda w porównaniu do innych chińskich firm - chociażby FiiO, HiFiMan, czy Matrix.

Dane techniczne
THD + N: < 0.0004 %
Napięcie wyjścia: 2.15 V RMS
Skuteczność:> 125 dB
SNR: > 126 dB
Separacja kanałów: > 120 dB
Wspierane systemy: Windows, Mac OS, iOS (niezbędny adapter), Android 4.0 i nowsze (większość modeli).
Optical/Coaxial: 16 Bit-24 Bit/ 32 kHz – 192 kHz
USB: do 32 Bit/384 kHz i DSD x 64 (2.8224 MHz) i DSD x 128(5.6448 MHz)

Zalecane oprogramowanie: Windows + Foobar 2000, Mac OS + Pure Music, urządzenia mobilne - standardowa aplikacja do obsługi muzyki.

Cena w Polsce - 1 190 PLN.

Wrażenia dźwiękowe
Na początek nadmienię, że M8 jest wyłącznie DACiem obsługującym sygnał cyfrowy PCM i DSD. Musi być zestawiony z innym zewnętrznym urządzeniem typu wzmacniacz. Używałem głównie firmowy wzmacniacz słuchawkowy S.M.S.L. SAP-8, ale także SML Phonitor 2 i Divaldi AMP-01. Podłączałem M8 również do dużego, głośnikowego systemu hi-fi.

Przy cenie 1 100 PLN M8 wręcz poraża jakością brzmienia. Dysponuje wysoce rozdzielczym dźwiękiem o dużej czystości i transparentności. To brzmienie szczegółowe, a równolegle plastyczne i soczyste. Zaawansowane w wymiarze, rasowe w odbiorze. Znacznie dojrzalsze niż by wskazywała umiarkowana cena. Obrazowanie, ekspresja oraz żywość instrumentów i wokali są wręcz doskonałe. Komputer podłączony via gniazdo USB M8 staje się zadziwiająco dobrym źródłem sygnału audio. Dźwięk jest nie tylko klarowny, pozbawiony jakichkolwiek szumów, czy innych artefaktów, ale przede wszystkim dynamiczny i energiczny. Jednocześnie mocny i subtelny, silny i kulturalny, a do tego buduje szeroką scenę i doskonałe stereo. Kapitalna dźwięczność, super gładkość, zero agresji. To naturalne i pełnowymiarowe granie - zupełnie jak DAC z poziomu cenowego co najmniej 2 x wyższego (!). I piszę te słowa z całą odpowiedzialnością.

Można by pokusić się o zakup lepszego zewnętrznego zasilacza i zamiast impulsowego kupić kształtkowy. Firma Tomanek oferuje taki za około 70 – 90 PLN, a dźwięk powinien otrzymać jeszcze lepszą wyrazistość i bezpośredniość. Firma S.M.S.L. zapewnia swój firmowy apgrejd zasilaczem o nazwie P1 (zobacz TUTAJ), jednak to koszt dodatkowych 140 USD, czyli jakichś 500 PLN w warunkach polskich.

S.M.S.L. SAP-8 - wrażenia ogólne i budowa
Jak S.M.S.L. M8 jest tylko i wyłącznie przetwornikiem analogowo-cyfrowym, tak S.M.S.L. SAP-8 jest purystycznym wzmacniaczem słuchawkowym. Żadnego wewnętrznego DACa, nie ma funkcji przedwzmacniacza linowego, ani nawet tzw. przelotki, czyli przepustu sygnału analogowego na zewnątrz.

Obudowa nie jest tak finezyjna jak w DACu M8. To estetyczne metalowe pudełeczko, z przytwierdzoną doń aluminiową frontową płytką wyciętą na obrabiarce CNC. Dostępne są trzy warianty kolorystyczne: czarny, srebrny i złoty. Do mnie przyjechała czarna. Na froncie, po prawej stronie umieszczona całkiem spora gałka wzmocnienia sygnału; na skrajnej, lewej zamontowano przycisk-włącznik sieciowy, a pomiędzy nimi – duże gniazdo słuchawkowe 6,3 mm. Brak gniazda słuchawkowego 3,5 mm. Należy posiłkować się przejściówką w przypadku przewodów słuchawkowych zakończonych wtykiem 3,5 mm.

Z tyłu urządzenia umieszczono parę wejść analogowych RCA oraz, co bardzo zaskakujące i nietypowe w tym przedziale budżetowym – parę wejść zbalansowanych XLR (!). Selekcji wejścia dokonuje się przyciskiem zamontowanym tuż obok gniazd RCA. Na panelu tylnym znajduje się też gniazdo sieciowe 12 V.

Jak można przeczytać na firmowej stronie: „SAP-8 został zbudowany z najwyższej klasy podzespołów takich jak kondensatory filtrujące układ zasilania od Panasonic'a czy też potencjometr TOCOS.”

Dane techniczne
Moc wyjściowa: @1 % THD + N
32 Ω 710 mW
64 Ω 660 mW
150 Ω 320 mW
300 Ω 160 mW
Zniekształcenia: 0.001% @ 10 mW 300 Ω
Separacja kanałów: > 110 dB
Wymiary: 139 × 122 × 35 mm

Cena w Polsce – 499 PLN.

Wrażenia dźwiękowe
Wzmacniacz słuchawkowy dysponuje pełnym, a nawet można rzec - wybitnie obfitym brzmieniem, które dodatkowo nasycone jest dużą ilością szczegółów. Wyraźnie pokazywane są poszczególne plany, nie ma problemów z określeniem głębi sceny, zaś stereofonia stoi na więcej niż zadowalającym poziomie. Źródła pozorne kreślone są precyzyjnie i jednoznacznie. Szeroko i z rozmachem. Szybko i dynamicznie. Co istotne, wysoka energia grania powoduje, że wzmacniacz bezproblemowo steruje wszelkimi przyłączanymi słuchawkami (u mnie to magnetoplanarne Oppo PM-3 i różne dynamiczne: Final Audio Design Pandora Hope VI, Final Sonorous II, AKG K545 i Pioneer SE-MHR5). Brzmienie w każdym przypadku było żywe, nasączone tonami po brzegi, a równolegle wybitnie plastyczne oraz zrównoważone. Harmonijne i muzykalne. Takie dojrzałe i zaawansowane granie w cenie poniżej 500 PLN to wręcz sensacja.



Niewielkie kartoniki ze sprzętami firmy S.M.S.L.


Trzy urządzenia S.M.S.L.


Wzmacniacz słuchawkowy VMV V2, który nie wziął udziału w testach; może innym razem



Obudowa S.M.S.L. M8 wycięta jest z czystego aluminium

Czytelny, choć miniaturowy OLED wyświetlacz M8


DAC M8 w jako źródło dla wzmacniacza słuchawkowego SPL Phonitor 2; słuchawki to Final Sonorous II


Wzmacniacz słuchawkowy SAP-8

Rzut oka na duży system audio hi-fi; DAC M8 stoi na wzmacniaczu słuchawkowym SPL Phonitor 2


Słuchawki iSK HP580
Na koniec kilka słów o słuchawkach iSK HP580, które są rebrandem słuchawek Superlux HD681, a pierwotnie wzorowane na AKG. Zbudowane są solidnie i porządnie. Wykonane są w większości z tworzyw sztucznych, tylko pałąk to dwa stalowe druty. Jakość materiałów nie ujmuje wysoką jakością, ale również nie woła o pomstę do nieba. To rzetelne wykonanie z przyzwoitych materiałów, ale nie jest to jakość ani pierwszorzędna, ani tym bardziej luksusowa. Dostateczna z plusem. Kabel ma 3 metry długości, nie jest odpinany. Zakończony małym wtykiem 3,5 mm z nakręcanym nań wtykiem 6,3 mm. Dobre rozwiązanie. Z kolei ergonomia stoi na dobrym poziomie. iSK HP580 bez problemu można nosić i kilka godzin, choć są na świecie znacznie wygodniejsze słuchawki.

Brzmienie oferowane przez iSK HP580 analogicznie zaskakuje świeżością i naturalnością jak powyżej opisywany DAC M8. To dźwięk otwarty i żywy, energiczny i eufemistyczny, bardzo przestrzenny, dodatkowo podparty zaskakująco realistycznym i rozbudowanym basem. Przekaz charakteryzuje się pierwszorzędną czytelnością, jest czysty i wiarygodny. Źródła pozorne osadzone są w przestrzeni solidnie i masywnie. Jedyne zastrzeżenie to niezbyt wysoka rozdzielczość i ograniczona detaliczność – niektóre niuanse po prostu są niewidoczne, uciekają. Nie mniej jednak te słabsze strony słuchawek stają się nieważne w świetle ich niskiej ceny, którą polski dystrybutor określił na poniżej 100 PLN (tak, poniżej stu złotych). Pisząc w skrócie, iSKP580 to doskonałe słuchawki w swojej wręcz śmiesznej cenie. Polecam posłuchać.




Słuchawki iSK HP580


Konkluzja
Dalekowschodnie firmy S.M.S.L. i iSK udowadniają, że doskonały dźwięk hi-fi można zaoferować w więcej niż przystępnych cenach, czego DAC M8, wzmacniacz słuchawkowy SAP-8 oraz słuchawki HP580 są pierwszorzędnym przykładem. Brawo!

Sprzęt testowy
Słuchawki: Pioneer SE-Master1 (test TU), Pioneer SE-MHR5 (test TU), RHA MA750 (test TU), Audeze LCD-3 (test TU), Final Sonorous II (test TU), Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Pioneer XDP-100R (test TU), Cayin C5 DAC (test TU), S.M.S.L. SAP-8, Taga Harmony THDA-500T (test TU), Divaldi AMP-01 (test TU), Hegel H160 Olasonic Nano-UA1 (test TU).


Wzmacniacz słuchawkowy/przedwzmacniacz SPL Phonitor 2

$
0
0




Wstęp
Dystrybutor Musictoolz Sp. z o.o. z Warszawy w kwietniu przesłał mi stosunkowo premierowy sprzęt o nazwie SPLPhonitor 2. To urządzenie wielofunkcyjne: wzmacniacz słuchawkowy, kontroler dźwięku, jak i przedwzmacniacz liniowy wyposażony w kontrolę głośności. W funkcji przedwzmacniacza pozwala na wybór jednego spośród trzech źródeł sygnału. Nigdy do tej pory nie opisywałem żadnego sprzętu niemieckiej firmy SPL. Tak więc, zanim przejdę do opisu wzmacniacza Phonitor, wypada skreślić kilka słów o SPL.

SPL Electronics GmbH
SPL to kultowa firma. Na jej studyjnych sprzętach pracują najwięksi i najbardziej liczący się producenci muzyczni, inżynierowie dźwięku, muzycy, etc. Można wymienić tylko kilku z brzegu: Simon Heyworth z jego SPL MMC 1 mastering console produkujący muzykę Depeche Mode, Briana Eno, Georga Harrisona, czy Nicka Cave, następnie Bob Ludwig także z SPL MMC 1 mastering console opiekujący się zespołami Radiohead, U2, Rolling Stones, Queen oraz takimi artystami jak David Bowie i Bruce Springsteen, potem Howie Weinberg with z SPL DMC mastering console i zespołami Red Hot Chilli Peppers, The Cure oraz wykonawcami Marcus Miller i Herbie Hancock oraz ikonicznym Princem. Ta lista gwiazd jest znacznie dłuższa, ale nie sposób wymienić wszystkich.

Przedsiębiorstwo mieści się w Niederkruechten, w landzie Nadrenia Północna-Westfalia. Zostało założone przez pana Wolfganga Neumanna – obecnie głównego konstruktora i firmowego guru. Trzy litery SPL to skrót od Sound Performance Lab. Ta niemiecka firma od ponad 30 lat koncentruje się na profesjonalnej technice studyjnej, multimedialnej, nagłośnień filmów, rozgłośni radiowych, ale także audio hi-fi. Posiada bardzo rozbudowane zaplecze technologiczne oraz know-how zdolne do wytwarzania bardzo zaawansowanych urządzeń. Może pochwalić się opracowaniami wielu innowacyjnych urządzeń, posiada wiele patentów oraz mnóstwo oryginalnych rozwiązań technologicznych (np. optymalizator dźwięku Vitalizer). Kiedy popatrzeć na bardzo rozbudowaną ofertę SPL (zobacz TUTAJ) może się w głowie zakręcić od nadmiaru pozycji – jest ich chyba ze sto. Są tu rozmaite procesory, interfejsy, konwertery, kontrolery odsłuchów, lampowe channel stripy, emulatory analogowe, przedwzmacniacze mikrofonowe, instrumentalne i słuchawkowe, sumatory analogowe, wzmacniacze gitarowe, sterowniki odsłuchów, miksery, regulatory poziomu odsłuchu i wiele innych. Od pewnego czasu, oprócz produkcji sprzętu stricte PRO, SPL zaczęła także łaskawiej spoglądać na segment rynkowy audio hi-fi. Stąd wzmacniacze słuchawkowe serii Phonitor przeznaczone są równolegle dla obu grup odbiorców. To Phonitor X, Phonitor e, Phonitor 2 i jego mniejszy brat Phonitor Mini. Jest jeszcze wzmacniacz Auditor. Oprócz nich można znaleźć najnowsze produkty A.D. 2016: DAC Director (zobacz TUTAJ), czy przedwzmacniacz gramofonowy MM i MC Phonos (zobacz TUTAJ). Oba przeznaczone są dla zwolenników domowego audio hi-fi. Zupełną nowością jest oferta wzmacniaczy stereofonicznych hi-fi Performer s800 (zobacz TUTAJ), które dostępne są w różnych wybarwieniach obudowy. Na koniec tego akapitu warto podkreślić, że wszystkie urządzenia SPL wytwarzane są na miejscu, w niemieckiej fabryce.

Wrażenia ogólnie i budowa
Phonitor 2 to kolejna wersja urządzenia zaprezentowanego w 2008 roku i nazwanego oczywiście Phonitor. Łączy w sobie trzy urządzenia: wzmacniacz słuchawkowy, przedwzmacniacz liniowy oraz niejako kontroler dźwięku.

Phonitor 2 zapakowany jest w dość spory karton, wewnątrz wyłożony tekturowymi przegrodami, pośród których spoczywa sprzęt. W zestawie jest jedynie przewód zasilający oraz ponad 60 stronicowa instrukcja obsługi w językach angielskim i niemieckim. Polskiej wersji brak.

Jak można przeczytać na firmowej stronie: „Dzięki rozbudowanej sekcji wzmacniacza słuchawkowego Phonitor 2 ma możliwość współpracy ze słuchawkami dowolnej konstrukcji: dynamicznymi, symetrycznymi lub elektrostatycznymi. Świetnie sprawdza się w pracy ze słuchawkami o niskich impedancjach, nawet 10 Ohmów. Jego ogromną zaletą jest możliwość kreacji wirtualnej sceny dźwiękowej doskonale emulującej pracę monitorów w pomieszczeniu, co rewelacyjnie sprawdza się zarówno w pracy w studiu, jak i podczas relaksacyjnego słuchania muzyki w domu, gdzie z pewnością znajdzie swoje zastosowanie możliwość sterowania głośnością Phonitor 2 za pomocą pilota (uczy się dowolnego pilota na podczerwień).

Zaskakująca dynamika jest zasługą zastosowanej wysokonapięciowej technologii 120 V, zaś komfortu użytkowania dopełniają analogowe mierniki poziomu sygnału. Posiada możliwość dostosowania poziomu sygnału (konsumenckiego do profesjonalnego): w stosunku 1:1, +6 dB, +12 dB i wbudowany zasilacz”.

Wzmacniacz SPL gabarytami odpowiada mniej więcej połowie klasycznego wzmacniacza zintegrowanego. Obudowa wykonana jest z jasnego aluminium. To niezwykle precyzyjna i schludna robota. Tip-top. Na duże uznanie zasługuje również panel frontowy – to mistrzowski studyjny design, lecz równolegle estetyczny i ładny, co w przypadku segmentu PRO wcale nie jest częste. Tymczasem Phonitor 2 czaruje dwoma okrągłymi wskaźnikami wychyłowymi podświetlanymi na pomarańczowo lub czerwono, jak i uwodzi kilkoma precyzyjnie wykonanymi pokrętłami. Największe z nich, centralnie umieszczone, odpowiada za wzmocnienie sygnału głośności słuchawek lub monitorów aktywnych. Kolejne trzy (zamontowane po lewej stronie w układzie trójkąta) to: ustawienie crossu dźwięku (Crossfeed), podbijanie środkowego zakresu sceny (Center) oraz regulacja wirtualnego ustawienie kąta hipotetycznych kolumn głośnikowych implementowanych do poziomu słuchawek (Angle).

W okolicy powyżej opisanych pokręteł zamontowano aż pięć przełączników hebelkowych: 1. "Matrix" służący do aktywacji firmowej aplikacji Matrix. To, w skrócie pisząc, układ powodujący, że słuchacz postrzega niskie częstotliwości mniej intensywnie przy użyciu głośników, niż kiedy sterowniki wyjścia słuchawkowego kierują dźwięk bezpośrednio do uszu słuchacza. Kontrola układu pozwala odtworzyć wpływ różnych pomieszczeń na odpowiedź częstotliwości, w zależności od ich wielkości. Tak więc, gdy przełącznik Matrix jest ustawiony na "Cr/A" lub "All" mniej energiczne częstotliwości są przesyłane do słuchawek w trybie liniowym, czyli bez żadnych poprawek. Jeżeli przełącznik dosuwu wpływa przede wszystkim na zakres częstotliwości, parametr „Angle” głośnika nie wpływa na różnice czasowe sygnału na obu kanałach (pomiędzy dwoma uszami). Kombinacja obu parametrów pozwala emulować doświadczenie, które jest bardzo podobne do słuchania z pary głośników w domowym pomieszczeniu odsłuchowym. Kolejny przełącznik: 2. „Source” to oczywiście wybór źródła sygnału. Dostępne są dwie pary wejść symetrycznych XLR i para RCA. I następne przełączniki: 3. „Output”, czyli selektor trybu pracy urządzenia – słuchawki, przedwzmacniacz liniowy lub wyciszenie sygnału (w tym trybie pomarańczowe wyświetlacze wychyłowe zmieniają podświetlenie na czerwone), 4. „Solo” do monitorowania dźwięku kanału lewego, prawego lub obu, czyli stereo, 5. „Phase Ø” to kontroler fazy sygnału stereo, który może być odwrócony o 180 stopni lub nie.

Na prawej stronie panelu frontowego umieszczono kolejne pokrętła i przełączniki, a także wspomniane już dwa wskaźniki wychyłowe. Znajduje się tu pokrętło „Laterality” (pol. stronność) związane z ustawieniem asymetrii czynnościowej prawego i lewego kanału lub strony. Skorelowane jest ze znajdującym się tuż obok przełącznikiem mono/stereo pozwalające na regulację stronności w trybie mono lub stereo. Kolejny przełącznik „VU cal” służy do kalibracji wyświetlacza VU i podbicia jego dynamiki o 6 dB lub 12 dB. Po prawej stronie znajduje się pojedyncze gniazdo słuchawkowe 6,3 mm. Brak wyjścia słuchawkowego symetrycznego, co nieco dziwi w sprzęcie studyjnym. Kolejne przełączniki DIP umieszczono od spodu obudowy. Jest ich tam aż sześć. Dwa z nich służą do podbicia dynamiki wyjścia o 12 dB lub 22 dB, kolejne dwa to ustawia wejść RCA na poziom profesjonalny (- 10 dBV na odBu), piąty to „Phonitor 2 Insert Loop”, a szósty aktywuje funkcję Matrix na wyjściach XLR. Uff, trochę tego jest, ale to jeszcze nie wszystko, albowiem na tylnej płycie jest jeszcze przycisk „IR Remote” adresowany dla parowania pilota zdalnego sterowania. W zestawie nie ma takowego, ale urządzenie jest przystosowane do „nauczenia” jakiegokolwiek pilota sterowaniem Phonitor 2. Niebywała rzecz.

Panel tylny jest już prostszy niż frontowy, bo są tu dwa klasyczne pary wejść XLR, para wyjść XLR z przedwzmacniacza, a także para analogowych wejść RCA. Wszystkie gniazda reprezentują bardzo wysoką jakość. Z tyłu umieszczono jeszcze przycisk uczenia pilota zdalnego sterowania, gniazdo sieciowe IEC oraz zamontowany tuż obok włącznik zasilania.

Należy podkreślić, iż Phonitor 2 to wzmacniacz słuchawkowy, który wykorzystuje technologię 120-Volt. Oznacza to, że składniki aktywne w Phonitor są napędzane symetrycznym napięciem 60 V DC. Wyższe napięcie zasilające gwarantuje większą rezerwę mocy i mniejsze zniekształcenia, oczywiście pod warunkiem, że obwód może skorzystać z tej dodatkowej energii.

Dane techniczne
Złącza:
- trzy pary stereofonicznych wejść liniowych (dwie pary wejść symetrycznych na XLR i jedna para wejść niesymetryczny na RCA)
- stereofoniczne wyjście symetryczne (do monitorów lub słuchawek symetrycznych, może zostać zwielokrotnione dzięki rozszerzeniu SPL Expansion Rack)
- stereofoniczne wyjście słuchawkowe
Zakres częstotliwości: 4 Hz – 480 kHz (-3 dB)
THD+N: 0.00091 % (HP), 0.00085 % (liniowo)
Zakres dynamiki: 133.62 dB (HP), 134.37 dB (liniowo)
Wymiary: 325 x 275 x 92 mm (z nóżkami i potencjometrem głośności)
Masa: 4.6 kg

Spore pudło zawierające wzmacniacz SPL

Wzmacniacz szczelnie opatulony folią, która unieruchamia go w kartonie




Piękny design; SPL Phonitor 2 to prawdziwa ozdoba każdego pomieszczenia odsłuchowego


Moc regulatorów i ustawień

Po prawej gniazdo słuchawkowe 6,3 mm

Duża gałka wzmocnienia siły głosu


Wychyłowe wskaźniki uwodzą falującymi wskazówkami oraz bursztynowym podświetleniem

Tył: dwie pary wejść XLR, para wejść RCA i para wyjść XLR

Phonitor 2 stoi na wzmacniaczu zintegrowanym Musical Fidelity M6si; w tle lampowy Cayin CS-55 A


Słuchawki Final Sonorous II w akcji

Rzut oka na cały system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Używałem następujące słuchawki: Oppo PM-3, Final Audio Design (dalej FAD) Pandora Hope VI, AKG K545, Final Sonorous II oraz Pioneer SE-MHR5. Niestety, w czasie odsłuchów nie miałem już Pioneer SE-Master1, które w moim przekonaniu byłyby optymalne dla Phonitor 2, w związku ze swoimi wysokimi umiejętnościami analitycznymi. Wzmacniacze porównawcze to przede wszystkim Divaldi AMP-01 oraz Hegel H160. Przewody typu interkonekty to za każdym razem XLO UltraPLUS. Cała lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Phonitor 2 jest urządzeniem wyposażonym w całą gamę funkcji monitorowania dźwięku, bo jest przecież sprzętem studyjnym. Ma zainstalowane aplikacje umożliwiające dokonywania crossowania, zmian kąta nachylenia dźwięku, jego centrowania, odwracania fazy i jeszcze parę innych. Te umiejętności są bardzo przypadku monitorowania dźwięku, jego obróbki w studio, rasowania, czy masteringu. W zwykłych odsłuchach, gotowego i skończonego zapisu muzyki, takie funkcje są mało przydatne, o ile w ogóle potrzebne. Owszem, można pobawić się zmianami kąta nachyleń dźwięku, centrowaniem, lecz są to dodatki nie zmieniające w zasadzie istoty i struktury dźwięku jako takiego. Skoro więc moim zamiarem nie była obróbka dźwięku, dodawanie lub mnożenie jakichś instrumentów w nagraniu, etc., nie będę poświęcał miejsca na opisy powyższych funkcji, bowiem mija się z to z celem. Przejdę do recenzji dźwięku słuchawkowego Phonitor 2, czyli do clourzeczy.

Pierwsze, co uderza po założeniu słuchawek podłączonych do Phonitor 2 to niebywała głębia przestrzeni, jej czytelna otchłań, wyrazistość planów, doskonała ostrość całej sceny, nasycenie i wielowymiarowość przekazu, a ponadto wysoka energia i dynamika. Ma się wrażenie, że dźwięk rozpościera się nie tylko dookolnie, ale że jest się wręcz w nim zanurzonym. Oczywiście, duże znaczenie mają tu same słuchawki i ich umiejętności wiarygodnego oddania owej przestrzenności, ale testowe Oppo PM-3 i FAD Pandora Hope VI nie miały z tym większych problemów. Chcesz usłyszeć realne trzepnięcie pałką o czynel perkusisty siedzącego na podwyższeniu, po prawej stronie sceny, tuż obok basisty, ale pomiędzy trębaczem, a drugim gitarzystą? Albo poczuć mlaśnięcie basowej struny zatrzymanej przez tłumik fortepianu ustawionego po lewej stronie, w 2/3 odległości od wokalisty stojącego nie centralnie, a lekko po prawej stronie? SPL Phonitor 2 nie ma z tym najmniejszych problemów - lokalizacja źródeł pozornych, ujawnianie niuansów, dookreślenie i ostrość dźwięku w jego wykonaniu są fenomenalne. Przy czym nie chodzi tu o samą precyzyjną lokalizację, ale także o fakt, że wzmacniacz czyni to wiarygodnie i lekko. Zaś równolegle instrumenty i wokale mają wyraźną strukturę, dużą masę, słyszalną substancję oraz prawidłowy wymiar. Są przedstawiane bezpośrednio, namacalnie – autentycznie. Niemiecki wzmacniacz buduje naturalną przestrzeń, bezpretensjonalnie oddaje klimat nagrań, transferuje warunki sali koncertowej lub pomieszczenia, gdzie dokonywano nagrań, prosto do uszu odbiorcy. Fantastyczna rzecz.

Napisałem już o wybornej scenie oddawanej przez Phonitor 2. Czas teraz wspomnieć, że wzmacniacz brzmi bardzo naturalnie i neutralnie, jest wręcz obojętny względem dodawania czegokolwiek do brzmienia, nie ingeruje w barwę, nie koryguje rytmu, nie podkręca anemicznych rytmów, nie rasuje słabszych nagrań. Jest czysty i transparenty jak kryształ. Pięknie pokazuje to, co jest zapisane w źródle. Oddaje jego istotę, wymiar i strukturę, ukazuje mnóstwo niuansów, dba o ich właściwą dyspersję, zabiega o ogół i szczegół, ale niczego nie poprawia, nie pogrubia, nie odchudza i nie katalizuje. Jeżeli nagranie zostało zrealizowane szorstko i ostro – Phonitor 2 bez wahania to ukaże; kiedy realizator dźwięku dodał za dużo basu, a za mało sopranów, wzmacniacz odda to w stu procentach, ale kiedy mistrz Jan Erik Konghaug z ECM Records zadba o perfekcyjny cyzelunek dźwięku, to SPL fenomenalnie przetransferuje to bez zmian, wzmocni jedynie sygnał, zaproponuje wyborną selektywność i pierwszorzędną dźwięczność. Innymi słowy, Phonitor 2 jest przykładem amplifikacji neutralnej i fizjologicznej – typowo studyjnej. Bez upiększeń, bez ociepleń. Pokazuje prawdę o nagraniu, dba o autentyzm. Jest dokumentalistą, a nie fabularyzatorem. Zwolennicy lampowej organiczności i przekłamanej plastyczności będą zawiedzeni, z kolei fani głębokiej analizy, rozkoszowania się czystością brzmienia będą zachwyceni. Piszący te słowa składnia się do drugiej grupy, albowiem wysoce eksploracyjna transparentność Phonitora 2 jest wręcz zachwycająca. Widać i słychać bardzo, bardzo dużo, a do tego daleko i głęboko. To zaawansowana percepcja dźwięku. Nie na darmo wzmacniacz nazywa się Phonitor, co jest pochodną słów "phono" (dźwięk) i monitor.

Kończąc i konkludując opis, chciałbym poruszyć jeszcze jedną ważną kwestię. Czytelnik na pewno zorientował się, że opisywany wzmacniacz jest pierwszorzędnie zaprojektowany, kapitalnie zbudowany i wyposażony w liczne funkcje, ma piękne wzornictwo, a co najważniejsze – dysponuje klarownym i pełnym w odbiorze dźwiękiem z rewelacyjną umiejętnością pokazywania rozbudowanej przestrzenności. A to wszystko w racjonalnej cenie 6 350 PLN. Taka doskonała relacja jakość/ cena jest tu możliwa do uzyskania, albowiem Phonitor 2 jest przede wszystkim sprzętem studyjnym, a nie stricte audiofilskim. Gdyby od początku był adresowany do miłośników audio hi-fi najpewniej kosztowałby ze dwa, o ile nie trzy razy więcej. Dlatego dziś zamiast zwyczajowego podsumowania testu zakrzyknę jedynie: SPL Phonitor 2 to referencyjny i wielofunkcyjny wzmacniacz słuchawkowy! Należy koniecznie go posłuchać, bo może okazać się kresem poszukiwań wzmacniacza idealnego.

Cena w Polsce - 6 350 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Musical Fidelity M6si (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55 A (test TU), Denon DRA-100 (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Audiovector Ki 3 Super (test TU), Pylon Opal 23 (test TU), Q-Acoustics 3020 (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Cabasse Surf (test TU).
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, S.M.S.L. M8 (ES9018 24 Bit/384 kHz DSD DAC) i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Asus Pro P43E i Toshiba Satellite S75.
Gramofony: Clearaudio Emotion z wkładką Goldring Legacy (test TU) i Nottingham Analogue Horizon z Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi Phono (test TU), Primare R32 (test TU), Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Trilogy 906 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Yamaha T-550, Sansui TU-666 i Sansui TU-5900.
Magnetofony kasetowe: Nakamichi Cassette Deck 1 i Akai GXC-325D.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: RHA MA750 (test TU), Audeze LCD-3 (test TU), Final Sonorous II (test TU), Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Pioneer XDP-100R (test TU), Cayin C5 DAC (test TU), S.M.S.L. SAP-8, Taga Harmony THDA-500T (test TU), Divaldi AMP-01 (test TU) i Olasonic Nano-UA1 (test TU).
Okablowanie: Audiomica Laboratory serie Red i Gray, DC-Components (test TU) oraz Harmonix CI-230 Mark II (test TU). Przewód zasilający KBL Sound Fluid (test TU). Kabel zasilający, przewody głośnikowe i interkonekty RCA Perkune Audiophile Cables. Przewody głośnikowe Cardas 101 Speaker (test TU), Melodika Brown Sugar BSC 2450 (test TU) i Taga Harmony Platinium-18 (test TU). Seria XLO UltraPLUS.
Akcesoria: filtr sieciowy Xindak XF-2000E, podstawa pod gramofonem to Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki Sevenrods Speaker Jumper.



Hybrydowy wzmacniacz zintegrowany Haiku-Audio Bright MK3

$
0
0



Prolog
Haiku (jap. 俳句) – japońska forma poetycka reprezentatywna dla okresu Edo (1603-1868). Struktura kompozycji składa się z 17 sylab podzielonych na trzy części znaczeniowe po 5, 7 i 5 sylab.

Wstęp
Gdzieś na początku kwietnia br. zwrócił się do mnie przedstawiciel firmy Haiku-Audio z Krakowa z zapytaniem czy nie chciałbym zapoznać się z jednym z ich produktów. Szczerze mówiąc do tej pory nie znałem żadnych urządzeń Haiku-Audio, poza kilkoma internetowymi ich recenzjami, zresztą bardzo korzystnymi. Oczywiście, nie zastanawiałem się ani chwili nad przygarnięciem do siebie na testy krakowskiego produktu, tym bardziej, że zawsze z przyjemnością recenzuję polskie audio hi-fi. W rezultacie dojechał do mnie zintegrowany wzmacniacz hybrydowy Haiku Bright MK3.

Haiku-Audio
To polska firma z Krakowa (choć nazwa może sugerować japońską proweniencję). Stoi za nią pan Wiktor Krzak elektronik i równolegle muzyk-fagocista, aktualny doktorant krakowskiej Akademii Muzycznej. (Zupełnie jak Antony Michaelson i jego Musical Fidelity, choć Anthony to klarnecista, a nie fagocista). Do zajęcia się sprawą audio w 2003 roku pchnęło pana Wiktora wyzwanie, jakim było zbudowanie wzmacniacza lampowego nie zawierającego transformatorów głośnikowych. Kilka wcześniejszych prób z klasycznymi lampowymi układami OTL nie powiodło się. Dopiero eksperymenty z układem hybrydowym przyniosły pełny sukces - rozwiązanie było proste, a zarazem nowatorskie. Tak też narodziła się topologia tranzystorowego stopnia mocy Haiku, zaś od niej wzięła ostateczną nazwę firma Haiku-Audio powstała w 2012 roku. Od tego czasu pan Wiktor sukcesywnie poszerzał ofertę Haiku-Audio, a także pogłębiał swoje umiejętności konstruktorskie. W rezultacie przedsiębiorstwo, choć wciąż niewielkie, a nawet niszowe, posiada w katalogu zaskakująco dużo pozycji. Idea, jaka przyświeca firmie brzmi: „Podstawowe założenia konstrukcyjne wzmacniaczy Haiku-Audio to racjonalny wybór rozwiązań układowych przy jednoczesnym zachowaniu prostoty i przejrzystości konstrukcji oraz zastosowanie najlepszych dostępnych komponentów.” Zresztą wszelkie teorie, stosowane rozwiązania i zastosowane komponenty są transparentnie publikowane na stronie wraz z uzasadnieniem (czytaj TUTAJ).

Aktualna oferta jest rozbudowana. Zawiera cztery główne linie: 1) urządzenia stricte hi-fi, 2) adresowane dla rynku PRO (przedwzmacniacze mikrofonowe, przedwzmacniacze do gitary akustycznej, wzmacniacze i przedwzmacniacze gitarowe), 3) do indywidualnego montażu, czyli DIY (Haiku-auDIYo) oraz 4) własne transformatory toroidalne do wzmacniaczy lampowych (!). Katalog produktów audio hi-fi liczy około 20 pozycji, co jest niebywałym wynikiem jak na mikroskopijną manufakturę. A jednak! Można tu znaleźć kilka różnych grup/serii: od topowej oferty wzmacniaczy lampowych wykonywanych na indywidualne zamówienie w układzie przeciwsobnym Hommage a Williamson na różnych lampach elektronowych, poprzez wzmacniacze hybrydowe serii IOVITA i dyskretne wzmacniacze tranzystorowe pracujące w klasie A  i przedwzmacniacz gramofonowy MM (seria SOL), aż do kilku przedwzmacniaczy serii Selene i wzmacniaczy hybrydowych Bright MK3. A jest jeszcze Ganymede - lampowy przedwzmacniacz o konstrukcji modułowej. Jak widać, portfolio jest przeolbrzymie, co dziwi, bo nawet bardzo duże firmy, często ograniczają ofertę do kilku modeli wzmacniaczy i ewentualnie paru przedwzmacniaczy i końcówek mocy. W Haiku-Audio jest inaczej i chwała za to. Można wybierać i przebierać, zamawiać urządzenie kastomizowane pod indywidualny gust i preferencje.

Wrażenia ogólne i budowa
Zanim przejdę do własnych wrażeń, posłużę się opisem modelu Bright MH3 ze strony Haiku Audio: "Przedni panel wzmacniacza jest wykonany z plastra anodowanego aluminium o grubości 10 mm. Gałki to również lite anodowane aluminium. Dostępna jest wersja czarna oraz srebrna. Górna pokrywa zawiera otwory wentylacyjne, przez które można dostrzec żarzące się lampy. Akrylowa pokrywa jest dostępna jako opcja. Boki obudowy zajęte są przez radiatory, większe i grubsze, o pionowych piórach, wyłącznie czarne. To rozwiązanie pozwoliło jeszcze zwiększyć prądy spoczynkowe tranzystorów przybliżając układ do klasy A. Transformator zasilający posiada impregnowane uzwojenia i wnętrze zalane żywicą.

Płytki drukowane, które mieszczą wszystkie elementy układu są, jak w poprzednich modelach, wykonane z grubego laminatu z czarną soldermaską, jako dwustronne z metalizacją wszystkich otworów, ale rozmieszczenie elementów i układ ścieżek został zmodyfikowany dla poszerzenia pasma, redukcji zakłóceń i zwiększenia wydajności prądowej zasilaczy. Stopnie mocy zasilane są z osobnych, stabilizowanych zasilaczy. Pojemności kondensatorów zostały zwiększone dwukrotnie w porównaniu z pierwowzorem do 6 x 10.000 uF/63 V. To gwarancja poprawnej współpracy z jeszcze większą gamą wymagających głośników.

Za regulację głośności wciąż odpowiada "granatowy" ALPS, choć dla najbardziej wymagających istnieje możliwość użycia potencjometru przełącznikowego. Lampy wzmacniające sygnał to militarne duotriody 6H2π-EB, które można zastąpić występującymi w niezliczonej ilości wersji ECC83. Wzmacniacz jest w całości produkowany w krakowskiej wytwórni Haiku-Audio. Większość jego komponentów pochodzi z produkcji europejskiej, natomiast kluczowe elementy, jak płytki drukowane, czy transformatory wykonywane są w Polsce.”.

Wzmacniacz prezentuje się estetycznie i solidnie, ale również minimalistycznie. Bardzo pozytywne wrażenie wywiera masywna obudowa z dwoma dużymi radiatorami zamontowanymi po obu bokach. To radiatory ze skrzydłami o długości około 5 cm. Panel frontowy to gruba aluminiowa płyta (10 mm), z wkomponowaną doń dodatkową czarną płytą akrylową. Na niej, po obu stronach, osadzono dwa spore (także aluminiowe) pokrętła (lewy to regulator głośności, a prawy to selektor źródeł) oraz włącznik sieciowy wraz z czerwoną diodą sygnalizującą przyłączenie do zasilania. Czarny panel wraz z czarnymi pokrętłami zamontowane na srebrnym aluminium tworzą interesujący kontrast wizualny, co sprzyja ogólnej harmonii i elegancji. Interesująco to wygląda. Na tym opis płyty czołowej kończy się, no chyba że wspomnieć jeszcze o wymalowanym logo „Haiku-Audio” oraz nazwie wzmacniacza. Sprzęt nie jest wyposażony w pilot zdalnego sterowania.

Z tyłu centralnie zamontowano dwie pary terminali głośnikowych (całe metalowe, złocone), po ich prawej stronie cztery pary gniazd RCA, po lewej – gniazdo zasilania IEC. Sygnaturę sprzętu przyklejono na lewym, ostatnim skrzydle radiatora.

Parametry techniczne
Lampy: 2 x 6H2π-EB lub zamiennie 2 x ECC83
Moc wyjściowa (8 Ω): 35 W
Moc wyjściowa (4 Ω): 65 W
Pasmo przenoszenia (-1 dB): 14 Hz - 45 kHz
Pasmo przenoszenia (-3 dB): 8 Hz - 85 kHz
Klasa pracy: A/AB
Czułość wejścia: 500 mV
Ilość wejść: 4 pary RCA
Ilość wyjść: 1 para
Pobór mocy (max): 250 W
Wymiary: 45 x 36 x 10 cm
Masa: 12 kg



Wzmacniacz Haiku-Audio zasługuje na porządny przewód zasilający; tu Vein Audio Indigo

Niebanalny design - minimalistyczny, ale na swój sposób piękny

Solidna obudowa

Głębokie żebra radiatorów

Estetyczne logo


Dwa aluminiowe regulatory, a pomiędzy nimi włącznik sieciowy (czerwona dioda zaświadcza o przyłączeniu do zasilania)


 Gruba aluminiowa płyta (10 mm), z wkomponowaną doń dodatkową czarną płytą akrylową


Wrażenia dźwiękowe
Do Haiku-Audio przyłączałem przede wszystkim trzy pary kolumn: Triangle Esprit Antal EZ, Pylon Opal 23 oraz Q-Acoustics 3020. Przewody głośnikowe to XLO UltraPLUS. Wzmacniacze porównawcze to Musical Fidelity M6si, Hegel H160, Cayin CS-55 A oraz Dayens Ecstasy III. Pełna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Jak napisałem we wstępnie, wzmacniacz Bright MK3 to mój pierwszy kontakt z urządzeniami Haiku-Audio, tak więc nie wiedziałem jakiego typu brzmienia od niego oczekiwać, choć obecność dwóch lamp elektronowych w układzie przedwzmacniacza zdawała się określać jakiś kierunek. Otóż krakowski wzmacniacz dysponuje bardzo rasowym dźwiękiem, jakim nie powstydziłoby się wielu droższych i bardziej znanych konkurentów. To brzmienie fizyczne, nasycone, plastyczne, emocjonalne oraz kremowe, skłaniające się w stronę nieco ocieplonego, ale nie słodkiego. Dźwięk oprócz tego, że jest potoczysty i masywny, to równolegle wyczuwalnie gęsty i zwarty, ale nie kleisty – lekki i napowietrzony. Krawędzie tonów są ciut zaokrąglone, ale pojedyncze nuty nie giną od razu, a wybrzmiewają parę chwil zanim zgasną, znikną. To niejako pochodna implementacji lamp elektronowych w przedwzmacniaczu, które także minimalnie wypychają średnicę do przodu (nie za bardzo), bliżej niż czyni to większość tranzystorów. W rezultacie brzmienie ma spory wymiar ekstensywności i namacalności. Wokale są bezpośrednie i angażujące, a instrumenty wybornie dźwięczne i obecne. Całość połączona jest wspólnym mianownikiem intensywności tonalnej oraz wysyconych barw. W przekazie czuć uwalnianą energię, żar brzmienia i napięcie emocjonalne. Taka charakterystyka kwalifikuje Bright MK3 wprost do bardzo zaawansowanego high-fidelity. Przypomina styl gry takich wzmacniaczy jak Lavardin, czy Pathos, który najlepiej określają trzy słowa: organiczność, pełnia tonalna i harmonia. Łącząc wspólne cechy zapewniają wysoki komfort słuchania, bo każda muzyka (nawet ta gorzej zrealizowana) brzmi żywo i zachwycająco. 

Kilka słów à propos poszczególnych pasm. Niskie tony są wyraziste, mocno skupione oraz rytmiczne, ale jednocześnie przyjemnie płynne, lekkie i odkrywcze. Uderzająca jest ich głębia, albowiem mają nie tylko pierwsze mocne uderzenie, ale i nasycone tło wyłożone muskulaturą, podgrzaniem lampowym, ale bez szklistego wykończenia. Jakość niskich tonów jest rewelacyjna. Jedynym zastrzeżeniem może być ich brak stabilności przy bardzo głośnych odsłuchach. Z kolei średnica posiada pierwszorzędną namacalność, przynosi wrażenie autentycznej obecności instrumentów, zapewnia rzeczywisty kontakt z wokalistami, albowiem to pasmo jest przesiąknięte dźwiękami jak gąbka wodą. Jest bardzo gęste, wręcz skoncentrowane, a równolegle dotlenione i zwiewne, przynosi wiele informacji o nagraniach, o zjawiskach przestrzennych, etc. Średnica jest wysycona tonalnie, ale to poziom wysokiego wysublimowania, a nie lampowej kluchy (za przeproszeniem). To dźwięk natchniony, emocjonalny, z całkiem niezłą rozdzielczością. Nie daje wrażenia, że scena jest nienaturalnie wypchnięta do przodu (choć trochę przecież jest). Do średnicy, a także jej stereofonii, zważywszy na cenę wzmacniacza, nie mam absolutnie żadnych uwag. 

Wypada napisać też o sopranach. Góra jest minimalnie przyciemniona, a na pewno nie rozjaśniona. Akustyka sopranów nie jest tak jednoznaczna jak średnich, czy niskich. Nie jest aż tak świetlista i otwarta jak te pasma. Nie jest to zastrzeżenie, a stwierdzenie faktu. Czynele perkusji nie są tak wyraźnie jak głosy ludzkie, są lekko cofnięte, lecz dobrze osadzone w przestrzeni. Przynosi to efekt uspokojenia góry, aczkolwiek trudno mówić o braku jej dźwięczności, zbytniej miękkości, czy powolności. Soprany są minimalnie wyciszone, co nie wpływa na ogólną precyzję brzmienia, czy jego niepełny wymiar, a raczej na aksamitność i naturalność przekazu. Jest optymalny atak, jest żar, ale nie ma ostrości, przykro świdrującej uszy. Z drugiej strony blachom niekiedy przydałoby się więcej realnej metaliczności, smaku mosiądzu i skrzących iskier.

Na koniec parę zdań o współpracy z Haiku-Audio z poszczególnymi parami kolumn. Przyłączałem: Triangle Esprit Antal EZ (skuteczność 92 dB), Pylon Opal 23 (89 dB) oraz Q-Acoustics 3020 (88 dB). Wszystkie one, w moim przekonaniu, są wybitne w swojej cenie (Triangle są u mnie na stałym wyposażeniu, pozostałe goszczą wypożyczone od kilku miesięcy). Z pozoru, w związku z niezbyt dużą deklarowaną mocą wyjściową wzmacniacza (35 W przy 8 Ω i 65 przy 4 Ω), mogłoby wydawać się, że będą tu jakieś problemy, czy niedostatki. A tymczasem, nic z tych rzeczy. Haiku-Audio bez wysiłku, czy zadyszki równo, rytmicznie i kalorycznie napełniał swobodną mocą membrany skrzynek. To brzmienia spójne i harmonijne; niewymuszone i czyste; autentyczne i przekonujące. Na pewno ważna była tu wysoka skuteczność przyłączanych zestawów głośnikowych (92 dB, 89 dB i 88 dB), co zapewniło optymalne zestrojenie techniczne. Ale myślę, że najistotniejszą była immanentna cecha wzmacniacza Bright MK3, którą można określić jako umiejętność wydobywania z dźwięku jego najważniejszych cech, czyli barwy, natężenia tonalnego oraz soczystości brzmienia. Powoduje to, że wszelka muzyka, odgrywana na rozmaitych głośnikach, zawsze brzmi atrakcyjnie, w sposób pełny i żywy. Brzmi plastycznie i organicznie. To jest bardzo duża zaleta Haiku-Audio, która zaświadcza o ponadprzeciętnych zaletach tego pełnokrwistego wzmacniacza hybrydowego.

Konkluzja
Polski wzmacniacz Haiku-Audio Bright MK3 to fascynujący wzmacniacz. Skonstruowany jest więcej niż rzetelnie, zawiera własne autorskie rozwiązania techniczne (patrz topologia tranzystorowego stopnia mocy Haiku), oparty jest o dwie lampy elektronowe układu przedwzmacniacza (6H2π-EB), posiada niebanalny design. Oferowany w więcej niż w atrakcyjnej cenie.

Haiku-Audio całkowicie mnie przekonał, a nawet oczarował. Albowiem oferuje dźwięk, który wprost hipnotyzuje, uzależnia. To brzmienie w stu procentach nasycone, wyjątkowo plastyczne, a ponadto emocjonalne oraz aksamitne; skłaniające się w stronę nieco ocieplonego przekazu, ale nie słodkiego. Dźwięk oprócz tego, że jest potoczysty i masywny, to równolegle wyczuwalnie gęsty i zwarty, ale nie kleisty – jest lekki i napowietrzony. Może nie jest to granie w pełni selektywne, ani do końca precyzyjne, ale na pewno jest ono wysokogatunkowe, rasowe i sensualne. Bezpośrednio dotykające istoty muzyki, celujące w sens pojęcia „wyrafinowany dźwięk”.

Cena w Polsce – 4 150 PLN.

Epilog
Oto zapalam
świecę płomieniem świecy
wieczór wiosenny
Buson (1800 r.)

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Musical Fidelity M6si (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55 A (test TU), Denon DRA-100 (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Audiovector Ki 3 Super (test TU), Pylon Opal 23 (test TU), Q-Acoustics 3020 (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Cabasse Surf (test TU).
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, S.M.S.L. M8 (ES9018 24 Bit/384 kHz DSD DAC) i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Asus Pro P43E i Toshiba Satellite S75.
Gramofony: Clearaudio Emotion z wkładką Goldring Legacy (test TU) i Nottingham Analogue Horizon z Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi Phono (test TU), Primare R32 (test TU), Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Trilogy 906 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Yamaha T-550, Sansui TU-666 i Sansui TU-5900.
Magnetofony kasetowe: Nakamichi Cassette Deck 1 i Akai GXC-325D.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: RHA MA750 (test TU), Audeze LCD-3 (test TU), Final Sonorous II (test TU), Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Pioneer XDP-100R (test TU), Cayin C5 DAC (test TU), S.M.S.L. SAP-8, Taga Harmony THDA-500T (test TU), Divaldi AMP-01 (test TU) i Olasonic Nano-UA1 (test TU).
Okablowanie: Audiomica Laboratory serie Red i Gray, DC-Components (test TU) oraz Harmonix CI-230 Mark II (test TU). Przewód zasilający KBL Sound Fluid (test TU). Kabel zasilający, przewody głośnikowe i interkonekty RCA Perkune Audiophile Cables. Przewody głośnikowe Cardas 101 Speaker (test TU), Melodika Brown Sugar BSC 2450 (test TU) i Taga Harmony Platinium-18 (test TU). Seria XLO UltraPLUS.
Akcesoria: filtr sieciowy Xindak XF-2000E, podstawa pod gramofonem to Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki Sevenrods Speaker Jumper.


DAC Schiit Bifrost Multibit - zapowiedź testu

$
0
0
2,5 roku temu opisywałem pierwszą wersję przetwornika cyfrowo-analogowego Schiit Bifrost (czytaj TUTAJ). Niedawno amerykańska firma Schiit Audio wypuściła nową wersję tego przetwornika nazwaną Schiit Bifrost 4490 (zobacz TUTAJ) ze względu na implementację weń kości Asahi Kasei AKM4490 znanej z hi-endowych urządzeń takich jak Astell&Kern AK380 czy Hegel HD30. Z kolei ten konwerter można dodatkowo podrasować płytką o nazwie Multibit. Moduł Multibit (koszt to 250 USD) zawiera precyzyjny przetwornik Analog Devices AD5547 wojskowej klasy oraz specjalny filtr cyfrowy zaprojektowany przez firmę Schiit. To filtr cyfrowy Schiit oparty na procesorze Analog Devices SHARC DSP. Z kolei Bifrost Uber został zastąpiony przez Bifrost 4490 z nowym przetwornikiem AKM4490 Verita. Schiit Bifrost 4490 wspólnie z modułem Mulitibit tworzy przetwornik, który może być uznany za DAC bardzo wysokiej klasy. Nie pozostaje mi więc nic innego jak przetestować tą nowość Schiit Audio. Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni.








Filtr zasilania Xindak XF-2000E(E)

$
0
0


Wstęp
Firma Xindak dość cyklicznie gości na łamach Stereo i Kolorowo (czytaj TUTAJ). Opisywałem rozmaite jej wzmacniacze (PA-M, XA-6900, MT-3, MS-8), ale także przedwzmacniacz gramofonowy LP-1 oraz serię przewodów audio Xindak Silver. Bardzo duże wrażenie na mnie wywarły olbrzymie monitory tubowe MS-1201 (czytaj test TUTAJ), które okazały się być doskonałymi kompanami dla wzmacniaczy lampowych. Nigdy zaś nie testowałem urządzeń tej marki związanych z zasilaniem. Przyszedł więc czas aby to zmienić, stąd niniejszy test filtra sieciowego Xindak XF-2000E(E). Jest to bardzo interesujące urządzenie - zwróciło moją uwagę ciekawymi rozwiązaniami technicznymi i solidną budową przy równolegle racjonalnej cenie. Filtr przyjechał do mnie kilka tygodni temu od polskiego dystrybutora Polpak z Warszawy. Ale do rzeczy.

Wrażenia ogólne i budowa
XF-2000E(E) to jeden z wielu firmowych produktów Xindak adresowanych do filtrowania zasilania. W ofercie są jeszcze następujące filtry siecowe: czterogniazdowe XF-500E(V) i XF-500E(E) oraz ośmiogniazdowe XF-1000ES(V) i XF-2000ES(V). Ukoronowaniem portfolio jest olbrzymi kondycjoner prądu XF-2000B.

Co tu dużo pisać, wykonanie XF-2000E jest doskonałe, to wysoka klasa warsztatu i jakości zastosowanych materiałów. Wszystko jest pierwszorzędnie spasowane i poskręcane, zupełnie niczym produkt z pułapu około high-endowego. Obudowa filtra zbudowana jest ze stali i aluminium. Górny panel zawiera aż osiem gniazd typu Shuko zamykanych klapką. Podzielone są na cztery sekcje: źródła sygnału (o poborze prądu do 1 A), niewielkie analogowe urządzenia (np. gramofon) (do 3 A), urządzenia cyfrowe (do 5 A) i wzmacniacze/końcówki mocy (do 5,5 A). Źródła sygnału można odciąć osobnym wyłącznikiem umieszczonym na froncie. Tuż obok gniazd zamontowano aluminiową płytkę, na której wymalowano schemat urządzenia oraz jego specyfikację techniczną. Na panelu przednim umieszczono wspomniany włącznik sieciowy – tylko do gniazd 1 A, pozostałe po przyłączeniu filtra do sieci cały czas są pod napięciem! Zaraz obok zamocowano wskaźnik właściwej polaryzacji zasilania, przełącznik fazy znajduje się z tyłu. Kapitalna rzecz. Na froncie jest jeszcze czujnik (detektor) zasilania. Z tyłu umieszczono solidne gniazdo zasilania IEC, opisany już hebelkowy przełącznik fazy, gniazdo uziemienia (do podłączenia masy systemu hi-fi) oraz wkręcany port bezpiecznika. Urządzenie stoi na czterech wysokich, gumowych stopach.

Układ wejściowy wyposażony jest w wazystory, następnie znajduje się grupa dławików i kondensatorów, a potem tranzystor separujący i znowu grupa dławików i kondensatorów. Bardzo zaawansowana konstrukcja wewnętrzna, jakiej nie powstydziłyby się najbardziej renomowane firmy typu Furutech, ISOL-8, czy Oyaide.


Bardzo solidna budowa filtra


Na dole włącznik zasilania gniazd 1 A, powyżej dioda zasilania, detektor fazy i sygnalizator fazy

Aż 8 gniazd; zamykane są klapkami

Aluminiowa płytka a na niej schemat filtra i jego parametry techniczne

Tył urządzenia; hebelkowy przełącznik fazy; gniazdo uziemienia, bezpiecznik, widoczny przewód zasilający to KBL Sound Fluid

W tle wzmacniacz Hegel H160

XF-2000E(E) w towarzystwie kondycjonera "Made in UK", który prawdopodobnie będzie bohaterem jednej z kolejnych recenzji

Na górze szafek, od lewej: gramofon Nottingham Analogue, wzmacniacz Musical Fidelity M6si i na końcu wzmacniacz lampowy Cayin CS-55 A

Na zewnątrz stoją kolumny Triangle Esprit Antal EZ, w środku - monitory Q-Acoustics 3020

W środku - kolumny Audiovector Ki 3 Super

Kolumny stojące wewnątrz to Pylon Opal 23


Wrażenia dźwiękowe
Najpierw listwę sieciową Xindak kablem KBL Fluid przyłączyłem do ściennego gniazda zasilającego. Następnie do XF-2000E, za pośrednictwem przewodów zasilających AirTech, Vein Audio i Perkune Audiophile Cables, podłączałem tranzystorowy wzmacniacz zintegrowany Musical Fidelity M6si, hybrydowy Haiku-Audio Bright MK3 i lampowy Cayin CS-55 A, a także przedwzmacniacz gramofonowy Trilogy 906. Do listwy przyłączyłem również gramofon Nottingham Analogue Horizon (z wkładką Ortofon 2M Black) oraz odtwarzacz płyt kompaktowych Musical Fidelity A1 CD-PRO. Na koniec eksperymentowałem z podłączaniem tunerów analogowych (które są bardzo czułe na jakość prądu): Sansui TU-666 i Sansui TU-5900. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Jak nie jest łatwo pisać o wpływie kabli zasilających na brzmienie systemu, bo są to zmiany subtelne, tak efekt podłączenia XF-2000E(E) jest jednoznacznie słyszalny, a przez to bezsprzeczny. Filtr przede wszystkim wpływa na czytelność brzmienia, lepszą wyrazistość rysunku instrumentów i wokali, ich wyższą komunikatywność, płynność  i spoistość. Przejrzystość i namacalność dźwięku przenosi się na wyższy pułap tonalny. Cały system brzmi pełniej, czyściej, bardziej analitycznie i dźwięczniej, ale także sugestywniej, bo bardziej bezpośrednio. Pojawia się również więcej masy i substancji przekazu, dźwięk staje się jakby mocniej dociążony i umocowany – zyskuje struktura i natężenie brzmienia. Dodatkowo, daje się usłyszeć więcej najmniejszych detali i zawiłości nagrań – łatwiej i klarowniej są ujawniane przez sprzęt odtwarzający i wzmacniający muzykę. Ich ekspansja i obecność w tle jest wyraźniejsza, jaśniej odciskają się w przestrzeni. Jest ich odczuwalnie więcej, ale są również bardziej rozdrobnione, zatomizowane. Dzięki temu cały przekaz jest bardziej doświetlony, poprawia się selektywność i precyzja. Tony są subiektywnie szybsze, mają większe dopełnienie, nasycenie. Można napisać, że filtr sieciowy Xindak odseparowuje z prądu to, co szkodliwe dla brzmienia, a przepuszcza tylko „czysty” prąd, korzystnie i efektywnie zasilający urządzenia hi-fi.

Należy podkreślić, że obecność filtra przynosi niejakie uspokojenie dźwięku, wygładzenie agresji, dodatek dźwiękowej elegancji, ukulturalnienie przekazu, ale przy równoległym zachowaniu optymalnej energii i dynamiki dźwięku. Korzystna równowaga tonalna zostaje zachowana, lecz artefakty wcześniej szumiące i bałaganiące tło znikają lub są mocno wytłumiane. Przez to słychać nie tylko czystszy dźwięk, ale większy jego wymiar, obszar i głębię.

Polecam każdemu melomanowi eksperymenty z filtrami zasilania, bo ich aplikacja do systemu hi-fi może zdziałać nieomal cuda – usłyszenie zaawansowanego piękna muzyki może stać się łatwiejsze i pełniejsze. Zaś Xindak XF-2000E(E) kosztuje stosunkowo niewiele, a jego wpływ na brzmienie jest nie do przecenienia. Otwiera dźwięk, poprawia plastyczność, wprowadza równowagę i harmonię.

Dane techniczne
Gniazda: 8 x Schuko
Funkcje / wyposażenie: Cztery grupy obciążenia
Dla Urządzeń cyfrowych: 1 A
Dla urządzeń cyfrowych: 3 A
Dla przedwzmacniacza / akcesoriów: 5 A
Dla wzmacniacza mocy: 5,5 A
Filtr szumów: - 10 dB ~ 55 dB (2-100 MHz)
Max obciążenie napięciowe: (8 x 20 s): 3 000 V
Max obciążenie prądowe (8 x 20 s): 1 000 A
Maksymalne obciążenie stałe: (250 V) 10 A
Czujnik zgodności fazy
Wymiary (W x S x G) 12 x 17 x 35 cm
Masa: 4,8 kg

Cena w Polsce - 1 970 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Musical Fidelity M6si (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55 A (test TU), Haiku-Audio Bright MK3 (test TU), Denon DRA-100 (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Audiovector Ki 3 Super (test TU), Pylon Opal 23 (test TU), Q-Acoustics 3020 (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Cabasse Surf (test TU).
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, S.M.S.L. M8 (ES9018 24 Bit/384 kHz DSD DAC) i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Asus Pro P43E i Toshiba Satellite S75.
Gramofony: Clearaudio Emotion z wkładką Goldring Legacy (test TU) i Nottingham Analogue Horizon z Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi Phono (test TU), Primare R32 (test TU), Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i Trilogy 906 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Yamaha T-550, Sansui TU-666 i Sansui TU-5900.
Magnetofony kasetowe: Nakamichi Cassette Deck 1 i Akai GXC-325D.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: RHA MA750 (test TU), Final Sonorous II (test TU), Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), S.M.S.L. SAP-8, Divaldi AMP-01 (test TU) i Olasonic Nano-UA1 (test TU).
Okablowanie: Audiomica Laboratory serie Red i Gray, DC-Components (test TU) oraz Harmonix CI-230 Mark II (test TU). Przewód zasilający KBL Sound Fluid (test TU). Kabel zasilający, przewody głośnikowe i interkonekty RCA Perkune Audiophile Cables. Przewody głośnikowe Cardas 101 Speaker (test TU), Melodika Brown Sugar BSC 2450 (test TU) i Taga Harmony Platinium-18 (test TU). Seria XLO UltraPLUS.
Akcesoria: podstawa pod gramofon Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki Sevenrods Speaker Jumper.


[Audio vintage]: magnetofon kasetowy Nakamichi RX-202E

$
0
0




Od lat jestem dużym zwolennikiem magnetofonów Nakamichi, choć tej pory przewinęły się przez mój własny system audio zaledwie dwa egzemplarze. Najpierw był to dwugłowicowiec Nakamichi LX-3, a potem zaawansowany trzygłowicowiec Nakamichi Cassette Deck 1, który pozostał już u mnie na stałe (czytaj opis TUTAJ). Kilka dni temu od warszawskiej firmy Nomos Audio Vintage wypożyczyłem magnetofon, o którym zawsze marzyłem i chciałem mieć – Nakamichi RX-202E.

Seria RX magnetofonów kasetowych firmy Nakamichi po raz pierwszy w historii została wyposażona w mechanizm Unidirectional Auto Reverse Cassette Deck (UDAR), zwany po polsku „autorewersem”. Jest to system wysuwający kasetę magnetofonową z napędu i odwracający ją na drugą stronę. Pierwszym magnetofonem zaopatrzonym w tę funkcję był właśnie tytułowy Nakamichi RX-202 (rok 1982), a potem pojawiły się kolejne dwa modele: Nakamichi RX-303 (produkowany w latach 1984 – 1986) oraz topowy Nakamichi RX-505 (1984-1993). Nakamichi RX-202 (i potem jego nieco ulepszona wersja RX-202E) produkowany był nieprzerwanie przez 11 lat – od 1982 do 1993 roku. Stał się bardzo dużym firmowym przebojem. Oferował wspomniany rewolucyjny mechanizm autorewers UDAR, a jako najniższy z serii RX nie kosztował majątku. Zapewniał za to bardzo zaawansowane brzmienie, bezkompromisowe i płynne, a równolegle wyposażony był w większość innowacyjnych rozwiązań Nakamichi. Bo oprócz UDAR zawierał także solidne firmowe rozwiązania techniczne typu mikroprocesorowa kontrola biegu taśmy, mechanizm „Multi Motor”, „Master Fader”, auto-wyłączanie, cyfrowe wyświetlacze i kilka innych. W odróżnieniu od modelu RX-505 i analogicznie jak RX-303 był klasycznym dwugłowicowcem.

Mechanizm Unidirectional Auto Reverse Cassette Deck jest systemem bardzo wygodnym i trzeba przyznać, że w wykonaniu japońskich inżynierów – niezawodnym. Tacka wysuwa się łatwo, zaś kaseta weń obraca się cicho i dyskretnie. Dodatkowo kaseta podczas pracy, czyli obracania się rolek i przesuwu taśmy, jest podświetlana od góry dość intensywnym światłem. Z zewnątrz, poprzez przezroczystą plastikową osłonę mechanizmu, wszystko to dokładnie widać. Fascynujący widok, który może sprawiać wiele przyjemności. Moim zdaniem, Nakamichi RX-202E to magnetofon, którym nie sposób od razu nie zafascynować się. Łakomy kąsek dla analogowców.

Dane techniczne Nakamichi RX-202E na stronie Vintage Cassette.






Rewolucyjny wręcz mechanizm auto-obrotu Unidirectional Auto Reverse Cassette Deck (UDAR)

Film obrazujący działanie UDAR (z YouTube)


UDAR w akcji

Nakamichi na królewskiej pozycji; stoi na platformie antywibracyjnej Rogoz-Audio, na której zazwyczaj przebywa gramofon

Spojrzenie ogólne na system odsłuchowy

Zestaw Vela AMP i Vela CD – zapowiedź testu

$
0
0
W zeszłym tygodniu warszawski dystrybutor Sound Source przysłał mi do testów ciekawy zestaw. To Vela AMP i Vela CD, czyli wzmacniacz zintegrowany i odtwarzacz płyt kompaktowych. Warto wiedzieć, że Vela Audio wchodzi w skład włoskiej AF Group Srl. Obejmuje ona takie marki jak Audio Analogue, AirTech i właśnie Vela Audio. Vela Audio to w zasadzie budżetowa propozycja Audio Analogue, adresowana do szerszej grupy melomanów w związku z bardziej atrakcyjnymi cenami niż ma to miejsce w przypadku Audio Analogue. Niemniej jednak wszystkie rozwiązania techniczne i opracowania konstruktorskie Vela Audio bazują na doświadczeniach i na zespole inżynierskim Audio Analogue. Z kolei całe wewnętrzne okablowanie oraz systemy zasilania opracowywane są przez kolejną bliźniaczą firmę AirTech. Na przykład okablowanie układu zasilania i wyprowadzenie sygnału do terminali głośnikowych wzmacniacza wykonane jest z przewodu AirTech Evo z miedzi kriogenicznej 7N. Na uwagę zasługuje fakt, iż wszystkie sprzęty Vela Audio w stu procentach wykonywane są we włoskim zakładzie położonym w malowniczej miejscowości Monsummano Terme (Toskania).

A jak powyższy zestaw gra? Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni, czyli już w czerwcu. 









Zaskakująco wyrafinowane wnętrzności (dwa powyższe zdjęcia ze strony Vela Audio)

Słuchawki Final Sonorous III - zapowiedź testu

$
0
0
Po ubiegłorocznych testach słuchawek Final Audio Design Pandora Hope IV oraz Pandora Hope VI, a także niedawnym opisie nowych Final Sonorous II, przyszła pora na kolejny model tej japońskiej marki. Tym razem polski dystrybutor Fonnex przysłał mi najnowsze Final Sonorous III. Będę je testować ze wzmacniaczem słuchawkowym Divaldi AMP-01 (widocznym na jednym ze zdjęć) oraz z integrą Hegel H160, ale także z nabiurkowym S.M.S.L. sAp-8 oraz z kilkoma smartfonami.






W tle wzmacniacz słuchawkowy Divaldi AMP-01


Duża rodzina Final: Final Audio Design Pandora Hope VI, Final Sonorous II i tytułowe Final Sonorous III

[Audio vintage]: radioodbiornik Sansui TU-666

$
0
0



Opisywany radioodbiornik został wypożyczony z warszawskiego salonu/serwisu Nomos Audio Vintage.

Wstęp
Przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku to początek bardzo intensywnego rozwoju Sansui Electric Co. Ltd., który apogeum osiągnął w końcu lat siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych. To japońskie przedsiębiorstwo zostało założone w 1947 roku w Tokio. Na początku produkowało wyłącznie kondensatory, by w latach sześćdziesiątych rozpocząć wytwarzanie sprzętu audio. Wdrożono do produkcji masę własnych opracowań, często innowacyjnych i niepowtarzalnych (np. kwadrofoniczny Regularne Matrix QS, czy dekoder QS Vario), produkowano wiele odmian wzmacniaczy, amplitunerów, magnetofonów, gramofonów i oczywiście tunerów. To wówczas powstawały tzw. giganty Sansui – na przykład wzmacniacze AU-517, AU-717 i ich nowsze wersje AU-719, AU-819 oraz AU-919, a także topowy zestaw pre/amp CA-F1/BA-F1, ale również AU-7900, AU-2000, AU-D9, AU-X11 i wiele innych. Niestety, oryginalne standardy opracowane przez Sansui nie przyjęły się globalnie, więc we wczesnych latach osiemdziesiątych firma gwałtownie zaczęła tracić rynek na rzecz takich konkurentów jak japońskie Sony, Pioneer i Technics. Przedsiębiorstwo zaczęło ciąć koszty, co radykalnie odbiło się na jakości urządzeń, które zamiast być, jak do tej pory, wybitne, stały się przeciętne – jednymi z wielu. Zmieniono logo, zamknięto niektóre oddziały. Do lat świetności Sansui nigdy nie powróciło. Obecnie (od 1999 roku) jest własnością dalekowschodniego Grande Holdings, grupującego tak znane inne firmy jak Nakamichi i Akai. Czekają uśpione w chińskiej zamrażalce na lepsze czasy, które być może kiedyś nadejdą.

Tunery Sansui
Jak można przeczytać w zasobach Internetu (np. na stronie HiFiEngine), Sansui wdrożyło do produkcji aż około pięćdziesiąt (!) modeli tunerów radiowych, co jest ilością wręcz nieprawdopodobną. Wytwarzane były proste radioodbiorniki jak T-60, TU-3900, TU-317, TU-S33, klasy średniej TU-5900, TU-7900, TU-417 i TU-517, wyższej TU-9900, czy TU-919, aż po ekstremalnie referencyjne TU-X1 i TU-X711. Warto wiedzieć, że model TU-X1 produkowany w latach 1979-1980 kosztował wówczas aż 980 USD, co było sumą zawrotną.

Na przełomie lat 60-tych i 70-tych Sansui wprowadziło kilka tunerów analogowych tzw. serii TU-XXX, czyli z symbolami składającymi się z trzech takich samych liczb. Powstało w sumie pięć modeli: TU-555 (data wdrożenia - 1968 rok), TU-666 (1970 r.), TU-777 (1968 r.), TU-888 (1971 r.) i TU-999 (1970 r.). Oczywiście, nie trzeba dodawać, że TU-555 był tunerem podstawowym, a TU-999 – klasy wyższej. Jest to klasyczna linia Sansui, charakteryzuje się przede wszystkim nietypową, okrągłą skalą strojenia (w kształcie tarczy), a także nieco mniejszą szerokością niż to zazwyczaj ma miejsce (33 cm vs. 44 cm). W związku z tym, są to obecnie poszukiwane i cenione egzemplarze.

TU-666
TU-666 to komplet do wzmacniacza zintegrowanego Sansui AU-666. Był produkowany w latach 1970 – 1973 w dwóch wersjach kolorystycznej skrzynek obudowy (wykonanych z drewna) czarnej i jasnobrązowej. Generalnie rzecz biorąc, Sansui TU-666 to piękny przykład jak perfekcyjnie mógł być zbudowany i wyposażony radioodbiornik ponad 40 lat temu. Cechuje się niebanalnym designem, który można określić jako lekko retro. Odpowiada za to skala częstotliwości w kształcie tarczy, dodatkowo podświetlana od spodu. W rezultacie skala przybiera jasnozielony kolor (na czarnym tle) co wygląda intrygująco. Obok skali zamontowano (pod wspólną szybką) wskaźnik dostrojenia częstotliwości. To także jasnozielona skala (pięciostopniowa) z czerwoną strzałką. Nad skalą umieszczono czerwoną diodę, która zapala się po wykryciu sygnału stereo. Na froncie, po prawej stronie zamontowano dwa regulatory – częstotliwości i selektor FM mono/FM auto/AM. Po lewej stronie znajduje się przycisk sieciowy (nad nim pomarańczowa dioda sieciowa) oraz dwa przełączniki: wyciszania szumów podczas strojenia oraz wyciszania zakłóceń radiowych (Muting). Z tyłu umieszczono gniazda antenowe (trzy pary zacisków sprężynowych), wysuwaną antenę AM, suwak dostrojenia sygnału, bezpiecznik oraz parę gniazd wyjściowych RCA. Brak gniazd DIN, co może wydawać się dziwne jak na tuner z początku lat 70-tych. Jednak Japończycy, w przeciwieństwie do Europy, w tamtych latach rzadko je montowali.

Pomimo faktu, że TU-666 to konstrukcja ponad 45 letnia, to jakość dźwięku jaką reprezentuje jest wprost fenomenalna. Nie dość, że doskonale stroi na zwykłym kawałku drutu (u mnie dostrojenie sygnału osiągało poziom 4,5 - 4,7 na 5-cio stopniowej skali), to brzmienie jest czyste, klarowne, krystaliczne – bez wyczuwalnych zakłóceń i szumów tła transmisji. I to bez włączonego filtra szumów! Dźwięk jest bardzo przestronny, z wyczuwalną szeroką sceną, nasyceniem tonalnym. Plastyczny i potoczysty. Instrumenty są dźwięczne, mają gładkie kontury. Z kolei głosy ludzkie brzmią bardzo wyraźnie, a jednocześnie jedwabiście. Miękko i autentycznie. TU-666 to piękny radiowy dźwięk, wręcz urzekający swą analogową estetyką.

Dane techniczne dostępne na stronie Audio Database.
Prospekt Sansui AU-666/TU-666 dostępny TUTAJ.









Skala dostrojenia częstotliwości FM/AM w kształcie tarczy






Porównanie z radioodbiornikiem Sansui TU-5900; jak widać, TU-666 to wcale nie ułomek

DAC Schiit Bifrost Multibit

$
0
0

Wstęp
Urządzenia amerykańskiej firmy Schiit Audio dość często goszczą na łamach Stereo i Kolorowo. Przypomnę, że do tej pory opisywałem wzmacniacze słuchawkowe Schiit Asgard, Schiit Asgard 2 i Schiit Valhalla 2, a także przetwornik cyfrowo-analogowy Schiit Bifrost (czytaj TUTAJ). Tytułowy Schiit Bifrost Multibit to nowa, ulepszona wersja DACa z zaimplementowanym modułem Multibit, o czym szerzej za chwilę. Przetwornik przyjechał do mnie z warszawskiego Audiomagic.pl.

Właścicielem i głównym konstruktorem Schiit Audio jest pan Jason Stoddard. Przez ostatnie kilka lat zdobył duże uznanie i aprobatę wielu melomanów swą bezpośredniością (często publikuje posty na forum słuchawkowym Head-Fi) i komunikatywnością. Wiele nowych produktów przygotowuje na skutek dyskusji i wymiany poglądów z użytkownikami sprzętów Schiit Audio. Bardzo to chwalebne. Zaś w jego firmie pracują dowcipni i pełni luzu ludzie. Patrząc na rozbudowaną firmową ofertę, zaangażowanie w sprawę audio oraz kreatywność i innowacyjność  personelu jasno widać, że traktują oni swoje produkty niezwykle poważnie, choć z dystansem podchodzą do poważnego marketingu (patrz nazwa firmy, która może kojarzyć się dość nieprzyjemnie). Schiit Audio obecnie wytwarza kilka modeli wzmacniaczy słuchawkowych, parę przetworników cyfrowo-analogowych oraz różne akcesoria, w tym i interkonekty RCA. Warto podkreślić, że wszystkie produkty powstają w USA, w Kalifornii.

Wrażenia ogólne i budowa
Jak obiecał wcześniej pan Jason Stoddard, przetwornik Bifrost wraz z postępem rozwoju technologii USB i konwersji cyfrowo-analogowej będzie mógł być swobodnie rozbudowywany, bowiem układy USB i DAC są od siebie oddzielone i zamontowane modułowo na osobnych płytkach, które po prostu łatwo wyjąć i wymieniać na nowe, kiedy Schiit takowe skonstruuje i dostarczy - co zapewni ciągły i nieskończony upgrade DACa. Ponadto Schiit informował że: „wadą znacznej większości DACów w tym przedziale cenowym jest to, że poświęcają każdą próbkę muzyki z osobna tylko po to, żeby zdobyć te magiczne 192 kHz”. Każde wejście przekierowane jest do tego samego konwertera częstotliwości próbkowania i upsamplowane do 24-bit/192 kHz. Bifrost zrywa z tą tradycją na rzecz zaawansowanego systemu zarządzania głównym zegarem, żeby dostarczyć informacje bit-perfect do przetwornika, zachowując wszystkie oryginalne próbki – niezależnie, czy 16-bit/44.1 kHz, czy 24-bit/192 kHz. Dlatego skonstruowano moduł Multibit, który można zaaplikować na miejsce dotychczasowego w Bitfrost. Operacja ta jest łatwa – wystarczy odkręcić kilka śrubek, wyjąć stary moduł, włożyć nowy. Przykręcić. Nie trzeba nic lutować. Podobnie wymienia się moduł USB. Fenomenalna rzecz. Niestety, jest tu ziarno goryczy. W przypadku wymiany płytki na Multibit należy przeprogramować cały DAC, to zadanie najlepiej zlecić autoryzowanemu serwisowi.

Innymi słowy, dla usystematyzowania rzeczy. Schiit Bifrost można upgrade’ować trzema niezależnymi modułami (płytkami): modułem DAC Multibit (zobacz TUTAJ), modułem Schiit 4490 (zobacz TUTAJ) lub modułem USB 2 (zobacz TUTAJ). Po kolei je omówię. Płytka Multibit (koszt to 250 USD) zawiera precyzyjny przetwornik Analog Devices AD5547 wojskowo/medycznej klasy oraz specjalny filtr cyfrowy zaprojektowany przez firmę Schiit. To filtr cyfrowy oparty na procesorze Analog Devices SHARC DSP. Multibit wykorzystuje tę samą opatentowaną zamkniętą formę cyfrową algorytmu filtra jak Yggdrasil i Gungnir Multibit, ale działa na niższym poziomie z mniejszym natężeniem w celu dopasowania ciągu Bifrost. Oferuje tryb dla 16- i 24-bitowych wejść ze współczynnikami próbek 176.4 kHz i 192 kHz

Z kolei moduł 4490 ma zaimplementowany nowy przetwornik Asahi Kasei AKM4490 Verita używany np. w topowym przetworniku Hegel HD30 (!), czy w Astell&Kern AK380. Sygnał cyfrowy jest konwertowany na analogowy, a następnie prowadzony w wyrafinowanej, pełni dyskretnej ścieżce (bez kondensatorów!), dopiero na końcu sumujący się. Zaś płytka USB 2 to nowa karta USB (dla Bifrost i Gungnir), która poprawia wydajność USB. Pozwala cieszyć się muzyką zakodowaną do 24-bit/176,4 kHz. Wyposażona jest w odbiornik C-Media CM6631A, dodatkową izolację i filtrowanie. Jak pisze Schiit Audio, wejście USB Gen 2 przewyższa zewnętrzne konwertery USB-SPDIF, które kosztują nawet kilka razy więcej.

Myślę, że nie ma potrzeby ponownie opisywać powłoki cielesnej DACa, bo jest identyczna jak w poprzedniej wersji. Estetyczna, aluminiowa obudowa, na froncie przycisk, kilka białych diod, a z tyłu wejście sieciowe IEC, trzy gniazda cyfrowe i para wyjść analogowych RCA.




Design typowy dla Schiit Audio

Obudowa to aluminium i stal

Minimalistyczny front

Minimalistyczny tylny panel

Made in USA



Przykładna konstrukcja wewnętrzna

Moduł Multibit

Moduł USB 2

Solidne trafo

C-Media CM6631A


Wrażenia dźwiękowe
Przypomnę. Do mnie dotarła nowa wersja Schiit Bifrost Multibit, czyli z zamontowanym modułem Multibit (DAC Analog Devices AD5547) oraz płytką USB 2 (odbiornik C-Media CM6631A) i właśnie taką niniejszym testuję.

Zanim przejdę do opisu Bifrost Multibit, zacytuję co napisałem o jego poprzedniku około dwa lata temu: „Schiit Bifrost ma niezwykle przyjemny i entuzjastyczny styl grania – gładki (ale nie wygładzony), lekko ocieplony, ciut posłodzony, z gęstą i plastyczną średnicą, która wspaniale pokazuje masę (substancję) instrumentów i bogactwo kolorów ludzkich głosów. Rasowa barwa, przykładna dynamika, niezła separacja dźwięków oraz przejrzystość brzmienia to największe atuty Schiita. Bardzo dobry przetwornik c/a w swojej polskiej cenie 2 150 PLN”. Muszę szczerze przyznać, że DAC ten wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie i zapamiętałem go jako więcej niż rzetelny przetwornik. Jako konwerter o rasowym brzmieniu godnym pochwały. A teraz przystępuję do Multibit.

Krótko pisząc, Multibit to zupełnie inny DAC pod względem brzmienia niż opisywany wcześniej Bitfrost. Więcej w nim zaangażowania, energii, natężenia i bogactwa dźwięku. Wyższy jest poziom plastyczności i lekkości tonalnej, wyraźniejsze są pojedyncze nuty, więcej jest precyzji w oddawaniu instrumentów i wokali. Ponadto przestrzeń rozciąga się szerzej i głębiej. Takie są pierwsze odczucia, czyli jest naprawdę nieźle. Nie wiem, czy Schiit Audio konstruując moduł Multibit nie strzela sobie w stopę, bo zaawansowanie jego dźwięku z pewnością dorównuje droższemu przetwornikowi Gungnir, a nawet dzielnie spogląda w stronę referencyjnego Yggdrasil, który kosztuje przecież około 10 000 PLN.

Można zaryzykować następujące twierdzenie: Multibit jest zaskakująco inny się od wielu DACów. Pozwala wejść w intymną zażyłość z nagraniami, które prezentowane w taki sposób, że bez problemu można ulec wrażeniu ich ożywania, naturalności, a nie sztucznego zapisu. Muzyka pochodzi z odległej, atramentowej czerni przestrzeni - przypływa i odpływa z bezpretensjonalną płynnością. Dźwięk ma solidne oparcie tonalne, jest skupiony i prężny. Posiada oszlifowaną gładkość i zasobną głębokość, co wprost budzi skojarzenia z wysublimowanym high-endem. Co istotne, brak tu cyfrowego połysku, w zamian pojawia się specyficzna miękkość - jest aksamitność, jest symetria, jest sensualność. Dzięki temu wyraźnie słychać przerwy między nutami, ich początek, środek i koniec, a także długość, rozciągliwość, giętkość. Wielu konstruktorów przetworników usiłuje znaleźć optymalny balans pomiędzy gładkością a szczegółowością, ustawia więc jedno przeciw drugiemu, zaś Multibit znakomicie łączy obie te cechy. Jest jednocześnie analityczny i kremowy, szczegółowy i płynny. Zapewnia więcej miejsca wokół poszczególnych instrumentów, napowietrza scenę, rozszerza granice lokalizacji muzyków, zwiększa odległość pomiędzy muzykami i słuchaczem. Odsłania wiele subtelności, pokazuje odpowiedni wymiar przestrzeni, dba o cyzelunek, dostarcza dynamikę, nasącza muzykę życiem. Bifrost Multibit to akcelerator dźwięku, katalizator tonalny i eksplorator nagrań. Pokazuje piękno i ujawnia detal, aczkolwiek czyni to proporcjonalnie i racjonalnie. Całość brzmi przekonująco i atrakcyjnie. Pełnokrwiście.

Konkluzja
Co tu dużo podsumowywać? Schiit Bifrost Multibit to rewelacyjny DAC. W swojej cenie "pogrąża i niszczy" inne przetworniki swym doskonałym zaangażowaniem tonalnym, wysublimowaną dźwięcznością, a także pięknym cyzelunkiem szczegółów. Robi to czysto, umiejętnie i atrakcyjnie – zupełnie jak konwerter ze znacznie wyższej półki.

Cena w Polsce - 2 990 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Musical Fidelity M6si (test TU), Audia Flight FL Three S (test TU), Cayin CS-55 A (test TU), Haiku-Audio Bright MK3 (test TU), Denon DRA-100 (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Pylon Opal 23 (test TU), Q-Acoustics 3020 (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, S.M.S.L. M8 (ES9018 24 Bit/384 kHz DSD DAC) i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Asus Pro P43E i Toshiba Satellite S75.
Gramofony: Clearaudio Emotion z wkładką Goldring Legacy (test TU) i Nottingham Analogue Horizon z Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi Phono (test TU), Primare R32 (test TU) i Trilogy 906 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Yamaha T-550, Sansui TU-666 i Sansui TU-5900.
Magnetofony kasetowe: Nakamichi Cassette Deck 1 i Akai GXC-325D.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: RHA MA750 (test TU), Final Sonorous II (test TU), Final Sonorous III, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), S.M.S.L. SAP-8 i Divaldi AMP-01 (test TU).
Okablowanie: Audiomica Laboratory serie Red i Gray, DC-Components (test TU) oraz Harmonix CI-230 Mark II (test TU). Przewód zasilający KBL Sound Fluid (test TU). Kabel zasilający, przewody głośnikowe i interkonekty RCA Perkune Audiophile Cables. Przewody głośnikowe Cardas 101 Speaker (test TU) i Melodika Brown Sugar BSC 2450 (test TU). Seria XLO UltraPLUS.
Akcesoria: podstawa pod gramofon Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki Sevenrods Speaker Jumper.



Plan recenzji - czerwiec 2016 r.

$
0
0
W maju nie udało mi się opisać zapowiadanych wcześniej kolumn podłogowych Pylon Diamond 28 oraz monitorów Studio 16 Hertz Canto Grand New, a to za przyczyną opóźnienia dostaw. W rezultacie Canto One New dopiero co do mnie przyjechały, a Diamond przyjadą w przyszłym tygodniu. W czerwcu zaplanowałem też kilka testowych perełek. Oto dokładny plan:

1. Jako pierwsze opiszę premierowe japońskie słuchawki Final Sonorous III (czytaj zapowiedź TUTAJ). Bardzo lubię firmowy dźwięk Final Audio, na co dzień używam modelu Pandora Hope VI.



2. Zaraz potem chcę przybliżyć Czytelnikowi zestaw prosto z Włoch, czyli Vela Audio wzmacniacz zintegrowany i odtwarzacz płyt CD (zobacz TUTAJ). Ciekawy/ bo pełny i soczysty dźwięk za rozsądne pieniądze.



3. Następnie planuję opis nowej wersji monitorów z Tych, czyli Studio 16 Hertz Canto One New (zobacz TUTAJ). Testowałem po kolei wszystkie modele Canto, tak więc należy przyjrzeć się i nowej ich inkarnacji. Odsłuchów najprawdopodobniej dokonywać będę na polskim wzmacniaczu lampowym Fezz Audio Silver Luna Limited Edition.



4. W połowie czerwca chciałbym opublikować test kolumn z Jarocina, czyli Pylon Diamond 28 (zobacz TUTAJ), o ile przesyłka znowu nie przeciągnie się. Kolumny te wykonywane są specjalnie dla mnie (muszę się pochwalić) i na stałe mają zasilić mój system odsłuchowy. Zamówiłem wykończenie w fornirze dębowym pokrywanym olejowoskiem.



5. Kolejny test to będzie coś specjalnego. Właśnie jadą do mnie sprzęty z polskiej wytwórni Eryk S Concept. To topowy wzmacniacz lampowy Eryk S Concept Red King oraz kolumny podłogowe Ketsus (czytaj TUTAJ). Zapowiada się bardzo intrygująco.




6. W czerwcu nie zapomnę także o audio-vintage. Właśnie wypożyczyłem z warszawskiego salonu/serwisu Nomos Audio Vintage (zobacz TUTAJ) ciekawy tuner analogowy. Szczegóły wkrótce.



7. Planuję także testy gramofonowe, na początek będą to dwie wkładki gramofonowe typu MC: Ortofon Quintet Blue (zobacz TUTAJ) oraz Ortofon Quintet Bronze (zobacz TUTAJ). Będę je montować przede wszystkim do gramofonu Nottigham Analogue Horizon, ale także do Pioneer PLX-1000 i Lenco L-90.




8. I to właśnie gramofon Lenco L-90 (zobacz TUTAJ) będzie kolejnym bohaterem testu. Interesujący przykład nawiązania do legendy Lenco.



9. W tym miesiącu wystartuje współpraca Stereo i Kolorowo z dużym dystrybutorem sprzętu audio hi-fi EIC Sp. z o.o. W portfolio EIC znajdują się takie marki jak: Onkyo, Tannoy, Esoteric, Klipsch, Quadral, KimberKable, StraightWire i jeszcze parę innych. Na początek dystrybutor zapowiada wysyłkę amplitunera stereofonicznego Onkyo oraz kolumn podłogowych Tannoy. Będzie to komplet klasy średniej niższej.




10. Czerwiec planuję zamknąć testem kolumn podłogowych Polk Audio T50 (zobacz TUTAJ). Tak, to głośniki z pułapu budżetowego, ale obsypane branżowymi nagrodami. Myślę więc, że warte są bliższej znajomości.



Zapraszam do lektury Stereo i Kolorowo w czerwcu.



Monitory Studio 16 Hertz Canto One New - zapowiedź testu

$
0
0
Zgodnie ze wczorajszymi zapowiedziami, przedstawiam dziś nowych przybyszy. To premierowe kolumny podstawkowe z Tych - Studio 16 Hertz Canto One New (zobacz TUTAJ). Ich nazwa zdradza, że to zupełnie nowe rozwiązania techniczne - szczegóły wkrótce. Jak widać na zdjęciach, kolumny mają na frontach po nowemu zaaplikowane firmowe logo.

Tym razem konstruktor, pan Grzegorz Rogala, przesłał mi do testów skrzynki w drewnianej okleinie, ale pokrytej czarnym, matowym lakierem. Wielce dostojnie to wygląda. Efektownie, ale jest to stonowana elegancja. Mam zamiar testować Canto One New z kilkoma wzmacniaczami, przede wszystkim z lampowym Cayin CS-55A, ale także hybrydowym Pathos Classics One MKIII. Planuję również wypożyczyć polski wzmacniacz Fezz Audio Silver Luna SE. Na razie wygrzewam kolumny sygnałem pochodzącym z tunera analogowego, niech sobie spokojnie pograją z kilka dni, potem zabiorę się za odsłuchy właściwe. Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni.









Wkładki gramofonowe MC Ortofon Quintet Blue i Quintet Bronze - zapowiedź testu

$
0
0
Wczoraj od dystrybutora Mediam z Krakowa otrzymałem do testów dwie ciekawe wkładki gramofonowe: Ortofon Quintet Blue i Ortofon Quintet Bronze. To wkładki z ruchomymi cewkami, czyli tzw. Moving Cartridge (MC). Zostały wprowadzone do sprzedaży niecałe dwa lata temu; to najnowsza seria duńskiego Ortofona. Quintet jest niejako rozwinięciem lub uzupełnieniem serii 2M, która obejmuje wyłącznie wkładki typu MM (Moving Magnet). Są tu identyczne "kolorowe" wkładki: podstawowa Red, średnie Blue i Bronze, aż do topowej Black (osobne propozycje adresowane są dla odsłuchów mono i 78 RPM).

Quintet Blue ma zamontowaną igłę ze szlifem eliptycznym, a Quintet Bronze bardziej zaawansowaną Fine Line. Dlatego też Bronze charakteryzuje się nieco lepszymi parametrami technicznymi.

Powyższe wkładki będę najpierw aplikować w gramofonie Nottingham Analogue Horizon (tu mam zazwyczaj zainstalowaną wkładkę Ortofon 2M Black), a potem w Pioneer PLX-1000 z napędem bezpośrednim (Direct Drive). Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni.









Słuchawki Final Sonorous III

$
0
0



Wstęp
Nie dalej jak miesiąc temu opisywałem premierowe słuchawki Final Sonorous II (czytaj recenzję TUTAJ). Umówiliśmy się wówczas z polskim dystrybutorem, firmą Fonnex z Warszawy, na przesyłkę wyższego modelu zaraz po zakończeniu testów. W rezultacie pod koniec maja przyjechały do mnie nowe Sonorous III, które miałem możność porównywać przez dwa tygodnie bezpośrednio z Sonorous II. Konstrukcyjnie Sonorous II od Sonorous III mało różnią się od siebie, a wizualnie są identyczne (poza oznaczeniami II i III w nazwach nadrukowanych na muszlach). A że jedne od drugich są tańsze o 350 PLN (1 349 PLN vs. 1 699 PLN) warto więc sprawdzić, czy owa różnica w cenie jest uzasadniona i uprawniona. Opłacalna dla użytkownika.

Wrażenia ogólne i budowa
Jak napisałem, wizualnie Sonorous II od III niczym się nie różnią – wyglądają identycznie, mają takie same kształty, rozmiary, etc. Formy i bryły muszli, padów i pałąka są analogiczne. Zastosowano to samo chropowate tworzywo sztuczne do wykonania muszli. Nosi ono nazwę ABS (kopolimer akrylonitrylo-butadinenowo-styrenowy), dodatkowo przez Final Audio wzmacniane jest 30 % wkładem z włókna szklanego. Różnice dotyczą dwóch niewidocznych elementów. Pierwsza dotyczy materiału wypełniającego pady. Ten w III ma lepiej dopasowywać się/układać się precyzyjniej, mocniej przylegać do skóry czaszki, przez co i akustyka ma stać na wyższym poziomie. Natomiast druga rzecz odróżniająca oba modele, to trochę inna konstrukcja obudowy przetwornika w części znajdującej się przed membraną, czyli bezpośrednio nad mechanizmem BAM (Balancing Air Movement), który ma za zadanie wyrównywać ciśnienia po obu jej stronach a przez to regulować fale akustyczne. Dzięki temu przetworniki mają efektywniej odtwarzają dużą rozdzielczość dźwiękową, czego efektem jest „klarowna jakość i głębia szerokiej sceny muzycznej”. Warto wiedzieć, że taką konstrukcją obudowy przetwornika w okolicy BAM Sonorous III przybliża się do modelu referencyjnego X, gdzie zaproponowano podobną aplikację. Dodatkowo w III zastosowano solidniejszą (niż w II) izolację nad przetwornikiem od stronie ucha. Jak widać, pozornie mało tu różnic, ale w słuchawkach zmiana tylko jednego elementu, czy parametru konstrukcyjnego może powodować naprawdę sporą modulację dźwięku. Czas więc na empiryczne odsłuchy.

Dane techniczne
Budowa: stal nierdzewna, tworzywo ABS
Typ: nauszne, zamknięte
Przetwornik: 50 mm, dynamiczny, napylany tytanem
Czułość: 105 dB/mW
Impedancja: 16 Ω
Długość przewodu: 1,5 m
Masa: 410 g


Całkiem ładne opakowanie; wewnątrz niestety brak etui transportowego


Piękny design, elegancka forma Final Audio - 100 % Made in Japan!


Precyzyjna regulacja muszli względem pałąka za pośrednictwem obrotowych kulistych panewek


Muszle wykonane są z tworzywa ABS; to bardzo wytrzymały kopolimer akrylonitrylo-butadinenowo-styrenowy dodatkowo wzmacniany włóknami szklanymi

W tle wzmacniacz słuchawkowy Divaldi AMP-01



Rodzina Final Audio: od lewej - Sonorous II, Sonorous III i Pandora Hope VI (poprzednik Sonorous VI)


Wrażania dźwiękowe
Sonorous III podłączałem do paru smartfonów, przenośnego wzmacniacza słuchawkowego Cayin C5 DAC, a także do kilku wzmacniaczy stacjonarnych: Divaldi AMP-01, S.M.S.L. VMV V2, S.M.S.L. sAp-8 oraz Hegel H160. Słuchawki porównawcze to: Final Audio Design Pandora Hope VI, Pioneer SE-MHR5, AKG K545, Final Sonorous II oraz Oppo PM-3. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Na początek muszę zacytować fragment własnej recenzji Sonorous II, który najlepiej obrazuje ich brzmienie: „Final Audio preferuje transparentność, czystość, napowietrzenie i prawdziwość brzmienia, przyprawione soczystością barw, wysoką dźwięcznością oraz wybitną selektywnością, aczkolwiek sformatowane na bogatą plastyczność, a nie na kliniczną sterylność. To zaawansowany dźwięk dla koneserów i znawców, stricte fizjologiczny, aczkolwiek jeszcze nie monitorowy. Korzystnie zbilansowany i rozpięty pomiędzy wysoką rozdzielczością, nierażącą jasnością, a spójnością tonalną decydującej o całościowo zdrowej harmonii.” Taka charakterystyka dobrze opisuje styl gry Sonorous II, ale także i III. Oba cechują się niebywałą czystością dźwięku, jego ponad zwyczajną krystalicznością, wysoką przejrzystością. Zresztą jest to część wspólna słuchawek Sonorous - od II, aż do X i chwała im za to. Japończycy postawili sobie za punkt honoru skonstruować słuchawki zapewniające transparentne i klarowne brzmienie, ale bez zbytniej natarczywości i przesadnego naturalizmu. Ta sztuka wyszła im rewelacyjnie – i to niezależnie od modelu (przy czym owa przezroczystość rośnie wprost proporcjonalnie do numeru porządkowego Sonorous). Głównymi atutami II i III są też precyzja i naturalność brzmienia, kapitalne rozciągnięcie dźwięków na całej skali, dopełnienie tonalne i wysoka dynamika, przy równoległym braku odczuwalnego podkręcenia basów, dogrzania średnicy, wyostrzenia sopranów. Taki styl gry można uznać za niejako referencyjny, przy czym niektórym melomanom może brakować subsonicznych niskich tonów, przybliżonych średnich, czy wyszlifowanych wysokich - Final Audio to nie ten adres. To japońska szkoła dźwięku, którą osobiście uważam za brzmieniowo optymalną, bo somatyczną i organiczną. Ludzką. Nie żeby Sonorous II i III nie modulowały dźwięku, bo jak najbardziej tak, ale czynią to inaczej niż większość znanych mi słuchawek z podobnego pułapu cenowego. Robią to łagodniej, mniej „na twarz”, bardziej wyrafinowanie. Kulturalniej.

No dobrze, konspekt brzmienia już opisany, ale czym dźwiękowo różnią się Sonorous II od III? Czy są to jedynie niuanse, czy rzeczywiście twarde i uchwytne fakty? Otóż generalnie rzecz biorąc jedne i drugie grają w identycznej manierze opisanej powyżej – i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ogół przekazu, jego obraz pierwszy rysunek są analogiczne: wysoka precyzja i rozdzielczość, krystaliczność, natlenienie barw, jasność i dźwięczność. Różnice dotyczą niejako głębszych cech i warstw, jakby drugiego, a nie pierwszego planu. Dwójki na pewno są nieco jaśniejsze i żywsze od III. Trójki grają nie tylko ciut ciemniej, ale także gęściej - tak jakby powlekały sobą większy i szerszy wymiar dźwięku, lepiej go ogarniały i ugniatały. Dzięki temu przekaz oferowany przez III wydaje się być ciut pełniejszy, bardziej sformatowany, ale także uporządkowany.  Przynosi to również wrażenie wyższej sensualności, bliższego, bo bardziej intymnego kontaktu z wykonawcami. Zapewnia bardziej namacalne barwy instrumentów, wyższą bezpośredniość. Nie chcę przez to napisać, ze Sonorous II powyższe cechy mają gorzej wyrażone, bo byłoby to nieuczciwe i nieuprawnione. Oba modele mają optymalnie ustawioną dźwięczność i naturalność, przy czym III grają nieco bardziej plastycznie, fizycznie. Z kolei II są bardziej świeże i bezpretensjonalne. Jakby młodsze.

Wart podkreślenia jest fakt, iż jedne i drugie pierwszorzędnie zgrywają się ze smartfonami (u mnie kilka modeli Samsung), jak i z przenośnymi i nabiurkowymi wzmacniaczami. Natomiast zaawansowane wzmacniacze klasy high-fidelity niekonieczni im służą, bowiem za bardzo odsłaniają ich żywy naturalizm i brak odpowiedniego dystansu do nagrań. Przez to muzyka może być odbierana jako spłaszczona i niepełna. Sonorous II i III to wybitne (w swojej cenie) słuchawki, ale adresowane przede wszystkim dla urządzeń mobilnych i standardu desktop.

Podsumowanie
Final Sonorous III to bardzo udany model słuchawek. Bardzo solidnie i estetycznie wykonany, a przy tym zapewniający doskonałą ergonomię. Piękny design, świetne okablowanie, dbałość o detale. Całość „Made in Japan”, czyli synonim najwyższej klasy konstrukcyjnej i wykonawczej.

Sonorous III oferują przestrzenny dźwięk o perfekcyjnym nasyceniu tonalnym, pierwszorzędnej rozdzielczości, a przede wszystkim o wysokiej czystości pozwalającej usłyszeć w nagraniach bardzo dużo, zajrzeć weń głęboko i daleko. Podobnie jak II, adresowane są przede wszystkim do sprzętów przenośnych (i ewentualnie nabiurkowych), zgrywają się z nimi idealnie.

Sonorous II od III różnią się niewiele w ogóle, ale całkiem sporo w szczególe. Trójki przenoszą odsłuchy na wyższy poziom sensualności, dostarczają bliższy, bo bardziej intymny kontakt z wykonawcami. Zapewniają bardziej namacalne barwy instrumentów, wyższą ich bezpośredniość. Czy owe różnice warte są dopłaty 350 PLN (1 349 kontra 1 699 PLN)? Mówiąc szczerze – nie wiem. Podoba mi się świeżość i rześkość brzmienia dwójek, ale także i klimatyczna sensualność trójek. Bądź tu mądry i pisz wiersze…

Final Sonorous III – cena w Polsce 1 699 PLN.

System testowy
Słuchawki: RHA MA750 (test TU), Final Sonorous II (test TU), Pioneer SE-MHR5 (test TU), Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), Hegel H160 (test TU), S.M.S.L. SAP-8 (test TU) i Divaldi AMP-01 (test TU), a także smartfony Samsung.
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, S.M.S.L. M8 (ES9018 24 Bit/384 kHz DSD DAC) (test TU), Schiit Bifrost Multibit (test TU) i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Asus Pro P43E i Toshiba Satellite S75.



Gramofon Lenco L-90 - zapowiedź testu

$
0
0
Dystrybutor DSV Sp. z o.o. Sp. K. z Gdyni (ma w ofercie takie marki jak Pioneer, Lenco i Sangean) kilka dni temu dostarczył mi ciekawy gramofon Lenco L-90. Owszem, to stricte budżetowy sprzęt, albowiem jego cena nie przekracza 1 200 PLN, ale sądzę, że należy mu się bliżej przyjrzeć z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że to Lenco, czyli potomek legendarnej szwajcarskiej gramofonowej marki, po drugie - bo jest wyjątkowo urodziwy (obudowa pokryta orzechową okleiną) i po trzecie - bo jest atrakcyjnie wyceniony. To sprzęt bez audiofilskich aspiracji - ma dobrze wyglądać i dobrze grać, tylko tyle i aż tyle. A zatem postanowiłem wziąć go na warsztat i sprawdzić ile jest wart i ile można z niego wycisnąć. Na pewno wymienię fabryczną wkładkę Monacor na inną. Najpewniej na Ortofon 2M Red (370 PLN) lub Nagaoka MP-110 (590 PLN).

Gramofon należy złożyć we własnym zakresie, ale nie jest to czynność skomplikowana. Plinta wraz z przewodami i ramieniem jest już zmontowana. Trzeba jedynie nałożyć talerz (metalowy, odlewany!) na szpindel, pasek naciągnąć na wałek, zamontować headshell i przeciwwagę do ramienia, a na koniec zainstalować pokrywę. Potem wyregulować nacisk igły i antyskating. To wszystko. Można grać.

Jak widać na zdjęciach, Lenco L-90 to bardzo urodziwy gramofon, stylistyką nawiązujący wprost to klasycznego designu. Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni.

Dane techniczne
• Drewniana obudowa wykończona fornirem orzechowym
• Talerz aluminiowy o średnicy 332 mm
• Wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy
• Dwie prędkości obrotów 33 RPM oraz 45 RPM
• Wkładka z ruchomym magnesem (MM)
• Zdejmowany aluminiowy korpus
• Regulowana przeciwwaga
• Napęd paskowy
• Pół-automatyczny
• Anti-skating
• Automatyczne zatrzymanie
• Zdejmowana pokrywa
• USB do podłączenia komputerem PC w celu konwersji winylu do formatu cyfrowego
Wymiary:
• Szerokość 45,0 cm
• Wysokość 13,0 cm
• Głębokość 36,7 cm
• Masa netto 4,6 kg
W zestawie:
• Kabel USB
• Kabel RCA

Lenco L-90 to prosty, ale urodziwy gramofon










[Audio vintage]: Marantz Stereophonic Tuner 2110

$
0
0




Sprzęt został wypożyczony z warszawskiego salonu/serwisu Nomos Audio Vintage.

Firma Marantz na przełomie lat 70-tych i 80-tych XX wieku miała dość burzliwe dzieje. Od kilku lat przedsiębiorstwo nie było już własnością założyciela pana Saula Maranzta, lecz amerykańskiej korporacji Superscope Inc. W tych czasach na skutek rozmaitych zawirowań, trzy oddziały (amerykański, europejski i japoński) działały niejako osobno, choć dysponowały wspólną marką. Warto jednak wiedzieć, że w 1978 roku do Marantz Europe dołączył ściągnięty z japońskiego Pioneera pan Ken Ishiwata, który został głównym menadżerem produktów firmy. Tak też zaczyna się nowy rozdział przedsiębiorstwa, ale nie o tym dzisiejszy tekst.  

Rok 1978 to także czas wprowadzenia na rynek niezwykle ciekawego radioodbiornika stereofonicznego, a mianowicie tytułowego Marantz Stereophonic Tuner 2110. Podówczas kosztował 380 USD, czyli dość sporo jak na tamte lata. Przynależy do rodziny 21XX (są tu też 2100, 2120 i 2130) produkowanej w latach 1977-1980. Dwa z nich - 2110 oraz 2130 wyposażone są w oscyloskopy, które można ustawiać jako detektory sygnału radiowego oraz oscyloskopy audio. Można też z nich korzystać jako z normalnych oscyloskopów – w tym celu należy podłączyć do tylnych gniazd odpowiednie urządzenie audio. Co istotne, radioodbiorniki Marantz wówczas wyposażane były w unikalne pokrętło "gyro-touch", czyli obracany w poziomie selektor częstotliwości. Tunery Marantz zawsze łączyły w sobie wysokiej jakości komponenty audio dla najwyższej jakości dźwięku, z funkcjonalnością oraz prostotą obsługi. 

Nie inaczej jest w egzemplarzu 2110. Piękny design oraz doskonałej jakości dźwięk analogowy. Dużo uroku dodaje tu wspomniany oscyloskop, który można ustawiać w kilka wzorów wyświetlań – różne figury falują wraz z rytmem muzyki, pulsem perkusji, natężeniem gitar, etc. Tradycyjnie dla Marantz, skala częstotliwości podświetlana jest na niebiesko, co przynosi dodatkowe atrakcje dla oczu. 2110 to bardzo oryginalny i wyjątkowy radioodbiornik. A do tego wyśmienicie odtwarzający audycje, muzykę i słowa pochodzące wprost z fal eteru.

Dane techniczne dostępne na stronie Radiomuseum.


Oscyloskop w 2110 to fantastyczna rzecz - cieszy oczy, a jednocześnie umożliwia perfekcyjne dostrojenie














Viewing all 1500 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>