Quantcast
Viewing all 1480 articles
Browse latest View live

Wzmacniacz lampowy Synthesis Soprano - zapowiedź testu


Kilka dni temu, razem z kolumnami Tannoy Legacy Cheviot, otrzymałem do testów najnowszy włoski wzmacniacz lampowy Synthesis Soprano (zobacz TUTAJ). Warto wiedzieć, że nazwa "Soprano" pochodzi od włoskiego określenia na sopran, czyli na wysoki żeński głos, a nie od mafijnej telewizyjnej rodziny Soprano...

Moc wzmacniacza wynosi jedynie 2 x 12 Wat, ale to rozmyślny projekt pana Luigi Lorenzona, który pragnął zbudować prosty, stosunkowo niedrogi wzmacniacz o klasycznej budowie zapewniający piękny lampowy dźwięk. Jak zapewnia producent, "nowy Soprano z DAC AKM 24-bit/192 kHz na pokładzie i przedwzmacniaczem gramofonowym, gwarantuje wyjątkową jakość dźwięku z dowolnego źródła analogowego i cyfrowego. Soprano wykonany jest z najlepszych, dostępnych w tej klasie cenowej materiałów i wykorzystuje zaawansowane technologie. To wyrafinowane połączenie długotrwałych badań i doświadczenia projektanta". Nie pozostaje mi więc nic innego, jak sprawdzić to empirycznie. Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni.

Wkładka gramofonowa MI Goldring 2500

Zdjęcie ze strony Goldring

Wstęp
Na łamach Stereo i Kolorowo opisywałem już całkiem sporo wkładek brytyjskiej firmy Goldring. Były to modele MM: 2100, 2300, Elan i 1042 oraz MC - Legacy (czytaj testy TUTAJ). Jednak jakoś tak ułożyło się, że "uciekł" mi model pośredni pomiędzy średnio-niższym 2300 a referencyjnym Legacy, czyli właśnie tytułowy Goldring 2500 (zobacz TUTAJ). Czas to niedopatrzenie nadrobić, stąd dziś taki, a nie inny test. Poprosiłem polskiego dystrybutora marki Goldring - firmę Rafko z Białegostoku o udostępnienie egzemplarza do recenzji. Wkładka Goldring 2500 przyjechała do mnie jeszcze w lipcu, postanowiłem jednak poczekać na nowy gramofon obiecany do testów przez jednego z dystrybutorów. Niestety, gramofonu do dziś się nie doczekałem, wiec niniejszy test ostatecznie odbył się na moim dyżurnym Nottingham Analogue Horizon.

Goldring
Warto przypomnieć, że Goldring (firmowa strona TUTAJ) to brytyjski producent wkładek i akcesoriów gramofonowych. Korzenie marki sięgają niemieckiego Berlina, gdzie w 1906 roku pod nazwą „The Scharf Brothers” powstała pierwsza manufaktura. Nazwa i logo Goldring zostały użyte po raz pierwszy 1926 roku i symbolizowały wysoką jakość wykonania firmowego fonografu o nazwie „Juwel Electro Soundbox”. Zabieg był na tyle dobrze odebrany przez klientów, że logo o symbolu złotego pierścienia (Gold Ring) na stałe zagościło na wszystkich produktach marki. 7 lat później sytuacja polityczna w Niemczech (dojście faszystów do władzy) zmusiła braci Sharf do emigracji na Wyspy Brytyjskie, gdzie osiedlili już do końca swojego życia. Tamże Goldring po II Wojnie Światowej stał się jednym z najważniejszych graczy jeśli chodzi o produkcję wkładek gramofonowych i igieł. I tak jest do dziś. Obecny Goldring do synonim najwyższej jakości oraz nowoczesnych technologii zaimplementowanych w służbie analogowych produktów.

Najnowszym produktem jest wkładka MM o nazwie Ethos (zobacz TUTAJ), która jest niejako odpowiednikiem typu Moving Magnet referencyjnej wkładki Moving Coil Legacy. Niedawno, bo w zeszłym roku, wprowadzono serię E, czyli wkładki E1, E2 i E3, których cena w Polsce nie przekracza kwoty 450 PLN.

Wrażenia ogólne i budowa
Wkładka dostarczana jest w eleganckim pudełeczku przypominającym opakowanie jakiegoś jubilerskiego cacka typu pierścionek z brylantem marki Cartier, a nie wkładki gramofonowej. To czarne tekturowe pudełko, w którym znajduje się pojemnik z mlecznego tworzywa sztucznego z aluminiową pokrywką z wytłoczonym logo Goldring. Świetnie to wygląda. W pojemniku, w gąbkowym posłaniu spoczywa wkładka zabezpieczona specjalną nakładką, zaś w kolejnej szczelinie umieszczono niezbędne akcesoria takie jak mini-klucz imbusowy do montażu wkładki oraz komplet śrubek. W kartoniku jest też instrukcja obsługi, certyfikat oryginalności oraz gwarancja obsługi.

Model 2500 jest średnim w katalogu Goldringa, ale należy przyznać, że prezentuje się bardzo zacnie. Piękne srebrno-czarne body pokryte materiałem "Super Permalloy", świetna igła z zaawansowanym szlifem 2 SD (czyli firmowa odmiana szlifu microline), wykorzystanie nietypowego połączenie niklu i stali zmniejszające bezwładność wspornika oraz gwintowane otwory dla śrubek headshella, co znacząco poprawia nie tylko komfort samego montażu, ale i przede wszystkim jego precyzję, co znacząco przekłada się później na jakość dźwięku. Warto zaznaczyć, iż w modelu 2500 wykorzystano konstrukcją smarowo-kobaltową zapewniającą wysokość czułości wkładki. Wkładka w całości produkowana jest w Japonii (!).

Należy podkreślić, iż cała seria 2000 jest klasyfikowana przez Goldringa jako wkładki typu MI, czyli Moving Iron. To pisząc prosto - nieruchomy magnes, ruchom rdzeń. Jest to niejako odmiana wkładek typu MM często do nich zaliczana, acz niektórzy producenci kwalifikują je jako osobną grupę. Tu najczęściej ramię igły nie ma wspornika (wysięgnika przenoszącego drgania) w typowym rozumieniu, a przylega ono bezpośrednio do dwóch cienkich statywów magnetycznych osadzonych (wyprowadzonych) na dole wkładki wykonanej ze stopu aktywnego magnetycznie. Drgania igły w związku z tym są dostarczane od razu do magnesów; unika się problemów związanych z zakłóceniami wspornika igły po drodze. Taka koncepcja budowy ma zadanie polepszenie przejrzystości dźwięku, wzrost dynamiki i większą separację kanałów. W takim rozwiązaniu lubuje się inna bardzo zasłużona brytyjska firma analogowa, a mianowicie Londdon (Decca).

Jak można przeczytać na stronie polskiego dystrybutora Goldring - firmy Rafko: "Wkładki Goldring serii 2000 to: produkcja w Japonii dla najwyższej precyzji wykonania, gwintowane otwory na mocowanie do ramienia dla najwyższej wygody i bezpieczeństwa montażu, pozłacane wtyki dla wyeliminowania korozji oraz najwyższej jakości styku, obudowa wkładki pokryta materiałem ekranującym „Super Permalloy” dla zapewnienia najwyższej czułości oraz redukcji niechcianych pogłosów w momencie opuszczania i podnoszenia ramienia, armaturowa budowa igły z unikalnego stopu niklu i stali dla zmniejszenia bezwładności wspornika igły, magnes samarowo-kobaltowy dla zapewnienia wysokiej czułości wkładki.

Siostrzane modele 2100 oraz 2200 zostały wyposażone w igłę ze szlifem eliptycznym. Szczególnie godnym uwagi jest model 2100, który oferuje jedną z najlepszych relacji ceny do jakości. Model 2300 jest przeznaczony do gramofonów ze średniej półki i jest odpowiednikiem 1012GX. Modele 2400 oraz 2500 to najwyższej klasy modele Goldring typu MM. Dzięki unikalnym typom szlifu: Vital w 2400 oraz 2 SD w 2500, stanowią podstawę do budowy hi-endowego systemu opartego na źródle gramofonowym. Dodatkowo, modele 2400/2500 zostały wyposażone w pełni metalową obudowę, której zwiększona masa pozwala na wygenerowanie pełnego i mocnego basu".

Dane techniczne
- typ przetwornika: MM
- pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 000 Hz
- balans kanałów przy 1 kHz: 2 dB
- separacja kanałów przy 1 kHz: > 20 dB
- napięcie wyjściowe przy 1 kHz: 6.5 mV ± 1.5 dB, 5 cm/sec
- podatność dynamiczna: 20 mm/N,
- masa końcówki igły:
- kąt nachylenia igły: 24°
- szlif igły: 2 SD
- rezystancja cyklu ładunkowego: 47 kΩ
- pojemność cyklu ładunkowego: 150 - 200 pF
- indukcyjność wewętrzna: 720 mH
- impedancja wewnętrzna, rezysyancja: 550 Ω
- waga wkładki: 8.2 g
- mocowanie: 0.5” (12.7 mm)
- siła nacisku igły (zalecana): 1.5 - 2.0 g (1.75 g)
- wymienna igła: GL 2500/STY


"Made in Japan"




Wkładka spoczywa w miękkiej gąbce


Jubilerskie opakowanie i takie same wykonanie wkładki 

Bardzo rzetelny sposób pakowania wkładki

Akcesoria niezbędne do montażu wkładki

Headshell ramienia Interspace firmy Nottingham Analogue



Regulacja na protraktorze Ortofona


Siłę nacisku igły nastawiłem ciut powyżej optymalnej wartości 1,75 g

Kontrola regulacji na protraktorze Nottingham Analogue


Dla potrzeb sesji fotograficznej użyłem tzw. picture-disc grupy Supertramp "Breakfast in America"

Goldring 2500 to bardzo urodziwa wkładka


Gram na gramofonie Nottingham Analogue Horizon


Dwa rzuty okiem na cały system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Wkładkę montowałem do aluminiowego ramienia Interspace gramofonu Nottingham Analogue Horizon. Wkładka porównawcza to Ortofon 2M Black. Przedwzmacniacze gramofonowe to Musical Fideliy MX-VYNL oraz 1ARC Arrow SE. Szczegółowa lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Goldring 2500 to wkładka klasy średniej, nie za droga, nie za tania. Zaopatrzona jest jednak w igłę o bardzo zaawansowanym szlifie typu microline 2 SD. Równolegle jej montaż nie wymaga ultra-precyzji i nie wiadomo jak rozbudowanych umiejętności manualnych. Nie, żeby można ją montować do headschella niedbale czy nieprecyzyjnie, a że nie trzeba tu cudownych zdolności i analogowej wiedzy à la mistrz Wally Malewicz. Wystarczy kilka podstawowych przyrządów (waga, protraktor, linijka, etc) i prostych regulacyjnych czynności aby ją optymalnie zamocować i cieszyć się muzyką w winyli. To tytułem wstępu do dalszego tekstu.

Brytyjska (a w zasadzie brytyjsko-japońska) wkładka zapewnia pełny i masywny dźwięk o znakomitym balansie tonalnym oraz całkiem niezłej, bo szczegółowej i rozdzielczej prezentacji (jak na tę klasę cenową). To brzmienie płynne, głębokie i pewne - bez oznak szorstkości czy jakiegoś przykrego braku ogłady. Wszystko w przekazie jest harmonijne, dobrze poukładane i wyjątkowo precyzyjne. Miłe w odsłuchach jak dotyk aksamitu. Wyrazista (a nawet bezpośrednia) średnica jest dobrze zszyta z mocnymi i plastycznymi basami, zaś soprany świecą jasno i żywo, choć nie są zbyt natarczywe. Co istotne, wokale brzmią cieleśnie i ciepło - efektownie i sensualnie. Intensywnie. Z kolei instrumenty mają miąższość, soczystość, masę, wiarygodny rozmiar i sowite obciążenie. Wokale i instrumenty im akompaniujące zachowują właściwy wzajemny stopień korelacji i korespondencji. Są w pełni proporcjonalne i akustycznie symetryczne, a przez to całkowicie autentyczne. 

Przestrzeń kreślona jest szeroko i głęboko - z rozmachem, rozciągnięciem i oddechem. Z wyraźną gradacją planów oraz zaskakująco dużą ilością warstw. Czuć wiarygodne zjawiska przestrzenne, które rozgrywają się na powierzchni dużego trójkąta równobocznego umieszczonego pomiędzy dwoma głośnikami systemu hi-fi. Trójwymiar jest więcej niż zadowalający - jest wręcz wzorowy. Dodatkowo igła wkładki wnika głęboko w rowki winyli wygarniając zeń nie tylko dużą ilość informacji muzycznej, ale także optymalną reprodukcję źródeł pozornych zawieszonych w 3D, jak i również perfekcyjną stereofonię. To dźwięk radosny, muzykalny i fizjologiczny. Nasycony muzyką do kwadratu, a jednocześnie precyzyjny i sceniczny. Nieczęsto aż tak dojrzałe brzmienie spotkać można we wkładce poniżej kwoty 2 500 PLN. A jednak produkt kooperacji japońsko-brytyjskiej, czyli Goldring 2500 jest właśnie takim pozytywnym przykładem.

Jakie słabsze strony ma tytułowa wkładka? Szczerze pisząc, to w jej przyzwoitej cenie około 2 400 PLN trudno doszukiwać się jakichś wad. Co innego gdyby kosztowała powyżej 4 000 PLN. Wówczas można by jej wytknąć mniejszą zdolność do pokazywania kontrastów brzmieniowych, przekazywania szybkich skoków energii, czy generowania dużej dynamiki grania. Gorzej też reprodukuje głębię nagrań, dalsze plany, jest też mniej rozdzielcza niż droższe wkładki. Niemniej jednak, w ogólnym rozrachunku Goldring 2500 to wkładka o zdecydowanie większej ilości zalet niż słabszych stron. Zamontowana do gramofonu klasy średniej odda pełną duszę muzyki i jej rasowy winylowy koloryt.

Konkluzja
Goldring 2500 to bardzo uczciwa propozycja w firmowym katalogu. Wkładka zapewnia pierwszorzędne nasycenie dźwięku i niezłą rozdzielczość przyprawione analogową gładkością, co przynosi w pełni muzykalne granie o wysokim poziomie ciepła i fizjologii. To brzmienie kierujące się w stronę zaawansowanego i wyrafinowanego. Audiofilskiego. Stuprocentowa rekomendacja!

Cena w Polsce - 2 359 PLN.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Unison Research Unico 90 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Taga Harmony TTA-1000 (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Audio-gd A1 i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Tannoy Legacy Cheviot, Living Voice Auditorium R3 (test TU), Tringle Genese Quartet (test TU), Buchardt Audio S400 (test TU), AudioSolutions Figaro B (test TU), Martin Logan Motion 35XT (test TU), Davone Studio i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO, Unison Research Unico CD Due (test TU) i Pioneer PD-70AE (test TU).
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TU), Audio-gd R-28 oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


Kolumny podstawkowe Davone Studio VSA


Dwa zdjęcia ze strony Davone Audio

Wstęp
Na początku września br. wrocławski dystrybutor Galeria Audio przesłał do mnie nie lada głośnikowe "perełki". To duńskie kolumny podstawkowe Davone Studio VSA (zobacz TUTAJ) - otrzymałem je razem z adresowanymi doń standami. Davone Audio to producent kolumn głośnikowych z zelandzkiego Hillerød. Firma produkuje siedem modeli kolumn, a wszystkie one połączone są wspólnym mianownikiem nietypowego designu skrzynek równolegle osadzonym w charakterystycznym stylu skandynawskiego minimalizmu i nietypowej formy. Kiedy na nie spojrzeć, od razu można mieć wrażenie obcowania z dziełami sztuki użytkowej. Poza standardowej. Nie inaczej jest z modelami the Studio VSA. Toś wyjątkowo urodziwe głośniki. A jak grają? O tym za chwilę, bo najpierw warto przedstawić bliżej firmę Davone Audio, albowiem pierwszy raz gości na łamach Stereo i Kolorowo.

Davone Audio
Przedsiębiorstwo zostało założone przez pana Paula Schenkela - warto wiedzieć, że Paul jest fizykiem i inżynierem specjalizującym się w aeronautyce i akustyce. Davone Audio formalnie powstało w 2007 roku, choć pierwszy model kolumn Rithm zrodził się koncepcyjnie jeszcze w 1999 roku. Rithm oficjalnie ujrzały światło dzienne podczas wystawy CES w Las Vegas (USA) w 2007 roku, a następnie szybko stały się światowym przebojem. Dziś nie są już produkowane, lecz na rynku wtórnym traktowane są jak rarytasy i trzeba za nie słono zapłacić. Obecnie w katalogu Davone znajduje się kilka konstrukcji, a każda z nich swoim kształtem i formą jest przykładem sztuki użytkowej - można je traktować niejako jako rzeźby. Na pewno odróżniają się wizualnie od wielu innych i trudno pomylić Davone z czymkolwiek. Sam producent określa je przy pomocy motto "Art&Science", co jest trafnym określeniem, albowiem oprócz pięknego i nietypowego designu każdy model jest kwintesencją najwyższych umiejętności konstrukcji głośnikowych.

W katalogu można znaleźć siedem modeli: topowe Grande, wyższe Solo i Ray, średnie Twist i Tulip oraz tytułowe monitory Studio nawiązujące do modelu Tulip. Są jeszcze futurystyczne Mojo, które wymykają się jakiejkolwiek klasyfikacji swymi nietypowymi kształtami i rozwiązaniami akustycznymi. Mojo grają dookoła, czyli promieniują dźwiękiem na 360 stopni...

Wrażenia ogólne i budowa
Głośniki Studio VSA to zapgrejdowana wersja A.D. 2018. Monitory oryginalnie dostarczane są w dwóch osobnych kartonach, choć dystrybutor Galeria Audio przysłał je do mnie dodatkowo zapakowane w dużą skrzynię. Zaś w drugiej skrzyni dojechały firmowe standy. Trochę się namęczyłem z ich otwarciem i odpakowaniem, ale efekt okazał się znakomity. Davone Strudio to ekstremalnie piękne kolumny!

Zacznę od tego, że monitory Studio to perfekcyjna produkcja i luksusowe wykończenie, ale bez niepotrzebnego barokowego przepychu. Forma skrzynki pomimo że nietypowa, bo w kształcie podobnym do kielicha tulipana, to w zasadzie skromna i nienachalna. Po skandynawsku oszczędna, a równolegle wyrafinowana. Sklejka skrzynki jest ukształtowana w kielich, a w nim osadzony jest stelaż z głośnikami osłonięty czarną siateczką maskownicy (jest niezdejmowalna). Wielce oryginalnie to wygląda. Sklejka wykonana jest z naturalnego drewna bukowego, na zewnątrz dodatkowo pokrytego orzechowym fornirem. Wszystkie rogi i ścianki są zaokrąglone lub wyoblone - nie ma tu żadnej płaskiej powierzchni (poza fragmentami frontu i tyłu). Dlatego Studio muszą stać albo na firmowych okrągłych (i ciężkich) metalowych stopach, albo na przeznaczonych dla nich specjalnych stojakach (nogach). Te ostatnie oferowane są za dodatkową opłatą (2 500 PLN). Z tyłu skrzynek umieszczono duży wylot rury bass-reflexu oraz pojedyncze terminale głośnikowe bardzo wysokiej jakości.

Powtórzę. Monitory oryginalnie zaopatrzone są w okrągłe metalowe podstawy przykręcone czterema śrubami. W taki sposób można je postawić np. na dużej komodzie, ale trudno będzie je ustawić na jakichkolwiek standach. Do tego służą wyłącznie firmowe, które mają specjalnie wyprofilowany kształt nogi oraz mocowane umożliwiające montaż doń kolumn. W tym celu należy odkręcić metalowe okrągłe podstawy i do skrzynek od spodu poprzykręcać standy. Standy zaopatrzone są w specjalne kolce i talerzyki. Są produkcji łotewskiej firmy Cold Ray (zobacz TUTAJ). Te talerzykowate protektory mają z jednej strony głębokie stożkowe zagłębienie umożliwiające łatwe osadzenie kolca standu, a z drogiej strony (spodniej) przyklejoną gumę chroniącą podłogę przed zarysowaniami zaś strukturę stojaka przez jej wibracjami. Kapitalna produkcja protektora Cold Ray zasługuje na specjalną pochwałę.

Tradycyjnie kilka słów od samego producenta na temat modeli the Studio VSA. "Studio łączą w sobie charakterystyczne dla Davone siedmiocalowe głośniki średniotonowe, z unikalnym pierścieniowym głośnikiem wysokotonowym. Razem tworzą zniewalająco prawdziwą scenę, zupełnie nieproporcjonalną do ich rozmiaru. Przeznaczony im stand zapewni Studio ustawienie na idealnej do odsłuchu wysokości.

Głośniki w studyjnej jakości: tak, jak w profesjonalnych, studyjnych kolumnach, Studio używają najlepszych możliwych głośników. Membrana z włókna szklanego zapewnia odpowiednią kombinację sztywności i tłumienia - co usłyszysz, jako idealne połączenie finezji i kontroli. Duża, symetryczna zwrotnica dostarcza odpowiedniej ilości energii. Wraz z obudową oferującą optymalną impedancję dla niskich tonów, Studio tworzą wyjątkowo głęboki bas, oraz dynamiczną, szczegółową średnicę.

Tweeter pierścieniowy: użyty zarówno w Ray'u, jak i w Tulipie, ten tweeter tworzy swoją własną legendę. Ze względu na rozmiar 29 mm, jest wyjątkowo odporny na zakłócenia. Dzięki zoptymalizowanej geometrii kopułki, oraz ominięciu typowej wtyczki na środku, rozchodzenie się dźwięku jest zdecydowanie poprawione. Dostarczanie wysokiej mocy, połączone z niską częstotliwością rezonansów, powodują osiągnięcie niskiej częstotliwości głośnika bez agresywnego brzmienia. Nawet przy wysokiej głośności.

Standy: wycinane laserowo z 6 i 8 milimetrowej stali, zespawane w jedną część, o kształcie stalowych belek używanych w konstrukcji budynków; standy są bardzo sztywne i ciężkie. Dlatego też, umieszczenie Studio na firmowym standzie poprawi ich walory akustyczne. Zwłaszcza zasięg basu oraz obrazowanie dźwięku będą znacznie lepsze, ze względu na ich zwiększoną odległość od podłogi i masę. Stand bez kolców ma wymiary 64 cm x 28 cm x 31 cm". Koniec cytatu.


Dostawa głośników i standów z Galerii Audio odbywała się w dwóch dużych skrzyniach 

Wnętrze skrzyni, a w niej dwa kartony z monitorami

Każdy monitor jest zabezpieczony grubymi piankowymi formami

Monitor owinięty jest folią ochronną

Standy zaraz po wyjęciu z opakowania


Monitory oryginalnie zaopatrzone są w duże i ciężkie metalowe podstawy

Owalna bryła skrzynek

Materiałowa maskownica

Bukowa sklejka od zewnątrz pokryta orzechowym fornirem


Pełno krzywizn i owali

Odkręcam podstawę kluczem imbusowym

Wkręcam kolce do standu



Opakowanie protektorów Cold Rays

Na podłodze układam protektory Cold Rays


Podstawy na protektorach


Pojedyncze terminale, a  w nich przewody XLO UltraPLUS U6-10



Piękna forma Davone Studio


Dwa spojrzenia na system odsłuchowy

Wrażenie dźwiękowe
Głośniki testowałem postawione na firmowych standach i następnie posadowione na protektorach Cold Ray. Do Studio przyłączałem przede wszystkim następujące wzmacniacze: Haiku-Audio MK4, Hegel H160, Unison Research Unico 90 oraz Audio-gd A1. Monitory porównawcze: Buchardt Audio S400, Martin Logan Motion XT35, Guru Audio Junior oraz AudioSolutions Figaro B. Przewody głośnikowe to za każdym razem XLO UltraPLUS U6-10. Szczegółowa lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Optycznie monitory Studio wydają się być nieduże, choć to złudzenie wywołane krzywiznami i owalami skrzynek. W rzeczywistości ich wymiary wynoszą 240 x 356 x 300 mm (S x W x G), a sama masa też jest niemała, albowiem sięga 10 kg. Takie spore skrzynki mają szansę energetycznie i dynamicznie grać - i rzeczywiście tak grają. (Choć może nie sięgają ogłuszających poziomów ekspresji, bo nie muszą). Studio koncentrują się na łagodnym przekazie wyrozumiałym dla uszu, zapewniając wyjątkowo harmonijny i wysokogatunkowy dźwięk z pogranicza studyjnej analizy i audiofilskiej syntezy. To brzmienie gęste i soczyste, tonalnie napełnione aż po same brzegi, a jednocześnie żywe i wysublimowane. Dające pełen obraz nagrań i wyostrzoną głębię realizmu, jak i wręcz wzorowy pogląd na scenę odsłuchową. Co istotne, bas wydobywający się ze skrzynek Davone także ma niezły rozmiar, rozmach i masę. Wręcz zadziwiający jak na, bądź co bądź, niewielkie gabaryty ustępujące przecież konstrukcjom podłogowym. Z drugiej strony, jeżeli komuś i tak będzie brakowało niskich, zawsze można dostawić dobry subwoofer (np. REL). Mi podczas odsłuchów basu nie brakowało.

Należy podkreślić, iż Studio ustawione na powierzchni 30 m2 (tak było u mnie) napełniają ją pełnymi i obfitym dźwiękiem bez oznak niedomogów czy chudości. Zapewniają sporą masę dźwięku, dobre jego rozciągnięcie, optymalny wymiar i perfekcyjną dyfuzję planów. Atmosfera brzmienia przynależy do lekkich oraz sprężystych, acz zwartych i spoistych. Kształtowana głównie przez rozrośniętą średnicę oraz świetliste i niezwykle wyraźne soprany. Z kolei basy zapewniają niejako poduszkę pozostałym zakresom, lecz nie są ich szkieletem. Są raczej dopełnieniem i spoiwem, ale utworzone z wysokogatunkowego tworzywa. Niskie tony mają jednak spory ciężar i wystarczające natężenie, by móc prawidłowo usłyszeć nawet niewielkie drgania strun gitary basowej np. na ostatniej płycie Marcusa Millera "Laid Back" (Blue Note, 2018). Nie ma też problemów z realistycznymi odgłosami burzy przedstawionej na płycie analogowej grupy Dead Can Dance "Within the Realm of a Dying Sun" (4AD, 1987).

Davone Studio to nie tylko szybki i energetyczny dźwięk przyprawiony wieloma subtelnościami oraz wypełniony plastycznym kontentem. To także ultra-precyzyjna stereofonia z rasowego gatunku high-fidelity. Zjawiska stereo są wzorowo rozciągane na linii głośników niczym spod krawieckiej miarki. Natomiast źródła pozorne rysowane są w przestrzeni więcej niż autentycznie - zdają się być obecne rzeczywiście, na wyciągnięcie ręki. Mają kapitalny ciężar i precyzyjny obrys. Stoją w korelacji z głębokim i ciemnym tłem zapewniając autentyczny rozmiar instrumentów, co już samo w sobie w przypadku monitorów jest akustycznym arcydziełem. Zaś Davone idą jeszcze dalej - dają pierwszorzędny wgląd w ich rozdzielczość i dystrybucję tonalną. Odsłuchy nawet bardzo rozbudowanych składów (np. duża orkiestra symfoniczna) to prawdziwy popis selektywności i detaliczności muzyki. Inżynierowie Davone Audio mogą być z siebie zadowoleni. Amatorzy dokładnego dźwięku studyjnego także.

Kilka słów o współpracy ze wzmacniaczami. Z racji niezbyt efektownej skuteczności wynoszącej 88 dB/4 Ohm tytułowe głośniki nie są zanadto predysponowane dla konstrukcji lampowych, bo tu się po prostu nie sprawdzą w stu procentach, co nie oznacza, że nie zagrają. W moim empirycznym przekonaniu Davone Studio optymalnie zgrywają się z mocnymi i wydajnymi tranzystorami. Najwięcej tu energii, synergii i polotu. W testach najlepiej zagrały podłączone do tranzystorowego Hegel H160 (2 x 250 Wat/4 Ohm i 2 x 150 Wat/8 Ohm). Świetnie też było w zestawie z hybrydowym (lampowo-tranzystorowym) Unison Research Unico 90 (2 x 100 Wat/ 8 Ω i 160 Wat/ 4Ω). Wspaniale prężny dźwięk o sporym nasyceniu oraz wyjątkowo wysokiej kulturze i zaawansowanej subtelności.

Konkluzja
Davone Studio to monitory kompletne i totalne - wizualnie piękne i doskonałe brzmieniowe. Dopracowane do granic nieprzyzwoitości. Nic dodać, nic ująć. Bezwarunkowa i bezkompromisowa rekomendacja!

Cena Davone Studio w Polsce - 9 800 PLN (za dwie sztuki). Dodatkowe firmowe standy - 2 500 PLN.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Unison Research Unico 90 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Audio-gd A1, Synthesis Soprano i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Tannoy Legacy Cheviot, Living Voice Auditorium R3 (test TU), Tringle Genese Quartet (test TU), Buchardt Audio S400 (test TU), AudioSolutions Figaro B (test TU), Martin Logan Motion 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO, Unison Research Unico CD Due (test TU) i Pioneer PD-70AE (test TU).
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TU), Audio-gd R-28 oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładki gramofonowe: Ortofon 2M Black (test TU) i Goldring 2500 (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


[Audio vintage]: Pioneer C-90/M-90: przedwzmacniacz i końcówka mocy

Poster reklamowy Pioneer C-90/M-90 z 1986 roku


Dwa zdjęcia ze strony HiFi Engine (zobacz TUTAJ)


Dzięki uprzejmości warszawskiego Nomos Audio Vintage na pod koniec sierpnia br. pozyskałem do odsłuchów nie lada perełki. To japoński referencyjny zestaw przedwzmacniacz oraz końcówka mocy: Pioneer C-90 i Pioneer M-90. Końcówka mocy waży, bagatela - 27,3 kg. Produkowane były w Japonii w "złotych czasach" audio hi-fi, czyli w latach 1986 - 1992. Wyjątkowo piękne sprzęty.

O samej firmie Pioneer na Stereo i Kolorowo pisałem już wielokrotnie. Najczęściej odbywało się przy okazji opisów współczesnych urządzeń hi-fi, ale odsłuchiwałem także tzw. vintage. Ostatnio był to radioodbiornik Pioneer TX-7100 (czytaj TUTAJ) pochodzący z 1974 roku. Dlatego przypomnę dziś jedynie pokrótce najważniejsze daty w historii Pioneera. Pierwsza firma założona przez pana Nozomu Matsumoto w 1938 roku w Tokio nosiła nazwę Fukuin Shokai Denki Seisakusho i była protoplastą obecnego Pioneera. W 1947 roku skrócono nazwę do Fukuin Denki. W 1953 roku światło ujrzały pierwsze produkty audio - były to kolumny klasy hi-fi PE-8. W 1961 roku firma zmieniła nazwę na międzynarodową Pioneer Electronic Company, zaś rok później zadebiutowała na tokijskiej giełdzie. Od tego czasu zaczął się bardzo gwałtowny i ekspansywny rozwój.

W 1962 roku wprowadzono serię pojedynczych komponentów stereo, zaś w 1966 roku otwarto przedstawicielstwa w USA i w Europie. W 1975 roku otwarto dział produkujący elektronikę audio dla samochodów, a w 1976 roku wprowadzono akcje na nowojorską giełdę. Wkrótce zaczęto produkować także telewizory i magnetowidy, a w już w 1982 roku skonstruowano pierwszy odtwarzacz płyt kompaktowych. Potem zaczęto inwestować w różne inne działy niźli jedynie audio-video, bo w systemy telewizji kablowej, automatyczne nawigacje samochodowe oparte na GPS, DVD, telewizory plazmowe i wiele innych. W 1999 roku zmieniono kolejny raz nazwę przedsiębiorstwa - tym razem na Pioneer Corporation. I tak jest do dziś.

Pioneer w odróżnieniu do takich "upadłych" japońskich gigantów segmentu hi-fi jak Sansui, AKAI, czy Nakamichi wciąż trzyma się dzielnie i konstruuje całą armadę rozmaitych sprzętów hi-fi przeznaczonych zarówno na rynek konsumencki, jak i profesjonalny. W 2015 roku nastąpiła częściowa fuzja działów Pioneer Home Electronic z japońskim Onkyo, choć Pioneer zachował sporą niezależność. Europejska część tego przedsiębiorstwa nosi nazwę Pioneer & Onkyo Europe GmbH, zaś centrala mieści się w niemieckim Puchheim, tuż pod Monachium.

Tytułowy zestaw Pioneer C-90 / Pioneer M-90 był produkowany w latach 1986 - 1992, przynależy do serii Elite. Seria ta była produkowana od połowy lat 80-tych XX wieku aż do jego końca. Obejmowała rozmaite przedwzmacniacze, końcówki mocy, magnetofony kasetowe (np. CT-91 i CT-93), odtwarzacze CD (np. PD-73 i PD-93) oraz wzmacniacze zintegrowane (np. A-71), a także kolumny głośnikowe (np. TZ-7 i TZ-9). Oprócz serii Elite w historii Pioneera złotymi zgłoskami zapisały się także serie Exclusive (lata 70-te) oraz topowa Z1 (początek lat 80-tych).

Wzmacniacz mocy Pioneer M-90 został wprowadzony w 1986 roku i produkowany był do 1992 roku (został zastąpiony przez model M-91). Posiada dwa transformatory o dużej mocy (po jednym na każdy kanał), duże kondensatory elektrolityczne (o łącznej pojemności 48 000 mikroF), cztery mostkowe obwody prostownicze i 16 tranzystorów mocy (8 na kanał) w konfiguracji "cztery równoległe". Wzmacniacz może dostarczać dynamiczną moc 800 watów przy 2 Omach (z dynamicznym sygnałem testowym EIA). Wyposażony jest w aluminiowy panel przedni o głębokim, przypominającym lakier, wykończeniu; zawiera przełączalne wskaźniki fluorescencyjne mocy wyjściowej. Współosiowa moc wyjściowa: 200 W / ch (20 - 20 000 Hz T.H.D. 0,003 %, 8 Omów). Wymiary wynoszą 457 x 154 x 430 mm, przy sporej masie około 27 kg.

Przedwzmacniacz Pioneer C-90 produkowany był w tych samych latach co końcówka mocy M-90, czyli od 1986 do 1992 roku. (Potem pojawiła się ulepszona jej wersja C-91). Utrzymany jest w identycznej stylistyce jak M-90. Wyposażony jest w mnóstwo funkcji, korekcji i filtrów. Ma także zainstalowany wysokiej klasy przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM i MC, który jest przełączalny i regulowany. Jest już także przystosowany do obsługi odtwarzaczy płyt kompaktowych (rok 1986!) umożliwiając ich bezpośredni odsłuch w trybie "Direct CD" lub regulowanym. Pasmo przenoszenia rozciąga się od 20 Hz do 20 000 Hz. Całkowite zniekształcenie harmoniczne: 0,002 %. Czułość wejścia: 0,25 mV (MC), 2,5 mV (MM), 150 mV (liniowe). Stosunek sygnału do szumu: 86 dB (MC), 96 dB (MM), 109 dB (liniowe). Wyjście: 150 mV (liniowe), 1 V (przed wyjściem), 8 V (przed wyjściem maks.). Wymiary: 457 x 405 x 125 mm. Masa: 9 kg. W zestawie znajduje się pilot zdalnego sterowania.

Dźwiękowo Pioneer C-90/M-90 stoi po neutralnej stronie. To dźwięk czysty, otwarty i jasny, lekko zmiękczony, bardzo fizjologiczny. Na uznanie zasługuje duża przestrzenność grania, jak i sam energiczny rozmach dźwięku. Dynamika przekazu i jej głębia jest wręcz nieprawdopodobna. Na pewno zestaw Elite można nazwać referencyjnym, ale i wymagającym. Tu nie ma co podłączać jakichś "zwykłych" kolumn głośnikowych. Aby zestaw zagrał optymalnie potrzebuje głośników odpowiadających sobie jakością. Przy czym nie muszą to być konstrukcje współczesne, a z epoki. Wówczas dźwięk będzie najlepszy, a satysfakcja odsłuchów - największa. Podczas moich odsłuchów najlepiej sprawdziły się skrzynki Tannoy Legacy Cheviot z 2018 roku, ale będące niejako repliką kolumn z lat 70-tych XX wieku.













Plan recenzji - październik 2018 r.

Głośniki Tannoy serii Legacy w jesiennym anturażu


Lato minęło, przyszła jesień - słońce wcześniej zachodzi, więc wieczór wcześniej się zaczyna. A to najlepszy czas na odsłuchy muzyki. Czyli dla audiofila jesień to najbardziej wymarzona pora roku!

Plan testów na październik przedstawia się następująco:

1. Jako pierwszy opisany zostanie zestaw Audio-gd: przedwzmacniacz/DAC oraz końcówka mocy - Audio-gd R-28 i Audio-gd A1 (zobacz zapowiedź TUTAJ). Świetny sprzęt w cenie poniżej 10 000 PLN.




2. Zaraz potem chciałbym zrecenzować nietypowe szkockie kolumny podłogowe Tannoy Legacy Cheviot (zobacz anons testu TUTAJ). Jestem nimi autentycznie zauroczony...




3. W kolejce czeka niewielki wzmacniacz lampowy rodem z Włoch. To najnowszy Synthesis Soprano (czytaj TUTAJ). Fajny lampowiec na start i nie tylko.




4. W połowie października będę chciał pochylić się nad mało znanymi (w Polsce) kolumnami podłogowymi System Audio Legend 40 (zobacz TUTAJ). To produkt duński zaprojektowany i skonstruowany przez pana Ole Witthøfta. Co ciekawe, modele Legend 40 pomimo że pasywne mogą być w każdej chwili przebudowane na aktywne.



5. Oczekuję na dostawę ultra-ciekawych monitorów. Tym razem będą to włoskie Mauro Clementi M12A (zobacz TUTAJ i TUTAJ), czyli monitory, które premierę miały w 2018 roku. Zbudowane zostały w oparciu o kultowe głośniki japońskiego Fostexa.



6. W październiku będę chciał także opisać nowe kolumny podłogowe czesko-włoskiego Xaviana, spodziewam się dostawy ciekawych interkonektów XLR, japońskiego wzmacniacza i jeszcze kilku rzeczy, które zapowiem w momencie kiedy już do mnie fizycznie dojadą. Nie zabraknie także sprzętu z segmentu audio-vintage. Zapraszam do jesiennej lektury Stereo i Kolorowo!

Audio-gd R-28 i Audio-gd A1: przedwzmacniacz/DAC i końcówka mocy



Trzy zdjęcia Audio-gd ze strony 4HiFi

Wstęp
Sprzęty z dalekowschodniej stajni Audio-gd już niejednokrotnie gościły na stronach Stereo i Kolorowo. Były to: wzmacniacz zintegrowany Audio-gd Precision 1 (czytaj test TUTAJ) oraz przetwornik cyfrowo-analogowy ze wzmacniaczem słuchawkowym Audio-gd NFB-28 (czytaj test TUTAJ), a także referencyjny przetwornik cyfrowo-analogowy Audio-gd NFB-7.77 (czytaj test TUTAJ). Sprzęty marki Audio-gd łączy wspólny mianownik oszczędności designerskiej obudów z niezwykle zaawansowaną budową wewnętrzną - i to nawet tych najtańszych propozycji katalogowych. Jeżeli ktoś nie przedkłada wyglądu zewnętrznego nad konstrukcję wewnętrzne sprzętów audio hi-fi, Audio-gd będzie dla niego wymarzonym wyborem. Od siebie dodam, że wszystkie Audio-gd, z którymi miałem do czynienia zagrały co najmniej bardzo dobrze, o ile nie znakomicie - przy uwzględnieniu ich racjonalnych cen.

Dziś przyszedł czas na test absolutnych nowości. To najnowszy zestaw DAC/przedwzmacniacz liniowy/wzmacniacz słuchawkowy Audio-gd R-28 (zobacz TUTAJ) oraz zbalansowana końcówka mocy Audio-Gd A1 (zobacz TUTAJ). Obie przyjechały do mnie na początku września prosto od polskiego dystrybutora 4HiFi z Gliwic.

Audio-gd
Informacje o firmie Audio-gd dostępne na firmowej stronie są dość skromne i lapidarne. Można dowiedzieć się, że wszystkie produkty są zaprojektowane i opracowane pod kierunkiem pana He Qinghua, laureata pierwszej nagrody konkursu "Audio Design Contest" organizowanego przez korporację National Semiconductor (USA). Nie ma ani słowa o historii, czy pochodzeniu tajemniczej nazwy firmy, a szkoda, bo warto by ją rozszyfrować. Fabryka umiejscowiona jest w chińskim mieście Foshan, w prowincji Kanton, niedaleko stefy Hong-Kongu. Przedsiębiorstwo szczyci się najwyższymi standardami projektowania, budowy i wykonania swoich konstrukcji.

We wszystkich produktach firmy Audio-gd aplikowana jest technologia opisywana skrótem CCT (Current Conveyor Technology), oparta na tak zwanym lustrze prądowym. Technologia ta już od kilkudziesięciu lat jest rozwijana przez wielu producentów sprzętu audio. Dla uniknięcia ewentualnych roszczeń prawnych, Audio-gd nazwało ją jako ACSS (Audio-gd Current Signal System). Frma Krell stosuje CCT w swoich hi-endowych modelach pod nazwą CAST (Current Audio Signal Transmission - prądowa transmisja sygnału audio). W Japonii i Korei zastosowano ją pod nazwą SATRI w kilku bardzo kosztownych urządzeniach audio hi-fi. Produkty Audio-gd z ACSS mogą współpracować z układami CAST Krella oraz SATRI, po zastosowaniu przejściowych kabli i odpowiednich wtyków. Rozwiązania CAST, SATRI oraz ACSS różnią się jednak detalami konstrukcji samych układów (Czytelnika zainteresowanego szczegółami owej technologii odsyłam TUTAJ).

Naczelne zasady obowiązujące w Audio-gd opisują następujące trzy punkty: 1. Firmowe produkty są ręcznie konstruowane przez doświadczonych techników. Jakość jest najważniejszym celem, bez poświęcania wydajności. 2. Urządzenia poddawane są więcej niż 100 godzinom wygrzewania, skrupulatnym odsłuchom i dokładnym testom. 3. Wszystkie komponenty są precyzyjnie dobrane i dokładnie połączone w celu uzyskania jak najlepszego bezkompromisowego dźwięku. Ponadto, wszystkie produkty posiadają 10 lat gwarancji.

Wrażenia ogólne i budowa
Końcówka mocy i DAC dostarczane są w dwóch identycznych pudłach. Zwykłych kartonowych pudłach, bez żadnych ozdobnych nadruków. Tylko napisy "Audio-gd" i "Made in China" oraz nazwa modelu. Wewnątrz, w piankowych formach, bezpiecznie spoczywają sprzęty. W zestawie znajdują się przewody sieciowe oraz instrukcja obsługi. Przedwzmacniacz zapatrzony jest dodatkowo w pilot zdalnego sterowania. W komplecie otrzymałem firmowe przewody ACSS służące do połączenia końcówki mocy z przedwzmacniaczem (dostępny jest za dodatkową opłatą).

Oba urządzenia mają szerokość i głębokość 360 mm, czyli są o jakieś 30% węższe niż klasyczne sprzęty hi-fi. Zewnętrznie prezentują się typowo dla Audio-gd - czarna obudowa (aluminiowa!), fronty lekko zaokrąglone, skromne, choć solidne przyciski. Generalnie to wizualnie szału tu nie ma. Przedwzmacniacz ma zainstalowany niebieski wyświetlacz LED pokazujący jedynie najważniejsze informacje (poziom wzmocnienia i aktywne wejście). Po środku frontu zamontowano niedużą gałkę wzmocnienia, a po jej lewej stronie dwa profesjonalne gniazda słuchawkowe: na jack 6,3 mm i XLR 4-PIN.

Tył przedwzmacniacza bogato zaopatrzony jest w rozmaite gniazda (w tym XLR i firmowe ACSS) , choć trzeba się nieco wczytać w ich oznaczenia, bo nie są oznaczone typowo, a numerycznie. Nie ma jednak z tym żadnego problemu. Z tyłu znajduje się także przełącznik trybu pracy urządzenia: przedwzmacniacz/DAC.

Końcówki mocy nie ma co zbytnio opisywać, bo zewnętrznie to czarna skrzynka z jednym przyciskiem pośrodku frontu (włącznik zasilania). Zaś z tyłu znajdują się dwie pary gniazd głośnikowych oraz dwie pary gniazd wejściowych z przedwzmacniacza: XLR i firmowe ACSS. I oczywiście gniazdo zasilania IEC. To wszystko.

Audio-gd R-28 to urządzenie wielofunkcyjne. To przede wszystkim przetwornik cyfrowo-analogowy, oparty na drabinkach rezystorowych R-2R w technologii MSB. Z kolei przetworniki R-2R pod kontrolą ultra-fast FPGA to przedstawiciele wielobitowej konstrukcji D/A. Charakteryzują się czystym dźwiękiem, dynamiką i bardzo niskim poziomem szumu kwantyzacji. W DACu R-28 Audio-GD użyto czterech modułów R-2R. Urządzenie jest również w pełni zbalansowanym wzmacniaczem słuchawkowym i przedwzmacniaczem. Pełni też funkcję w pełni dyskretnego natywnego dekodera DSD. Warto podkreślić, że FPGA oznacza programowalną logikę macierzy. FPGA jest stosowana w przetwornikach DAC wysokiej klasy, jak np. popularny przetwornik Rockna Wavedream. Wewnętrzna konstrukcja sprzętu jest w pełni kontrolowana przez złożone oprogramowanie. Ogromną zaletą jest to, że oprogramowanie FPGA można łatwo zaktualizować, wzbogacając je o nowe funkcje lub poprawiając wydajność.

Główne cechy i technologie R-28:
- Skonstruowany w oparciu o 4 moduły R-2R pod kontrolą FPGA,
- 6 wejść cyfrowych:
-- Optical neutralne wejście w standardzie SPDIF 24 bit/192 kHz;
-- RCA neutralne wejście w standardzie SPDIF 24 bit/192 kHz;
-- HDMI ultra neutralne wejście w 32-bitowym standardzie 32 bit/384 kHz;
-- USB ultra neutralne wejście oparte na Amanero Combo 384 32 bit/384 kHz;
-- BNC ultra neutralne wejście w standardzie SPDIF 24 bit/192 kHz;
-- I2S ultra neutralne wejście w 32-bitowym standardzie zapewniającym ultra niski jitter 32 bit/384 kHz;
- Obsługiwany oversampling: NOS, x2, x4, x8 (zależny od ustawień użytkownika),
- Pamięć ostatnich ustawień parametrów pracy, przywracana przy włączeniu, obsługiwana gęstość zapisu do 32 bit/384 kHz (USB),
- Konstrukcja dyskretnego modułu analogowego w pełni zbalansowana bez żadnego wzmacniacza operacyjnego w kanałach sygnałowych - ACSS (Audio-gd Current Signal System).
- Tor audio pozbawiony kondensatorów sprzęgających w module analogowym.
- Non-feedback.
- Transformatory modułu zasilania R-core.
- Aluminiowa obudowa.
- Montaż przewlekany.

Natomiast Audio-gd A1 to wysoceefektywna zbalansowana końcówka mocy o mocy 120 Wat na kanał przy obciążeniu 8 Ohm, pracująca w klasie A - bez sprzężeń zwrotnych; zbudowana na elementach dyskretnych. Z tranzystorami pracującym w układzie Diamond Cross. Urządzenie pracuje w układzie dual-mono z oddzielonymi galwanicznie układami zasilania. Wzmacniacz skonstruowany został z wykorzystaniem technologii lustra prądowego, w firmowej aplikacji ACSS opracowanej przez Audio-GD. Jak podaje Audio-gd na swojej stronie: "Stopień końcowy oparty na czterech tranzystorach wysokiej mocy (150 W/15 A /pc) na kanał dających w sumie 125 W przy obciążeniu 8 Ohm i 200 W przy 4 Ohm. Zespół zasilania został zaprojektowany z kondensatorami o pojemności ponad 80 000 uF, zasilany przez przewymiarowane toroidalne transformatory. W konstrukcji użyto wysokiej jakości precyzyjnych rezystorów Vishay i KOA o tolerancji 0,1% i kondensatorów WIMA i NOVER. Całość zamknięta w aluminiowej obudowie z miedzianą grodzią oddzielającą część zasilacza od części wzmacniacza właściwego".

Główne cechy:
- Konstrukcja wykonana w technologi przewlekanej
- Wzmacniacz w klasie A w technologi ACSS bez OPA i kondensatorów sprzęgających w torze audio
- Końcówka mocy Diamond Cross oferująca jakość klasy A
- System ochrony urządzenia wykrywający zwarcia i nadmierny DC offset toru audio
- Dwa wejścia analogowe XLR x1 i ACSS x1.
- Końcówka mocy skonstruowana na bazie 4 tranzystorów (150 W/15 A/pc) na kanał.
- Łączna pojemność kondensatorów zasilania 80 000 uF
- Zastosowane audiofilskie komponenty takich firm jak Vishay, KOA, Wima, NOVER
- Aluminiowa obudowa z oddzielną, ekranowaną strefą dla sekcji zasilającej, spełniającą role wysokowydajnego radiatora.


Mało wyszukane kartony

Solidny sposób pakowania


Firmowe przewody ACSS służące do połączenia końcówki mocy z przedwzmacniaczem (opcja za dopłatą)





Monochromatyczny, ale wyjątkowo intensywny i wyraźny wyświetlacz

Obłe narożniki frontów - zabieg typowy dla Audio-gd

Tył urządzeń zaopatrzony jest w dużą ilość rozmaitych gniazd


Zestaw Audio-gd, pomimo że dość oszczędny pod względem designu, to trudno mu odmówić swoistej urody



Kilka ujęć głównego systemu hi-fi

Wrażenia dźwiękowe
Przetwornik/przedwzmacniacz Audio-gd R-28 testowałem osobno jako DAC oraz osobno jako komplet z firmową końcówką mocy Audio-gd A1. Jako DAC odniesienia używałem Pioneer U-05, a także wewnętrzny we wzmacniaczu Hegel H160. Wzmacniacze porównawcze to: Hegel H160 i Haiku-Audio Bright MK4. Kolumny głośnikowe to przede wszystkim Tannoy Legacy Cheviot oraz Living Voice Auditorium R3, a także monitory Davone Studio VSA. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Zacznę od opisu dźwięku Audio-gd R-28 w jego czystej funkcji DACa. Przetwornik skonstruowany został w oparciu o cztery moduły R-2R pod kontrolą FPGA (co oznacza programowalną logikę macierzy). Warto wiedzieć, iż FPGA jest odpowiedzialna za wysokiej jakości interfejs SPDIF (zastępujący tradycyjne mniej wydajne układy interfejsu SPDIF takie jak DIR9001, WM8805 lub AK411X, itp). Opowiada także za pełny proces ponownego taktowania w konstrukcji FIFO stosowanym na wszystkich wejściach. W ten sposób dane wyjściowe są w pełni zsynchronizowane z sygnałem zegarowym w celu odrzucenia każdego jittera. Kontroluje też wbudowany oversampling 2X, 4X i 8X oraz filtry cyfrowe, a także cztery różne prawdziwe tryby NOS (tylko analogowe filtrowanie 6 dB). Tak więc, konstrukcyjnie DAC R-28 to bardzo wysoka półka, choć dość nietypowa. Takie rozwiązania są dostępne w kilku znakomitych DACach - np. Classé Audio DAC-1, Soekris dac1321, czy polskim Acuhorn R2R H - przy czym zakup tego ostatniego to wydatek 4 000 Euro (zobacz TUTAJ). No dobrze, ale jak gra R-28? - pewnie pomyślał zniecierpliwiony Czytelnik. Już przechodzę do rzeczy.

DAC Audio-gd R-28 to bardzo czysty, wręcz krystaliczny dźwięk bez podbarwień czy ociepleń, a równolegle wybitnie rozdzielczy i soczysty. O fizjologicznych, lekko przymglonych, acz wspaniale chromatycznych barwach. Dominuje przyjemne poczucie harmonii, homogenii, wyrazistości oraz sporego natężenia przekazu dającego dobrą widoczność całych nagrań, ich złożoności i muzycznej głębi - gwarantując tym samym dźwięk dobrze zrównoważony, dynamiczny, koherentny i dokładny w każdej pozycji i w każdym kierunku. Co istotne, DAC nie ma problemów z oddaniem właściwego nastroju muzyki reprodukowanej z "cyfry", przy czym bliżej tu przekazowi do zaawansowanej eufonicznej barwności niźli do populistycznego nachalnego naturalizmu. Średnica jest śpiewna i emocjonalna, zaś soprany selektywne i z długimi wybrzmieniami. Sensualizm, blask i żywość muzyki są więcej niż poprawnie oddawane; są wprost znakomite. A do tego są bezpośrednie i bliskie, lecz jednocześnie nie kaleczą uszu ostrościami lub szorstkościami (choć same ostrości dźwięku istnieją tu jako takie). 

Owszem, chiński konwerter nie posiada aż tak potencjalnie dużej mocy dźwięku jak konstrukcje znacznie droższe, nie potrafi oddać całej potęgi brzmienia, ukazać wszelkich jego złożoności czy mikro-wybrzmień, czy wreszcie nie zagra najniższym basem o subsonicznych cechach. Nie mniej jednak muszę uczciwie napisać, że DAC Audio-gd R-28 swym dźwiękiem przypomina o tym, co oznacza prawdziwa muzyka słuchana bez ograniczeń i bez zbędnej emfazy. DAC gra muzykę bezpretensjonalnie, transparentnie i melodyjnie - pozwala dużo usłyszeć i wiele zobaczyć z tego, co pierwotnie zapisano w studio nagrań. Jest mistrzem plastycznego nastroju, cyzelunku i wysycenia tonalnego, czym bezsprzecznie przypomina rasowe przetworniki cyfrowo-analogowe z pułapu cenowego okolic 8 000 - 10 000 PLN.    

A teraz kilka zdań o brzmieniu całego zestawu Audio-gd R-28 i Audio-gd A1 (połączenie obu komponentów odbywało się za pomocą firmowych przewodów ACSS, a nie przewodów XLR). Końcówka mocy zapewnia bardzo mocne i energetyczne brzmienie o dużym rozmachu, sporym rozproszeniu oraz dalekim zasięgu. To granie dynamiczne, potoczyste i żyzne a równolegle zharmonizowane i mocno organiczne (i to pomimo że to przecież rasowy tranzystor!). Dużo tu zaangażowania tonalnego, elastycznego basu, nasyconej średnicy i świetlistych sopranów. Całość przekazu jest zharmonizowana i precyzyjnie poukładana. W tym dźwięku jest i siła, jest i delikatność zsynchronizowana z czystością całego obrazu, który jest pełny i kolorowy w odbiorze, bez poczucia jakichkolwiek braków czy niedociągnięć. (Co samo w sobie jest już mistrzostwem świata). Przedwzmacniacz Audio-gd wtóruje w tym końcówce mocy, dostarczając odpowiednio natężony i rozdzielczy sygnał z dużą miąższością i bogactwem wysyceń oraz rytmiki.

Zestaw Audio-gd to przykład perfekcyjnej uniwersalności konstrukcyjnej, albowiem nie gra słodko, czy namiętnie, ani tym bardziej efekciarsko. Gra muzykę naturalnie i adekwatnie, tak by brzmiała plastycznie, bogato i eufonicznie. W stu procentach organicznie - z nutą ciepłą, odrobiną miękkości, trochę ciepło i wyjątkowo płynnie. Ale również z dużą energią i sporą gęstością tonalną (ale bez wrażenia zatłoczenia). Każdy gatunek muzyki ma szansę zabrzmieć wyraźnie i poprawnie - optymalnie. Audio-gd bezkompromisowo zagra i ostry rock, i zagmatwaną elektronikę, i rozbudowaną symfonikę. Na cały drive, z sercem i zaangażowaniem.

Jeżeli miałbym wskazać palcem, które urządzenie w wartościach bezwzględnych jest lepsze - przedwzmacniacz/DAC R-28 czy końcówka mocy A1, to mógłbym napisać, że R-28 dostarcza ciut bardziej zaawansowany dźwięk, lepiej zorganizowany i precyzyjniejszy niż sama końcówka mocy. R-28 to przykład urządzenia dopracowanego i kompletnego, zaś końcówka mocy pomimo że gra pełnokrwiście i zupełnie nienagannie, to nie ma aż takiej głębokiej galanterii brzmienia, jaką ma przedwzmacniaczo-DAC. Myślę, że konstruktorzy Audio-gd powinni pomyśleć o ewentualnej możliwości zmostkowania dwóch A1, czyli przyszłego apgreju systemu o kolejny klocek A1. Takie bi-symetryczne połączenie dwóch A1 i jednego przedwzmacniacza R-28 może przynieść dźwięk doskonalszy - ocierający się nawet o granice przedsionka high-endu. Warto o tym wiedzieć.

R-28 zaopatrzony jest również w wysokiej klasy przedwzmacniacz słuchawkowy, który nie jest jedynie czczym dodatkiem do urządzenia, a pełnoprawnym bytem. To brzmienie z pierwszorzędną dynamiczną pewnością siebie, z solidnym stanem skupienia, z rozmachem i soczystością. Gra czysto, z pulsem i gładko. Takie słuchawki jak Fostex TH610 czy Final Audio Design Pandora Hope VI zgrywają się zeń synergicznie i symbiotycznie. Nie mam żadnych uwag.

Konkluzja
Audio-gd R-28/Audio-gd A1 to przykład zestawu uniwersalnego (DAC, przedwzmacniacz liniowy, wzmacniacz słuchawkowy i końcówka mocy) i perfekcyjnie skonstruowanego. Zapewniającego brzmienie eufoniczne, organiczne i rozdzielcze. To zestaw dostarczający przekaz tonalnie wysycony i melodyjny do kwadratu. Zaangażowany i nastrojowy. Do ideału brakuje jedynie możliwości zmostkowania końcówki A1, ale znając kreatywność inżynierów Audio-gd pewnie niebawem i taka opcja pojawi się. W ogólnym rozrachunku Audio-gd R-28/Audio-gd A1 zasługuje na pełne uznanie - za porównywalną cenę około 10 000 PLN trudno będzie znaleźć coś lepszego. Moja szczera rekomendacja!

Audio-gd R-28, cena w Polsce - 4 700 PLN.
Audio-gd A1, cena w Polsce - 4 560 PLN.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Unison Research Unico 90 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Synthesis Soprano i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Tannoy Legacy Cheviot, Living Voice Auditorium R3 (test TU), AudioSolutions Figaro B (test TU), Davone Studio VSA (test TU), Martin Logan Motion 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO, Unison Research Unico CD Due (test TU) i Pioneer PD-70AE (test TU).
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładki gramofonowe: Ortofon 2M Black (test TU) i Goldring 2500 (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


NuPrime IDA-16, wzmacniacz cyfrowy z DAC - zapowiedź testu




Wczoraj z białostockiego Rafko dojechał do mnie NuPrime IDA-16 (zobacz TUTAJ), czyli jak określa go producent "zintegrowany wzmacniacz cyfrowy stereo klasy hi-end z przetwornikiem DAC ESS Sabre". Owszem, nie jest to najnowsza konstrukcja firmy NuPrime, bo powstała zaraz po jej narodzeniu (po "wypączkowaniu" z firmy NuForce) w roku 2014. Był to pierwszy wzmacniacz stereo nowo narodzonej NuPrime. Pierwszy i od razu przebojowy, należy napisać. IDA-16 zebrał całą masę branżowych nagród, rekomendacje czasopism hi-fi oraz, co najważniejsze, uszy i serca światowych melomanów. Cztery lata to dużo w świecie audio hi-fi, lecz jak się okazało, konstrukcja IDA-16 była i jest na tyle innowacyjna, że wciąż świeża i aktualna (w tym wewnętrzny DAC ESS 9018K2M SABRE32 DSD/PCM). Podobnie zresztą jak i ponadczasowy, bo futurystyczny design wzmacniacza. Dlatego z tych powodów nie mogło zabraknąć NuPrime IDA-16 na stronach Stereo i Kolorowo. Oto on!

Jak podaje producent: "IDA-16 to wzmacniacz jedyny w swoim rodzaju. W zamyśle producenta głównym źródłem sygnału audio dla wzmacniacza są formaty cyfrowe. Dlatego wzmacniacz dysponuje aż 5 wejściami cyfrowymi i tylko jednym kompletem złącz analogowych. W zamian za to NuPrime obiecuje obsługę nawet najwyższych standardów formatów cyfrowych i kompletne rozwiązanie o jakości dźwięku, który zaspokoi nawet najbardziej wybrednych audiofilów. IDA-16 został wyposażony w pełnoprawny przetwornik cyfrowo-analogowy o najwyższej jakości dźwięku oparty o topowy przetwornik DAC ESS SABRE - dzięki temu nie ma potrzeby dokupowania do kompletu zewnętrznego urządzenia DAC. Całość jest idealnie dopasowana brzmieniowo i stanowi kompletne, high-endowe rozwiązanie. 200 Wat ciągłej mocy niezależnie od obciążenia wskazuje na bardzo wysoką wydajność prądową, co pozwala podłączyć do wzmacniacza praktycznie dowolne kolumny". Koniec cytatu.

Główne cechy IDA-16 to:
- obsługa plików w jakości do 384 kHz oraz DSD do 11.2 MHz,
- 200 Wat na ciągłej mocy na kanał zarówno przy 4 jak i 8 Ohmach,
- precyzyjny potencjometr drabinkowy o skoku 0.5d B z pamięcią poziomu głośności dla każdego źródła,
- sterowanie urządzeniem autorskim mikroprocesorem z retencją pamięci,
- przetwarzanie cyfrowe sygnału przez programowalny chip FPGA SRC IC dla ultra niskich zniekształceń jitter,
- udoskonalone końcówki mocy w klasie D przełączające się przy 600 kHz (w przeciwieństwie do klasycznych, które przełączają się przy 300 kHz),
- zasilacz w technologii SMPS (Switch-Mode Power Supply) o sprawności dochodzącej do 93 procent,
- obsługa ASIO 2.1 (DSD256) oraz DoP (DSD over PCM),
autorskie sterowniki do systemu Windows,
- kondensatory w technologii Cross-Matrix Array zdolne do dostarczenia ekstremalnie wysokiego napięcia aby oddać nawet najmocniejsze uderzenia instrumentów perkusyjnych i zmiany dynamiki,
- realne pasmo przenoszenia sięgające 80 000 Hz.


Kolumny podłogowe Tannoy Legacy Cheviot

Zdjęcie Legacy Cheviot ze strony Tannoy

Broszura Tannoy z lat 70-tych XX wieku; pierwszy od lewej - Cheviot



Kilka broszur Tannoy z lat 70-tych XX wieku


Cheviot to najwyższy szczyt w paśmie Cheviot Hills, wzgórz otaczających angielsko-szkocką granicę między Northumberland i Scottish Borders. To starożytny wygasły wulkan, jego płaski szczyt znajduje się 815 metrów (2 674 stóp) nad poziomem morza.

Wstęp
W połowie września br. niezrównany lotny przedstawiciel warszawskiego dystrybutora EIC Sp. z o.o. dowiózł do mnie do Gdyni na testy nowe kolumny. Bardzo duże i ciężkie (około 30 kg sztuka!) kolumny, trzeba dodać. To najnowsze szkockie skrzynie Tannoy Legacy Cheviot (zobacz TUTAJ). Chociaż pisanie o Legacy Cheviot jako "najnowsze" nie jest do końca ani prawdziwe, ani w pełni uzasadnione. Albowiem kolumny serii Legacy (modele Arden, Eaton i właśnie Cheviot) powstały w oparciu o studyjne produkty, bardzo lubianej i cenionej w latach 70-tych XX wieku serii Tannoy HPD. Są niejako ich replikami, ale nie w całości. Są raczej nawiązaniem do nich, inspiracją i rozwinięciem. Tannoy Legacy Cheviot to nie tylko kopia oryginału zachowująca klasyczny dawny wygląd, ale równolegle najnowsza jego wersja z zastosowaniem rozwiązań technicznych wynikających z ewolucji samych przetworników, jak i wzrostu jakości elementów elektronicznych. Stąt też i firmowy slogan: "Legendarny dźwięk w nowoczesnym wydaniu".

Warto podkreślić, iż każda obudowa wykonana jest ręcznie w Coatbridge w Szkocji (UK). Zbudowana jest z grubych płyt MDF pokrytych naturalnych fornirem i wyposażona w stabilizujące 12-milimetrowe gumowe nóżki. Tannoy Legacy Cheviot to piękna, choć bardzo oryginalna rzecz!

Wrażenia ogólne i budowa
O tym, że kolumny Cheviot są duże i ciężkie już napisałem we wstępie. Zapakowane są w dwa wielkie kartony rozmiarami przywodzące na myśl opakowania do lodówki lub dawnego dużego telewizora kineskopowego. Wypakowanie kolumn i ich ustawianie nie jest łatwe - trzeba to robić w dwie osoby. W zestawie znajdują się kolce, wosk pszczeli do konserwacji forniru skrzynek, ściereczka, instrukcja obsługi i gwarancja producenta.

Zanim przejdę do opisu samych kolumn, kilka słów na temat koncepcji budowy Cheviot i w ogóle serii Legacy. W latach 70-tych XX wieku kiedy Tannoy projektował pierwowzory kolumn Eaton, Cheviot i Arden (były jeszcze Devon i Berkeley) wąskie obudowy głośników nie były w powszechnym użyciu, albowiem kierowano się nakazami akustyki a nie mody czy koniecznością stawiania głośników w niewielkich mieszkaniach. Obudowa musiała być szeroka i duża by pomieścić duże przetworniki (membrany), które to z kolei są niezbędne by zapewniać optymalny dźwięk - przekonujący masą i głębokim zejściem basowym. Pisząc prosto i obrazowo - im większa powierzchnia emisyjna sterownika, tym lepsza jest jego reakcja wyjściowa i wydajność. Większe przetworniki wymagają również mniejszej mocy dostarczanej ze wzmacniacza, co ostatecznie powoduje znacznie niższy poziom ogólnych zniekształceń. Jeśli nowoczesne głośniki wykorzystują tak małe przetworniki, to dlatego, że obecny trend wymaga, aby głośniki były dyskretne i łatwe do zintegrowania z pomieszczeniem mieszkalnym. Dlatego inżynierowie Tannoy poszli wbrew tym trendom i zaproponowali powrót do starych i sprawdzonych rozwiązań - szeroka skrzynka, lecz niezbyt wysoka, tak aby swobodnie móc zmieścić duży przetwornik. Takie staroświeckie rozwiązanie ma duży fizyczny sens, choć rzeczywiście sam rozmiar skrzynek jest mało ergonomiczny. Ale dobry dźwięk wymaga przecież poświęceń...

Jakość wykonania Cheviot jest wprost oszałamiająca - dębowy fornir położony jest po mistrzowsku. Można go zaimpregnować woskiem pszczelim (jest w komplecie), nabierze wówczas ciemniejszego odcieniu. Fronty są przykryte dwudzielnymi (dwoma osobnymi) maskownicami. Jedna przykrywa duży przetwornik i dwa wyloty bass-refleksów zaś druga system regulatorów krzywej czułości i krzywej reakcji głośnika wysokotonowego. Co jednocześnie jest wyraźnym sygnałem, że głośnik został zaprojektowany w dawny sposób - można dostosować własne preferencje odsłuchowe do głośnika - lub oczywiście odwrotnie.

Większą powierzchnię frontu (malowanego na czarny mat) zajmuje duży 12-calowy głośnik współosiowy (koaksjalny). To legendarny przetwornik Tannoy Dual Concentric o wytrzymałości 500 Wat. Inżynierskie dzieło sztuki użytkowej. Membrana wykonana jest z włókna celulozowego i ma nieregularną powierzchnię, aby zapewnić optymalne właściwości tłumiące. Głośnik wysokotonowy znajduje się w środku stożka przetwornika basowego w układzie współosiowym. Technologia ta zapewnia optymalne rozproszenie całego zakresu częstotliwości obejmowanego przez dwa przetworniki. To nie jest tylko chwyt reklamowy Tannoy, bo technologia koncentryczna zapewnia świetne wyniki akustyczne. Warto wiedzieć, iż wiele innych firm przyjęło ją właśnie z tego powodu np. KEF, JBL i Cabasse. Niemniej jednak sterownik Dual Concentric firmy Tannoy Legacy Cheviot to wyjątkowy model. Niepowtarzalny.

Sam głośnik wysokotonowy (aluminiowa kopułka) jest mało widoczny na tle niskotonowego, ukryty został za pozłacanym falowodem typu Tulipan. Podwójny róg falowodu zapewnia właściwą kierunkowość wysokich częstotliwości. Cały przetwornik Tannoy Dual Concentric obramowany jest mosiężnym pierścieniem, co dodatkowo zwiększa wrażenie estetyczne - mosiądz na czarnym matowym tle frontu prezentuje się nieziemsko.

Skrzynki Cheviot mimo że szerokie i dość wysokie to równolegle są stosunkowo mało głębokie - tylko 26 cm, co umożliwia stawienie kolumn nawet w niezbyt dużych pomieszczeniach. Albowiem w rzeczywistości i wbrew pozorom tytułowe Tannoy nie zajmują aż tak dużo miejsca. Mogą być przysunięte blisko do tylnej ściany, bo podwójne ujścia bass-reflexów znajdują się z przodu kolumn.

Na przednim panelu sterowania znajduje się dwupasmowy system sterowania, który można wykorzystać do regulacji głośnika wysokotonowego. Górny pasek kontroluje wyjście głośnika wysokotonowego, które można zwiększyć lub zmniejszyć (-3 dB, -1,5 dB, 0 dB, +1,5 dB, +3 dB). Aby wyregulować wyjście, wystarczy odkręcić dany sworzeń i przesunąć go i wkręcić do wybranej wartości. Dolny prążek może być użyty do regulacji wysokich tonów powyżej 5 kHz. Kapitalne rozwiązanie i bardzo praktyczne - można bawić się ustawieniami w nieskończoność. Ale rezultaty odsłuchowe mogę być fenomenalne.

Z tyłu skrzynek (podobnie jak front pomalowanego na czarny mat) umieszczono nietypowo aż pięć terminali głośnikowych. Znajdują się tu dwa zestawy terminali głośnikowych (LF i HF) połączone czystymi zwojami miedzi (tzw. jumperami) zamiast metalowych płytek (jak to zazwyczaj jest praktykowane). Każdy słupek terminala jest kompatybilny z wtykami bananowymi, a piąty, dodatkowy terminal ma zapewniać uziemienie dla odsłuchów całkowicie pozbawionych szumów.

Tradycyjnie cytuję kilka słów od producenta: "12-calowy przetwornik Dual Concentric o wytrzymałości 500 W, z łatwością dostarczy dynamicznego dźwięku o szerokim spektrum odtwarzanych częstotliwości, przy zachowaniu wszelkich zalet punktowego źródła dźwięku. Prezentowana przejrzystość i dokładność reprodukcji, całkowity brak podbarwień, godny jest najlepszych monitorów studyjnych.

Zwrotnica zastosowana w Legacy Cheviot jest fizycznie podzielona na podzakresy. Perfekcyjnie separowane sygnały audio przeznaczone dla przetwornika niskotonowego i wysokotonowego zapewniają klarowne i naturalne odtwarzanie muzyki. Regulacje pozwalają precyzyjnie dopasować brzmienie kolumn do warunków akustycznych panujących w pokoju odsłuchowym. Cheviot wyposażone są w podwójne, pozłacane 24-karatowym złotem, łącza głośnikowe WBT, zapewaniające podłączenie bi-wiring lub bi-amping, a dodatkowy piąty zacisk pomoże zredukować interferencje częstotliwości radiowych (RF) i poprawić klarowność średnich tonów". Koniec cytatu.

Specyfikacja techniczna
- Pasmo przenoszenia: 38 Hz - 30 000 Hz ± 6 dB
- Zalecana moc wzmacniacza: 20 - 250 W
- Moc ciągła: 125 W
- Moc szczytowa: 500 W
- Czułość: 91 dB/1W/1 m
- Impedancja: 8 Ω
- Dual Concentric: niskotonowy, pulpa papierowa 300 mm, materiałowe zawieszenie Dual Concentric: wysokotonowy, kopułka aluminiowa 33 mm
- Częstotliwość podziału zwrotnicy: 1,2 kHz
- Regulacja zwrotnicy: ± 3 dB w zakresie 1 kHz - 30 kHz, od 2 dB do -6 dB na oktawę w zakresie 5 kHz - 30 kHz
- Bass Reflex – podwójny port
- Obudowa: MDF 19 mm
- Złącza – WBT pozłacane 24 karatowym złotem
- Wymiary W x S x G: 860 x 448 x 260 mm
- Masa: 29 kg/sztuka



Piękne, klasyczne kształty skrzynki Cheviot; wykonanie - luksusowe


Płytka dwupasmowego systemu sterowania głośnikiem wysokotonowym


Doskonała stolarka skrzynek

Dwa ujścia bas-reflexów na froncie

Mosiężna obręcz głośnika

Głośnik koncentryczny Tannoy

Wysokotonówka w "tulipanie"

Tył kolumn

Pośrodku wzmacniacz Hegel H160 - w połączeniu z Cheviot wypadł raczej blado


Dwa spojrzenia na system odsłuchowy - wzmacniacz to lampa Synthesis Soprano

"Zestaw marzeń": kolumny Tannoy Legacy Cheviot ze wzmacniaczem hybrydowym Pathos Classic One MKIII (połączone przewodami XLO UltraPLUS U6-10) i z gramofonem Nottingham Analogue Horizon


Wrażenia dźwiękowe
Kolumny Cheviot podłączałem do kilku wzmacniaczy: hybrydowych Pathos Classic One MKIII i Haiku-Audio Bright MK4, lampowego Synthesis Soprano oraz stricte tranzystorowego Hegel H160. Za każdym razem do tego celu używałem przewodów głośnikowych XLO UltraPLUS U6-10 (czytaj test TUTAJ). Głośniki porównawcze to przede wszystkim Living Voice Auditorium R3 oraz czasem monitory AudioSolutions Figaro B i Davone Studio. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu. 

Niezbyt często zdarza mi się, aby jakiś sprzęt audio hi-fi podczas odsłuchów od razu i doszczętnie zdobył moje serce i duszę. Prowadzę blog Stereo i Kolorowo już od siedmiu lat, a przedtem dwa lata recenzowałem dla portalu Stereo Underground (nie istniejącego już). Trochę tego i owego się więc posłuchało. Dlatego niniejszym autorytarnie muszę napisać, że szkockie głośniki Tannoy Legacy Cheviot po rozpoczęciu odsłuchów błyskawicznie i całkowicie mnie przekonały swoim fantastycznym brzmieniem. Totalnie i bezwarunkowo. Dlaczego? Ponieważ, pisząc zrozumiałą przenośnią - momentalnie dotknęły głębokiego sensu i gorącego serca muzyki, nadzwyczaj celnie dotarły w sam środek istoty przekazu absolutnego, plastycznego i rzeczywistego, w lot zdobyły mózgowy obszar przyjemności, emocji i zaangażowania. Tak, Tannoy Legacy Cheviot to wybitne głośniki, oferujące wręcz magiczny dźwięk.

Tannoy Legacy Cheviot grają dźwiękiem mocarnym, kapitalnie rozciągniętym i plastycznym do kwadratu, o ile nawet nie do sześcianu. Masywna skala i rozległe obrazowanie spotykają się z dobrze wyartykułowanym niskim końcem i ekspresyjną, gęstą średnicą. Kolumny brzmią ma wskroś fizjologicznie i organicznie, a przy tym są w tym całkowicie naturalne i bezpretensjonalne. Katalizują pogłębioną analizę wyszukaną złożonością tonalną i ułożoną warstwą dźwiękową pozostawiając przestrzeń między głosami a instrumentami, dodając tekstury każdemu pojedynczemu dźwiękowi i pogłosowi. Przynoszą wyważoną energię i nasycony kolor w całym spektrum przekazu - są równe i harmonijne niczym ornamenty arabesek, świeże i barwne niczym wiosenne kwiatki na łące. Może niniejszym używam zbyt dużo poetyckich porównań, lecz chcę tym podkreślić, że nieczęsto spotkać można aż tak wyrafinowane konstrukcje zapewniające pełnię dźwięku, który jest atrakcyjny i żywy, a jednocześnie nie przesadzony, nie przekombinowany. 

Kolejnym atutem szkockich skrzynek jest ich łatwość budowania holograficznej sceny. Można ją nazwać szczególnie szeroką i głęboką, ale przede wszystkim jest ona nadzwyczaj precyzyjnie zaaranżowana i poukładana. Rozciąga się na linii głośników sięgając daleko poza boczne krawędzie głośników, a także bardzo głęboko. Głębię wypada nazwać akustycznie doskonałą, analogicznie jak i precyzję lokalizacji i gradację źródeł pozornych (oraz ich proporcjonalną wielkość/rozmiar). Co istotne, choć z pozoru mało prawdopodobne, Legacy Cheviot całkowicie znikają z pomieszczenia odsłuchowego - i to pomimo dużych przecież gabarytów skrzyń. Zjawiska 3D są nadzwyczajne, podobnie jak swoboda i lekkość, z jakimi odrywają się dźwięki od krawędzi głośników. W przestrzeni pojawiają się rysowane przez Cheviot dźwięki mniejsze, średnie i większe, bez żadnego niepożądanego wyolbrzymiania, czy niechcianego spłaszczania. Instrumenty zaskakują namacalną konsystencją, plastycznością i autentyczną obecnością. Natomiast wokale preferują przede wszystkim pierwsze plany, pewnie i soczyście wyodrębniając się z tła instrumentalnego akompaniamentu - podczas odsłuchów kolumn słuchacz przenosi się wprost do hipotetycznej sali koncertowej. To prawdziwa przyjemność dla uszu dla świadomego melomana, ale ten początkujący może mieć jednakże problemy z poprawną akomodacją słuchu...

Niskie tony są nasycone i mają zdecydowanie pewną konsystencję. Schodzą bardzo nisko, i dalej - nie mają oporów przed zejściami subsonicznymi. Olbrzymia 30-centymetrowa membrana basowa robi swoje - gra niskimi lekko i obficie. Ale nie ma tu żadnego nadmiaru niskich, albowiem odzywają się tylko wówczas, kiedy potrzeba - ściśle jak nakazuje zapis nagrania. Lecz jak już się odezwą, to są nie tylko pełne, ale również pierwszorzędnie kontrolowane, punktualne i koherentne. A celulozowe (papierowe) membrany przynoszą bas lekko ciepły i gładki - można napisać ekologiczny. Z kolei aluminiowa kopułka współegzystująca w głośniku koaksjalnym z membrana basową przynosi soprany gładkie, prawie jedwabiste (przy ustawieniu podstawowym). Wysokie wyróżniają się swoją przejrzystością, sprawnością i selektywnością. Są jedwabiste w strukturze, a równolegle rozdzielcze i analityczne. Spójne, acz nie krzykliwe. Optymalne.

Na koniec warto napisać, jaki, w moim przekonaniu, wzmacniacz najlepiej sprawdził się w połączeniu z Tannoy Legacy Cheviot. Głośniki podłączałem do dwóch hybrydowych Pathos Classic One MKIII i Haiku-Audio Bright MK4, lampowego Synthesis Soprano oraz stricte tranzystorowego Hegel H160. Głośniki mają wysoką efektywność 91 dB, przez co są predysponowane do wzmacniaczy lampowych, ale to nie "lampa" zagrała z nimi najlepiej. Zwycięzców było dwóch: na pierwszym miejscu włoski Pathos Classic One MKIII, a na drugim - polski Haiku-Audio Bright MK4. Oba hybrydowe (lampowo-tranzystorowe). Najwięcej było tu jakiejś takiej nieuchwytnej aksamitności, perlistości oraz pełności brzmienia, dopełnienia tonalnego, jak i lekkiego docieplenia zimnych dźwięków przynoszącego wspaniałą fizjologię odsłuchów i organiczną miąższość. To dźwięk zaangażowany, wręcz absolutny. Ocierający się o high-end (dotyczy to szczególnie połączenia z Pathos Classic One MKIII).

Konkluzja
Tannoy Legacy Cheviot to bardzo wyrafinowane i zaawansowane głośniki. Zapewniają pierwszorzędnie dźwięczny obraz muzyczny z ogromną dynamiką i sporymi pokładami wewnętrznej mocy. Brzmią obficie i lekko ciepławo, a nawet organicznie. Budują nastrój, przynoszą emocje, dostarczają koncertowy dźwięk najwyższej klasy. Do pełni szczęścia potrzebują właściwie dobrany wzmacniacz - wówczas stopień satysfakcji będzie najwyższy, zaś dźwięk optymalny. Jedyną wadą tytułowych kolumn są ich skrzyniowate gabaryty, które powodują, że nie w każdym pomieszczeniu odsłuchowym znajdzie się dla nich odpowiednio dużo miejsca. W ogólnym rozrachunku - absolutna rekomendacja na pięć gwiazdek!

Cena w Polsce - 24 000 PLN (za dwie sztuki).

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Synthesis Soprano, Audio-gd A1 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), AudioSolutions Figaro B (test TU), Davone Studio VSA (test TU), Martin Logan Motion 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO i Pioneer PD-70AE (test TU).
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TU), Audio-gd R-28 (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładki gramofonowe: Ortofon 2M Black (test TU) i Goldring 2500 (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.



    Wzmacniacz lampowy Synthesis Soprano


    Front i tył Soprano - zdjęcia ze strony Synthesis


    Wstęp
    Wzmacniacz lampowy Synthesis Soprano (zobacz TUTAJ) to najnowszy produkt włoskiej firmy Synthesis SRL, przedstawiciel tzw. klasy "entry level". Warto jednakże wiedzieć, że nazwa "Soprano" pochodzi od włoskiego określenia na sopran, czyli na wysoki żeński głos, a nie od mafijnej telewizyjnej rodziny Soprano...

    Urządzenia marki Synthesis już kilkukrotnie pojawiały się na stronach Stereo i Kolorowo. Były to: zestaw Synthesis Roma 14DC i Synthesis Roma 37DC (czyli odtwarzacz CD i wzmacniacz hybrydowy, czytaj test TUTAJ), wzmacniacz lampowy Synthesis A100 Titan (czytaj TUTAJ) oraz przedwzmacniacz gramofonowy Synthesis Roma 79DC (czytaj TUTAJ). Myślę więc, że nie ma co ponownie opisywać samej włoskiej firmy Synthesis Art in Music (tak brzmi pełna nazwa), bo zainteresowany Czytelnik może przejść pod powyższe linki, gdzie to już raz uczyniłem.

    Wrażenia ogólne i budowa
    Wzmacniacz dostarczany jest w stosunkowo niewielkim pudle, bo i sam jest nieduży (310 x 295 x 150 mm). Natomiast waży całkiem sporo, bo 10 kg. Soprano w kartonie jest stabilnie zabezpieczony i unieruchomiony gąbkowymi formami. W komplecie nabywca otrzymuje gwarancję, instrukcję obsługi i przewód sieciowy, a także piękny firmowy pilot zdalnego sterowania wzięty z wyższych modeli Synthesis, co zasługuje na szczególną pochwałę. Sam pilot to arcydzieło sztuki użytkowej, wykonany jesz jednego kawałka drewna. Na pewno nie jest tani, stąd jego dodatek (a nie jakiegoś zwykłego plastikowego sterownika) to spora wartość dodana Soprano.

    Soprano to niewielka metalowa skrzynka (chasiss z 1,7 mm metalu) z wmontowaną doń klatką na lampy po lewej stronie korpusu. Całość robi bardzo dobre wrażenie wizualne, choć jak na Synthesis design wzmacniacza jest raczej skromny. Front wzmacniacza (a w zasadzie jego część, po pozostała jest zajęta przez klatkę na lampy) przyozdobiony jest dużą czarną gałką wzmocnienia głośności z wytłoczonym wgłębieniem. Zaraz obok, po prawej stronie, umieszczono pionowy rząd guzików sterujących wyborem źródła (gramofon, analogowe liniowe, cyfrowe koaksjalne, cyfrowe optyczne i cyfrowe USB - wybrane źródło sygnalizowane jest odpowiednią diodą znajdującą się przy odpowiednim przycisku). W tym samym rzędzie na dole zamontowano nieco większy przycisk zasilania. Jest jeszcze "oko" podczerwieni i dioda zasilania umieszczone tuż nad gałką wzmocnienia.

    Lampy elektronowe znajdują się wewnątrz klatki ochronnej wykonanej z kilku warstw metalowych żeber. Jest zamontowana do korpusu na kilka śrub. Owszem, można ją zdemontować, ale w moim przekonaniu, wzmacniacz korzystniej prezentuje się z nią niż bez niej. Jest elementem dekoracyjnym dopełniającym bryłę wzmacniacza. Zastosowane lampy to cztery EL84 firmy Electro-Harmonix, po parze na każdy stopień końcowy. EL84 to klasyczna pentoda mocy o cokole nowalowym, pierwotnie wprowadzona na rynek przez firmę "Philips" w 1959 roku. W Polsce była wytwarzana w latach 60. XX w. w Zakładach Wytwórczych Lamp Elektrycznych "TELAM". Amerykańskim odpowiednikiem EL84 jest 6BQ5, natomiast radzieckim - 6П14П.

    Z tyłu (od lewej do prawej) zamontowano gniazdo sieciowe IEC, dwie pary terminali głośnikowych, trzy gniazda cyfrowe (koaksjalne, optyczne i USB) i dwie pary analogowych RCA - pierwsza para to klasyczne gniazda analogowe, zaś druga to gniazda wejściowe do wewnętrznego przedwzmacniacza gramofonowego dla wkładek MM (obok jest też zacisk uziemienia). Czyli Soprano to niejako fuzja tradycji z nowoczesnością - lampowe wzmocnienie i phono-stage MM plus wewnętrzny DAC. Do pełni szczęścia brakuje w zasadzie jedynie odbiornika Bluetooth. Warto by było nad takim rozwiązaniem pochylić się przy kolejnych edycjach Soprano.

    Moc wzmacniacza wynosi jedynie 2 x 12 Wat, ale to rozmyślny projekt konstruktora - pana Luigi Lorenzona, który pragnął zbudować prosty, stosunkowo niedrogi wzmacniacz o klasycznej budowie zapewniający piękny lampowy dźwięk. Jak zapewnia producent, "nowy Soprano z DAC AKM 24-bit/192 kHz na pokładzie i przedwzmacniaczem gramofonowym, gwarantuje wyjątkową jakość dźwięku z dowolnego źródła analogowego i cyfrowego. Soprano wykonany jest z najlepszych, dostępnych w tej klasie cenowej materiałów i wykorzystuje zaawansowane technologie. To wyrafinowane połączenie długotrwałych badań i doświadczenia projektanta".

    Właściwości
    • Port USB „B”
    • Wejście cyfrowe optyczne i koaksjalne
    • DAC: AKM 24-bit/192 kHz
    • Wejście gramofonowe: MM
    • Transformator wyjściowy – zastosowano żelazo i silikon wysokiej klasy.
    • Mocna konstrukcja mechaniczna stabilnie utrzymuje zasilacz i transformatory wyjściowe, zapewniając urządzeniu ochronę przed niepożądanymi wibracjami
    • Pokryte złotem profesjonalne terminale głośnikowe zapewniające wolne od utleniania połączenie.
    • Ceramiczne gniazda wejściowe RCA pokryte złotem dla pewnego i stabilnego połączenia.
    • Wszystkie lampy zostały wyselekcjonowane po dokonaniu dwustopniowego wygrzewania. Wykonujący to automat steruje procesem a po jego zakończeniu, wybiera komplety lampy, które zapewniają równowagę brzmienia.
    • Podzespoły wzmacniacza zostały wyselekcjonowane z najwyższą starannością. W procesie selekcji zostały wzięte pod uwagę te najlepsze z dostępnych na rynku, a każdy z nich, przed dokonaniem ostatecznego wyboru, musiał przejść wyczerpujące badania dotyczące jego wpływu na dźwięk.
    • Wykończenie: anodyzowane aluminium: srebrne/czarne
    • Pilot zdalnego sterowania: źródło i poziom głośności

    Dane techniczne
    • Stopień mocy (1 kanał): 2 x EL84/6BQ5
    • Stopień wejściowy (1 kanał): OP-AMP – JRC5480
    • Sterownik (1 kanał): 2 x MJD340
    • Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 000 Hz +- 0,5 dB
    • Impedancja wejściowa: 50 kΩ
    • Czułość wejściowa: 100 mV / 12 W RMS
    • Impedancja obciążenia: 6Ω
    • Konfiguracja stopnia mocy: Push-Pull Ultra Linear 43%
    • Moc wyjściowa (1 kanał): 12 W RMS / 6 Ω / klasa „A”
    • Zniekształcenia: przy 12 W 1 kHz - 1%
    • S/N ratio: > 90 dB, ważony A
    • Wejścia analogowe: 1 x liniowe; 1 x gramofonowe MM (47 kΩ)
    • Wejścia cyfrowe: 1 x SPDIF koaksjalne; 1 x SPDIF optyczne; 1 x USB „B” dla Windows / Mac / iOS / Android
    • Rozdzielczość maksymalna: 24-bit/192 kHz
    • Pobór mocy: 80 W
    • Wymiary: (S x G x W) – 310 x 295 x 150 mm
    • Masa: 10 kg

    Nieduży karton ze wzmacniaczem



    Bezpieczny sposób pakowania

    Spójna bryła wzmacniacza - klatka na lampy dopełnia ją, a nie jest odrębnym bytem


    Żebra klatki ochronnej

    Cztery lampy elektronowe Electro-Harmonix EL84



    Po prawej duże pokrętło głośności oraz pionowy rząd przycisków sterujących

    Soprano stoi na wzmacniaczu Hegel H160

    Spojrzenie ogólne na system odsłuchowy


    Wrażenia dźwiękowe
    Do tytułowego wzmacniacza przyłączałem przede wszystkim trzy pary kolumn głośnikowych: Tannoy Legacy Cheviot, Living Voice Auditorium R3 oraz AudioSolutions Figaro B. Sporadycznie Davone Studio. Przewody głośnikowe to za każdym razem XLO UltraPLUS U6-10. Pełna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

    Nieczęsto spotyka się lampy elektronowe EL84 we wzmacniaczach; tu są po dwie na każdy stopień mocy. (Kiedyś opisywałem ciekawy wzmacniacz Ming Da MC84-A właśnie na EL84, czytaj test TUTAJ). EL84 nie są tak popularne jak EL34, KT88, czy nawet 300B. Nie wiem skąd to wynika, bo EL84 dobrze zaaplikowane przynoszą przecież bardzo dobry dźwięk. Nie inaczej jest w Soprano, który może nie jest wulkanem energii, lecz gra wyjątkowo równym i przepysznie bogatym dźwiękiem o sporym ciężarze, z lekkim ociepleniem oraz przyjaznym charakterze. To brzmienie eufoniczne, nasycone tonalnie aż po same brzegi - puszyste, soczyste i plastyczne. Ciut zaokrąglone i nieco pomazane pastelami przynoszącymi miły i relaksujący odbiór o cechach wybitnie naturalnych i uniwersalnych. Można też napisać tak o brzmieniu: zdrowe, wybujałe, płynne i gładkie, a przy tym obfitujące w delikatne faktury, wybrzmienia, odcienie i półcienie - z szeroką paletą jedwabistości, bez żadnych oznak twardości, ostrości i drażliwości.

    Jednocześnie przekaz ma taką ogólną charakterystykę, że od razu czuć i słuchać, że ma się do czynienia z zaawansowaną konstrukcją, albowiem jest tu ta cudowna galanteria i rasowa barwa tworzące realny poziom high-fidelity. Taki przynoszący dźwięk delikatny a precyzyjny, zapewniający doskonałą równowagę brzmienia z dobrym wypełnieniem i otwartą średnicą. Skutkuje to interdyscyplinarnością wzmacniacza - każdy gatunek słuchanej muzyki ma szansę zabrzmieć optymalnie i stuprocentowo. Czy to garażowy rock, jazgotliwy jazz, rozdygotana elektronika, czy wysublimowana symfonika, to Soprano gra równo i bogato tworząc pełen obraz muzyczny - rasując niedociągnięcia nagrań, ekstrapolując dziury, piłując ostrości i pogrubiając chudości. Nie ma w tu więc słyszalnej żadnej ordynarności, czy krzykliwości - nawet najbrudniejsze dźwięki wydają się być dopieszczone, subtelne, więc w rockowych kawałkach może zabraknie trochę drapieżności. Owszem hard-rockowe ostre gitary są gorące, ale nie wzbudzają przenikliwych dreszczy, zaś czynele drżą i wibrują, ale czasem brakuje w nich metalu. Tym samym chcę napisać, że Soprano optymalny jest do normalnych odsłuchów, albowiem nie zapewni stricte koncertowego dźwięku. Kieruje się w stronę klimatycznego i romantycznego analogu, a nie żywiołu i ekstazy. Soprano, nomen omen,śpiewa, ale nie krzyczy.

    Kilka słów o wewnętrznym DACu. Oparty jest na kości firmy Asahi Kasei o maksymalnej rozdzielczości 24-bit/192 kHz - producent nie podaje konkretnej nazwy przetwornika, ale w Internecie można dowiedzieć się, że jest to odbiornik AKM 4117 z chipem konwertera AKM 4430E (co ciekawe, Internet informuje też o obecności drugiego, równolegle zamontowanego DACa - tym razem to ...Burr-Brown PCM 2707). Trudno we wzmacniaczu kosztującym niecałe 5 000 PLN oczekiwać nie wiadomo jak dobrego DACa. Jednak Synthesis wcale nie poszedł na łatwiznę aplikując taką, a nie inną kość AKM. Ta zastosowana jest używana przez wielu renomowanych producentów (np. Audiotrack, Stello/April Audio) i charakteryzuje się więcej niż przyzwoitymi parametrami. Oraz oczywiście dobrym dźwiękiem.

    Synthesis Soprano via wewnętrzny DAC cechuje się niezłą rozdzielczością, dobrym zaangażowaniem tonalnym, przyzwoitym wglądem w nagrania. Jest gładki, aksamitny i ciepły. Co istotne, jest optymalnie dobrany do wzmacniacza Soprano, bo współgra z nim, nie narzuca własnej odrębności. Brzmi równo zapewniając harmonijny przekaz. Owszem, nie jest ani zaawansowanie rozdzielczy, ani wybitnie tonalny. Gra poprawnie - tylko tyle i aż tyle. Jest na pewno sporą wartością dodaną Soprano - wystarczy podłączyć doń głośniki i np. komputer, aby otrzymać kompletny system audio hi-fi, w którym wszystko jest na swoim miejscu.

    Konkluzja
    Synthesis Soprano to stosunkowo niedrogi wzmacniacz lampowy wraz z zamontowanym wewnętrznym przetwornikiem cyfrowo-analogowym AKM (oraz przedwzmacniaczem gramofonowym MM). To urządzenie przemyślnie skonstruowane i schludnie oraz solidnie zbudowane. Charakteryzuje się wybitnie przyjaznym dźwiękiem o bogatym, a nawet eufonicznym stylu gry. To brzmienie zaangażowane, z rasowym sznytem, o lampowym posmaku ciepła i słodyczy. Przeznaczony przede wszystkim dla początkującego melomana, ale rekomendowany też dla wymagającego więcej audiofila, albowiem jest więcej niż jedynie zwykłym wzmacniaczem lampowym. Jest bardzo dobrym wzmacniaczem lampowym! 
     
    Cena w Polsce - 4 950 PLN.

    System odsłuchowy
    Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Audio-gd A1 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
    Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU),  Tannoy Legacy Cheviot (test TU), AudioSolutions Figaro B (test TU), Davone Studio VSA (test TU), Martin Logan Motion 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
    Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO i Pioneer PD-70AE (test TU).
    Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
    DACi: Pioneer U-05 (test TU), Audio-gd R-28 (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
    Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
    Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
    Wkładki gramofonowe: Ortofon 2M Black (test TU) i Goldring 2500 (test TU).
    Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i 1ARC Arrow SE (test TU).
    Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
    Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
    Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
    Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
    Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
    Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


    Filtr zasilania Taga Harmony PF-2000 - zapowiedź testu


    Śpieszę zawiadomić Czytelnika, iż właśnie dotarł do mnie najnowszy filtr zasilania Taga Harmony PF-2000 (zobacz TUTAJ). Nie było by w tej wiadomości nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ów filtr jest wytworem polskiej firmy Taga Harmony (a jej właścicielem Polpak Polska) oraz to, że kosztuje mniej niż 1 000 PLN (999 PLN). A taka informacja jest już wręcz sensacyjna. Dlaczego? Ponieważ dotychczas za filtry zasilania (zwane czasem także kondycjonerami pasywnymi) przychodziło zapłacić dobrze powyżej 2 000 PLN. Zaś Taga Tarmony swoim PF-2000 proponuje pełnowymiarowy i całozakresowy filtr zasilania w solidnej metalowej obudowie, wyposażony aż w siedem gniazd, w tym pięć filtrowanych i dwa niefiltrowane. Urządzenie dodatkowo zaopatrzono w funkcję wskazującą prawidłową fazę zasilania oraz wychyłowy wskaźnik napięcia umieszczony na przednim, aluminiowym panelu.

    Dane techniczne
    Ilość gniazd: 2 bezpośrednie i 5 filtrowane
    Funkcje / wyposażenie Filtr szumów: > - 10 dB (2 - 100 MHz)
    Max skok napięcia: 3 000 V
    Max skok natężenia: 1 000 A
    Max obciążenie napięciowe: 470 V
    Max całkowite obciążenie: 10 A, 2 500 W (łącznie dla wszystkich gniazd)
    Zużycie energii: 230 V ~ 240 V 50/60 Hz < 0,1 W
    Wymiary: (W x S x G) 10 x 44 x 31 cm
    Masa: 5,1 kg









    Wkładka gramofonowa MC Goldring Ethos - zapowiedź testu




    Dzięki uprzejmości białostockiego dystrybutora Rafko udało mi się pozyskać do testów w trybie przedpremierowym najnowszą wkładkę gramofonową Goldring Ethos typu Moving Coil (zobacz TUTAJ). Publicznie pierwszy raz w Polsce zostanie zaprezentowana podczas warszawskiej wystawy Audio Video Show w listopadzie br. Do tego czasu mam swobodną możliwość testowania wkładki Ethos, z czego mam zamiar skwapliwie skorzystać. Zapraszam do lektury testu za kilkanaście dni.

    Cytuję kilka słów o Goldring Ethos w ślad za producentem: "Ethos używa szlifu typu Vital z bardzo małym promieniem o liniowym poziomie kontaktu z płytą gramofonową. Wielościenny diament o szlifie line-contact został wybrany z powodu kombinacji wysokiego poziomu styku z linią żłobienia, bardzo niskiej masie końcówki oraz poziomemu ułożeniu igły, które pozytywnie wpływa na przetwarzanie najwyższych częstotliwości. Super cienka igła jest w stanie dopasować się dużo lepiej do żłobień w płycie, co poprawia liniowość i skuteczność wysokich tonów. Tego typu rozwiązanie chociaż kosztowne pozwala na ograniczenie zużycia zarówno igły jak i płyty.

    Igła jest połączona z układem GOL-1 poprzez wspornik wykonany ze stopu lekkich metali, co zapewnia stuprocentowe przeniesienie informacji z igły do układu magnetycznego we wnętrzu wkładki. Kluczowym elementem wspornika jest długość. W nowej wersji wspornik jest dłuższy, co ma wydatny wpływ na wydajność całego systemu MC. Po pierwsze zmniejsza zakłócenia przenoszone z gorszej jakości płyt gramofonowych, a po drugie cewka zachowuje się stabilniej w polu magnetycznym co poprawia stabilność wkładki na ramieniu.

    Karkas cewki wykonany z armatury pozwala na zachowanie bardzo niskiej masy własnej cewki. Im niższa masa nieresorowana tym łatwiej igła pozostaje w stałym kontakcie ze żłobieniem płyty gramofonowej. Dodatkowo armatura zapewnia bardzo dobrą fizyczną oraz elektryczną izolację cewki, a to pozwala na lepszą separację kanałów na poziomie przekraczającym realnie 30 decybeli.

    Każdy gram wagi sprawia, że rośnie ryzyko niechcianych rezonansów. Rozwiązaniem tego problemu jest amortyzacja za pomocą wydajnego zawieszenia igły. Dlatego Goldring zaprojektował zupełnie nowe zawieszenie do modelu Ethos oparte o unikalną kompozycję gumy butylowej. Całość obliczono tak, aby uwzględnić momenty, w których występuje największy rezonans, który mógłby zakłócić pracę igły.

    Neodym to najsilniejszy i jednocześnie najlżejszy typ magnesu dostępny na dzisiejszym rynku. Magnes został spięty z tyłu i z przodu "butami", które zamykają pole magnetyczne w idealnie jednolitej formie wokół karkasu cewki.

    Obudowę wkładki wykonano z precyzyjnie wyciętego aluminium lotniczego, które gwarantuje niską masę i wysoki poziom sztywności i zwartości całej konstrukcji. Ponadto zapewnia najlepsze możliwe warunki do transmisji sygnału elektrycznego. Dodatkowo wkładka została wykończona za pomocą anodowania, co nadaje jej rasowy wygląd i poprawia odporność na uderzenia i upadki. Ponadto proces anodowania poprawia proces transmisji energii elektrycznej wewnątrz wkładki. Dokładny skład stopu aluminium został wybrany na podstawie serii niezależnych odsłuchów". Koniec cytatu.

    Specyfikacja techniczna
    - Typ przetwornika: MC
    - Mocowanie wkładki: 1/2 cala
    - Szlif: Vital PH
    - Wymienność igły: Tak (w fabryce)
    - Kąt nachylenia igły: 20 stopni
    - Siła nacisku: 1,5 - 2,0 g
    - Pasmo przenoszenia: 35 - 18 000 Hz
    - Separacja kanałów: > 30 dB przy 1 kHz
    - Czułość wyjścia: 0,5 mV ± 1 dB przy 1 kHz, 5 cm/s (rms)
    - Balans kanałów: < 1 dB przy 1 kHz
    - Pojemność wejściowa MC: 100 - 1 000 pF
    - Impedancja wejściowa MC: 100 Ohm
    - Rezystancja: 4 Ohm
    - Indukcyjność wewnętrzna: 7,5 μH
    - Igła o wymiarach: 0,3 x 1,4 mm
    - Wspornik igły: aluminiowy
    - Cewka: miedź OFC
    - Magnes: neodymowy
    - Masa: 7,7 g







    Pioneer Club 7: "Sound One-Box System Audio" - zapowiedź testu




    Kilka dni temu przedstawiciel gdyńskiego dystrybutora DSV Sp. z o.o. Sp. K. zwrócił się do mnie telefonicznie z pytaniem, czy nie chciałbym zapoznać się z najnowszym produktem japońskiego Pioneera. Zrozumiałem, że chodzi tu o nowe głośniki studyjne klasy PRO z łącznością bezprzewodową Bluetooth, więc uznałem, iż fajnie by było coś takiego posłuchać. Trochę się więc zdziwiłem, kiedy do mojego domu przetransportowano karton wielki jak lodówka. Okazało się, że źle zrozumiałem przedstawiciela DSV, bo chodziło mu o najnowszy system audio klasy DJ o dźwięcznej nazwie Pioneer Club7 (zobacz TUTAJ). Sam Pioneer określa to to jako "Club Sound One-Box Audio System", a w istocie rzeczy jest to duży pojedynczy aktywny głośnik z łącznością bezprzewodową Bluetooth służący do nagłośniania pomieszczeń mieszkalnych, ale także i klubów, czy restauracji. Cena tego systemu to niecałe 2 000 PLN.

    Club7 ma wygląd stricte profesjonalny. Wyposażony jest w cztery głośniki, w tym dwa basowe w technologii Kick Enhance firmy Pioneer, co uwydatnia niższe częstotliwości i sprawia, że uderzenie basowe jest bardziej agresywne. Jak pisze Pioneer: "głośniki niskotonowe zapewniają szybki bas dla bardziej entuzjastycznego dźwięku". Do głośnika można transmitować sygnał via Bluetooth (z poziomu np. smartfonu) lub przewodowo gniazdem USB lub analogowym typu mini-jack. Sterowanie może odbywać się manualnie lub głosowo za pomocą komend. Głośnik można ustawiać pionowo lub poziomo (odpowiedni stelaż jest w komplecie). System ma na pokładzie także liczne lampki LED z dwoma rodzajami migotania: "Chill" i i "Rave". No cóż, wygląda na to, że na stare lata zostanę didżejem...











    NuPrime IDA-16 - wzmacniacz cyfrowy z DAC DSD


    Dwa zdjęcia IDA-16 ze strony NuPrime

    Wstęp
    Na samym początku października br. z białostockiego Rafko dojechał do mnie NuPrime IDA-16 (zobacz TUTAJ), czyli jak określa go producent "zintegrowany wzmacniacz cyfrowy stereo klasy hi-end z przetwornikiem DAC ESS Sabre". Owszem, nie jest to najnowsza konstrukcja firmy NuPrime, bo powstała zaraz po jej narodzeniu (a w zasadzie po "wypączkowaniu" z firmy NuForce) w roku 2014. Był to pierwszy wzmacniacz stereo nowo powstałej NuPrime. Pierwszy i od razu przebojowy, należy napisać. IDA-16 zebrał całą masę branżowych nagród, rekomendacje czasopism hi-fi oraz, co najważniejsze, uszy i serca światowych melomanów. Cztery lata to dużo w świecie audio hi-fi, lecz jak się okazało, konstrukcja IDA-16 była i jest na tyle innowacyjna, że wciąż świeża i aktualna (w tym wewnętrzny DAC ESS 9018K2M SABRE32 DSD/PCM). Podobnie zresztą jak i ponadczasowy, bo futurystyczny design wzmacniacza. Dlatego z tych powodów nie mogło zabraknąć NuPrime IDA-16 na stronach Stereo i Kolorowo. Oto on!

    Z kronikarskiego obowiązku dodam, że na stronach Stereo i Kolorowo urządzenia marki NuPrime gościły już wcześniej. Był to zestaw NuPrime DAC-9 i NuPrime STA-9, czyli DAC/przedwzmacniacz i końcówka mocy (czytaj test TUTAJ).

    Wrażenia ogólne i budowa
    Wzmacniacz dostarczany jest w niezbyt dużym pudle, ani nie za ciężkim - sam IDA-16 waży około 7 kg, więc karton z zawartością ma niewiele więcej. Ale współczesne tzw. wzmacniacze cyfrowe nie są ciężkie, to już nie te czasy, kiedy porządny piec musiał mieć masę co najmniej 20 kg, albo jeszcze więcej. Wzmacniacze cyfrowe nie muszą oddawać ciepła na zewnątrz, radiatory i promienniki nie są potrzebne. Stoi za tym wysoka efektywność wynosząca w przypadku testowanego wzmacniacza aż 93%. Czyli, innymi słowy, jedynie kilka procent pobieranej energii jest zamieniane na ciepło. Ekolodzy na pewno są z tego faktu przeszczęśliwi.

    W zestawie ze wzmacniaczem znajduje się pilot zdalnego sterowania. Jest dość niezwykły, pierwszy raz spotkałem się z takim kształtem sterownika. Jest wydłużony i ma przekrój sześciokąta foremnego (heksagonu). Cały wykonany został z metalu. Przyciski sterujące zamontowano na dwóch krawędziach i są wygięte w taki sposób, aby ściśle do tych krawędzi przylegały. Mają kolor srebrny, zaś korpus pilota kolor czarny - taki kontrast świetnie wygląda. Sterownik IDA-16 prezentuje się dosłownie jak rodem ze świata high-endu i z sci-fantasy.

    Kształt aluminiowej (!) obudowy IDA-16, a w zasadzie bryłę jej frontu trudno przyrównać do jakiegoś innego sprzętu hi-fi. Jest bardzo nietypowa, acz intrygująca. Front jest wysunięty do przodu z obudowy niczym fragment jakiegoś wielkiego kryształu, ale takiego niesymetrycznie zeszlifowanego, choć regularnego. Dwa boki owego "kryształu" są do siebie odwrotnie przystające. Super to wygląda. Środkowa część frontu (ta najwęższa i najbardziej wysunięta do przodu) pokryta jest licznymi wyświetlaczami, które nie są zwyczajnymi wyświetlaczami a mini-perforacjami z wewnętrznym niebieskim podświetleniem. I tak, od prawej do lewej - na skraju umieszczono wyświetlacz informujący o wybranym wzmocnieniu (pokazuje wartość numeryczną jedynie podczas regulacji głośności) oraz o częstotliwości próbkowania sygnału cyfrowego. Po środku frontu znajduje się czerwono/niebieski wyświetlacz sieciowy, zaś po jego lewej stronie rząd sześciu wyświetlaczy informujących o wybranym aktualnie źródle - świecąca się litera "U" oznacza, że doprowadzany jest sygnał cyfrowy via gniazdo USB, dwie osobne litery "O" - via gniazdo optyczne, litery "C" - via cyfrowe koaksjalne i "A" - parę gniazd analogowych RCA. Przyciski do wyboru źródła umieszczone są nad wyświetlaczami, na skośnej części panelu frontowego. Podobnie jak przyciski regulujące wzmocnienie, wyciszenie i zasilanie. Przyciski te są bardzo małe, a przez to nie ergonomiczne. O wiele wygodniej dokonywać regulacji za pomocą pilota zdalnego sterowania.

    Tylny panel jest bardziej konserwatywny niż przedni. Całą jego prawą część okupują wejścia cyfrowe (2 x Toslink, 2 x coaxial i USB). Zaraz obok umieszczono dwie pary gniazd analogowych RCA - para wejściowych i para wyjściowych. Jest też gniazdo optyczne wyjściowe. Po środku zamieszczono dwie pary terminali głośnikowych. (Mogły by być wyższej jakości, bo są takie sobie). Po lewej stronie znajduje się gniazdo sieciowe IEC zintegrowane z komorą bezpiecznika i centralnym włącznikiem zasilania. Obok zamontowano gniazdo RS-232 do komunikacji multiroom i przesuwny przełącznik napięcia elektrycznego 115 V/230 V. 

    Jak podaje producent: "IDA-16 to wzmacniacz jedyny w swoim rodzaju. W zamyśle producenta głównym źródłem sygnału audio dla wzmacniacza są formaty cyfrowe. Dlatego wzmacniacz dysponuje aż 5 wejściami cyfrowymi i tylko jednym kompletem złącz analogowych. W zamian za to NuPrime obiecuje obsługę nawet najwyższych standardów formatów cyfrowych i kompletne rozwiązanie o jakości dźwięku, który zaspokoi nawet najbardziej wybrednych audiofilów. IDA-16 został wyposażony w pełnoprawny przetwornik cyfrowo-analogowy o najwyższej jakości dźwięku oparty o topowy przetwornik DAC ESS SABRE - dzięki temu nie ma potrzeby dokupowania do kompletu zewnętrznego urządzenia DAC. Całość jest idealnie dopasowana brzmieniowo i stanowi kompletne, high-endowe rozwiązanie. 200 Wat ciągłej mocy niezależnie od obciążenia wskazuje na bardzo wysoką wydajność prądową, co pozwala podłączyć do wzmacniacza praktycznie dowolne kolumny". Koniec cytatu.

    Główne cechy IDA-16 to:
    - obsługa plików w jakości do 384 kHz oraz DSD do 11,2 MHz,
    - 200 Wat na ciągłej mocy na kanał zarówno przy 4 jak i 8 Ohmach,
    - precyzyjny potencjometr drabinkowy o skoku 0,5 dB z pamięcią poziomu głośności dla każdego źródła,
    - sterowanie urządzeniem autorskim mikroprocesorem z retencją pamięci,
    - przetwarzanie cyfrowe sygnału przez programowalny chip FPGA SRC IC dla ultra niskich zniekształceń jitter,
    - udoskonalone końcówki mocy w klasie D przełączające się przy 600 kHz (w przeciwieństwie do klasycznych, które przełączają się przy 300 kHz),
    - zasilacz w technologii SMPS (Switch-Mode Power Supply) o sprawności dochodzącej do 93 procent,
    - obsługa ASIO 2.1 (DSD256) oraz DoP (DSD over PCM),
    autorskie sterowniki do systemu Windows,
    - kondensatory w technologii Cross-Matrix Array zdolne do dostarczenia wysokiego napięcia,
    - realne pasmo przenoszenia sięgające 80 000 Hz.

    Dane techniczne
    Znamionowa moc wyjściowa: 2 x 200 W (4/8 Ω)
    Moc wyjściowa w szczycie: 400 W
    Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 80  000 Hz
    Całkowite zniekształcenia harmoniczne + szumy (THD+N): 0,004 %
    Obsługiwane typy sygnału cyfrowego:
    wejście USB:
    - PCM 44,1 | 48 | 88,2 | 96 | 176,4 | 192 | 352,8 | 384 kHz/16 - 24 bity
    - DSD 2,8 | 5,6 | 11,2 MHz/1 bit 
    - wejścia S/PDIF: PCM 44,1 | 48 | 88,2 | 96 | 176,4 | 192 kHz/16 - 24 bity
    Wymiary (S x W x G): 57 x 430 x 375 mm
    Masa: 7 kg

    Niezbyt duża paczka z IDA-16


    Dokładny sposób pakowania

    Oryginalny, futurystyczny kształt panelu frontowego

    Pilot zdalnego sterowania o przekroju sześciokąta foremnego (heksagonu)

    Tylko pięć małych przycisków sterujących na froncie

    Po prawej - "wyświetlacz"

    Tył urządzenia - dominują gniazda cyfrowe

    Na dole porównawczy DAC Pioneer U-05

    Gram z plików wysokiej częstotliwości - świeci się wartość 192 kHz


    Dwa spojrzenia na system odsłuchowy

    Wrażenia dźwiękowe
    Do IDA-16 podłączałem przede wszystkim dwie pary kolumn: Tannoy Legacy Cheviot oraz Living Voice Auditorium R3. Sporadycznie Guru Audio Junior. Przewody głośnikowe to za każdym razem XLO UltraPLUS U6-10. Wzmacniacze porównawcze to: Hegel H160, Pathos Classic One MKIII, Synthesis Soprano, Haiku-Audio Bright MK4 oraz Audio-gd A1. DACi to Pioneer U-05 oraz Audio-gd R-28. Pozostała część sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

    NuPrime o IDA-16 pisze jako "wzmacniaczu cyfrowym", bo opartym na końcówkach mocy klasy D ("D" jak digital, ale w istocie rzeczy analogowych) i z wbudowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym, lecz sama regulacja siły głosu odbywa się w domenie analogowej opartej na drabince rezystorowej z 99 krokami do 0,5 dB. Tak więc, IDA-16 nie jest wcale taki cyfrowy za jaki się podaje. Na uwagę na pewno zasługuje tu niebanalna moc 200 Wat na każdą końcówkę mocy. To tytułem wstępu do opisu dźwięku, bo czasem ktoś, kto przeczyta, że ma do czynienia ze "wzmacniaczem cyfrowym" zaraz spodziewa się ultraklinicznego dźwięku wysterylizowanego z uczuć oraz wypreparowanego z emocji i ciepła. Zaś w IDA-16 jest dokładnie odwrotnie.

    Najprościej byłoby napisać, że IDA-16 gra fantastycznie! To brzmienie mocarne i potężne - zdolne momentalnie oddawać nawet najmocniejsze uderzenia instrumentów perkusyjnych i zmiany dynamiki, ale równolegle bardzo analityczne, ukazujące rozmaite złożoności przekazu, wyłuskujące np. mikro-pacnięcia miotełek o czynele, dbające o harmonię i realizm. Dźwięk cechuje się znakomitą energią i masą a przy tym jest doskonale przezroczysty i otwarty. Transparentny niczym kryształ górski. Można usłyszeć i zobaczyć bardzo, bardzo dużo dźwięku i jest to dźwięk ewidentnie wysokiej klasy. Taki styl gry przywodzi na myśl znacznie droższe konstrukcje - i piszę te słowa z pełną odpowiedzialnością. 

    IDA-16 nie ma najmniejszych problemów z pełnym ukazaniem ani potęgi brzmienia, ani bogatego jego kontentu. Nie ma także żadnych problemów z przekazaniem właściwego ciężaru i realnej dźwięczności instrumentów, czy głosów ludzkich. I w końcu nie ma żadnych problemów, aby porozciągać wzdłuż, wgłąb i wszerz scenę oraz precyzyjnie poukładać na niej źródła pozorne. Od tego najmniejszego do największego - i odwrotnie. Panuje tu porządek doskonały - jak w belgijskiej bombonierce.

    Co istotne, i o czym już wspominałem kilka akapitów wcześniej. Amerykański wzmacniacz nie ma tendencji do schładzania przekazu, czy jego zbytniego rozjaśniania i osuszania (jak to mogą czynić niektóre  wzmacniacze tzw. cyfrowe). Nic z tych rzeczy. Owszem, IDA-16 nie jest tak emocjonalnie gęsty jak np. jakiś wzmacniacz lampowy na bańkach 300B, bo to po prostu niemożliwe. Aczkolwiek NuPrime nie jest ani suchy w odbiorze, ani chłodny - jest raczej ciepławy i po analogowemu gładki, przy czym nie jest to sztuczne zjawisko w odbiorze, a całkowicie naturalne. To połączenie płynności, żarliwości i plastyczności przywodzące skojarzenia z dźwiękiem organicznym - stricte fizjologicznym. Z dużymi emocjami a jednocześnie z zaawansowaną kulturą. 

    Całość brzmienia ma atrakcyjny w odsłuchach sznyt - wszelkim nagraniom zawsze nadaje miłą aparycję budując realny wysokogatunkowy spektakl, w którym każdy instrument oddycha pełną piersią, ma swój indywidualny żywot. Z drugiej strony selektywność brzmienia jest jaka jest, czyli normalna albo przyzwoita. NuPrime nie sili się na ultra-rozdzielczość jaką mogą pochwalić się droższe wzmacniacze. Nie pokaże wszystkich pojedynczych instrumentów w dużej orkiestrze symfonicznej. Nie pokaże, bo nie musi. Zilustruje za to całą orkiestrę na scenie - wyraźnie i jednoznacznie. Holistycznie i muzykalnie.

    Kilka słów o wewnętrznym przetworniku cyfrowo-analogowym. To, przypomnę, DAC ESS 9018K2M SABRE32 DSD/PCM, czyli naprawdę nieźle. IDA-16 głównie stawia na źródła cyfrowe, bo akceptuje ich aż pięć, a tylko jedno analogowe. Wskazuje to, że konstruktorzy NuPrime musieli porządnie przyłożyć się do aplikacji DACa, jako naczelnego organizatora dźwięku wzmacniacza kształtującego jego charakter i warunkującego styl gry. I rzeczywiście - wewnętrzny DAC wart jest mszy. Dobrze koresponduje z cechami brzmieniowymi wzmacniacza podkreślając jego mocne strony, a nie uwypuklając słabszych (np. niezbyt zaawansowanej selektywności). Można napisać, że przetwornik jest dobrze dobrany i optymalnie zaaplikowany. Najpełniej o jego przymiotach można przekonać się za pośrednictwem wejścia USB - najwięcej tu płynności i gładkości grania przyozdobionej gęstością i miąższością dźwięku. Jest przyjemna gładkość i miękkość; jest mocny i tłusty bas; jest rozciągnięcie i subiektywna pełnia dźwięku; i wreszcie - jest intensywny kolor i soczysta barwa.  Brzmienie jawi się jako kompletne i żywe. Oczywiście, im wyższej jakości sygnał cyfrowy doprowadzić, tym lepszy otrzyma się ostateczny dźwięk. Moim zdaniem świetnie sprawdza się tu np. sygnał z Tidal o jakości MQA (Master Quality Authenticated) prowadzony z odtwarzacza sieciowego Auralic Aries Mini przewodem cyfrowym USB. (Przy okazji napiszę, że nie rozumiem różnych zarzutów pod względem formatu MQA; brzmi całkiem dobrze, zdecydowanie korzystniej niż "zwykłe" 16-bit/44,1 kHz). Można też pokombinować z DSD, ale ja podczas odsłuchów nie korzystałem z takich plików.

    Konkluzja
    NuPrime IDA-16 to znakomity wzmacniacz "cyfrowy" z bardzo wysokiej jakości DAC DSD opartym na kości ESS 9018K2M SABRE32, która dodatkowo jest wzorowo zaaplikowana. Słuchanie na tytułowym wzmacniaczu to czysta przyjemność - dostarcza żywy i masywny dźwięk przyprószony fizjologicznym ciepłem i intensywnym kolorem. Zawsze ukazuje całość i złożoność nagrań - transparentnie i wysokogatunkowo. NuPrime IDA-16 to wymarzony wybór dla pragmatycznego melomana, który pragnie mieć autentyczną muzykę w swoim domu. Realizm, czystość, przestrzenność i naturalność grania to największe zalety IDA-16. Brawo NuPrime!   

    Cena w Polsce - 8 975 PLN.

    System odsłuchowy
    Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Synthesis Soprano (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Audio-gd A1 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
    Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Tannoy Legacy Cheviot (test TU), AudioSolutions Figaro B (test TU), Davone Studio VSA (test TU), Martin Logan Motion 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
    Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO i Pioneer PD-70AE (test TU).
    Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
    DACi: Pioneer U-05 (test TU), Audio-gd R-28 (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
    Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
    Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
    Wkładki gramofonowe: Ortofon 2M Black (test TU) i Goldring 2500 (test TU).
    Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i 1ARC Arrow SE (test TU).
    Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
    Magnetofony kasetowe: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU) i Nakamichi 700.
    Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
    Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
    Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
    Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


    [Audio vintage]: Nakamichi 700 - magnetofon kasetowy

    Tytułowa strona prospektu Nakamichi 700 z lat 70-tych XX wieku


    Dwa zdjęcia z oryginalnego prospektu Nakamichi 700


    Dzięki uprzejmości warszawskiego salonu i serwisu Nomos Audio Vintage (zobacz TUTAJ) kilkanaście dni temu do odsłuchów otrzymałem ciekawy magnetofon Nakamichi 700.

    Model 700 to "mniejszy brat" modelu 1000, czyli we wczesnych latach 70-tych XX wieku topowego magnetofonu Nakamichi. "Siedemsetka" była produkowana w latach 1973 - 1977 i została zastąpiona modelem 700 MKII (produkowanym w latach 1977 - 1980). Generalnie 700 zapewnia wydajność i jakość wysoko cenionego modelu 1000, ale przy mniejszym koszcie budowy. Ponieważ kompromis w wydajności był nie do pomyślenia dla japońskiego Nakamichi, jedyną alternatywą było takie uproszczenie projektowania i opracowanie nowych technik konstrukcyjnych, które pozwoliłyby na obniżenie kosztów przy równoległym zachowaniu jakości. Jednakże większość cech, a także niezawodność i łatwość obsługi, które charakteryzują 1000, zostały zachowane w 700. To ten sam genialnie zaprojektowany transport taśmy z elektroniczną logiką IC (układ logiczny sterowania IC wytwarza kontrolę sekwencji o skomplikowanym taktowaniu, co zapewnia całkowitą kontrolę stosunku sygnału do szumu) i elektrozaworami typu "feathertouch", które inteligentnie sterują przesuwem taśmy.

    Podobnie jak w 1000 została tu w 700 zaaplikowana analogiczna konfiguracja trzech głowic kasowania, nagrywania i odtwarzania (Tri-Tracer), co umożliwia monitorowanie poza taśmą i zapewnia rozszerzoną odpowiedź wysokiej częstotliwości. Co istotne, taka konfiguracja trzech oddzielnych głowic - wymazywania, nagrywania była stosowana w profesjonalnych szpulach szpulowych. Firma Nakamichi we wczesnych latach 70-tych wprowadziła systemy potrójnych głowic Tri-Tracer, które szybko znalazły uznanie nie tylko wśród melomanów, ale także pośród profesjonalistów. Okazało się, że magnetofon kasetowy z Tri-Tracer dorównuje jakością dźwięku magnetofonom szpulowym m.in. pod względem pasma przenoszenia, zakresu dynamiki, dokładności przesuwu taśmy i stosunku sygnału do szumu, minimalizacji zniekształceń.

    Nakamichi 700 posiada również sygnał nawigacyjny z azymutem zapisu (oryg. head azimuth alignment beacon) ze specjalnymi sygnalizatorami, wbudowany tzw. Peak Limiter i Peak Level Meter, obwody redukcji szumów Dolby z oddzielną elektroniką do nagrywania i odtwarzania oraz wszystkie wejścia i wyjścia, które z 1000 czynią tak wszechstronną maszynę (bo 700 ma identyczne aplikacje). Warto zwrócić uwagę, iż "siedemsetka" Nakamichi przez fascynatów magnetofonów kasetowych jest uznawana za jeden z lepiej brzmiących magnetofonów w historii audio hi-fi.

    Kilka słów o brzmieniu 700. Pisząc krótko, to najlepiej z grających magnetofonów kasetowych, z jakim miałem do tej pory do czynienia (ale nie testowałem jeszcze Nakamichi Dragona i 1000ZXL). To dźwięk bardzo energetyczny i wysokokaloryczny o dużym natężeniu barw i sporej intensywności tonalnej. Soczysty, transparentny oraz bogaty a równolegle płynny i plastyczny o bardzo rozbudowanej średnicy. Z dużą przestrzenią. Jednocześnie całość brzmienia jest miękka i nastrojowa. Pełna wdzięku.

    Instrukcja obsługi i dane techniczne dostępne są na stronie naks.com.

    Nakamichi 700 to duża maszyna - można ją postawić na sztorc lub położyć na płasko


    Gałki i przyciski regulatorów

    Klawisze służące do obsługi kasety

    Podświetlane wskaźniki wychyłowe

    Gniazda typu RCA i DIN

    Otwarte pokrywy szuflady taśmy oraz mechanizmu kalibracji azymutu głowicy


    Rozbudowany mechanizm kalibracji azymutu głowicy


    Rzut okiem na system odsluchowy

    Kolumny podłogowe Pylon Pearl 27 - zapowiedź testu



    Właśnie dotarły do mnie premierowe kolumny głośnikowe Pylon Pearl 27 (zobacz TUTAJ). To już kolejna zapowiedź testu jarocińskich głośników na stronach Stereo i Kolorowo, a dokładniej czternasta (!). Wcześniej opisywałem (w kolejności alfabetycznej): Pylon Amber, Pylon Diamond 25, Pylon Diamond 28, Pylon Opal 23, Pylon Pearl 20, Pylon Pearl 25, Pylon Pearl Monitor, Pylon Sapphire, Pylon Sapphire 25, Pylon Ruby 25, Pylon Topaz 15, Pylon Topaz 20 oraz Pylon Topaz Monitor. Można więc napisać, że znam jarocińskie głośniki jak mało kto. Zdecydowana większość modeli Pylona to bardzo udane konstrukcje, często wręcz wybitne w relacji cena/jakość.

    Ostatnio do gustu bardzo przypadły mi nowe Pylon Ruby 25 (czytaj test TUTAJ), a wcześniej Pylon Diamond 28 (czytaj test TUTAJ). Wspaniałe wykonanie, piękny design oraz barwny i zaawansowany dźwięk. Ale wracając do tytułowych Pylonów, poniżej informacje pozyskane z firmowej strony na temat nowych Pearl 27.

    "Zestaw głośnikowy Pearl 27 to konstrukcja 3-drożna, wyposażona w dwa 6,5 calowe głośniki niskotonowe Pylon Audio PSW 18.8 FGS znane z mniejszych modeli linii Pearl oraz głośnik średniotonowy Pylon Audio PSM 18.8 FGS profilowany dla lepszego odtwarzania tonów średnich. Układy magnetyczne przetworników posiadają otwór wentylacyjny, mający na celu zwiększenie wytrzymałości mocowej głośnika oraz redukujący zjawisko kompresji przy większych poziomach wysterowania.

    Górę pasma powierzono 1-calowej jedwabnej kopułce, wyposażonej w specjalnie profilowaną komorę wytłumiającą. Dodatkowo na froncie umieszczony jest pierścień redukujący zjawiska dyfrakcyjne. Głośnik ten cechuje się ciepłym, barwnym i rozdzielczym brzmieniem.

    Obudowy posiadają specjalnie dobrane wytłumienie oraz wzmocnienia w newralgicznych miejscach, zapewniające odpowiednią sztywność konstrukcji oraz minimalizację niepożądanych rezonansów własnych. Tunel bass-reflex umiejscowiony na froncie obudowy pozwolił na swobodniejsze ustawienie kolumn w trudnych pomieszczeniach. Kolumny adresowane są pomieszczeniom o powierzchni od 20 do 45 m2, w których odnajdą się optymalnie.

    Pearl 27 charakteryzują się brzmieniem z dobrze zaznaczonym i kontrolowanym basem, plastyczną średnicą i precyzyjną górą pasma, gdzie wszystkie detale oraz niuanse zawarte w muzyce, są podane w bardzo wyrazisty sposób, perfekcyjnie łącząc się w jedną, zgraną całość. Pearl 27 oferują mocny oraz uporządkowany dźwięk gdzie scena jest głęboka, a całość prezentacji dokładnie artykułowana". Koniec cytatu.














    Filtr zasilania Taga Harmony PF-2000


    Dwa zdjęcia PF-2000 ze strony Taga Harmony

    Wstęp
    W połowie października dotarł do mnie najnowszy filtr zasilania Taga Harmony PF-2000 (zobacz TUTAJ). Nie było by w tej wiadomości nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ów filtr jest wytworem polskiej firmy Taga Harmony (a jej właścicielem Polpak Polska) oraz to, że kosztuje mniej niż 1 000 PLN (999 PLN). A taka informacja jest już wręcz sensacyjna. Dlaczego? Ponieważ dotychczas za filtry zasilania (zwane czasem także kondycjonerami pasywnymi) przychodziło zapłacić dobrze powyżej 2 000 PLN. Zaś Taga Tarmony swoim PF-2000 proponuje pełnowymiarowy filtr zasilania w solidnej metalowej obudowie rozmiarami odpowiadającej standardowym sprzętom hi-fi. Urządzenie wyposażone aż w siedem gniazd typu Schuko - w tym pięć filtrowanych i dwa niefiltrowane. PF-2000 dodatkowo zaopatrzono w funkcję wskazującą prawidłową fazę zasilania oraz wychyłowy wskaźnik napięcia umieszczony na przednim, aluminiowym panelu.

    Poprawne zasilanie sprzętu audio hi-fi ma fundamentalny wpływ na jakość dźwięku odtwarzanego materiału muzycznego. Wielokroć przekonałem się, że zastosowanie nawet prostego, ale prawidłowo skonstruowanego filtra zasilania przynosi błogosławione korzyści dla brzmienia audio poprawiając m.in. rozdzielczość i energię grania. Albowiem domowa sieć zasilania przenosi to, co aktualnie "znajduje się"w gniazdku elektrycznym. A tam pojawiają się rozmaite zakłócenia wytwarzane przez różne urządzenia elektryczne typu lodówki, pralki, agregaty, zmywarki, pracujące napowietrzacze akwarium, etc. Ponadto pojawiają się rozmaite zakłócenia sieci z zewnątrz np. radiofonia naziemna, systemy łączności policji, telefony komórkowe, CB Radio, komputery, Wi-Fi, itp. To wszystko są zewnętrzne zakłócenia elektromagnetyczne, które należy eliminować. Zaś metalowe obudowy urządzeń audio „zbierają” te zakłócenia, powstają prądy wirowe, które następnie przenikają do wnętrza sprzętów audio. Dlatego, pisząc krótko - prąd stosowany do zasilania urządzeń hi-fi należy "czyścić" z owych artefaktów. Im wyższej jakości zastosować filtr zasilania, tym ostatecznie korzystniej dla dźwięku. Ale, jak już napisałem na początku akapitu, nawet prosty, ale sensownie wykonany filtr może pozytywnie spełnić zadanie. Właśnie takim niekomplikowanym, ale dobroczynnym dla brzmienia jest filtr Taga Harmony F-2000.

    Wrażenia ogólne i budowa
    Filtr PF-2000 przychodzi zapakowany w sposób typowy dla Taga Harmony - solidny karton z dużymi firmowymi nadrukami. Wewnątrz pudła sprzęt unieruchomiony jest za pomocą piankowym form. Nie ma najmniejszej szansy na jakieś uszkodzenie podczas transportu. W komplecie nabywca otrzymuje filtr, przewód sieciowy, instrukcję obsługi oraz gwarancję producenta.

    Jak na niewygórowaną cenę poniżej 1 000 PLN, PF-2000 prezentuje się bardzo dobrze. Szykownie i elegancko. To czarna stalowa skrzynka z aluminiowym frontem anodyzowanym na czarny mat. Całość jest naprawdę sensownie zbudowana i spasowana. Nie ma się do czego przyczepić, no chyba jedynie, że sprzęt nie jest designerski, ale to zrozumiałe w tym przedziale cenowym. Na pierwszym miejscu postawiono jakość i rzetelność budowy, a te są nienaganne.

    W centralnym miejscu aluminiowego panelu frontowego zamontowano okienko V-metru (wskaźnik napięcia) dla kontrolowania napięcia sieci zasilającej. Rzecz użyteczna, choć nie niezbędna, ale dobrze że jest. Po lewej stronie od okienka V-metra znajdują się dwie diody - pierwsza niebieska zaświadcza o przyłączeniu urządzenia do sieci, zaś druga czerwona "Phase" informuje o prawidłowej fazie zasilania. Po lewej stronie umieszczono główny włącznik/wyłącznik zasilania i tuż obok czerwony guzik "Reset".

    Z tyłu znajduje się wejściowe gniazdo zasilania IEC oraz rząd aż siedmiu wysokogatunkowych gniazd wyjściowych typu Schuko, czyli typu F (tzw. niemieckiego). Przy okazji przypomnę, że nazwa Schuko to skrót od Schutzkontakt, czyli precyzyjnego niemieckiego określenia na "kontakt ochronny". To gniazdo uniwersalne, pozwalające na przyłączenie wtyku urządzenia w dwóch polaryzacjach. Należy przyznać, że Taga Harmony w swoim filtrze PF-2000 zadbała o wysoką jakość gniazd Schuko - i chwała im za to.

    Kończąc opis tylnego panelu, dodam, że na siedem gniazd Schuko, aż pięć jest filtrowanych, zaś dwa są bezpośrednie, czyli niefiltrowane. Prąd swobodnie przechodzi przez filtr, choć nie wiem, czy owe gniazda nie są w jakiś sposób chronione przed np. przepięciem. Pewnie na sto procent tak, ale nie ma żadnej o tym oficjalnej informacji.

    Po rozkręceniu pokrywy zobaczyć można jedną płytkę z jednym tylko dławikiem. Pięć gniazd jest wspólnie filtrowanych przez ten system/układ. Pewnie że chciałoby się, aby dla każdego gniazda była osobna płytka filtrująca z dławikiem, ale taki zabieg musiałby znacząco podrożyć urządzenie. Gniazda filtrowane i niefiltrowane są osobno szeregowo połączone grubymi przewodami bardzo schludnie poprowadzonymi w dwóch równoległych wiązkach. Szkoda, że konstruktorzy nie zdecydowali się na poszerzenie płytki filtrującej i wyprowadzenie z niej połączeń równoległych w miejsce szeregowych. Mam nadzieję, że nastąpi to w kolejnej konstrukcji PF-3000 (o ile taka powstanie).

    Patrząc na niezbyt obfity kontent wnętrza należy stwierdzić, że w istocie rzeczy Taga Harmony PF-2000 jest rozbudowaną listwą rozdzielczą z własnym układem filtrowania zasilania. To niejako ten sam układ, który znajduje się w listwie zasilającej z filtrem Taga Harmony PF-1000 (zobacz TUTAJ). Płytki wyglądają identycznie, przy czym w PF-1000 cztery gniazda są filtrowane, a cztery niefiltrowane. (W PF-2000 jest to pięć do dwóch). Oczywiście, PF-1000 to też niższy koszt, bo cena nie przekracza 550 PLN.

    Na pewno sporą wartością dodaną jest fakt, że ów układ umieszczony jest w pełnowymiarowej metalowej obudowie, co też nie jest bez znaczenia dla korzyści ochrony jakości zasilania. Dodatkowo taką skrzynkę odpowiadającą rozmiarami klasycznym urządzeniom z powodzeniem można wkomponować w system audio, oszczędzając miejsce i przynosząc swobodę w operowaniu przewodami zasilającymi. To bezdyskusyjny atut.

    Dane techniczne
    Ilość gniazd: dwa bezpośrednie i pięć filtrowanych
    Funkcje / wyposażenie Filtr szumów: > - 10 dB (2 - 100 MHz)
    Max skok napięcia: 3 000 V
    Max skok natężenia: 1 000 A
    Max obciążenie napięciowe: 470 V
    Max całkowite obciążenie: 10 A, 2 500 W (łącznie dla wszystkich gniazd)
    Zużycie energii: 230 V ~ 240 V 50/60 Hz < 0,1 W
    Wymiary: (W x S x G) 10 x 44 x 31 cm
    Masa: 5,1 kg


    Hirek Wrona recommended

    Bardzo solidny sposób pakowania


    Bardzo estetyczna obudowa; front aluminiowy

    V-metr wychyłowy

    Aż siedem gniazd zasilających do dyspozycji


    Gniazda typu Schuko

    Wewnątrz obudowy znajduje się taka sama płytka jak w Taga Harmony PF-1000


    Pięć gniazd filtowanych i dwa bezpośrednie


    Płytka filtrująca

    Spojrzenie na cały system odsłuchowy

    Wrażenia dźwiękowe
    PF-2000 przyłączyłem do gniazda sieciowego w ścianie za pośrednictwem przewodu sieciowego AirTech Alfa. Do filtra przypiąłem swój podstawowy system audio hi-fi składający się z następujących komponentów: wzmacniacz Pathos Classic One MKIII, tuner Sansui TU-5900, odtwarzacz sieciowy Auralic Aries Mini oraz DAC Pionner U-05. Był też gramofon Nottingham Analogue Horizon (gramofon podłączyłem do gniazda niefiltrowanego) wraz z przedwzmacniaczem Musical Fidelity MX-VYNL, a także magnetofon kasetowy Nakamichi 700 (również podpięty do gniazda niefiltrowanego). Jako filtr zasilania odniesienia używałem Xindak PC-200V (test TU). Szczegółowa lista całego sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu. 

    Filtr zasilania PF-2000 został solidnie skonstruowany przy zachowaniu umiarkowanego budżetu. Nie jest to ani urządzenie z pretensjami audiofilskimi, ani tym bardziej z żadnymi aspiracjami high-endowymi. Jak kiedyś powiedział Albert Einstein: "Wszystko trzeba robić tak prosto, jak to tylko jest możliwe, ale nie prościej". I Taga Harmony ze swoim PF-2000 jest tego najlepszym przykładem. Z funkcji filtrowania zanieczyszczeń sieciowych wywiązuje się znakomicie równolegle ani nie ograniczając, ani  "nie muląc" dźwięku. Działa niczym plaster przyklejony na ranę.

    Brzmienie systemu podłączonego do filtra Taga Harmony jawi się jako czyste i otwarte, bezpośrednie i szerokie, zdecydowane i rozdzielcze. Wpływ PF-2000 na dźwięk najpełniej objawia się polepszeniem ilustracji szczegółów, namacalności sceny oraz lepszej definicji niższego basu. Można także doszukać się zwiększenia selektywności i rozdzielczości przekazu. Zamazane fragmenty nagrań są ewidentnie mocniejsze i widoczniejsze. Bardziej czytelne. Nie są to duże zmiany, lecz jednoznaczne i wyraźne. Bezsprzeczne.  

    Oczywiście, nie wspominam to takim błogosławionym wpływie filtra PF-2000 na dźwięk jak brak słyszalnych przepięć, trzasków, czy tzw. pyknięć, bo to zrozumiałe. Również nie słychać szumów i innych interferencji. PF-2000 z tych zadań wywiązuje się pierwszorzędnie. Nic dodać, nic ująć.

    Konkludując. Zbudowanie zaawansowanego filtra nie jest zadaniem łatwym, dużo prościej coś tu zepsuć niż rzeczywiście poprawić. Zaś w przypadku nowego filtra Taga Harmony jego prostota budowy jest stuprocentową zaletą, a nie wadą. PF-2000 jest nieskomplikowanym filtrem zasilania umieszczonym w pełnowymiarowej obudowie z aż pięcioma gniazdami filtrującymi i dwoma bezpośrednimi (Direct). Wpływ na dźwięk jest oczywisty - polepsza się ogólny obraz muzyczny, szczegóły stają się wyraźniejsze, zaś brzmienie otrzymuje więcej substancji i kontentu. Polecam FF-2000 szczególnie osobom, które nie mają żadnego filtra zasilania i posiłkują się jeszcze np. tzw. listwą zasilającą. W takich przypadkach progres brzmieniowy będzie najwyższy, zaś satysfakcja użytkownika gwarantowana.

    Cena w Polsce - 999 PLN.

    System odsłuchowy
    Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), NuPrime IDA-16 (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Audio-gd A1 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
    Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Tannoy Legacy Cheviot (test TU), Pylon Pearl 27, Davone Studio VSA (test TU), Martin Logan Motion 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
    Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
    Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
    DACi: Pioneer U-05 (test TU), Audio-gd R-28 (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
    Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
    Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
    Wkładki gramofonowe: Ortofon 2M Black (test TU), Goldring 2500 (test TU) i Goldring Ethos.
    Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i 1ARC Arrow SE (test TU).
    Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
    Magnetofony kasetowe: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU) i Nakamichi 700.
    Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
    Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
    Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
    Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


    Plan recenzji - listopad 2018 r.

    Reklama norweskiego Tandberga z lat 1977/1978


    Niestety, nie udało mi się opisać wszystkich zaplanowanych sprzętów na październik. Znaczną ich część jestem zmuszony przesunąć na listopad. A więc listopad na Stereo i Kolorowo tak powinien prezentować się pod względem kolejności testów:

    1. Jako pierwszą opiszę wkładkę gramofonową Goldring Ethos (czytaj zapowiedź testu TUTAJ) typu MC. Jest to wkładka, która właśnie ma swoją światową premierę, zaś w Polsce po raz pierwszy zostanie zaprezentowana na warszawskiej wystawie Audio Video Show. Warto dodać, że wkładka Ethos korzysta z igły ze szlifem typu Vital z bardzo małym promieniem, o liniowym poziomie kontaktu z rowkiem płyty winylowej.



    2. Zaraz potem chciałbym zabrać się za recenzję nowych kolumn podłogowych AudioSolutions Figaro S (zobacz TUTAJ), które mają do mnie przyjechać w ten piątek. Planuję zdążyć z owym testem jeszcze przed wspomnianą powyżej audiofilską ekshibicją Audio Video Show.



    3. W kolejce czekają nowe polskie kolumny Pylon Pearl 27 (czytaj anons TUTAJ). To głośniki typu ostatecznego "best-buy" w swoim przedziale cenowym. I cenowo, i dźwiękowo. Jestem tego w stu procentach pewien.



    4. Zaraz potem (a może i wcześniej) planuję opis głośnika stacjonarnego Bluetooth Pioneer Club 7 (czytaj zapowiedź TUTAJ) zwanego przez producenta jako "Club Sound One-Box Audio System". W istocie rzeczy jest to duży pojedynczy aktywny głośnik z łącznością bezprzewodową Bluetooth. Co za gigantyczny, lecz harmonijny sound!



    5. Na listopad przerzucam test kolumn podłogowych System Audio Legend 40 (zobacz TUTAJ). To produkt duński zaprojektowany i skonstruowany przez pana Ole Witthøfta. Co ciekawe, model Legend 40 pomimo że pasywny może być w każdej chwili przebudowany na aktywny.



    6. Podobnie jak powyżej, zamiast w październiku a w listopadzie (najpewniej), zajmę się włoskimi głośnikami Mauro Clementi M12A (zobacz TUTAJ i TUTAJ), czyli monitorami, które premierę miały w mijającym 2018 roku. Zbudowane zostały w oparciu o kultowe głośniki japońskiego Fostexa.



    7. Jak to jest już w Stereo i Kolorowej tradycji, nie może zabraknąć sprzętu z segmentu audio-vintage. Nie zdradzę, co za konkretny sprzęt będę opisywać w listopadzie, lecz mogę wszem i wobec zawiadomić, iż będzie to urządzenie kultowego norweskiego Tandberga z 1977 roku.

    8. Jak zwykle, możliwe są lekkie modyfikacje powyższych planów. Zaś jeżeli coś nowego i nieoczekiwanego "spłynie" do Stereo i Kolorowo, od razu pozwolę sobie zawiadomić Czytelnika. Zapraszam do późnojesiennej, listopadowej lektury mojego bloga!

    Wkładka gramofonowa MC Goldring Ethos



    Zdjęcia i rycina wkładki Ethos ze strony Goldring

    Wstęp
    Dzięki uprzejmości białostockiego dystrybutora Rafko udało mi się pozyskać do testów w trybie przedpremierowym najnowszą wkładkę gramofonową Goldring Ethos typu Moving Coil (zobacz TUTAJ). Publicznie pierwszy raz w Polsce zostanie zaprezentowana podczas warszawskiej wystawy Audio Video Show w listopadzie br.

    Ethos to nie jest pierwsza wkładka firmy Goldring, którą testuję, bo wcześniej były to następujące modele: MM - 2100, 2300, 2500, Elan i 1042 oraz MC - Legacy. Czyli, innymi słowy, Goldring Ethos jest już siódmą wkładką produkowaną przez tę brytyjską firmę, jaka gości na łamach Stereo i Kolorowo.

    Wrażenia ogólne i budowa
    Model Ethos jest niejako rozwinięciem i modernizacją modelu Legacy; w Ethos zastosowano staranniej dobrane materiały oraz wyższej jakości. Wizualnie oba te modele są do siebie podobne, aczkolwiek Ethos ma znacznie szczuplejsze i smuklejsze body.

    Ethos dostarczany jest w bardzo eleganckim opakowaniu o szkatułkowej budowie. Całość zapakowana jest w biały kartonik z podwójnymi ściankami (dla ochrony zawartości). Wewnątrz znajduje się kolejny kartonik - tym razem czarny. Ma nasuniętą kopertę, którą należy zsunąć, aby dostać się o właściwego pudełka z wkładką. To kartonik-szkatułka podobny do opakowania jakiegoś jubilerskiego precjozum. Po otwarciu wieczka ukazuje się wkładka zamontowana na płytce z tworzywa sztucznego, przykrytej wykwintną czarną tekturką z wyciętym owalnym otworem, przez który wystaje na sztorc wkładka (leży "do góry nogami"; zabezpieczona jest pokrywką na igłę i dodatkowo przymocowana dwiema mini-gumkami). Pięknie to wygląda.

    Pod plastikową płytką (z przymocowaną doń wkładką) znajduje się komora wyłożona czarną gąbką. W niej ułożone są: instrukcja obsługi, komplet śrubek mocujących (w przezroczystym woreczku) oraz kluczyk imbusowy.

    Sama wkładka prezentuje się bardzo wytwornie. Duże wrażenie robi powleczenie body warstwą czystego aluminium. Z kolei na froncie Ethos ma czarny "nos" z wymalowanym nań sporym złotym logo Goldring, czyli dużą stylizowaną literą "G". Po obu bokach body wytłoczone są po trzy rowki, w których montowany jest korpus ochronny dla igły.

    Myślę, że nie ma co silić się na własne słowa na temat budowy wkładki. Warto w tym miejscu zacytować po prostu producenta: "Ethos używa szlifu typu Vital z bardzo małym promieniem o liniowym poziomie kontaktu z płytą gramofonową. Wielościenny diament o szlifie line-contact został wybrany z powodu kombinacji wysokiego poziomu styku z linią żłobienia, bardzo niskiej masie końcówki oraz poziomemu ułożeniu igły, które pozytywnie wpływa na przetwarzanie najwyższych częstotliwości. Super cienka igła jest w stanie dopasować się dużo lepiej do żłobień w płycie, co poprawia liniowość i skuteczność wysokich tonów. Tego typu rozwiązanie chociaż kosztowne pozwala na ograniczenie zużycia zarówno igły jak i płyty.

    Igła jest połączona z układem GOL-1 poprzez wspornik wykonany ze stopu lekkich metali, co zapewnia stuprocentowe przeniesienie informacji z igły do układu magnetycznego we wnętrzu wkładki. Kluczowym elementem wspornika jest długość. W nowej wersji wspornik jest dłuższy, co ma wydatny wpływ na wydajność całego systemu MC. Po pierwsze zmniejsza zakłócenia przenoszone z gorszej jakości płyt gramofonowych, a po drugie cewka zachowuje się stabilniej w polu magnetycznym co poprawia stabilność wkładki na ramieniu.

    Karkas cewki wykonany z armatury pozwala na zachowanie bardzo niskiej masy własnej cewki. Im niższa masa nieresorowana tym łatwiej igła pozostaje w stałym kontakcie ze żłobieniem płyty gramofonowej. Dodatkowo armatura zapewnia bardzo dobrą fizyczną oraz elektryczną izolację cewki, a to pozwala na lepszą separację kanałów na poziomie przekraczającym realnie 30 decybeli.

    Każdy gram dodatkowej masy sprawia, że rośnie ryzyko niechcianych rezonansów. Rozwiązaniem tego problemu jest amortyzacja za pomocą wydajnego zawieszenia igły. Dlatego Goldring zaprojektował zupełnie nowe zawieszenie do modelu Ethos oparte o unikalną kompozycję gumy butylowej. Całość obliczono tak, aby uwzględnić momenty, w których występuje największy rezonans, który mógłby zakłócić pracę igły.

    Neodym to najsilniejszy i jednocześnie najlżejszy typ magnesu dostępny na dzisiejszym rynku. Magnes został spięty z tyłu i z przodu "butami", które zamykają pole magnetyczne w idealnie jednolitej formie wokół karkasu cewki.

    Obudowę wkładki wykonano z precyzyjnie wyciętego aluminium lotniczego, które gwarantuje niską masę i wysoki poziom sztywności i zwartości całej konstrukcji. Ponadto zapewnia najlepsze możliwe warunki do transmisji sygnału elektrycznego. Dodatkowo wkładka została wykończona za pomocą anodowania, co nadaje jej rasowy wygląd i poprawia odporność na uderzenia i upadki. Ponadto proces anodowania poprawia proces transmisji energii elektrycznej wewnątrz wkładki. Dokładny skład stopu aluminium został wybrany na podstawie serii niezależnych odsłuchów". Koniec cytatu.

    Specyfikacja techniczna
    - Typ przetwornika: MC
    - Mocowanie wkładki: 1/2 cala
    - Szlif: Vital PH
    - Wymienność igły: Tak (w fabryce)
    - Kąt nachylenia igły: 20 stopni
    - Siła nacisku: 1,5 - 2,0 g
    - Pasmo przenoszenia: 35 - 18 000 Hz
    - Separacja kanałów: > 30 dB przy 1 kHz
    - Czułość wyjścia: 0,5 mV ± 1 dB przy 1 kHz, 5 cm/s (rms)
    - Balans kanałów: < 1 dB przy 1 kHz
    - Pojemność wejściowa MC: 100 - 1 000 pF
    - Impedancja wejściowa MC: 100 Ohm
    - Rezystancja: 4 Ohm
    - Indukcyjność wewnętrzna: 7,5 μH
    - Igła o wymiarach: 0,3 x 1,4 mm
    - Wspornik igły: aluminiowy
    - Cewka: miedź OFC
    - Magnes: neodymowy
    - Masa: 7,7 g

    Pudełko w pudełku


    Eleganckie opakowanie

    Szkatułka jak u jubilera


    Ethos to prawdziwe precjozum

    Wkładka przymocowana jest do plastikowej płytki za pomocą dwóch śrubek, zaś korpus ochronny igły - za pomocą dwóch gumek

    Pod warstwą wierzchnią ukryto komorę z akcesoriami typu śrubki, klucz imbusowy, etc.



    Montaż i kalibracja wkładki nie jest czynnością skomplikowaną


    Ustawiam nacisk igły na wartość nieco powyżej 1,7 grama





    Kilka zbliżeń tytułowej wkładki na niebieskim winylu




    I kilka zbliżeń Goldring Ethos na białym winylu


    Dwa spojrzenia na system odsłuchowy


    Wrażenia dźwiękowe
    Wkładkę Ethos zamontowałem w headshellu ramienia Intercpace gramofonu Nottingham Analogue Horizon w miejsce mojej dyżurnej Ortofon 2M Black. Przedwzmacniacze gramofonowe to Musical Fidelity MX-VYNL oraz 1ARC Arrow SE. Wzmacniacz to przede wszystkim Pathos Classic One MKIII - na zmianę z Hegel H160. Pozostała część sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

    Po przełożeniu wkładek z MM Ortofon 2M Black na MC Goldring Ethos, w brzmieniu zaszła duża zmiana. Tytułowy Ethos bardziej stawia na ogólne nasycenie dźwiękowe, dogłębne wypełnienie tonalne oraz organiczność przekazu niż na czystą energię grania i jej dynamikę (jak to czyni 2M Black). Goldring to brzmienie mocno nastawione na gęstą średnicę, głęboką i różnokolorową barwę oraz przyjemną dla ucha gładkość, a nawet okrągłość dźwięków. Mniej tu ostrości, szorstkości i grania górą, więcej łagodności i relaksu. Sybilanty są wyciszone, soprany ciut oddalone, zaś ostre kanty wypolerowane. Taki zabieg może dawać wrażenie lekkiego wycofania czy zaciemnienia dźwięku, lecz w rzeczywistości jest to brzmienie bardzo wyrafinowane - galanteryjne i delikatesowe. Goldring ma elegancki styl gry - pokazuje piękno muzyki, dba o jej wymiar i kolor, zabiega o naturalną ciepłotę brzmienia. Takie atuty świadczą o bardzo wysokim zaawansowaniu tonalnym nowego Ethosa. 

    Jak już napisałem wcześniej, Ethos mocno preferuje średnicę. Ale nie robi tego ze szkodą dla niskich i wysokich tonów, bo i je także definiuje znakomicie, lecz średnie mocniej doświetla i głębiej penetruje. Można napisać, zę Goldring pokazuje średnie tony jako esencjalne, gęste i mocne, ale również jako lekko ciemniejsze niż pozostałe. Dużo w nich fizjologicznej czystości i namacalności, a także zaangażowania emocjonalnego przynoszącego pełny, wiarygodny i barwny przekaz. Jednocześnie przekaz jest lekki i otwarty, nigdy nie tłusty i nie przeładowany. Poszczególne dźwięki są poodklejane od siebie, są bardzo selektywne i zróżnicowane. Wokale bezproblemowo zajmują główne pozycje na scenie jednoznacznie wyodrębniając się z tła akompaniamentu. Z kolei instrumenty mają żyzny kontent i precyzyjny obrys akustyczny budujący tym samym realistyczny obraz muzyki. Stricte analogowy.

    Ethos zapewnia dużo informacji o nagraniu, wydobywa na powierzchnię mnóstwo tonalnej zawartości wnętrza rowków płyt, daje wgląd w barwę i fakturę, jak i pielęgnuje poprawną artykulację akustyczną. Całość dźwięku jest zwarta i obfita, acz optymalnie rytmiczna i odpowiednio energetyczna, bo nie przerysowana - dlatego szczególnie predysponowana do muzyki klasycznej, jazzowej i akustycznej. W niektórych gatunkach takich jak hard-rock, czy jakiś trash może niektórym brakować pazura i metalu, jak i agresji, a nawet brudu. Zaś Goldring Ethos to brzmienie wyrafinowane i wysmakowane, więc takich przymiotów jest natywnie pozbawione.

    Kilka słów o zjawiskach przestrzennych kreowanych przez nową wkładkę Goldringa. To przede wszystkim pierwszorzędna głębia sceny, więcej niż precyzyjna lokalizacja instrumentów i wokali, jak i również dokładna gradacja poszczególnych planów. Wirtualny kontakt z muzykami na scenie jest bliski i wyraźny, zaś percepcja samej muzyki - dogłębna i przestrzenna. Skierowana bezpośrednio w stronę słuchacza. Stereofonia jest prawidłowo rozciągana, głębia i dal widoczne, a wymiar przestrzeni wielopoziomowy. Bez uwag.

    Konkluzja
    Nowa Goldring Ethos to zaawansowana wkładka gramofonowa typu MC na miarę XXI wieku - zbudowana z bardzo nowoczesnych materiałów (m.in. stopy metali lekkich, guma butylowa, aluminium lotnicze, karkas cewki wykonany z armatury), a równolegle bardzo głęboko osadzona w tradycyjnej technologii analogowej. Igła z wielościennego diamentu o szlifie line-contact. Ethos zapewnia dźwięk bogaty, gęsty, kremowy i tonalnie nasycony do kwadratu. Ciepło podkreśla średnicę jednocześnie wydobywając z niej maksimum mocy i informacji. To brzmienie na wskroś rasowe i wyjątkowo dojrzałe - tylko dla analogowych koneserów i gramofonowych znawców. Gorąco polecam!

    Cena w Polsce - 4 550 PLN.

    System odsłuchowy
    Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), NuPrime IDA-16 (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Audio-gd A1 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
    Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Tannoy Legacy Cheviot (test TU), Pylon Pearl 27, Davone Studio VSA (test TU), Martin Logan Motion 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
    Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
    Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
    DACi: Pioneer U-05 (test TU), Audio-gd R-28 (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
    Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
    Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
    Wkładki gramofonowe: Ortofon 2M Black (test TU), Goldring 2500 (test TU).
    Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i 1ARC Arrow SE (test TU).
    Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
    Magnetofony kasetowe: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU) i Nakamichi 700.
    Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
    Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
    Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
    Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


    Kolumny podłogowe AudioSolutions Figaro S - zapowiedź testu



    Niniejszym zapowiadam recenzję nowych kolumn podłogowych AudioSolutions Figaro S (zobacz TUTAJ), które przyjechały do mnie dwa dni temu. To kolejny przedstawiciel rodziny Figaro! pochodzący z litewskiej manufaktury AudioSolutions (polskim dystrybutorem jest sopocki Premium Sound). A zupełnie niedawno na Stereo i Kolorowo testowałem ich mniejszych, bo podstawkowych, braci o nazwie Figaro B (czytaj test TUTAJ). Ich dźwięk zupełnie mnie oczarował, ciekawe jak będzie z podłogowymi Figaro S? Planuję zdążyć z ich testem jeszcze przed listopadową audiofilską ekshibicją Audio Video Show w Warszawie. Zapraszam więc do lektury recenzji za około dwa tygodnie. A może nawet ciut wcześniej.

    Główne cechy:
    - Trójdrożny system głośników
    - Głośnik wysokotonowy z kopułką z miniaturowym tubą, z falowodem
    - Super sztywne membrany papierowe, dla szybkiej odpowiedzi i doskonałej klarowności dźwięku i zwartego basu
    - Self-Locking Cabinet - konstrukcja obudowy zapożyczona z referencyjnej serii Vantage 5th Anniversary
    - Zintegrowane, niewidoczne stopy o regulowanej wysokości
    - Podwójna przednia przegroda (system "stealth Grille") podobnie jak w serii Overture
    - Łatwe zdejmowanie przedniej ścianki przez mały ozdobny otwór na palce
    - Terminale przyłączeniowe WBT NextGen
    - 17 różnych, unikatowych, opcji wykończenia, dla lepszego dopasowania do pomieszczenia












    Pioneer Club 7: "Sound One-Box System Audio"


    Dwa zdjęcia ze strony Pioneer

    Wstęp
    Gdzieś tak w połowie ubiegłego miesiąca przedstawiciel gdyńskiego dystrybutora DSV Sp. z o.o. Sp. K. zwrócił się do mnie telefonicznie z pytaniem, czy nie chciałbym zapoznać się z najnowszym produktem japońskiego Pioneera. Zrozumiałem, że chodzi tu o nowe głośniki studyjne klasy PRO z łącznością bezprzewodową Bluetooth, więc uznałem, iż fajnie by było coś takiego posłuchać. Trochę się więc zdziwiłem, kiedy do mojego domu przetransportowano karton wielki jak lodówka. Okazało się, że źle zrozumiałem przedstawiciela DSV, bo chodziło mu o najnowszy system audio klasy DJ o dźwięcznej nazwie Pioneer Club 7 (zobacz TUTAJ). Sam Pioneer określa to to jako "Club Sound One-Box Audio System", a w istocie rzeczy jest to duży pojedynczy aktywny głośnik z łącznością bezprzewodową Bluetooth (komunikujący się np. ze zwykłym smartfonem) służący do nagłośniania pomieszczeń mieszkalnych, ale także klubów, czy restauracji. Cena tego systemu to niecałe 2 000 PLN.

    Wrażenia ogólne i budowa
    Głośnik dostarczany jest w sporym kartonie. Zapakowany jest w piankową tkaninę i ułożony pomiędzy dwiema formami ze styropianu. W zestawie znajduje się instrukcja obsługi, przewód sieciowy zakończony wtykiem tzw. ósemką oraz podstawki do poziomego ustawienia głośnika. Uruchomienie sprzętu polega po prostu na włożeniu wtyczki zasilania do kontaktu, wciśnięciu przycisku zasilania i sparowaniu z dowolnym źródłem Bluetooth. To wszystko.

    Japoński głośnik nie jest mały; to nie jest jakiś "zabawkowy" sprzęt, a w zasadzie coś z pogranicza świata profesjonalnego. Wymiary to 327 x 682 x 341 mm, a masa - aż 18 kg. Obudowa wykonana jest z solidnej płyty wiórowej, malowanej na czarny mat. Po obu bokach namalowano duże napisy "Pioneer". Na górze głośnika zamontowano podświetlany panel sterujący z kilkoma pokrętłami i kilkoma przyciskami. Po środku tego panelu umieszczono rączkę służącą do przenoszenia urządzenia.

    Club 7 ma wygląd stricte profesjonalny, zresztą żadna to sensacja w Pioneer, albowiem firma ma gigantyczne doświadczenie w segmencie PRO - od lat produkuje rozmaite głośnikowe zestawy sceniczne, klubowe, czy studyjne (zobacz TUTAJ). Tytułowy głośnik wyposażony jest w cztery głośniki, w tym dwa wysokotonowe 50 mm i dwa basowe 180 mm. Głośniki basowe wykonane są w technologii Kick Enhance firmy Pioneer, co uwydatnia niższe częstotliwości i sprawia, że uderzenie basowe jest bardziej agresywne. Jak pisze Pioneer: "głośniki niskotonowe zapewniają szybki bas dla bardziej entuzjastycznego dźwięku". Wszystkie membrany głośników przykryte są na stałe grillem z metalowej siateczki. Na górze i dole frontu umieszczono dwa, dość spore ujścia bass-reflexu (nie są przykryte grillem).

    Do głośnika można transmitować sygnał via Bluetooth (z poziomu np. smartfonu) lub przewodowo gniazdem USB (z np. pendrive'a) lub analogowym typu mini-jack. Standard Bluetooth Pioneer opisuje jako: ver. 4.2+LE, profile: A2DP/AVRCP/HFP/HSP, codec: SBC. Sterowanie może odbywać się manualnie lub głosowo za pomocą komend (należy pobrać odpowiednią aplikację). Głośnik można ustawiać pionowo lub poziomo (odpowiedni stelaż jest w komplecie). System ma na pokładzie także liczne lampki LED z dwoma rodzajami migotania: "Chill" i "Rave". (Można je również całkowicie wyłączyć). Tryb Rave LED: lampki migają synchronicznie w rytmie muzyki dla efektu podkręcania. Tryb Chill LED: zaświecają się powoli w rytmie, budując nastrój.

    Co ciekawe, dwa osobne głośniki można ze sobą sprząc bezprzewodowo uzyskując tym samym lewą i prawą kolumnę. Producent podaje nawet, że istnieje też funkcja łączenia ze sobą większej ilości głośników niż dwa: "połącz dowolną ilość urządzeń poprzez połączenie przewodowe". Głośniki nadają się także więc do nagłośniania większych klubów, restauracji, etc.


    Duży karton


    Solidny sposób pakowania

    Profesjonalny design


    W tle głośniki Tannoy Legacy Cheviot

    Na froncie, na górze i dole, znajdują się listwy LED, które zmieniają kolor i migocą wraz z pulsem muzyki (możne je wyłączyć)

    Panel sterujący na górze głośnika oraz rączka do przenoszenia sprzętu

    Panel tylny

    Spojrzenie na pokój odsłuchowy






    Kilka przykładów odtwarzanych albumów z serwisu streamingowego Tidal

    Wrażenia dźwiękowe
    Głośnik Pioneer Club 7 sparowałem z moim smartfonem iPhone 6S (na zmianę z tabletem iPad Air 2) wykorzystując komunikację Bluetooth, a następnie rozpocząłem odsłuchy. Łączność jest wyjątkowo stabilna, bez sprzężeń, przerw, czy innych zakłóceń.

    Patrząc na nieco "dyskotekowy" design głośnika, a także biorąc pod uwagę jego rozmaite świecidełka, można by spodziewać się jakiegoś taniego i podkręconego dźwięku. Tymczasem nic z tych rzeczy - Pioneer gra wielce energetycznym dźwiękiem o huraganowym wręcz basie, lecz jest to brzmienie równe i harmonijne! Owszem, dynamika grania i gęsta średnica są mocno podkreślane, acz Pioneer unika przesady i bombastyczności w tym zakresie. To dźwięk obfity, żyzny i bezpośredni z wyeksponowanym basem a równolegle soczysty, świeży, spójny oraz z dobrym pulsem i rytmem. Nieźle komunikatywny.

    Niskie tony choć z tendencją do eksplodowania, to jednocześnie są wyjątkowo sprężyste, trzymane w ryzach, dobrze "sprężynujące". Ich zakres i wymiar można zwiększać lub zmniejszać za pomocą w technologii Kick Enhance firmy Pioneer. I jest to rozwiązanie dla basów dobroczynne - zwiększa ich obecność nie ingerując w ich jakość, bo ta nadal jest optymalna (jak na głośnik bezprzewodowy). Co istotne, niskie tony pomimo że, aktywne i rozłożyste, to nie zasłaniają wokali - te są wyraźne, jednoznaczne i z nutką ciepła. Podobnie zresztą soprany - istnieją rzeczywiście i mają się zupełnie dobrze. Zachowują wysoką skalę przejrzystości, nie ustępując przy tym pola średnicy, w naturalny sposób dodając od siebie zarówno rozmaite detale, jak i odpowiednią jej świeżość i jasność.

    Szczerze pisząc, Pioneer Club 7: "Sound One-Box System Audio" okazał się być dla mnie sporą niespodzianką. I nauką jednocześnie. We wstępie pozwoliłem sobie na lekką ironię względem niego, a nawet pewnego rodzaju niedowierzanie w jego umiejętności muzyczne. Tymczasem Club 7 dosłownie  zagrał mi na nosie. Albowiem okazało się, że taki system potrafi zagrać dźwiękiem energetycznym i mocnym, a jednocześnie harmonijnym i soczystym, z dużą dozą pewnej kultury i swoistego wdzięku. Czego gwarantem jest japońska firma Pioneer i jej olbrzymie doświadczenie w konstrukcji głośników estradowych i profesjonalnych. I całe to know-how widać i słychać w głośniku Club 7. 

    Nabywca wykładając na Club 7 niecałe 2 000 PLN otrzymuje pełny system muzyczny (cztery głośniki w jednej, ale solidnej skrzynce, wzmacniacz i łączność bezprzewodową Bluetoth). Na pewno w wielu przypadkach będzie to wybór korzystniejszy niż zakup jakiegoś głośniczka bezprzewodowego, czy sound-baru. Oczami wyobraźni widzę Pioneer Club 7 grający w jakimś lofcie, czy innym post-industrialnym pomieszczeniu. I wiem, że w takim wnętrzu (i w innym zresztą także) na pewno zapewni zdrową i bezproblemową muzykę o sporej substancji i dobrym wysyceniu. Należy odrzucić tylko konwenanse i cieszyć się po prostu czystą muzyką, a tej nowemu Pioneer Club 7 nie brakuje.

    Cena w Polsce - 1 990 PLN.


    Viewing all 1480 articles
    Browse latest View live