Quantcast
Channel: Stereo i Kolorowo - Underground
Viewing all 1477 articles
Browse latest View live

Tidal Master, czyli streaming wysokiej rodzielczości

$
0
0


Stało się. 5 stycznia 2017 roku został uruchomiony pierwszy popularny serwis streamingowy, który oferuje muzykę wysokiej rozdzielczości HD - Tidal Master. To jest już nie tylko jakość płyty kompaktowej (FLAC 16 bit/44,1 kHz), ale także dostępność albumów o wyższej rozdzielczości 24 bit/96 kHz. To nic innego jak strumieniowanie standardu MQA (Master Quality Authenticated).

Ważna informacja! Opcja Tidal Master jest (póki co) bezpłatna dla abonentów Tidal HiFi. Na razie dostępnych jest niecałe 200 albumów, ale oferta ma szybko się powiększać. Streaming jest możliwy wyłącznie z poziomu komputera. Podczas strumieniowania jakości MQA zapala się ikonka Master.

Doskonała informacja dla audiofilów i melomanów na Nowy Rok 2017!









Aby wybrać w ustawieniach jakość "Master" wystarczy kliknąć opcję HiFi/Master; przed nowym odpaleniem na komputerze serwisu Tidal, system poinformuje o tym, że jest dostępna opcja Master


Albumy HD dostępne z poziomu komputera na iPhone 6S są downgrade'owane do 16 bit/44,1 kHz


Słuchawki Fostex TH-610 i wzmacniacz słuchawkowy Fostex HP-A4BL

$
0
0

Wstęp
Kilka tygodni temu zakończyłem test wielofunkcyjnego japońskiego sprzętu ADL Stratos by Furutech (czytaj TUTAJ), który jednocześnie jest przedwzmacniaczem liniowym, przedwzmacniaczem gramofonowym (dla wkładek MM i MC), wzmacniaczem słuchawkowym, konwerterem USB, a także rozbudowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym PCM i DSD akceptującym sygnały PCM do rozdzielczości 32 bit/384 kHz oraz pliki DSD 1 bit/2,8, 5,6 i 11,2 M. Powyższy test był pokłosiem nawiązania współpracy z warszawskim dystrybutorem MIP. Zaraz po zakończeniu recenzji ADL Stratos by Furutech umówiliśmy się na wypożyczenie do testów sprzętu marki Fostex (której to MIP dopiero co został polskim dystrybutorem).

W wyniku powyższego, do recenzji otrzymałem następujące sprzęty japońskiego Fostexa:

1. zbalansowany wzmacniacz słuchawkowy z DAC DSD Fostex HP-A4BL (zobacz TUTAJ),
2. stosunkowo premierowe słuchawki Fostex TH-610 (zobacz TUTAJ) - to następcy modelu Fostex TH-600,
3. a także symetryczny przewód słuchawkowy Fostex ET-H3.ON7.BL (zobacz TUTAJ) wykonany z wysokogatunkowej miedzi OFC 7N.

Fostex Company
Japońska firma Fostex powstała w Tokio w 1973 roku jako komercyjna część innej japońskiego przedsiębiorstwa – Foster Electric Company, Ltd. W skrócie pisząc, Foster zajmowało się i zajmuje przede wszystkim produkcją rozmaitych podzespołów audio hi-fi takich jak głośniki, przetworniki, czy słuchawki. Produkowane tu są także sygnalizatory magnetyczne, minigłośniki dynamiczne, podzespoły audio używane w samochodach i wiele innych. Z kolei Fostex na bazie produktów Fostera (głównie przetworników głośnikowych) produkuje gotowe kolumny głośnikowe oraz słuchawki. W ostatnich czasach Fostex zaczął także wytwarzać rozmaite wzmacniacze słuchawkowe, DACi i inne. Fostex to również duża produkcja dla rynku PRO takich sprzętów jak mikrofony, rejestratory, różne urządzenia peryferyjne, ale także słuchawki monitorowe, itp.

Fostex w posiada w ofercie kilkanaście modeli słuchawek. Są to linie studyjne RP i TH oraz dodatkowo audiofilskie TH-610, TH-900, ich następcy TH-900mkII oraz TH-500RP. Dostępne są także trzy modele douszne. Spośród wzmacniaczy słuchawkowych można wyodrębnić referencyjny HP-V8, średni HP-A8mk2, jak i dwa podstawowe HP-4A i tytułowy, zbalansowany HP-4ABL. Jest jeszcze wzmacniacz przenośny HP-V1 oraz DAC ze wzmacniaczem słuchawkowym HP-A3. Jak widać, portfolio jest bardzo rozbudowane. 

Wrażenia ogólne i budowa – słuchawki
Patrząc na Fostex TH-610 nietrudno wywnioskować, że mają one braci-bliźniaków w postaci Denon AH-D5000. Wizualnie obie pary praktycznie niczym się nie różnią – oprócz logo, oczywiście (choć w rzeczywistości jest parę istotnych różnic). Nie ma w tym żadnej tajemnicy, albowiem Foster Electric Company Ltd., na początku produkował słuchawki audiofolskie dla japońskiego Denona, a dopiero później rozpoczął ich wytwarzanie pod nazwą Fostex. Zresztą model Fostex TH-610/Denon AH-D5000 to katalogowy …Foster 448498 poddany apgrejdowi. Występuje także jako E-Mu Teak (zobacz TUTAJ) i jeszcze kilka innych odmian. Warto też wiedzieć, że Foster buduje inne słuchawki dla Denona – są to miedzy innymi AH-1100, AH-2000 i AH-7200. Foster produkował też dla Denona modele AH-1000, znane równolegle światu jako słynne Creative Aurvana Live! Ale to już zupełnie inna historia.

Wracając do TH-610. Model ten jest bezpośrednim następcą nieprodukowanego już Fostex TH-600. Wzbogacono go o nowe elementy pochodzące np. z referencyjnego TH900 mk2 - to przede wszystkim wymienne przewody z wtyczkami HPSC, które umożliwiają łatwą wymianę na zbalansowane, czterożyłowe kable symetryczne z wtykami XLR. Uwagę zwracają masywne, pięknie wykonane, muszle z orzechowego drewna. To wysoki standard materiałowo – wykonawczy. W podobne muszle wyposażane są topowe słuchawki Denona. Jednak to, co najważniejsze kryje się w muszlach, czyli membrany Biodyna przetworników o średnicy 50 mm. To zaawansowane konstrukcje z biocelulozy zbudowane z ultralekkich, aczkolwiek sztywnych i bardzo odpornych na rozciąganie nanowłókien biocelulozy. Całość zamknięta jest w potężnym obwodzie magnetycznym 1 Tesla, czyli 1 000 Gaussów. Membrany Biodyna mają oferować (jak podaje producent) głębokie niskie tony, naturalne średnie oraz gładkie, wysokie tony.

TH-610 posiadają odłączany kabel zgodny ze standardem słuchawek TH-900Mk2. Wtyki są rodowane, podobne można znaleźć w topowych modelach Sennheiser. W zestawie znajduje się kabel wysokiej jakości ze złączami 2-pinowymi. Ma solidny oplot z czarnych włókien. Bardzo rzetelnie to wygląda. Za przewód symetryczny z wtykiem XLR Fostex ET-H3.ON7.BL (zobacz TUTAJ) trzeba dodatkowo zapłacić 1 000 PLN. W komplecie jest też adapter 3,5 mm oraz woreczek transportowy, którego zadanie jest raczej dekoracyjne, albowiem trudno oczekiwać aby uchronił słuchawki przed ewentualnym zgnieceniem.

Nausznice wykonane są z materiału imitującego skórę wysokiej jakości – to materiał sporządzony z „substancji białkowych”. Ciekawa rzecz. Warto podkreślić, iż pady doskonale leżą na uszach, tłumiąc zewnętrzne odgłosy. Pałąk jest lekki, pokryty identycznym materiały jak pady. Perfekcyjnie leży na głowie - nie ciąży nie uwiera.

Ergonomia
Słuchawki przez to, że mają wbudowane do muszki spore kawałki drewna ważą dość sporo, bo aż 375 gram. Jednak dzięki inteligentnej budowie pałąka, dużym padom obejmujących w całości małżowiny uszne, TH-610 zdają się ważyć tyle co nic. Równomiernie leżą na sklepieniu czaszki i kościach dookoła uszu. Ich masa rozkłada się proporcjonalnie. Pady muszli nie uwierają, nie grzeją uszu, są wystarczająco dźwiękoszczelne. Z kolei przewód słuchawkowy nie mikrofonuje, nie słychać ani stuków, ani szurnięć. Jest optymalnie. Ergonomię oceniam na najwyższy stopień – 5/5.

Specyfikacja techniczna
Przetwornik: Dynamiczny / 50 mm / Biodynowy
Typ obudowy: Zamknięta
Impedancja: 25 Ohm
Czułość: 98 dB / mW
Max moc wejściowa: 1 800 mW
Zakres częstotliwości: 5 Hz – 45 000 Hz
Długość kabla: 3 m OFC
Wtyk: Jack stereo 6,3 mm; pozłacany
Wtyk słuchawkowy: 2-pinowy; Rodowany
Masa: 375 g (bez kabla)

* * *

Wrażenia ogólne i budowa – wzmacniacz słuchawkowy/DAC
Wzmacniacz Fostex HP-A4BL dostarczany jest w niewielkim estetycznym i zgrabnym pudełeczku. Wewnątrz, oprócz wzmacniacza, znajdują się zewnętrzny zasilacz impulsowy 12 V/1,5 A, przewód USB oraz kilka instrukcji w różnych językach. Tamże są również 4 gumowe podkładki, które można przymocować od spodu urządzenia.

Aby zainstalować HP-A4BL jako DAC dla komputera z systemem Windows najpierw ze strony Fostex należy pobrać odpowiednie drivery i je rozpakować. MacBook takich czynności nie wymaga. Po podłączeniu DACa do Maca wystarczy w ustawieniach wybrać H_-A4BL jako wyjście dźwięku.

Wracając do budowy. Jak podaje polski dystrybutor: Model HP-A4BL został zaprojektowany na podstawie HP-A4. Jest to DAC USB ze wzmacniaczem słuchawkowym oferujący zbalansowane wyjście dla słuchawek, które stają się coraz popularniejsze. Dodatkowo ma możliwość odtwarzania plików DSD do 11.2 MHz. 

Jego najważniejsze cechy to:
- Wyposażony w 4-pinowe zbalansowane wyjście XLR
- Nowo opracowany kondensator tylko do użytku w audio.
- Wysoce precyzyjny kryształ z niskim hałasem fazy.
- Odtwarzanie 24 bit/192 kHz PCM oraz 11.2MHz DSD
- Wysokiej jakości DAC (Burr-Brown PCM1792A)
- Asynchroniczny transport do 192 kHz/24 bit poprzez USB Audio 2.0
- Wybór wzmocnienia (Hi/Lo- 10 dB) dla wyjścia słuchawkowego.
- Filtry cyfrowe z możliwością zastosowania charakterystyki Roll-Off oraz Cut-Off częstotliwości.

Wzmacniacz to niewielka czarna skrzyneczka (150 x 34 x 157 cm) o masie 630 g. Niewielka, ale urocza – można napisać. Front wykonany jest z czarnego akrylu, zaś pozostała część skrzynki ze stalowych płytek anodowanych na czarno. Na przednim panelu, po prawej stronie, znajduje się włącznik sieciowy/pokrętło głośności. Zaraz obok upchnięto 4. przyciski, a nad nimi 8. diod. Przyciski odpowiedzialne są za: 1. Selektor źródeł (wejście optyczne lub USB), 2. Filtr nr 1 lub nr 2, 3. Wzmocnienie (Gain) niskie lub wysokie i 4. Selektor wyjścia (gniazda RCA lub wyjście słuchawkowe). Diody umieszczone nad przyciskami sygnalizują: przyłączenie urządzenia do sieci, częstotliwość próbkowania od 44,1 kHz do 192 kHz, a także sygnał DSD od 2,8 M do 11,2 M. Po lewej stronie panelu zainstalowano dwa gniazda słuchawkowe: XLR 4-PIN oraz typu jack 6,3 mm.   

Z tyłu umieszczono parę wyjść RCA, dwa gniazda optyczne Toslink (wejściowe i wyjściowe), wejście USB, slot kart microSD (tylko dla apgrejdu oprogramowania), przełącznik trybu „Auto Standby” i na końcu gniazdo sieciowe 12 V/1,5 A. Brak wejść analogowych RCA i symetrycznych XLR. Z tyłu nadrukowana jest informacja „Made in Japan”. Bardzo to godne i chwalebne.

Parametry techniczne
Wejścia
USB: USB 2.0 High Speed
Częstotliwość próbkowania: PCM: 44.1 kHz, 48 kHz, 88.2 kHz, 96 kHz, 176.4 kHz i 192 kHz, DSD: 2.8 MHz, 5.6 MHz, 11.2 MHz
Próbkowanie: 16 bit, 24 bit
Złącze cyfrowe: Optyczne
Format: S/PDIF
Częstotliwość próbkowania: 44.1 kHz, 48 kHz, 88.2 kHz, 96 kHz, 176.4 kHz, 192 kHz
Próbkowanie: 16 bit, 24 bit
Wyjścia
Słuchawkowe zbalansowane
Złącze: XLR (4 pin)
Max moc wyjściowa: 300 mW albo więcej (32 Ohm)
Impedancja obciążenia: 16 - 600 Ohm
THD: < 0.04 % (dla 1 kHz)
Zakres częstotliwości: 20 Hz – 80 kHz (+-3 dB, 32 Ohm, 100 mW)
Słuchawkowe niezbalansowane
Złącze: 6,3 mm, stereo
Max moc wyjściowa: 300 mW albo więcej (32 Ohm)
Impedancja obciążenia: 16 - 600 Ohm
THD: < 0.04 % (dla 1 kHz)
Zakres częstotliwości: 20 Hz – 80 kHz (+-3 dB, 32 Ohm, 100 mW)
Analogowe
Złącze: RCA
Wyjściowy poziom referencyjny: 2 Vrms (0 dBFS)
Impedancja obciążenia: Mniej niż 10 kOhm
THD: < 0.01 % (dla 1 kHz)
Zakres częstotliwości: 20 Hz – 80 kHz (+-3 dB)
Cyfrowe
Złącze: Optyczne
Format: S/PDIF
Zakres częstotliwości: 44.1 kHz, 48 kHz, 88.2 kHz, 96 kHz, 176.4 kHz, 192 kHz
Próbkowanie: 16 bit, 24 bit
Generalna specyfikacja
Slot kart microSD: FAT32; do 32GB; Tylko aktualizacja oprogramowania
Zawartość opakowania: Gumowe nóżki x 4; Kabel USB; Instrukcja, Adapter AC
Zasilanie: 12 V
Wymiary: 150 x 34 x 157 mm
Masa: 630 g



Muszle z drewna orzechowego

Pady z tworzywa zawierającego "substancje białkowe"

Duże muszle kryją 50 mm przetworniki z biocelulozy "Biodyna"




Niewielka, ale "wszyskomająca" skrzynka wzmacniacza i DACa; jest tu filtr dźwiękowy, jest regulacja Gain, jest tryb przedzmacniacza, są gniazda słuchawkowe 6,3 mm i XLR 4-PIN




Zestaw Fostex zaprzęgnięty do komputera MacBook Pro; na nim zaś "odpalony" serwis Tidal z plikami MQA 24 bit/96 kHz "Master"


Wrażenia dźwiękowe
Słuchawki porównawcze to HiFiMan HE-1000, Final Audio Design Pandora Hope VI, AKG K545, Mo-Fi Blue oraz Moshi Avanti, a także bezprzewodowe  Pioneer SE-MS7BT. Wzmacniacze słuchawkowe to HiFiMan EF-6 oraz Hegel H160. Komputer to przede wszystkim MacBook Pro z serwisem streamignowym Tidal HiFi Master (pliki FLAC 16 bit/44,1 kHz i MQA 24bit/96 kHz).

Najpierw kilka słów o brzmieniu samych słuchawek. Najkrócej można rzec ująć następująco. Fostex mają swoje charakterystyczne brzmienie dzięki zastosowaniu biocelulozy Biodyna w membranach przetworników. To dźwięk, który można określić jako dosadny i mocny, a równolegle gładki i fizjologiczny. Bezpośredni ale zrównoważony. Co istotne, niskie tony schodzą bardzo nisko, ale ani na chwilę nie tracą kontroli. Są pięknie okrągłe, dobitne i żywe. Mają posmak organiczny – lekko słodkawy, trochę ogrzany, pokolorowany ciepłymi barwami. „Basy „mlaskają” niczym dobra lampa elektronowa EL34, wydają taki sam pukający i żwawy rytm. (Nie wiem jak to zjawisko lepiej opisać). W rezultacie brzmienie Fostexów zdaje się być nie tylko równe i harmonijne, ale także bardzo przyjemne, niemęczące, wręcz relaksacyjne. W pełni fizjologiczne, ale nie odchudzone, czy "misiowate".

Słuchawki Fostex bardzo rzetelnie i korzystnie budują scenę. Jest bardzo przestrzenna – szeroka i zdecydowanie głęboka. Instrumenty mają precyzyjne lokalizacje, są wiarygodnie posadowione, wyraźnie zobrazowane i obrysowane. Są dźwięczne i masywne, mają doskonałą substancję i ciężar. Selektywność jest wystarczająca, aby jednoznacznie usłyszeć nawet pojedyncze instrumenty w nawet sporej orkiestrze, czy wibrację poszczególnych strun gitar klasycznych. Nie ma tu się do czego przyczepić (jak na cenę słuchawek 2 500 PLN).

A teraz parę spostrzeżeń à propos wzmacniacza/DACa Fostex HP-4ABL. Jego łatwość nawiązywania pracy z komputerem jest fantastyczna. Wielokrotnie w przeszłości męczyłem się z różnymi DACami, aby sprząc je z komputerem. Zaś po ściągnięciu i zainstalowaniu (szybkim!) driverów w komputerze, DAC Fostexa momentalnie „odpala”. Gra bez przerw, bez rwania dźwięku. Wszystko jest perfekcyjne. Dodatkowo dźwięk jest obfity, nasycony i pełny. Żywy i przestrzenny. Rozległy i dynamiczny.

DAC Fostexa (to kość Burr-Brown PCM1792A) korzystnie podkreśla naturę brzmienia muzyki, ukazuje gładkość substancji oraz ujawnia dynamikę w całym paśmie. Soprany dostają dobrą selektywność, a jednocześnie nie atakują krzykliwością. Ogólnie przekaz jest optymalnie zagęszczony, napełniony dużą ilością szczegółów, jakby z lepszym obrysem instrumentów, z większą głębią i ekspresją.

Tak, jak słuchawki TH-610 mają lekką tendencję do „ubarwiania” dźwięku, tak wzmacniacz HP-4ABL jest neutralny jak sędzia podczas meczu. Nie podbarwia, nie podgrzewa, nie słodzi – jest obojętny względem dźwięku. DAC doskonale przetwarza sygnał cyfrowy otrzymany z komputera, zaś wzmacniacz go amplifikuje. Takie rozwiązanie jest dobroczynne dla dźwięku duetu Fostexa. Oba urządzenia dzięki temu uzupełniają się, działają w symbiozie i symetrii.  

Zastosowanie symetrycznego przewodu do słuchawek oraz użycie trybu zbalansowanego we wzmacniaczu przynosi dodatkowe korzyści dla dźwięku. Brzmienie jest bardziej równomierne i analityczne. Kształtniejsze. Bardziej odkryte, czystsze i bardziej wysycone szczegółami, które są lepiej widoczne, słyszalne. Przyrost jakości dźwięku przy trybie symetrycznym jest spory i ewidentny. Przyjemność tę psuje jedynie cena przewodu symetrycznego Fostex wynosząca 1 100 PLN, czyli ciut wygórowana…

Konkluzja
Zestaw słuchawki Fostex TH-610 oraz wzmacniacz słuchawkowy/DAC Fostex HP-4ABL (oraz przewód symetryczny) to referencyjny system desktopowy. Umiejętnie konwertuje cyfrowy sygnał wydobyty via gniazdo USB z komputera, wybornie go amplifikuje i na koniec perfekcyjnie dostarcza do uszu. To zaawansowane brzmienie typu high-fidelity.

Dla mnie japoński zestaw Fostex to spore odkrycie, a także ponad miesięczna radość słuchania podczas tworzenia niniejszego tekstu. Polecam z czystym sercem!

Ceny w Polsce:  
- wzmacniacz słuchawkowy/DAC Fostex TP-4ABL - 1 699 PLN,
- słuchawki Fostex TH-610 – 3 499 PLN,
- przewód symetryczny Fostex ET-H3.ON7.BL – 1 100 PLN.


Słuchawki Moshi Avanti

$
0
0


Wstęp
Na początku grudnia ubiegłego roku zwrócił się do mnie dystrybutor Forcetop Sp. z o.o. z pytaniem, czy nie byłbym zainteresowany posłuchaniem nowych słuchawek Moshi Avanti. Mówiąc szczerze, do tej pory nie słyszałem ani o firmie Forcetop, ani tym bardziej o słuchawkach Moshi Avanti. Okazało się, że Forcetop to jeden z największych polskich dystrybutorów rozmaitych akcesoriów przeznaczonych do urządzeń mobilnych, w tym do sprzętów Apple. Akcesoria równa się różne etui, pokrowce, przewody, kamery, klawiatury, mysze, głośniki, etc., ale także duża ilość słuchawek (zobacz TUTAJ). A że jedna z dystrybuowanych marek - Moshi, niedawno wypuściła nowe słuchawki z wyższymi aspiracjami, czyli tytułowy model Avanti, znalazł się i punkt styczny z zainteresowaniami redakcji Stereo i Kolorowo. Stąd też niniejsza recenzja.

Moshi
Warto wiedzieć, że właścicielem marki Moshi jest amerykańskie przedsiębiorstwo z San Francisco (Kalifornia) Aevoe Inc. Zostało założone w 2003 roku, główne zajmuje się produkcją akcesoriów do urządzeń Apple. Moshi to wysoka półka designu, zastosowanych materiałów oraz ogólnej jakości. W odróżnieniu od innych przedsiębiorstw, posiada fabrykę nie w Chinach Ludowych, a w na Tajwanie w Taipei. Tamże są także wytwarzane słuchawki Moshi Avanti. Zostały wypuszczone na rynek jakieś trzy - cztery miesiące temu. W Polsce dopiero co pojawiły się dzięki wspomnianej na wstępie firmie Forcetop Sp. z o.o.

Wrażenie ogólne i budowa
Avanti dostarczane są w niewielkim pudełku z klapą zamykaną na magnes. Wewnątrz znajduje się bardzo estetyczny i użytkowy szary, materiałowy pokrowiec zamykany dookoła na zamek błyskawiczny. Etui to jest sztywne i twarde, wyprofilowane pod kształt Avanti - funkcje ochraniające pełni znakomicie. W pokrowcu oczywiście znajdują się (złożone) słuchawki. Tamże, w osobnej kieszeni, jest odpinany przewód (1,3 m) z mikrofonem, certyfikat oraz gwarancja.

Moshi Avanti prezentują się znakomicie - wręcz luksusowo. Po ich wzięciu do ręki ma się poczucie obcowania z czymś wyjątkowym. To minimalistyczne, ale stylowe wzornictwo. Słuchawki wykonane są w całości ze stali nierdzewnej i ekologicznej skóry. Mają konstrukcję zwartą i lekką. W muszlach zainstalowano 40 mm przetworniki neodymowe. Słuchawki są budowy zamkniętej, płaskie muszle ściśle przylegają małżowin usznych. Muszle od wewnętrznych stron to miękkie poduszeczki z perforacjami. Poduszeczki te leżą na uszach słuchacza.

I jeszcze kilka informacji technicznych. Pasmo przenoszenia rozciąga się od 15 Hz do 22 000 Hz  (-10 dB @ 1 kHz). Impedancja wynosi 32 Ohm, a czułość 109 dB. Masa to 166 gram. Jak już wspominałem, przewód (1,3 m) z zintegrowanym mikrofonem jest odpinany.

Ergonomia
Przede wszystkim słuchawki są bardzo lekkie (166 gram), więc praktycznie nie czuć ich na głowie. Równolegle mają bardzo solidną i stabilną budowę opartą o stalowy stelaż pałąka. Regulacja obwodu i ułożenia na uszach jest doskonała. Miękkie poduszeczki z delikatnej skóry przyjemnie leżą na małżowinach. Nie cisną, nie uwierają, ani nie grzeją. Ergonomia stoi na wysokim poziomie. Z kolei przewód słuchawkowy nie mikrofonuje – nie słychać żadnych otarć, puknięć, czy innych nieprzyjemnych dźwięków.


Poręczne etui transportowe

W pokrowcu znajdują się Avanti; są złożone

Odpinany przewód słuchawkowy

Stylowy, minimalistyczny design; wykonanie klasy premium


Brązowa skóra ekologiczna i stal


Regulacja pałąka

Przewody słuchawkowe wpinane są do obu muszli





Odsłuchy na iPhone 6S; muzyka pochodzi z Tidal HiFi (16 bit/44,1 kHz)

Wrażenie dźwiękowe
Słuchawki porównawcze to AKG K545, Final Audio Design Pandora Hope VI, Fostex TH-610, Mo-Fi Blue oraz HiFiMan HE-1000. Jako źródło oraz wzmacniacz słuchawkowy przede wszystkim posłużył mi iPhone 6S, ale Avanti podłączałem także do wzmacniacza słuchawkowego (i DACa) Fostex HP-4ABL. Nagrania pochodziły z serwisu streamingowego Tidal HiFi.

Ważna uwaga. Przed rozpoczęciem odsłuchów, producent Aevoe Inc. zaleca wygrzać słuchawki przy użyciu aplikacji Burnin Tool. Oczywiście, można to uczynić także przy zastosowaniu zwykłych dźwięków.

Pierwszym wrażeniem jest zaskakująca wręcz ilość niskich tonów (obfitych i mocnych) pochodzących przecież z, bądź co bądź, niezbyt dużych muszli. Jednakowoż konstrukcja muszli (i zespolonych zeń padów) jest tak sprytna, że działają jak solidne pudła rezonansowe, w których basy mogą się rozpędzić, a potem uderzyć. Owszem, nie jest poziom basu otrzymywanego z takich np. Fostex TH-610, ale i tak jest nieźle. Nie czuć odchudzenia basu, nie ma się poczucia jego niedoboru, ale także nie przesady.

Całość dźwięku stoi po jasnej stronie. To brzmienie angażujące, tonalnie napełnione – gęste i żywe, a równolegle wyważone. Bardzo muzykalne. Avanti lubią grać bezpośrednio, bez oporów, szybko i mięsiście. Podają muzykę głęboką i sprężystą. Co ważne, nic nie klei się do siebie, pojedyncze tony są skutecznie odizolowywane. Mają indywidualny byt, odpowiedni wymiar i dobrą dźwięczność. Mają również całkiem sporą aurę wokoło lub „powietrze”, jak kto woli.

A strony ujemne? Owszem są. Można dopatrzyć się lekkich braków w selektywności brzmienia (szczególnie sopranów). Niektóre nagrania pomimo, że mają w swojej strukturze wiele różnorodnych detali i zawiłości, to tracą je podczas odsłuchów. Ale nie ma co się czepiać. Avanti koncentrują się na całościowej treści muzycznej i pokazywaniu piękna muzyki - czynią to klasowo oraz wysokogatunkowo.

Podsumowując. Avanti zestawione z iPhone 6S tworzą symbiotyczny duet zarówno pod względem designu zewnętrznego, jak i brzmienia. Moshi Avanti to bardzo stylowe, wygodne i dobrze grające słuchawki klasy premium!  

Cena w Europie – 200 Euro.     

Słuchawki HiFiMan Edition S - zapowiedź testu

$
0
0
Niecały miesiąc temu miałem przyjemność testować referencyjne słuchawki HiFiMan HE-1000 w towarzystwie równie topowego wzmacniacza HiFiMan EF-6 (czytaj test TUTAJ). Niestety, HE-1000 pojechały już do kolejnych recenzentów. Niejako na otarcie łez, polski dystrybutor marki HiFiMan - firma Rafko, niedawno zaproponował mi dostawę świeżych słuchawek HiFiMan Edition S w "iPhone'owym" kolorze, czyli białym (zobacz TUTAJ). Właśnie do mnie dotarły.

HiFiMan Edition S to dość nietypowe słuchawki. Mają uniwersalną konstrukcję - są otwarte lub zamknięte. Jak pisze dystrybutor: „Edition S to pierwsze w historii firmy słuchawki i jedyne w tej cenie łączące w sobie dobrodziejstwa konstrukcji otwartej oraz zamkniętej. Dzięki montowanym na magnes klipsom zasłaniającym przetwornik szerokie możliwości regulacji brzmienia leżą od tej pory w rękach użytkowników. Po zdjęciu klipsów można otrzymać dźwięk bardziej przestrzenny i szerszą scenę muzyczną, a przy tym nasze uszy będą lepiej wentylowane. Z kolei założenie klipsów pozwala na odsłuch w miejscach, gdzie hałas nie pozwala na korzystanie z otwartych konstrukcji”. Warto wspomnieć, że słuchawki zostały  zaprojektowane prze biuro projektowe HiFiMAN mieszczące się w amerykańskim Bostonie. Jak widać na zdjęciach, Edition S to bardzo intrygujące słuchawki…

Najważniejsze cechy:
- 50 mm przetwornik dynamiczny o skuteczności 113 dB i impedancji 18 Ohm,
- konstrukcja obudowy przetwornika przygotowana od odsłuchu otwartego lub zamkniętego – regulowana za pomocą klipsów zamocowanych na magnesach,
- super lekki i wygodny pałąk równomiernie rozkładający nacisk na całą powierzchnię głowy,
- asymetryczne hybrydowe (połączenie perforowanej skóry i weluru) nausznice zainspirowane nausznicami z modeli HE-400i oraz HE-560,
- kabel z mikrofonem i uniwersalnym sterowaniem dla iOS / Android / Windows,
- masa całości to mniej niż 250 gram.



Dwa zdjęcia ze strony HiFiMan

Paczka prosto z Chin

A w niej karton ze słuchawkami opatulony folią bąbelkową

Estetyczne opakowanie

Plomba

I zerwana plomba...

Wkładka MC Ortofon Cadenza Bronze - zapowiedź testu

$
0
0
Podczas testu polskiego gramofonu Shape of Sound Skalar (czytaj zapowiedź TUTAJ), dysponowałem jedynie dwiema wkładkami typu MM: Goldring 1042 oraz Ortofon 2M Black. Wydało mi się więc celowe przetestować ów gramofon także z wkładką typu MC. Na początku, zgodnie z sugestią firmy Shape of Sound, pomyślałem aby wypożyczyć dobrze opisywaną wkładkę MC Denon DL-103L, ale polski dystrybutor nie wyraził chęci wypożyczenia takowej do testów. Zwróciłem się więc do krakowskiego dystrybutora Mediam z prośbą o dobranie ze swojego bogatego portfolio firmy Ortofon optymalnej wkładki do Skalara. Po przedyskutowaniu tematu w oparciu o parametry techniczne, ostateczny wybór padł na wkładkę Ortofon Cadenza Bronze (zobacz TUTAJ). Nie ukrywam, że był to strzał w dziesiątkę!

Ortofon Cadenza Bronze to wkładka typu MC (Moving Coil). Jest przedstawicielem rodziny Cadenza (Cadenza po włosku oznacza "rytm"). Przynależą do niej także Cadenza Mono, Cadenza Red, Cadenza Blue i Cadanza Black, czyli identycznie jak w seriach Ortofon 2M i Quintet. Cadenza to seria wkładek w obudowie aluminiowej wykorzystujących technologie tworzenia biegunów z mieszanki kobaltu i żelaza. Jak podaje producent: "Zastosowane innowacyjne technologie powodują że wkładki Cadenza odzwierciedlają prawdziwy dźwięk".

Dane techniczne
Napięcie wyjściowe przy 1 000 Hz, 5 cm/sec. : 0,4 mV
Balans kanałów przy 1 kHz: <1 dB
Separacja kanałów przy 1 kHz: > 24 dB
Separacja kanałów przy 15 kHz: > 20 dB
Zakres pasma - 3 dB: 20 – 55 000 Hz
Pasmo przenoszenia: 20 – 20 000 Hz + 1,5 / - 1,5 dB
Zdolność trackingu przy 315 Hz przy zalecanej sile nacisku igły: 80 µm
Zgodność dynamiczna, boczna: 12 µm/mN
Typ igły: Nude Ortofon Replicant on conical alu cantilever
Rozmiar promienia końcówki igły: r/R 5/100 µm
Zakres siły nacisku igły: 2,2 - 2,7 g (22 - 27 mN)
Zalecana siła nacisku igły: 2,5 g (25 mN)
Kąt nachylenia igły: 23°
Impedancja wewnętrzna, rezystancja DC: 5 Ohm
Zalecana rezystancja cyklu ładunkowego: 50 - 200 Ohm
Kolor wkładki, obudowa/igła: Bronze/Black
Masa: 10,7 g.








Gramofon Shape of Sound Skalar

$
0
0


Wstęp
Dziś czas na test nowego polskiego gramofonu o nazwie Skalar produkowanego przez firmę Shape of Sound (zobacz TUTAJ). Jego premiera miała miejsce na tegorocznym warszawskim Audio Video Show. Kiedy zobaczyłem tam na żywo gramofon Skalar i jego młodych twórców – zbaraniałem. Jak to tak? Dwaj młodzi ludzie spod Łodzi na AVS prezentują swój w pełni dojrzały, dopracowany i efektowny gramofon, do którego sami skonstruowali i zbudowali ramię, a także własnoręcznie wycięli finezyjną plintę na obrabiarce numerycznej CNC, a następnie pomalowali kilkoma warstwami pięknego, białego lakieru fortepianowego. Wydawało mi się, że takie „coś” jest możliwe w dużym i zaawansowanym zakładzie, a tu proszę. Mistrzostwo ma wiele imion… 

Na Audio Video Show umówiliśmy się na recenzję Skalara. W połowie grudnia gramofon ostatecznie do mnie dotarł, ale jego test nieco mi się przeciągnął (a to za przyczyną Świąt, Sylwestra, Nowego Roku…).

Shape of Sound
Shape of Sound to nowa polska manufaktura prowadzona przez dwójkę młodych ludzi: Ewelinę i Piotra. Mieści się w Zgierzu pod Łodzią. Obecnie ma w ofercie dwa gramofony: tytułowy Skalar oraz Redleaf. Tworzy też własne ramiona gramofonowe (!). Oprócz tego firma zajmuje się renowacją starych urządzeń audio hi-fi, a także przyjmuje rozmaite zlecenia frezowania, obrabiania, toczenia na maszynach CNC. Tak, aby móc przeżyć, bo samo audio, jak wiadomo, to trudny chleb. Szczególnie chyba w Polsce.

Wartym podkreślenia jest fakt, że Shape of Sound jest członkiem Polskiego Klastra Audio (czytaj TUTAJ). To bardzo ciekawa inicjatywa skupiająca kilkanaście polskich firm z segmentu audio hi-fi..

Shape of Sound na firmowej stronie tak pisze o sobie: „Dlaczego gramofony?! Bo je lubimy. Bo łączą ze sobą formę i dźwięk a każde z nas odpowiada za swoją działkę. Ja odpowiadam za oczy a Piotrek za uszy i w ten sposób mamy już parę. Bo mają duszę. Bo mają nasze wspomnienia a my jesteśmy sentymentalni… Bo bez gramofonu i kolęd Poznańskich Słowików nie ma świąt! A firma? Chcieliśmy mieć coś swojego, posiadać frezarkę CNC, nie mieć urlopu, wreszcie zająć się tym co nas i się kręci. I w tenże sposób powstaliśmy w maju 2013 r. I od tego czasu wiele się nauczyliśmy.

Filozofia. W procesie tworzenia dążymy do uzyskania poruszającej formy połączonej z dyskretnym designem. Wypadkową składowych kształtu i dźwięku jest osobliwe brzmienie w charakternej wizualizacji/szacie. Jesteśmy prawdziwym polskim producentem. Nie skręcamy, tworzymy”.

Wrażenia ogólne i budowa
Skalar przychodzi w wielgachnym, podwójnym pudle, szczelnie wypełnionym styropianowymi wytłoczynami. W zestawie nabywca otrzymuje całą analogową galanterię oraz artylerię różnych śrubek i śrubokrętów. Główka z wkładką jest odłączona i znajduje się w osobnej przegródce. Osobno też są przeciwwaga, antyskating, etc. Producent załącza nawet bawełnianą matę, poziomnicę, a także olej silikonowy w pipecie. Jest tu wszystko, co potrzebne do skręcenia, wypoziomowania i uruchomienia gramofonu.

Skalar jest rozłożony na kilka części, ale jego złożenie nie jest czynnością skomplikowaną. Plinta z nóżkami ma już przymocowane ramię. Jedynie, co należy uczynić to nałożyć talerz na szpindel, naciągnąć pasek ma napęd silnika i koło zamachowe talerza. Wypoziomować. Dokręcić headshell z wkładką, nałożyć przeciwwagę na ramię, doczepić obciążenie antyskatingu, ustawić siłę nacisku igły i antyskating. Potem popodłączać odpowiednie przewody. I już – można odtwarzać winyle.  

Gramofon wyposażony w 12-calowe ramię typu "J" z wymiennym headshellem, które jest w całości własną konstrukcją Shape of Sound (!). Wykonane jest z aluminium, swoim kształtem nawiązuje do ramion z klasycznego okresu odtwarzaczy płyt winylowych. Jak podaje producent, zastosowano łożyskowanie hybrydowe, czyli połączenie miniaturowych japońskich łożysk tocznych z łożyskowaniem kiełkowym na panewkach z szafiru syntetycznego. Posiada wygodny i znany od lat, choć rzadko dzisiaj stosowany, wymienny koszyk z wkładką. Talerz Skalara wykonany jest z litego aluminium o masie 3 kg. Podtrzymywany jest na klasycznym łożysku ślizgowym poprzez podtalerzyk który jest napędzany krótkim płaskim gumowym paskiem, a silniczek napędowy zawieszony jest na trzech tłumikach drgań. Napęd nisko-wibracyjnym silnikiem synchronicznym oraz płaskim paskiem zapewnia stabilne obroty.

Dodatkowe cechy Skalara to wygodna obsługa, łatwe ustawianie, rasowe brzmienie, a także niebanalny, bardzo ciekawy design. Plinta wycięta jest z płyt MDF na kształt skalara, popularnej akwarystycznej ryby, a następnie pomalowana białym lakierem high-gloss. Super to wygląda. Jedynym mankamentem jest brak pokrywy. Właściciele małych dzieci i ciekawskich kotów nie będą pocieszeni.




Silnik, pasek napędowy i podtalerzyk

To zdjęcie najlepiej obrazuje skąd wzięła się nazwa gramofonu "Skalar"



Wspaniały talerz z aluminium - jego masa to 3 kg

Bawełniana mata pochodzi z firmy GAD Records (choć producent dołącza swoją matę)

12-calowe ramię o kształcie "J" i z wymiennym headshell'em


Złocone gniazda RCA

Ciekawe kształty

Biały Skalar



Goldring 1042 to kapitalna wkładka z igłą ze szlifem typu Gyger S


Kalibracja wkładki Ortofon Cadenza Bronze

Wkładka Ortofon Cadenza Bronze jest stosunkowo ciężka - optymalna siła nacisku to 2,5 grama


Gra wkładka Ortofon Cadenza Bronze - poezja i magia...

Spojrzenie ogólne na system odsłuchowy

Wrażenia odsłuchowe
Gramofon Skalar został zaopatrzony we wkładkę MM Goldring 1042 (czytaj test TUTAJ), następnie w MM Ortofon 2M Black (czytaj test TUTAJ), a na końcu w MC Ortofon Cadenza Bronze. Przedwzmacniacz gramofonowy to przede wszystkim Pathos In The Groove, na drugim miejscu Musical Fidelity MX-VYNL. Gramofony porównawcze to Nottingham Analogue Horizon oraz Pioneer PLX-1000. Szczegółowa lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Skalar to aktualnie topowy gramofon manufaktury Shape of Sound, niższym modelem jest Redleaf. Od wyższego modelu należy oczekiwać więcej homogeniczności, koloru i masy dźwięku. I rzeczywiście Skalar takie atrybutu brzmieniowe stawia na pierwszym miejscu. Oferuje dźwięk pierwszorzędnie poukładany, czysty i rytmiczny. To brzmienie z dużym ciężarem, dopełnione i harmonijne – z kapitalnym Pace&Rythm (pol. tempo i rytm). Bardzo interesująco wypada też bas. Jest równy i plastyczny, dobrze prowadzony w całym zakresie. Nie żeby był jakoś specjalnie rozbudowany (bo jest go w sam raz), ale ma w sobie dużo barwy i substancji, co przynosi doskonały efekt basowego dopełnienia całości przekazu. Czuć obfite i rozbudowane niskie tony, ale nie przykrywają one pozostałych podzakresów, a pozwalają im swobodnie istnieć i żyć. Z kolei wokale są czyste, są świetnie wyodrębniane z tła, zaś soprany są doświetlone, ale nie świszczą. Panuje pełen ład i porządek. Pełny analogowy czar winylu ma szansę na kształtny i żywy przekaz. Każde pasmo jest autentycznie obecne i dopełnione. To bardzo duży atut gramofonu Skalar. Rezultatem tego jest prawdziwie zaawansowany dźwięk typu high-fidelity.

Opisywany gramofon jest bardzo czuły na zastosowaną wkładkę, co nie jest żadnym odkryciem, ani sensacją. Dobrze dobrana wkładka do ramienia i gramofonu może zdziałać cuda z ostatecznym dźwiękiem. Na pierwszy ogień poszła wkładka Goldring 1042 ze szlifem igły typu Gyger S. Bardzo lubię tę wkładkę, bo ma pogłębione i namacalne brzmienie, a zarazem szczegółowe i otwarte. Zaangażowane, ale nie zapominające o subtelnościach. Ciepłe i finezyjne. Niemniej jednak z pośród trzech testowych 1042 najmniej wpasowała się do Skalara. Dlaczego? Otóż masa własna powyższej wkładki to jednynie 6,3 grama (a Skalar wyposażony jest w bardzo solidne ramię). Przez to dźwięk niekiedy może wydawać się nieco odchudzony, niedopełniony, a nawet nie do końca nasycony. Nie żeby to było jakoś specjalnie czuć, czy słychać. Ogólny dźwięk jest więcej niż poprawny, płynny i bezpośredni. Ale przy wymianie Goldring 1042 na inne wkładki, staje się jasne, że cięższe wkładki lepiej nadają się do ramienia Skalara.

Kolejna zainstalowana wkładka to Ortofon 2M Black o masie 7,2 grama. Niby tylko 1 gram cięższa od Goldring 1042, ale charakter dźwięku nabrał więcej ciała i substancji, stał się dynamiczniejszy oraz bardziej bezpośredni. Niejako dosadniejszy. Ortofon 2M Black to wkładka grająca mocno i energetycznie, więc dopełniająca subtelny i precyzyjny styl Skalara. Dzięki temu instrumenty uzyskały spory ciężar, a dodatkowo łatwo można było je zlokalizować w konkretnym miejscu sceny. Całość dźwięku stała się płynna i swobodna, ale jednocześnie kontrolowana i analityczna. Warto też zwrócić uwagę na fakt, iż 2M Black nadaje zaawansowany i wyrównany balans tonalny. Przejawia się to w takich aspektach jak pierwszorzędnie wypełnione wokale, a także chromatyczna barwa, która jest nie tylko ciepła, lecz i wybornie analogowa.

Całość dużego potencjału gramofonu Skalar ujawniła wkładka typu MC Ortofon Cadenza Bronze o masie 10,7 grama. Nie jest to tania wkładka, bo jej cena wynosi 7 400 PLN, a więc prawie dosięgająca ceny samego gramofonu (9 000 PLN). Jednakże dopiero ona wniosła najwięcej prawdziwości i realności w dźwięku. Ten stał się nie tylko doskonale wyrazisty i precyzyjny, otwarty i światły, ale także pięknie dotykalny i bezpośredni. Bardzo namacalny i autentyczny. Wybornie soczysty i nasycony. To brzmienie pełne, żarliwe i analityczne. Równolegle strukturalne i detaliczne. Pisząc krótko, Cadenza Bronze zapewniła dźwięk wyrafinowany, a muzykalny - dokonany. W stu procentach winylowo pełnokrwisty. (O samej wkładce Ortofon Cadenza Bronze niebawem więcej napiszę w osobnym tekście – zapraszam).

Konkluzja
Gramofon Shape of Sound Skalar to w pełni dopracowany i kapitalnie skonstruowany produkt (świetne ramię z wymienną główką, ciężki aluminiowy talerz, masywna plinta, etc). To gramofon dysponujący pięknym i oryginalnym designem, który trudno pomylić z innym. Plinta wycięta jest na kształt ryby o nazwie skalar.

Brzmienie gramofonu jest pierwszorzędnie poukładane, a zarazem analityczne i rytmiczne. To dźwięk z dużym ciężarem, dopełnione i harmonijne – z kapitalnym tempem i rytmem. Muzykalne i barwne. Rasowe.

Skalar dla ujawnienia pełni i dojrzałości dźwięku potrzebuje dobrej wkładki. Najlepiej cięższej niż 7 -8 gram. W powyższym teście najlepiej sprawdziła się MM Ortofon 2M Black (7,2 grama) oraz MC Cadezna Bronze (10,3 grama).

Cena w Polsce – 9 000 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Cayin CS-55A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU), a także Pioneer NS-50DAB (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Klipsch RP-150M (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Living Voice Auditorium R3 (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.

DAC: Cayin DAC11 (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon z wkładką Ortofon 2M Black (test TU) i Pioneer PLX-1000. Dodatkowo wkładka Ortofon Cadenza Bronze o Goldring 1042.
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU), Pathos In The Groove i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU), Moshi Avanti i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), Fostex HP-A4BL i Trilogy 931 (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


Monitory Studio 16 Hertz Canto Grand w stałym wyposażeniu Stereo i Kolorowo

$
0
0


Jakieś dwa i pół roku temu opisywałem następujący zestaw: wzmacniacz lampowy Cayin A-55 TP oraz kolumny podstawkowe Studio 16 Hertz Canto Grand (czytaj test TUTAJ). Bez dwóch zdań, to w swojej cenie prawdziwa referencja dźwięku. W międzyczasie Stereo i Kolorowo wzbogaciło się we wzmacniacz lampowy Cayin CS-55 A na lampach elektronowych KT88 (zobacz TUTAJ). Długo chodziło mi po głowie, aby wreszcie poprosić konstruktora Studio 16 Hertz - pana Grzegorza Rogalę, o wykonanie dla mnie pary kolumn Studio 16 Hertz Canto Grand, albowiem ciągle miałem w głowie ich wspaniale plastyczne i w pełni dokonane brzmienie połączone z magicznym wyrafinowaniem lamp Cayin....

Na początku tego roku zamówiłem wreszcie Canto Grand w czereśniowym wykończeniu; w tym tygodniu dojechały. Na razie ustawiłem je (na standach Solid Tech) w dużym pokoju, gdzie powoli wygrzewają się (bo przyjechały fabrycznie nowe). Potem ustawię je w gabinecie razem ze wspomnianym wzmacniaczem Cayin CS-55 A ... i już nic nie będzie takie same jak do tej pory!








Przenośny wzmacniacz/DAC RHA DACAMP L1 - zapowiedź testu

$
0
0
Zdjęcie ze strony RHA Audio


Dziś, z warszawskiego Audiomagic.pl, dojechał do mnie  super-premierowy RHA DACAMP L1 (zobacz TUTAJ oraz TUTAJ). To przenośny wzmacniacz słuchawkowy, DAC, jak i power-bank. Działa nie tylko ze smartfonami, ale także w środowisku Windows/OSX komputerów stacjonarnych/laptopów, co czyni go wyjątkowo multi-użytkowym. Obudowa wykonana jest czystego aluminium. Mało na niej regulatorów, ale wszystkie są wyjątkowo solidne i ergonomiczne. Z kolei wzornictwo to klasa premium.

Jak można przeczytać w materiałach informacyjnych: "Sercem układu jest podwójny ESS Sabre ES9018K2M (przetwornik DAC) oraz podwójny wzmacniacz klasy AB. DACAMP L1 odtwarza formaty do 384 kHz/ 32 bit PCM oraz DSD256, a dzięki podwójnemu wzmacniaczowi układ wzmacniacza może działać jako zbalansowany.

DACAMP L1 posiada baterię 4000 mAh, dzięki czemu jego czas działania na baterii przekracza 10 godzin. Może być także używany jako PowerBank, więc w każdym momencie można naładować dowolne urządzenie mobilne".

Parametry techniczne
Moc maksymalna: 28 mW/300 Ohm
Impedancja wyjścia: 2,2 Ohm
Obsługiwane formaty: PCM do 32/384, DSD64, DSD128, DSD256
Dynamika: 111 dB
Skuteczność: 89 dB
Waga: 233 g
Wymiary: 118 x 73 x 20 mm
Wejścia: USB A, USB micro-B, mini-Toslink, 3,5 mm liniowy
Zestaw zawiera: silikonowe opaski, ściereczkę do czyszczenia, kabel USB mikro i USB A do mikro B.









Przedwzmacniacz gramofonowy Pathos In The Groove

$
0
0


Wstęp
Tak się ułożyło, że podczas testu polskiego gramofonu Shape of Sound Skalar (czytaj TUTAJ) odsłuchiwałem go głównie w towarzystwie włoskiego przedwzmacniacza Pathos In The Groove (zobacz TUTAJ). Przedwzmacniacz dotarł do mnie w tym samym czasie co gramofon Skalar, dlatego postanowiłem przeprowadzać ich równoległe testy.

Pathos In The Groove to nowa firmowa konstrukcja. Uzupełnia linię produktów składającej się z przedwzmacniacza liniowego i DACa Pathos Converto Evo i cyfrowej końcówki mocy Pathos Ampli D, które zresztą niedawno recenzowałem (czytaj test TUTAJ). Przedwzmacniacz In The Groove to w pełni analogowy produkt z charakterystyką RIAA realizowaną na podwójnych obwodach wyposażonych w wielostopniowe liniowe zasilacze oraz trzy regulowane ustawienia – impedancja i pojemność ustawiane na przednim panelu, natomiast wzmocnienie jest regulowane na tylnym panelu (62 dB, 56 dB, 50 dB i 43 dB). Do przedwzmacniacza w komplecie dołączany jest zewnętrzny zasilacz.

Dodam jeszcze, że na co dzień używam wzmacniacz hybrydowy (lampowo-tranzystorowy) Pathos Classic One MKIII (zobacz TUTAJ). Bez kozery napiszę, iż to jest magiczny wzmacniacz. Ciekawe więc jak gra Pathos In The Groove? Ale zanim o tym, kilka słów o budowie.

Wrażenia ogólne i budowa
Przedwzmacniacz dostarczany jest w niewielkim pudle. Wewnątrz, pośród dwóch gąbkowych form, bezpiecznie spoczywa In The Groove wraz z zasilaczem. W komplecie znajduje się instrukcja obsługi, gwarancja oraz nieodzowny przewód sieciowy. To wszystko.

Obudowy (bo są dwie – przedwzmacniacza i zasilacza) w całości wykonane są z aluminium dodatkowo malowanego aluminiową farbą. Fantastycznie to wygląda - zwłaszcza na żywo, a nie na zdjęciach. Obudowy i fronty są proste, ale wykonane perfekcyjnie. Stylistyka dość surowa, lecz niepozbawiona specyficznego galanteryjnego uroku.

Na froncie przedwzmacniacza umieszczono dwa pokrętła oraz przycisk sieciowy. Pokrętła służą do regulacji impedancji wejściowej wkładek (6 wartości) oraz pojemności na wejściu (także 6 ustawień). Wygodna rzecz. Szkoda jedynie, że producent regulację wzmocnienia umieścił z tyłu urządzenia (4 wartości), co czyni In The Groove znacznie mniej ergonomicznym.

Z tyłu przedwzmacniacza znajduje się wspomniany regulator wzmocnienia (nieszczęśliwie umieszczony) a także sporo wejść i wyjść. Można tu znaleźć: parę wejść RCA oraz parę wyjść RCA i parę wyjść XLR. Zaraz obok zamontowano gniazdo uziemienia. Na lewym skraju umieszczono 5-pinowe gniazdo zasilania z zewnętrznego zasilacza.

Zewnętrzny zasilacz stylistyką odpowiada przedwzmacniaczowi, jest od niego 3 razy węższy. Na froncie ma diodę zaświadczającą o przyłączeniu urządzenia do sieci. Z tyłu znajduje się hebelkowy włącznik zasilania, wkręcane gniazdo bezpiecznika oraz wyjścia przewodu zasilania zakończone 5-pinowym wtykiem.

Specyfikacja techniczna
W pełni analogowy pasywny przedwzmacniacz RIAA oparty o dwa obwody i posiadający wielonapięciowe liniowe zasilacze
Odpowiedź częstotliwościowa: RIAA ± 0,2 dB
THD: 0,04 % przy 1 V RMS i 1 kHz
Wzmocnienie: do wyboru w 4 pozycjach 62 dB, 56 dB, 50 dB i 43 dB
Impedancja wejściowa: do wyboru 6 wartości rezystancji i 6 wartości pojemności
Maks. Poziom wyjściowy: niezbalansowany 5,5 V RMS, zbalansowany 5,5 V + 5,5 V RMS
Wyjścia analogowe: 1 x stereo niezbalansowane RCA, 1 x stereo zbalansowane
Impedancja wyjściowa: niezbalansowane 75 Ω, zbalansowane 40 Ω
Pobór mocy: max 10 W, tryb czuwania < 0,5 W
Wymiary: przedwzmacniacz (G) 260 mm x (S) 200 mm x (W) 70 mm, zasilacz (G) 230 mm x (S) 60 mm x (W) 70 mm
Masa: przedwzmacniacz 2,3 kg, zasilacz 1,2 kg



Minimalistyczny, ale efektowny design rodem z Włoch


Regulatory


Zbliżenie na zasilacz


Perforacje na obudowach

Obudowy zasilacza oraz przedwzmacniacza wykonane są z aluminium


Tył bogaty w gniazda

Spojrzenie na system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Pathos In The Groove przyłączałem do trzech gramofonów: Nottingham Analogue Horizon, Shape of Sound Skalar oraz Pioneer PLX-1000. Wkładki gramofonowe to Ortofon 2M Black, Goldring 1042 oraz Ortofon Cadenza Bronze. Przedwzmacniacze porównawcze to Musical Fidelity MX-VYNL i Primare R-32. Pełna lista sprzętu porównawczego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

W największym skrócie brzmienie włoskiego przedwzmacniacza można opisać następującymi słowami. To bujny i rozległy dźwięk podparty substancją oraz spójnością; to świeża słodycz połączona z płynną barwą; to organiczny przekaz zaprawiony sporą detalicznością. Można ten typ dźwięku nazwać konglomeratem masy, napełnienia, ciepła oraz rytmu. Co ciekawe, In The Groove gra bardzo dynamicznie i angażująco. Wydaje się że dostarcza znacznie więcej dźwięków niż porównawcze przedwzmacniacze (Musical Fidelity i Primare). Więcej w nim energii i rozmachu, ale także subtelności i dopracowania. Jest także subiektywnie głośniejszy (w pozytywnym sensie tego słowa). Dzięki temu jego przekaz jest bezpośredni, bliski - żywy. 

Pathos nie ma najmniejszych problemów, aby ukazać głębię basów, ich złożoność i giętkość. Są wyrażane mocno i rytmicznie. Czuć ich wielopoziomowość, sprężystość i gęstość. Uderzenie i rozciągnięcie. Równolegle nie ma tu żadnego buczenia, czy rezonowania. Co istotne, bas jest na tyle zróżnicowany, że struny kontrabasów ukazywane są pojedynczo, a ich wibracje są odczuwane jako rzeczywiste. Taka autentyczność w przedstawianiu niskich tonów nie jest powszechna w przedwzmacniaczach z pułapu < 10 000 PLN, a In The Groove bez wątpliwości radzi sobie z tym znakomicie. Brawo.

Kolejną zaletą włoskiego przedwzmacniacza jest wyśmienita stereofonia oraz rozbudowana scena. Głębokość sceny jest wręcz zaskakująca (w cenie przedwzmacniacza). Słychać czarne tło, zaś na nim rysowane poszczególne plany, widać światło i mrok dźwięków, czuć doskonałe 3D. Precyzja zjawisk przestrzennych może nie jest referencyjna, ale jest dookreślona i jednoznaczna. Objawia się to dobrą gradacją i lokalizacją tonalną, optymalnymi kształtami instrumentów i pierwszorzędnymi proporcjami. To symetria, porządek i organizacja. Sublimacja przestrzeni i dźwięku.

Strony ujemne? Na pewno In The Groove nie jest ani neutralny, ani spokojny. To brzmienie rozbujane, substancjalne i radosne. Liczy się dlań przede wszystkim muzyka! Każdy gatunek zabrzmi co najmniej wiarygodnie i rzetelnie, pogłębiony o sporą masę i detaliczność. Czego oczekiwać więcej w cenie włoskiego przedwzmacniacza?

Konkluzja
Podsumowanie będzie krótkie. Pathos In The Groove to doskonale muzykalny przedwzmacniacz gramofonowy. Rwie się do grania jak młoda dziewczyna do tańca. Ma w sobie mnóstwo energii, barwy i soczystości. Ma ciepły charakter - ale raczej organiczny niż wysłodzony. Maluje kolor, dodaje szyku, otwiera bas, rozpędza dźwięk. Każdy meloman, jeżeli posłucha In The Groove choć trochę, na pewno będzie pod jego dużym urokiem. Rewelacyjny phono-stage! Koniec, kropka.

Cena w Polsce - 6 490 PLN (przedwzmacniacz plus zasilacz).

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Cayin CS-55A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU), a także Pioneer NS-50DAB (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Klipsch RP-150M (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Living Voice Auditorium R3 (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.

DAC: Cayin DAC11 (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon (test 
TU), Shape of Sound Skalar (test TU) i Pioneer PLX-1000. 
Wkładki: Ortofon Cadenza Bronze, Goldring 1042 i Ortofon 2M Black (test TU)
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU) i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU), Moshi Avanti i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), Fostex HP-A4BL i Trilogy 931 (test TU).

Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


Przerwa wakacyjna

$
0
0


Uprzejmie informuję, że załoga Stereo i Kolorowo wyjechała na zimowe wakacje (ale do gorących krajów). Przerwa redakcyjna potrwa do początku lutego i wówczas też ukaże się nowy plan recenzji. Na wszystkie listy Czytelników odpiszę po powrocie.

Na wyjazd zabrałem:
- przenośny wzmacniacz słuchawkowy/DAC RHA DACAMP L1 (zobacz TUTAJ),
- słuchawki HiFiMan Edition S (zobacz TUTAJ) oraz
- słuchawki bezprzewodowe Pioneer SE-MS7BT (zobacz TUTAJ).
Źródłem będą przede wszystkim iPhone oraz iPad z serwisem srteamingowym Tidal HiFi. Na drugim miejscu dwa iPody.

Plan recenzji - luty 2017 r.

$
0
0


Czas wakacji szybko minął. Czas zabrać się za recenzje czekających sprzętów. Cześć testów udało mi się przeprowadzić na wyjeździe, więc w miarę szybko je opublikuję. Pozostałe będę sukcesywnie umieszczać. W lutym zapowiada się kilka nowości sprzętowych. Ale po kolei.

1. Jako pierwszy opublikuję test japońskich słuchawek bezprzewodowych Pioneer SE-MS7BT (zapowiedź TUTAJ) wykorzystujących technologię Bluetooth. Przetestowałem je bardzo dokładnie.




2. Zaraz potem mam zamiar umieścić recenzję premierowego szkockiego wzmacniacza słuchawkowego i przetwornika cyfrowo-analogowego RHA DACAMP L1 (zobacz zapowiedź TUTAJ). Kapitalne urządzenie!




3. W kolejce czekają następne słuchawki. To HiFiMan Edition S (czytaj zapowiedź TUTAJ) z dynamicznymi przetwornikami. Mogą być używane w trybie zamkniętym lub otwartym, bo muszle wyposażone są w specjalne nakładki. 




4. Potem przyjdzie pora na recenzję wkładki gramofonowej Ortofon Cadenza Bronze typu MC (anons TUTAJ). Odsłuchiwałem ją jeszcze w styczniu przy okazji testu gramofonu Shape of Sound Skalar (czytaj test TUTAJ), ale nie zdążyłem napisać recenzji.




5. Białostocki dystrybutor i producent Rafko na luty zapowiada dostawę premierowych kolumn głośnikowych Melodika BL40 MKII (czytaj TUTAJ). Ciekawe jak grają kolejne edycje bardzo popularnych Melodika BL 40 MKII?



6. Z kolei gorlicki producent przewodów audio Audiomica Laboratory w lutym ma przesłać set nowych kabli Excellence Amber dostosowanych do systemu Polskiego Klastra Audio #Dream Reference (czytaj TUTAJ).



7. W międzyczasie planuję przeprowadzić odsłuchy i test nowego gramofonu Lenco L-91 z wkładką Audio-Technica AT-95E (zobacz anons TUTAJ). Miałem uczynić to w styczniu, ale patrz pkt. 4.




Taki jest plan minimum, a co będzie w rzeczywistości - czas pokaże. Zapraszam do lutowej lektury Stereo i Kolorowo.

Słuchawki bezprzewodowe Pioneer SE-MS7BT

$
0
0


Wstęp
Jeszcze w zeszłym roku, bo pod koniec grudnia, od polskiego dystrybutora odebrałem premierowe słuchawki Pioneer SE-MS7BT (zobacz TUTAJ). Niestety, nawał pracy nie pozwolił mi wcześniej ich opisać. Czynię to dopiero teraz, czyli na początku lutego.

SE-MS7BT to, jak określa je producent, słuchawki nauszne Hi-Res z serii Style z technologią Bluetooth i mikrofonem In-line. Od siebie dodam, że prezentują się bardzo ciekawie, nieco w stylu vintage. Muszle wykonane są z efektownego czystego aluminium malowanego na czarno (w zależności od wykończenia). Materiał, którym obszyto pałąk i pady wykonany jest ze sztucznej skóry. Budowa i wykonanie to wysoka liga. Dopracowanie słuchawek jest rzetelne, a konstrukcja nadzwyczaj solidna.

Zaraz po otrzymaniu słuchawek, podłączyłem doń smartfon iPhone 6S oraz iPad Air 2 via Bluetooth. Parowanie urządzeń nastąpiło błyskawicznie. Popłynęła muzyka z Tidal HiFi. Wygoda użytkowania i słuchania muzyki bez wijących się kabli jest rewelacyjna.

Warto zauważyć, że SE-MS7BT mają "braci" w postaci modelu SE-MS5T (zobacz TUTAJ). To identyczne słuchawki, ale pozbawione łączności Bluetooth - grają wyłącznie za pośrednictwem przewodu. Wizualnie są nieomal identyczne (brak sterowników Bluetooth), parametry techniczne mają jak SE-MS7BT "na kablu". Cena dwa razy niższa - 279 PLN versus 599 PLN. Coś za coś. SE-MS7T mają za to aż pięć wersji kolorystycznych.

Wrażenia ogólne i budowa
Słuchawki dostarczane są w białym, estetycznym pudełku. Wewnątrz, w przezroczystej wytłoczce z tworzywa sztucznego, wciśnięte są SE-MS7BT. W komplecie znajdują się słuchawki Pioneer, przewód słuchawkowy 1,2 m z zintegrowanym mikrofonem i regulatorem, przewód USB (do ładowania akumulatora), a także instrukcja obsługi oraz gwarancja.

Przed odsłuchami via Bluetooth akumulator należy oczywiście naładować. Trwa to około czterech godzin, zaś pełne baterie wystarczają na około 12 godzin pracy. Naprawdę niezły wynik. Parowanie urządzeń następuje bardzo szybko i bezproblemowo, zaś transmisja bezprzewodowa przebiega bez żadnych zakłóceń, sprzężeń i kompresji. Tu należy się duża pochwała japońskim konstruktorom Pioneer, albowiem częstokroć miałem do czynienia ze słuchawkami Bluetooth, w których słyszalne były jakieś sprzęgania. Tu tego nie ma. Przekaz jest ultra-czysty.

Jak już napisałem we wstępie, konstrukcja i budowa słuchawek są nadzwyczaj solidne. Aluminiowe muszle, miłe w dotyku pady i obszycie pałąka, świetna regulacja i dostosowanie do głowy i uszu słuchacza. Wzornictwo lekko vintage, ale bez przesady. Design i wykonanie - piątka z plusem! Nie ma do czego się przyczepiać. Bo przecież nie do tego, że do budowy nie użyto drewna i naturalnej skory - nie ta liga cenowa.

Jak można przeczytać w materiałach informacyjnych, SE-MS7BT obsługują Qualcomm® aptXTM i AAC zapewniając odtwarzanie audio w wysokiej jakości przez Bluetooth. Dzięki NFC można je parować z innymi urządzeniami, wystarczy je umieścić obok siebie. Posiadają duże 40 mm przetworniki wysokiej rozdzielczości oraz szerokie, miękkie nauszniki, otaczające całe ucho, zapewniając niezwykły komfort słuchania. Regulacja dla smartfonów jest zintegrowana w słuchawkach. W zestawie jest przewód do złącza 3,5 mm typu jack, zapewniające odtwarzanie Hi-Res. Dostępne w trzech kolorach: czarnym, srebrnym i brązowym.

Ergonomia
Bez wątpliwości opisywane słuchawki Pioneer należą do komfortowych i wygodnych. Doskonale dopasowują się do czaszki i uszu - nie cisną, nie uwierają, nie ciążą. Leżą lekko i zarazem stabilnie. Uszy całkowicie mieszczą się w padach. Masa także jest optymalna, to niecałe 300 gram. Tłumienie dźwięków zewnętrznych nie jest idealne - jest dostateczne. Ogólnie ergonomię oceniam na stopień celujący. Można słuchać godzinami na SE-MS7BT bez żadnych oznak zmęczenia.

Cechy
Odtwarzanie Hi-Res dzięki dużym przetwornikom 40 mm
Obsługiwane są wysokiej jakości kodek aptX i AAC
Stylowe wzornictwo w stylu retro
Wygodny, szeroki amortyzowany pałąk i konstrukcja nausznika w celu zapewnienia wygody
Do 12 godzin pracy na baterii (czas rozmów i muzyki)
W zestawie kabel audio (może być dołączony do odtwarzania muzyki)
Możliwość sparowania z maksymalnie 8 urządzeniami
Redukcja echa i tłumienie zakłóceń w celu poprawy jakości połączeń telefonicznych

Specyfikacja techniczna
Bluetooth® Ver.3.0 Power Class 2
Zasięg do około 10 m
Pasmo 2.4 GHz (2.4000 GHz - 2.4835 GHz)
Modulacja FHSS
Profile Bluetooth: A2DP, AVRCP, HFP, HSP
Wspierane kodeki: SBC, AAC, aptX
Zabezpieczenie: SCMS-T
Zasilanie: DC3.7 V bateria z możliwością ładowania
Parowanie do 8 urządzeń
Bateria do 12 godzin (rozmowa/muzyka)
Czas ładowania baterii około 4 godzin
Typ przetwornika: zamknięty dynamiczny
Średnica przetwornika: 40 mm
Skuteczność: 96 dB
Pasmo przenoszenia: 9 Hz – 22 000 Hz (Bluetooth)
9 Hz – 40 000 Hz (via kabel)
Maks. moc wejściowa: 1 000 mW
Impedancja: 32 Ohm
Masa: 290 g
Akcesoria: kabel Micro USB, kabel słuchawkowy.



Estetyczne pudło 




Oryginalne, nieco vintage wzornictwo Pioneer SE-MS7BT



Dioda świecąca na niebiesko zaświadcza o bezprzewodowym połączeniu z urządzeniem peryferyjnym

Muszle wykonane są z czystego aluminium; klasa tip-top

Po prostu doskonały design; tu w tle Ocean Atlantycki


Pioneer SE-MS7BT to wygodne słuchawki  - nawet w przypadku odsłuchów realizowanych z czapką na głowie; przewody nie wiszą, nie mikrofonują, nie wiją się niepotrzebnie...



Bezprzewodowe Pioneer SE-MS7BT versus przewodowe HiFiMan Edition S







Kilka przykładów odsłuchiwanych albumów z Tidal HiFi

Wrażenia dźwiękowe
Jako donorzy sygnału Bluetooth posłużyły dwa smartfony: iPhone 6S oraz iPhone SE, a także tablet iPad 2 Air. Źródło muzyki to przede wszystkim serwis streamingowy Tidal HiFi, a następnie różne pliki cyfrowe zapisane w pamięciach urządzeń.

Już w poprzednim rozdziale napisałem, że przesył napowietrzny muzyki via Bluetooth odbywa się czysto i bez żadnych zakłóceń, czy sprzężeń. Słuchawki Pioneera mogą być pod tym względem wzorcem. Warto podkreślić, że dane źródło ma dość istotny wpływ na ostateczne brzmienie. I tak słuchawki najlepiej zagrały zespolone z iPhone 6S, potem z iPhone SE, a następnie z iPad Air 2. Oczywiście, mowa o przesyle bezprzewodowym. Przewodowego jako takiego nie testowałem.

Od razu napiszę, że dźwięk SE-MS7BT jest charakterystyczny dla japońskich urządzeń. To brzmienie otwarte i jasne, odkrywcze, a równolegle dynamiczne i energetyczne. Raczej neutralne, niż doprawiane ciepłem lub dodatkowym basem. Kierujące się w stronę realizmu, oddania autentyczności nagrań, ich indywidualnych cech. Stąd brak tu szczególnie rozbudowanych i pociągniętych niskich tonów (co niektórym słuchaczom może doskwierać), utwardzenia basów, czy gigantycznych podmuchów rodem ze słuchawek Beats. Nie ten adres. Można nawet napisać, że japońskie słuchawki mają charakterystykę nieco przesuniętą do góry. Bardziej tu zadbano o lepszą rozdzielczość, doświetlenie detali, bogactwo dźwięków, niż o zapewnienie dodatkowej poduszki basowej. Nie chcę przez to napaść, że niskich tonów nie ma, bo są, ale są niedominujące, a nawet czasem ukryte. Nie eksponowane. Z kolei niższe soprany i średnica są wyraźne i bliskie. Lekkie i napowietrzne. 

Dużą zaletą SE-MS7BT jest ich świetna stereofonia oraz łatwość budowania szerokiej sceny. Nieco gorzej jest z głębią i gradacją planów, ale w granicach normy. Co przyjemne, słuchawki "nie grają w głowie". Przestrzeń jest rozciągnięta na boki i lekko podciągnięta do przodu. Tak, jakby przystawić głowę do grających z przodu monitorów. Dzięki temu ma się wrażenie obecności w koncercie, w spektaklu, a nie tylko zwykłej reprodukcji dźwięków. Zjawiska pozorne odgrywane są jednoznacznie i wiarygodnie, instrumenty maja odpowiednią masę, choć czasem przydałoby się więcej dociążenia oraz rozwibrowania, szczególnie kontrabasów i gitar basowych. Instrumenty mają odpowiedni (nieprzesadzony) rozmiar, a także sowitą dźwięczność. Owa dźwięczność jest dostrzegalna przede wszystkim na pierwszym planie, pozostałe plany mają jej znacznie mniej. Natomiast wokale są na tle instrumentów kreślone czysto i autentycznie. Są niejako wykrawane z przestrzeni i sadowione bezpośrednio przed słuchaczem. Ani to zaleta, ani wada - po prostu immanentna cecha opisywanych. Na pewno zyskują na tym odsłuchy wokalistyki, co czyni słuchawki bardzo komfortowymi.

Konkluzja
Pioneer SE-MS7BT to bardzo solidnie zbudowane słuchawki o wysokim poziomie wygody i ergonomii użytkowania. Zapewniają uwolnienie od kabla słuchawkowego oferując wyjątkowo stabilną łączność bezprzewodową Bluetooth.

Dźwiękowo opisywane Pioneer plasują się po jasnej i otwartej stronie brzmienia. Typowego dla japońskich urządzeń audio. Są analityczne i dynamiczne, a jednocześnie neutralne i przestrzenne. Zwolennicy głębokiego i sejsmicznego basu nie będą zadowoleni, poszukiwacze naturalizmu i żywego dźwięku będą w siódmym niebie. 

Reasumując. Pioneer SE-MS7BT to relatywnie niedrogie słuchawki bezprzewodowe, a zapewniające wrażenia odsłuchowe na poziomie realnego, choć budżetowego high-fidelity. Super korzystnie wydane 600 PLN.

Cena w Polsce - 599 PLN.


Wzmacniacz słuchawkowy z DAC - RHA DACAMP L1

$
0
0


Wstęp 
RHA (Reid and Heith Acoustics) to stosunkowo młoda, ale już zasłużona dla audio hi-fi firma brytyjska, a dokładniej - szkocka. Głównie zajmuje się konstruowaniem słuchawek adresowanych do urządzeń przenośnych. Jej kwatera główna mieści się w Szkocji, w Glasgow. Firmę tworzy dwóch panów, rodowitych Szkotów, którzy założyli RHA kilka lat temu. Nazwa pochodzi od skrótów ich nazwisk. Jeden z nich jest inżynierem, absolwentem uczelni technicznej w Glasgow (nota bene, jednej z najstarszych na świecie), zaś drugi pan ukończył szkołę designu Glasgow School of Art.

Na stronie RHA można przeczytać: „RHA jest specjalistyczną brytyjską firmą słuchawkową. Opowiadamy się za prawdziwym dźwiękiem wysokiej jakości i trwałością wykonania. Kierując się tymi wartościami pracujemy, aby dostarczyć Państwu najbardziej dokładne, komfortowe oraz najbardziej przyjemne w korzystaniu słuchawki, które sprawią, że możemy cieszyć się muzyką. Każdy produkt RHA jest rezultatem połączenia wysokiej klasy materiałów, precyzyjnej inżynierii oraz dobrego projektu".

RHA obecnie oferuje kilkanaście modeli słuchawek: dwie główne linie (podstawowa i średnia) oznaczone symbolami MA i S oraz dwie topowe T i CL. Referencyjny model to T20, a trochę niższy to T11i. Z kolei serię MA tworzą cztery główne modele: MA350, MA450i, MA600 (i MA600i) oraz MA750 (i MA750i), gdzie literka „i” oznacza, że dany model wyposażany jest w pilot do sterowania iPhone’m. W najbliższych publikowanych planach firma miała zamiar wprowadzić kolejny referencyjny model słuchawek, a później również przenośny wzmacniacz słuchawkowy wraz z DACiem...

Na początku bieżącego roku z warszawskiego Audiomagic.pl, dojechał do mnie zapowiadany super-premierowy RHA DACAMP L1 (zobacz TUTAJ oraz TUTAJ). To przenośny wzmacniacz słuchawkowy, DAC PCM i DSD, jak i dodatkowo power-bank. Współpracuje nie tylko ze smartfonami, ale także w środowisku Windows/OSX komputerów stacjonarnych/laptopów, co czyni go wyjątkowo multi-użytkowym. Obudowa wykonana jest czystego aluminium. Mało na niej regulatorów, ale wszystkie są wyjątkowo solidne i ergonomiczne. Z kolei design to klasa premium. Ale od początku.

Wrażenia ogólne i budowa
DACAMP L1 to wygodne urządzenie współpracujące zarówno ze smartfonami (Apple i pozostałymi), jak i ze środowiskiem Windows, Linux i iOS sprzętu komputerowego. Urządzenie może być wykorzystywane jako wzmacniacz słuchawkowy i DAC do sprzętu przenośnego, nabiurkowego, jak i konwerter cyfrowo-analogowy do sprzętu stacjonarnego. I to obsługując formaty PCM do 32/384 oraz DSD64, DSD128 i DSD256. Dzięki gniazdu Line-In sprzęt może być używane jako zwykły wzmacniacz słuchawkowy (bez konwersji c/a). Dużym plusem jest wbudowany akumulator pracujący aż 10 godzin.

DACAMP L1 dostarczany jest w niewielkim kartoniku z otwieraną na bok klapką. Wewnątrz znajduje się wzmacniacz wciśnięty w delikatną czarną gąbkę. W komplecie znajduje się rozbudowana instrukcja obsługi oraz niezbędne akcesoria. Są to przewody  USB i OTG, a także ściereczka i dwie silikonowe gumki do przymocowania smartfona. Brak kabla do urządzeń Apple. Dziwne. Nie ma także etui transportowego.

Wzmacniacz RHA to w zasadzie aluminiowy monolit. Wzornictwo jest zachwycające. Korpus wykonany jest z czystego metalu anodowanego na szary kolor. (Aluminiowy korpus pełni także rolę izolatora zakłóceń elektromagnetycznych). W tę obudowę wsunięta jest zasadnicza cześć urządzenia. Z boku umieszczono trzy duże pokrętła osłonięte metalową listwą. Regulatory te odpowiadają za wybór poziomu "Gain", korekcję tonów niskich i wysokich. Na froncie wmontowano metalowe pokrętło natężenia głosu (to jednocześnie włącznik sieciowy) w kształcie walca z nacięciami ułatwiającymi regulację palcami. Obok pokrętła umieszczono diodę. To jedyna dioda na urządzeniu. Sygnalizuje łączność z urządzeniem peryferyjnym, ładowanie baterii oraz jej rozładowanie. Obok zamontowano dwa gniazda słuchawkowe: 3,5 mm oraz symetryczne 4-PIN. Z tyłu znajdują się dwa gniazda 3,5 mm: 1) analogowe wyjście liniowe oraz 2) analogowe wejście liniowe i równolegle cyfrowe wejście optyczne mini-Toslink. Dzięki temu DACAMP L1 może być używany jako zwykły, stacjonarny DAC, a nie wyłącznie do tzw. computer-audio.

Z tyłu zamontowano także dwa gniazda USB. Duże USB-A dla podłączenia urządzeń Apple i służące jako wyjście PowerBanku oraz mini-USB dla urządzeń opartych na Androidzie oraz dla ładowania wewnętrznego akumulatora. Stosowny hebelkowy przełącznik trybów pracy znajduje się pomiędzy gniazdami USB.

Jak można przeczytać w materiałach informacyjnych: "Sercem układu jest podwójny ESS Sabre ES9018K2M (przetwornik DAC) oraz podwójny wzmacniacz klasy AB. DACAMP L1 odtwarza formaty do 384 kHz/ 32 bit PCM oraz DSD256, a dzięki podwójnemu wzmacniaczowi układ wzmacniacza może działać jako zbalansowany.

DACAMP L1 posiada baterię 4 000 mAh, dzięki czemu jego czas działania na baterii przekracza 10 godzin. Może być także używany jako PowerBank, więc w każdym momencie można naładować dowolne urządzenie mobilne".

Parametry techniczne
Moc maksymalna: 300 mW/16 Ohm i 28 mW/300 Ohm
Impedancja wyjścia: 2,2 Ohm
Obsługiwane formaty: PCM do 32/384, DSD64, DSD128, DSD256
Dynamika: 111 dB
Skuteczność: 89 dB
Masa: 233 g
Wymiary: 118 x 73 x 20 mm
Wejścia: USB A, USB micro-B, mini-Toslink, 3,5 mm liniowy
Zestaw zawiera: silikonowe opaski, ściereczkę do czyszczenia, kabel USB mikro i USB A do mikro B.



Estetyczne opakowanie

Wzmacniacz bezpiecznie spoczywa w miękkiej gąbce wyciętej w jego kontury

Alumioniowy korpus


Tylko trzy regulatory: siły głosu, ustawienia basów i sopranów


W towarzystwie słuchawek HiFiMan Edition S



Piękno obudowy najlepiej widać w pełnym świetle

Wejście Line-In i wejście optyczne mini-Toslink

Z jednej strony korpus jest zaokrąglony

Spód


iPad Air 2 jako źródło cyfrowe (z serwisem Tidal HiFi - FLAC 16 bit/44,1 kHz)






Kilka próbek słuchanych albumów z Tidal HiFi


Wrażenia dźwiękowe
DACAMP L1 używałem przede wszystkim jako DAC i wzmacniacz słuchawkowy dla dwóch smartfonów: iPhone 6S oraz iPhone SE, a także tabletu iPad Air 2. Ponadto wykorzystywałem jako źródło laptop MacBook Pro. Słuchawki to głównie HiFiMan Edition S, Fostex TH-610 oraz Oppo PM-3. Muzyka w 90 % pochodziła z serwisu Tidal HiFi (FLAC 16 bit/44,1 KHz), a w pozostałych przypadkach z różnych plików cyfrowych, włączając w to DSD.

Urządzenie wpięte do smartfonu lub komputera i pracujące jako DAC i wzmacniacz słuchawkowy znacząco poprawia dźwięk odbierany za pomocą słuchawek. Pierwszym wrażeniem jest fakt, że brzmienie jest znacznie subiektywnie głośniejsze, pełniejsze i obfitsze. Bardziej masywne, soczystsze i bezpośrednie. Nie jest to żadnym zaskoczeniem, albowiem DACAMP L1 dysponuje wzmocnieniem aż 300 mW przy obciążeniu 16 Ohm, tak więc musi być głośniej i ekspresyjniej. Najważniejsze jest jednak to, że równolegle przyrasta całościowa rozdzielczość, analityczność oraz poprawia się czytelność ogólnego brzmienia, a także odkrywa się znaczna cześć subtelności oraz pojawia się dalsza głębia dźwięku. Tak, jakby ktoś przetarł czystą szmatką zakurzoną szybę. Doświetlił reflektorem półmroczne pomieszczenie. Dzięki temu każde słuchawki mają szansę zagrać na pełni swoich możliwości, ujawnić cały swój potencjał. 

Największy przyrost jakości i kompletności dźwięku odnotowałem w słuchawkach Fostex TH-610, a potem na HiFiMan Edition S. Niestety, przy Fostex TH-610 nie dysponowałem odpowiednim adapterem umożliwiającym odsłuch w trybie symetrycznym (HiFiMan w ogóle nie posiadają takiej funkcji). Z drugiej strony szkoda, że RHA nie fabrycznie nie dołącza adaptera mini-XLR.

Warto też podkreślić, iż DACAMP L1 pierwszorzędnie reguluje i prowadzi bas. Wyrównuje go, ukazuje jego głębię, wielopoziomowość i złożoność. Kontrola basu jest znakomita. Jest optymalna dosadność, rytm i moc. Jest odpowiednia wibracja i giętkość. Nie ma za to zbytniego przepychu, za dużej obfitości. W wyniku tego pozostałe zakresy nie są przezeń przykrywane, nie zalewają sopranów, nie maskują średnicy. Jest równowaga.

Wewnętrzny DAC, czyli podwójny ESS Sabre ES9018K2M ma sporo zalet brzmieniowych. Łączy niejako dwa światy. Świat plastycznego i nasyconego brzmienia, ze światem bujnej selektywności i wnikliwości. To dźwięk dokładny i szybki, a rownolegle fizjologiczny i organiczny. Nagrania ukazywane są w sposób pełny i precyzyjny. Odkrywczy. Jednocześnie czuć pogłębienie i wymiar, a także dużo powietrza. To brzmienie zaawansowane i wyrafinowane. Subtelne i żarliwe.

Konkluzja
RHA DACAMP L1 to pierwszorzędny DAC PCM i DSD oraz świetny wzmacniacz słuchawkowy. Brzmieniowo reprezentuje bardzo wysoką ligę high-fidelity. A do tego jest bardzo solidnie zbudowany, ma piękne wzornictwo, jest wielofunkcyjny i współpracuje z każdym urządzeniem peryferyjnym. Rekomendacja!

Cena w Polsce - 2 349 PLN

Słuchawki HiFiMan Edition S

$
0
0



Wstęp 
Niecałe dwa miesiące temu miałem przyjemność testować referencyjne słuchawki HiFiMan HE-1000 w towarzystwie równie topowego wzmacniacza HiFiMan EF-6 (czytaj test TUTAJ). Niestety, HE-1000 już dawno temu pojechały do kolejnych recenzentów. Niejako na otarcie łez, polski dystrybutor marki HiFiMan - firma Rafko, zaproponował mi dostawę świeżych słuchawek HiFiMan Edition S w "iPhone'owym" kolorze, czyli białym (zobacz TUTAJ). Oczywiście, z oferty tej, skwapliwie skorzystałem. Tym bardziej, że właśnie wybierałem się na dwutygodniowy urlop do ciepłych krajów, gdzie planowałem zabrać ze dwie pary słuchawek dla towarzystwa iPhone'ów.

Wrażenia ogólne i budowa
Edition S to słuchawki z przetwornikami dynamicznymi. Obecnie jedyne takie nauszne w ofercie HiFiMan - wcześniej dostępny był model HE-300 (czytaj test TU). Pozostałe słuchawki nauszne w portfolio HiFiMan wyposażane są w przetworniki magnetostatyczne. Edition S do tej pory oferowane były wyłącznie w czarnym kolorze, biały to nowość.

Co by nie napisać, HiFiMan Edition S to dość nietypowe słuchawki. Mają uniwersalną konstrukcję - są otwarte lub zamknięte. Jak pisze dystrybutor: „Edition S to pierwsze w historii firmy słuchawki i jedyne w tej cenie łączące w sobie dobrodziejstwa konstrukcji otwartej oraz zamkniętej. Dzięki montowanym na magnes klipsom zasłaniającym przetwornik szerokie możliwości regulacji brzmienia leżą od tej pory w rękach użytkowników. Po zdjęciu klipsów można otrzymać dźwięk bardziej przestrzenny i szerszą scenę muzyczną, a przy tym nasze uszy będą lepiej wentylowane. Z kolei założenie klipsów pozwala na odsłuch w miejscach, gdzie hałas nie pozwala na korzystanie z otwartych konstrukcji”. Warto wspomnieć, że słuchawki zostały  zaprojektowane prze biuro projektowe HiFiMAN mieszczące się w amerykańskim Bostonie. Jak widać, Edition S to bardzo intrygujące słuchawki…

Dla porządku rzeczy kilka słów a propos opakowania i budowy. Słuchawki dostarczane są w niewielkim, białym kartoniku, od spodu zabezpieczonym plombą w postaci czarnej papierowej taśmy. (Do mnie Edition S dotarły w powyższym pudelku dodatkowo zabezpieczonym zwykłym kartonem). Wewnątrz umieszczono twarde, owalne etui transportowe zamykane zamkiem błyskawicznym na okrętkę. Przydatna rzecz. Oprócz słuchawek w komplecie znajduje się przewód słuchawkowy 1,3 m. (odpinany, z mikrofonem i regulatorami), klamerka do przypięcia kabla do ubrania, dwie przejściówki oraz zwyczajowa instrukcja obsługi oraz gwarancja. Klipsy zasłaniające grille muszli są już założone na muszle (trzymają się za pośrednictwem magnesów). Muszle mają oryginalne kształty - prostokąty z zaokrąglonymi rogami, od dołu wydłużone w trójkąty. Kapitalnie to wyglada, choć najpewniej zamiarem twórców było dopasowanie kształtów muszli do budowy anatomicznej ludzkiego ucha.

Słuchawki w większości wykonane są z białego tworzywa sztucznego o dość przyzwoitym wyglądzie (pałąk, regulatory, osłony muszli). Tworzywo to wydaje się być solidne i trwałe. Muszle mają wykończenie z lekkiego, szczotkowanego odlewu (aluminium?). Identycznie wykonane są widelce. Grille muszli to metalowe siateczki. Można je osłonić klipsami z tworzywa sztucznego od wewnątrz zapatrzonymi w metalowe blaszki. W ten sposób ze słuchawek otwartych otrzymuje się słuchawki zamknięte. I odwrotnie. 

Pady mają budowę asymetryczną hybrydową. To połączenie perforowanej skóry i weluru. Inspiracja pochodzi wprost z nausznic wyższych modeli HE-400i oraz HE-560. Pierwszorzędna sprawa.

Jedno zastrzeżenie. Metalowy szkielet pałąka w całości powleczony jest białym tworzywem sztucznym. Przy rozciąganiu pałąka (po to, aby założyć słuchawki na uszy) tworzywo to rozciąga się razem z pałąkiem. Nie wiadomo ile takich rozciągnięcie owo tworzywo wytrzyma i czy nie popęka przedwcześnie. Mam nadzieje, że wytrzyma sporo, choć nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie.

Ergonomia
Przede wszystkim słuchawki są lekkie. Ich masa wynosi niecałe 250 gram i to jest już zaleta sama w sobie. Welurowe-skórzane pady w anatomicznym kształcie doskonale leżą na uszach. Nie cisną, nie grzeją, nie uwierają. Pałąk ma dobry docisk, choć regulacja mogłaby być precyzyjniejsza. Kabel nie mikrofonuje i jest odłączany. Klipsy (nakładki) na muszlach umożliwiające zamianę trybu otwartego na zamknięty można bezproblemowo zdjąć i ponownie założyć. Nakładki założone na muszle słabo izolują dźwięki środowiska zewnętrznego. 

Komfort użytkowania oceniam na 4,5/5. Tę połówkę odejmuję za niezbyt doskonałą regulację i nieco uciążliwą sztywność oraz rozwartość pałąka.

Dane techniczne
- 50 mm przetwornik dynamiczny o skuteczności 113 dB i impedancji 18 Ohm,
- konstrukcja obudowy przetwornika przygotowana od odsłuchu otwartego lub zamkniętego – regulowana za pomocą klipsów zamocowanych na magnesach,
- super lekki i wygodny pałąk równomiernie rozkładający nacisk na całą powierzchnię głowy,
- asymetryczne hybrydowe (połączenie perforowanej skóry i weluru) nausznice zainspirowane nausznicami z modeli HE-400i oraz HE-560,
- kabel z mikrofonem i uniwersalnym sterowaniem dla iOS / Android / Windows,
- masa całości mniej niż 250 gram.


Spory karton a w nim...

...pudło z HiFiMan Edition S

Białe opakowanie białych Edition S

Plomba na opakowaniu

Zerwana plomba


W zestawie znajduje się wyjątkowo estetyczne i poręczne etui transportowe


Edition S z nałożoną klapką na muszle

Założona biała klapka na muszle = słuchawki zamknięte

Zdjęta klapka z muszli = słuchawki otwarte

Edition S to kompaktowe słuchawki; w pełni przenośne

Porównanie z bezprzewodowymi Pioneer SE-MS7BT


Edition S oraz iPad Air 2 z Tidal HiFi


Znaczne polepszenie dźwięku zapewnia wpięcie wzmacniacza słuchawkowego i DACa do iPada; tu RHA DACAMP L1






Kilka próbek słuchanych albumów z Tidal HiFi (FLAC 16 bit/44,1 kHz)


Wrażenia dźwiękowe
Słuchawki zabrałem na dwutygodniowy urlop (w porozumieniu i za zgodą dystrybutora). Miałem tam niezakłóconą sposobność odsłuchiwać na nich wiele muzyki za pośrednictwem przede wszystkim dwóch smartfonów: iPhone 6S oraz iPhone SE, a także tabletu iPad Air 2 oraz dwóch iPodów. Źródło muzyki to głównie Tidal HiFi. Używałem też wzmacniacz słuchawkowy i DAC RHA DACAMP L1. Słuchawki porównawcze (na urlopie) to bezprzewodowe Pioneer SE-MS7BT oraz Koss PortaPro. Inne słuchawki porównawcze - Fostex TH-610, AKG K545 i Oppo PM-3.

Od razu napiszę, że Edition S nie przekonały mnie trybem zamkniętym, z założonymi nakładkami na muszle. Dźwięk zdawał się być przyduszony, mniej przestrzenny, nieco pozbawiony swobody i rozmachu, niejako bardziej zamknięty w sobie niż otwarty. Basy były krótkie, zawrócone. Dlatego po kilku próbach odsłuchów HiFiMan jako słuchawek zamkniętych porzuciłem je na rzecz otwartych. To jest zupełnie inne granie! Te powyższe mankameny zupełnie znikają.

Edition S zaskakują bardzo energetycznym, żywym i obszernym brzmieniem z kapitalnym wypełnieniem oraz nasyceniem. To dźwięk nie tylko wyjątkowo przestrzenny, nasączony tonami jak gąbka wodą, soczysty i spektakularny, ale także odpowiednio intymny i subtelny. Rozciągnięty od dołu do góry, z kolorową i jędrną średnicą. Czuć w dźwięku tę higieny-endową rasowość i dojrzałość, chociaż przecież opisywane słuchawki nie reprezentują high-endu, a co najwyżej klasę średnią. Nie mniej jednak mają w sobie jakiś wycinek, przybliżenie i cechy bardzo zaawansowanych brzmieniowo konstrukcji. To ten sam rodzaj pełnej tonalności, masywności brzmienia, dźwięku dokonanego. Wyraża się to brzmieniem bezpośrednim, namacalnym, bliskim - pełnym. Zdrowym i potoczystym. Dodatkowo kapitalną sceną z namacalnymi zarówno pierwszymi, jak i dalszymi planami.

Opisywane słuchawki są tak zbudowane i strojone aby optymalnie i synergiczne zgrywały się ze smartfonami. Stad 50 mm przetwornik dynamiczny o skuteczności 113 dB i impedancji 18 Ohm. To musi zagrać - i gra! Nieistotne, czy odtwarzane nagranie jest zarejestrowane po audiofilsku wzorowo, czy szorstko (lub wręcz niedbale) jak to dzieje się w przypadku nagrań rockowych, albo z podrasowanym basem i dynamiką (loudness). Dla Edition S to nieważne. Tak podadzą dźwięk, tak go skalibrują i wyestymują, że każde nagranie zabrzmi co najmniej dobrze, o ile nie rewelacyjnie. Z obszernym dźwiękiem, sprężystymi wyregulowanych basami, przyjazną dynamiką i niezłą rozdzielczością. Gitary nie pchają się do przodu, a wokale nie zostają w tyle. 

Tak źle nagrane płyty jak Red Hot Chilli Peppers "Darck Necessities" (loudness) Maxwell "blackSUMMERS'night" (podkręcone niskie tony), czy The Rolling Stones "Blue & Lonesome" (chropawe nagranie "na setkę") brzmią po prostu świetnie. Z drivem, czysto i obszernie. Bez słyszalnych sybilantów, przesterów i brudów. Harmonicznie. To niewątpliwa olbrzymia zaleta HiFiMan.

Powyższe nie oznacza, że Edition S nie lubią być napędzane wzmacniaczem słuchawkowym. Owszem, doskonale korespondują ze wszelkimi smartfonami, ale w towarzystwie wzmacniacza słuchawkowego mogą pokazać jeszcze więcej swych walorów i umiejętności. Słuchawki HiFiMan podłączyłem do wzmacniacza i DACa RHA DACAMP L1. Przewodem USB z iPhone 6S "wyciągnąłem" sygnał cyfrowy, który doprowadziłem do urządzenia RHA. Tu, po konwersji cyfrowo-analogowej i wzmocnieniu, sygnał był dopiero prowadzony do słuchawek. W rezultacie nastąpił nie tylko przyrost dynamiki (o jakieś 30 %), ale także selektywności, wypełnienia oraz doświetlenia dźwięczności i istnienia instrumentów. Tak, jakby rozcieńczony i bledszy obraz nabrał gęstości i barw. Może nie dosłownie, ale jest w tym dużo prawdy. Wzmacniacz słuchawkowy RHA  (i DAC) ujawnia cały potencjał Edition S. Uwalnia zeń dynamikę, ukazuje kolory, odkrywa niuanse. Sama przestrzeń i stereofonia pozostają w zasadzie niezmienne, ale również otrzymują dookreślenie i dodatkową konstrukcję. Światło i tlen.

Konkluzja
HiFiMan Edition S to doskonale zaprojektowane mobilne słuchawki z przetwornikami dynamicznymi. Mogą być używane jako słuchawki otwarte lub zamknięte. Grają bardzo energetycznie, obszernie i soczyście. Czuć w ich brzmieniu high-endowy sznyt, audiofilską pełnokrwistość, w także wyborną muzykalność. Pierwszorzędnie, bo synergiczne zgrywają się ze smartfonami, zaś zestawione ze wzmacniaczami słuchawkowymi ujawniają jeszcze więcej zaawansowania. Polecam HiFiMan Edition S, bo to świetne słuchawki są!

Cena w Polsce - 1 450 PLN.



Gramofon Lenco L-91

$
0
0


Wstęp
Czym jest legenda firmy Lenco, nie muszę ponownie pisać. To kiedyś szwajcarskie przedsiębiorstwo zasłynęło z produkcji referencyjnych gramofonów, między innymi kultowego modelu Lenco L-75. Aktualnie Lenco znajduje się holenderskich rękach STL Group BV. Firma koncentruje się na produkcji masowej elektroniki, lecz nadal serwisuje dawne produkty hi-fi. Ma ambicje rozwijać dział analogowy, czyli gramofonów. Od kilku lat, co roku światło dzienne ogląda nowy model. Niedawno, bo na początku tego roku, pojawił się na rynku Lenco L-91. Nieoficjalnie mówi się o tym, że Lenco planuje skonstruować model referencyjny. Ale to nic pewnego.

Wcześniej opisywałem już dwa gramofony firmy Lenco. Były to Lenco L-175 (czytaj test TUTAJ) oraz Lenco L-90 (czytaj test TUTAJ).

Wrażenia ogólne i budowa
Lenco L-91 (zobacz TUTAJ) to nieco ulepszona wersja L-91. Główne zmiany objęły plintę oraz fabrycznie montowaną wkładką. Zastosowana plinta to lite drewno (z wykończeniem jasnego forniru Anegre), w przeciwieństwie do L-90 gdzie zastosowano płytę MDF pokrytą okleiną drewnianą. Na pewno takie posunięcie zwiększyło walory plinty takie jak sztywność połączona z elastycznością naturalnego drewna bardzo pożądanego przy sprzęcie reprodukującym muzykę. Ponadto zamiast wkładki gramofonowej Monacor EN-24 zamontowano renomowaną japońską Audio-Technica AT-95E. To na pewno świetne posunięcie wpływające na dźwięk, bo to dobra wkładka i wcale nie tania.

Aluminiowy odlewany talerz ma inne kształty niż ten w L-90 - pomalowany jest na kolor czarny, a nie srebrny (z bocznymi nacięciami w studyjnym stylu). Analogicznie ramię gramofonowe jest czarne, a nie srebrne. Pozostałe części gramofonów wydają się być identyczne. W związku z powyższym, L-91 prezentuje się urodniej niż L-90 - i dość znacznie. Nowy Lenco, czego by nie napisać, prezentuje się fantastycznie! Znacznie korzystniej niż wiele gramofonów (w podobnej cenie) renomowanych firm.

L-90 dostarczany jest w niezbyt dużym pudle z poręcznym uchwytem. Wewnątrz, pośród kilku warstw finezyjnie powyginanej tektury i styropianowych form, spoczywają poszczególne elementy gramofonu. Osobno zapakowana jest plinta z ramieniem, osobno talerz i dalej – mata oraz takie drobiazgi jak przeciwwaga, headshell z wkładką Audio-Technica AT-95E (zobacz TUTAJ), adapter dla singli i zawiasy pokrywy. Kabel sieciowy i przyłączeniowy z wtykami RCA zamontowane są na stałe. Na nieszczęście, identycznie jak w L-90, wmontowany przedwzmacniacz gramofonowy włączony jest na stałe. Nie ma możliwości go ominąć i przyłączyć L-91 np. do przedwzmacniacza gramofonowego zamontowanego w zewnętrznym wzmacniaczu.

Lenco L-90 oprócz przedwzmacniacza zaopatrzony jest w auto-start i auto-stop (można go dezaktywować), wyjście USB do zgrywania winylów w pliki cyfrowe, dwa ustawy prędkości obrotów: 33 1/3 i 45 RPM, przełączane przyciskiem. Jest też pokrywa przeciwkurzowa z pleksiglasu.
 
Gramofon oczywiście należy zmontować we własnym zakresie, ale to czynność nie trudniejsza niż złożenie klocków Lego Duplo. Najtrudniejsze jest ustawienie siły nacisku igły, bo do tego trzeba posłużyć się wagą. Zalecana siła nacisku to 2 gramy. Wkładka jest już skalibrowana fabrycznie w headshellu. Nic nie trzeba robić. Możne ewentualnie sprawdzić geometrię protraktorem (jak ktoś go ma, bo w zestawie Lenco go nie ma).

Dane techniczne
• Lita drewniana obudowa
• Talerz aluminiowy o średnicy 332 mm
• Wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy
• Dwie prędkości obrotów 33 RPM oraz 45 RPM
• Wkładka z ruchomym magnesem (MM) Audio-Technica AT-95E, diamentowa igła ze szlifem eliptycznym 0,4 x 0,7 mm
• Zdejmowany aluminiowy korpus
• Regulowana przeciwwaga
• Napęd paskowy
• Pół-automatyczny
• Anti-skating
• Automatyczne zatrzymanie
• Zdejmowana pokrywa
• USB do podłączenia komputerem PC w celu konwersji winylu do formatu cyfrowego
Wymiary:
• Szerokość 45,0 cm
• Wysokość 13,0 cm
• Głębokość 36,7 cm
• Masa netto 4,62 kg
W zestawie:
• Kabel USB
• Kabel RCA
• Płyta instalacyjna
• Ściereczka z mikrofibry

Dostawa i "unboxing" L-91

Pudło transportowe


Sprytny sposób pakowania


Drewniana plinta

Aluminiowy talerz nałożony na szpindel

Napęd paskowy

Audio-Technica AT-95E



Proste ramię z wymiennym headshellem

Aluminiowy talerz

Gramofon w pełnej krasie


Estetyczna pokrywa

Mata bez płyty winylowej...

...i z nałożoną płytą 


Zbliżenie na wkładkę Audio-Technica AT-95E

Gram na wzmacniaczu lampowym Cayin CS-55 A na lampach elektronowych KT88


Spojrzenie na system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Tak jak nieco grymasiłem przy opisie dźwięku Lenco L-90 (głównie ze względu na zainstalowaną średnią wkładkę Mocacor), to przy Lenco L-91 będę znacznie łaskawszy. Dlaczego? Głównie ze względu na fabrycznie montowaną japońską wkładkę Audio-Technica AT-95E z igłą o szlifie eliptycznym. Takie posunięcie przyniosło wiele dobrego brzmieniu gramofonu. Zapewniło niezłą szczegółowość, dobrą klarowność, a także przyjemne, bo soczyste i jędrne brzmienie. Dynamiczne i energetyczne. Z dobrą podstawą basową, odczuwalnym wypełnieniem średnicy, doświetlonymi sopranami. To dźwięk radosny, potoczysty i żywiołowy. Więcej niż poprawnie skonstruowany – równy i dopracowany. Równolegle bez śladów nerwowości, czy nadmiernej krzykliwości.

Oczywiście, nie można w Lenco L-91 dopatrywać się zaawansowanego dźwięku typowego dla droższych gramofonów (i wkładek). To nie jest eufoniczne brzmienie ze wspaniałym wybarwieniem i perfekcyjną harmonią, czy wyborną selektywnością. Nie mniej jednak przekaz jest optymalnie wysycony tonalnie i dźwięczny. Bezpośredni i angażujący. Z dobrą stereofonią i dość obszerną przestrzenią. Na pewno ograniczeniem dźwięku też jest wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy, który narzuca swój charakter i gramofonowi, i wkładce. Ogólnie rzecz biorąc Lenco L-91 można nazwać gramofonem przyjaznym i dobrze grającym. W sam raz na początek przygody z winylami.

Konkluzja
Lenco L-91 to doskonały design, dopracowana budowa (odlewany aluminiowy talerz, drewniana plinta!), fabrycznie montowana japońska wkładka Audio-Technica AT-95E, kilka udogodnień typu auto-start i auto-stop, itp. Wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy jest „nieomijalny” co może być wadą w przypadku chęci wykorzystania innego przedwzmacniacza.

Gramofon zapewnia świeży i bogaty dźwięk z dobrym rozciągnięciem i niezłą masą. Odczuwalna jest bardzo dobra klarowność, a także przyjemne, bo soczyste i jędrne brzmienie. Typowo analogowe. Selektywność i analityczność na ograniczonym poziomie, co nie przeszkadza w radosnym odbiorze muzyki.

Lenco L-91 to znaczący postęp konstrukcyjno-brzmienowy względem modelu Lenco L-90. Tak trzymać!

Cena w Polsce – 1 499 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Cayin CS-55A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Klipsch RP-150M (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Living Voice Auditorium R3 (test TU), Studio 16 Hertz Canto Grand i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.

DAC: Cayin DAC11 (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon (test 
TU), Shape of Sound Skalar (test TU) i Pioneer PLX-1000. 
Wkładki: Ortofon Cadenza Bronze, Goldring 1042 i Ortofon 2M Black (test TU)
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU), Pathos In The Groove i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU), Moshi Avanti i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), RHA DACAMP L1 i Fostex HP-A4BL.

Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.




Kolumny głośnikowe Melodika BL40 MKII - zapowiedź testu

$
0
0
Dopiero co przyjechały do mnie super premierowe kolumny głośnikowe Melodika BL40 MKII (zobacz TUTAJ). To następcy modelu Melodika BL40, który okazał się super przebojem sprzedaży. Testowałem je niecałe 2 lata temu (czytaj test TUTAJ).

Jak pisze producent: „Melodika BL40 MKII to poprawiona wersja jednej z najlepiej sprzedających się kolumn w swoim segmencie cenowym. Zmiany objęły zarówno modyfikacje technologiczne jak i wizualne. Projekt BL40 MKII stawia na nowe, bardziej wyważone trendy w stylistyce. Projekt MKII łączy w sobie klasyczny kształt obudowy znany z MKI z zupełnie nowym zestawieniem kolorystycznym: eleganckiej matowej czerni uzupełnionej czarnymi akcentami na wysoki połysk z nowymi membranami przetworników mieniących się wieloma odcieniami grafitu.

Z technologicznego punktu widzenia Melodika zaprezentowała zmienioną membrany głośników średnio i niskotonowych. W MKII wykonano je z gęstszej plecionki o zmniejszonej gradacji dla większej sztywności i lepszego przenoszenia mikrodetali. Wymiana przetworników pociągnęła za sobą zmianę formy ich mocowania do obudowy. Kolumna sprawniej przenosi wysokie poziomy natężenia dźwięku, a przy tym wygląda zdecydowanie efektowniej.

W dalszym ciągu BL40 MKII oferuje charakter dźwięku z którego słynie seria Back in Black - oparty na mocnym, sprężystym i zróżnicowanym basie z dopieszczonymi średnimi tonami i niezwykle przestrzennymi wysokimi tonami. Dzięki najnowszym modyfikacjom membran przetworników BL40 MKII to kolumna która wyróżnia się na tle konkurencji także tym, że oferuje możliwość głośnego, wyraźnego odsłuchu bez wzrostu zniekształceń dźwięku”.


Na razie kolumny jedynie odebrałem od kuriera, muszą poczekać do weekendu na rozpakowanie i podłączenie do systemu audio. Nie ma mnie w Trójmieście aż do piątku. Ale wklejam kilka gorących zdjęć z dnia dostawy.




Zdjęcie ze strony Melodika

[Audio vintage]: radioodbiornik Sansui TU-999

$
0
0

Tytułowy radioodbiornik został wypożyczony z warszawskiego salonu/serwisu Nomos Audio Vintage.

Już kilka razy opisywałem tunery japońskiej firmy Sansui Electric Co. Ltd. Były to Sansui TU-666 (czytaj TUTAJ) oraz Sansui TU-5900 (czytaj TUTAJ). Ten ostatni jest od kilku lat moją własnością i używam go jako podstawowy radioodbiornik.

Myślę, że nie ma potrzeby ponownie opisywać zawiłej historii firmy Sansui Electric Co. Ltd. oraz wymieniać poszczególne jej tunery (a było ich około 50!), bo uczyniłem to dość dokładnie przy okazji testu Sansui TU-666 (zobacz TUTAJ). Przejdę więc od razu do opisu TU-999.

Sansui TU-999 to najbardziej zaawansowany przedstawiciel linii TU-555/666/777/888. Produkowany był w latach 1970 – 1971, został zastąpiony przez model TU-9500 w 1973 roku. Dostępna była także wersja w drewnianej obudowie. Wnętrze zawiera kombinację liniowych 4-gangowych kondensatorów, aż trzy FET dla uzyskania nadzwyczajnej czułości, zamontowany kryształowy filtr i filtr blokujący MPX dla osiągnięcia idealnej charakterystyki IF. Ma też trzy niskoszumowe podwójne MOS FET. Tuner FM z przełącznikiem AGC. Zamontowano dwa zaciski dla anteny 75 i 300 Ohm, szeroką tarczę skali liniowej FM i dwa wyjścia RCA (dla wzmacniacza i dla magnetofonu).

Design opisywanego Sansui to jedno ze szczytowych osiągnięć Japończyków. Mimo że radioodbiornik produkowany był w latach 1970 – 1971 to reprezentuje styl ponadczasowy, na długo wyznaczający wzornictwo tunerów. Nawet dziś trudno nazwać TU-999 jakoś specjalnie niemodnym, czy retro. Piękny radioodbiornik!

Uwagę zwraca bardzo szeroka skala FM/AM pięknie podświetlana na zielono. Obok znajdują się dwa wskaźniki wychyłowe odpowiedzialne za sygnalizację dostrojenia i czułości sygnału. Na zielonej skali umieszczono trzy lampki: pomarańczową „Stereo” oraz dwie czerwone „FM” i „AM”. Pod skalą zamontowano trzy przełączniki hebelkowe (filtr MPX, wyciszenie i „FM Stereo only”). Także znajdują się dwie gałki - strojenia sygnału oraz wyboru częstotliwości FM/AM. Na dolnym, lewym skraju panelu frontowego zamontowano hebelkowy włącznik/wyłącznik sieciowy wraz z pomarańczową diodą sygnalizującą przyłączenie do sieci.

Brzmienie tunera można określić jako bardzo dynamiczne, mocne i rozległe. Zaskakująco rozdzielcze, czyste i otwarte. Nie ma tu miękkości znanej z tańszych modeli Sansui. Jest szybkość, krystaliczność i potoczystość. Stereo wręcz referencyjne. Sansui TU-999 to znakomity tuner pokazujący prawdziwą magię sygnału analogowego czerpanego wprost z eteru.  

Dane techniczne dostępne są na stronie Audio Databse.


Nomos Audio Vintage bardzo solidnie pakuje swoje klejnoty



Front Sansui TU-999: logika, ergonomia i ponadczasowe piękno



Wskaźniki wychyłowe

Dwie gałki: FM/AM/FM Stereo i strojenie 


Urzekające wzornictwo 

Podświetlane sygnalizatory FM i Stereo


Skala FM/AM fascynuje podświetlaną zielenią

Tył urządzenia zawiera zaskakująco dużo wejść i regulatorów

Wkładka gramofonowa MC Ortofon Cadenza Bronze

$
0
0


Wstęp
Podczas testu polskiego gramofonu Shape of Sound Skalar (czytaj zapowiedź TUTAJ), dysponowałem jedynie dwiema wkładkami typu MM: Goldring 1042 oraz Ortofon 2M Black. Wydało mi się więc celowe przetestować ów gramofon także z wkładką typu MC. Na początku, zgodnie z sugestią firmy Shape of Sound, pomyślałem aby wypożyczyć dobrze opisywaną wkładkę MC Denon DL-103L, ale polski dystrybutor nie wyraził chęci wypożyczenia takowej do testów. Zwróciłem się więc do krakowskiego dystrybutora Mediam z prośbą o dobranie ze swojego bogatego portfolio firmy Ortofon optymalnej wkładki do Skalara. Po przedyskutowaniu tematu w oparciu o parametry techniczne, ostateczny wybór padł na wkładkę Ortofon Cadenza Bronze (zobacz TUTAJ). Nie ukrywam, że był to strzał w dziesiątkę! Ale od początku.

Wcześniej testowałem następujące wkładki firmy Ortofon: 2M Red, 2M Blue, 2M Bronze, 2M Black, Quintet Blue, Quintet Bronze i Quintet Black S. Zaś na co dzień używam wkładki Ortofon 2M Black.

Wrażenia ogólne i budowa
Cadenza (pol. kadencja) to termin muzyczny. Oznacza fragment koncertu na instrument solowy z orkiestrą stanowiący popis solisty-wirtuoza, dawniej improwizowany, później najczęściej stanowiący integralną część kompozycji.

Ortofon Cadenza Bronze to wkładka typu MC (Moving Coil). Jest przedstawicielem rodziny Cadenza. Przynależą do niej także Cadenza Mono, Cadenza Red, Cadenza Blue i Cadanza Black, czyli identycznie jak w seriach Ortofon 2M i Quintet. Cadenza to seria wkładek w obudowie aluminiowej wykorzystujących technologie tworzenia biegunów z mieszanki kobaltu i żelaza. Jak podaje producent: "Zastosowane innowacyjne technologie powodują że wkładki Cadenza odzwierciedlają prawdziwy dźwięk".

Z materiałów firmy Ortofon za dużo nie można dowiedzieć się o budowie wkładki. Producent podaje jedynie, że używa w niej okablowanie z drutu Ortofon Aucurum, czyli pozłacany przewód miedziany 6NX. Zastosowana igła to Replicant 100. Szlif typu „replicant” to firmowa odmiana szlifu Gyger. Taki szlif używany jest także w topowych wkładkach Ortofon. W modelu Cadenza Bronze igła osadzona jest na stożkowym aluminiowym wsporniku (cantilever).

Dane techniczne
Napięcie wyjściowe przy 1 000 Hz, 5 cm/sec. : 0,4 mV
Balans kanałów przy 1 kHz: <1 dB
Separacja kanałów przy 1 kHz: > 24 dB
Separacja kanałów przy 15 kHz: > 20 dB
Zakres pasma - 3 dB: 20 – 55 000 Hz
Pasmo przenoszenia: 20 – 20 000 Hz + 1,5 / - 1,5 dB
Zdolność trackingu przy 315 Hz przy zalecanej sile nacisku igły: 80 µm
Zgodność dynamiczna, boczna: 12 µm/mN
Typ igły: Nude Ortofon Replicant 100 on conical alu cantilever
Rozmiar promienia końcówki igły: r/R 5/100 µm
Zakres siły nacisku igły: 2,2 - 2,7 g (22 - 27 mN)
Zalecana siła nacisku igły: 2,5 g (25 mN)
Kąt nachylenia igły: 23°
Impedancja wewnętrzna, rezystancja DC: 5 Ohm
Zalecana rezystancja cyklu ładunkowego: 50 - 200 Ohm
Kolor wkładki, obudowa/igła: Bronze/Black
Masa: 10,7 g.

Opakowanie typowe dla Ortofon

Stryropianowa kapsuła

W komplecie oprócz wkładki znajdują się wkręty, pędzelek, waga i mini-śrubokręt



Wkładka bezpośrednio wyjęta z opakowania


Kalibracja przy zastosowaniu firmowego protraktora Ortofon

Regulacja wkładki w gramofonie Shape of Sound Skalar

Rekomendowana siła nacisku to aż 2,5 grama


Wkładka zamontowana w gramofonie Shape of Sound Skalar




Wkładka zamontowana w gramofonie Nottingham Analogue Horizon (ramię Interspace)


Wrażenia dźwiękowe
Tytułową wkładkę montowałem w trzech gramofonach: Shape od Sound Skalar, Pioneer PLX-1000 oraz Nottingham Analogue Horizon. Przedwzmacniacze gramofonowe to Pathos In The Groove oraz Musical Fidelity MX-VYNL. Pełna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Cadenza Bronze przynosi bardzo zaawansowany i zrównoważony dźwięk. Głęboki, harmonijny i pełny, a równolegle detaliczny i wyrazisty. Czysty i doświetlony. Wkładka zapewnia mnóstwo prawdziwości i realności w brzmieniu. To przekaz wybitne dotykalny i wspaniale bezpośredni. Bardzo namacalny i autentyczny - soczysty i obfity. Energetyczny. Wszelkie szczegóły zawarte w nagraniach są wyodrębniane i pokazywane, instrumenty są precyzyjnie definiowane, a kontrasty dynamiczne wiernie reprodukowane. Autentyczność i równomierność są doskonałe. To wszystko przyprawione jest nutką analogowej miękkości i delikatną aureolą ciepła. Dzięki temu dźwięk jest nie tylko precyzyjny i analityczny, ale również muzykalny i relaksacyjny.

Co istotne, wkładka jest bardzo cicha. Nie słychać żadnych szumów i przydźwięków. Dźwięk przesuwu igły po rowku jest praktycznie niesłyszalny, zaś wkładka nie na tendencji do wzmacniania trzasków. Nawet porysowane płyty nie generują zbyt dużo trzasków i pyknięć, a jeśli już to pozostają na innym planie niż muzyka. Na przykład płyta Kraftwerk „The Mix” (Kling Klang Product 1991), która lubi nieco "potrzeszczeć" na wkładce Ortofon 2M Black, na Cadenza Bronze jest cicha – nie szumi i nie trzeszczy. Dźwięk jest mocarny i zdrowy, dynamiczny i obfity, a równolegle krystalicznie czysty i różnobarwny. Elektronika brzmi bardzo prawdziwie. Soczyście i kolorowo. To dźwięk płynny, ale raczej gładki niż zanadto dobitny, czy bezpośredni. Bas jest żywy i sprężysty, skupiony i plastyczny. Namacalny.

Konkluzja
Ortofon Cadenza Bronze to wybitna wkładka. Pokazuje prawdziwą muzykę, dba o cały jej wymiar i harmonię, ukazuje rytm i bas, eksponuje detale nagrań, jest bardzo selektywna, a jednocześnie nie zapomina o optymalnym cieple i miękkości. Odsłuchy płyt winylowych w towarzystwie gramofonu uzbrojonego w Cadenza Bronze to festiwal analogowej radości i pełnej muzykalności. Polecam posłuchać tej wkładki, bo gra jakby kosztowała nie 7 000 PLN, ale z 10 razy więcej! I wcale nie przesadzam.

Cena w Polsce -  7 399 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU), Cayin CS-55A (test TU) oraz Dayens Ecstasy III (test TU).
Kolumny: Triangle Esprit Antal EZ (test TU), Pylon Diamond 28 (test TU), Living Voice Auditorium R3 (test TU), Studio 16 Hertz Canto Grand  (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.

DAC: Cayin DAC11 (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro, Acer Aspire ES13 i Dell Latitude E6440.
Gramofony: Nottingham Analogue Horizon (test 
TU), Shape of Sound Skalar (test TU) i Pioneer PLX-1000 (test TU). 
Wkładki: Goldring 1042 (test TU) i Ortofon 2M Black (test TU)
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi iPhono2 (test TU), Primare R32 (test TU), Pathos In The Groove (test TU) i Musical Fidelity MX-VYNL (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Kenwood KT-7500 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Blue Mo-Fi (test TU), Moshi Avanti i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Cayin C5 DAC (test TU), RHA DACAMP L1 i Fostex HP-A4BL (test TU).

Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.



Przewody Audiomica Laboratory serii Excellence - zapowiedź testu

$
0
0
Już raz testowałem przewody Audiomica Laboratory serii Excellence (czytaj test TUTAJ). Jednakże niedawno gorlicki producent przygotował nową edycję serii Excellence - specjalnie na ostatnie Audio Video Show w Warszawie, gdzie przewody te były częścią systemów Polskiego Klastra Audio (czytaj TUTAJ). Choć konstrukcję wewnętrzną mają identyczną jak wcześniejsze wersje, to mają inne oploty i wtyki, odmienne konstrukcje filtrów, etc.

Do testów otrzymałem całą skrzynię przewodów Audiomica Laboratory serii Excellence (zobacz TUTAJ). A wśród nich głośnikowe Celes Excellence, sieciowe Ness Excellence, łączówki Quartz Excellence w edycji klasycznych 2 x RCA, ale także w postaci dwóch par interkonektów gramofonowych z uziemieniem. Mam co testować na kolejne kilka tygodni...








Zestaw kolumn Taga Harmony: naścienne Azure OW-80 LCRS, podstawkowe Azure S-40 v.2 i subwoofer Platinium SW-10 v.2 - zapowiedź testu

$
0
0
W tym tygodniu warszawski dystrybutor i producent Polpak przysłał mi kurierem paletę swoich kolumn Taga Harmony (marka Taga Harmony należy do Polpaku). Wszystkie są nowymi konstrukcjami. Wśród nich znalazły się:

1) kolumny podstawkowe Taga Harmony Azure S-40 v.2 (zobacz TUTAJ),
2) subwoofer aktywny Taga Harmony Platinium SW-10 v.2 (zobacz TUTAJ) oraz
3) kolumny naścienne Taga Harmony Azure OW-80 LCRS (zobacz TUTAJ), które mogą pełnić funkcję kolumn głównych lub głośnika centralnego (a nawet surround).

Kolumny reprezentują bardzo wyskoki poziom wykonawczo-montażowy. Wykończone są idealnie i mają ciekawy design, a wycenione są więcej niż umiarkowanie. Na pewno więc zasługują na szczegółowe testy.

Jeszcze nie wiem w jakiej konfiguracji będę je używać, ale na pewno nie w roli tzw. kina domowego, bo nie dysponuję takim systemem. Sądzę, że najpierw zastosuję kolumny naścienne Taga Harmony OW-80 LCRS jako główne kolumny stereo stawiając je na komodzie, potem odsłucham podstawkowe Taga Harmony Azure S-40 v.2 (nota bene mają one bardzo intrygujące zawiasy mocujące membrany średnio-niskotonowe), a na końcu subwoofer aktywny Taga Harmony Platinium SW-10 v.2 - w towarzystwie monitorów Azure S-40 v.2 oraz innych kolumn podstawkowych. Zapraszam do lektury testów za kilka tygodni.


Taga Harmony Azure S-40 v.2

Taga Harmony Platinium SW-10 v.2

Taga Harmony Azure OW-80 LCRS (trzy powyższe zdjęcia ze strony Polpak)











Viewing all 1477 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>